Disclaimer: Wszyscy należą do Marvela. Retrospekcje Josha F. oparte są na New Mutants i Academy X. Mój jest pomysł, i jeszcze nikt mi nic za niego nie zapłacił ;(

Rozdział 2

Karma zastukała lekko w drzwi. Nie odpowiedział jej żaden dźwięk.

"Dani, mogę?" – zapytała. Nadal cisza. Xi'an westchnęła. "Danielle, proszę, otwórz!" powiedziała spokojnie, stukając ponownie. Po drugiej stronie drzwi rozległ się cichy chrobot. Wietnamka nacisnęła na klamkę. "Dani, nie było cię na kolacji..." zaczęła, ale widząc zapłakane oblicze koleżanki urwała. "O mój Boże, co się stało?" Danielle otarła zapuchnięte oczy.

"Nie nadaję się do tej pracy..." powiedziała trzęsącym się głosem.

"Co ty gadasz?"

"Nie mogę... Nie chcę... Patrzeć jak mój skład..." Moonstar ukryła twarz w dłoniach. "Znika... Rozpada się..." wyłkała po chwili.

"Co ty mówisz, do cholery? Jakie rozpada się? Dzieciaki się pokłóciły i tyle!"

"Nie, Shan... Oni są w stanie wojny."

"Są przyjaciółmi! Zdarzają się sprzeczki, ale to minie!"

"Byli przyjaciółmi. Nie poświęciłam im dostateczniej uwagi, nie zauważyłam, że..."

"Och, błagam, nie obarczaj siebie winą za ich szczeniackie wybryki!"

"Powinnam była wiedzieć, że Josh..."

"Skąd miałaś wiedzieć? Poza tym Rahne – "

"To nie wina Rahne! Poza tym – "

"Poza tym, jesteś świetną wychowawczynią, dzieciaki cię lubią i szanują. Porozmawiaj z nimi, jako ze składem."

"Lubią? Szanują? Jestem dla nich tylko nauczycielką! Nie mówią mi o swoich problemach, w ogóle nie rozmawiają ze mną..."

"Tak?" Nie wytrzymała Xi'an. "A Paragons? Ja jestem dla nich nikim! Ciągle tylko: Rahne robiła to lepiej, Rahne tłumaczyła jaśniej, Rahne znała nasze problemy, Rahne miała ładniejsze włosy, Rahne była boginią!"

"Shan, ja..." Dani spojrzała na Wietnamkę ze zdziwieniem i zakłopotaniem.

"Tak, a Alpha Squad? Nie masz dla nas czasu, Xi'an, Northstar miał. Nie umiesz latać, Xi'an, Northstar umiał. Oboje jesteście homoseksualni, ale to Northstar rozumiał Victora, a nie ty. Szkoda, że Northstar zginął, a nie ty!"

"Wiesz, że to nieprawda!"

"A dzieciaki z podstawówki? Ach, Xi'an, kiedy w końcu będziemy w składach? Tu jest tak nudno, a składy mają takich fajnych opiekunów, którzy mają świetne moce!"

"Shan, posłuchaj..."

"Nie, to ty posłuchaj! Przestań się użalać, i ratuj swój skład! Oni mają ogniwo, które ich łączy- ciebie. I lubią cię! I jesteś ich prawdziwym przywódcą. Więc rusz tyłek, droga damo, i przestań czekać, aż wszystko zrobi się samo!" Ostatnie słowa Shan mówiła stojąc w progu, a kiedy skończyła, z hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi.

Dani z lekkim szokiem patrzyła na drzwi za którymi przed chwilą znikła Karma. A może miała rację? Może nie jest za późno...?


Josh Foiley siedział pod drzewem, patrząc na Laurie całującą się z Quillem zaledwie kilkanaście metrów od niego. Zdawał sobie sprawę, że chłopak był pod wpływam feromonów Wallflower, która ostatnio używała swojej mocy bez ograniczeń, które nakazywałaby moralność. Wiedział też, że jej metamorfoza była jego winą. I czuł, że spieprzył sprawę.

Pamiętał, jak trudno było mu zaaklimatyzować się w Instytucie – w końcu przez jakiś czas walczył w szeregach nienawidzących mutantów Reavers. Ale udało się – dzięki Davidowi, Sophie, i właśnie Laurie. Ale nie tej Laurie, która właśnie była przyssana do jednego z członków Corsairs, tylko tej dawnej, spokojnej, cichej, zakompleksionej, nieśmiałej Laurie, która nienawidziła swojej mocy.

Pamiętał też pierwsze spotkanie z Rahne. Przekonany, że jest to po prostu starsza wersja Wallflower, przeżył szok. Rahne nie była wcale taką nieśmiałą "cnotką", o jakiej słyszał. Była dzika, porywcza, rozrywkowa, nie zważała na konsekwencje swoich czynów. To go pociągało – od pierwszego momentu.

Do teraz Josh nie wiedział, co się stało. Dlaczego Rahne nagle tak bardzo się zmieniła. Kiedy Wolfsbane została nauczycielką, jej stosunek do Elixira zaczął się zmieniać. Unikała go, przekonywała o tym, że nauczyciel nie może umawiać się z uczniem. Ale Josh nie chciał słuchać. Chciał tej dawnej Rahne, która nie zważała na przeciwności, i robiła co chciała.

W końcu Josh zaczął randkować z Laurie. Nie dlatego, żeby mu się podobała – lubił ją, owszem, ale to wszystko. Chciał dopiec Rahne, zranić ją, wzbudzić jej zazdrość. Uczucia Wallflower nie były zbyt ważne, a że wydawała się być zachwycona tym, że Josh spojrzał na nią łaskawszym okiem? Cóż, dla Elixira wszystko było w porządku.

Ale Rahne, jak na złość, wydawała się być zadowolona. Josh nie miał zamiaru odpuścić – wykorzystując słabe punkty dziewczyny starał się skraść jakiś pocałunek. I często to dostawał, ale zawsze potem następowała tyrada o tym, że nauczyciel i uczeń nie mogą być parą.

Potem ten frajer, Kevin, zaczął kręcić się wokół Laurie. Tego było za wiele – Joshowi nie zależało na niej, ale miała oficjalnie status JEGO dziewczyny.

Skąd Kevin wiedział o Joshu i Rahne? Bóg to jeden wie. W każdym razie postanowił użyć tę wiedzę przeciwko Elixirowi, jeżeli nie zrezygnuje ze związku z Wallflower. Ale Josh nie miał zamiaru z niczego rezygnować.

I tak cała szkoła dowiedziała się o zakazanym związku Wolfsbane.

Rahne opuściła Instytut, a wściekła i zraniona Laurie przestała kierować się głosem sumienia, i zaczęła używać swojej mocy do własnych celów. Zupełnie jak jej ojciec.

Tak jak teraz. Przecież Quill nie mógł jej się podobać – wyglądem przypominał raczej jeża, niż człowieka. Mimo to całowała się z nim – na oczach swojego byłego.

W końcu odkleiła się od rozanielonego chłopaka. Josh nie był pewien, czy mu się tylko wydawało, czy Laurie posłała mu chłodne, tryumfujące spojrzenie znad ramienia Quilla, po czym uwiesiła się na nim, i podążyła w kierunku Instytutu.

Josh zaklął pod nosem. Tak, czuł się jak skończony palant, no dobra – był nim, ale czy zasłużył na coś takiego? Wszyscy starzy znajomi trzymali się od niego z daleka, członkowie jego składu rzucali mu nienawistne spojrzenia, kiedy mijali go na korytarzu, wśród wszystkich dziewczyn miał opinię bezdusznego łamacza serc niewieścich. No i tęsknił za swoim związkiem z Rahne.

Na pobliskiej ławce dostrzegł Kevina i jedną z członkiń regularnego X-men, Rogue.

"Boże, mam taką ochotę skopać tyłek temu frajerowi..." mruknął do siebie. W tym momencie zauważył, że Wither wstaje, i rusza w jego kierunku.

"Jesteś z siebie zadowolony, Foyley?" zapytał, kiedy znalazł się wystarczająco blisko.

"Nie odzywaj się do mnie, ty śmieciu!" warknął Elixir.

"Nie myśl, że rozmowa z tobą sprawia mi przyjemność. Brzydzę się tobą, i tym, co zrobiłeś Laurie." No tak, zapowiadała się typowa rozmowa między nimi. Pogrożą sobie, Kevin zdejmie rękawiczkę, Josh go zbluzga, i nic z tego nie wyniknie.

"Ja..." Elixir spojrzał w bok.

"No co? Może nie mam racji?"

"Masz. Masz cholerną rację. Jestem nikim." Kevin spojrzał na Josha ze zdumieniem, i otworzył usta, żeby coś powiedzieć...

"Josh!" rozległ się nagle głos Danielle. "Josh, wiem, że nie masz ochoty ze mną rozmawiać, ale zapraszam cię do mojego gabinetu. Teraz. Przepraszam cię, Kevin."