Oczywiście muszę tradycyjnie zaznaczyć, że większość postaci oraz świat, w którym się znajdują należy do J.K. Rowling (a niech się cieszy kobieta), a Kiteski i inne realne postacie należą tylko i wyłącznie do siebie. Pozostały chłam jest mój. Nie zarobiłam na tym nic poza chorą satysfakcją, komenatrzami, kilkoma obrażonymi na mnie osobami i paroma dodatkowymi nazwiskami na mojej liście nad łóżkiem...
Ta część opowiada o zmartwychwstaniu, ślubie i pogrzebie.
Dla każdego coś miłego :)
Nadszedł dzień dwudziesty ósmy czerwca, który był dniem powszechnie oczekiwanym i ubóstwianym. Choć oczywiście zdarzały się wyjątki, które wcale nie chciały mieć wakacji, bo przecież ile wiedzy można zdobyć przez dwa, tak bezsensownie marnowane, miesiące?
Jednak tym razem nawet Granger wyczekiwała tego dnia z rosnącym napięciem. Gdyż właśnie na ten dzień zostało zaplanowane odbijanie Syriusza Blacka z krainy zaświatów. Sam minister przyciśnięty do muru przez Dumbledore'a wydał zgodę na ratowanie zbiega, który został wypuszczony na wolność i uwolniony od pościgu dopóki nie znajdę się wystarczające dowody do jego procesu.
Na misję ratunkową pojechała parszywa trzynastka, składająca się w znacznej większości ludzi niepełnosprawnych umysłowo. Było też kilku ponad sprawnych i oczywiście paru w normie do pilnowania pozostałych. A skład drużyny Ż był taki (idąc wiekiem od najmłodszego): Bazil Alden Black, Ronald Donald Weasley, Harry James Potter, Hermiona Genoveffa Granger, Nymfadora Frederica Tonks, Bellatriks Tyfonisja Lastrange, Andrea Isabella Deer, Valerie Red, Samantha Francis Black, Remus John Lupin, Severus Gregory Snape, Molly Fryderica Weasley i Artur Weasley.
Cała ta wycieczka o godzinie szesnastej minut osiem stała pod bramą śmierci i wpatrywała się w lekko falującą zasłonkę.
Po chwili Bellatriks została brutalnie zmuszona do wypicia paskudnego specyfiku made by SS, a Sammie, trzymając różdżkę na gardle siostry podeszła wraz z nią w pobliże firanki i bezceremonialnie wrzuciła ją do środka.
Asta la vista, bejbe – mruknął Bazil.
Powinniśmy teraz powiedzieć, kogo chcemy w zamian – pouczył Severus.
Myszkę Miki – mruknęła Andy, ale bardzo cicho.
Najlepiej zgodnie i w jednym momencie – dodał.
No to na trzy cztery, a jak mi ktoś powie inną wersję niż Syriusz Andrew Black, to…
A potem każdy oddzielnie i dodaje coś od siebie. Na przykład Sammie może powiedzieć Syriusz Andrew Black, mój kuzyn- przerwał Samancie Severus.
Okey – rzekł Lupin. - Trzy czte-ry!
SYRIUSZ ANDREW BLACK! – zakrzyknęli wszyscy zgodnym chórem, a potem mówili po kolei, czyli wiekiem, bo tak im się Snape ustawić kazał.
Syriusz Andrew Black, mój ojciec – powiedział Bazil.
Syriusz Andrew Black, mój najlepszy dorosły przyjaciel – wymyślił na poczekaniu Ronald.
Syriusz Andrew Black, mój ojciec chrzestny – padło zdecydowane zdanie Harry'ego.
Syriusz Andrew Black, mój ulubiony żartowniś – wydukała Hermiona.
Syriusz Andrew Black, mój ukochany wujek – szepnęła Nymfadora, zbyt przejęta by normalnie mówić.
Syriusz Andrew Black, mój wróg szkolny numer trzy – wypaliła Andrea.
Syriusz Andrew Black, mój pierwszy największy ukochany – dodała z namysłem Val.
Syriusz Andrew Black, mój najukochańszy kuzyn – dołożyła Sammie.
Syriusz Andrew Black, mój najlepszy, żyjący przyjaciel – powiedział Remus.
Syriusz Andrew Black, mój największy wróg szkolny i nie tylko szkolny – powiedział Severus.
Syriusz Andrew Black, mój… mój przyjaciel – wydukała Molly.
Syriusz Andrew Black, jeden z moich przyjaciół – zakończył Artur i zasłonka bardzo mocno zafalowała.
Falowała, jakby się zerwał bardzo silny wiatr, a Harry słyszał jęki ludzi za nią uwięzionych. I ich szepty, tak liczne, że nie mógł zrozumieć więcej niż kilka pojedynczych słów.
I nagle wszystko ucichło, a ludzie stojący przed bramą zamarli, myśląc, że coś nie wyszło. I wtedy ręka wysunęła się zza bramy i odgarnęła zasłonkę i po chwili oczom wszystkich ukazał się uśmiechnięty od ucha do ucha i zdecydowanie żywy, Syriusz Black.
Udało się! – pisnęła Sammie i rzuciła się kuzynowi na szyję, a zaraz za nią zaczęli nowoprzybyłego ściskać prawie wszyscy zebrani.
Udało się – westchnął Severus i ruszył do wyjścia.
Po tym, jak Syriusz pogodził się z tym, że znaczną część jego testamentu już wykonano („Wierz Syriuszu, zakochałem się i wybacz, ale ci jej nie zwrócę") w większości wypadków nieodwołalnie („Syriuszu postaramy ci oddać te pieniądze, ale minął rok, a ja nie jestem w stanie oddać ci tej części, którą już wydaliśmy i…" „Nie ma sprawy, Molly") nastąpiło to, co było nieuniknione – ślub.
Dnia dwunastego sierpnia roku pańskiego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego odbył się ślub Valerie Red i Whiliama Jordana Weasley'a.
A było to tak…
Valerie była w białej, ozdobnej, podkreślającej sylwetkę sukni z długim z trenem i licznymi falbankami, oraz koronkami. Schowawszy się za przepięknym, ręcznie robionym welonem i z bukiecikiem konwalii w dłoniach, ruszyła przed ołtarz, odprowadzana przez swego ojca.
A tam czekał na nią Bill, który po raz pierwszy w życiu naprawdę wyglądał elegancko. Związał w kucyk swe długie włosy i kolczyk w uchu zastąpił na odświętny. Ubrany był w elegancką i idealnie dobraną, czarną szatę i prezentował się doprawdy kusząco.
Druhna – Alexis – ubrana była w niebieską sukienkę i ku zaskoczeniu większości nawet nieźle w niej wyglądała. Choć oczywiście nie umywała się do drużby – Syriusza – i opisująca to wszystko Andrea musi z bólem przyznać, że Huncwot wyglądał przeraźliwie przystojnie. Może dlatego, że usiłował w ostatniej chwili sprawić, żeby Val zmieniła zdanie.
W każdym razie sprawiło to, to, że podczas wesela wszystkie panie (i panny), pozostające w trwałych związkach były niezwykle czujnie pilnowane przez swych partnerów.
Oprócz Andy, która, jakby na to nie patrzeć, była w raczej trwałym zakochaniu, ale niestety wciąż bez wzajemności, oraz Molly, której mąż uważał, że i tak jej nikt nie poderwie, więc w połowie, zasmucony koniecznością opuszczenia wesela syna, wyruszył na akcję spokojny o losy małżeństwa.
I to był błąd.
Na weselu tańczyli prawie wszyscy. Wytworzyło się nawet kilka stałych par, które rzadko zmieniały tanecznych partnerów. Bill i Val muszą tu być jednak pominięci, bo tradycja kazała im tańczyć z każdym kto zechce i jeszcze się o tę chęć dopytywać. Pary jednak mimo wszystko były: Remus i Sammie; Ron i Hermiona; Charlie i Nymfadora; Percy (nawrócony) i jego żona Penelopa; Casandra Karkarov i Bazil Black (bo im się nudziło); Syriusz i Molly; i wiele, wiele innych.
Głównie ściany podpierały (ale tylko metaforycznie, bo tak naprawdę, to siedziały na krzesłach przy stole, na którym leżały słodycze) Andrea i Ginny. Obie z powodu niespełnionych miłości, choć ta druga miała zdecydowanie krótszy staż, bo dopiero półtora roku. Z dwudziestopięcioletnim doświadczeniem Andrei nie miało to-to szans, ale to był dopiero początek.
Ogólnie rzecz biorąc wesele było cudowne, udane i wszyscy się szampańsko bawili.
A ja tam byłam, colę z lodem piłam
A com widziała w Kronikach spisałam
Jak wiadomo los jest bardziej ironiczny niż cała kiedykolwiek żyjąca rodzina Snape'ów. I nawet Severus musiał to przyznać, gdy dowiedział się, że gdy w noc poślubną Val i Billa zostało poczęte ich wspólne dziecko, podczas akcji dla Zakonu został zamordowany jego dziadek (w sensie dziecka, nie Severusa), a Shaklebot ciężko ranny leżał w Św. Mungo.
Samego Severusa specjalnie to nie obeszło, ale ironia losu po raz kolejny zrobiła na nim wrażenie.
Jednak, co poniektórzy mieli bardziej wrażliwe serca niż Severus i dlatego nie było żadnego przyjęcia z okazji zaręczyn Sammie i Remusa, a tylko krótka informacja o tym, że ślub odbędzie się w zimie.
I to bynajmniej nie Sammie była wrażliwa w tym związku. Choć nie było to jawnie podane, to takie wnioski wysnuł SS.
