ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY DRUGI
TAJEMNICA KAMIENNEGO GARGULCA
Severus Snape nie należał do ludzi cierpliwych. Czarny Pan nigdy nie kazał mu czekać. Mogło mieć to związek z pochopnym podejmowaniem decyzji przez czarnoksiężnika lub częstą modyfikacją strategii w jego działaniach. Mistrz eliksirów zauważył, że zanim jego dawny pan stracił ciało, bywał momentami spontaniczny, wzywając swych zwolenników na niezapowiedziane wcześniej zabawy lub okazjonalne torturowanie mugoli. Jeśli Czarny Pan coś planował, nie kazał swoim wyznawcom czekać, po prostu stawiał ich przed faktem dokonanym. Ta spontaniczność mogła wynikać z braku zaufania Voldemorta do kogoś innego niż do samego siebie. Sami-Wiecie-Kto starał się uniknąć pokrzyżowania swoich planów przez nad wyraz gadatliwego zwolennika, chwalącego się przyszłymi rozbojami w obskurnym pubie na ulicy Śmiertelnego Nokturnu.
Piastowane przez Severusa stanowisko również nie wymagało testowania jego cierpliwości. Poniekąd. Minerwa nie wtrącała się w jego metody nauczania, dopóki były skuteczne, więc mógł gnębić uczniów według własnego uznania. Co, rzecz jasna, bardzo mu to odpowiadało. Oczywiście miał pod opieką ułomnych matołów, którzy jednym wypowiedzianym słowem mogli doprowadzić Severusa do białej gorączki, ale zawsze ukrócił ich zapał szlabanem lub minusowymi punktami.
Jedynym, wytrącającym się durniem był Albus Dumbledore, który postawił sobie za życiowy cel, aby irytować Severusa do szpiku kości. Martwy dyrektor należał do nielicznej grupy osób, której działań Severus Snape nie mógł w pełni przewidzieć. Musiał przyznać, że mgła tajemniczości i sprytu, otaczająca Albusa była na tyle gęsta, że nawet mistrz eliksirów nie był w stanie się przez nią przebić i założyć ewentualny plan Dumbledore'a. Tym właśnie różnił się Albus od Czarnego Pana, był kilka kroków przed wszystkimi wokół.
Cierpliwość Severusa lub jej totalny deficyt, została wystawiona na próbę. Złapanie tropu Hermiony za pomocą kamienia księżycowego było możliwe, gdy osiągnie on wystarczającą moc magiczną. Specyficzny minerał przybierał na sile (Oh, ironio!) podczas pełni księżyca, więc musieli wstrzymać poszukiwania do zmroku.
Snape usiadł na skórzanym fotelu przy kominku, prostując zagniecenia na czarnej szacie i wpatrzył się w intensywnie tańczące płomienie. Radosne iskierki drwiły z parszywego nastroju mistrza eliksirów, trzaskając w kominku i świecąc jasno.
Po ataku Lupina w formie krwiożerczego wilkołaka, Severus stronił od pełni księżyca. Najczęściej zamykał się w laboratorium, warząc eliksiry do świtu i dziękując niemo Merlinowi, że zdołał uciec od ugryzienia bestii w nastoletnim życiu. Miał z tyłu głowy, że gdyby sytuacja potoczyła się inaczej, a James Potter nie zreflektowałby się w porę, najpewniej Severus spędziłby każdy dzień pełni księżyca (Do końca mojego marnego życia) na warzeniu Wywaru Tojadowego na własny użytek.
Właściwie, mogłem skończyć martwy.
Nigdy by się do tego nie przyznał, ale poniekąd współczuł Lupinowi tego cholerstwa. Prawda była taka, że Remus był tylko niewinnym dzieciakiem, gdy Greyback odebrał mu szansę na lepsze życie. Rozumiał plan Dumbledore'a, który miał na celu w jakiś sposób ochronić wilkołaka, dając mu możliwość bezproblemowej edukacji, a następnie zapewnić mu dość prestiżowe stanowisko profesora obrony przed czarną magią. Jednak w głębi serca, Severus czuł się niesprawiedliwie potraktowany, gdy został zmuszony do złożenia przysięgi na różdżkę po ataku wilkołaka. Zmuszono go do milczenia, a napastników potraktowano ulgowo, wyznaczając jedynie kilkutygodniowy szlaban.
Mistrz eliksirów sam nie wiedział dlaczego przyszło mu wspominać incydent z przeszłymi prześladowcami. Najpewniej każda myśl była lepsza, niż zadręczanie się zniknięciem Hermiony i destrukcyjny wir emocji, który się z tym wiązał.
Hermiona.
Każda zmarnowana godzina bez informacji o miejscu jej pobytu, powodowała zwiększenie masy ciężkiego kamienia, który opadał na dno żołądka Severusa. Starał się wmówić sobie, że jest zbyt bystra, aby ktokolwiek ją przechytrzył, że na pewno zdołała znokautować porywacza, że udało jej się wydostać, że uciekła i nic jej nie jest.
Stłumiony stukot w drzwi przerwał rozmyślania Severusa. Wstał z fotela, poprawiając ciemne szaty i ruszył w kierunku drzwi, aby odnaleźć źródło uporczywego dźwięku.
Pusto — szepnął w myślach, rozglądając się po opustoszałym korytarzu chłodnych lochów. Jego wzrok opadł na ziemię i zobaczył niewielką, młodą płomykówkę, wystawiającą nóżkę dość nieśmiało, aby zaprezentować zwitek pergaminu, przyczepiony na cienkim rzemyku do łuskowatej powierzchni jej nóżki.
— Masz coś dla mnie? — zapytał retorycznie, wyciągając rękę, a sowa pohukując cicho podleciała do wyciągniętego ramienia i pozwoliła Severusowi odczepić wiadomość. Zwierzę spojrzało na czarodzieja z druzgocącą nadzieją, ale on tylko przewrócił oczyma, mrucząc cicho: — Nie mam nic dla ciebie ptaku, nie spodziewałem się gościć sowy. Leć do sowiarni, tam na pewno coś znajdziesz.
Sowa wpatrywała się bez mrugnięcia swoimi pomarańczowymi ślepiami w oczy Severusa, by po chwili wydać wysoki, radosny dźwięk i odlecieć wzdłuż korytarza z trzepotem skrzydeł.
Severus zabezpieczył ponownie komnaty od wewnątrz i pospiesznie rozwinął rulon pergaminu. Pochyłe pismo, które do złudzenia przypominało jego własne, zostało rozmazane w niektórych miejscach przez słabej jakości atrament, ale mistrz eliksirów był w stanie odczytać tajemnicze słowa.
Moratus Pati
Solamen Dolor
Do dwóch nieznanych Severusowi haseł dołączono mały rysunek z instrukcją ruchu różdżką.
Co to na Merlina jest? — warknął zbulwersowany głos w jego głowie. — Kto mi przysłał te bazgroły? — zastanawiał się desperacko, przeglądając każdy cal pergaminu w poszukiwaniu innych wskazówek na jego powierzchni. Obrócił go z irytacją na drugą stronę i dostrzegł cienkie litery w lewym dolnym rogu.
McGonagall
Severus mógłby założyć się o dowolną część swojego ciała, że pismo nie należało do dyrektorki Hogwartu, jednak z racji braku innych wskazówek, postanowił odwiedzić wspomnianą kobietę i zapytać, czy wie coś o tajemniczych zaklęciach.
Po kilkuminutowym spacerze, który w jego wykonaniu wyglądał bardziej jak szybowanie polującego orła, Severus minął rozbawioną chimerę i wdrapał się po ruchomych schodach do gabinetu dyrektorki Hogwartu. Podjął próbę uspokojenia oddechu, ale przebył długi dystans w zbyt szybkim tempie. Minerwa siedziała przy biurku o szponiastych nogach, zagłębiając nos w grubej księdze i skrobiąc piórem na powierzchni jej stron.
— Nie nauczono cię szacunku do książek, Minerwo? — zapytał bez powitania, krzyżując ramiona na piersi, aby ukryć energiczne poruszanie się klatki piersiowej po wysiłku. Może i nie miał najlepszej kondycji po wojnie, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć.
Minerwa uniosła oczy z zaskoczeniem i uśmiechnęła się ciepło, patrząc na potargane włosy czarodzieja i zarumienioną twarz.
— Widzę, że spieszyłeś się do mnie. To całkiem urocze, że tak bardzo chciałeś mnie zobaczyć i postanowiłeś tu przybiec. — Ściągnęła okulary-połówki z długiego nosa, kładąc je na blacie biurka i posłała Severusowi porozumiewawcze spojrzenie. — A co do książki... Hmm, i kto to mówi? Czy mam ci przypomnieć stan twoich szkolnych podręczników, Severusie? Każda strona została pokryta twoimi własnymi przemyśleniami i wytykaniem autorom absurdalności i błędnych założeń. Nie mówiąc już o artykułach Slughorna, w których wyraźnie zaznaczyłeś, że jest zbzikowanym starcem i zamiast tworzyć nieprzydatne teorie o eliksirach nasennych, powinien zająć się zrzuceniem na wadze, bo niedługo będzie go łatwiej przeskoczyć, niż obejść.
Severus rzucił Minerwie przeciągłe spojrzenie i uniósł brodę, odmawiając skomentowania tych nieistotnych oskarżeń. Dyrektorka uniosła brew, kręcąc głową z politowaniem.
— Coś się stało, mój chłopcze? Nie spodziewałam się ciebie o tej godzinie — zapytała z niepokojem.
— Dostałem sowę — skwitował krótko Snape, kładąc zwitek pergaminu na biurku Minerwy. — Wiesz co to jest?
McGonagall ponownie włożyła okulary-połówki, marszcząc brwi na pochyłe pismo i podobnie do Severusa, obracając pergamin w każdą możliwą stronę.
— Tu... Oh, tu jest moje nazwisko... — mruknęła do siebie i pokręciła przecząco głową, patrząc na Severusa. — Nie znam tych zaklęć, mój drogi. Pismo przypomina twoje, ale przypuszczam, że autor użył po prostu zaklęcia, aby je zniekształcić, co również wyjaśnia rozmazanie atramentu słabej jakości. Nie znasz inkantacji?
— Nie. Nie wiem nawet od kogo pochodzi list. Sowa czekała przed moimi drzwiami.
McGonagall zamknęła oczy, a jej cała twarz stężała w skupieniu. Severus stuknął niecierpliwie obcasem w podłogę, oczekując na powrót Minerwy do rzeczywistości. Po dłuższej chwili namysłu, dyrektora rozkleiła ociężale powieki i zerknęła na czarodzieja nieostrym spojrzeniem.
— Biorąc pod uwagę nazewnictwo, Severusie, pierwsze zaklęcie jest związane z bólem, a drugie wydaje się przeciwzaklęciem na pierwsze. Nie rozumiem sensu wysyłania tego typu zaklęć do ciebie i oznaczanie ich moim nazwiskiem na pergaminie. Jedyne, co przychodzi mi do głowy... cóż, niewiele osób wie w jakim stanie obecnie się znajduję, ale być może...
— Masz na myśli... — zaczął Severus, wyrywając Minerwie kawałek pergaminu i przyglądając się inkantacji. — Masz na myśli, że to może być klątwa, którą uderzył cię Dołohow? — zapytał z niedowierzaniem.
— Nie wiem, chłopcze. To może być wszystko, ale zastanów się po co ktoś miałby wysyłać tego typu zaklęcia sową z moim nazwiskiem? Być może Lucjuszowi udało się przekonać jednego ze starych znajomych, aby poszperał we własnych zapisach czarnomagicznych zaklęć...
— Powiedziałby mi, gdyby udało mu się czegoś dowiedzieć. Poza tym, żaden z jego znajomych zbirów nie przysłałby sowy do Hogwartu, a już tym bardziej nie do mnie.
— Analizowałeś to zaklęcie? — zapytała z nadzieją Minerwa, zaskakując mistrza eliksirów.
— Nawet o tym nie myśl, Minerwo. Nie będę na tobie eksperymentować.
— Wiesz, że mój czas w końcu dobiegnie końca. Warto spróbować.
Severus obrzucił McGonagall surowym spojrzeniem, ale w końcu skinął głową, nie chcąc odbierać dyrektorce nadziei na zakończenie cierpienia.
— Przeanalizuję inkantację, Minerwo. Jeśli będzie bezpieczna, spróbujemy.
Uśmiechnęła się ciepło, a Severus poczuł się wyjątkowo nieswojo, przyglądając się jej pomarszczonej twarzy. Pergamin ciążył mu w zaciśniętej pięści, parząc skórę. Obawiał się wzbudzać nadzieję w Minerwie, gdy nie miał pewności czym dokładnie są te zaklęcia. Wydawało się mało prawdopodobne, że Lucjuszowi udało się odnaleźć kogoś, kto zgodził się na dobrowolne przesłanie inkantacji przeciwzaklęcia na klątwę Minerwy. Severus przekopał wszystkie dostępne zapiski zwolenników Czarnego Pana, które Malfoyowie magazynowali w swoim domu i skarbcu Gringotta. Oczywiście istniała możliwość, że jeden ze zbiegłych śmierciożerców znał zaklęcie, stworzone przez Antonina Dołohowa, ale jakim cudem Lucjuszowi udałoby się dotrzeć do zbiega i zachować tajemnicę przed Severusem?
— Muszę skontaktować się z Lucjuszem jak najszybciej, Minerwo — powiedział szorstko, zaskakując zamyśloną czarownicę. — Spotkamy się wieczorem, gdy księżyc zaświeci najjaśniej. Melwin przyprowadzi Acllę.
McGonagall skinęła głową, nie spuszczając wzroku z napiętej twarzy Snape'a. Nie mówiąc nic więcej, odwrócił się do wyjścia, przeszedł długimi krokami przez gabinet i zamknął za sobą drzwi. Pozwolił, by ruchome schody poprowadziły go w dół klatki schodowej i starał się zignorować zaczepki wścibskiej chimery.
— Zaciśniętą w dłoni masz odpowiedź... — zaćwierkał stwór ochrypłym głosem. — ... otwórz, zajrzyj, przypuszczenie potwierdź... — Chimera nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo koniec roziskrzonej różdżki Severusa znalazł się między jej kamiennymi oczyma.
— Tylko spróbuj — warknął Snape, strzepując złote iskry z różdżki. — Jeszcze jedno słowo, a obiecuję...
— Zrobiłbyś mi tylko przysługę, dyrektorze Snape — wycharczał posąg znużonym głosem. — Czy naprawdę uważasz, że uśmiecha mi się tu sterczeć przez wieki, wysłuchiwać żałosnych pogawędek dzieciaków i spełniać zachcianki dyrektorów?
Severus zmrużył groźnie oczy, zaciskając powieki w wąskie szparki i przyjrzał się podejrzliwie kamiennej bestii.
— Więc czego ode mnie chcesz? — zapytał zdawkowo, schodząc nieco z tonu.
— Niczego. Powiedzmy, że cię lubię i doceniam Ślizgonów w gronie pedagogicznym, a już zwłaszcza, jeśli zajmują najwyższe stanowiska w Hogwarcie.
— Nie jestem dyrektorem.
— Powtarzasz to jak mantrę, a ja upieram się przy swoim. Ten, kto został wybrany przez Hogwart, do śmierci dyrektorem pozostanie — powiedziała karcąco chimera, kłapiąc ostrym dziobem. — Siedzę tu od stuleci i zapewniam, że tylko prawdziwy mędrzec potrafi zrzec się więzi z tak potężnym obiektem magicznym, jakim jest ten zamek i pozostać w jego murach, będąc tym samym kuszonym pierwotną mocną Założycieli. Czy nigdy nie zastanawiałeś się w jaki sposób przeżyłeś, Severusie Snape?
— Znam prawdę, poczwaro. Uratowała mnie Hermiona Granger.
— Półprawda! — zachichotała radośnie chimera, wykrzywiając dziób w prawie uśmiechu. — Dzielna Gryfonka, Godryk byłby dumny, doprawdy. Oh, tylko mu o tym nie przypominaj, bo nie da mi spokoju... Gryfon ratujący Ślizgona, coś podobnego.
— O czym ty, do cholery, pieprzysz? — wysyczał zirytowany Severus, tracąc resztki cierpliwości.
— Nie przywykłam do zdradzania tajemnicy służbowej. Okrutne rzeczy dzieją się z tymi, co nieroztropnie mielą jęzorem. Ale... Lubię cię, dyrektorze Snape — zacmokała, poruszając nieznacznie kamiennymi skrzydłami. — Zbliż się, czarodzieju. Opowiem ci historię o pradawnej magii.
Kap.
Dodaj chochelkę much siatkoskrzydłych do kociołka.
Kap.
Zamieszaj trzy razy w przeciwną stronę do wskazówek zegara.
Kap.
Powstały eliksir podziel na kilka równych porcji. Następnie dodaj odrobinę osoby, w którą chcesz się zmienić.
Kap.
Hermiona zakryła uszy poduszką, nie mogąc znieść uporczywego dźwięku kąpiącej wody z kranu. Starała się z całych sił zachować trzeźwą głowę i każdy zmysł w pełnej gotowości. Nie zmrużyła oka przez całą noc, bojąc się niespodziewanej wizyty Dołohowa. Recytowanie w myślach receptur na wszystkie znane jej eliksiry, okazało się najlepszym sposobem na utrzymanie koncentracji. Niestety jej odwodniony organizm zaczął błagać o zasłużony odpoczynek, a ciężkie powieki Gryfonki powoli opadały ze zmęczenia. Nawet najcichszy dźwięk, dochodzący z rur kanalizacyjnych, był zwielokrotniony przez grobową ciszę, która panowała w celi Hermiony Granger.
Pomyślała o warunku, który postawiła swojemu prześladowcy. Miała złudną nadzieję, że Antonin Dołohow dotrzyma słowa i przekaże Minerwie przeciwzaklęcie na śmiertelną w skutkach klątwę. Nie rozważała intrygi i braku uczciwości ze strony zbiegłego śmierciożercy, ponieważ nawet jeśli zignorowałby jej ultimatum, nie byłaby w stanie tego zweryfikować. Postanowiła więc trzymać się wizji o szczęśliwym uzdrowieniu dyrektorki Hogwartu i jej długim życiu, aby mogła mieć na oku Severusa Snape'a.
Severus.
Czy martwi się o mnie?
Czy zorientował się, że zniknęłam bez śladu?
Czy jest na mnie zły, że pozostawiłam go bez słowa na weselu Harry'ego i Ginny?
Czy tęsknisz za mną, Severusie?
Hermiona zacisnęła zęby na skórze przedramienia, tłumiąc krzyk.
Idiotka.
Możesz umrzeć... najpewniej umrzesz, a zastanawiasz się, czy jest na ciebie zły? Jakie to ma znaczenie?
Zdawała sobie sprawę, że Severus będzie obwiniał siebie, gdy stanie jej się krzywda. Nie martwiła się o własną skórę, ale cholernie obawiała się konsekwencji swojego zniknięcia. Mimo, iż Severus nie wyraził dobitnie tego, co dokładnie czuje do Hermiony, wiedziała, że stała się kimś ważnym w życiu mistrza eliksirów. Pozwolił jej przebić się przez grubą skorupę niepewności, by mogła dostrzec i pomóc pielęgnować jego najlepsze cechy. Obdarzył Hermionę zaufaniem i postanowił pokazać jakim naprawdę był, jest i będzie człowiekiem. A tym, czego najbardziej żałowała młoda niewymowna, było pozbawienie jej możliwości oglądania dalszych postępów Severusa w walce z własnymi demonami i niezdolność do wspierania go w najtrudniejszych chwilach. Tęskniła za jego docinkami, najczarniejszym humorem i pieprzoną lwią zmarszczką między brwiami. Chciała mu opowiedzieć więcej o swojej przeszłości, o tym, że w dzieciństwie najbardziej bała się zajęcia drugiego miejsca w szkolnym konkursie matematycznym. Całym sercem pragnęła choć po raz ostatni obserwować jego ręce, gdy fachowo mieszał eliksir w miedzianym kociołku. Zaciskała powieki z całych sił, aby przywołać obraz momentu, w którym Severus spoglądał na nią z tą nieopisaną emocją... Czymś na wzór nieświadomej fascynacji, niewypowiedzianej czułości. Czymś, co prawie przypominało...
Nie.
Nie będę o tym myśleć.
Przeturlała się na łóżku twarzą do miejsca, gdzie pojawiały się magiczne drzwi i patrzyła uparcie na gładką powierzchnię ściany.
— Skrzacie — wychrypiała prawie błagalnie.
Przestraszona istotka pojawiła się niepewnie, obserwując Hermionę zmartwionymi ślepiami. Skrzat podszedł bliżej łóżka, jakby nie chciał przestraszyć wcześniej zaszczutego szczeniaka i wyciągnął rękę przed siebie, aby położyć ją na głowie wyczerpanej Hermiony. Życzliwy dotyk skrzata ukoił jej niespokojne myśli, otulając Gryfonkę w ciepłym kokonie bezpieczeństwa. Gdy zamknęła oczy, czuła się prawie jak w domu.
Genialna magia skrzatów.
— Jeśli uda mi się stąd uciec, obiecuję na wszystko co magiczne, że postaram się zabrać cię ze sobą.
Oczy skrzata zaszkliły się, a uścisk małej rączki zadrżał na włosach czarownicy.
— Znam bezpieczne miejsce, gdzie będę mogła cię przed nim ukryć — wyszeptała słabym głosem do niemego skrzata. — Jest tam wiele skrzatów domowych, które będą przeszczęśliwe, gdy dołączysz do naszej rodziny. — Uśmiechnęła się sennie. — Nie bój się, nie zabraknie też pracy i wielu czarodziejów oraz czarownic, którymi będziesz mógł się opiekować.
Skrzat niepewnie pogładził głowę Hermiony, jakby pierwszy raz w życiu miał okazję dotknąć człowieka.
— Czy mogę nazywać cię Felix? — zapytała nieprzytomnie, tracąc na siłach. Magiczne stworzenie skinęło wdzięcznie głową. — To takie piękne imię... — dodała z marzycielskim uśmiechem. — Przypomina mi ciepłe złoto... szczęście... — Spojrzała po raz ostatni na szkliste oczy skrzata. — Wiem, że boisz się sprzeciwić, ale masz prawo do samodzielnego podejmowania decyzji. Wystarczy chcieć. A gdy masz wątpliwości, wyobraź sobie, że przed podjęciem trudnego wyboru wypijasz fiolkę złotego płynu, który podpowie ci, co należy zrobić — zdołała wydobyć z ust słowa, wciąż zamykając i otwierając oczy. — Ja... chyba powinnam recytować składniki... Veritaserum, żeby nie zasnąć, Felix. Zostaniesz... zostaniesz tu ze mną? Chciałabym być tu z... przyjaci... — urwała, zagłębiając się w głębokim śnie.
Świeżo nazwany Felix, kontynuował gładkie pociągnięcia na włosach nieprzytomnej czarownicy, a promieniująca z jego ręki magia, powoli tuliła Hermionę do jeszcze głębszego snu.
Śpij, Hermiono Granger — powiedział w myślach Felix, obserwując kobietę smutnymi oczyma. — Będę tu, gdy się obudzisz.
— Streszczaj się — wycedził niecierpliwie Severus. — Mam plany na wieczór i brak chęci do pogaduszek.
Chimera nagrodziła czarodzieja sardonicznym uśmieszkiem i zlustrowała korytarz z każdej strony, upewniając się, że są sami.
— Dotknij mojego skrzydła, dyrektorze Snape — zaproponowała uprzejmie, wyciągając kamienne skrzydło, pokryte wyżłobionymi piórami.
— W jakim celu? — zapytał sceptycznie Severus, oddalając się od oferowanej części (emmm... ciała?) posągu.
— Opowieść wymaga odpowiedniego otoczenia, nie sądzisz? Zamek ma oczy i uszy w każdej ścianie i byłoby głupotą prowadzić tego typu rozmowy na korytarzu. Obawiać się nie musisz. Gdybym chciała cię skrzywdzić, zrobiłabym to, gdy przybyłeś do Hogwartu po raz pierwszy.
— I to ma mnie uspokoić? — sarknął Snape, unosząc pytająco brew.
W przeszłości, paranoiczna osobowość Severusa wystarczyłaby, aby odwrócił się plecami do chimery i odszedł bez słowa z powrotem do swoich komnat. Teraz jednak, mistrz eliksirów zdawał sobie sprawę ze swojej podejrzliwej mani wobec innych i nadinterpretacji cudzych motywacji. Od zakończenia wojny, walczył z potrzebą przeanalizowania każdego szczegółu i pracował nad własnym podejściem do drugiego człowieka. Postanowił więc łaskawie powierzyć chimerze kredyt zaufania i tym samym dowiedzieć się więcej o jej dziwnym zachowaniu wobec jego osoby. Wyciągnął rękę ku piórom gargulca i położył ją na chłodnej powierzchni kamienia.
— Jeśli to jakiś podstęp, pożałujesz — zapewnił profesor eliksirów surowym głosem, łypiąc spod byka na rozbawioną bestię.
— Komu w drogę, temu czas — powiedziała ochrypłym tonem chimera, by po chwili wydać wysoki dźwięk i objąć sylwetkę profesora drugim skrzydłem.
Severus spiął się na nieoczekiwany dotyk i stłumił wrzask, gdy posadzka zawibrowała pod jego czarnymi butami ze smoczej skóry. Kamienne skrzydło rozgrzało się do czerwoności pod palcami mistrza eliksirów, jednocześnie nie raniąc jego skóry.
Gargulec syknął, a czerwonawy rozbłysk światła uprzedził nagłe zniknięcie postaci czarodzieja razem z gadatliwym posągiem, zastępując ich sylwetki nieruchomą chimerą, wpatrującą się intensywnie w opustoszały korytarz.
Szybowali w ciemności.
Snape chwycił mocniej ciepłe skrzydło chimery, które zmieniło swoją formę na coś dziwnie miękkiego...
Kurwa!
Silne pazury oplotły tors mistrza eliksirów, unosząc go w powietrzu i podrzucając jak szmacianą lalkę, by poprawić uchwyt.
— Wypuść mnie, ty pieprzony kawałku głazu! Zabieraj te szpony! — krzyknął, panicznie wierzgając nogami w próbie odzyskania wolności.
— Nie — zacmokała chimera. — Zgodziłeś się, czarodzieju. Zapłać cenę słów zbyt wielu.
— Dlaczego nic nie widzę? Co się dzieje? Gdzie mnie zabierasz?
— Nic nie widzisz, drogi dyrektorze, ponieważ ciemność stoi nam na drodze. Podziemia Hogwartu od światła stronią, zachowując sekrety i będąc ostateczną do walki bronią.
— Przysięgam na wszelkie święte części ciała Merlina, że jeśli mnie nie wypuścisz cholerny głazie, to rozdrobnię cię na kupkę gruzu!
— Życzenie dyrektora jest dla mnie rozkazem... — zaśmiał się głośno zwierz, szybując niżej po zaciemnionych podziemiach Hogwartu. — ... więc leć sam i żałuj, że kiedykolwiek nazwałeś mnie głazem!
Severus wrzasnął, gdy chimera rozluźniła uścisk pazurów na jego torsie i zaczął spadać w dół w niebezpiecznie szybkim tempie. Wyplatał rękę z zwiniętych od ruchu powietrza szat i próbował sięgnąć po różdżkę do kieszeni, gdy nagły wstrząs zawładnął jego ciałem, a tempo spadania obniżyło się stopniowo do zera, aż zawisł w powietrzu.
— Ups — zaćwierkała chimera gdzieś nad jego głową. — Zapomniałam, że zamek nie pozwoli ci umrzeć. Jakie to złośliwe zrządzenie losu.
— Zapal cholerne światło — warknął Severus, rozglądając się po całkowitej ciemności, próbując dostrzec jakiekolwiek zarysy kształtów wokół siebie.
Poczuł obrzydliwy, duszący zapach wilgoci i czegoś, co do złudzenia przypominało rozkładające się truchło.
— A poprosisz? — zapytał posąg, tym razem znajdując się gdzieś pod Severusem.
— Daj mi powód do złości, a gdy tylko zejdę na ziemię...
Jak na zawołanie, ciało profesora eliksirów opadło powoli na wilgotną, śliską powierzchnię, a nagły rozbłysk pochodni oświetlił otoczenie. Severus rozejrzał się dokładnie po nieznanym miejscu, zapamiętując każdy zauważony szczegół. Znajdowali się głęboko w podziemiach Hogwartu lub innego wiekowego zamku. Ściany były pokryte słuszną ilością brudu i zielonkawego nalotu. Warstwa na kamiennej podłodze przypominała coś na kształt mułu, a górująca nad nim istota...
— Ja pierdole — krzyknął Severus, nie mogąc powstrzymać zaskoczenia na widok majestatycznej sylwetki całkowicie żywej chimery, wpatrującej się w Severusa pomarańczowymi ślepiami. — Jesteś prawdziwa!
— To komplement? — kłapnęła dziobem, rozkładając skrzydła i prezentując się w pełnej okazałości. — Tak długo czekałam, aż ktoś doceni moje zadbane pióra.
— Umarłem? — zapytał zdezorientowany Severus, zastanawiając się czy powinien poczuć ulgę na tę myśl.
— Z moich informacji wynika, że nie czułbyś tego obrzydliwego zapachu, gdyby Merlin utulił cię do wiecznego snu.
— Gdzie jesteśmy? — zapytał z zainteresowaniem pomieszanym z rozdrażnieniem. — Co się tu dzieje?
— Jesteśmy w mojej kryjówce. Wybacz brak zwyczajowej gościnności, ale nie masz czasu na towarzyskie zwiedzanie podziemi Hogwartu. Zapomniałeś o dziewczynie? Chciałeś wiedzieć dlaczego zamek szuka więzi z czarodziejem twojego pokroju. Hmm... powiedzmy, że udzielę ci szybkiego instruktażu pierwotnej magii.
Severus milczał, analizując każde słowo i tworząc w umyśle plan ewakuacyjny, w razie gdyby chimera okazała się miłośnikiem ludzkiego mięsa.
— Kontynuuj — wycedził niezobowiązująco, oczekując na rozwój sytuacji.
— Czy znasz historię o Założycielach Hogwartu? — zapytała, gwałtownie poważniejąc, po czym dodała szybko: — Powinnam zapytać raczej, czy znasz prawdziwą historię o Założycielach Hogwartu?
— Co masz na myśli?
— Przed wieloma wiekami, czwórka bliskich przyjaciół pracowała w zgodzie nad zbudowaniem oazy dla czarownic i czarodziejów, w której będą mogli zdobywać niezbędną wiedzę i wykształcenie. Wyssane z palca teorie głoszą, że doszło między nimi do sporu, który w skutkach przełożył się na opuszczenie Hogwartu przez jednego z Założycieli.
— Salazara Slytherina.
— Właśnie tak — burknęło ponuro stworzenie. — Brednie — dodało i kłapnęło ostrym dziobem. — A już szczytem manipulacji i koloryzowania historii było zrobienie z Salazara jadowitego węża, który czyhał na niczemu winne mugolaki.
— A ty skąd wiesz o prawdziwej historii Hogwartu? Przed chwilą byłeś kawałkiem martwej materii z odrobiną magii.
— Tak myślisz? — zapytała z uśmiechem chimera. — Moje drogie dziecko, zapewniam, że nigdy nie byłam martwa. Podobnie jak reszta z nas. Tyle czekałem, aby opowiedzieć prawdziwą historię niedowiarkom.
— Co masz na myśli?
— Mam na myśli, że powinieneś znać prawdę. Żaden z Założycieli nie opuścił szkoły. Każdy z nich miał na celu ochronę magicznej społeczności, niezależnie od pochodzenia.
— Przecież Salazar...
— Co Salazar? — oburzyła się. — Chcesz mi powiedzieć, że wiesz lepiej?
— Salazar Slytherin pozostawił w Hogwarcie bazyliszka, który zabił ucznia prawie sześćdziesiąt lat temu i prawie pozbawił Granger i innych mugolaków życia.
— To Tom Riddle pozbawił tę biedną dziewczynę życia i próbował zaatakować resztę.
— Jakie są argumenty? — zapytał Severus, wściekle zrywając się na równe nogi i patrząc na magiczną istotę z niedowierzaniem. — Na jakiego grzyba ja cię właściwie słucham? Te dyrdymały nie są mi przydatne w obecnym stanie rzeczy. Jak uratuję Granger, wpadnę na herbatę do twojej obślizgłej kryjówki i opowiesz mi bajeczki. Teraz mam życie do uratowania.
— Wiesz gdzie jesteś, Severusie? — zapytała spokojnie chimera, ignorując grymas Severusa, który zjeżył się gwałtownie na użycie jego imienia.
— Oczywiście. O jakieś pięć pięter za nisko, niż tam gdzie powinienem się obecnie znajdować.
— Rozejrzyj się i oceń — nalegała stanowczo.
Severus zamlaskał językiem z obrzydzeniem na widok brudu i zapachu stęchlizny w otaczającym go miejscu, ale rozglądał się badawczo, zapamiętując każdy szczegół. Zerknął za potężną postać chimery i cofnął się o dwa kroki w tył. Kilkanaście metrów dalej, w zaciemnionym końcu długiej komnaty znajdował się gigantyczny szkielet. Pokrywał większość dalszej części pomieszczenia, a Severus ze zdziwieniem uznał, że nie zauważył go wcześniej. Nad szczątkami majaczyła kamienna twarz, której podobiznę często widywał w pokoju wspólnym Ślizgonów...
— To jest... — wyszeptał w szoku Severus, nieświadomie zbliżając się kilka kroków w stronę podobizny Założyciela Hogwartu.
— Sebastian — westchnęła z żalem chimera.
— Co? — zapytał zdezorientowany Severus. — Nie. To Salazar Slytherin.
Głośny rechot jeszcze bardziej zdezorientował Snape'a. Śmiech chimery brzmiał dziwnie ludzko, a mistrz eliksirów musiałby skłamać, mówiąc, że czuł się z tym komfortowo.
— Nie Salazar, moje dziecko. Mam na myśli bazyliszka. Biedny Sebastian... — Chimera pokręciła głową z udręką. — Tak właśnie kończy się podążanie za tymi, którzy nie dbają o twoje zdrowie i wykorzystują moc do własnych celów. Sebastian był tylko zwierzęciem. Nie możemy go winić za instynkt.
— Co ty pierdolisz? — warknął Snape, przywołując magiczne stworzenie do porządku. — To krwiożercza bestia! Polował na mugolaków!
— Miał się świetnie i był całkiem potulnym zwierzakiem, Severusie Snape. Cała ta historia o pozbyciu się mugolaków z Hogwartu i nienawiści Slytherina do ich brudnej krwi, jest po prostu absurdalna.
Severus poczuł impuls chęci natychmiastowej ucieczki z tego mrocznego miejsca i jednocześnie irracjonalną potrzebę wydobycia jak najwiecej informacji od dziwnego stworzenia. Nie wierzył w ani jedno słowo chimery, ale sam fakt, że zmieniła się w żywą istotę i przetransportowała go w jednej chwili do Komnaty Tajemnic...
— Kim jesteś? — zapytał, czując gule w gardle.
— Jeszcze nie wiesz? Oh, daj spokój. Dałam ci tyle wskazówek. Przynieś dumę swemu domowi i wykaż się sprytem.
— Nie dam sobą manipulować. Opowiedziana przez ciebie historia nie ma sensu. Założyciele nie mogą żyć w Hogwarcie, minęły wieki. Ty nie możesz być...
— Powtarzam to przez wieki, mój drogi Ślizgonie... Czarodziejska społeczność zapomniała o starodawnej magii wraz z postępem dziedziny różdżkarstwa. Powinieneś wiedzieć, że kiedyś nie mieliśmy do dyspozycji magicznych patyków, aby ułatwić sobie życie. Rozwój ma to do siebie, że przyspiesza czas i pomaga w ciężkiej pracy, ale i powoduje ułomność zmysłów. Wybuch dziecięcej magii jest tylko zalążkiem prawdziwej mocy, która w nas drzemie. Nie zastanawiałeś się dlaczego użycie czarów w dzieciństwie było tak proste? To instynkt. Podpowiada ci za czym powinieneś podążać i wyznacza cel do wykonania pod najniższym oporem. Czy potrzebowałeś skomplikowanych inkantacji, aby zmniejszyć brzydki sweter, który zakładała ci matka? Nie. Czy potrzebowałeś drewnianego patyka, aby uciec na drzewo przed agresywnym psem sąsiadów? Nie. — Chimera zatrzepotała masywnymi skrzydłami i rozłożyła je spokojnie po bokach ciała. — Magia płynie w twoich żyłach bez pomocy zbędnych przyrządów. Niezależnie od pochodzenia, klasy społecznej czy wykształcenia, magia definiuje to jak potężnym jesteś czarodziejem.
Severus nie dał po sobie poznać, że poczuł się kompletnie zaskoczony znajomością wydarzeń z jego dzieciństwa. Rzeczywiście uciekł na drzewo przed agresywnym psem sąsiadów i zmniejszył paskudny sweter w pomarańczowym kolorze, który usiłowała założyć mu matka jak miał zaledwie sześć lat.
— Kim jesteś? — zapytał ponownie Severus, mając odpowiedź na końcu języka, ale będąc tym samym zbyt zdrowy na umyśle, aby wierzyć we własną teorię.
Chimera uśmiechnęła się z zadowoleniem i uniosła głowę w wyjątkowo ludzkim geście wyższości.
— Kimś, kto doskonale zna się na pierwotnej magii, Severusie Snape. Kimś, kto jest dumny z takiego podopiecznego jak ty i zamierza dać ci możliwość poznania tajemnic, o których nawet nie śnili najpotężniejsi czarodzieje twoich czasów.
