Witam wszystkich :) Po krótkiej przerwie wracam, ale tym razem nie z tłumaczeniem, a własnym opowiadaniem. Zapraszam do lektury!

Disclaimer: Wszelkie prawa należą do J.K. Rowling.

Yes I made alot of mistakes

Guess I been in my way

But I gotta do what it take now

Got me feeling like I missed my time

Got me feeling like I'm lost

I'll be facing all my demons now

'Cause I got a feeling in my bones

In my bones

I gotta move like a rolling stone

Rolling stone

Ain't nobody gonna talk me down

Ain't nobody gotta hold me now

I got a feeling in my bones

In my bones, will never touch the ground

Ray Dalton - In my Bones

Życie nie jest łatwe i czasami, gdy wydaje ci się, że wychodzisz na prostą, los znowu rzuca ci kłody pod nogi. Severusowi wydawało się, że zamknął za sobą pewien rozdział, jednak okazało się, że przeszłość ciągle jeszcze zagląda do niego przez niedomknięte drzwi.

Była późna noc. Severus siedział w swoim gabinecie, popijając whisky. Światło księżyca rozlewało się na dębowym blacie jego biurka. Uniósł pióro, ręka zawisła mu przez chwilę nad kałamarzem, po czym odrzucił je na bok i zrezygnował z dalszego robienia notatek. Odchylił się na krześle i rozmasował bolący kark. Dzisiaj niczego już nie napisze. Jednym łykiem dopił whisky i gasząc świece, przy których pracował, poszedł do łazienki.

Zapalił światło przy lustrze i przyjrzał się swojemu odbiciu, kierując uwagę na szyję. Zdjął swoją lnianą koszulę i przykładając różdżkę w okolice karku wyszeptał Finite Incantatum, zdejmując czar maskujący, który zakrywał jego rany.

Od wojny minęły już ponad dwa lata, ale mimo to, dwie czerwone, zaognione rany ciągle były aż nadto widoczne na tle jego bladej skóry. Na tyle, na ile to było możliwe, wyleczono go z efektów jakie wywołał jad, ale rana sama w sobie nigdy się do końca nie wygoiła i nie zanosiło się na to, że kiedykolwiek się zaleczy. Jego organizm zregenerował się na tyle, że nie odczuwał już tak bardzo skutków klątw, które na niego rzucano, jednak szyja ciągle dawała mu się we znaki tępym, pulsującym bólem. Ponownie zakrył rany zaklęciem. Sam nie miał ochoty na nie patrzeć i nikt poza nim nigdy nie widział ich w pełnej okazałości.

Podszedł do okna, z którego widać było ulicę, przy której mieszkał. Była naprawdę urokliwa i zadbana jak na centrum Londynu. Nieopodal znajdował się mały, przytulny park, a i przy jego domu rosło drzewo, które dawało cień w letnie, upalne dni.

Severus dawno już zrezygnował ze swojego domu na Spinner's End. Nie wiązały się z nim żadne przyjemne wspomnienia i przez tyle lat życia w biedzie, a później w ciemnych, zimnych lochach stwierdził, że zasługuje na coś lepszego. Oszczędności zgromadzone dzięki pracy w Hogwarcie i jego teraźniejsze zajęcie umożliwiły mu wynajęcie nowoczesnego domu w Londynie. Urządził w nim pracownię, w której badał, tworzył i eksperymentował. Żył na pograniczu mugolskiego i czarodziejskiego świata i nauczył się korzystać z zalet jednego i drugiego. Nie chciał niczego zmieniać i chociaż regularnie dostawał od Minerwy listy z propozycjami powrotu na stanowisku nauczyciela, za każdym razem odmawiał. W końcu kto chciałby wracać do miejsca, w którym nie spotkało cię nic dobrego i omal nie wyzionąłeś ducha? Nie, jest dobrze tak, jak jest. Albo raczej było. Wydarzenia dnia dzisiejszego wskazywałyby raczej na to drugie.

Wszedł pod prysznic i gdy ciepła woda zaczęła spływać po jego ciele, oparł się o ścianę, przez chwilę czując zimne kafelki na skórze. Myślał o swoim dzisiejszym niespodziewanym spotkaniu. Dlaczego ze wszystkich ludzi na świecie to akurat ona musiała stanąć mu na drodze? Hermiona Granger. Wpadła na niego, gdy wchodził do Dziurawego Kotła, a ona sama z niego wychodziła wprost na zatłoczoną, londyńską ulicę. Czasami nie miał wyjścia i musiał pojawić się na Pokątnej albo Nokturnie, żeby dokupić składniki do eliksirów. Z ulgą stwierdził, że była sama.

- Profesor Snape!

- Witam, panno Granger.

Automatycznie wszedł w swój dawny tryb i nie dał po sobie niczego poznać, ani zdenerwowania, ani ciekawości jaka nagle ogarnęła go na jej widok. Ona za to stała i nie wiedziała gdzie podziać wzrok.

- Umm... tak... co za nieoczekiwane spotkanie - powiedziała wreszcie.

- Nieoczekiwane i przyzna pani, raczej niezręczne. Może po prostu udawajmy, że nie miało miejsca - odparł i popatrzył na nią z ukosa.

Przez jeden krótki moment uchwycił jej spojrzenie i poza zwykłym zmieszaniem zauważył, że brakuje w nich tego charakterystycznego blasku, który zawsze w nich gościł. Był mistrzem oklumencji i legilimencji i ta chwila wystarczyła mu, żeby wyczuć, że coś zdecydowanie było z nią nie tak.

- Jak pan sobie życzy - powiedziała i uśmiechając się nerwowo dodała tylko 'do widzenia', po czym znikła w tłumie.

Severus jeszcze przez chwilę stał i patrzył za nią, zanim opamiętał się i poszedł załatwić to, po co przyszedł. Tak, to zdecydowanie było niezręczne spotkanie. Z drugiej strony co oprócz wspomnień z przeszłości mogło sprawić, że z młodej dziewczyny, która powinna być pełna życia, Hermiona Granger stała się przygaszona i nieobecna?

Otrząsnął się ze swoich przemyśleń i wyszedł spod prysznica. Stwierdził, że ma zbyt wiele zajęć, żeby przejmować się osobą jego byłej, irytującej uczennicy. Mijały dni, a spotkanie Hermiony stało się tylko mglistym wspomnieniem. Niestety czekała go kolejna wizyta w czarodziejskiej części Londynu. Ponownie zaczął przeklinać swoją głupotę i to, że od razu po wojnie nie wyprowadził się z Anglii. Postanowił, że z samego rana załatwi co musi. Wybrał taką porę, bo liczył, że nie będzie tłumów, a on nie chciał wzbudzać sensacji swoją osobą. Mógł zostać oczyszczony ze wszystkich zarzutów i podniesiony do rangi bohatera wojennego, co nawiasem mówiąc, wcale mu nie odpowiadało, to jednak nie przeszkadzało innym mieć własnego zdania na temat tego, co się stało i okazywania co o nim sądzą przy każdej możliwej okazji.

Sam nie wiedział dlaczego po prostu się nie aportował. Odległość pomiędzy Dziurawym Kotłem a jego domem nie była wcale tak duża, a on zauważył, że poruszanie się po Londynie w mugolski sposób sprawia mu nawet przyjemność. W jego bliskim sąsiedztwie znajdowała się mała księgarnia, którą czasami mijał, ale do której nigdy jeszcze nie zajrzał. Tym razem jednak jego wzrok przykuło znajdujące się na wystawie nowe wydanie Władcy Pierścieni. Wszedł do środka i rozejrzał się. Po jednej stronie, na drewnianych regałach, znajdowały się książki z nowościami wydawniczymi, a po drugiej wydzielono sekcję z książkami starymi i używanymi. On jednak podszedł do tych wystawionych pośrodku sklepu. W powietrzu czuł zapach książek i kurzu, a wysłużona, dębowa podłoga zaskrzypiała mu pod nogami. Wziął do ręki egzemplarz, który widział na wystawie. Jego wzrok powędrował jeszcze ku tym używanym, z lekka zapomnianym książkom. Zawsze takie lubił, bo interesowało go kto kiedyś był ich właścicielem i jaka historia się w nich kryje.

- Można wśród nich znaleźć prawdziwe perły - usłyszał za sobą znajomy głos.

Odwrócił się nieco zaskoczony i spojrzał prosto na Hermionę Granger. Przez chwilę patrzył na nią, a ona ewidentnie czekała na jakąś reakcję z jego strony. Szybko się opanował i odparł:

- Ma pani teraz zamiar ciągle na mnie wpadać? Londyn to całkiem duże miasto. Śledzi mnie pani?

- Tak jak i wtedy, teraz to także jest czysty przypadek. I tym razem to pan wpadł na mnie, bo tak się składa, że to ja tutaj pracuję.

- Pani? - zapytał i dodając ciszej - chce mi pani powiedzieć, że najmądrzejsza czarownica swojego pokolenia pracuje w mugolskiej księgarni?

Momentalnie się spięła na jego słowa, a Severus zauważył, że na jej twarzy pojawił się ten sam nerwowy wyraz, co wtedy, gdy spotkał ją po raz pierwszy.

- To nie jest miejsce i czas na taką rozmowę - wyszeptała i dodając już głośniejszym tonem - przepraszam, ale muszę wracać do pracy. Jeśli pan coś wybierze to zapraszam do kasy. Beth pana obsłuży. Odwróciła się i zaczęła iść w kierunku zaplecza. Severusowi nagle przyszedł do głowy szalony pomysł. Skoro znowu się spotkali, to może w jakiś sposób to wykorzystać? Sam przed sobą nie chciał się do tego przyznać, ale Hermiona Granger rozbudziła w nim ciekawość i choć nie wierzył w brednie typu przeznaczenie, postanowił wykorzystać okazję i spróbować dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Kolejna okazja może się już nie nadarzyć. Poza tym, to ona tym razem zauważyła go jako pierwsza i zainicjowała kontakt. Równie dobrze mogła się schować i poczekać aż wyjdzie. W pełni zdecydowany zawołał za nią:

- Panno Granger!

Zatrzymała się i spojrzała na niego. Podszedł do niej i patrząc na nią z góry zapytał:

- Skoro nie chce pani rozmawiać teraz, to może w sobotę o osiemnastej? W tej amerykańskiej knajpie nieopodal? Kojarzy pani, która to?

Zmarszczyła brwi, kiwając głową na znak, że wie i przez chwilę mu się przyglądała, widocznie zbita z tropu.

- To żart? - spytała w końcu.

- Nie. Jeśli się pani zdecyduje to zapraszam.

Minął ją, podszedł do kasy i zapłacił u jej koleżanki, która z ciekawością obserwowała całe zajście i wychodząc, gdy spostrzegł, że jednak porzuciła pomysł ukrycia się na zapleczu, rzucił w jej stronę krótkie 'do zobaczenia'.

Odetchnął głęboko, idąc z powrotem do domu. Ze zdziwieniem zauważył, że nie sprawiło mu problemu zaproszenie jej, ale jednak czuł, że nie wie czy była to właściwa decyzja. Szedł zatłoczoną, londyńską ulicą a słońce świeciło mu na twarz. Spojrzał na mijających go ludzi, zajętych własnymi problemami i troskami i poczuł się normalnie. Przez chwilę zapomniał o przeszłości i skupił się na tym, co dopiero ma nadejść.

Skręcił w ulicę, na której znajdowało się osiedle, gdzie wynajmował dom. Obok niego mieszkał młody Anglik, który dzielił swój czas pomiędzy studia malarskie i imprezowanie. Severus dziwił się, że kogoś takiego było stać na dom w centrum Londynu, ale okazało się, że jego rodzice byli bardzo bogaci i płacili na utrzymanie swojego ukochanego synka. Severus od początku nie pałał do niego zbytnią sympatią, ale tolerował go. Nie miał innego wyboru.

- Hej S! - przywitał go chłopak, wychodząc właśnie z domu.

- M - odparł.

Mike, bo tak miał na imię jego sąsiad, odkąd tylko poznał Severusa traktował go tak, jakby znali się całe życie. Jego bezpośredniość działała mu na nerwy i dlatego, gdy chłopak zaczął wymyślać Severusowi przezwiska i pseudonimy, twierdząc, że jego imię jest stanowczo za długie i jakieś dziwne, Severus od razu wyznaczył granicę. Powiedział mu, że jeśli ma jakiś problem z jego imieniem, to albo niech w ogóle się do niego nie odzywa, co byłoby najlepszym wyjściem, albo niech mówi mu po prostu S. Mike odparł na to, w ogóle nie zbity z tropu, że to super pomysł, i że on chce być w takim razie nazywany M.

Severus przez tyle lat umiał sobie wypracować szacunek u dużo młodszych od Mike'a i teraz, gdy posłał mu twarde spojrzenie, chłopak od razu wiedział, żeby nie zaczynać swoich głupich żartów.

- Dobra, dobra. Nic więcej nie powiem - dodał, unosząc ręce do góry na znak, że się poddaje i odszedł w swoją stronę.

Severus wszedł do środka, odłożył książkę, o której prawie zapomniał, że ją kupił i wyszedł na balkon, żeby zapalić. Oparł się o balustradę i słuchając odgłosów żyjącego swoim rytmem miasta, nie zorientował się nawet kiedy jego myśli znowu podążyły w stronę Hermiony Granger.

"Jeszcze niedawno byłem wściekły, że ją spotkałem" - pomyślał. Jej widok przywołał wspomnienia. O Potterze, ich wybrykach, o tym jak musiał ich pilnować i ile razy wracał do zamku nieprzytomny z bólu, bo Czarny Pan karał go za to, że nie powiedział mu o zamiarach chłopaka. No i do cholery była tam wtedy. Wtedy, gdy był pewny, że umiera. Wtedy, gdy oddał swoje wspomnienia Potterowi. Wtedy, gdy było mu już wszystko jedno i osuwał się w nicość pewny nadchodzącej śmierci. A jednak nie umarł i ciągle nie wiedział, komu zawdzięcza swoje życie. Minerwa nie chciała mu tego powiedzieć.

A teraz, dwa lata później, gdy w jego życiu wytworzyła się przyjemna rutyna, do której się przyzwyczaił i gdy zaczął powoli wracać do siebie i uczyć się swojego życia na nowo, wpadł na nią i czuł, że jego spokój został zachwiany. Na dodatek miał się z nią spotkać i to na własne życzenie. O ile irytująca panna wiem-to-wszystko nie stchórzy i przyjdzie. Nie zauważył nawet kiedy wypalił papierosa. Wyrzucił go do popielniczki i wrócił do środka myśląc o tym, że sam siebie nie poznaje.

Gdy zamknęły się za nim drzwi Hermiona odetchnęła z ulgą. Cały czas czuła na sobie wzrok Beth i wiedziała, że przyjaciółka będzie ją wypytywać o całą sprawę. Pracowały ze sobą prawie rok i przez ten czas nawiązała się między nimi nić porozumienia na tyle silna, że mogły się nazywać najlepszymi przyjaciółkami. Hermiona trzymała jednak przed nią w sekrecie fakt, że jest czarodziejką. Nie była pewna jak Beth mogłaby to przyjąć, bo chociaż była ona dziewczyną o wesołym usposobieniu i w wielu sprawach miały podobne zdanie oraz dzieliły niektóre zainteresowania, jak na przykład miłość do literatury, to i tak Hermiona obawiała się swojego rodzaju odrzucenia z jej strony.

Wzięła do rąk kilka książek, które miała rozłożyć na półkach i ze zdziwieniem stwierdziła, że trzęsą jej się ręce. "To przecież tylko Snape, do cholery. Twój były nauczyciel, typ spod ciemnej gwiazdy, który uprzykrzał ci życie przez tyle lat - pomyślała. - Dlaczego akurat jego musiałam spotkać i dlaczego ze wszystkich księgarni w Londynie musiał wejść akurat do tej, w której ja pracuje? Naprawdę, czasami życie jest takie dziwne..."

"I co mnie popchnęło do tego, żeby do niego zagadać? I dlaczego zaprosił mnie na sobotę? On nikogo nie zaprasza, tylko prowadzi samotne życie. No właśnie życie. Ostatni raz widziałam go we Wrzeszczącej Chacie, gdy konał. I później, gdy pobiegłam mu na pomoc, bo zdałam sobie sprawę, że on żyje, a my zostawiliśmy go na pewną śmierć..."

- Kto to był, Hermiono? - głos Beth wyrwał ją z zamyślenia.

- Hmm?

- Pytałam kim był ten facet?

- Ach to... to był mój... - zająknęła się. Co niby miała powiedzieć? Obawiała się, że będzie musiała trzymać w tajemnicy przed przyjaciółką kolejną rzecz. - To był mój znajomy. Dawno się nie widzieliśmy.

- Mhm - Beth uśmiechnęła się. - Znajomy powiadasz. Strasznie się spięłaś na jego widok. Nawet jeszcze teraz cię trzyma.

- Powiedzmy, że nigdy nie byliśmy w zbyt dobrych stosunkach - Hermiona uśmiechnęła się smutno.

- Dobrze słyszałam, że zaprosił cię na drinka?

- Boże, Beth. Zapomniałam jaki ty masz wspaniały słuch! - zaśmiała się Hermiona. - Tak, dobrze słyszałaś.

- Pójdziesz?

- Nie wiem, muszę się zastanowić.

- Ja bym na twoim miejscu za dużo nie myślała - powiedziała Beth i widząc ostrzegawcze spojrzenie Hermiony dodała:

- Dobrze, nie drążę już tematu, ale nie myśl sobie, że ci odpuszczę!

Hermiona uśmiechnęła się i skinieniem głowy potwierdziła, że doskonale o tym wie i gdyby nie to, że wszedł jakiś klient, to pewnie znowu pogrążyłaby się w swoich wspomnieniach i rozważaniach dotyczących Snape'a. A ponieważ była dopiero środa, w perspektywie miała jeszcze kilka dni, które będzie mogła przeznaczyć na ten cel i dodatkowo zdecydować, czy w ogóle pojawi w zaproponowanym przez niego miejscu.