Disclaimer: Parę postaci wymyśliłam sama, ale to na pewno nie te, które byście wcześniej znali. Ani Paige, ani Pete, ani Jono nie należą do mnie, tylko do Marvela. Ale sami przyznajcie - ze mną byłoby im lepiej, prawda?
Skleiłam ten fragment o Warrenie z prologiem, więc się nie dziwcie, następne rozdziały prawdopodobnie również skończą jako jeden, wraz z tym - ale tę reorganizację wprowadzę, kiedy skończę już wszystko. Nadal nie jestem też pewna tytułu. Zapewne będzie się zmieniał.
Ahh, no i mam nadzieję, że nie uznacie, że za dużo tu zbiegów okoliczności.
'Co mnie podkusiło?' - pomyślała Paige, kiedy ochłonęła nieco i przyszedł czas na refleksje. Czemu poruszyła niebo i ziemię, żeby dostać się do Anglii i zobaczyć człowieka, który był właściwie w stanie rośliny?
Czy chciała zrobić na złość Warrenowi? A może uciec od tego, co zostało w Stanach? Uwolnić się od natrętnych wspomnień o Jay'u, Strykerze, Dniu M i tych wszystkich katastrofach?
Może po prostu nie miała z kim porozmawiać i komu się zwierzyć?
Jakkolwiek by nie było, teraz znajdowała się przed jednym z londyńskich szpitali. Udało jej się wydusić jego adres od... Z tego wszystkiego Paige nie pamiętała właściwie jak to wszystko się stało. Za dużo emocji.
"Czy coś się stało, proszę pani?" zapytał z silnym brytyjskim akcentem jakiś przechodzień. Dziewczyna stała jak wryta na chodniku przed szpitalem od ładnych kilku minut, więc nic dziwnego, że mężczyzna się zaniepokoił.
"Co? A nie, dziękuję." Paige machnęła ręką i weszła na schody.
W środku było sterylnie czysto, pachniało chlorem, jak to w szpitalach. Paige podeszła do recepcji. Pulchna pielęgniarka obdarzyła ją promiennym uśmiechem.
"W czym mogę pomóc?" zapytała uprzejmie.
"Dzień dobry..." Paige potarła policzek. "Jestem... Chciałam odwiedzić pana Jonothona Starsmore."
Pielęgniarka uśmiechnęła się ponownie i wklepała coś do komputera, po czym spojrzała na nią z wyrazem uprzejmego żalu.
"Niestety, to niemożliwe." Powiedziała. Paige poczuła jakieś ukłucie w żołądku. "Pan Starsmore został..." pielęgniarka zatrzymała się jakby szukała słowa. "Wypisany." Paige zamknęła oczy i poczuła dziwną ulgę.
"Czy wie pani, dokąd został przeniesiony?" zapytała z nadzieją.
"Proszę pani, pan Starsmore nie został przeniesiony, tylko wypisany. To znaczy, że już nie jest hospitalizowany, a co za tym idzie, nie mogę podawać informacji dotyczących miejsca jego pobytu."
Paige wytrzeszczyła oczy i na chwilę zaniemówiła.
"Jak to - nie jest hospitalizowany? Przecież on umrze bez pomocy...!"
Pielęgniarka z zakłopotanym uśmiechem obserwowała przerażenie blondynki, ale szybko przerwała jej wypowiedź.
"Proszę pani, z tego, co wiem, pan Starsmore wypisał się na własną prośbę, więc przypuszczam, że wiedział, co robił." Wyjaśniła, ale to wcale nie uspokoiło Husk. Dziewczyna wyglądała jakby miała zaraz zemdleć, czuła, że zaczyna jej się kręcić w głowie.
"Czy..." chciała zapytać, czy na pewno rozmawiają o Jono, czy pielęgniarka nic nie pokręciła, czy jej nie okłamuje, ale zmieniła zdanie i potrząsnęła tylko głową. "Dziękuję." Powiedziała słabo i skierowała się do wyjścia.
Ledwo zauważając przeszła koło Kings Cross i po chwili znalazła się w jakimś parku, gdzie odnalazła wolną ławeczkę. Nie miała pojęcia, co o tym wszystkim myśleć - skoro Jono nie był w szpitalu, to albo nie żył - poczuła że coś zaczyna ją dusić - albo ma się dobrze. Żadna z tych możliwości nie wydawała się być przekonująca - po co pielęgniarka miałaby ją okłamywać, mówiąc, że Jono sam wyszedł ze szpitala? Ale jakim cudem to zrobił? Widziała go ledwo kilka dni temu i każdy głupi potwierdziłby, że bez specjalistycznej, kosztownej operacji Chamber nie wróci do zdrowia. Może to dlatego tu go przenieśli, może Anglicy mieli lepszą aparaturę? W młodej Guthrie zaczęła rosnąć nadzieja, ale uświadomiła sobie, że nawet, jeśli Jono był operowany, to zanim by go wypuszczono z oddziału minęłoby dużo czasu. Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach, nie mając pojęcia, co teraz. Była sama w obcym mieście, nie miała pojęcia jak znaleźć Jono, nie wiedziała, gdzie przenocować i jak wrócić do Stanów. Po chwili gorzkich przemyśleń wyciągnęła swój telefon komórkowy i z ciężkim sercem wybrała numer Warrena, tylko po to, by odłożyć natychmiast. To nie z nim chciała się skontaktować, ale nie miała pomysłu, kto mógłby jej poradzić. W końcu zdecydowała się na telefon do Jubilee - choć od dawna nie miały kontaktu, przyjaciółka powinna wiedzieć, co zrobić. Niestety, telefon Lee milczał, a Paige doszła do wniosku, że to i lepiej, gdyż dzwoniąc z Anglii do Stanów zapłaciłaby krocie. Chcąc, nie chcąc musiała w końcu wstać z ławki i załatwić sobie jakiś nocleg.
Idąc którąś z bocznych ulic Londynu zastanawiała się, czy zna kogokolwiek w tym mieście. Słyszała coś o Nowym Excalibure, ale nie była pewna, kto w tej grupie działa. Być może któryś ze starych znajomych Sama, których znała jeszcze zanim dołączyła do Generation X - zastanawiała się. Nie miała nawet pojęcia, że jej myśli zostaną wysłuchane.
Zatopiona w myślach nie zauważyła idącego z naprzeciwka mężczyzny, który najwyraźniej również nie patrzył przed siebie.
"Au!"
"Och!"
"Przepraszam, zagapiłam się!" Jęknęła Paige, nie patrząc nawet na człowieka, na którego wpadła.
"Guthrie? To ty?" zapytał zaskoczony.
Paige spojrzała na niego. Kiepskie światło latarni oświetlało jego twarz tylko w niewielkim stopniu. Był dość wysoki, ciemnowłosy, patrzył na nią niewielkimi, błękitnymi oczami. Skądś znała jego twarz, ale za nic nie mogła jej skojarzyć z konkretną osobą.
"Nie pamiętasz mnie, co?" zauważył, widząc jej badawczy wzrok. Husk z zakłopotaniem potrząsnęła głową. "Wisdom. Pete Wisdom." Przedstawił się i w głowie Paige coś zaświtało.
"Pete, z X-Force?" zapytała, przypominając sobie, że w dawnej grupie Sama był ktoś o takim nazwisku.
"Tak, między innymi." Uśmiechnął się nieznacznie. "Już pamiętasz, brawo. To co młoda Guthrie robi w odległym Królestwie?" zapytał przyglądając się jej bacznie.
"Ja..." Paige zagryzła wargę. "Chciałam odwiedzić Jono."
"Starsmore'a? No popatrz, jak wiadomości szybko się rozchodzą, hm? Niesamowite, to co się stało." Pokiwał głową z miną człowieka, który niejedno widział.
"Niesamowite? Ale co się stało?" Dziewczyna nie nadążała i miała nieodparte wrażenie, że coś ją ominęło. Pete, który nie odrywał spojrzenia od jej twarzy, teraz wręcz świdrował ją wzrokiem.
"Chcesz powiedzieć, że nic nie wiesz?" zapytał. Husk odgarnęła włosy i potrząsnęła głową.
"Nie wiem o co chodzi..." mruknęła. "Byłam w University College Hospital i powiedzieli mi, że się wypisał... Nie mam pojęcia co o tym myśleć, jak on..."
"To znaczy, że nic nie wiesz!" uznał Pete tonem nie znoszącym sprzeciwu. "To długa historia, ale zapewne chcesz ją poznać?" uśmiechnął się widząc jej naglące spojrzenie. "Co powiesz na pójście do jakiejś kafejki? Tam będzie się dużo lepiej słuchać i opowiadać. Ja stawiam." Dodał, uprzedzając jej słowa. Guthrie poczuła, że nie ma wyboru, jeżeli chce się dowiedzieć co z jej przyjacielem, więc chcąc, nie chcąc zgodziła się.
Chwilę później siedzieli w restauracji specjalizującej się głównie w kanapkach i zdrowych przekąskach.
"To najbliższe jedzenie od Burnstone Park." Powiedział Pete, ale Paige nie zwróciła uwagi na oryginalność tego lokalu.
"Nieważne, opowiadaj co z Jono!" niecierpliwiła się.
"Nie zamówisz czegoś? Mają tu tylko zdrowe jedzenie..." Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. "Chciałem być uprzejmy" - mruknął Pete, wzruszając ramionami i zaczął opowiadać. "Zapewne słyszałaś o New eXcalibur, prawda?" Paige pokiwała głową. "Nie będę ci streszczał całej fascynującej historii składu." Stwierdził łaskawie. "W każdym bądź razie, kiedy dowiedziałem się, że Starsmore jest w Anglii, uznałem, że być może da się coś zrobić, żeby go wcielić do grupy. W końcu jest rodowitym Brytyjczykiem, pasowałby. Więc..."
"Co podać?" Ku irytacji Paige do stolika podeszła młoda kelnerka o krótkich, fioletowych włosach, by odebrać zamówienie.
"Hm... Dla mnie ciasto marchwiowe i Toffee Latte, a dla pani... Paige, zastanowiłaś sie już?"
"Dzięki, ja nic nie chcę." Mruknęła Husk i usłyszała, jak burczy jej w brzuchu. Pete uśmiechnął się lekko.
"Dla pani ciasto bananowe i czekoladę. Będzie ci smakowało, kochanie."
"To wszystko?" zapytała kelnerka.
"TAK!" niemal wykrzyknęła podirytowana Paige.
"Dziękujemy." Uśmiechnął się Wisdom. Kelnerka odeszła, a Pete pokręcił głową z rozbawieniem. "Ts, ts, ten Starsmore to chyba ważna osoba, co?" zauważył. Paige spuściła głowę.
"To mój przyjaciel, jeszcze ze szkoły." Wyjaśniła.
"Rozumiem. Na czym to skończyłem?"
"Na tym, że Jono jest Brytyjczykiem."
"Ach, tak. No więc, uznałem, że pasowałby do tej drużyny, ale kiedy go znalazłem w szpitalu, cóż, był w nieciekawym stanie."
"Takiego go pamiętam."
"No właśnie. Ale... to może być szokujące, ale razem z resztą z Excalibura dowiedzieliśmy się, że Jono ma coś wspólnego z En Sabah Nurem."
"Co takiego?" Husk nie wierzyła własnym uszom. Czy to jakiś chory żart?
"Też tak zareagowaliśmy." Pete westchnął i kontynuował. "Jacyś ludzie... Hm, użyli pewnych środków, które najwyraźniej 'uzdrowiły' go i chłopak otrzymał nowe moce. Tylko... Tylko, że otrzymał też nowy wygląd - podobny właśnie do..."
"Czy on... Czy on..." Paige ledwo powstrzymywała łzy na myśl o tym, że Chamber mógł przyłączyć się do Apocalypse'a...
"Z tego, co wiem, nie." Pete potrząsnął lekko głową. "Rozmawiałem z nim już po tym. Chłopak odrzucił pomoc naszej grupy." Pete skrzywił się nieznacznie. "Odrzucił jakąkolwiek pomoc - wydawało się, że był wręcz zadowolony, kiedy leżał w szpitalu."
"Gdzie on teraz jest?" rozgorączkowała się Paige. "Muszę go zobaczyć, muszę!"
"Państwa zamówienie." Kelnerka po raz kolejny podeszła do stolika i podała im zamówione ciasta i kawę.
"Dziękujemy." Peter skinął jej głową. "Nie jestem pewien, Tessa twierdzi, że widziała go w jak wchodził do jakiegoś domu przy Roseberry Street..."
"Gdzie to jest?"
"Kilka minut drogi stąd. Chcesz tam iść? Musisz tylko wiedzieć, że Jono, kiedy go ostatnio widziałem, nie był specjalnie przyjaźnie nastawiony..."
Ale Paige to nie obchodziło. Chciała go zobaczyć, chciała dowiedzieć się, co się z nim stało. Nie myśląc wiele, wstała od stolika.
"Dzięki, Pete." Powiedziała i wybiegła z lokalu.
"A twoje ciasto?" krzyknął za nią, ale bezskutecznie, Husk już go nie słyszała. "Będę chyba musiał zjeść sam..." mruknął do siebie.
Paige nie miała zielonego pojęcia o Londynie, nie posiadała też mapy, więc kilkukrotnie pytała przechodniów o drogę do Roseberry Street. Jakiś podchmielony obcokrajowiec zaoferował nawet, że ją zaprowadzi, jeśli pójdzie z nim do łóżka - choć z uwagi na ubogą znajomość języka angielskiego propozycja brzmiała nieco inaczej - ale Paige bez żalu odmówiła. Mężczyzna kulturalnie nie narzucał się, tylko wskazał jej drogę.
W końcu dotarła - i spotkał ją kolejny zawód. Myślała, że będzie to jakaś niewielka uliczka, ale Roseberry okazała się być całkiem długa. Jeśli miałaby pukać do każdych drzwi...
Cóż, raz kozie śmierć. Paige weszła do pierwszej kamienicy i spojrzała na listę mieszkańców. Serce podskoczyło jej do gardła, kiedy zobaczyła przy numerze 7 nazwisko Starsmore. A więc to tutaj - aż niemożliwe, że trafiła za pierwszym razem. Husk wzięła głęboki oddech i pomknęła na drugie piętro. Przed wielkimi, drewnianymi drzwiami znów straciła na chwilę pewność siebie.
'A jeśli Jono wcale nie chce mnie widzieć?' pomyślała. 'Pete mówił, że nie jest zbyt pozytywnie ustosunkowany do świata... Na pewno jest na mnie wściekły po tym wszystkim...' Z żalem pomyślała o ich ciągłych kłótniach, rozstaniach w złości i niedopowiedzeniach. Ale tak czy inaczej, Jono był jej długoletnim przyjacielem, a jeśli nie przyjacielem, to przynajmniej bliskim znajomym - bardzo bliskim w pewnych momentach. Jeżeli teraz go nie odwiedzi, to już nigdy. Trzęsącą się dłonią sięgnęła do dzwonka i nacisnęła. Rozległ się ostry brzęk za drzwiami, lecz minęła długa chwila i nic się nie stało. Paige nacisnęła jeszcze raz i jeszcze i jeszcze... 'Dlaczego on nie otwiera?' W końcu za drzwiami dosłyszała jakiś szmer.
"Jono, wiem, że tam jesteś!" Zawołała. "Otwórz, proszę!"
"Mówiłem wam już!" usłyszała dziwnie znajomy głos. "Czego chcecie tym razem?"
W zamku coś kliknęło i drzwi się otworzyły, stanął w nich Jonothon Starsmore. Oboje spojrzeli na siebie jak wryci.
"Jono?" Paige nie mogła nie zauważyć jego zmiany. Pete ostrzegał ją, ale nie myślała, że rysy i kolor skóry chłopaka aż tak przypominają Apocalypse'a. Sam Starsmore patrzył z niedowierzaniem na stojącą przed nim dziewczynę.
"Ty?" powiedział niemal bezgłośnie.
