Disclaimer: Nikt mój, nikt mój, oprócz faceta na pasach. Chce ktoś?
Sorry, że tak długo.
"Allo, petitte, co to, trenujemy celność?"
"Och... Panie LeBeau..." Niebieskowłosa Japonka odwróciła się i spojrzała z zakłopotaniem na nauczyciela. "Ja, przepraszam, my..." zaczerwieniła się po czubki uszu.
"My tylko..." wydukał stojący obok niej Jay, uprzedzony już o ostatnich wybuchach złości Gambita i starał się teraz wymyślić jakąś wymówkę dla obecności ich dwojga na polu treningowym.
"Ah, żaden problem." Remy uśmiechnął się promiennie. "Le petitte rendez-vous w ustronnym miejscu, czy to komuś kiedyś zaszkodziło?" powiedział nonszalancko i z łobuzerskim błyskiem w oku dodał: "Dziękuję za podanie mi magnificent pomysłu, mes amies." Po czym wesoło pogwizdując odszedł w kierunku bliżej nieokreślonym.
Jay i Nori spojrzeli na siebie w niemym zdumieniu.
"Rendez-vous?" powtórzył skrzydlaty, unosząc brew. Skośnooka nie tym zaprzątała sobie głowę.
"Rety, co mu jest? Raz ciska się jak kotka z bólami menstruacyjnymi, a zaraz potem – no..."
"No..."
"Wy faceci, to jednak jesteście dziwni!" stwierdziła z niesmakiem Noriko.
"A wy, kobiety i tak nas kochacie." Zaśmiał się Josh.
"Ta, ta, chciałbyś, co?" prychnęła dziewczyna, szturchając go lekko.
"A w życiu!"
"Co, wolisz Soorayę?"
"A ty Davida?"
"A ty znowu swoje!"
"Ty niby nie?"
"Och. Zapomniałam." Ucięła Japonka. "Chociaż my się nie kłóćmy."
"Nie ma problemu." Zgodził się Jay.
"Podwieziesz mnie do Luny?"
"Pewnie! Wskakuj." Zaśmiał się rudzielec i wziął ją na ręce. "Uch, przytyłaś!" sapnął i oberwał okutym w metalową rękawicę łokciem w brzuch.
"Wyglądają na zadowolonych z życia..."
Dani odwróciła gwałtownie głowę.
"Shan? Nie słyszałam, jak wchodziłaś." Powiedziała cicho.
"Lata praktyki." Na ustach Karmy pojawił się lekki uśmieszek. "Jak idzie godzenie składu?"
"Powoli, ale... Ale idzie." Dani odwróciła się do okna, przez które widać było odlatujących Icarusa i Surge.
"Uhm." Zapadło krótkie milczenie, obie instruktorki wpatrzyły się w ten obrazek.
"Shan?" Dani przerwała ciszę.
"Hm?"
"Przepraszam."
Rahne wzruszyła ramionami. "Nie, to nie. Twój wybór."
"No wiecie, ktoś przecież musi zostać i pilnować interesu..." Guido zakręcił młynek palcami.
"Przecież mogę zostawić duplikat!" prychnął Jamie, oparty o futrynę drzwi.
"No ale... Jak to będzie najbardziej leniwa część twojej podświadomości?" zasugerował Strong Guy.
"Bardziej leniwa, niż oryginał?" Rahne udała przerażenie, a Jamie szturchnął ją, co spowodowało przypadkowe zduplikowanie.
"Ruda lafirynda!" syknął klon, zanim został zasymilowany przez Madroxa.
"Nienawidzę twoich klonów!" warknęła Rahne.
"Nie ty jedna..." Jamie uśmiechnął się bezbronnie. "To jak, Guido? Ostateczna decyzja!"
"Zostaję."
"Jak sobie chcesz." Rahne uniosła swoją walizkę. "My spadamy. Jeżeli nie wrócimy, zadzwoń po policję. Albo nie! Od razu po S.H.I.E.L.D.! Nigdy nie wiadomo, Emmie Grace Frost strzeli do tego farbowanego łba..."
Paige zdjęła z półki śliczną dziecięcą spódniczkę w kwiatki.
'Ciekawe, czy byłaby dobra dla Hannah(1)..." pomyślała. Nagle dotarło do niej, że nie była w domu już od wieków, nie spędziła nawet Bożego Narodzenia z rodziną. Ciekawe, co u dzieciaków. Właściwie, to z Samem i Jayem też nie utrzymywała specjalnie kontaktów – wysłała im wprawdzie pocztówki na święta, ale to wszystko. A Nowy Rok spędziła na nudnej imprezie organizowanej przez Wortinghton Co., na której jej rola ograniczała się do uśmiechania się i wyglądania ładnie.
Blondynka energicznie podeszła do kasy ze spódniczką w dłoni.
"Dziesięć dolarów." Antypatycznie wyglądająca młoda kobieta przy kasie, która, na domiar złego żuła gumę w bardzo ostentacyjny sposób, wybiła sprawnie cenę. "Płaci pani kartą, czy gotówką?" zapytała tonem, jakby obchodziło ją to mniej niż zeszłoroczny śnieg.
Paige nie odpowiedziała, tylko wyciągnęła ze swojej modnej torebki (o wiele za małej jak na jej potrzeby, ale to prezent od Warrena i nie wypadało tak od razu rzucić jej w kąt) dziesięciodolarowy banknot i położyła na ladzie. Kasjerka wręczyła jej paragon, który Paige zgniotła i włożyła do kieszeni, oraz sukienkę w dużej, foliowej torbie. "Zapraszamy ponownie." Powiedziała tak odpychająco, że Paige miała ochotę prychnąć. Tymczasem, po chwili zastanowienia wsadziła torebeczkę od Warrena do znacznie większej reklamówki i ruszyła w kierunku wyjścia, zastanawiając się, jak powiedzieć Warrenowi, że jedzie do Kentucky. Choć w sumie, czy będzie go to w ogóle obchodziło? A tę dychę mu odda, a co!
"Nienawidzę, kiedy jest tak zimno..." syknęła Rogue, strzepując warstwę białego puchu z ławeczki, na której ostatnio często przesiadywała, tocząc rozmowy z Kevinem, jednym z uczniów. Byli do siebie bardzo podobni, mieli niemal te same problemy, ale dziś oboje byli w zaskakująco dobrych humorze – choć Rogue czuła, że zamarza. Spojrzała na Withera, który wydawał się być myślami gdzieś daleko.
"Mhm..." mruknął po chwili, jakby otrząsnął się z głębokiego zamyślenia, a na jego ustach błąkał się lekki uśmieszek. Rogue również uśmiechnęła się pod nosem. Dziś rozmowa nie wydawała się potrzebna...
Nieco wcześniej
Miasto migające za oknem samochodu tętniło życiem. Dzieciaki na ulicach popisywały się przed sobą swoimi umiejętnościami, witryny sklepowe zwracały uwagę neonowymi napisami, leniwe światło sączyło się z okien mieszkań. Gdzieniegdzie zauważyć można było ludzi o dziwacznym wyglądzie, spacerujących sobie jak gdyby nigdy nic.
Miasto mutantów, gdzie nic nie było dziwne i gdzie zdarzyć mogło się niemal wszystko, było właściwie domem dla Jamie'go. Nie znał może każdego z zakątków tej niechętnie odwiedzanej przez 'zwykłych' ludzi dzielnicy, ale większość tutejszych zakamarków była mu znana. Kierował pewnie, nie rozglądając się poza jezdnię. Widoki, które niektórych mogły przyprawić o zawrót głowy były dla niego chlebem powszednim.
Rahne mieszkała tu od niedawna i powoli zaczynała się zadamawiać, nadal jednak widok zakrwawionego faceta przechodzącego spokojnie na pasach nie był dla niej czymś normalnym, choć domyślała się, że koleś ma czynnik samoleczący. Dziewczyna zdecydowała, że podziwianie widoków nie jest jednak najlepszym pomysłem. Kątem oka dostrzegła jeszcze kobietę podobną nieco do ostatniej klientki, która jakby przed kimś uciekała, ale postanowiła nie zaprzątać sobie ani Jamie'mu tym głowy – mieli w końcu urlop.
"Co tak milczysz?" zapytał Madrox, nie odrywając wzroku od dziurawej, nierównej szosy. Latarnie co chwilę rozświetlały mu twarz, by znów pozwolić jej ukryć się w cieniu. Rahne oparła się o podgłówek.
"Obserwuję." Rzuciła. Na ustach Jamie'go pojawił się uśmiech.
"I co zaobserwowałaś?" zapytał wesoło, kręcąc kierownicą w lewo. Wyjechali na drogę o lepszej nawierzchni, a z pokrytego graffiti znaku przy dobrym wzroku, oprócz potężnej dawki przekleństw dało się wyczytać 'Miasto Mutantów żegna'. Rudowłosa mutantka przymknęła oczy i nie odpowiedziała.
"Jestem śpiąca." Powiedziała po chwili.
"To śpij." Jamie na powrót przybrał obojętną minę. Rahne spojrzała na niego spod przymkniętych powiek. Miał bardzo ładny profil – prosty nos, ładne usta, niegolony od kilku dni podbródek był lekko wysunięty, co nadawało twarzy nieco zaczepny wyraz. No i te oczy – zawsze się śmieją.
"Możesz się tak nie gapić?" zapytał niespodziewanie. Rahne niemal podskoczyła.
"Nie..."
"Akurat!" Kąciki jego ust uniosły się nieco. "Wiem, że jestem boski, ale..."
"Braciszku, po prostu zastanawiam się, kiedy w końcu się ogolisz!"
"Braciszku, eh? Chciałabyś mieć wspólne geny z takim przystojniakiem jak ja, co?"
"Pewnie, choć istniałoby niebezpieczeństwo posiadania tych odpowiedzialnych za arogancję..."
"Oj, robię się złośliwa? Niegrzeczna Rahne, niegrzeczna..." Twarz Mardoxa wyglądała jeszcze bardziej kpiąco, niż zwykle.
"Uczę się od mistrza."
"Mm, miód na moje uszy..."
"Kieruj, dobrze?"
"Kieruję, dobrze. W końcu jestem mistrzem."
"Ta-a, chyba San Andreas..."
"Przynajmniej mam prawo jazdy!"
"A ja mam motor!"
"A ja agencję detektywistyczną!"
"A ja głupiego szefa!"
"Wygrałaś." Westchnął Jamie. "Twój głupi szef jest lepszy od czegokolwiek."
Rahne prychnęła rozdrażniona i odwróciła się w kierunku okna.
"Hej, Laurie..."
"Max? Mówiłam ci chyba, że masz mi dać spokój!" Laurie spojrzała z góry na niziutkiego chłopca-jeża, tego samego, z którym wczoraj tworzyła coś na kształt pary.
"Ale kotku..."
"Powiedziałam – zostaw mnie w spokoju!" Powtórzyła ze złością. Maxwell zbladł nagle (czego nie było specjalnie widać pod gęstą szczeciną pokrywającą jego twarz), cofnął się o krok i omiótłszy dziewczynę przestraszonym spojrzeniem odszedł jeszcze kilka kroków, po czym odbiegł.
"Cios poniżej pasa!" Rozległ się nagle głos ponad głową Laurie. Blondynka wzdrygnęła się mimowolnie.
"Szpiegujesz mnie?" zapytała, nie patrząc na Sofię unoszącą się nad nią.
"Laurie..." Wind Dancer wylądowała miękko przed blondynką. Przez chwilę obie mierzyły się wzrokiem w milczeniu, kiedy na scenie pojawiła się trzecia aktorka.
"Cześć, dziewczyny!" zawołała, próbując ukryć drżenie głosu. Uczennice jednocześnie spojrzały na nią, a ich twarze przybrały przez chwilę niemal identyczny wyraz bezgranicznego zdumienia, po czym brwi Laurie zbiegły się, a dłoń zacisnęła w pięść.
"TY!" wykrzyknęła.
Rahne uśmiechnęła się, choć przyszło jej to z niemałym trudem. Sofia na wszelki wypadek stanęła bliżej blondynki, gotowa, w razie czego, powstrzymać ją od rękoczynów.
"Ty... Ty..." Laurie wyraźnie szukała jakichś odpowiednich epitetów.
"Ruda lafiryndo?" podpowiedział męski głos, którego dziewczęta nie znały. "Jamie Madrox, do usług. Wizytówki i autografy będę rozdawał później."
"Och, błagam..." Rahne przewróciła oczami.
"Cicho tam! A tym czasem, e... Noriko?"
"Czy ona ci wygląda na Japonkę, detektywie?" parsknęła Wolfsbane.
"Sofia." Poprawiła go Sofia.
"No właśnie, Sofia, może pozwolisz? Mam wrażenie, że tutaj kroi się dłuższa rozmowa. Rahne od tygodnia pisze scenariusze."
"Och, zamknij się!" Rudowłosa szturchnęła go w bok, co spowodowało utworzenie duplikatu.
"O kurczę! Ale laski!" wykrzyknął nowoutworzony Jamie. "Wprowadźmy się tu, po co męczyć się z tą rudą cnotką?"
"Panie wybaczą..." Prawdziwy Jamie uśmiechnął się z zakłopotaniem i zakończył istnienie klona.
"Laurie, powinnyśmy pogadać, nie uważasz?" Rzuciła Rahne, patrząc na odchodzących Sofię i Jamie'go.
"O." wyrwało się Danielle. Shan spojrzała jej przez ramię.
"O." powtórzyła. "Rahne i Laurie? To nie zapowiada się za dobrze, nie?"
"Sama ją prosiłam, żeby pogadały..." mruknęła Dani, po czym, widząc gwałtowne ruchy uczennicy dodała: "Ale czy to był taki dobry pomysł?"
Xi'an oparła brodę na barku koleżanki i obie wpatrzyły się w rozgrywający się na zewnątrz dramat.
"Dzięki, Jay." Nori wyswobodziła się z ramion skrzydlatego i zeskoczyła na ziemię.
"Nie ma sprawy, zawsze do usług." Uśmiechnął się chłopak. "Wpaść po ciebie jak już skończysz?"
"A to jak chcesz. Lecę, muszę się przebrać!" rzuciła skośnooka, pomachała mu i weszła do kafejki. Jay potarł dłonią szyję, zastanawiając się dlaczego Noriko poprosiła go by ją podrzucił, zamiast użyć swojej super-prędkości, nie znalazł jednak żadnej wystarczająco realnej odpowiedzi, więc wzruszył ramionami i odleciał w kierunku instytutu.
