ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY TRZECI
STARA MAGIA
— Wyjaśnij — powiedział napiętym głosem Snape, obserwując majestatyczną istotę, która godzinę temu była kamiennym gargulcem, a teraz stała przed nim bardzo żywa i rozbawiona.
— Co dokładnie, Severusie? Chcesz usłyszeć szczegółową historię o czwórce przyjaciół, zgłębiających tajniki starej magii? A może chciałbyś wiedzieć jakim cudem stoję tu przed tobą żywy w postaci pierzastej bestii?
— Chcę wiedzieć coś, co pozwoli mi zrozumieć ten absurd. Jak mam wierzyć w to co mówisz, skoro nie posiadam żadnych dowodów? Widziałem w życiu wiele form magii. Szczerze powiedziawszy, widziałem szczególnie dużo złowrogiej magii, która wpływała na umysły jej odbiorców. Równie dobrze możesz być czarnomagicznym stworzeniem, wodzącym ofiary na pokuszenie. Nie urodziłem się wczoraj — warknął rozdrażniony Snape, powątpiewając w opowieść chimery.
— Jaki miałbym w tym cel, dyrektorze? — rzekło spokojnie zwierzę. — Czy wegetowanie przez wieki, aby złowić ponurą rybkę brzmi jak korzystne rozwiązanie? Jestem zbyt stary i zbyt mądry, aby bawić się w podchody.
— Salazar Slytherin — wydukał pospiesznie Snape, czując kotłownie w piersi i słysząc dzwonki alarmowe w uszach. Zmierzył wzrokiem stojącą przed nim postać od długich pazurów na końcach umięśnionych łap, aż po szczyt głowy, okrytej brązowym pierzem i futrem — Jaki imbecyl uwierzyłby w tę szaloną teorię?
— Nie czuj się urażony, ale w głębi serca wiesz, że to prawda. — Chimera poruszyła skrzydłami, co w ludzkim wykonaniu wyglądałoby jak lekceważące wzruszenie ramionami.
— Załóżmy, że twoja historia jest prawdziwa. Dlaczego, do cholery, Salazar Slytherin miałby budować Komnatę Tajemnic i zamykać w niej śmiertelnie niebezpiecznego węża, skoro nie miał na celu oczyszczenia szkoły z mugolaków?! To nielogiczne!
Stwór naburmuszył się i zakrył pierś skrzydłami w obrażonej pozie.
— Zdarzył się pewien incydent. Dawno, dawno temu.
— Doprawdy? — sarknął Snape, mając przed oczyma potwornego węża o żółtych, zabójczych ślepiach.
Severus usłyszał mamrotanie, wydobywające się z ust chimery i mimowolnie nadstawił ucha, zbliżając się do niej nieznacznie.
— Co powiedziałaś? Nie usłyszę, jeśli będziesz gadać pod dziobem.
— Miałem romans z uczennicą. — Cichy, zawstydzony szept dotarł do uszu Severusa, zatrzymując bicie jego serca na krótką chwilę.
— Czy możesz powtórzyć? — poprosił z niedowierzaniem.
— Miałem romans — westchnęła chimera i łypnęła niepewnie na Severusa. — Przyjąłem praktykantkę, młodą dziewczynę. Miała na imię Florence. Oh, słodka Florence...
— Co ci strzeliło do głowy?! — zapytał z oburzeniem Snape, zapominając o wcześniejszych wątpliwościach i skupiając się jedynie na kardynalnym błędzie „Slytherina". Sam był profesorem od ponad dwudziestu lat i nie wyobrażał sobie wykorzystania swojej posady i zaufania rodziców w taki sposób. Owszem, był mężczyzną i doceniał piękno. Faktem jednak było, że jeśli któraś z uczennic odznaczała się nadzwyczajnie atrakcyjnymi walorami fizycznymi, Severus mógł tylko stwierdzić, że w przyszłości na pewno wyrośnie na piękność. Oprócz tego, zwracał uwagę na te atrakcyjniejsze uczennice, aby przyłożyć wszelkich starań, by trzymać chłopców z daleka od ich spódnic. A już zwłaszcza jego Ślizgonów. Jednak nigdy w życiu nie dopuścił myśli o romansie z uczennicą. — Jak mogłeś tknąć ucznia?! — warknął rozeźlony, nie widząc już nic dziwnego w prowadzeniu porywczej rozmowy o sprawach sercowych ze starożytną istotą magiczną, podającą się za zmarłego Założyciela Hogwartu.
— Florence była moją praktykantką po zakończeniu podstawowej edukacji. Po trzech latach wspólnych wieczorów i zarwanych nocy nad starożytnymi woluminami... Cóż, wiesz jak to jest, młody czarodzieju...
— Nie. Nie wiem jak to jest. Nigdy nie położyłem palca na moich podopiecznych. To dzieci.
— Florence nie była dzieckiem! — warknęło zwierzę. — Między nami była mniejsza różnica wieku niż między tobą, a panną Granger.
— Granger nie jest moją uczennicą!
— Ale była! — uparła się chimera, trzepocząc ostrzegawczo skrzydłami. — Co byś zrobił, gdyby teraz poprosiła cię o praktykę?! Odmówiłbyś? A może zakończyłbyś wasz związek na rzecz nauki? Nie bądź hipokrytą!
Severus zamilkł, zdając sobie sprawę, że prawdę powiedziawszy nie znał odpowiedzi na te pytania. Rzecz jasna, nie dopuściłby do kiełkowania jakiegokolwiek uczucia do Hermiony Granger, gdyby była jego uczennicą... ale teraz? Gdyby teraz była jego uczennicą?
Chimera uśmiechnęła się porozumiewawczo i skinęła głową, potwierdzając własne przypuszczenia.
— Tak myślałem. Widzisz? To nie jest takie łatwe i oczywiste. Zbliżyliśmy się do siebie z Florence, a ja byłem zbyt słaby, żeby się opierać. Wspierała moją miłość do nauki i oświetlała najczarniejsze niebo swoim niewinnym uśmiechem. Kochałem Florence, Severusie. Na swój własny sposób.
— I jak to się skończyło? — zapytał z zainteresowaniem, schodząc nieco z tonu. Skoro nie potrafił jednoznacznie stwierdzić czy zrezygnowałby ze związku z Hermioną na rzecz jej domniemanej praktyki, to nie miał powodu aby krytykować wybory Slytherina. Być może panujący w komnacie odór i duża ilość wilgoci spowodowały dziwnego rodzaju upojenie, bo mistrz eliksirów zdecydowanie nie czuł się w tym momencie trzeźwy na umyśle.
— To były inne czasy. Aranżowanie małżeństw trwało od wieków, a Florence była młoda, piękna, wykształcona... — Specyficzny humor chimery i radość, którą emanowała wcześniej, całkowicie zniknęły. Zwierzę spochmurniało, a jego pomarańczowe ślepia zaszły mgiełką nostalgii i smutku. — Gdy dowiedziałem się, że jeden z jej szkolnych kolegów się do niej zaleca, postanowiłem dać jej szansę na szczęśliwe i godne życie. Różnica wieku nie miała znaczenia. Byłem nadal młody, ale miałem większe ambicje niż zakładanie rodziny. W moich czasach... kobieta bez męża... — zwierzę pokręciło głową ze smutkiem.
— Odrzuciłeś ją — westchnął z niedowierzaniem Severus, zakładając ewentualną prawdomówność chimery i zastanawiając się co on zrobiłby na miejscu Salazara Slytherina. Czy zdołałby odtrącić Hermionę, pozostając samotnym i nieszczęśliwym, gdyby od tego zależało jej dobro?
Cholera, tak.
— Oczywiście, że tak. Chcemy najlepiej dla tych, których kochamy, czyż nie? Florence nie przyjęła najlepiej decyzji o zakończeniu romansu. Rozpuściła w szkole plotkę o mojej nienawiści do mugolaków, która w rzeczy samej nie miała odzwierciedlenia w rzeczywistości. Florence również pochodziła z niemagicznej rodziny, a chęć zemsty sięgnęła dalej, niż mógłbym się tego po niej spodziewać. Wiedziała o Sebastianie i tym, że mogę posługiwać się wężomową. Opowiedziała innym o krwiożerczym potworze, czyhającym na niemagicznie urodzonych i złowrogim czarodzieju, zafascynowanym czarną magią. Plotkarze dodali swoją cegiełkę i zostałem zepchnięty na margines społeczeństwa jako okrutny czarnoksiężnik. Jedynymi osobami, które znały prawdę i wspierały mnie w tym trudnym okresie byli moi przyjaciele. Trójka moich najlepszych przyjaciół.
— Godryk Gryffin... — zaczął Snape, ale chimera przerwała mu z rozdrażnieniem:
— Dobrze wiem jakie noszą imiona, dyrektorze Snape. — Opanowała się, widząc morderczy wzrok Severusa. — Wybacz, to nadal bolesny temat. Widzę, że ty również nie przepadasz, gdy ktoś ci przerywa. Wracając do meritum, reszta Założycieli zachęciła mnie do pozostania w Hogwarcie, mimo przeciwności losu. Spędzałem większość czasu z Sebastianem w podziemiach, tworząc innowacyjne rozwiązania ochrony zamku i zagłębiając się w tajemnice najstarszej magii.
— Czym jest ta magia? — zapytał Severus, nie mogąc się zdecydować czego powinien dowiedzieć się w pierwszej kolejności.
— Możesz nazwać ją jak chcesz. Nazewnictwo nie ma tutaj większego znaczenia. Magia jest żywiołami, żywioły są magią. Magia tworzy świat, magia odbiera...
— Po ludzku, proszę. Nie jestem cholernym poetą, aby interpretować te brednie w samotności przy butelce alkoholu.
— Rzecz w tym, czarodzieju, że dzisiejsze czasy oślepiają zmysły, tępią instynkt, nauczają zależności od drewnianego patyka i zapominają o tym, co najważniejsze...
— Jeśli powiesz coś o miłości, przysięgam, że podejmę próbę zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem.
Zwierzę odwróciło gwałtownie głowę, rzucając Severusowi zaskoczone spojrzenie, po czym parsknęło głośnym rechotem.
— Na dziurawą skarpetę Godryka, Severusie! Pomyliłeś mnie z Dumbledorem!
— Błagam, obym się mylił.
— Współczuje ci tych lat, które musiałeś spędzić pod jego nadzorem. Okropny typ, jeśli chcesz znać moje zdanie. Przyznaję, że kilka razy nie wpuściłem go do gabinetu, gdy wysyłał cię na szczególnie wyczerpującą misję. — Chimera zachichotała na widok niedowierzania wyrytego na twarzy Severusa. — Niestety stał się wobec mnie podejrzliwy i musiałem zaprzestać cichego buntu na twoją cześć.
— Dumbledore nie wiedział kim jesteś? — zapytał sceptycznie Severus.
— Oh, Nimue! Nigdy w życiu! Wiesz co Albus Dumbledore zrobiłby z tą wiedzą? Zamek musiał ukrywać przed martwym dyrektorem swoje tajemnice, ponieważ był świadom jego słabości i chęci kontroli nad wszystkim i wszystkimi wokół.
Severus skinął niepewnie głową.
— Przerwałem ci wcześniej... mówiłeś coś o pierwotnej magii.
— Ah, tak. Źródło mocy nazywamy magicznym sercem. Sęk w tym, aby odnaleźć serce naszej magii i nauczyć się z nim współgrać. Miejsce magicznego serca zależy od czarodzieja i predyspozycji genetycznych. Jeśli znasz podstawy budowy różdżki, na pewno zdajesz sobie sprawę, że każda z nich posiada magiczny rdzeń. Tym właśnie jest serce w pierwotnej magii. Uważam, że korzystanie z rdzenia innych, magicznych stworzeń jest bestialskie i niehumanitarne. Czy nie przyszło ci do głowy ile zamordowano smoków, aby zdobyć włókna z ich serc i wsadzić je do różdżek? W moich czasach zabijano zwierzęta, ponieważ było to konieczne do zapełnienia żołądka i ogrzania ciała. Nikt nie mordował magicznych istot dla własnej wygody i z lenistwa. Co za cholernie, popieprzone czasy...
Chimera zaczęła mamrotać coś o upośledzonych, młodych głupkach, zabijających piękne okazy dla świecącego patyka. Machnęła żwawo skrzydłami, a nieprzygotowany na atak Severus, który stał zbyt blisko wielkiego stwora, oberwał ze skrzydła w bok i upadł na twarz wprost w obślizgłą mieszaninę błota, wodorostów i brudu. Rozjuszone zwierzę nie poczuło trącenia czarodzieja, ale usłyszało chlupot błotnistej mazi pod sobą i zerknęło na mężczyznę, rozłożonego plackiem na ziemi.
— A po jakie licho tam leżakujesz, Severusie Snape?
Severus był bliski rozszarpania upierdliwego głazo-zwierza i modlił się w duchu do Merlina o odrobinę cierpliwości i zrozumienia.
— Właśnie zastanawiałem się nad stworzeniem nowej różdżki z włóknem chimerzego serca.
— Żartowniś — prychnęło zwierzę i chwyciło szatę Severusa szponami, aby pomóc mu wstać ze śliskiej powierzchni. — Ślizgonom nie wypada taplać się w szlamie — zachichotało, a widząc mordercze spojrzenie Severusa, dodało szybko: — No co? Mnie nie wolno pożartować?
— Ta magia o której mówisz... Czy... — Severus nie był pewny czy powinien wspominać o jego znajomej Peruwiance, ale postanowił zaufać tajemniczemu stworzeniu i zdać się na własną intuicję. — Moja znajoma włada nieznaną mi magią. Nie korzysta z różdżki i potrafi robić takie rzeczy... wie rzeczy...
— Masz na myśli tę szamankę?
— Skąd o niej wiesz?! — wycharczał zaskoczony Snape. Nienawidził być nieświadomym sytuacji, a ta konkretna, zaczęła go powoli przerażać.
— Szamanka pojawiła się w Hogwarcie, wzbudzając niemałe zainteresowanie wśród tych, którzy znają starą magię. Tak, dziewczyna jest pierwotną siłą i muszę przyznać, że dawno nie czułem takiego podniecenia na widok czarownicy...
— Oszczędź mi szczegółów, błagam — zamlaskał z obrzydzeniem. — Więc na tym to polega?
— Mniej więcej. Twoja przyjaciółka ma również zalążek własnej, tradycyjnej magii. Dzikiej i nieokiełznanej. Jeśli chcesz znać moje zdanie... Oh, tak! Ten fant tylko dodaje jej uroku.
— A co z Voldemortem? To twój przodek i ...
— Nie przypominaj mi tego rozwydrzonego bachora! Dołożyłem wszelkich starań, aby nikt nie znalazł Komnaty Tajemnic. Ten psychopata mnie przechytrzył. Nie miałem pojęcia, że mam dziedzica w murach zamku. Rozmawiałem z Sebastianem o jego niegrzecznym zachowaniu, ale bestia nie chciała mnie słuchać. Tom obiecał mu swobodne polowanie za bezgraniczne posłuszeństwo, a muszę niechętnie przyznać, że mój dziedzic miał smykałkę do manipulacji. Niestety jego występki skończyły się śmiercią dziewczyny, której nie zdążyłem zapobiec. Gdy ponownie otworzono Komnatę Tajemnic, udaremniłem Sebastianowi zamordowanie kolejnego człowieka. Nawet namówiłem Sir Nicholasa, aby szwendał się po korytarzach i w razie potrzeby zasłonił swym ciałem ucznia.
— Dlaczego po prostu nie powiedziałeś gdzie jest Komnata i co się w niej znajduje?
— Próbowałem! Nie mogłem zdradzić szczegółów, bo Dumbledore domyśliłby się, że wiem zbyt wiele jak na kawałek kamienia. Kazałem mu wysłać ptaka za Potterem z Tiarą Przydziału.
— Zakładając, że masz rację... — Severus postukał palcem wskazującym w wąskie wargi, po czym skrzyżował ramiona na piersi i łypnął podejrzliwie na starożytne stworzenie. — Gdzie jest reszta? Powiedziałeś, że żaden z Założycieli nie opuścił Hogwartu.
Zwierzę kłapnęło ostrzegawczo dziobem, ale po chwilowym namyśle skinęło subtelnie głową i zakrakało ochryple:
— Rzecz jasna Założyciele pozostali w Hogwarcie. Dam ci możliwość rozwiązania tej zagadki, dyrektorze Snape. Wiąże mnie przysięga, której nie mogę złamać nawet, będąc pozbawionym ludzkiego ciała.
Felix usłyszał stukot butów, ciężko opadających na drewnianą podłogę w zaciemnionym korytarzu za drzwiami. Instynktowny, paniczny strach zawładnął jego ciałem na myśl, że jedynym człowiekiem, który może odwiedzić Hermionę Granger jest jego okrutny pan. Miał niewiele czasu na działanie, więc postanowił uszczypnąć kobietę, leżącą na łóżku w głębokim śnie, aby ostrzec o rychłej wizycie Dołohowa.
Dziewczyna zerwała się na równe nogi, chwytając ramię Felixa w żelaznym uścisku i rzucając mu obłąkane spojrzenie.
— F-Fel-lix — wyjąkała przestraszona, rozglądając się wkoło w poszukiwaniu zagrożenia. Skrzat wskazał palcem na miejsce w ścianie, gdzie niedługo na pewno pojawią się drzwi. Hermiona zrozumiała od razu, a Felix mógł dostrzec jak jej zdezorientowany wzrok znika, zastąpiony stalową determinacją. — Dziękuję, że zostałeś. Uciekaj, nim cię złapie — wysyczała, nie odrywając spojrzenia od ściany.
Felix niepewnie pogładził jej przedramię i zniknął z cichym trzaskiem.
Hermiona obserwowała jak na białej powierzchni zaczyna formować się przejście na korytarz. Po krótkiej chwili drzwi ustąpiły naporowi z zewnątrz, a do środka wszedł Dołohow w przebraniu jej byłego przyjaciela.
— Jak mam cię nazwać? — zapytała dość słabo, głównie z odwodnienia i wyczerpania, ale w jej głosie można było dosłyszeć nutkę rozdrażnienia i sarkazmu. — Wolisz Antonin? Śmierciojad? A może tak bardzo przyzwyczaiłeś się do zakrywania swojej parszywej gęby tym przystojnym obliczem, że wolisz aby nazywano cię Josu?
Antonin uniósł brwi do lini włosów, będąc dość zaskoczonym specyficznym humorkiem Hermiony Granger. Właściwie miał nadzieję, że przebywanie bez jedzenia i picia złamało wolę wiedźmy i będzie bardziej potulna niż wcześniej.
— Czy przebywanie bez książek sprawia ci kłopot, Hermiono? Widzę, że mole książkowe mają trudności z aklimatyzacją w miejscach, gdzie brakuje obszernej biblioteki. Nawet, jeśli grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo.
— Czy nie nauczono cię, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie?
Twarz Josu stężała, a jego usta zwęziły się w linię. Hermiona postanowiła zamęczyć Dołohowa swoim towarzystwem. Nie miała czym się bronić oprócz osłabionych kończyn, które zdecydowanie nie przywykły do mugolskiej samoobrony. Doszła do wniosku, że jeśli będzie upierdliwa, najpewniej stanie się mniej atrakcyjnym kąskiem dla Antonina.
Dołohow zignorował jej zaczepki i przeszedł przez celę, aby rozsiąść się na wąskim łóżku.
— Całkiem wygodne — podskoczył dwa razy na materacu, testując jego miękkość, po czym spojrzał na Hermionę uważnie. — Wysłałem sowę do Snape'a, tak jak prosiłaś w zamian za spełnianie moich potrzeb.
— Potrzeb? — parsknęła. — Masz na myśli przykucie mnie do łóżka i korzystanie z mojego ciała jak ci się podoba?
Uśmiech Dołohowa zmalał, a zastąpiony przez niego grymas przypominał oburzenie.
— Skąd to się wzięło, Granger? Nie jestem gwałcicielem.
— Doprawdy? — uniosła ręce w pokazie bezsilnej irytacji. — A co, do cholery, miałbyś ode mnie chcieć jeśli nie zaspokajania jakichś perwersyjnych fantazji? Dobitnie wyraziłeś swoje zainteresowanie wbijając mi dowód podniecenia w pośladki, podczas wspominania mojego młodego ciała — zakrztusiła się żółcią i spojrzała na Dołohowa z obrzydzeniem.
— Preferencje nie są niczym szkodliwym, Hermiono. Lubię fantazjować, co nie znaczy, że mam zamiar uczynić z ciebie seksualną niewolnicę. Pomyliłaś mnie z Bellatriks.
— Więc czego chcesz?
— Powtórzyć po raz kolejny? — zapytał znużonym tonem, rozstawiając kolana w dominującej pozycji. — Ciebie, oczywiście. Gdy mi ulegniesz i zaczniesz szanować, sama zapragniesz tego, czego pragnę ja. Lubię sprawiać przyjemność moim kobietom i gustuję jedynie w chętnych partnerkach.
— Jesteś chory — pokręciła głową i zaczęła cofać się do ściany. — Nigdy nie zapragnę mieć z tobą nic wspólnego. Nigdy nie przekonasz mnie do chętnej interakcji oraz nie zapracujesz na mój szacunek.
Dołohow wstał, słysząc wypowiedziane przez Hermionę słowa i momentalnie znalazł się przed jej sylwetką, zaciskając ręce na nadgarstkach kobiety. Dotyk był niespodziewanie delikatny, ale palił Hermionę do żywego i miała ochotę wbiec pod wrzącą wodę, aby zmyć z siebie uczucie jego palców na swojej skórze.
— Pomyśl, moja droga, jesteśmy tacy podobni. Pragniemy zdobywać wiedzę i przekładać ją na formy magii o których nikt inny nie ma pojęcia. Tworzymy wspólnie zgrany zespół, wymyślając innowacje w dziedzinie zaklęć i uroków. Mamy podobne plany na przyszłość, jesteśmy ponadprzeciętnie inteligentni... — Widząc sardoniczny uśmiech Hermiony, pogładził wrażliwą skórę na jej nadgarstkach i powiedział spokojnym, wręcz przymilnym tonem: — Możemy odzyskać twoich rodziców. Razem. Wyobraź to sobie, Hermiono; ja i ty jako wspólnicy, partnerzy...
— Zapomnij — powiedziała słodkim, sztucznym głosikiem, ignorując ostrzegawcze spojrzenie Antonina.
— Mieliśmy umowę!
— Owszem, mieliśmy umowę. Nie zgodzę się jednak na twoje warunki. Będziesz musiał mnie zmusić. Możesz ze mną zrobić co tylko chcesz, ponieważ kupiłeś ten przywilej za życie Minerwy McGonagall. Oddałam w zamian ciało, ale nigdy nie ulegnę twoim fantazjom z własnej woli. Czego się spodziewałeś? — dodała, widząc wściekłą twarz Dołohowa. — Myślałeś, że odtąd będę cię wielbić jak nordyckiego boga i płaszczyć się u twoich stóp? Nie bądź śmieszny! Użyj na mnie Imperio, ale nie otrzymasz ani kropli szczerości w moim podejściu do twojej osoby.
Próbowała wyrwać nadgarstki z uścisku mężczyzny, ale zacisnął je silnej, przyciągać Hermionę do siebie.
— Dałem ci możliwość wyboru — syknął wściekłe, miażdżąc kości jej obu rąk. — Chciałem, abyś czuła się dobrze do końca swojego marnego życia. Byłem zbyt życzliwy i zapewniam, że to się zmieni. Chcesz zagrać w grę? — wyszczerzył zęby, a przystrojona twarz Josu zaczęła się zniekształcać, odrobinę kurczyć i wydłużać. Po chwili, Hermiona patrzyła w twarz byłego śmierciożercy. — Załóżmy się, Hermiono Granger. Załóżmy się o to, do czego posunie się twój zakochany piesek, gdy wyślę mu wspomnienie tego, co zrobię z twoim ciałem. Myślisz, że będzie chciał dołączyć?
Wcześniejsza zadziorność Hermiony ulotniła się wraz z zakończeniem zdania przez Antonina. Rozszerzyła oczy ze strachu i pokręciła głową w zaprzeczeniu.
Tylko nie Severus, nie Severus.
Hermiona pogodziła się z własnym losem. Choć szukała możliwości ucieczki i przeanalizowała cały proces tworzenia nienanoszalnej celi, skrycie wiedziała, że nie zobaczy już swoich bliskich. Jej zniknięcie wydawało się wystarczająco okrutnym ciosem dla jej przyjaciół, a co dopiero wysyłanie Severusowi wspomnień Dołohowa, gdy ten...
Mężczyzna chwycił jej zastygłe, sztywne ramiona i obrócił jej ciało przodem do ściany, przyciskając jej piersi do szorstkiej struktury. Zadrapała policzek o ścianę, gdy silna ręka zakryła jej usta i mocniej docisnęła jej głowę do chłodnej powierzchni.
— Jestem pewny, że Snape będzie zachwycony, mogąc zobaczyć cię po raz ostatni — wycharczał w włosy Hermiony, podciągając jej cienką szatę w górę.
— Chcesz mi powiedzieć, że w Hogwarcie spaceruje czwórka Założycieli i nikt nie miał o tym pojęcia?
— Wałkujemy to od godziny, dyrektorze Snape. Prawdę mówiąc, wiedzą o nas duchy i niektóre portrety, które były świadkami... — Chimera zakryła pierś skrzydłami w spazmatycznym skurczu i westchnęła ciężko. — Oho! Przysięga! Nic więcej nie powiem. Zgaduj zgadula!
— Czy jesteście duchami?
— Zimno — powiedziała chimera, po czym parsknęła. — Niefortunny dobór słowa. Nie, nie przybieramy postaci duchów.
— Portrety? — zapytał z rozdrażnieniem.
Samozwańczy Salazar Slytherin uśmiechnął się z politowaniem.
— Mądrość swą przed młodymi głoszę, żądając wiedzy w odpowiedzi na pytanie, gdy o hasło poproszę.
— Mówiłem, że te pieprzone wierszyki mnie...
— Pomyśl. Zapewniam, że twoja łamigłówka, chroniąca Kamień Filozoficzny była bardziej skomplikowana.
Severus zamknął oczy, rozważając słowa chimery i gorączkowo skupiając każdą szarą komórkę na zagadce.
Mądrość, pytanie, hasło — pomyślał Severus, przygryzając wargę.
— Ravenclaw — szepnął, otworzywszy oczy. — Rowena Ravenclaw, to kołatka w kształcie orła. Wpuszcza uczniów do pokoju wspólnego Ravenclaw.
— Bardzo dobrze, mój sprytny Ślizgonie — zaśmiał się wesoło Salazar. — Rowena przykładała wiele wagi do nieustannego rozwoju i edukacji swoich uczniów. Jej pasja nie wygasła nawet po opuszczeniu ciała.
— Możesz o tym rozmawiać? Wspomniałeś o wiążącej przysiędze...
— Już wiesz, prawda? — zakrakało zwierzę. — Teraz nie jest to już żadną tajemnicą.
— Podaj kolejną wskazówkę — powiedział Snape, coraz bardziej zaskoczony swoją fascynacją i chęcią zgłębienia sekretów Założycieli.
— Uczciwych i lojalnych uczniów do domu przyjmuję, w odróżnieniu od orła, ja mych podopiecznych bez przerwy nie pilnuję.
— Hufflepuff — prychnął Snape bez zastanowienia. — Coś więcej? To może być prawie wszystko.
— Ja wrót do twierdzy opiekunów strzegę, służę im radą i ochroną, gdy mają taką potrzebę.
— Chcesz mi powiedzieć... — zaczął zszokowany Severus. — Gargulec? Pod pokojem nauczycielskim?
Chimera skinęła głową z aprobatą.
— We własnej osobie. Towarzyszy jej mąż, Wulfryk. Dobroduszna Helga nie mogła się z nim rozstać i przekonała nas do nagięcia zasad. Czego się nie robi dla przyjaciół?
Severus podjął próbę odgadnięcia postaci ostatniego Założyciela Hogwartu, ale nic szczególnego nie przychodziło mu do głowy.
— Cholerny Gryffindor — mruknął ledwo słyszalnie Snape, ale wystarczająco wyraźnie, aby słowa dotarły do chimery. Zachichotała.
— Drogi Godryk będzie drzazgą w twoim tyłku.
— Zaczynaj, miejmy to już za sobą.
Chimera przymknęła oczy i uniosła dziób ku zaciemnionemu sklepieniu komnaty. Jej złotawo-brunatne pióra nastroszyły się, a ponownie otwarte pomarańczowe ślepia rozbłysły iskierką humoru.
— Ja pieśnią myśl przekażę, gdy mówić do siebie rozkażesz. Ofiaruję srebro za męstwo, zjawię się gdy odwagą się wykażesz. W pierwszej próbie będę wyborem, w następnych głosem rozsądku. Ja radą będę służyć co roku, by każdy wiedział jak żyć w zgodzie i porządku.
Usta Severusa rozchyliły się w niemym krzyku, gdy słowa rozbawionej chimery dotarły do jego uszu. Analizował w milczeniu zagadkę, starając się znaleźć jakikolwiek haczyk i siłą woli próbując odepchnąć odpowiedź, która samoistnie uformowała się na jego języku.
— Najświętszy Merlinie... Cholerna Tiara Przydziału.
— Godryk stworzył Tiarę dawno, dawno temu. Gdy przyszło mu wybierać magiczny przedmiot, postanowił przyjąć rolę przewodnika, przydzielającego młodych uczniów do odpowiednich domów. Uwielbiał wystąpienia publiczne i interakcję z innymi czarodziejami. Mnie absolutnie ten wybór nie dziwi.
— Niechętnie, ale muszę przyznać ci rację. To do niego pasuje — powiedział Snape, strzepując niewidzialny kłaczek ze swojej szaty.
— Miałem chęć pomęczyć cię dłużej, mój drogi, ale musisz ratować swą niewiastę przed porywaczem.
Serce Severusa zabiło gwałtownie, a plecy oblały się zimnym potem.
— Co o nim wiesz? — zapytał gorączkowo, mając dziwne wrażenie, że jego zaufanie do chimery kolosalnie wzrosło. Stwierdził, że kiedyś nie uwierzyłby w istnienie magii o której matka czytała mu w książkach, gdy był małym dzieckiem. Czarodziejski świat był niesamowity, a tak potężni magowie jak Założyciele Hogwartu, mogli odnaleźć sposób na pozostanie w jego murach na wieki. — Proszę, pomóż mi.
— Odpowiedź na pytanie w liście się kryje. Zajrzyj i zrozum, a twoja przyjaciółka przeżyje.
Severus poszperał w kieszeniach trzęsącymi się rękoma i wyciągnął pognieciony zwitek pergaminu z zaklęciami, które otrzymał od tajemniczego nadawcy.
— To on? To Francuz wysłał wiadomość? — zapytał zdenerwowany, zaczynając paniczną wędrówkę po śliskiej posadzce. — Skąd ma zaklęcia na klątwę Minerwy? Znał Dołohowa?
— Zło w przebraniu wiadomość dostarcza. Co umarło żyje i ta odpowiedź wystarcza. Zło twym bratem jest, nie z krwi, a z piętna przyjętego. Ściągnij złu maskę i już odnalazłeś winnego.
Lodowaty strumień strachu spłynął po kręgosłupie Severusa. Wszystkie kawałki układanki połączyły się w całość, tworząc portret posępnej twarzy mężczyzny z przeszłości byłego szpiega.
To takie proste, takie oczywiste.
Ale jak udało mu się przeżyć?
— Czy istnieje lepszy sposób na odnalezienie jego kryjówki niż rytuał w pełnię księżyca? — zapytał bez tchu, przecierając ręką pobladłą twarz.
— Zaufaj szamance, Severusie. Dziewczyna jest potężna i ma pojęcie o pierwotnych żywiołach, współgrających z pradawną magią. — Chimera uśmiechnęła się smutno, rozkładając skrzydła z bezsilności. — Pomóc ci nie mogę, mój drogi. Zamek nie pozwoli nam opuścić swych murów, aby uratować Hermionę Granger. Gdy powrócisz zwycięsko z tej wojny, odwiedź mą kryjówkę, a otrzymasz od nas wiedzę prastarą, na którą zapracowałeś przez lata służby.
— Czym jest stara magia bez rdzenia? — zapytał nieświadomie Severus, widząc przed oczyma twarz uśmiechniętej czarownicy za którą tęsknił każdym włóknem swojej duszy.
— Niczym — szepnęło zwierzę z pewnością. — Dlatego musisz go odnaleźć i odzyskać.
A/N: Cześć Wam! Wybaczcie za dość długi (jak na mnie) czas publikacji. Mam obecnie pomieszanie z poplątaniem w moim życiu prywatnym i zawodowym, więc rozdziały będę pojawiać się nieregularnie.
Mam u siebie opublikowane dwie miniaturki, a jedna z nich (Noc Duchów) została napisana z okazji Halloween, więc jeśli jeszcze nie czytaliście - gorąco zachęcam :)
Pozostałe dwa opowiadania (Divisio Mentis, Nocny Motyl) będą aktualizowane po zakończeniu Onca (już niedługo).
Życzę Wam przyjemnego czytania i dużo uśmiechu! :)
PS: Będę wdzięczna za komentarze pod rozdziałami. Nie urywam, że Wasz odbiór liczy się dla mnie najbardziej, ponieważ właśnie dlatego zdecydowałam się publikować moje teksty. Dodam, że jestem odporna na krytykę i zazwyczaj działa na mnie motywująco - nie jestem typem osoby, która się obraża za czyjeś odczucia po przeczytaniu opowiadania :D
