Oto obiecany rozdział akcji. To jedne z pierwszych w mojej karierze opisy akcji, więc przepraszam, jeżeli uznacie je za kiepskiej jakości. Przepraszam też fanki Jamie'go – dziś byłam zmuszona go nie uwzględnić, ale naprawię to! Proszę, powiedzcie mi, jak wyszedł mi "field day" Hellionów i czy powtarzać ten eksperyment z New Mutants?

Dziękuję moim wiernym komentatorom! Mła:D

Aha, język francuski to dla mnie niezgłębiona tajemnica. Jeżeli Gambit plecie bzdury, to przepraszam.

Disclaimer: Nikt, absolutnie nikt nie jest mój. Oczywiście, do czasu, Bo Starka podobno szykuje się do ataku... ;) Pozdrowienia dla Imperatorki!


"Okej, Hellions! Musimy wygrać, żeby już od początku mieć przewagę! Mamy tego pecha, że jesteśmy pierwsi i nie wiemy, czego się spodziewać, ale pokażemy wszystkim, że to nasz skład jest najlepszy!"

Hellions spojrzeli po sobie.

"A ten znowu..." mruknął Santo.

"Dalej, chłopaki!" powiedział Julian. "I dziewczyny..." dodał pod spojrzeniem Cess. "Rozgrzewać się! Raz, dwa, raz, dwa!"

Nikt nie zareagował.

"No dalej, chyba nie chcecie, żeby ktoś nam zgarnął wygraną?"

"Stary, to dopiero pierwsze ćwiczenia w semestrze, nawet jak przegramy..."

"Ale nie przegramy!"

"Jesteś nadambitny." Prychnął Kevin

"I chcesz się podlizać Frost." Dodał Santo.

"I wygrać z Sophią." Rzuciła niewinnie Cessily

"I brakuje ci dziewczyny." Dorzucił Rockslide.

"I kładziesz za dużo żelu na włosy." Zaśmiał się Brian.

"Zamknijcie się!" wykrzyknął Julian.


Rahne leżała na dywanie w jedynym pokoju swojej wynajmowanej kawalerki, gapiąc się bezmyślnie w sufit. Nie miała zamiaru iść dziś do biura, zwłaszcza po rozmowie z Jamie'm.

Owszem, Multiple był jak na siebie całkiem miły, starał się na swój nieco dziecinny sposób wytłumaczyć się, ale tylko pogorszył humor Wolfsbane. No cóż, faceci czasem nie zdają sobie sprawy, że mówiąc, że nie traktują cię jak dziewczynę mogą cię urazić.

Rahne nie wiedziała w sumie, czemu wyznanie klona zrobiło na niej aż takie wrażenie. A właściwie późniejsza gadanina oryginału.

Swoją drogą, pseudo-Jamie całkiem nieźle całował...

Uhh, przestań, Rahne. To tylko klon. Tylko jedna milionowa umysłu Madroxa, która zauważyła, że jestem kobietą.

Wolfsbane wstała z podłogi i poszła do kuchni. Jak na tak małą powierzchnię, w tym pomieszczeniu zadziwiająco trudno było cokolwiek znaleźć, ale w końcu słoik kawy został skutecznie namierzony. Kawy rozpuszczalnej, oczywiście, bo po co marnować czas na parzenie? Zresztą, ile by tego czasu nie było, Rahne jak na razie nie dorobiła się ekspresu. I tak zbierała w pierwszej kolejności na zmywarkę.

Dziewczyna właśnie szukała mleka, kiedy zadzwonił telefon.

Kogo niesie?

"Halo?" powiedziała do słuchawki.

"Hej, Rahne!" odezwał się żeński głos.

"Dani?"

"A, poznałaś, to dobrze. Ostatnio Emma pomyliła mnie z Shan. Powiedz, czy my mamy podobny głos?"

"No... chyba nie. Czemu dzwonisz?" zapytała chłodno Wolfsbane.

"Nie miałabyś czasu spotkać się jakoś? Pogadać?"

"Nie wiem. Mam nadzieję, że nie masz zamiaru namawiać mnie na powrót do Instytutu? Bo wiesz, mi tu dobrze. Fajna praca i w ogóle..."

"Nie, no pewnie, że nie. Tylko..."

"Tak?"

"Widzisz... No, chodzi o Laurie."

"Słucham?"

"Laurie. Laurie Collins."

"Wiem kto to jest Laurie. Ale co ja mam wspólnego z Laurie Collins? No, oprócz tego, że miałyśmy tego samego chłopaka..."

"No, tak ogólnie to nic. Ale chciałabym, żebyś z nią porozmawiała."

"Co takiego? Przecież ona mnie nienawidzi!"

"W tym rzecz. Ona nienawidzi tego, co sobie wyobraża na twój temat. Generalnie uznaje cię za przyczynę wszystkich swoich problemów i Nemezis."

"Świetny pomysł! Pogadam z nią, może nie od razu rzuci się na mnie z pazurami, tylko sprawi mi powolną i bolesną śmierć."

"O ile wiem, to ty w tym towarzystwie jesteś od pazurów?"

"Ha, ha."

"Słuchaj, jej problem polega na tym, że nie może się uwolnić od twojego cienia. Gdybyś z nią porozmawiała i pokazała, że nie jesteś taka, za jaką cię uważa..."

"Jasne, zrobię małej psychoterapię."

"Rahne, proszę... Nie wiem co robić, skład mi się rozpada, dzieciaki są w stanie permanentnej kłótni..."

"Tylko nie próbuj mnie wzruszyć!"

"Proszę!"

"Dani, to ty jesteś jej wychowawczynią! Powiedz, że Rahne Sinsclair nie jest wcale wampem, ani też nie czyha na jej porażkę."

"Ale ona mnie nie słucha. No błagam, Rahne, zgódź się! Dla jej dobra!"

"Uch... No... Pomyślę."

"Świetnie, jesteś kochana! A tak przy okazji, to co u Madroxa? Może weźmiesz go ze sobą, jak wpadniesz?"

"J... Ja... Nie powiedziałam, że przyjadę..."

"Rahne!"

"Danielle, ja..."

"No chyba nie uciekasz, co?" zapytała ironicznie Dani. Rahne zamrugała. Ucieka? No tak. Ucieka.

"Nie, coś ty, ja tylko..."

"Przyjedź, proszę. Kiedy będziesz gotowa. Możesz wziąć Madroxa i Guido." W słuchawce zabrzmiał głuchy dźwięk przerwanego połączenia. Rahne spojrzała przed siebie.


"Wasi nauczyciele opanowani zostali przez silnego telepatę i działają na jego polecenie. Aby pokonać telepatę musicie zebrać sześć elementów klucza. Każdy element jest w rękach któregoś z nauczycieli. Musicie ich pokonać, by skompletować układankę. Pamiętajcie jednak, ze to wasi przyjaciele i nie chcecie ich zranić. Wszystko jasne?"

"Tak jest!" wykrzyknęli zgodnie Hellions. Emma uśmiechnęła się.

"Punkty przyznawane będą za szybkość wykonania zadania, obrażenia i straty po obu stronach, technikę i pracę zespołową. Powodzenia." Z tymi słowami White Queen oddaliła się od uczniów, zostawiając ich na środku placu treningowego.

"Dobra, Hellions. Moce nauczycieli na pewno są dobrane tak, żebyśmy mieli szanse ich rozbroić."

"Nie gadaj..." prychnęła Cessily.

"Musimy ich najpierw znaleźć, więc uniosę się i zobaczę, czy któregoś nie zobaczę." Jak powiedział, tak zrobił. Po chwili wylądował.

"Tam." Powiedział, wskazując na osłonięte przez krzaki miejsce. "Gambit."

"No to idziemy!" zakomenderował Brian.

"I Kevin..."

"Tak?" Wither spojrzał na dowódcę.

"Zabraniam ci używać mocy na jakimkolwiek nauczycielu."

"Masz mnie za idiotę?"

"Profilaktyka, mój drogi, profilaktyka."


Onyxx od pewnego czasu czuł się bardzo nieszczęśliwy.

Znalazł kobietę marzeń, piękną, zwinną, seksowną, pociągającą, dziką...

Ale okazało się, że była to Mystique.

Oszukała go... jego uczucia... jego serce...

Tak bardzo chciał myśleć, że to nieprawda, że to nie Mystique, że Foxx jest prawdziwą osobą, która...

Która mogłaby być jego.


"Oho, mes amies! Widzę, że przyszliście się ze mną zabawić!" Remy wyciągnął z kieszeni talię kart.

"Dust, przygotuj się! Osłaniam!" krzyknął Julian, tworząc tarczę telekinetyczną. "No, dalej, Gambit, pokaż na co cię stać!" Tarcza przeleciała tak, by osłonić Soorayę przed pociskami przeciwnika.

"Mon cher, chyba zapomniałeś o reszcie kolegów?" zaśmiał się Gambit, i cisnął naładowaną kartą w stronę Kevina. Wither w rzucił się na ziemię i karta wybuchła kilka metrów dalej. Julian wyciągnął rękę i wytworzył rozległą ścianę. Tymczasem Dust podbiegła do Remy'ego i przemieniła się w swoją piaskową formę. Wydostała się zza osłony i zaczęła atakować swymi drobnymi ziarnami wszystkie odsłonięte części ciała Gambita.

"Au, nie po oczach!"

"Przykro mi, panie LeBeau" odpowiedział szept piasku. Po chwili Dust powróciła do ludzkiej formy. W dłoni trzymała kawałek metalu.

"Takich rzeczy nie trzyma się w kieszeniach, Gambit." Zakpił Julian.

"Doskonale, dzieci, pierwsza część zadania wykonana... Ale ze mną nie pójdzie wam tak łatwo!" Hellions odwrócili się, by ujrzeć Karmę stojącą kilka metrów dalej.

"Ach tak? Niby dlaczego?" Julian grał na zwłokę, by sprowokować ją do działania i wiedzieć, jak przeciwstawić się jej działaniom.

"Zbliż się, to zobaczysz." Xi'an uśmiechnęła się lekko. Julian postąpił o krok...

I zaczął atakować swoją drużynę.

"Zwariowałeś?" Krzyknęła Cessily, uchylając się.

"Nie, moja droga. Po prostu musi mnie słuchać... I wy też!" Reszta drużyny stanęła murem wokół Karmy. Tylko Mercury stała tak, jak stała. "Oj, tego nie przewidziałam. Jesteś odporna na telepatię?" skrzywiła się Wietnamka. "Nie szkodzi. Załatwią cię koledzy." Santo zaczął się zbliżać do Cess, gotowy by się na nią rzucić. Dziewczyna przybrała płynną formę, i prześlizgnęła się między jego nogami. Nieprzygotowany na to Rockslide przewrócił się. Mercury powróciła do cielesnej postaci tuż obok Kevina.

"Uwolnij ich, albo go pocałuję. Znasz jego moc, prawda? Chcesz, żebym się zabiła?" Kevin zamachnął się, ale dziewczyna była zwinniejsza i pojawiła się z drugiej strony. "No dalej, bo naprawdę to zrobię!"

"Nie gadaj bzdur! Nie jesteś organiczna!" głos Karmy nie był już taki pewny.

"Na pewno? Bo kiedyś go dotknęłam. Krótko, więc nic się nie stało. Oprócz rany, która goiła się dwa tygodnie." To było wielkie, tłuste kłamstwo, ale być może Xi'an o tym nie wiedziała. Mercury znalazła się nagle w uścisku Briana. "Rób tak dalej, Karma, a będziesz winna mojej śmierci..." Mercury wyślizgnęła się z objęć Taga używając swojej mocy i ponownie stanęła przy Kevinie, który nadal starał się ją odgonić. Cess zbliżyła się do niego. "Ostatnia szansa. Uwolnij Briana." Karma zawahała się.

"C... Co się dzieje?" zapytał nagle Tag.

"Bardzo ładnie." Uśmiechnęła się Cess. "Tag, dotknij jej! Użyj mocy!" rozkazała. Brian bez zbędnych pytań zaczął biec w kierunku Xi'an, omijając Dust i Juliana, którzy próbowali go zatrzymać. "Bez sztuczek, Karma!" ostrzegła Mercury. Xi'an zawahała się. Miała działać jak zahipnotyzowana, ale nie chciała, żeby dziewczyna zrobiła sobie krzywdę, dlatego nie opanowała umysłu Taga. Reszta Hellions pod jej kontrolą zaczęła gonić czarnoskórego mutanta, ale ten okazał się być szybszy. Zanim Shan zdążyła zareagować, przebiegł obok niej, dotykając jej przez ułamek sekundy.

Nagle wszyscy oprócz Briana i Cess zaczęli biec na złamanie karku.

"Uciekać... od... Karmy!" rozległ się zbiorowy krzyk Hellions.

"Berek, panienko!" zaśmiał się Tag.

"A teraz grzecznie oddasz mi klucz." Oznajmiła Cessily, znów zmieniając formę i 'rozlewając się' wokół nóg Karmy. "Albo zobaczysz, jakim nieprzyjemnym uczuciem jest utonięcie w rtęci."

"N..." rtęć zaczęła szczelnie zakrywać ciało Karmy, począwszy od nóg. Kiedy zaczęła zbliżać się do głowy, Karma wydusiła: "Wygrałaś, mała..." metal momentalnie opadł na grunt i przeistoczył się w rudowłosą dziewczynę. "Trzymaj. Byłaby z ciebie niezła terrorystka..."

"Dziękujemy" wyszczerzyła się Cess. "Tag, teraz musimy znaleźć resztę."

"Nie ma sprawy, daleko nie uciekli."


Telefon do mnie? – zdziwił się Onyxx.

"Halo?"

"Onyxx?" pokój wypełnił zmysłowy szept. "Onyxx, potrzebuję twojej pomocy..."

"Foxx?"


"Ładnie ją załatwiłaś, Cess." Pochwalił Julian. "Naprawdę uwierzyła, że jesteś organiczna?"

"Uhum." Potwierdziła Mercury.

"A z jakiej racji byłaś pewna, że nie pozwoli ci dotknąć Kevina?" zapytał Santo.

"No cóż. To mimo wszystko nasza nauczycielka. I może udawać, że jest zahipnotyzowana, ale tak naprawdę musi uważać, żeby nas nie skrzywdzić, prawda? W innym wypadku kazałaby wam się nawzajem powyrzynać, Santo wystrzeliłby we mnie rękę, a Julian zamknąłby mnie w telekinetycznej puszce. Ale ona musiała dać nam szansę wygrać. Dlatego fajne, że mamy do czynienia z nauczycielami."

"Ciekawe, kto będzie następny..." powiedział Tag.

"Nie wiedziałem, że jesteś odporna na telepatię." Stwierdził Hellion.

"Jestem. Ale podobno nie całkowicie. Zresztą, czy to ważne?"

"Patrzcie!"

Przed uczniami stało kilkanaście lodowych rzeźb. Każda z nich przedstawiała Bobby'ego Drake'a w różnych pozycjach. Na trawie widniał wypisany lodowymi literami napis: "Zgadnijcie który z nas to prawdziwy Iceman"

"Co?" Julian stanął jak wryty. "Co to za idiotyzm?"

"Należy byśmy rozpoznali pana Drake'a. Proponuję użycia mocy Briana." Powiedziała powoli Dust.

"Taga? Ale jak?" zdziwiła się Mercury. "To bez sensu!"

"Jeżeli Brian użyłby swojej mocy, pan Drake byłby skłonny zacząć uciekać i zdradziłby się."

"No tak, ale żeby wciągnąć go do gry muszę wiedzieć, który jest prawdziwy." Wtrącił Tag. "Mogę próbować po kolei, ale to zajmie trochę czasu, no i..."

"Och, dajcie spokój." Prychnął Santo i zanim ktokolwiek zdążył go zatrzymać, posłał swoją kamienną dłoń tuż nad głowami posągów.

"Mogłeś mnie zabić, głupku!" krzyknął Iceman, padając na ziemię.

"Nie. Bo pan jest na tyle inteligentny, że się uchylił."

"A gdybym nie zdążył?"

"Ale zdążył pan!"

"Postaram się, żebyście dostali za to punkty karne!"

"Najpierw klucz."

"Trzymaj." Warknął Drake podając kawałek metalu Julianowi.


"Tak, to ja... Onyxx, uwolniłam się od Mystique, potrzebuję twojej pomocy. Przyjdź o piątej pod kafejkę Luny."
"Skrzynka?"

Owszem. Przed Hellions stała duża, drewniana skrzynia.

"Musimy ją rozwalić." Zadecydował Julian.

"Hellion, spójrz tutaj..." Kevin wskazał napis głoszący 'Ostrożnie! Delikatna zawartość'. "W środku pewnie ktoś jest."

"No tak." Santo opuścił wycelowaną dłoń, a Hellion zlikwidował telekinetyczny pocisk. "Przydałby się łom. Cess, możesz się zamienić w łom?"

"A chcesz w twarz?"

"No... w końcu jesteś plastyczna?" Cessily westchnęła i zaczęła zmieniać rękę w łom. "Ale wiecie, nie jestem zbyt silna. Może mi się nie udać... Zresztą, rtęć jest dosyć miękka, więc..."

"Nie męcz się, Cess." Powiedział Kevin, zdejmując rękawiczkę. "To drewno, prawda? Więc jest organiczne." Wither podszedł do skrzyni.

"Może najpierw sprawdzę, co tam jest? To może być niebez..." – ale Kevin już dotykał drewna. "niebezpie..." Cessily nagle została odrzucona o kilka metrów. Ze skrzyni wyszła zielonowłosa kobieta i uniosła się nieco nad ziemią.

"Oho, widzę, że dzielny rycerz mnie uwolnił?" powiedziała Lorna uśmiechając się do Kevina. "Masz prawo do jednego życzenia." Zażartowała, mrugając do niego.

"E..." zająknął się Wither.

"Kev, łap!" syknął Julian, rzucając mu trzy elementy klucza.

"No, właśnie, klucz." Powiedział Kevin, podając je ostrożnie Polaris.

"Ach, tak, widzisz, trafiłeś na właściwą osobę." Mistrzyni magnetyzmu zamknęła je w dłoni. Po chwili oddała Kevinowi kompletny klucz. "Teraz musicie znaleźć waszą zwierzchniczkę!" dodała, unosząc się wysoko i odlatując.


Paige przeczesała dłonią swoje krótkie, lekko falujące włosy i wyjęła klucze ze swojej małej, zgrabnej, modnej i cholernie drogiej torebki – prezentu od Warrena.

"Kochanie, jestem!" krzyknęła od progu, kontrolnie spoglądając w lustro. Tak, ta krótka fryzura była ładna. Tak. Dobrze wyglądała na Paige. "Warren?"

"Mmm... Chwileczkę, Paigey!" odpowiedział głos Angela. Husk weszła do gabinetu, z którego dobiegał. Warren siedział przy laptopie i zaciekle stukał w klawiaturę.

"Cześć, kotku." Paige podeszła od tyłu i ucałowała go w policzek.

"Mhm..." Warren nie przerwał pracy.

"Co słychać?"

"Mhm... Wiesz, Paige, za chwilkę. Dosłownie kilka minut, dobrze?" Blondynka westchnęła.

"Dobrze. Zacznę robić obiad."

"Obiad? Nie, pójdziemy do restauracji, po co masz się męczyć?"

"Ale ja lubię gotować." Zaprotestowała Paige.

"Nie będziesz się brudzić." Warren z uśmiechem spojrzał na swoją dziewczynę, ale uśmiech natychmiast zniknął. "Co ty masz na głowie?"

"Słucham?"

"Co ty masz na głowie?" powtórzył.

"No... Byłam u fryzjera i ścięłam włosy..." powiedziała powoli Paige, patrząc badawczo na Angela.

"I nie zapytałaś mnie o zgodę?"

Paige zatkało.

"O zgodę? Warren, miałam cię pytać, czy mogę ściąć włosy?"

"Nie podoba mi się."

"Ale ja ścięłam je, bo tak jest praktyczniej..."

"Wiesz, że lubię długie włosy."

"Warren, kochanie..." Paige objęła go. "Przecież to tylko głupie włosy, odrosną..."

"Ale powinnaś była mnie zapytać!"

"Cholera jasna, o włosy? Czy ty mnie pytasz o swoje interesy?"

"To co innego!"

"Traktujesz mnie jak dziecko!"

"Nie zaczynaj!"

"Ja zaczynam? To ty robisz awanturę o to, że ścięłam włosy bez twojej zgody! To śmieszne!"

"A więc teraz jestem śmieszny?"

"Warren, kochany... Przepraszam, następnym razem zapytam." Paige wolała spasować. Angel był zdolny obrazić się i nie rozmawiać z nią przez kilka tygodni przez taką głupotę.

"Mhm." Warren odwrócił się do laptopa. Paige westchnęła i wyszła z pokoju.


"Czas nie najgorszy, technika nawet-nawet, choć pan Drake miał pewne krytyczne uwagi..." Emma uśmiechnęła się do podopiecznych. "Wasz klucz kładę tutaj..." wskazała na małą szkatułkę. "Kiedy wszystkie drużyny ukończą trening, zobaczymy, co otwiera. A teraz jesteście wolni."

Tag i Rockslide przybili piątki.

"New Mutants na pewno nas nie pobiją." Powiedział pod nosem Julian.

"Emmo, Danielle dzwoniła do..." do pokoju weszła Xi'an. "Oj, przepraszam!"

Cessily uśmiechnęła się do niej, i złożyła na policzku Kevina buziaka. Wither zaczerwienił się, a Shan spojrzała na Emmę z zażenowaniem.

"Ty mała kłamczucho!" zaśmiała się White Queen.