Oczywiście muszę tradycyjnie zaznaczyć, że większość postaci oraz świat, w którym się znajdują należy do J.K. Rowling (a niech się cieszy kobieta), a Kiteski i inne realne postacie należą tylko i wyłącznie do siebie. Pozostały chłam jest mój. Nie zarobiłam na tym nic poza chorą satysfakcją, komenatrzami, kilkoma obrażonymi na mnie osobami i paroma dodatkowymi nazwiskami na mojej liście nad łóżkiem...

Ta część mówi o tym, jak ludziom mijał początek roku, oraz o tym, co trzeba zrobić, żeby wyciągnąć kogoś z miejsca, gdzie nie powinien być.

1997

Był styczeń. Miesiąc, jak wiadomo zimny i mało przyjemny. Nie jest to do końca jasne, bo jakby na to nie patrzył trwa karnawał. No, ale również trwa wojna i w dodatku trzeba po przerwie świątecznej powrócić do szkoły. Szczęściem w nieszczęściu okazały się odwołane lekcje eliksirów. Na czas nieokreślony.

I tak pewnego dnia spokój Samanthy zburzył... brak Lupina. Miał on wyjechać na akcję Zakonu i wrócić po trzech, góra czterech dniach. Nie było go jednak już od tygodnia i Sammie powoli zaczynała panikować 1. Wypytywany dyrektor starał się ją uspokoić, ale nie szło mu to najlepiej.

Wreszcie po dziewięciu dniach nieobecności Remusa, pani Karkarov przemierzała szkolne korytarze i zobaczyła wydobywające się spod drzwi komnaty wilkołaka, światło.

Szybko doń zapukała i otworzyła. Po środku pokoju stał Remus Lupin, z wyjątkowo zmęczonym wyrazem twarzy.

Witaj Sammie – powiedział z uśmiechem.

Czemu nie było cię tak długo? – przywitała się Karkarov, zamykając drzwi i podchodząc do „byłego" ukochanego.

Mieliśmy drobne opóźnienie, ale to nic poważnego.

Kretynie, następnym razem ostrzegaj, że to może tyle potrwać! – zganiła go Sammie z uśmiechem i przytuliła się do niego.

A co martwiłaś się? – zapytał ze śmiechem, odwzajemniając uścisk.

Skądże! – oznajmiła, popisując się zdolnością ironizacji.

Remus zaśmiał się cicho. Spojrzał na nią, jakoś dziwnie, a potem ją pocałował.

Na początku delikatnie i ostrożnie, z obawą, że zarobi w łeb, ale zauważywszy, że jej to nie przeszkadza (a wręcz przeciwnie) poczuł się pewniej i zdecydowanie mniej zmęczony…

Tymczasem nie wszystkie pary poświęcały się tak romantycznym uniesieniom. Niektóre zwyczajnie w świecie siedziały w bibliotece. Jak to często się zdarza o drugiej w nocy.

Na litość Wielkiego Boga Oma, znajdźmy to wreszcie! – jęknęła Deer.

Wymieniłaś już wszystkich bogów, świętych i dobre duchy, jakie znasz? – zainteresował się Severus, odkładając kolejną książkę.

Na wróżkę-zębuszkę...

Chyba nie.

W nocy z piętnastego na szesnastego lutego do Hogwartu wbiegło dwoje ludzi w stanie wskazującym na niekompletną ilość komórek mózgowych. Choć co najmniej jedno z nich miało pełen zestaw. A właściwie nawet parę zapasowych, choć tylko z niektórych dziedzin.

W każdym bądź razie wpadli do Hogwartu ze śmiechem na ustach. Choć jedno z nich z zasady nie śmiało się w głos, ale tym razem zrobiło mały wyjątek i biegło z szerokim uśmiechem.

W gruncie rzeczy cały ten zagmatwany opis skraca się do jednego prostego stwierdzenia: Andrea i Severus (już niedługo pod jednym nazwiskiem) odnaleźli właściwą książkę, właściwy przepis i właśnie zdążali ku dyrektorowi aby go o tym poinformować.

Dni mijały. Andrea miała coraz więcej zajęć, bo Severus oddawał się robieniu eliksiru (który był piekielnie trudny, co tylko działało Snape'owi na ambicję). Samantha poszła do dyrektora aby pomógł jej załatwić formalności związane z rozwodem z Karkarovem (który postanowiła załatwić mimo iż przez to, że to ona chciała o niego prosić, traciła całą fortunę). Jednakże mąż pokrzyżował jej plany po raz kolejny, a mianowicie został zamordowany (przez wujka Toma) i nie mógł się z nią rozwieść, ale mógł spokojnie zostawić jej w spadku całe bogactwo jakim dysponował. Daria od czasu do czasu odwiedzała męża, a od czasu do czasu nie. Nie przeszkadzało jej to przy flirtowaniu z około dziesiątką uczniów. Choć, jak twierdziła, tak naprawdę, to oni tylko jej dokuczali(!)2. Valerie z dumą obnosiła się z pierścionkiem zaręczynowym z pięknym diamentem, który po prawie trzech miesiącach zaręczyn wreszcie kupił jej Bill 3. Alexis zaś przybyła do Hogwartu i dostała gdzieś tam małą komnatkę i coś tam się z nią działo, ale spójrzmy prawdzie w oczy – kogo to obchodzi? Ks. Loaf został przeniesiony do pracy w Kościele św. Kleofasa w Hogsmeade, dzięki czemu był blisko wydarzeń. Anne Malfoy i Kinga Frog otworzyły w Hogsmeade firmę, sprzedającą cudeńka z papieru (tzw. Origami), a głównie kwiatki. Oczywiście Mucia musiała się trochę z tym kryć, bo to nie wypada dobrze urodzonej panience, ale jej mąż się zgodził, gdy dowiedział się, że używają przy tym również czarów.

Bazil dał sobie spokój z podrywaniem Ginny i wziął się poważnie za Blaise Zabini. Casandra pomagała profesorowi Snape'owi, krojąc mu różne pierdoły do tego jego eliksiru.

Severus Snape skierował się krokiem powolnym, ale zdecydowanym w kierunku komnat nauczycielskich. Zdecydowanie nie jego komnat. I Zdecydowanie komnat damskiej części personelu nauczającego. (Nie)stety nie były to komnaty Andrei Deer. Były one wyżej położone, bo wbrew pozorom większość nauczycieli nie przepadała za wilgotnym i pełnym robali mieszkaniem w lochach.

Właściwie Andrea też nie przepadała, ale czego się nie robi dla miłości. Można nawet spać przy zapalonym świetle ze starym kapciem w ręku i z panicznym strachem przez pół nocy wypatrywać, czających się zewsząd pająków.

Wracając jednak do akcji głównej, którą bynajmniej nie jest fobia (wciąż) panny Deer, Severus zapukał zdecydowanie w dość grube, dębowe drzwi.

Proszę – rozległ się głos Sammie, stłumiony wyżej opisanymi drzwiami 4.

Mistrz eliksirów wszedł i podszedł do biurka kobiety wyraźnie zszokowanej jego obecnością. Jakoś nigdy specjalnie za sobą nie przepadali. Może dlatego, że A) Sammie była kuzynką Kundla. B) Severus nie lubił kujonów, którzy w klasie SUMów mają wyższą średnią od niego. C) Nigdy nie rozumiał jej zmian nastrojów i nie był w stanie wyczuć kiedy należy się kryć. D) Severus nie lubił się kryć przed kobietami. Miał swoją męską dumę.

Pamiętasz, jak mówiłem o rytuale, który trzeba odprawić, żeby wyciągnąć kun… Blacka?

Owszem – zgodziła się ostrożnie Samantha.

No więc, w uproszczeniu chodzi o to, że trzeba znaleźć osobę, którą napoi się eliksirem i którą się wrzuci za zasłonkę. W wymianie za Blacka – Snape spojrzał z nadzieją na zdjęcie Lupina, stojące na kominku.

Coś wymyślę – obiecała Sammie, mając już konkretnego kandydata na myśli.

Nie mogę mieć nadziei, żebyś się zdecydowała na wilkołaka?

Nie – padła stanowcza odpowiedź, która aż wibrowała od ostrzegawczych nut.

Wiedziałem, ale zawsze można zapytać – mruknął i wyszedł.

A raczej prawie wyszedł, bo potknął się o pasek od torby Sammie, który wraz z nią (torbą nie Samanthą) leżał na ziemi.

Cukier! – warknął, a Sammie spojrzała na niego podejrzliwie.

Czy ty czytałeś Pratchetta? – zapytała, rozpoznając cytat, aczkolwiek sama jeszcze nie sięgnęła do żadnego z dzieł autora, ale znała je dość dobrze z opowieści Andy.

Severus tylko się lekko zarumienił, burknął coś pod nosem i wyszedł (tym razem bez potknięć).

Ta Andy źle na niego działa – orzekła Sammie.

Zaraz jednak skupiła się na swym kandydacie za zasłonkę. A raczej kandydatce.

Będzie musiała się zwolnić na weekend u Dumbla.

Bellatriks Lastrange szła sobie spokojnie ulicą, późnym wieczorem i wycierała swoją różdżkę z mugolskiej krwi. Uśmiechała się leciutko, dumna z siebie. Nagle uśmieszek spełzł z jej twarzy na skutek wyczucia różdżki przytkniętej do skroni.

Obcej różdżki.

Bella, pójdziesz ze mną – oznajmiła Sammie ze złośliwym uśmieszkiem.

1„Prawda jest taka, że Sammie nie umie panikować powoli. Ona popada z jednego stanu w drugi. Bez faz przejściowych." – Dop. Valerie.

2„Przez takie dokuczanie, to się dzieci robi" – dop. Zniesmaczonego Severusa.

3 „Jednak nikt do tej pory nie wie skąd on wziął na niego pieniądze" – Dop. Samanthy

4„A więc to do niej poszedł… Śmierć! Śmierć! Śmierć Samancie!" – Dop. Andrei.