Oczywiście muszę tradycyjnie zaznaczyć, że większość postaci oraz świat, w którym się znajdują należy do J.K. Rowling (a niech się cieszy kobieta), a Kiteski i inne realne postacie należą tylko i wyłącznie do siebie. Pozostały chłam jest mój. Nie zarobiłam na tym nic poza chorą satysfakcją, komenatrzami, kilkoma obrażonymi na mnie osobami i paroma dodatkowymi nazwiskami na mojej liście nad łóżkiem...

Ta część opisuje rok 1999, w którym wydarzyło się parę narodzin i kilka ważnych śmierci, oraz awansów społecznych.

1999

Daria weszła spokojnie na oddział zamknięty i przywitała się ze znajomym pielęgniarzem.

Mam dla pani wspaniałe wieści! – krzyknął tenże, gdy tylko ją ujrzał.

Tak? – spytała z uśmiechem, licząc na coś innego niż powiedział.

Pani mąż wreszcie rozpoznał panią na zdjęciu!

Ach, tak? – pani Lockhart z lekkim zawodem patrzył na piegowatego blondyna w kwiecie wieku, który wydawał się bardzo podniecony nowiną.

Daria, kochanie! – doszedł ich głos Gilderoy'a wraz z samym Gilderoy'em, który zaczął ściskać swą ukochaną żonę. – Już umiem pisać zdania siedmiowyrazowe! – zaczął się chwalić i pewnie nigdy by nie przestał, gdyby nie to, że pielęgniarz w końcu uratował Darię, zapraszając ją na kawę.

Później tego samego dnia, w tym samym szpitalu, ale na innym zdecydowanie oddziale leżała Samantha Black. A Remus Lupin zdenerwowany czekał w poczekalni na żonę i synka. Johny'ego Syriusza Lupina.

Promienie czerwcowego słońca oświetlały taras domku państwa Lupin, na którym właśnie ci państwo zasiadali. Oprócz nich zasiadali także państwo Weasley, a po trawie tuż przed nimi raczkował Johny, którego goniły bliźniaki Weasley, które właśnie odkrywały w pełni zalety chodzenia na jedynie dolnych kończynach.

Co tam nowego w Zakonie? – spytał Lupin, który nie był na Grimmauld Place 12 już tydzień i pracoholizm się w nim odzywał.

Nie wiem – odparł szczerze Bill. – Nie było nas ostatnio. Wyjechaliśmy na trochę z dzieciakami. Co prawda była to misja zapoznawcza, czy w Polsce rozwinął się już kult jednostki Voldemorta, ale szczęśliwie donosimy, że nie, a za to nad Bałtykiem jest bardzo miło i wesoło – odparł z uśmiechem Bill.

Miła akcja – stwierdziła Sammie.

A żebyś wiedziała! Zaczynam rozumieć, co miała na myśli Andrea, twierdząc, że to fajny kraj. Dziwny, ale fajny…

Remus cicho zaśmiał się i poszedł przynieść herbatę z kuchni. Po chwili wrócił wraz z tacą z czterema herbatami, cukierniczką i cytryną, no i oczywiście z czekoladowymi ciasteczkami, jak nakazała mu Sammie, która nie mogła przecierpieć, że po figurze Val nie widać w ogóle efektów ciąży.

A co tam u was? – zagadnęła Val. – Jakieś nowe dziecko w drodze? W końcu skoro ten eliksir tojadowy wzmocniony przez Snape'a podziałał i mały się nie zmienia…

Nie – padła zdecydowana odpowiedź Sam. – Chwilowo wystarcza mi jeden syn i jedna córka, ale ciąg dalszy nie jest wykluczony.

Ale skoro pytacie, to znaczy, że na was można liczyć? – spytał domyślnie Remus, a Bill uśmiechnął się dumnie.

Weasley'owie to najcudowniejsze dzieci na świecie, musi ich być dużo! – oznajmił.

Tak, już słyszałam tą tyradę… Są ładne, mądre, zdolne, silne, dzielne…

Ta-da – zawołał po raz pierwszy w swym życiu Johny, który właśnie raczkował w kierunku swych rodzicieli z kępką wyrwanych rudych włosów w zaciśniętej piąstce.

Co powiedziałeś? – spytał Lupin w zdecydowanym szoku.

Ta-da! – zawołał synek machając zaciśniętą na trofeum piąstką.

Powiedział tata! – zawył bynajmniej nie do księżyca Lupin.

No cóż… - mruknęła pokonana Val, której dzieci – mimo dość późnego wieku czternastu miesięcy – wciąż nie chciały się odezwać.

W tym momencie zza drzewa wyszli Isabelle i Quentin, z czego to drugie masowało się po rudej głowie z miną, wyrażającą największe cierpienie.

Boli – poskarżył się po chwili Quentin, czym uratował matkę przed wstydem.

Lipiec zastał Virginię Weasley w kuchni w domu przy Grimmauld Place 12. Przebywała tam wraz ze swoją stosunkowo nową przyjaciółką, nieco starszą od niej, czyli Andreą Deer, która wczytywała się w swój horoskop w „Czarownicy", oraz z Syriuszem Blackiem, który pod postacią psa wylizywał swój talerz po gulaszu. Innych ludzi w zasięgu wzroku, słuchu, węchu, dotyku, czy oklumencji nie było. Ginny mogła się, więc spokojnie chwalić swoimi wynikami OWTMów, które właśnie nadeszły.

Dostałam N z Wróżbiarstwa – oznajmiła spokojnie.

Czemu? – zdziwiła się Andrea, która zdała z wyróżnieniem z Wróżbiarstwa.

Mieliśmy wróżenie z fizjonomii. Każdy dostawał nazwisko nauczyciela i miał wróżyć, jaki to on jest.

I? – ponagliła Deer.

I wyszło mi, że Severus Snape jest delikatny i wrażliwy…

Niczym sejf pancerny – mruknął Syriusz, powracając do własnej postaci i odkładając talerz do zlewu.

…hojny…

Jak Lucjusz Malfoy dla skrzatów domowych.

…wierny…

Aha – mruknęła Andy.

…łagodny i uprzejmy – zakończyła Weasley.

Niczym Stforek, gdy ktoś chce mu zabrać pamiątkę rodzinną Blacków – zakończył Łapa.

Tak, to jest z przepowiadaniem charakteru z fizjonomii. Mi wyszło coś podobnego, jak kiedyś wróżyłam ukochanemu facetowi. Znaczy Snape'owi.

Ja, jak wróżyłam swojemu ukochanemu, to wyszło mi, ze jest miły i tolerancyjny...

Prawie, jak Hermiona wobec ludzi wykorzystujących skrzaty domowe.

Oj, zamknij się Syriuszu! – warknęła Rogaczka.

Ginny szła korytarzem szpitala św. Hiberantoliana, gdzie była na stażu i gdzie potem miała rozpocząć pracę. W św. Mungu było znacznie trudniej o posadę, czy staż, więc chwilowo tutaj starała się o posadę młodej pani lekarki. Było tu to o tyle łatwiejsze, że posadę obejmowało się nie po określonej liczbie miesięcy spędzonych na stażu, ale wtedy kiedy się na to zasłużyło. Można więc było liczyć na awans nawet w ciągu roku. Aczkolwiek trzeba było być zdolnym i pracowitym człowiekiem. Wtedy dostawało się własnego stażystę, któremu trzeba było wszystko pokazać, a dopiero, gdy tenże się zasłużył i ukończył staż, można było liczyć na tytuł pełnoprawnego doktora.

W tejże chwili Ginny siedziała na poczekalni i czekała na tego, kto miał ja nauczać i który dopiero nie dawno sam skończył pierwszy etap stażu.

Gdy tenże człowiek wyszedł zza rogu w swym białym fartuchu ze znakiem szpitala wyszytym na kieszonce fartucha, w białych spodniach z prawie białymi włosami i zdecydowanie niebieskimi oczami, Ginny serce zabiło mocniej, a potem całkiem przestało bić.

On tez spojrzał na nią jakoś dziwnie.

Weasley? – spytał niedowierzając.

Witaj, Draco. la la jakos

Dni mijały powoli, ale nieubłaganie.

Dni wciąż mijały…

I wciąż…

Pewnego grudniowego dnia, który sam w sobie nie wróżył nic złego (był mróz, padał śnieżek i słonko świeciło), ale właśnie tego dnia wydarzyła się tragedia dla świata czarodziejskiego wręcz ogromna.

Co się stało? – spytała Molly, która siedząc przy stole kroiła jakieś warzywa i od czasu do czasu drapała czarnego psa, który obok niej leżał.

A spytała nikogo innego, jak Severusa Snape'a, który właśnie z błędnym wzrokiem aportował się w kuchni na Grimmauld Place.

Tragedia – mruknął tenże i opadł ciężko na ławie.

Co się stało? – powtórzył zaniepokojony Black powróciwszy do ciała ludzkiego, gdyż Snape w takim stanie był zdecydowanie obiektem godnym zainteresowania.

Śmierciożercy i Czarny Pan napadli na jeden z samochodów ministerstwa i zabili wszystkich, którzy byli w środku…

Powiedz, że był tam Knot! – jęknął Syriusz.

Był. Knot, Percy Weasley, kilku urzędasów, dwóch aurorów i… Dumbledore.

CO!

Dumbledore nie żyje. W Hogwarcie wybuchła panika, ale Minerva nad wszystkim zapanowała. Chyba zostanie nowym dyrektorem, ale tak, czy owak świat magiczny pozostał bez dwóch największych przywódców.

Mamy już tylko Harry'ego – mruknęła Molly.

Owszem – przytaknął Severus z miną, jakby chciał się zabić i oszczędzić trudu Śmierciożercom.

Święta Grimmauld Place były wyjątkowo smutne. Właśnie po wspólnej kolacji i uśpieniu wszystkich dzieci, wszyscy zebrani zasiedli przy pustym stole, żeby porozmawiać. Właśnie wtedy pojawił się Snape, który ostatnio był okrutnie zabiegany, i usiadł wraz ze wszystkimi do rozmowy, a Molly zagrzała mu gulaszu, żeby nie umarł z głodu.

Co tam słychać w szerokim świecie? – zapytał go Syriusz. – Wybrali już ministra magii?

Owszem. Odbyło się dziś głosowanie – przyznał Snape. – Wybrali też dyrektora Hogwartu.

Kogo? – wyrwało się Harry'emu, który wraz z przyjaciółmi przyjechał na świąteczną przepustkę.

Wice ministra magii wybiera sam nowowybrany, ale jeszcze nie wybrał, pewnie dlatego, że jeszcze nie wie, że Black go zgłosił, jako kandydata- kontynuował Snape.

Wszyscy zebrani wbili zdziwione spojrzenia w Syriusza, który zaczął się coraz szerzej uśmiechać, a potem już całkiem otwarcie chichotać i śmiać się.

Kogo zgłosiłeś? – spytała Sammie, a Syriusz wstał i z galanterią ukłonił się przed jej mężem.

Moje gratulacje, Remusie! – dodał, ściskając dłoń zszokowanego wilkołaka.

Raczysz żartować – mruknął Lupin.

Niestety Lupin, to prawda – potwierdził Snape, patrząc na nowego ministra.

Przy stole (gdy już wszyscy pozbyli się szoku) zabrzmiały odgłosy radości i składania gratulacji. Harry się śmiał, Hermiona gratulowała, bliźniaki z wrażenia mało pod stół nie spadli. Powszechną radość przerwał jednak sam minister.

No, dobrze. Choć wydaje mi się, że to jakiś kiepski dowcip – spojrzał na Snape'a, ale ten tylko pokręcił głową. – Ale kto został dyrektorem Hogwartu?

Na szczęście Minerva, więc wszystko będzie w porządku – westchnął Snape. – Gorzej sprawa się ma z zastępcą, bo nie mam pojęcia dlaczego go wybrali.

Kogo? – rzucił rozbawiony Black. – Lockharta?

Nie.

Binnsa?

Filcha?

Flitwicka?

Trelavney?

Ciebie! – rzuciła Adrea, która zawsze wierzyła w swego ukochańca.

Owszem – padła odpowiedź Snape'a, który był w wyraźnym szoku.

Ten stan tylko się pogłębił, gdy zaczęto mu składać gratulacje. W końcu i tak ich nie uczył, to co im szkodziło sprawić trochę przyjemności staremu nietoperzowi?

Otrzeźwiał dopiero, jak Andy dała mu buziaka w policzek. I wtedy wyszedł oblany rumieńcem. „Tak się dać skompromitować przy uczniach!"