Disclaimer: Czy ja to muszę ciągle pisać? To dołujące! NIKT NIE JEST MÓJ. Ale przyjrzyjcie się Jay'owi i Paige, bo oni i ich rodzeństwo już wkrótce mogą stać się moją własnością. Muahaha!

Sami się prosiliście. Kolejny głównie rołmansowy rozdział. Autor musi się podporządkować woli czytelników... Prawie – bo Laurie i Kevina jak nie było, tak nie ma... ;)


Emma przypięła na tablicy wyniki zawodów.

Paragons – 5

Hellions – 4

Corsairs – 3

Alpha Squad – 2

New Mutants – 1

"To niesprawiedliwe."

"Nie do ciebie należy ocena, Julian."

"Ale my byliśmy szybsi, niż Paragons!"

"Ale gorsi technicznie."

"Rozłożyliśmy Gambita w kilka sekund!"

"Mam zamiar z nim o tym porozmawiać." Skrzywiła się Frost.

"A Cessily? Była świetna!"

"Miała szczęście. Karma nie przygotowała się byt dokładnie i nie była pewna, czy ciało panny Kincaid na pewno jest nieorganiczne. Następnym razem dopilnuję, by do takiej sytuacji nie doszło i przeciwnik wiedział wszystko o mocach uczniów."

"Ale możemy przecież wykorzystywać słabości naszych przeciwników!"

"Tak. Ale prawdziwy wróg nie byłby zainteresowany specjalnie śmiercią Mercury."

"Ale..."

"Żadne 'ale', panie Keller. To był pierwszy tego typu trening w bieżącym semestrze i nie wszystko było tak, jak powinno. Postaram się, aby tego typu niedociągnięcia więcej nie miały miejsca. Paragons wykorzystali faktyczne słabości przeciwnika, a nie całego planu i dlatego zajęli wyższą lokatę. Czy to rozwiewa pańskie wątpliwości, czy ma pan zamiar dalej polemizować?"

"To głupie."

"Uważaj, co mówisz, mój chłopcze. Uważaj."


"Dałeś im się rozłożyć jak dziecko!" zaśmiała się Lorna. "Wstyd, Remy, wstyd!"

"Gdyby Remy chciał, pokazałby dzieciakom, gdzie ich miejsce. Ale nie miałem ochoty bawić się z dziećmi."

"Ostatnio w ogóle nie masz na nic ochoty." Zauważyła Polaris.

"Och, non. Mam ochotę na pewne rzeczy. Ale tylko niektóre."

"Co, Rogue? Naprawdę się rozstaliście?"

"Nie muszę ci się zwierzać." Uciął Gambit.

"Remy, nie poznaję cię!"

"Wybacz, petitte. Jestem nie sobą." Mężczyzna wstał z fotela i odszedł, nie oglądając się.


"To ty?" Mutant patrzył z niedowierzaniem na niebieskowłosą dziewczynę opartą o ścianę. Stali w bocznej uliczce, tuż obok wielkich kontenerów na śmieci. Tu nikt nie mógł ich zobaczyć.

"To ja." Szepnęła.

"Czy... Mystique..."

"Nie, ona podszywała się pode mnie."

"Naprawdę?" Trzeba było być skończonym idiotą, żeby w to uwierzyć. Albo trzeba było bardzo chcieć. Onyxx bardzo, bardzo pragnął tego.

"Tak." Jak mógł jej nie ufać? Patrzyła tak... Hipnotycznie.

"I... Chcesz wrócić do Instytutu?"

"Nie. Chcę wrócić do ciebie." Dla chłopaka nie było ważne, że słowo 'wrócić' było tu kompletnie nie na miejscu, gdyż najbliższym kontaktem między nimi było zrzucenie przez dziewczynę sedesu na jego głowę. Liczyła się tylko jej bliskość, zapach jej skóry, miękkość jej włosów... I to, jak jej delikatne usta dotykały jego własnych.

Czuł, że jest w stanie zrobić dla niej wszystko.


Rogue rozsiadła się na ławce rozkoszując się zimowym dniem. Było zimno i biało, ale nawet taki południowy zmarzlak jak Anna musiał dostrzec urok słońca odbijającego się od śniegu. Dziewczyna przymknęła lekko oczy. Dopiero po chwili przyzwyczaiła się do ostrego światła i mogła je otworzyć.

Zdziwiła się.

Była pewna, że jedną z wielu przyczyn frustracji Kevina był fakt, że nie może dotykać dziewczyny, która mu się podoba, tymczasem rudowłosa uczennica o dosyć wyraźnej mutacji spoufalała się dosyć mocno. I Kevin wyglądał na nawet zadowolonego.

Rogue westchnęła. Szczęściarz. Choć ona sama też kiedyś miała szanse związać się z mężczyzną, którego mogła dotknąć, pocałować... No, i tak dalej, sami wiecie.

Ale Rogue nigdy, przenigdy nie kochała Piotra. Tylko Remy'ego. Nie chciała go jednak trzymać przy sobie wbrew jego męskiej naturze... Tak przynajmniej się tłumaczyła przed samą sobą.


Hej, Sam!

Co u Ciebie? Tu, w Instytucie po staremu – skład się kłóci, przegraliśmy kolejne ćwiczenia – choć tym razem to Paragons, nie Hellions, wygrali. Dostali nową instruktorkę – Alison (1) – i to chyba działa na nich motywująco.

Dani robi wszystko, żeby nas pogodzić. Zaczęła nam organizować coś w stylu terapii grupowej – wygląda to tak, że Josh bije się w piersi aż dudni, Laurie wyzywa go od najgorszych, Nori zaczyna naskakiwać na Davida, Sofia płacze, a Dani wpada w depresję.

Pytałeś, co słychać u starych N.M. Shan ma teraz tylko dwie drużyny, więc odetchnęła. To była skończona głupota dać jej oprócz dzieciaków i biblioteki jeszcze Paragons i Alpha Squad. Dyrekcja ma ją chyba za maszynę.

Alison chyba nie jest przyzwyczajona do pracy z uczniami, ale daje radę. Paragons ją chwalą, więc chyba jest w porządku.

Rahne? Ani widu, ani słychu. Podobno jest w Nowym Jorku.

A co słychać w wielkim świecie? Masz jakiś kontakt z Paige?

Może wpadłbyś do Instytutu? Dani ciągle o ciebie pyta.

Pozdrowienia dla Lili!

Jay.


"Hej." Rahne powiesiła płaszcz na haku przy drzwiach.

"O, Rahne! Cześć, jak się masz?" Jamie wyszczerzył się od ucha do ucha, starając się sprawiać jak najlepsze wrażenie.

"Klon, czy oryginał?" zapytała bez ogródek.

"100 Jamiego."

"To z czego się tak cieszysz?"

"Wolę nie wywoływać wilka z Rahne..."

"Nie bój się, nie ugryzę."

"Jeszcze masz focha?"

"Noo... Tylko trochę." Wolfsbane zmrużyła figlarnie oko.

"No to dobra wiadomość. Kobieta od pistoletu się odezwała."

"O? I co?"

"I nic. Sprawa otwarta, ale ją przepytałem."

"Super. A nie miałbyś ochoty na mały urlop?"

"Och, jesteś kochana! Chcesz mnie zastąpić i pozwolić na tydzień picia?"

"Ha, chciałbyś. Jadę do Salem."

"Tego Salem?"

"A znasz inne?"

"Tak. Książka Stephena Kinga, świetna, choć dla takiej grzecznej dziewczynki jak ty może być zbyt straszna."

"Potrzymasz mnie za rękę." Prychnęła Rahne. "To co, zabierasz się ze mną?"

"Z tobą choćby i na koniec świata. Ale Rahne..."

"Hm?"

"Mówiłaś, że nie chcesz wracać do tego domu wariatów?"

"No cóż, pewien ciężki przypadek potrzebuje natychmiastowej terapii."

"Niech pomyślę. Ciężki przypadek to musi być Havok."

"Pudło. Eks mojego eks." Jamie gwizdnął przez zęby.

"Kroi się telenowela!"

"Madrox, cały ten instytut to jedna wielka telenowela!"

"Bierzemy Guido?"

"No, on uwielbia Modę na Sukces..."

"Ale za Guthrie'mi nie przepada..."

"Na składzie tylko jeden, junior. Zresztą, przez większość czasu buja w obłokach. Dosłownie."

"No, to chyba dobrze."


"Cherie?"

"Remy?" Co za zbieg okoliczności. Akurat o nim myślała. Chociaż – z drugiej strony, kiedy o nim nie myślała?

"Cherie, o ile mogę cię tak nazywać..." Gambit spojrzał jej w oczy. Tak bardzo chciała rzucić mu się w ramiona, ale...

"Nie sądzę, żeby to było konieczne. W końcu jest tyle... Cherie. Które mogą sprostać twoim potrzebom..."

"Roguey... Anno! Czy ty naprawdę nie rozumiesz? Nie rozumiesz, że jedyną prawdziwą cherie Remy'ego jesteś ty?"

"Ale..."

"Nie, nie spałem z twoją matką. I nie żałuję. I nie żałowałem. Nie chcę cię zdradzić. Ani z twoją kopią, klonem, odbiciem w lustrze. Jesteś jedyną Rogue w moim życiu, jedyną cherie w moim życiu!" Gambit odetchnął. Tak, wyszło to dosyć patetycznie, ale mimo że Remy był mężczyzną kochanym przez dziesiątki kobiet, zawsze jednak mężczyzną, toteż rozmowa na temat uczuć, kobiet i podbojów była dla niego sytuacją dosyć stresującą. I tak powstrzymał się od uciekania przed wzrokiem Rogue. A tymczasem jej zielone oczy zaszkliły się łzami.

Mężczyzna przygarnął delikatnie wstrząsane spazmatycznym łkaniem ciało ukochanej dziewczyny.

"Tak... Tak bardzo tęskniłam, skarbie..." wyszlochała po chwili.


"Hej! Jesteś zajęty?" Na dźwięk głosu Noriko Jay oderwał się od listu do brata.

"A, nie, wejdź. Wybacz ten bałagan, ale..."

"Dobrze zobaczyć od czasu do czasu ciuchy wiszące na meblach, wiesz?" Nori wzięła w ręce zmiętą koszulkę rzuconą niedbale na oparcie krzesła i uśmiechnęła się. "Sooraya i jej wieczny porządek doprowadza mnie do szału!"

"Nie przesadzasz trochę?" Jay ruchem nogi wsunął zeszyty leżące na podłodze pod łóżko.

"Chciałabym. Ale to psychopatka! Nawet skarpetki układa w kancik..."

"Uhum... Tak czy inaczej, musisz ją zrozumieć. Była wychowywana w innej kulturze i..."

"Usprawiedliwiasz ją." Oznajmiła z rozbawieniem Japonka.

"Wcale nie! Ja tylko..."

"Nie wykręcaj się, Jay! Czyżby coś się święciło?" Nori usiadła obok Icarusa z szelmowskim uśmiechem.

"No co ty! Przecież ja z nią rozmawiałem ze dwa razy!"

"Zaprosiłeś ją na bal" – Surge nie rezygnowała ze złośliwości.

"No to co? David zaprosił Laurie, a Julian Kukułki..."

"Dobra, dobra... Jak ci się podoba akcja-integracja?"

"Bo ja wiem? Dziś było... Nieciekawie. Laurie w ogóle nie współpracowała, no i ta twoja, hmm, sprzeczka z Davidem też nie pomogła."

"Hej! To on traktował mnie jak powietrze!"

"Tak, tak... Chciałabyś, żeby traktował cię – no wiesz – specjalnie, co?" Jay wyszczerzył zęby.

"Podły!" Noriko szturchnęła go w bok.

"Czyżby coś się święciło?" zapytał niewinnie Guthrie.

"Argh! To już jest wredne!"

"Hej, może wyjdziemy na zewnątrz?" zmienił temat rudowłosy. "Nie chce mi się siedzieć w pokoju."

"Która godzina?" Surge zerknęła na kolorową tarczę swojego zegarka. "Ok., chyba zdążę przygotować się do zmiany...?"

"Pewnie. Jakby co, to cię podrzucę." Chłopak nieznacznie rozprostował skrzydła.


"Niech to szlag!"

Paige robiła sobie kawę w idealnie czystej, wręcz sterylnej kuchni, używając najnowszego modelu ekspresu ciśnieniowego. Zawsze wolała rozpuszczalną niż espresso, ale skoro Warren się tak wykosztował, to nie wypadało mu o tym mówić...

"Co się stało, kochanie?" krzyknęła, słysząc salwę przekleństw z gabinetu.

"Nic." Odburknął głos Angela. Paige westchnęła i poszła w kierunku pokoju.

"Przepracowujesz się, Warren." Powiedziała, stawiając filiżnankę na stanowisku pracy mężczyzny.

"Umawialiśmy się, że nie wtrącasz się w sprawy mojej pracy."

"Czy ja się wtrącam?"

"Tak."

"Och, świetnie." Dziewczyna przewróciła oczami. "Pamiętasz, że mamy dziś iść do opery?" Warren stuknął ze złością w klawisze. "Pamiętasz, Warren?"

"Tak, pamiętam, do cholery!" wybuchnął. "Nie mogę iść, mam dużo pracy!"

"Praca i nasze życie nie miały kolidować. Tak też się umawialiśmy."

"To ważne, rozumiesz?"

"Co się stało? Powiedz mi, przecież widzę, że coś jest nie w porządku..."

"To moja sprawa! Dasz mi w końcu pracować?"

"Pewnie! Miłej pracy!" warknęła Husk.

Po chwili do uszu Angela dobiegł huk zamykanych z dużym rozmachem drzwi.

Worthington niewzruszenie stukał w klawisze.


(1) – to fakt, Magma w Annualu Academy Xzostała opiekunką Paragons. Mimo że Annuala w moim ficu nie uznaję, to ten fakt uznałam za przydatny.