Disclaimer: Nic się nie zmieniło. A Marka to ja bym sobie wzięła, zwłaszcza, że Marvel go uśmiercił, razem z jego koleżanką.
Nie zapomniałam o pozaczynanych rzeczach. Myślę nad Remigiuszem i nad Porsze i nad Makbetem, a przede wszystkim nad Independentsami (independentvabbcia - pamiętajcie!), ale cóż. Hm, ale skoro są te wakacje, to się zabiorę. Może...
Ten projekt chyba chyli się ku upadkowi - po HoMie jest mały sens prowadzenia tego fica dalej, więc chyba po prostu zamknę zaczęte wątki i dam sobie spokój, zwłaszcza, że toc hyba najmniej udane z moich dziełek.
Dzięki za komentarze wszelakie, choć są one zwykle od tych samych osób - Va, Herszi, Pacz, Jubi i reszta - dzięki!


Dziwny obrazek. Laurie, która jeszcze przed chwilą była gotowa rozedrzeć Rahne pazuramu, teraz zapłakana ledwo trzymała się na nogach, tymczasem potencjalna ofiara jej wściekłości z dosyć zażenowaną miną patrzyła na swoje buty.

"Nie rozumiesz!" wyszlochała w końcu Laurie, zaciskając pięści. "Nikt nie umie zro-zro-zuuumieć!"

Rahne milczała, spoglądając raz po raz na czerwoną, zapuchniętą twarz dziewczyny.

"Gdy-bym chciała..." kontynuowała blondynka "Mogłabym mieć Jo-osha zanim ty..." urwała i schowała twarz w dłoniach. Po chwili wzięła głęboki oddech. "Ale ja chciałam żeby... ktoś... mnie lu-u-bił za to jaka je-jestem, a nie za mo...c"

Sinclair zagryzła wargę, czując się jakby zamiast płuc miała worki pełne kamieni. Uszy płonęły jej żywym ogniem.

"I myślałam... Ale ty... On!" Łkała bezładnie Wallflower i zaczęła osuwać się na ziemię. Rahne doskoczyła do niej i pomogła usiąść na śniegu.

"Słuchaj" Powiedziała z ostrym szkockim akcentem, którego Laurie dotąd u niej nie słyszała. "Wiem, że mnie nienawidzisz, ale pozwól mi coś wytłumaczyć. Proszę." Dodała, patrząc na nią nieco przestraszonymi oczami. Collins nie miała sił jej przerwać, więc Rahne kontynuowała. "Masz problemy przez swoją moc, prawda? Masz." Potwierdziła sama sobie. "Ja też. Znasz mnie jako wybuchową i szaloną? Błąd." Wolfsbane przygryzła wargi, mierząc się ze swoimi własnymi demonami. "Nie jestem taka. Byłam taka - kiedy nie miałam mocy." Nie przerywając podała uczennicy chusteczkę higieniczną. Mówiła szybko, jakby wyrzucała z siebie coś wstydliwego i bardzo intymnego. "Mój wilk to moja zła strona. Zła, grzeszna, słaba, bezwstydna Rahne. Zwierzę." Laurie wydmuchała głośno nos. "Kiedy zabrakło wilka, zła i podła ja zaczęła się pojawiać w człowieku." Rahne urwała i spojrzała daleko przed siebie. Po chwili kontynuowała ochrypłym głosem. "Josh nie kochał mnie. Fascynował go wilk. Prawdziwa Rahne zawiodła go. A ja wstydziłam się czynów wilka w ludzkiej skórze."

Obie przez chwilę milczały, Laurie chlipiąc i pociągając nosem, Rahne wpatrzona w odległy punkt za jej plecami.

"On... Nie powinien był..." wydukała Laurie.

"Nie powinien. Ale uwierz mi, że kierowałam go jak najdalej siebie. Próbowałam..."

"To czemu go nie rzuciłaś?" zaatakowała Wallflower. "Czemu pozwoliłaś?"

"Bo jestem słaba..." Szepnęła Sinclair.

"Powinnaś była..."

"Laurie." Rahne spojrzała na nią ze łzami w oczach. "Popełniłam błąd. Obie popełniłyśmy. Mam nadzieję, że Bóg nam pomoże."

"Jaki Bóg, do cholery? Jaki bóg składa na ręce nastolatki taki ciężar? Taką moc, której nie można wykorzystać?" wybuchła Collins.

"Ten sam, który dał wolną wolę i umiejętność przebaczania..."


"Kolejny dzień, kolejna okazja na małą przechadzkę, nie sądzisz?" Mark, gdy tylko znajdował się w pobliżu dziewczyny, od razu starał się nawiązać chociaż mały flirt. W jego drużynie szło to dosyć opornie, ale zawsze warto spróbować.

"Nie zadawaj tego pytania." Odparła ponuro Preview, nie odrywając wzroku od swojej gotyckiej powieści. "Choć i tak je zadasz..." dodała pod nosem.

"Nie miałabyś ochoty wyjść na zewnątrz?" zaproponował DJ ignorując jej słowa i uśmiechając się słodko, podczas gdy Jessie poruszała ustami jakby mówiła to samo co on.

"Nie mam ochoty." Mruknęła. "Czuję się wspaniale. Sama." Mark westchnął z rezygnacją i ruszył do drzwi. "Uważaj, bo się potkniesz." Dodała nieco życzliwiej, ale jej ostrzeżenie na wiele się nie zdało. Shephard wzruszył ramionami i postanowił przejść się sam.

Zatkało go, gdy zauważył dwie zapłakane kobiety na śniegu przed budynkiem.

Niezauważony ocenił wygląd swojej byłej wychowawczyni, której nie widział od wieków. Nie miała czapki, więc szybko zauważył, że jej śliczne rude włosy były obecnie ścięte na jeża. Na wilgotnych policzkach rozmazał się tusz do rzęs, którego solidna ilość została jeszcze na miejscu. Spod czarnego, filcowego płaszcza wystawał luźny, zielony sweter.

Wyglądała inaczej, niż ją pamiętał. No i płakała. Mark zawahał się, niepewny, czy to najlepszy moment na powitanie, ale uznał, że nie pogorszy już sytuacji i podszedł.

"Rahne!" wykrzyknął. Dwie pary zapuchniętych oczu spojrzały na niego, więc, mimo że poczuł się niepewnie, uśmiechnął się lekko.

"Och. Cześć Mark. Kopę lat." Rahne otarła policzki, a na jej ustach pojawił się grymas, który przy dużej dozie tolerancji można uznać za uśmiech.

"Gdzieś ty była? Będziesz znów tu pra..."

"Mark, później pogadamy. Zgoda?"


Cessily nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Kevin, który zazwyczaj jej nie zauważał, traktował jak wkurzającą młodszą siostrę, z którą utrzymuje się kontakt z musu, teraz... No cóż, nadal nie była dla niego zbyt ważna, ale uzyskała coś w rodzaju milczącej akceptacji z jego strony. Była tak szczęśliwa, że miała ochotę wykrzyczeć całemu światu, że nie jest tą nudną Cess, nieudacznicą Cess, desperatką Cess.

"Cess? Cess, słyszysz mnie? Ziemia do Kincaid!" Julian zamachał jej dłonią przed nosem

"Hm?" pozbawione źrenic oczy zdawały się nie poruszać, ale w rzeczywistości dziewczyna skierowała wzrok na Kellera.

"To jak, dasz radę to zrobić, czy nie?"

"Zrobić co?" zapytała znużonym głosem. Julian westchnął ciężko, uświadamiając sobie, że koleżanka opuściła jego wywód.

"Przekształcić ciało, żeby wyglądać jak ktoś inny." Powtórzył w dużym skrócie to, co przekazywał jej przez ostatnie parę minut.

"Jak ktoś inny?"

"Nie powtarzaj po mnie!" zirytował się Hellion. "Umiesz, czy nie?"

"Nigdy nie próbowałam." Odparła bez emocji.

"No, to już jest jakieś porozumienie." Mruknął. "A możesz spróbować?"

Cess z westchnięciem pozwoliła swemu ciału utracić stałą konsystencję, po czym z kałuży rtęci wyłoniła się z nieco zmienionymi proporcjami twarzy.

"To wszystko?" zapytał rozczarowany Julian, przyglądając się jej badawczo.

"Nie wiem. A o co ci właściwie chodzi?"

"Później, później." Chłopak machnął szybko ręką. "A możesz się zrobić podobna do, na przykład, mnie?"

"Nie wiem, co ty kombinujesz, ale mam złe przeczucia." Szepnęła rudowłosa, zmieniając sie z powrotem w kałużę.