Oczywiście muszę tradycyjnie zaznaczyć, że większość postaci oraz świat, w którym się znajdują należy do J.K. Rowling (a niech się cieszy kobieta), a Kiteski i inne realne postacie należą tylko i wyłącznie do siebie. Pozostały chłam jest mój. Nie zarobiłam na tym nic poza chorą satysfakcją, komenatrzami, kilkoma obrażonymi na mnie osobami i paroma dodatkowymi nazwiskami na mojej liście nad łóżkiem...

Ta część jest poświęcona wściekłym nietoperzom.

Severus szedł szkolnym korytarzem i nie było w tym nic dziwnego. Widział niedaleko przed sobą Andy i to również nie było nic dziwnego. Wręcz przeciwnie zaczynał się do tego powoli przyzwyczajać. Rozmawiała z Vectorem, co (jak doszedł do wniosku) było tylko głupią przykrywką śledzenia i gapienia się na niego. Dziwne było trochę spojrzenie, jakim Deryk Vector obdarzał Deer, ale mógł to być tylko mylny odbłysk światła pochodni. Snape nie zamierzał się przejmować stojącą parą i ruszyć na cowieczorny patrol korytarzy. Wtedy jednak stało się coś szokującego. Wysoki, złotowłosy mężczyzna z granatowymi oczami, jakim niewątpliwie był Deryk Vector, człowiek, którego Severus od lat uważał za przedstawiciela rasy inteligentnej, pochylił się nad Deer i ją pocałował.

Wydarzenie to było tak szokujące, że Severus skamieniał, wrósł w podłogę, zamienił się w słup soli i w ogóle by lekko zdezorientowany. Gdyby to Andrea go pocałowała podejrzewałby kolejny głupi pomysł na „wzbudzenie w Snape'ie zazdrości". Jednak i ona wydawała się samym faktem zaskoczona. Ucieszona, ale zaskoczona. Severus popatrzył na odchodzącego Deryka i skręcił tak, żeby Deer go nie zobaczyła. „Niech sobie nie pomyśli, że to zrobiło na mnie jakieś wrażenie. Te jej błędne interpretacje robią się denerwujące."

Ruszył, więc na swój zwykły patrol udając, że nic nie widział i starając się o tym zapomnieć, co – ku jego ogromnemu zaskoczeniu – nie było takie łatwe. Nie przejmował się tym jednak. Jutro uczniowie wyjeżdżali na Święta, a nauczyciele zaraz po nich. Do Zakonu Feniksa. Tam zaś będzie tyle roboty, że żaden blond frajer nie będzie go nękał.

Severus Snape wkroczył krokiem majestatycznym i w ogóle starał się wyglądać dumnie i potężnie. Skoro już ściągnęli go na tę głupią uroczystość i obiad wspólny, to planował pokazać im, jak głęboko to ma i jak mało go to obchodzi. Chociaż przy tym, że jego skrzat domowy urządzał strajk, to nie przeczył, że coś normalnego do jedzenia, czego nie zdążył przypalić, by się przydało. Jednakże ponownie na drodze do chronienia moralności i dumy stanęli mu Deer z tym jełopem Vectorem, którzy się obściskiwali.

Zrobił minę wielce znaczącą, co o tym sądzi i w tym samym momencie parka się od siebie odkleiła.

Wybacz Severusie, chyba ci nie przeszkadzamy? – spytał z błazeńskim uśmiechem Vector.

Skądże – odparł najbardziej ironicznie, jak go tylko było stać.

Coś taki nie w sosie? – zagadnął Deryk głupi frajer Vector. – A może... jesteś zazdrosny? – dodał ze śmiechem.

Snape uniósł tak wysoko brwi, że prawie mu odpadły.

Zdecydowanie – nie! Nigdy nie chciałem być ckliwym debilem.

Przynajmniej nie samotnym – skomentował D.V. i wszedł wraz ze swą dziewczyną do jadalni.

„Za zabójstwo idzie się do Azkabanu. Za zabójstwo idzie się do Azkabanu! Za zabójstwo idzie się do Azkabanu! Za zabójstwo idzie się do Azkabanu! Za zabójstwo idzie się do Azkabanu! ZA ZABÓJSTWO IDZIE SIĘ DO AZKABANU!" powtarzał w myślach Severus z wściekłością patrząc na drzwi, które przed chwilą się zamknęły.

To trochę głupie z twojej strony – rzucił Lupin, który do tej pory stał spokojnie oparty o ścianę.

Co? – warknął.

Że jesteś zazdrosny.

Severus zacisnął powieki aż do bólu i wycedził przez zęby.

Ja nie jestem zazdrosny, czy moglibyście się wreszcie odczepić?

Nie, bo jesteś zazdrosny. Spójrz na siebie. Olewasz ją, a jak znajdzie sobie innego, to zaczynasz być dla niego wredny i opryskliwy.

Ja dla każdego jestem wredny i opryskliwy – powiedział zszokowany, patrząc na Lupina.

Bardziej niż normalnie, a Deer się w tobie kocha.

Ładne mi rzeczy, a ślini się z tym idiotą Vectorem!

Widzisz, jesteś zazdrosny – skomentował spokojnie wilkołak. – A ona jest w tobie zakochana od dwudziestu dziewięciu lat! Czego ty oczekujesz?

Nie wiem.

No widzisz! Mogę się założyć, że jak tylko wykażesz odrobinę zainteresowania to odstawi tego frajera w mgnieniu oka. Tak, jak każdego innego.

Myślałem, ze to oni ją rzucali – zastanowił się Snape.

Bo nie każdy potrafi wytrzymać stwierdzenia typu „Snape jest w tym lepszy. Snape lepiej gra w quidditcha. Sever lepiej całuje. Severus lepiej tańczy. Itd. itp."

Mistrz eliksirów patrzył przez chwilę niewyraźnie na byłego nauczyciela OPCM, ale od jakichkolwiek komentarzy wybroniła go Samantha, która wysunęła głowę z jadalni i zawoła męża do stołu. Severus poszedł zaraz za nim i przez całe spotkanie się nie odzywał.

Na szczęście przebiegło ono bez większych ekscesów i wszyscy w stanie mniej lub bardziej nienaruszonym dotrwali do końca.

Idziemy Andy? – spytał Deryk, podając jej płaszcz, gdy Severus dopinał już swój.

Ty też już wychodzisz Sev? – spytała Andy.

Mhm – odpowiedział, jak zwykle wylewny Snape, który zaczął żałować, że nałożył na własne mieszkanie zaklęcia uniemożliwiające teleportację.

Możecie iść razem, przecież to po drodze. Najpierw dom Deryka, potem Andy i na końcu Severusa. Teraz, jak wszyscy mamy mieszkania w Londynie jest znacznie łatwiej – oznajmił Remus Lupin, a jego żona podejrzliwie mu się przyjrzała.

Świetny pomysł – skomentowała Andrea i wyszła na śnieg. Albo na dwór, jeden szczur.

Droga przebiegła im cicho i w miarę spokojnie, co najwyraźniej nie podobało się Vectorowi, który, co i rusz zaczepiał w ten, czy inny sposób Deer, która była jednak bardziej pochłonięta towarzystwem drugiego spacerującego. Wreszcie doszli do domu Deryka i po szybkim buziaku (tylko od Andy, Severus się wstrzymał) odszedł obrażony na cały świat, a Andy w szczególności.

Po kilkunastu minutach doszli do domu Andrei, a ona spojrzała uważnie na swego ukochańca.

Coś ty taki markotny dzisiaj? Bardziej niż normalnie – stwierdziła.

Nie jestem markotny. Po prostu mnie wkurzacie – odparł z prostotą.

Kto?

Ty i ten debil.

A co zazdrosny jesteś? – spytała unosząc brwi.

Snape posłał jej mordercze spojrzenie. I gdyby wzrok mógł zabijać to w tym momencie z Andy zostałaby mokra plama.

Jeśli jeszcze jedna osoba zapyta mnie oto, to osobiście wydłubię jej serce łyżką do lodów – odparł słodkim głosem i odszedł powiewając peleryną.

Andrea filozoficznie wzruszyła ramionami i poszła do domu. Jakby nie było kiedyś uczyli ją o wściekłych nietoperzach, więc wolała dać sobie spokój.

Andrea Deer wróciła zmęczona z nocnego zebrania Zakonu, na którym tak naprawdę nie była potrzebna, ale na którym mogła się teoretycznie przydać, więc i tak ją wezwano. Teraz, gdy dotarła wreszcie do swego domu poprzez kominek i zapaliła światło, poszła do kuchni by zrobić sobie ciepłej herbaty i może coś do jedzenia. Właśnie postawiła na stole w salonie dzbanek z herbatą i talerz z kilkoma kanapkami (i paczkę ciasteczek), gdy ktoś zapukał do drzwi.

Było to dość szokujące zwarzywszy na fakt, że dochodziła trzecia nad ranem. Deer ujęła mocno swą różdżkę i wyjrzała przez wizjer. Ku jej ogromnemu zaskoczeniu pod drzwiami, oparty o ścianę, stał sobie spokojnie Snape.

Otworzyła.

Witaj, Severusie – ze wściekłymi nietoperzami należy postępować ostrożnie.

Witaj, Andy. Czy ja naprawdę zachowywałem się dzisiaj, jakbym był zazdrosny? – spytał.

Eee... – Deer najwyraźniej była lekko zbita z tropu. – Tak, trochę. A co?

Ta gadka Lupina, no i trzy osoby mi to powiedziały, a potem jeszcze barman i... nie wiem.

Piłeś? – padło retoryczne pytanie.

Tylko jedno piwo. Wyrzucili mnie z baru, bo nie chciałem więcej. Potem szedłem ulicą i zobaczyłem, że się u ciebie pali światło, to zapukałem.

Żeby się zapytać?

Też. I żeby przegonić potencjalnego Vectora, ale chyba go nie ma – stwierdził z lekkim żalem.

Nie ma – odparła ze śmiechem. – Zerwał ze mną dzisiaj na nocnym zebraniu Zakonu.

Spojrzał uważnie na nią i na jej uśmiech.

Nie wydajesz się być smutna.

Bo to lamus był – podsumowała ex-faceta.

Co racja, to racja – poparł Severus.

Ale chyba poproszę go żeby do mnie wrócił.

Po co?

No bo już nie będziesz zazdrosny – wytłumaczyła z jeszcze szerszym uśmiechem.

Będę. Chorobliwie. Tylko bądź już sama.

Nie chcę być sama – powiedziała trochę bardziej smutno.

Spojrzał na nią. Spojrzał przed siebie.

To bądź ze mną – odparł w końcu. – To już mniejsze zło.

Długo chodziłeś po mrozie, bo chyba kilka komórek mózgowych ci zamarzło.

A która godzina? – spytał, patrząc na nią z niejaką ciekawością.

Dochodzi trzecia.

To długo, a jak już dojdzie, to nawet bardzo długo.

O której wyszedłeś z domu? – spytała rzeczowo.

Nie byłem w domu – odparł spokojnie.

Popatrzyła na niego chwilę w osłupieniu, po czym wciągnęła go siłą do mieszkania i zamknęła drzwi.

Czyś ty całkiem zwariował! Od skończenia obiadu na Grimmauld Place nie wróciłeś do domu?

Nie – odparł szczerze i zdjął płaszcz.

Siadaj przed kominkiem i bierz kanapkę.

Ku jej ogromnemu zaskoczeniu usłuchał i wykonał grzecznie polecenie. Zasiadł tuż przed kominkiem by móc się ogrzać, wyczarował sobie szklankę i nalał herbaty. Po chwili spełnił drugą część rozkazu i sięgnął po kanapkę. Andy profilaktycznie wyczarowała więcej.

A teraz tłumacz, co ci biega po tej twojej chorej głowie – zażądała, siadając na kanapie i nalewając sobie herbaty.

No więc, chyba jednak byłem zazdrosny. A Lupin walnął mi gadkę pouczającą i ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu chyba miał trochę racji.

W czym? – spytała z ciekawością.

W tym, że ty za mną tak długo łazisz, a ja się już tak przyzwyczaiłem do odpychania ciebie, że się nad tym już nie zastanawiam, a ty mnie kochasz i ja cię też, tylko ja jestem głupi i tego nie widzę, a widzą wszyscy, którzy zauważyli, jak reaguję na ciebie i tego głupiego frajera Vectora – powiedział na jednym tchu, jakby się bał, że jak przerwie to już nie dokończy. – Albo coś w ten deseń.

Aha – skomentowała Deer. – I miał rację?

W którym fragmencie?

Ty mnie kochasz, ale jesteś głupi.

Nie przesadzajmy, może raczej mało spostrzegawczy? – zaproponował.

Ale mnie kochasz? – upewniła się.

Sever spojrzał na trzydziestodziewięcioletnią czarownicę siedzącą tuż obok niego i doszedł do ciekawego wniosku. Otóż może i czarodzieje przechodzą kryzys wieku średniego w wieku lat osiemdziesięciu, ale jemu brakuje już tylko czterdziestu i nie ma zamiaru spędzić ich tak, jak tych już minionych. I gdy tak sobie rozsądnie i inteligentnie myślał doszedł do wniosku, że ma czas do końca roku, żeby się zaręczyć, bo w przeciwnym wypadku przepadnie mu rodzinna fortuna. Deer miała o rok krócej, więc też w tego sylwestra minie jej sporo kasy. Właściwie przydałaby mu się żona. Taka, do której już się przyzwyczaił, która z nim wytrzyma i która zrozumie, że muszą się szybko zaręczyć. I tak dochodząc do wniosków pochylił się i pocałował ją delikatnie.

A na drugi dzień przyszli szczęśliwsi niż normalnie do siedziby Zakonu. Przyszli razem, przytuleni, a Remus był wyjątkowo z siebie dumny. Zwłaszcza, gdy został poproszony o bycie drużbą na ślubie, gdzieś w marcu. Andy wybrała sobie za druhnę Samanthę, bo jak stwierdziła „Mam wrednego męża, to i druhna by się takaż przydała".

Dwudziestego siódmego grudnia do pani Margaret Deer, obecnie wdowy, która z Polski śledziła z lekkim niepokojem dokonania swej rodzonej siostry, Juliet, w każdym razie dotarł do niej list od córki.

26 XII 2000

Londyn

Droga Mamo!

Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku, a tata wciąż nie żyje i nie próbowałaś na nim nekromancji. Wierzę też, że śledzisz pilnie działania swej siostry, a mej ciotki. Nieźle jej szło, no nie? Szkoda, że to już koniec. Wybacz, że długo nie pisałam, ale zbyt wiele się działo.

Otóż poznałam pewnego Deryka Vectora i dlatego nie tracę w Sylwestra swojej części fortuny! Pomyślisz sobie teraz, że wreszcie dałam spokój ze Snapem? Otóż – nie! Ale Deryk i moje z nim spotkania pozwoliły Snape'owi przejrzeć na oczy. Deryk mnie rzucił, ale to lamus był, to się nie przejmuj! I wtedy pogadałam ze Snapem, bo jakiś taki dziwniejszy niż normalnie był. I mi się oświadczył!

Zaręczyliśmy się! Ślub w marcu. Mogłabyś przyjechać na początku tegoż miesiąca? Zakon sądzi, że do końca lutego już wszystkich wybiją, bo tylko już niedobitki zostały, a ciotka Julie (choć nie jest to informacja oficjalna) uciekła do U.S.A.

Mam nadzieję, że odpowiesz i przyjedziesz.

Twoja Kochana Córka

Andrea Isabella Deer

PS. Jakbyś jednak chciała zastosować nekromancję, to Sevvie ma na ten temat kilka dobrych książek.

PPS. To prawda, że Maglody mieszka ze swą siostrą i Antoinem? Jeśli tak, to bardzo dobrze, bo wysłałam list braciszkowi, a zależy mi żeby się zołza dowiedziała.

Podobny list tegoż samego dnia dostał Antoine Deer, który bezpiecznie ukrywał się wraz ze swą żoną i dziećmi we Włoszech. Była tam też jego szwagierka, niejaka Maglody.

Słyszałyście? Toż to wiadomość stulecia!

Co? – zainteresowała się Maglody.

Andrea zaręczyła się ze Snapem, pobierają się w marcu.

CO! NIE! – zawyła Maglody.