Rozdział 2

Mieszkanie Mac

Trzy tygodnie później...

Po tej krótkiej miłosnej wstawce życie powróciło do normalności. No może normalność to określenie trochę na wyrost. Nie rozmawiali o tym, co się wydarzyło i w biurze, poza kilkoma małymi incydentami, zachowywali się bardzo oficjalnie. Ale nie można było powiedzieć tego samego, kiedy przychodził wieczór...

Spotykali się bez planowania tego. Zaczęło się od Harma, który pojawił się w drzwiach Mac kilka dni po pamiętnym poranku i bez słowa, znaleźli się w sypialni kochając się. Następny razem przyszła kolej na Mac. Nigdy się nie umawiali, ale zawsze się spotykali. Mac nie miała żadnych wiadomości o Clay'u od prawie miesiąca i za każdym razem kiedy dzwonił, czuła się bardzo źle, gorzej niż zawsze. Miała wyrzuty sumienia za to, co mu zrobiła i kiedy dzwonił za każdym razem było jej trudnej zachować ten sam ton, co poprzednio. Kiedy się rozłączał, pogardzała sobą tak, ze chciało Się jej wymiotować. To, czego nie wiemy, nie sprawia nam bólu. Może temu, kogo oszukujemy, ale nie temu, kto oszukuje. Właściwie nigdy nie płakała, odkładając na później te niepożądane uczucia. Będzie jeszcze miała dużo czasu na wylewanie łez. Ale jej spojrzenie nie było już takie samo. Jak już niezliczona ilość razy wcześniej, utraciło swój figlarny blask. Nawet w obecności Harma, nawet kiedy dali upust swojemu pożądaniu i miłości, kiedy zajrzało się głębiej, można było w nim wyczytać smutek i desperację.

Tak wiec znajdowała otuchę w swoim związku z Harmem, odkładając na później analizowanie tego, co zrobiła. Chciała cieszyć się chwilą, na ile tylko było to możliwe. Albo przynajmniej próbowała...

Jeżeli chodzi o Harma, zachowywał się podobnie, mając nadzieje ostatecznie przekonać ją, żeby zaufała ich wspólnej przyszłości. Dokładnie wiedział , iż wystarczy, żeby wypowiedział te dwa słowa, aby uregulować definitywnie sprawę. Ale ciągle nie miał tyle odwagi, co było żenujące dla mężczyzny w jego wieku i na jego stanowisku.

W końcu zwyczajem stało się, że spotykali się u jednego albo drugiego. Mało ze sobą rozmawiali, ciesząc się zwyczajnym byciem razem. Za każdym razem, kiedy w jakiś sposób rozpoczynała się dyskusja o ich przyszłości, Mac ucinała ją szybko w taki, albo inny sposób. Dzisiejszego wieczoru byli tu, obejmując się wzajemnie na sofie Mac. Skończyli niedawno obiad i rozkoszowali się uspokajającą ciszą. Mac bawiła się palcami Harma skrzyżowanymi z jej, kiedy nagle odwróciła się do niego z uśmiechem na ustach.

- Powiedz mi to.
Harm spojrzał na nią oniemiały
- Co Ci powiedzieć ?

- Że mnie kochasz- oświadczyła zwyczajnie prostując się

Harm przestał głaskać jej dłoń i zaczął się w nią wpatrywać

- ...

- Powiedz to !- zaśmiała się

Widząc, że zrobiła z tego zabawę, Harm rozluźnij się trochę

- Nigdy się do tego nie przyznam- odpowiedział śmiejąc się
- Ale nic nie mówiąc i tak to robisz- podsumowała, układając się wygodniej w jego ramionach.

Harm uśmiechnął się sam do siebie i pocałował ją w rękę. Powrócili do ciszy, zatapiając się w poczuciu błogości, które płynęło z samego faktu trzymania się w ramionach.
Kiedy Mac odwróciła się, żeby objąć Harma, otaczająca ich rozkosz została przerwana pukaniem do drzwi. Usiedli prosto bardzo zdziwieni. Mac nikogo się nie spodziewała. I ponieważ nie miała ochoty z nikim się spotkać, pokazała Harmowi, żeby się nie ruszał i zignorował pukanie. W końcu ten ktoś odejdzie i Mac pomyślała, nie ma żadnego powodu odkładać tego, co właśnie zaczęła robić. Ale kiedy znów delikatnie się objęli, z drugiej strony drzwi rozległ się głos

- Saro ?- zawołał głos Clay'a- Saro, kochanie, to ja.

Momentalnie znieruchomieli, serce Mac zaczęło bić szybciej. Ogarnęła ja panika i odskoczyła od Harma. Rozglądała się wokół próbując zobaczyć, co może się wydać Clay'owi podejrzane. Ubrania : nie pogniecione ; stół : nie zostało nic, co mogłoby sugerować romantyczną kolację ; Harm : żadnych śladów szminki ; łóżko : niepościelone. Niepościelone ! Faktycznie zaczęli od końca : najpierw deser, potem obiad...Widząc panikę w jej oczach, Harm podszedł do niej i powiedział szeptem :

- Jeśli zapyta, powiedź mu, że nie pościeliłaś rano. Uspokój się i nic nie zauważy.

Sam nie wierzył w to, co robi : radzi jej, jak ukryć przed Webbem jej związek z nim !

Zamknęła na chwilę oczy, żeby się uspokoić i pokazała Harmowi, żeby usiadł przy stole w kuchni. Wzięła z sypialni kupkę akt i położyła ją obok niego, żeby sprawić wrażenie, że właśnie skończyli jeść po przejrzeniu akt.

Po drugiej stronie drzwi Webb zaczął się zastanawiać czy ona jest w środku albo czy nie jest na niego zła, że coś zrobił, albo czegoś nie zrobił.

- Saro ? Jesteś tam, wszystko dobrze ?

- Tak, już idę.

Otworzyła szeroko drzwi, uśmiechając się otwarcie

- Clay ! - powiedziała obejmując go

- Saro, jak mi cię brakowało.

Pocałował jej włosy

- Miesiąc bez czucia Cię przy mnie, miesiąc bez dotykania Cię...

- Clay, przestań, nie jesteśmy sami !

Próbowała zrobić z tego żart, ale w głębi, była śmiertelnie zawstydzona. Clay popatrzył na nią pytająco

- Harm jest w kuchni, pracowaliśmy...nad sprawą...Rodrigueza.
Harm, który, ku swemu niezadowoleniu, słyszał to wszystko, wyszedł z kuchni z papierami w ręku. Szybko się zorientował, że to nie były te akta, ale wziął je, żeby Webb zdał sobie sprawy z kłamstwa. Niezależnie od tego, że było to dokładnie odwrotnością tego, na co miała ochotę, powiedział:

- Cześć Webb. Idę, zastawię Was. Mam nadzieję, że Twoja misja skończyła się dobrze. Mac, wrócimy do tego rano.

Odpowiedziała mu potwierdzając skinieniem głowy i wyszedł, zostawiając Mac samą z Webbem. W sytuacji, której tak właściwie nie chciała się znaleźć.

- Oh jak dobrze Cię znów widzieć, Saro. Już Ci mówiłem jak bardzo mi Cię brakowało ?

- Tak

Podszedł do niej i pocałował ją popychając na sofę

- Usiądźmy. Wiesz, podczas naszej rozłąki wiele myślałem o naszym małżeństwie i ...

- Myślałeś o naszym małżeństwie podczas misji ? Już nie chcesz się ze mną ożenić ?- zapytała spanikowana

- Nie ! Ale co Ty mówisz kochanie, dlaczego miałbym już Cię nie chcieć ?

- Nie wiem, tylko, że...
Odwróciła wzrok, żeby nie wykrzyczeć tego, co miała w głowie : « Bo nie jestem Ciebie warta, oszukiwałam Cię od trzech tygodni ! ». Była na siebie wściekła, ale nic nie mogła z tym zrobić. W jednej chwili chciała rozstać się z Harmem, żeby wszystko uprościć, ale w następnej nie chciała, żeby to się skończyło. I w obecnej sytuacji wydawało się jej nie do pomyślenia zrezygnować z życia z Webbem.
Ten ostatni przyglądał się jej z naciskiem, czekając aż skończy zdanie. Widząc, ze nie zamierza tego zrobić, zawołał ją cicho, żeby zwrócić jej uwagę

- Saro.. ?
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Bez słowa wzięła go za rękę i podniosła się prowadząc go za sobą do sypialni. Nie mogła dłużej znieść bycia czule kochaną przez Webba na sofie, która była jeszcze ciepła po jej kochanku. Poza tym, to pozwalało jej uniknąć kontynuowania rozmowy z nim i to był dobry sposób, żeby uciec myślom, jak źle się czuje w obecności Webba.

Mieszkanie Mac
Następnego dnia rano

Mac przygotowywała właśnie śniadanie, kiedy Webb się obudził. W przeciwieństwie do niej, spędziła okropną noc, nie będąc w stanie zasnąć. Przytłoczyły ją wyrzuty sumienia i wątpliwości. Ale bardzo się starała, żeby wszytko wyglądało dobrze.

- Hmm, czuję tosty !- dobiegły ją pierwsze słowa Webba. Tosty, dżem, jajka i jestem gotów do walki !

Mówiąc to podszedł do niej i zamknął ją w swych ramionach. Mac uwolniła się umiejętnie

- Uważaj, rozleje sok.

- Jeśli tak ma być codziennie rano, muszę zdecydowanie częściej tu bywać.

- Tak, musisz- wymamrotała przez zęby

- Co ?

- Nic. Siadaj i jedź, zanim wystygnie.

Zrobił tak i odpowiedział drocząc się

- Tak mamo !

Widać było, że ma dobry humor. I wiedział dlaczego- znalezienie się w ramionach swojej narzeczonej po miesiącu pobytu za granicą mogło uczynić człowieka szczęśliwym. Niezależnie od tego, że zdawał sobie sprawę z lekko dziwnego zachowania Mac. Nagle odległa i czymś zaabsorbowana. Położył to na karb ich długiej rozłąki.

Wziął czekoladkę i dodał :

- Mówiąc o mamie, zadzwoniłem do niej wczoraj idąc tutaj. Powiedziała mi, że dzwoniła do Ciebie kilka razy w sprawie ślubu.

- O tak, zamęczyła mnie ! Właściwie dzwoniła każdego dnia, żeby sprawdzić gdzie jestem z przygotowaniami. Próbowałam ją przekonać, że czekam na Twój powrót, ale jakbym mówiła do ściany !

- Oh, przepraszam kochanie. Spróbuje z nią porozmawiać. Swoja drogą, musimy się z tym pospieszyć, kiedy tu jestem.

- Oczywiście...- przytaknęła, łykając sok

Webb kontynuował, nie zauważając napięcia Mac

- Poprosiła mnie, żebym Cię zapytał czy może z Tobą pójść, kiedy będziesz przymierzać suknie ślubne

Odstawiła pusta szklankę, zaskoczona i rozstrojona tym, co powiedział. Suknia ślubna...
- Co ? Nie uważasz, ze jest jeszcze za wcześnie na suknię ?

- Hm, nie. Nie chcemy przeciągać narzeczeństwa w nieskończoność. Prawda ?

Spojrzał na nią znacząco. Odwróciła głowę sięgając po słoik dżemu, odpowiadając tak, jak chciał usłyszeć

- Nie, oczywiście, że nie

- Dobrze...
Przesunął swoje krzesło bliżej niej, tak, żeby mógł ją pogłaskać

- Bo nie chce dłużej czekać, żebym mógł powiedzieć, że jestem mężem najpiękniejszego żołnierza na planecie. Chciałbym, żebyśmy już przeprowadzili się do naszego domu, i chce się budzić każdego ranka z Tobą...

Mac czuła się naprawdę źle. Walczyła z sobą, żeby się nie rozpłakać. Przeczuwając, co zamierzał powiedzieć dalej, wstała gwałtownie i zapytała :

- Chcesz jeszcze jednego tosta ?

Ale było już za późno, zaczął już wymawiać te trzy słowa, które tak bardzo chciała wydusić z Harma- « Kocham Cię, Saro ».
Tylko właśnie teraz ona absolutnie nie miała ochoty ich usłyszeć. Nie chodzi o to, że nic dla niej nie znaczyły. Wręcz przeciwnie, bała się tego uczuciowego koktajlu Mołotowa, który wyzwoliły w niej w tej chwili. Bolesna świadomość, że zdradziła kogoś, kto był jej drogi, jej wyrzuty sumienia, jej smutek, a jednocześnie wszystkie jej uczucia do Clay'a

Przytulił ja

- Nie.

Przyciągnął ją do siebie i posadził na kolanach

- Ok, wszytko jest w porządku. Niw wiem dlaczego się tak zachowujesz, ale nie musisz tego tak bardzo okazywać.

- Chodzi o to, że...Obiecałam sobie, że kiedy wrócisz...ułożymy wszytko...chciałam, żeby wszytko było...

- Idealnie ?

- Tak.

To nie było kłamstwo. Naprawdę tego chciała, od trzech tygodni.
- Ależ jest.
I pocałował ją czule. Mac zamknęła oczy i pozwoliła zalać się falą czułości, którą przekazał jej Clayton Webb. Położyła głowę na jego ramieniu i pozwoliła sobie na chwilę zadumy.

Niestety to miało skutek negatywny. Znów przypomniała sobie wydarzenia poprzednich trzech tygodni i przede wszystkim to, jak bardzo sobą pogardzała. Podniosła się tak samo szybko, jak poprzednio wstała z krzesła.

- Muszę iść do pracy.

- Teraz ?- zapytał zdziwiony Webb

- Tak, spóźnię się

Mac nagle zaczęła się bardzo spieszyć do wyjścia

- Ale.. mam dzień dla siebie i pomyślałem, że może mogłabyś zadzwonić i powiedzieć, ze jesteś chora i tym sposobem moglibyśmy spędzić dzień razem. Moglibyśmy popracować trochę nad naszym domem, zorientować się co chciałbyś tam zmienić...

Wstał, żeby dołączyć do niej w drzwiach kuchni. Złapał ja i rzucił seksowne spojrzenie, które w normalnym przypadku, roztapiało Mac i dorzucił :

- I może moglibyśmy « zainaugurować » dom...

Pochylił się, żeby ją objąć za szyje, ale niestety ona nie była gotowa na tę czułą chwilę. Odsunęła go, starając się zrobić to jak najmniej brutalnie, choć w duchu krzyknęła, żeby się odsunął i najszybciej jak można uciekła. Zdziwił się, jak chłodno mu odpowiedziała :

- Niemożliwe. Mam dzisiaj rozprawę.

To było kłamstwo. A ona nienawidziła okłamywać Clay'a. Jak na jej gust robiła to za często. Webb westchnął z rezygnacją. Mac ruszył juz w stronę wieszaka.

- Więc wróć najszybciej jak będzie można !
- Hmm, tak, tak.

Wzięła już płaszcz i prawie wychodziła

- Saro !

Zatrzymała się nagle. Wątpiła, że to będzie takie proste

- A co do mojej mamy ?

Jego mamy ? Co z jego mamą ? Mac, która tak właściwie nie słuchała Webba, była totalnie zagubiona.

- Co z Twoja mamą ?

- Może z Tobą iść po suknię czy nie ? Wiem, ze nie zawsze jest z nią łatwo i ślub może ją stresować bardziej niż Ciebie, ale to sprawiłoby jej prawdziwą przyjemność. Nie ma córki, wiec nigdy nie będzie miała takiej okazji a Ty już mogłaś poprosić Harriet, żeby z tobą poszła, żebyś nie była całkiem sama...

- Jeszcze nic nie powiedziałam Harriet...

- Nie powiedziałaś swojej najlepszej przyjaciółce, że wychodzisz za mąż ?- zapytał zdziwiony Webb

- Euh, nie...Czekałam, aż tu będziesz, żebyśmy to ogłosili razem...

Z całego serca miała nadzieję, ze zaakceptuje to kłamstwo...i udało się.

- Ach tak. OK.

Z oporem dorzuciła :

- Jutro są urodziny ich najstarszego syna, więc możemy im to powiedzieć...

- To wspaniały pomysł, kochanie !

Przestraszona patrzyła, jak znów się do niej zbliża. Przytulił ją delikatnie, a ona jeszcze szybciej podeszła do drzwi.

- Zadzwonię do Twojej mamy, jak już ustalimy datę. W kwestii sukni. Ale teraz już naprawdę muszę iść. Cześć !

Zanim zdążył zareagować, zamknęła za sobą drzwi. Pokiwał głową, tłumacząc sobie, że chyba faktycznie nie chciała się spóźnić, i wrócił do śniadania.

Ze swojej strony, Mac parła się o ścianę, żeby nie upaść. Nie sądziła, że ta sytuacja będzie tak nie do zniesienia. Nienawidziła się za sprawianie Webbowi cierpienia, niezależnie od tego, że nie zdawał sobie z niczego sprawy i wydawał się całkiem szczęśliwy. I ona tez byłaby z nim szczęśliwa, gdyby nie ciągłe wyrzuty sumienia i uczucie, że go zdradza. Pozwoliła sobie na chwilę czułości w stosunku do Clay'a. Nie chciała go zostawiać. I go nie zostawi. Tak zdecydowała! Ale nagle w jej myślach pojawił się Harm. Harm...kochała go naprawdę mocno...Jego też nie chciała zostawić ! Nie wiedziała co ma robić, którego wybrać. Czy wolno jej było, nie, czy mogła, prowadzić tą podwójną grę ? Czy była do tego zdolna ? Ciągle zadawała sobie to pytanie.

Otrząsnęła się i zdecydowała, że będzie się dręczyć później. Odsunęła od sobie te myśli i wsiadła do windy, żeby w końcu wyjść.

Dom Robertsów
Urodziny małego AJ

Trzymając się za ręce, Mac i Clay szli alejką do drzwi wejściowych. Dzisiaj po raz pierwszy pokazywali się razem jako para i Mac była całkiem mocno zdenerwowana. Musiała się zmierzyć z obserwacja przez przyjaciół i współpracowników, pytaniami, a przede wszystkim z bliskością Harma i zrobić to tak, jakby nic się nie stało. To wydawało się być ponad jej siły. Co do Clay'a- czuł się dumny, że to właśnie jemu udało się podbić serce Sary Mackenzie i bardzo miał ochotę móc pokazać publicznie swoje szczęście.
Clay zapukał do drzwi, i czekają aż się otworzą, uścisnął mocniej rękę Mac, zęby dodać jej odwagi i pocałował ją lekko.

- Wszystko się dobrze ułoży, kochanie.

Uśmiechnęła się do niego, kiedy Harriet, z talerzem w ręku, otworzyła drzwi.

- Dzień dobry Pani, Panu- rzuciła skinąwszy głową w stronę Clay'a, zauważając przy okazji ich splecione dłonie.

- Harriet !- zastrofowała ją Mac- co Ci mówiłam !

- Przeprasza, siła przyzwyczajenia...jesteście prawie pierwsi. Bud jest w ogrodzie próbując rozpalić grilla z małym AJ, co jak wiecie, nie jest prostym zadaniem. A komandor...ups, Harm jest w salonie z Jimmy'im. Rozgłoście się, ja będę w kuchni.

- Pomóc ci ?- zapytała Mac

- Nie, dziękuję. Wszystko jest pod kontrolą. Zaraz do Was dołączę.
Kiedy Mac i Clay szli do salonu, Harriet idąc do kuchni przyglądała się im zamyślona. Ciężko były jej wyobrazić sobie małżeństwo tych dwojga. Zawsze myślała, jak wszyscy inni, że Harm i Mac w końcu się odnajdą. Ale życie ułożyło się inaczej i lepiej będzie, jeśli przyzwyczai się do tej myśli. W końcu Clayton Webb nie musi być taki zły, jeżeli Mac go wybrała i jeśli był przyjacielem Harma.
Znaleźli Harma siedzącego spokojnie na sofie i bawiącego się z małym Jimmy'im na jego kolanach. Całkowicie pochłonięty swoim zajęciem, nie słyszał jak weszli. Clay przyglądał się temu z ironicznym uśmiechem, podczas gdy Mac poczuła, że mięknie jej serce...

- Nigdy nie mam aparatu, jak jest potrzebny !- rzucił Clay- Co za widok ! Wielki Harmon Rabb JR zamieniony w nianię !

Harm szybko podniósł głowę i znalazł się twarzą w twarz z parą, która nadal trzymała się za ręce.

- Chcesz spróbować Clay ?- zapytał ironicznie Harm

- Za mały dla mnie- odpowiedział wyciągając rękę do Harma
Mac rzuciła zdziwione spojrzenie na Clay'a, kiedy Harm odwzajemniał uścisk dłoni. Potem skinął głową do Mac.

- Mac

- Harm

Na moment między 3 dorosłych zapanowała dziwna cisza, jakby każde z nich zastanawiało się co powiedzieć. W pokoju rozlegało się tylko gaworzenie Jimmy'ego. To fakt, że sytuacja była lekko dziwna. Pracowali razem, znali się dobrze, żeby nie powiedzieć intymnie, ale ta sytuacja była dla nich nowa. Dwoje z nich w tej chwili stanowiło już oficjalnie parę, a żadne nie wiedziało co z tym zrobić. Clay wiedział, że Harm, żywił, albo nadal żywi, pewne uczucia do Sary. Harm czuł się, jakby grał w jakimś ulicznym przedstawieniu pod tytułem « Mąż, żona i kochanek » Co do Mac, on już zupełnie nie wiedziała, co się z nią dzieje. Była jakby przywiązana za rękę do Clay'a, ale bała się, że jej ciało lub oczy zdradzą, że potajemnie była połączona z Harmem.

- Co chciałbyś zrobić z tym zdjęciem, Clay ?- zapytał w końcu Harm.

- Nie wiem. Może pomogłoby mi, jeśli znów poprosisz mnie o jakąś przysługę- odpowiedział Clay wymijająco
- Nie wiem jakie znaczenie mogłoby mieć moje zdjęcie z dzieckiem, ale jeśli tak mówisz...- żartował Harm

- Po prostu to trochę dziwne w związku z Tobą. Tylko tyle.

- Naprawdę ? Wiesz, Clay- rzucił Harm, patrząc z naciskiem na Mac- Jestem na to bardziej gotowy niż Ci się wydaje.

- Gotowy na co ?- zapytał Clay, siadając w fotelu i sadzając sobie Mac na kolanach.

- Żeby mieć dziecko- odpowiedział Harm zatrzymując wzrok na ręce Clay'a, która władczo głaskała udo Mac.

- Wiesz, Rabb. Są tacy, którzy są do tego stworzeni, i tacy, którzy nie. Zawsze umieszczałem Cię w drugiej kategorii, ale wydaje mi się, ze się pomyliłem.

Ta rozmowa i miejsce, w którym się znajdowała sprawiały, że Mac czuła się bardo nieswojo i szybko uwolniła się z objęć Webba.
- Zostawiam Was z Waszą rozmowa o dzieciach, chłopaki- powiedziała, starając się, aby zabrzmiało to lekko- Idę sprawdzić czy Harriet nie potrzebuje mojej pomocy.
- Wróć szybko, kochanie- odpowiedział Clay chwytając ja za rękę

Mac spojrzała zawstydzona na Harma, któremu aż podskoczyło serce, i dodała dla Clay'a :

- Nie będę długo
Obaj mężczyźni odprowadzili ja wzrokiem, kiedy wychodziła

- Ona jest niesamowita- stwierdził Clay.

- Nie wątpię- odpowiedział Harm skupiając swoją uwagę z powrotem na Jimmy'im.

- Wiesz Harm. Nigdy nie zrozumiałem dlaczego Wy nigdy...To znaczy chciałem powiedzieć...nie próbowałeś z nią

- Kto ci powiedział, że nie próbowałem ?- odpowiedział Harm patrząc znacząco

- Ach tak ?-powiedział Clay bardzo chcąc usłyszeć ciąg dalszy

Harm wsadził Jimmy'ego do kojca i odwrócił się do Clay'a zmieniając temat

- Więc, jeśli dobrze zrozumiałem, Ty należysz do tej drugiej kategorii

- Słucham ?

- Do tych, którzy nie są stworzeni, żeby mieć dzieci

Clay, rozczarowany, że Harm nie chce wgłębić się w poprzedni temat, odetchnął głęboko.

- Nie, to zdecydowanie nie dla mnie.

- Nigdy ?- dopytywał się Harm

- Szczerze..., biorąc pod uwagę to, czym się zajmuje, Harm, myślisz, że to byłoby mądre? Przeszedłem to z moim ojcem i nie życzę tego nikomu innemu. Poza tym płacz, pieluchy, choroby...ufff. Rzadko jestem na miejscu, wiec jeśli już jestem w domu chciałbym się cieszyć tym czasem...a zwłaszcza moją żoną.

- Rozmawiałeś o tym z Mac ?

- Nie...tak naprawdę to nie. Ale czy to ważne ? Jeśli się kochamy...

- Wiesz, ze ona najbardziej ze wszystkiego chce kiedyś zostać mamą ?

- Naprawdę ? Nie, nigdy mi o tym nie mówiła. Więc pewnie to nie jest dla niej aż tak ważne.

Zapadła długa cisza, a Harmowi zrobiło się bardzo żal Mac. Wiedział, ze jej największym pragnieniem jest mieć dziecko. Ale jeśli zdecyduje się na związek z Clay'em, dowiedział się dziś, że ryzykuje, że to się nigdy nie stanie. Chyba, że zrobi mu dziecko za plecami, ale to nie w jej stylu. Chyba, że nie wybierze jego...

Clay zastanawiał się nad rozmową z Harmem. Sara chciała mieć dziecko i nigdy mu o tym nie powiedziała. Zdecydowanie musieli o tym porozmawiać, bo mimo nonszalanckiego tonu, jaki przyjął w rozmowie z Harmem, czuł, że to może stać się przeszkodą w jego małżeństwie z Sarą.

Mac została przez Harriet odesłana z powrotem do salonu i bardzo zdziwiona wysłuchała deklaracji Clay'a. I coś się w niej złamało. Mężczyzna, którego zamierzała poślubić, nie chciał mieć dzieci. To dawało jej idealną wymówkę, żeby z nim zerwać, kiedy pojawi się ten temat i żyć wolno ze swoją miłością do Harma. Ale to nie było w jej stylu. Czuła coś do Clay'a i nie mogła tego zignorować. Przed podjęciem decyzji musiała rozważyć wszystkie aspekty tej sytuacji. Ale jeśli Clay nie da jej dziecka to będzie musiał dać jej dużo więcej.
Trójka dorosłych została oderwana od swoich myśli przez małe jasne tornado, które wpadło do salonu.

- Ciocia Mac ! Ciocia Mac ! wołał mały chłopiec rzucając się jej w ramiona.

Objęła go mocno z całego serca i skierowała się w stronę dwóch mężczyzn.

- Więc co, olbrzymie ? Jak to jest mieć 5 lat ?

- Nijak- odpowiedział wzruszając ramionami- ale tata i mama kupili mi rower ! Chcesz zobaczyć ?

- Oh oczywiście. Zaraz pójdziemy, dobrze ?- odpowiedziała stawiając go na ziemi

- Dobrze- odparł lekko zawiedzony widząc, że kieruje się w stronę kojca Jimmy'ego

- A kto to jest ?- zapytał wskazując palcem Clay'a

Popatrzyli się na siebie niepewnie i Mac podeszła do Clay'a

- To jest Clayton. Mój narzeczony. I nie pokazuje się palcem, AJ.

Chłopiec potarł nos, jakby się zastanawiał i zawołał :

- Twój narzeczony ? Jak Twój ukochany ?

- Tak, jeśli tak wolisz. Mój ukochany.

AJ zamilkł i wodził wzrokiem od Clay'a do Harma, w końcu spoglądając na Mac. Nabrał powietrza i z cała niewinnością dziecka zapytał :

- Ale ja myślałem, że to wujek Harm jest Twoim ukochanym ?

Clay spojrzał pytająco na Mac, która zacisnęła usta. Harm nie mógł się powstrzymać, śmiejąc się w środku i zastanawiając się jak jego Marine z tego wybrnie.

- Cóż AJ, nie. Widzisz, wujek Harm i ja jesteśmy...tylko przyjaciółmi.

- Aha- przyjął to zawiedzony AJ- Ale...

Przerwało mu pukanie do drzwi i natychmiast stracił zainteresowanie tematem.

- To wujek AJ ! Idę !

Pobiegł do drzwi zostawiając pozostałą trójkę oniemiałą.

Dom Robertsów
Koniec posiłku

W ten piękny dzień końca wiosny w ogrodzie posiłek upłynął w dobrym humorze i nadszedł czas, żeby mały AJ zdmuchnął swoje świeczki. Harriet postawiła na stole gigantyczny tort, który wzbudził falę zachwytu ze strony gości. Posiłek już dotąd był bardzo obfity i wszyscy zgodnie stwierdzili, że nie maja miejsca na nic ponad to. Harriet zawołała swojego syna, który bawił się obok samolotem, jaki sprezentował mu Harm, żeby przyszedł zdmuchnąć świeczki. Był dziwnie spokojny podczas całego posiłku, ale jego mam wolała przypisać to do faktu, ze jest już dużym chłopcem, niż do tego, ze bardzo nurtuje go coś innego.

Usadowił się w końcu dumnie na kolanach swojego ulubionego wujka, podczas gdy tata zapalał świeczki.

- Musisz pomyśleć życzenie zanim zdmuchniesz, AJ- powiedział mu Mac

- Tylko jedno ?- zapytał niepocieszony

- Tak, tylko jedno, inaczej nie zadziała- potwierdziła mama

Chłopiec zastanawiał się przez chwile i powiedział :

- Już mam ! Teraz mogę zdmuchnąć ?
- Oczywiście, olbrzymie. No dawaj- zachęcał go Harm.

- Pomożesz mi ?

- Jesteś już duży, poradzisz sobie sam.

- OK.

AJ nabrał mocno powietrza i dmuchnął. Harm pomógł mu dyskretnie, i kiedy ostatnia świeczka zgasła, AJ zaklaskał. Dorośli do niego dołączyli śmiejąc się, kiedy Harriet zapytała :

- Więc, kochanie, jakie było Twoje życzenie ?

- Wujek Harm powiedział, ze nie mogę powiedzieć, bo się nie spełni.

- Wujek Harm na od czas do czasu dobre pomysły- zażartowała Mac rzucając swojemu koledze zabawne spojrzenie.

Bud zaczął rozdawać ciasto i wszyscy wrócili do rozmowy. Mac obserwowała rozbawiona Harma i AJ, którzy siedzieli naprzeciw niej, kiedy dostali swoja cześć. AJ wymyślił, że nakarmi Harma i widząc obydwóch umazanych czekoladą można było zastanawiać, który ma dokładnie 5 lat! Clay zauważył spojrzenie Sary i podniósł się, żeby zaserwować sobie szklaneczkę przy barze stojącym obok. Wiedział, że juz wypił nie mało, ale potrzebował tego, żeby jakoś przetrwać te nadchodzące popołudnie. Nie mógł powstrzymać zazdrości wobec tych rozkochanych spojrzeń, które jego narzeczona nieświadomie rzucała w stronę swego kolegi, niezależnie od tego, że to jego miała niedługo poślubić. Zastanawiał się czy kiedyś do tego przywyknie. Przywyknie do myśli, że jest wyborem zastępczym. Może rzeczywiście tak nie było, ale w tej chwili, tak się właśnie czuł i w tej sytuacji butelka whisky wydawała się jedynym pocieszeniem. Kiedy wrócił, żeby usiąść, Mac nie powstrzymała pełnego dezaprobaty spojrzenia na jego szklankę. Zignorował spojrzenie Mac, a Mac nic nie powiedziała, chcąc uniknąć sceny przed przyjaciółmi. Wiedziała, że kiedy wypije ciut za dużo, potrafi zachowywać się wstrętnie. Nigdy gwałtownie, ale paskudnie... Ta wymiana spojrzeń nie umknęła uwadze Harma, który miał nadzieję porozmawiać o tym z Mac później. Ich spojrzenia spotkały się na chwilę, ale Mac odwróciła szybko głowę podczas gdy AJ chciał zwrócić na siebie uwagę wujka, żeby oznajmić mu ważną nowinę.

Harriet z pomocą Mac rozdała już kawę i rozmowy poszły w dobrym kierunku. Poza Clay'em, który wydawał się małomówny, wszyscy żywo uczestniczyli w dyskusji na temat bliskiego ślubu Admirała i Meredith. AJ, który zabawiał się rysowaniem palcami w kremie pozostałym na talerzu wujka, wyłapał słowa « zakochani » i « małżeństwo ». Nagle coś zagotowało się w jego małym rozumku i zapytał Mac :

- Wiec jeśli on jest Twoim ukochanym...to oznacza, ze się pobierzecie ?

Natychmiast przy stole zapadła cisza i wszyscy czekali na odpowiedź Mac. Także Clay odwrócił się w jej stronę.

- No cóż...tak. To jest planowane.

Wśród nadal panującej ciszy wszyscy równocześnie zwrócili głowy w kierunku Harma, zanim Harriet, widząc wyraźnie gęstniejącą atmosferę, wykrzyknęła trochę na siłę :

- Och, Proszę Pani to wspaniale ! Jeszcze jeden ślub. Naprawdę bardzo się cisze.

Wszyscy do niej dołączyli i wkrótce Mac i Clay zostali zasypani gratulacjami. Harm siedział nieruchomo z zaciśniętymi zębami, duchem będąc 10 kilometrów od rozlegającej się wrzawy. Mały AJ z zaciekawieniem przyglądała się temu widowisku, w którym uczestniczyli wszyscy dorośli oprócz jego wujka. Ale w jego rozumku kombinował dalej:

- Ale Ty nie możesz za niego wyjść !- wykrzyknął nagle.

Wrzawa ucichła natychmiast i wszyscy spojrzeli zaciekawieni.

- A to dlaczego, młody człowieku ? – zapytał Clay otrząsając się ze swojego odrętwienia

- Bo wujek Harm jest zakochany w cioci Mac. Więc on musi się z nią ożenić !

Wokół stołu rozległ się zakłopotany śmiech, bo wszyscy wiedzieli dobrze, że z ust dziecka wyszła cala prawda.

- Dzieciaki ! – wykrzyknął Harm, kładąc rękę na buzi AJ, żeby już nie mógł kontynuować.

- Ale sam mi to powiedziałeś!- udało się wystękać AJ

Admirał, który właśnie usiłował napić się wody nagle rozlał na siebie cała zawartość szklanki. Mac myślała, że zemdleje, Clay był na skraju wybuchu. Harm szukał desperacko drogi ewakuacyjnej, a Robertsowie patrzyli się na siebie, zastanawiając się, co zrobić, żeby wszystkiego nie zepsuć. Jen i Meredith przyglądały się całej scenie lekko rozbawione

- Ale to prawdą!- nalegał AJ- musisz się z niż ożenić !

Harriet zauważył, że jej syn podskakuje na kolanach wujka.

- Choć terrorysto ! Trzeba Ci umyć buzię. Ja to zrobię.

Wzięła chłopca za rękę i zaprowadziła do łazienki. Wokół stołu zapadła śmiertelna cisza. W końcu Bud zapytał :

- Ktoś ma ochotę na drinka ?

- Dla mnie podwójnego, Roberts- zawołał Clay do Buda nawet nie niego nie patrząc, ale za to rzucając posępne spojrzenie Harmowi.

- Hmm...cóż, co byś powiedział na mały spacer, kochanie ?- zapytał AJ Meredith

Wstała podążając za nim. Kiedy odeszli Jen poczuła się zbędna i zaczęła sprzątać ze stołu i wynosić naczynia do kuchni. Mac podniosła się, żeby jej pomóc a Clay poszedł za nią, ale zatrzymał się w salonie ze szklanką, którą podał mu Bud. Harm został przy stole sam zastanawiając się, co mogłoby się jeszcze stać gorszego. « To Cię nauczy nie ufać pięciolatkowi ! »- pomyślał- « wiesz, że to rodzina « gafowiczów ». Dlaczego ich syn miałby być inny ? » Zastanawiał się, czy Mac na mu za złe to niezaplanowane zamieszanie, ale w tej chwili nie była chyba w nastroju do rozmowy. Nagle zorientował się, że ktoś coś do niego mówi :

- Przepraszam ?

- Wszystko w porządku ?- zapytał zakłopotany Bud

- Tak, tak- odpowiedział niepewnie- Przejdę się...

- Dobrze- odpowiedział Bud patrząc jak odchodzi

Było mu bardzo przykro z powodu swojego przyjaciela. Przykro, że wszystko nie ułożyło się inaczej.

Później

Na werandzie

Harm oparty o balustradę i pogrążony w swoich myślach, nie słyszał, kiedy podeszła.

- Dolar za Twe myśli, pilocie

Harm podskoczył na dźwięk głosu Mac i odwrócił się do niej na chwilę. Stanęła obok niego w ciszy. Obserwowała go kątem oka, jego zacięty wyraz twarzy, jakby absolutnie nie akceptował, tego co się wcześniej stało.

- Harm...- zaczęła cicho

- Więc wychodzisz za niego ?- przerwał jej, nie odwracając głowy

- Ja... co chciałbyś, żebym odpowiedziała? Zostałam przyparta do muru

- Nie wiem : może coś bym ci podpowiedział. Zresztą Mac ! Jesteś adwokatem, powinnaś sobie łatwo poradzić ze znalezieniem argumentów ! No chyba, że w końcu wiesz, czego chcesz...

- A Ty, co sobie myślałeś mówiąc cos takiego AJ ? Znasz jego rodziców !- straciła panowanie nad sobą widząc, że Harm próbuje zrzucić na nią całą winę

Machnął ręką chcą pokazać jej, żeby sobie darowała i znów zapadła cisza.

- Ciągle jesteś na mnie zły ?- zagadała Mac kilka chwil później

- Ja...nie. Tylko Twoja odpowiedź mnie zaskoczyła. Nie mogę zaakceptować ewentualności, że Ty.., że Wy...

- Już nic nie wiem- zakończyła smutna Mac rozumiejąc jak chciał skończyć. Naprawdę, to co przeżywamy razem jest wspaniałe, Harm. Ale czy to wystarczy ? Clay ma mi dużo do zaoferowania, jest stały, jest...

- Nie chce mieć dzieci- przerwał Harm

- Wiem. Słyszałam Was dobrze- odpowiedziała Mac spuszczając głowę

- Jesteś gotowa na takie poświęcenie ?

- Ja...

- Słuchaj, Saro. Ja mam już dość tej sytuacji. Nie che się już Tobą z nim dzielić. Chcę odpowiedzi, Mac. Wiem, że to ja to zacząłem, ale teraz, koniec tej gry. Chcę Cię dla siebie. I tylko dla siebie. Musisz wybrać. Dla Ciebie, dla mnie i także dla Clay'a.

- Harm...

Nie, Saro. Koniec. Wiem, że to trudne, ale chce, żebyś następnym razem, kiedy do mnie przyjdziesz, juz nie odeszła. Jeżeli więcej nie przyjdziesz, zrozumiem.

Odwrócił się do niej i zobaczył w jej oczach cała wewnętrzną walkę. Było mu ścieżko, ale miał już dość. Dla swojego zdrowia psychicznego, ale także dla niej, musieli rozwiązać ten problem. Jeśli wybierze Clay'a, on będzie miał wspomnienia i nadejdzie czas na zmianę otoczenia. Patrzył jak zahipnotyzowany na łzę, która spływała jej po policzku, ale nie zrobił nic, żeby ją zatrzymać. Wiedział, ze jeśli jej dotknie, będzie zgubiony. Jeśli zażąda, żeby zapomniał o całej ich rozmowie, zrobi to natychmiast. Mac otarła twarz wierzchem dłoni i odetchnęła.

- Masz bez wątpienia rację. Nie możemy tego tak ciągnąc. Będę...

- No i proszę !- rozległ się patetyczny głos Webba

Oboje odwrócili się jednocześnie w stronę Clay'a idącego do nich chwiejnym krokiem

- Nie wątpiłem w to ! Gdzie Rabb, tam i Mackenzie !

- Clay...-zaczęła Mac
- Wiem ! Za dużo wypiłem ! I może ktoś powinien dotrzymać mi towarzystwa, skoro moja narzeczona flirtuje ze swoim najlepszym przyjacielem !

- Nie bądź głupi Clay ! Rozmawialiśmy...

- Oczywiście ! A ja jestem papieżem !- krzyczał- przestań brać mnie za idiotę, Saro!

- Webb, myślę, że naprawdę nie powinieneś...

- O nie, Rabb. Nie wtrącaj się ! Przed chwilą miałeś swoja godzinę chwały !

- Wychodzimy. Wydaje mi się, że musisz odpocząć- stwierdziła Mac.
- Tak, idź po torebkę- odpowiedział pogardliwym tonem.

I mierząc Harm wzrokiem, dodał :

- A ja dotrzymam towarzystwa Twojemu przyjacielowi

Mac zawahała się przez chwilę, ale w końcu weszła do domu, żeby się pożegnać, kiedy Harm skinął jej głową na znak, że wszystko jest w porządku.

- Więc, Harm- zagadnął Clay- co wymyślisz tym razem, żeby nie dopuścić do ślubu Sary ? Rozbicie się samolotem już było, więc co ? Porwanie, zbłąkana kula ? Co ?

- Jesteś żałosny, Webb. Wiesz, wydaje mi się, że tym razem nie będę miał dużo do roboty. Takim zachowaniem robisz większość za mnie !

Clay wiedział, ze czas kończyć, kiedy, mimo swojego zalanego umysłu, zrozumiał, co chciał powiedzieć Harm. Ale nie zdołał odpowiedzieć, bo wróciła Mac.

- Idziemy- powiedziała biorąc go za ramie i pociągając w stronę alejki.

Nie spojrzała na Harma, zbył zawstydzona tym, co się stało. Clay dał się prowadzić jak dziecko i Harm patrzył z ciężkim sercem, jak się oddalają. Z powodu Mac. Mimo tego, że wydarzenia toczyły się na jego korzyść, nie chciał, żeby Mac, po raz kolejny, wybierając mężczyznę, dokonała złego wyboru. Oczywiście zachowanie Clay'a dało się w dużej mierze wytłumaczyć tym, co przeszedł w ciągu ostatniego roku, ale to nie tłumaczyło wszystkiego. Mógł tylko mieć nadzieje, że Mac podejmie słuszną decyzję. Decyzję, której z niecierpliwością oczekiwał, a i której się obawiał. Kiedy zobaczył ją za kierownica, po usadzeniu Clay'a, opuścił werandę, żeby dołączyć do innych w ogrodzie..

Samochód Mac

W drodze powrotnej

Mac prowadziła w ciszy wściekła. Ale nie chciała z nim rozmawiać, kiedy był w takim stanie. Zdecydowała się to odłożyć i wykorzystać kilka dni na przemyślenie, co zrobić ze swoim życiem. Zgasiła silnik po dojechaniu do mieszkania Clay'a i wysiadła, żeby mu pomóc. Ciągle żadne z nich nie powiedziało ani słowa i dopiero przed drzwiami mieszkania Clay'a zapytał :

- Zostaniesz kochanie ?

- Nie wydaje mi się , nie. Powinieneś się położyć. A ja muszę się trochę zastanowić.

Otworzyła drzwi i zrobiła krok na zewnątrz.

- Poczekaj- powiedział przyciągając ją do siebie i przytulając. Mac odsunęła delikatnie jego ręce i odwróciła głowę, żeby uniknąć pocałunku, do którego zmierzał Clay.

- Clay ! Przestań ! Nie teraz.

Puścił ja i wolno poszedł w stronę barku, żeby nalać sobie szklaneczkę.

- To przez niego ?

- Clay, nie wydaje Ci się, ze już dość wypiłeś ?

- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.

Mac wzięła głęboko oddech zanim odpowiedziała

- Słuchaj. Muszę się zastanowić...

- To przez niego, jestem pewien !

- Oj, daj sobie spokój. To nie przez kogoś, Ok ? Szczerze mówić ułatwiasz mi zadanie. Zostawiam Cię z Twoją ukochaną butelką. Zadzwonię później.

Chciał wyjść, ale znów ją zatrzymał

- Saro, wybacz mi proszę. Chodzi tylko o to, że...spanikowałem po tym wszystkim, co się dziś stało.

Mac spojrzała smutno i pogłaskała go po policzku

- Będziemy musieli porozmawiać, Clay. Na poważnie. Nie wolno Ci się tak niszczyć. Powinieneś z kimś o tym porozmawiać. Już to kiedyś widziałam i wiem, do czego to prowadzi. Nie chce przez to znów przechodzić. Więc jeśli mnie kochasz, jeśli chcesz, żebyśmy spędzili razem życie, pewne rzeczy muszą się zmienić.

Potrzebował chwili, żeby przyjąć jej słowa. Widząc, że nie odpowiada, Mac kontynuowała :

- Clay ? Słyszałeś, co powiedziałam ?

Podniósł głowę i z wyrazem klęski w oczach odpowiedział :

- Wiesz, ze Cię kocham Saro. I zrobię dla Ciebie wszystko. Ale to musi być coś za coś. Jeżeli ja zrezygnuje z tego- powiedział wskazując głową szklankę- jeśli zdecyduję się na leczenie, to chcę żebyś Ty zrezygnowała z niego.

Mac rzuciła mu niedowierzające spojrzenie i z trudem przełknęła ślinę. Postawił jej ultimatum i nie była pewna czy jest w stanie je wypełnić, niezależnie od tego, co do niego czuła.

- Zadzwonię do Ciebie za kilka dni- zakończyła odpowiadając.

- Kocham cię Saro. Powiedział, kiedy zamykała drzwi.

Mac wróciła do samochodu jak automat. Niczym ślepa prowadziła jakiś czas, skręcając w prawo i lewo i nigdzie nie dojeżdżając. Nie wiedziała gdzie jedzie, zbyt zajęta rozmyślaniem. Nadeszła chwila, w której musiała podjąć decyzje o swojej przyszłości. Musiała wybrać między dwoma mężczyznami, których kochała. To prawda, że każdego w inny sposób, ale kochała ich obu. Mimo tego, musiała wybrać.

I cały czas się jej nie udawało. Im bardziej starała się nad tym zastanowić, tym bardziej czuła w głowię pustkę. Tak, jakby jej umysł wybrał się na wakacje i zostało tylko jej ciało. To było flustrujące. Niesłychanie . Wiedziała, że nie może tego odwlekać, bo Harm poprosił, żeby do niego nie przychodziła, aż nie podejmie decyzji, a musiała w końcu któregoś dnia pojawić się w pracy.

W każdym bądź razie nie mogła podjąć tej decyzji nie widząc go wcześniej bo sposób w jaki się rozstali wcześniej, wcale się jej nie podobał.
Nagle zdała sobie sprawę, że w trakcie swoich rozmyślań zaczęła jechać w kierunku mieszkania Harma i po wielu zakrętach znalazła się przed jego wejściem.. Przez chwilę siedziała w samochodzie, zastanawiając się czy wejść. Nie przejmowała się tym, co powie Harm, jeśli zapyta jaka podjęła decyzję. I przeczuwała jego reakcję, kiedy powie, że jeszcze jej nie podjęła. A jeśli nie zgodzi się z nią zobaczyć ? A jeśli się na nią wścieknie ?

Ciągle jeszcze rozmyślała o swoich lękach, kiedy winda zatrzymała się na korytarzu wiodącym do mieszkania Harma.

Namyśliła się i przeszła dystans, który dzielił ją od drzwi

Mieszkanie Harma

Kiedy pukała do drzwi nagle uderzyły ją słowa Harma « Chce, żebyś następnym razem, kiedy do mnie przyjdziesz, juz nie odeszła. Jeżeli więcej nie przyjdziesz, zrozumiem."

„O nie!- pomyślała- on pomyśli, ze podjęłam decyzje i wybrałam jego. Będzie szczęśliwy, a ja jeszcze raz złamię mu serce!"

Odeszła kilka kroków, wyjęła komórkę i wybrała numer Harma. Odebrał po kilku sygnałach.

- Cześć, tu Mac. Nic nie mów!...jestem na korytarzu pod Twoimi drzwiami...jeszcze się nie zdecydowałam, ale...muszę się najpierw z Tobą zobaczyć ...i... zrozumiem, jeśli będziesz wolał mi nie otwierać...

Dwoje kochanków zamilkło na chwilę, tak, że w końcu Mac zaczęła myśleć, że Harm jej w ogóle nie słuchał. Zawołała z wahaniem:

- eh.., Harm...?

Mac westchnęła i siadając przy ścianie obok drzwi, kontynuowała

- Trudno rozwiązać ten problem...a wiesz, co jest najtrudniejsze? To, że muszę podjąć prawdopodobnie najważniejszą decyzję w życiu i nie mogę poprosić o radę mojego najlepszego przyjaciela, bo to jego dotyczy.

- Żałujesz tego?

- Nie, nie żałuję. Ale żałuję, że w tym zamieszaniu straciłam mojego najlepszego przyjaciela. Teraz jestem całkiem sama i tego się boję. A jeśli wybiorę źle...

Drzwi otworzyły się ukazując zatroskanego i zranionego Harma. Patrzyli na siebie przez chwilę, i oczy Mac wypełniły się łzami. W końcu on uśmiechnął się smutno, a on oddała ten uśmiech.

- Podnieś się i wejdź- odpowiedział tylko.

Weszła i nie mówili nic, unikając swojego wzroku

- Wody? Kawy? Mrożonej herbaty?

- Wystarczy woda, dziękuje

Znów zapadła ciężka cisza

Harm czuł jak narasta miedzy nimi skrępowanie i desperacko szukał tematu do rozmowy. Nie chciał podejmować tematu, który ją tu przywiódł, wiedząc, że to będzie nieprzyjemne, a ona nie wydawała się zdolna do rozmowy. Ale nie chciał także sprawić wrażenia, że unika tego tematu, próbując rozmawiać o czymkolwiek innym. Nie wiedział co ją tu przywiodło. Prawdopodobnie ona sama też tego nie wiedziała, ale cisza stała się nie do zniesienia, i w końcu powiedział coś najbardziej nie na miejscu, że wszystkiego co można było powiedzieć.

- Zapomniałaś ostatnim razem swojej koszuli, jest na nocnym stoliku..

„Brawo Rabb!"- pomyślał- „Jaki świetny sposób rozpoczęcia rozmowy z widocznie udręczoną Marine. Przypomnieć jej, że zdradzała z Tobą swojego narzeczonego. Tak chcesz zyskać przewagę?"

- Ach, dziękuję

Żeby jakoś wybrnąć z tej sytuacji, Harm postanowił się oddalić mówiąc, że zanim zadzwoniła naprawiał właśnie rurę w łazience i lepiej będzie, jeśli ją zamknie zanim nie wyrządzi zbyt dużych skód.

- A tak, oczywiście, idź.

Ten czas Mac wykorzystała na pójście do sypialni po koszulę, ale biorąc ją, zalała ja fala wspomnień. Usiadła na środku łóżka i pozwoliła płynąc swoim myślom z pustym spojrzeniem utkwionym w kawałek bielizny. Tak znalazł ja Harm.

Usiadł obok niej. Kiedy tylko ich spojrzenie spotkały się, odwróciła zawstydzona wzrok.

Wewnątrz niej toczyła się walka. Bardzo cierpiała. Ważność decyzji, którą musiała podjąć, uczucie wstydu i obrzydzenia tym, co zrobiła Webbowi, choć nie był tego świadomy. To miało dla Mac mniejsze znaczenie, bo ona, ona wiedziała.
Bała się stracić wszystkiego, Harma i Webba, a przede wszystkim zranić ich obu. Przysporzyła Harmowi już dość cierpienia, a poprzez samą obecność tutaj zdradzała swojego narzeczonego.

Podniosła na Harma oczy z wyrazem paniki, który natychmiast zauważył

- Saro, Saro...wszytko w porządku ?

Znów odwróciła wzrok, więc wziął ją za rękę.

- Jestem tu... Wiem, że nie mogę Ci pomóc dokonać wyboru, wiem, że nie mogę udawać, że nie czuję tego co czuję, żeby stać się tylko najlepszym przyjacielem i nie wolno mi dłużej Cię naciskać, ale w tej chwili możesz na mnie liczyć. Będę tu dla Ciebie zawsze.
Siedział, nie wiedząc co powiedzieć albo zrobić, żeby ją przekonać : wydawała się taka krucha i bezbronna, i choć pewnie by go zabiła, gdyby jej to powiedział, wyglądała jak mała zagubiona dziewczynka. Mała dziewczynka, która musi się zmierzyć z problemami dorosłych.

Przed wszystkim chciał jej pomóc, chciał zabrać jej smutek i cierpienie, chciał zniszczyć wszystko to, co ją dręczy. To wydawało ise niemożliwe i on o tym wiedział. Wszytko, co mógł zrobić to być tu dla niej i na dodatek, nie był pewny czy to dla niej korzystne, czy wręcz przeciwnie. Ale nigdy by jej tak nie zostawił, nigdy.
Nagle podniosła głowę i spoglądając mu prosto w oczy z błyskiem rozpaczy

- Boje się Harm. Boję się podjąć złą decyzję

Kiedy jej oczy znów zwilgotniały, Harm odpowiedział :

- Hey, kochanie...przestań myśleć, to Ci szkodzi. Pozwól...

Wziął ją za rękę i położył ją na swoim sercu.

- Czujesz, jak bije mi serce ?

Pokiwała głową

- Bije dla Ciebie.

Opuściła wzrok, nie wiedząc co myśleć po tym jakby wyznaniu

- A wiesz dlaczego bije tak szybko ?

Poruszyła się w geście zaprzeczenia

- Saro, popatrz na mnie

Podniosła wzrok na niego

- Z powodu wszystkich tych uczuć, które we mnie wywołujesz. Martwię się o Ciebie. Boję się o Ciebie, i...

Nabrał głęboko powietrza :

- Saro, kocham Cię.

Jako jedyną odpowiedz, szybkim ruchem rzuciła się mu w ramiona i objęła go ze wszystkich sił, jakby się bała, że za chwilę zniknie.

Nie widział jej udręczonego i przerażonego spojrzenia, ale głaskał ją uspokajająco. Znów wyszeptał :

- Odpuść sobie, Saro, pozwól mi sobie pomóc... Pozwól mi, jestem tu...

Odsunął ją delikatnie i pocałował w czubek głowy, trzymając ja nadal tak blisko, jak tylko było można. Tak jak jej, powiedział, rozluźniła się, nie wymagając niczego innego niż to, co właśnie jej dawał : jego miłość.
Zamknęła oczy, kiedy przeniósł jego pocałunki nieśmiało na jej policzek. Było coś desperackiego w tym, jak ją obejmował, jakby chciał udowodnić, jak bardzo ją kocha, a ona przylgnęła do niego, jakby był lina ratunkową. W końcu on też ryzykował ogromną stratę.

Kiedy pocałował jej zamknięte powieki, po policzkach spłynęła jej łza. W końcu to ona odnalazła jego usta, a pocałunek, który nastąpił był głęboko desperacki.

Zdjął jej letnią marynarkę i wyciągnęli się razem na łóżku. Tej nocy kochali się tak, jakby na jej końcu miał nastąpić koniec świata...

Następnego ranka Harm obudził się pierwszy. Przesunął się do niej, całą noc leżała zwinięta w kłębek, plecami do niego. Objął ją i korzystał z tych kilku spokojnych chwil, żeby czuć szczęście z trzymania jej w ramionach. W tej chwili powiedział sobie, że nie może pozwolić jej odejść bez walki. Zdecydował się jej nie naciskać, nie wpływać na jej decyzję, ale jedna myśl, że może trzyma ją tak ostatni raz, była nie do zniesienia. Musiał zrobić coś, żeby wybrała jego. Za wszelką cenę.

Kiedy się budziła pod leniwym dotykiem jego palców, Harm, który leżał wsparty na ramieniu, wyszeptał jej do ucha :

- Wiesz...ja chce mieć dzieci...

Zły pomysł. Mac nie zareagowała tak, jak miał nadzieje. Gorzej, zareagowała bardzo źle. Wysunęła się z jego objęć i siadając odwróciła się do niego

- Powiedziałeś to, żeby na mnie wpłynąć. Wykorzystujesz moją sprzeczkę z Clay'em żeby mnie przekonać do zerwania- stwierdziła wściekła- Nigdy nie sądziłam, że się ośmielisz !

Usiadł, żeby spojrzeć jej w twarz i zaprotestował :

- Ale Saro...

- Nie ma żadnego « ale ». Nie mogę uwierzyć, że na mnie naciskasz! Zaczynam w to wątpić.

Widząc irracjonalną reakcję Mac, Harm poczuł się równie urażony.

- Ale to prawda Saro. Wiem, że chcesz mieć dzieci i wiem, że będziesz nieszczęśliwa, jeśli to poświęcisz. W pewnym stopniu mogę pozwolić Ci odejść, żebyś była szczęśliwsza, ale nie pozwolę na to, jeśli masz być nieszczęśliwa !. A wychodzi na to, że Webb nie da Ci tego, czego potrzebujesz do szczęścia !

- Nie pozwolisz mi odejść ! Nie jestem kotem albo...albo chomikiem ! Jeśli zechcę odejść, Ty mnie nie zatrzymasz !

Mac była wściekła i z oburzeniem zaczęła mówić rzeczy zupełnie nie na miejscu

- A poza tym jestem pewna, że któregoś dnia zmieni zdanie ! Przekonam go odo tego ! Nauczę go kochać dzieci ! Poza tym będziemy bardzo szczęśliwi !
Widząc, że Mac pod wpływem wściekłości zaczyna decydować, Harm zmusił się do zachowania spokoju i odzyskania racjonalności. Najgorzej byłoby, gdyby teraz zaczął się zachowywać tak jak ona. To mogłoby ise wymknąć spod kontroli.

Chciał spokojnie położyć rękę na jej ramieniu, ale ona zareagowała jakby poraził ją prąd. Gwałtownie wstała, owijając się przykryciem i krzyknęła : « NIE DOTYKAJ MNIE ! »

Z jej oczu błyskały pioruny, jakby były to dwie czarne burze.

- Nie zostawię Clay'a, Harm ! Kocham go. Spędzę z nim życie i będę szczęśliwa ! Bardziej szczęśliwa niż kiedykolwiek mogłabym być z Tobą !

Nie do końca wierzyła w to, co powiedziała, ale jej uczucia były całkowicie zaćmione wściekłością. Wściekłością, która przybrała zupełnie nieuzasadniony rozmiar.
Harm był całkowicie zaskoczony zachowaniem Mac. Czy mówiła poważnie, że zostaje z Webbem ? Czy naprawdę myślała, że on nie może dać jej szczęścia ?

- Saro, o co Ci chodzi ? Moglibyśmy być bardzo szczęśliwi, jeśli tylko dasz nam szansę !

Ups..., nie koniecznie chciał to powiedzieć w taki sposób...ale wściekłość bywa zaraźliwa.

- Nie wierzę nawet w jedno słowo !. Nigdy nie moglibyśmy żyć z tym otwarcie, Harm ! To nie mogłoby ise udać na tym, co nas teraz łączy-czyli seksie i pracy !

Podniósł się, żeby spojrzeć jej w twarz, ale zachowując sensowny dystans, dla uniknięcia ewentualnego ciosu Marine... Patrząc jej prosto w oczy, najspokojniejszym tonem, na jaki udało mu ise zdobyć, biorąc pod uwagę okoliczności, odpowiedział :

- To nieprawda, Saro. Nie dzielimy tylko łóżka i pracy. Łączy nas o wiele więcej ! Żywimy do siebie bardzo mocne uczucie i nie możesz tego negować. Kocham Cię.

- Ja też Cię kocham idioto. Nie w tym jest problem !

- Więc w czym ?

- To nie wystarczy ! Nie udałoby się nam być « parą », Harm ! W tej chwili jest dobrze, nie potrzebujemy niczego, co łączy normalne pary, dzielimy ze sobą łóżko ! Ale co będzie kiedy pożądanie osłabnie, hmm ? Nigdy nie moglibyśmy być taka parą, jak Bud i Harriet, nigdy nie moglibyśmy być tak szczęśliwi, jak oni. Żyjesz w biegu, ciągle na adrenalinie a nasz związek nigdy się nie uda. Byłoby źle i rozwiedlibyśmy się po 2 latach, a w tym czasie zrezygnowałabym ze szczęśliwego życia z Clay'em !

- Szczęśliwe życie...bez dzieci ?- Harm nie zdołał powstrzymać odpowiedzi z irytacją w głosie.

Drugi zły pomysł. Pożałował tych słów w tym w momencie, kiedy wyszły z jego ust. Znów wrócili do punktu wyjścia, a on przypomniał sobie o co się wściekła.

Reakcja Mac była natychmiastowa. Wzruszyła ramionami z gestem rezygnacji, westchnęła z beznadziejnością i wściekłością, jakby chciała powiedzieć « nie nic rozumiesz idioto, wkurzasz mnie » i rzuciła mu złośliwe spojrzenie. W jej oczach błyszczała złość.

Klasyczne « Czy wiesz, że wyglądasz pięknie, kiedy się złościsz ? » przebiegło Harmowi przez myśl, ale się powstrzymał, wiedząc dobrze, że to nie byłby dobry pomysł. Oddałaby mu jeszcze mocniej.
Złapała sukienkę, którą miała na urodzinach AJ i szybko się ubrała. Widząc, że zbiera się do wyjścia, chciał ja zatrzymać, łapiąc za ramie. Wywinęła się szybko i znów krzyknęła : « NIE DOTYKAJ MNIE ! JUŻ CI MÓWIŁAM», zanim wyszła i trzasnęła drzwiami, zostawiając za sobą Harma, który ciągle zastanawiał się jak właściwie do tego wszystkiego doszło.

W drodze powrotnej, Mac z powodzeniem mogła spowodować dwa lub trzy wypadki i tylko cudem dotarła na miejsce w jednym kawałku. Przeskoczyła przez schody i wpadła do siebie niczym tornado, prawie łamiąc klucz kiedy szybko otwierała drzwi.

Kiedy z przemocą zamknęła je za sobą, w głowie miała mętlik. Nagle dopadło ją jej zupełnie irracjonalne zachowanie i wydarzenia ostatnich tygodni. Jej wściekłość nie miała żadnego sensu, służyła tylko do jednego- ukrycia jej cierpienia. Jej ogromnego i przerażającego cierpienia.

I się załamała. Usiadła przy drzwiach i pozwoliła, żeby jej łzy kapały na podłogę. A było ich bardzo dużo. Płakała, i płakała bez wytchnienia. Siedziała tak wiele minut, godzin, dni...nie umiałby tego określić.

W końcu, pozbyła się ciężaru, który ją przygniatał.