Disclaimer: Zróbcie coś, żeby oni byli moi, a nie Marvela! Paige się marnuje, a Jonuś jest nieszczęśliwy... A ja bym to zmieniła, o!

Uwaga - słodkie, słodziuteńkie. Ale co ja za to mogę poradzić... Wprawdzie trochę mi się wydaje, że J jest odrobinkę out of character, ale zwalajcie na P.

Komentować!


Jono patrzył na Paige w milczeniu, a na jego twarzy pojawiały się coraz to inne, sprzeczne emocje. Guthrie czuła rosnący niepokój - co chłopak zrobi? W końcu Chamber zastygł z miną nieufnej podejrzliwości.

"To jakaś sztuczka, tak?" zapytał. "Chcecie mnie złamać, pojawiając się jako ona?"

Dziewczyna zamrugała nerwowo.

"Jono, to ja, Paige." Zapewniła.

"Hm..." Jono przyjrzał jej się uważnie. "Wejdź, proszę." Odsunął się i wpuścił ją do mieszkania. "Ale jeśli to jakiś blef..." Oboje znaleźli się w niewielkim saloniku. Małe okna nie wpuszczały zbyt wiele światła, a jakiś stary obraz na ścianie dodawał pomieszczeniu aury antyczności, które potęgował wszechobecny zapach wilgoci i kurzu. Gospodarz wskazał gościowi niską kanapę przykrytą białą, mechacącą się narzutą z wełny, sam usiadł na wyglądającym na niezwykle twardy drewnianym fotelu, na którym leżały dwie poduszki, co jednak zapewne nie zwiększało komfortu siedzenia.

Oboje mierzyli się chwilę niepewnym wzrokiem.

"Co..."

"Ja..." zaczęli jednocześnie. Paige spuściła głowę uśmiechając się z zażenowaniem. "Zacznij." Poprosił Jono przeczesując palcami swoje gęste, brązowe włosy.

"No więc... Jak... Nie, ty zacznij."

"Co robisz w Anglii?" Zapytał. "Mam nadzieję, że nie przyszło wam do głowy werbowanie mnie do X-men, bo mam już dosyć jakiegokolwiek..."

"Nie." Ucięła szybko Guthrie. "Przyjechałam cię odwiedzić, chciałam zobaczyć, jak się czujesz. Ostatnio kiedy cię widziałam, byłeś bardzo mizerny..." Jono spojrzał na nią z lekkim niedowierzaniem.

"Ostatnio?" powtórzył pytającym tonem.

"W Stanach, w szpitalu." Wyjaśniła szybko, a Jono poczuł się jeszcze bardziej skołowany - z tego co słyszał, przed Wisdomem nikt go nie odwiedzał... Czyżby i w tej kwestii został okłamany!

"Byłaś tam?" zapytał, nie wiedząc komu wierzyć.

"Tak... Kilka razy. Nic nie pamiętasz?" Choć dziewczyna była niemal pewna, że żadna z jej wizyt nie zostanie w pamięci nieprzytomnego wówczas Chambera, poczuła ukłucie rozczarowania, kiedy ten potwierdził jej przypuszczenia.

"Nie." Przyznał. "Ale to... Miło." Dodał, czując, że mięknie na widok jej smutniejącego oblicza. Zapadła chwila ciszy i znów oboje zaczęli jednocześnie.

"A co u..."

"Jak to..."

"Teraz ty zacznij." Uśmiechnął się Jono, ale na jego ustach wyglądało to raczej jak grymas - być może wyszedł z wprawy, a może po prostu jego obecny wygląd uniemożliwiał przyjazne miny.

"Jak to się stało? To znaczy, twoja twarz, twoje moce..."

"Ech..." Jono potrząsnął lekko głową. "Nie za bardzo mam ochotę o tym mówić..." powiedział niechętnie.

"Przyłączyłeś się do niego?" zapytała prosto z mostu. Jono spojrzał na nią, a w jego upiornych wręcz oczach pojawiło się coś, co wyglądało jak bolesny wyrzut.

"Tak kiepskie masz o mnie mniemanie?" zapytał cierpko.

"Nie, to nie to! Po prostu... Bałam się o ciebie." Rzuciła mu spojrzenie spod grzywki i Jono poczuł nagłą ochotę by dotknąć jej włosów odgarnąć z twarzy. "Nie wiem co bym zrobiła, gdybyśmy... gdybym straciła też ciebie." Dodała niemal wyczuwalnie wilgotnym głosem, a Chamber zorientował się, że coś jest nie tak.

"Znam tę minę." Zauważył. "Co się stało? Czy ten byd... Czy Warren cię skrzywdził?"

Paige milczała, a Jono nie naciskał. Pewnie, że miała parę rzeczy za złe, ale to nie o to chodziło. Jej związek z Angelem był niczym w porównaniu z tym, co naprawdę ją męczyło.

"To nie to." Powiedziała. "Pamiętasz Jay'a?"

"Rudzielca? Pewnie. Co z nim?" zapytał i natychmiast pożałował, widząc jak błękitne oczy Guthrie napełniają się łzami.

"Nn..." wydusiła z siebie, ale przez chwilę nie mogła znaleźć siły, żeby kontynuować. Jono pochylił się w jej stronę i zrobił ruch, jakby chciał dotknąć jej dłoni, ale nie zdążył, bo Paige wyrzuciła z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. "Jay nie żyje." Chamber zamarł w połowie ruchu. 'Co takiego?' - pomyślał z niedowierzaniem. Czyżby ten dzieciak w końcu zrobił to, czego próbował od tak dawna... Zabił się? Nie, to niemożliwe, nie mógłby czegoś takiego zrobić!

Spojrzał bezradnie na chlipiącą dziewczynę. Gdyby mógł coś powiedzieć, sprawić, żeby poczuła się lepiej...

"Mój Boże..." powiedział niemal bezgłośnie. "Wiem, że to nie pomoże, ale naprawdę... Bardzo mi przykro. To okropne." Zdawał sobie, jak śmiesznie brzmią te słowa w tych okolicznościach. Przykro może być, kiedy zdechnie kanarek, kiedy zgubi się zegarek, czy kiedy nie stać cię na nowe buty! Tylko... Co innego mógł powiedzieć? Paige pokiwała głową, zaciskając usta i przetarła oczy, rozmazując lekko maskarę. Patrzyła na swoje stopy. "Kiedy to się stało?" zapytał cicho.

"Ty-dzień temu..." powiedziała urywanym głosem.

"Masz siły, żeby powiedzieć mi, co się stało, czy wolisz zostawić ten temat?" zapytał cicho. Dziewczyna potrząsnęła głową i wyciągnęła dłoń, jakby prosząc o chwilę czasu.

"Stryker zaatakował szkołę -- zginęło mnóstwo uczniów." Wyjaśniła spokojniejszym tonem.

"Jay też." Dokończył za nią i otrzymał potwierdzenie ruchem głowy.

"Jay też."

"Nie wiem, co ci powiedzieć." Przyznał i ujął jej dłoń. "I tak nie uda mi się cię pocieszyć, prawda?" Paige posłała mu wdzięczne spojrzenie. Siedzieli tak przez chwilę w milczeniu, a Jono poczuł, że duża część żalu i rozgoryczenia, które odczuwał jakoś rozpierzchła się. Spojrzał na jej smutną twarz i poczuł dziwne ukłucie w piersi, ale potrząsnął głową, żeby odpędzić rosnący niepokój. W końcu Husk odezwała się.

"Chciałabym się od tego wszystkiego oderwać." Szepnęła. Jono spojrzał na nią pytająco. "Od tego, co zostało w Ameryce. Za dużo wspomnień."

"A Warren?" - Jono nie chciał, ale musiał zapytać o Angela. Paige wzdrygnęła się jakby została spoliczkowana i spojrzała pustym wzrokiem na którąś ze stojących w pokoju donic.

"Nie chcę o nim myśleć." Powiedziała, przypominając sobie ich wspólne chwile. Oczywiście, było mnóstwo szczęśliwych momentów, ale Husk nie mogła nie widzieć, że jego praca była zawsze na pierwszym miejscu. Nie mogła zapomnieć tych samotnych nocy, kiedy Warren był na jakichś wyjazdach służbowych, a ona gotowała się z zazdrości, widząc przed oczami nagie Stacy, Betsy, czy Callisto śmiejące się do niej szyderczo. Nie mogła nie zauważyć milczącej obecności Sally Floyd w ich życiu. I nie mogła mu zapomnieć, że dawała się udobruchać - zawsze w łóżku. "Nie mam do czego wracać." Stwierdziła gorzko. Przesadziła, oczywiście - w końcu jej żyjące rodzeństwo i matka potrzebowali jej, powinna też zobaczyć się z Jubilee albo M... Ale z drugiej strony jeśli pomyślała, że musiałaby zmierzyć się z upiorami uczniów zabitych w autobusie, czy tych, którzy zginęli później... Faktycznie nie chciała wracać.

"Ja też nie." Jono uśmiechnął się kwaśno. "A co z X-men? Nie chcesz już być jedną z nich?"

"Nie jestem. Odeszłam krótko po tym, jak zgłosiłeś się na misję w Weapon X." Wytłumaczyła. Porzuciła swój wielki sen na rzecz apartamentu Warrena i częstych bankietów. Sama nie wiedziała, co o tym myśleć.

Jono jakby czytał w jej myślach.

"Nie chcesz wrócić? Zawsze o tym marzyłaś, chciałaś być dowódcą..."

"Już chyba za późno. Przestałam się skupiać na edukacji i taktyce, nie wiem, czy umiałabym wszystko nadrobić. Nie wiem, czy teraz chcę. Może się zaszyje gdzieś w Europie."

"A masz się gdzie zatrzymać?" zapytał z innej beczki. Paige nie zauważyła przeskoku wątku.

"Nie, no, ja tylko tak mówię..." zaczęła się tłumaczyć. "Pewnie wrócę do Stanów, ale..."

"Nie, chodzi mi o dziś." Wyjrzeli jednocześnie przez okno. Było już ciemno, gwar na ulicach przycichł i tylko nieliczni imprezowicze co jakiś czas wykrzykiwali jakieś sprośne uwagi odnośnie rodziny królewskiej czy policji. "Już późno." Zauważył Chamber.

"Masz rację... Znasz jakieś hotele w pobliżu?" zapytała.

"Co się z tobą stało przez te lata?" zapytał nieco ironicznie. "Kiedyś byłaś chora, jeśli nie miałaś całej strategii ułożonej tydzień wcześniej, a teraz?" oboje zachichotali lekko. "Jak chcesz... możesz przenocować u mnie." Zaproponował po chwili namysłu. Widząc jej spojrzenie dodał szybko: "Bez żadnych podtekstów! Ja będę spał na kanapie."

"Hm... Nie chcę ci robić kłopotu..." Paige zatrzepotała rzęsami.

"I tak o tej porze nie załapiesz się na żaden hotel." Zauważył trzeźwo Chamber. "A już na pewno nie na taki, za który byś nie zapłaciła majątku."

"Ale jesteś pewien..."

"Nie będziesz sprawiała żadnego kłopotu, zwłaszcza, jeśli nadal jesz tyle, co kiedyś. Wybacz, ale w tej strefie czasowej już jestem śpiący, więc jeśli nie masz nic przeciwko temu, pokażę ci sypialnię." Zaproponował. Paige spojrzała na zegar wiszący nad jego głową i ku swojemu zaskoczeniu zauważyła, że jest już grubo po północy.

"Jasne." Zgodziła się.


Nagle, do pokoju wpadł jakiś mały człowieczek. Mężczyzna rzucił spojrzenie na Jono i klatka piersiowa chłopaka wybuchła. Nieznajomy zaczął rosnąć i rosnąć... Kiedy miał już ponad dwa metry, zaczął przemieniać się w Apocalypse'a. Spojrzał swoimi przerażającymi oczami na Paige. Dziewczyna krzyknęła, kiedy En Sabah Nur sięgnął po kurczącego się Chambera. Chciała powiedzieć mu, żeby go zostawił, ale nie mogła się ruszyć...

Paige krzyknęła jeszcze raz i...

Obudziła się. Przetarła spocone czoło i rozejrzała się za Apocalypse'm. Dopiero po chwili zorientowała się, gdzie właściwie jest. Sypialnia Jono. Pokój, tak jak całe mieszkanie, było niewielkie i raczej ciemne, choć można było się zorientować, że już jest dzień. Paige poczuła jakiś dziwny zapach... Jakby coś się paliło. Nie zważając na to, że jest w piżamie, wyskoczyła z łóżka i wybiegła z pokoju, by sprawdzić, co się dzieje. Salon był pusty, ale z połączonej z nim kuchni słychać było przyciszoną muzykę. Weszła do środka, by zobaczyć stojącego tyłem Jono, mamroczącego coś pod nosem.

"Jono?" powiedziała, co sprawiło, że chłopak prawie wypuścił trzymana w dłoniach patelnię.

"Paigey? Już wstałaś?" zapytał, odwracając się. "Chciałem zrobić śniadanie, ale... Chyba mi nie wyszło." Przyznał z zakłopotanym uśmiechem, a Paige w końcu zidentyfikowała źródło zapachu - na patelni widniało coś, co przy pewnej dozie zrozumienia można było od biedy nazwać jajecznicą. "Nie jestem za dobrym kucharzem, nie pamiętam nawet, kiedy ostatni raz musiałem coś jeść. To znaczy, oprócz wczoraj, przedwczoraj i kilka dni temu."

Paige uśmiechnęła się z rozbawieniem. Wyglądał rozczulająco w fartuchu z napisem "Pocałuj kucharza" i z dymiącą patelnią w dłoni - no dobrze, prawie rozczulająco, bo jednak trochę przerażał swoim wyglądem.

"Wiesz co, czemu nie zajmiesz się robieniem kawy... Ja skoczę po jakieś bułki." Zaproponowała.

"No... Jak chcesz. Zaraz dam ci jakieś pieniądze..."

"Nie przesadzaj!" pokręciła głową. "Daj mi tylko chwilę, żebym się ubrała, dobrze?"


Chwilę później siedzieli znów w saloniku, przy zastawionym stoliku. Z kubków parowała gorąca, aromatyczna kawa - jak się okazało, z przyrządzaniem najważniejszego Jono problemów nie miał - a na środku leżała fura świeżych, jeszcze ciepłych bułeczek. Smarując jedną z nich gęstym, lepkim miodem, Starsmore nie mógł oprzeć się marzeniu, żeby tak właśnie wyglądały jego poranki, jednak szybko odrzucił tę myśl. On i Paige tak często się ranili, że nawet, jeżeli ona coś do niego czuła - co wydawało mu się absolutnie niemożliwe - to wieczne wyrzuty i żal nie pozwoliłyby im wytrzymać ze sobą dłużej niż kilka dni. No a poza tym, Jono zawsze był dziwadłem - najpierw z dziurą ziejącą w miejscu, gdzie powinna być pierś i usta, teraz zaś z szarą jak popiół skórą, czerwonymi oczami i szczęką przywodzącą na myśl tylko jedną osobę - Apocalypse'a.

"Słyszysz mnie?" głos siedzącej naprzeciwko dziewczyny wyrwał go z myśli.

"Wybacz, zamyśliłem się."

"Właśnie widzę. Pytałam, czy pokażesz mi jakiś hotel. Nie chcę nadużywać twojej gościnności, więc jak zjemy, będę znikać."

"W takim razie, będziemy jeść długo." Wyrwało mu się, zanim zdążył się ugryźć w język. Paige uśmiechnęła się z zakłopotaniem, a Jono zaczął się tłumaczyć. "To znaczy, jeszcze mi wszystkiego nie opowiedziałaś i w ogóle... Tak dawno cię nie widziałem, a ty od razu chcesz znikać? Właściwie, czemu nie mogłabyś jakiś czas mieszkać tutaj? W końcu od tego są... przyjaciele. Prawda? Nie jesteś dla mnie żadnym kłopotem!" dodał, widząc, że Paige zamierza się, żeby coś wtrącić. "A to jest Londyn, kochanie, tutaj wszystko kosztuje krocie."

Paige odgarnęła włosy. Czy Jono... Nie, on po prostu chciał być miły. No i miał nieco racji, ale z drugiej strony, skąd wiedziała, że jego słowa nie były tylko konwenansem? Może chciał tylko, żeby nie uznała go za gbura - skąd miała wiedzieć?

"Jeżeli jesteś pewien, że..."

"Jestem." Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, ale odwrócili jednocześnie wzrok.

"Ale ja będę spała na kanapie. Nie ma mowy, żebyś przeze mnie się nie wysypiał."

Jono uśmiechnął się wesoło.


CDN