Wrzucam kolejny rozdział, tym razem dłuższy niż poprzedni! Jest weekend, ten piekielny wirus ciągle w natarciu, więc przyda się coś, żeby na chwilę oderwać się myślami od rzeczywistości. Evi: jak zwykle dziękuję za komentarz i propozycję pomocy. Nie martw się jednak, mam jeszcze dużo pomysłów dla naszej ulubionej pary i na pewno nie będą się nudzić :) Można marudzić, spokojnie. Dla mnie to znak, że opowiadanie się podoba, bo gdyby było inaczej, to byłoby wszystko jedno, jakiej długości są rozdziały :) Fajnie, że też piszesz. To ff nie jest moim pierwszym w ogóle, ale pierwszym, do którego podeszłam na poważnie.
A teraz bez zbędnego przeciągania, zapraszam do lektury!
Sidewalk painted, color red
Leaves are taking final breaths
Somethings different, somethings new
Somethings better, I think it's you
Air so cold you can see your breath
Jacket weather, take my hand
See October in your eyes
Feels like I just stepped outside
And I'm falling, falling, falling, falling for you
And I keep falling, falling, falling, falling for you
Isn't that just like autumn
The Tuesday Crew & Carly Bannister & Jordy Searcy - Just Like Autumn
Sierpień ustąpił miejsca wrześniowi. Lato zbliżało się ku końcowi, dni stawały się coraz bardziej ponure, a liście zmieniały powoli swoją barwę na wszelakie odcienie żółtego i pomarańczowego.
Było chłodne, niedzielne popołudnie. Hermiona siedziała na malutkim tarasie z tyłu swojego domu. Okryła się kocem i choć na kolanach leżała wysłużona książka z dziełami Jane Austen, którą wzięła z zamiarem ponownego przeczytania, nic z tego nie wyszło. Jej myśli ciągle wędrowały w stronę fenomenu, jakim był dla niej Severus. Musiała przyznać, że była szczęśliwa. Tak po prostu. Po kilku tygodniach ich współpracy stwierdziła, że jej nauka przebiega naprawdę pomyślnie. Mimo wcześniejszych obaw, dogadywali się wspaniale, jak na dwie osoby o tak skomplikowanej przeszłości i zdawać by się mogło, odmiennych charakterach. Oczywiście dochodziło czasami między nimi do spięć, ale nie było to nic nadzwyczajnego. Ot, zwykłe sprzeczki, które każdemu w codziennym życiu się zdarzają.
Ukształtowała się pomiędzy nimi przyjemna rutyna. Ona do południa najczęściej się uczyła, czytając przeróżne książki i eseje, on zajmował się kontraktami, dostarczał zamówienia albo pisał artykuły. W południe jedli obiad. Czasami gotował on, co ona uwielbiała, a w niektóre dni to ona miała kuchnię dla siebie. Wtedy na niego wypadała kolej, żeby podziwiać ją przy pracy. Popołudniami warzyli eliksiry. Hermiona zajmowała się tymi najprostszymi, podczas gdy on albo ją nadzorował i starał się poprawiać każdy jej ruch, albo zajmował się swoją pracą. Bywały dni, że godzinami potrafił prawić jej wykłady na przeróżne tematy, a ona tylko siedziała i słuchała go.
Zastanawiała się co będzie, gdy już za niedługo zacznie studia. Było jej przykro na myśl, że nie będzie mogła spędzać z nim tyle czasu co teraz. Jej plan zajęć nie prezentował się jednak wcale tak źle. Ku swojemu zadowoleniu stwierdziła, że będzie na uczelni tylko od rana do południa, w tym piątek wypadał wolny. Nie sądziła, że będzie miała tak mało zajęć, ale w ogóle jej to nie przeszkadzało. Dzięki temu będzie mogła spokojnie studiować, a przy tym wywiązywać się ze swoich obowiązków w pracowni.
Wiatr szarpał gałęziami drzew. Z ogródka obok dochodziły ją strzępy rozmowy jej sąsiadów. W oddali szczekał pies. Hermiona odetchnęła głęboko i pomyślała, że naprawdę czuć już jesień. Spojrzała na swój nadgarstek i przejechała palcem po ślicznej bransoletce z malutkimi kamieniami lapis lazuli. Dostała ją wczoraj od Beth na urodziny. Podobno ten kamień przypisany jest do jej znaku zodiaku i miał jej pomóc zaufać intuicji, dodać silnej woli, wzmocnić jej ciało i umysł. Beth stwierdziła, że w najbliższym czasie to wszystko jej się bardzo przyda, a na pytanie dlaczego odparła, że ze względu na studia, a przede wszystkim na niego. Według Beth, Severus przestał być Hermionie obojętny już dawno temu. "I założę się, że on też coś do ciebie czuje", przypomniała sobie jej słowa. Mam nadzieję, że twoja intuicja cię nie zawiedzie".
Zaczęło ją powoli irytować to ciągłe powracanie do tematu jej uczuć względem Severusa. Postanowiła, że nie pozwoli na to, żeby jej podziw i szacunek do niego zostały odczytane jako coś zupełnie innego. Hermiona go tylko lubiła, a Beth się myli.
Tak, na pewno jest w błędzie.
Czarodziejka miała jednak swojego asa w rękawie. Zdecydowała się zapoznać Mike'a z Beth. Jeszcze nigdy nie bawiła się w swatkę i stwierdziła, że oto nadszedł właściwy czas. Po tym, jak kilkakrotnie wpadła na Mike'a, wchodząc lub wychodząc od Severusa i jasnym było, że nie mogła uniknąć choćby przelotnej rozmowy, okazało się, że chłopak nie jest wcale taki irytujący jak się jej z początku wydawało. Był całkiem inteligentny i musiała przyznać, że nawet przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany blondyn o błękitnych oczach. W dodatku okazało się, że był singlem. Hermiona nie mogła przepuścić takiej okazji i pod pretekstem opowiedzenia mu o sobie i o tym gdzie wcześniej pracowała, wspomniała mu o Beth, oczywiście w samych superlatywach. Dała mu do zrozumienia, że koniecznie powinien kupić sobie jakąś ksiażkę, i że nie ma lepszego miejsca niż właśnie owa księgarnia, gdzie pracuje jej przyjaciółka. Otwartość i bezpośredniość Mike'a nakazały mu posłuchać Hermiony i już następnego dnia po ich rozmowie wybrał się na zakupy.
Hermiona przypomniała sobie jak będąc w pracowni czytała właśnie rozdział o różnych metodach przygotowywania eliksirów, gdy usłyszała, że w przedpokoju, gdzie zostawiła torebkę, dzwoni jej telefon. Severus tylko uniósł brew i pokręcił głową, a ona wybiegła szybko, tylko po to, żeby odebrać i usłyszeć swoją przyjaciółkę na początku zarzucającą jej to, jak mogła na nią nasłać tego 'szalonego faceta', a później nagle dziękującą jej za to, bo jak stwierdziła "może i jest trochę szalony, ale za to jak wygląda!" Hermiona zaśmiała się tylko, kazała jej uspokoić i obiecała zadzwonić, jak tylko wróci do domu. Doszła do wniosku, że Beth i Mike mają wiele cech wspólnych i stanowiliby naprawdę dobraną parę, tym bardziej cieszyła się, że w końcu się poznali. Przede wszystkim Beth zaczęła się zajmować swoimi uczuciami i miała mniej czasu, żeby ciągle wmawiać jej, że coś czuje do Severusa.
X X X
Severus nie przepadał za weekendami. Może i narzekał, że ma zbyt dużo pracy, jednak wolał to, niż bezczynne siedzenie. Czasami kusiło go, żeby wrócić do pracowni w sobotę albo niedzielę, ale mimo wszystko rezygnował. Musiał się zrelaksować i dać sobie czas na myślenie o czymś innym niż tylko receptury eliksirów. Czasami szedł na krótki spacer albo po zakupy, jednak najczęściej siadał w swoim ulubionym fotelu i czytał. Oprócz książek naukowych, które musiał studiować, żeby ciągle pogłębiać swoją wiedzę, nadrabiał także zaległości w mugolskiej literaturze.
O ile nigdy nie miał problemu z koncentracją, ostatnio złapał się na tym, że kompletnie nie mógł się skupić na lekturze. Jego myśli wielokrotnie zaprzątała Hermiona Granger. Musiał przyznać, że zawsze z niecierpliwością czekał na początek tygodnia, ale wraz z jej pojawieniem się w jego życiu polubił poniedziałki jeszcze bardziej.
Proponując jej staż miał pewne obawy. Że będzie nieznośnie ciekawska, będzie sprawiać kłopoty i że się ze sobą nie dogadają. Okazało się być zupełnie inaczej. Nie zadawała zbędnych pytań i była skoncentrowana na nauce. Dzięki jej pomocy mógł skupić się na warzeniu trudnych i skomplikowanych eliksirów, które zawsze były dla niego priorytetem i nie tracić czasu na banały. Ona w tym czasie przygotowywała te łatwiejsze. Pomimo tego co jej mówił o wybuchaniu kociołków i pilnowaniu jej, miał do niej na tyle zaufania, że bez obaw pozwalał jej na samodzielną pracę i wiedział, że nic złego się nie stanie. Umiała się skoncentrować na pracy i kilkakrotnie sprawdzała instrukcje, kolejność i poprawność dodawanych składników. Zauważył, że brakuje jej tej intuicyjności, którą cechowało się wielu mistrzów eliksirów i stawiała bardziej na wypraktykowane ruchy, nie wkładając w nie zbyt wiele uczucia, ale była dopiero na początku swojej ścieżki do mistrzostwa, więc jeszcze wszystko mogło się zmienić.
Najbardziej zaskoczyło go to, jak szybko przyzwyczaił się do ich wspólnych posiłków. Na początku wydawało mu się, że będą co najmniej niezręczne, owiane niekomfortową ciszą, jednak okazało się być zupełnie inaczej. Zawsze mieli o czym rozmawiać. Czasami omawiali coś, co wyczytała, a czego nie do końca rozumiała lub wspominali jakieś zabawniejsze sytuacje z przeszłości. Niekiedy zaczynali wchodzić na tak zwany 'grząski grunt', ale Hermiona szanowała jego decyzję o tym, że na pewne tematy nie chce rozmawiać i nie zadawała pytań.
Zbliżał się październik i Severus poczuł, że gdy zacznie studiować, będzie mu brakowało jej ciągłej obecności w jego pracowni.
X X X
Poniedziałek przywitał Londyn wyjątkowo paskudną, deszczową pogodą. Hermiona aportowała się w bezpiecznym miejscu, niedaleko domu Severusa i pobiegła, żeby jak najszybciej znaleźć się pod dachem. Był dziewiętnasty września - jej urodziny. Nie zamierzała o tym celowo wspominać, bo stwierdziła, że nie było sensu. Nigdy nie przywiązywała wagi do tego dnia ani nie lubiła go świętować w żaden szczególny sposób.
Jak zwykle weszła, otwierając drzwi zaklęciem, odwiesiła płaszcz, zdjęła buty i zerknęła na swoje odbicie w lustrze, wiszącym w przedpokoju. Jej włosy nabrały jeszcze większej objętości niż zwykle z powodu wilgoci panującej na zewnątrz. Próbowała jej jakoś ujarzmić, ale tak jak się spodziewała, nic z tego nie wyszło. Trudno. I tak je zepnie, gdy będzie musiała zrobić jakiś eliksir. Poszła do pracowni i zastała Severusa, jak zwykle o poranku, pochylonego nad stertą papierów.
- Dzień dobry - powiedziała z uśmiechem i podeszła do swojego biurka.
- Dzień dobry - odparł, nie podnosząc na nią wzroku. Dopiero po chwili odłożył to, co właśnie czytał i zapytał: - Ciągle pada deszcz?
- Tak.
- Poznałem po twoich włosach.
- Nie moja wina, że się tak puszą - odparła, puszczając mimo uszu jego złośliwość. - Za niedługo je zepnę, bo i tak będą mi przeszkadzały.
- Możesz je tak zostawić. Pasują ci - rzucił niby od niechcenia, a ona spojrzała na niego ze zdziwieniem. Czy on właśnie powiedział jej komplement? Postanowiła tego nie komentować, zamiast tego zapytała, czy może sobie zaparzyć kawy.
- Źle spałam tej nocy. Czuję, że bez tego będę dzisiaj zupełnie bezużyteczna.
- Oczywiście, że możesz. Byłbym wdzięczny, gdybyś mogła mi zaparzyć kubek zielonej herbaty. Nie chciałbym się odrywać od pracy.
- Nie ma problemu - powiedziała i poszła do kuchni. Czekając, aż zagotuje się woda, oparła się o blat i przejechała dłonią po drewnianym blacie. Zawsze, gdy w niej była zastanawiała się, jak to by było mieć taką na stałe, nie wspominając już o całym domu. Wracając do pracowni minęła salon i jej wzrok powędrował w kierunku pianina. Już od jakiegoś czasu, gdy je widziała, czuła ochotę, żeby na nim zagrać. Wiedziała jednak, że to nie byłby mądry pomysł.
Podeszła do jego biurka i podała mu herbatę. Podziękował jej skinieniem głowy, ledwo zauważając jej obecność. Hermiona przeszła wzdłuż regału, zastanawiając się, którą książkę zacząć czytać jako następną. W prawej ręce trzymała kubek, a lewą oparła na biodrze.
Severus wrócił w końcu do rzeczywistości i poczuła na sobie jego wzrok.
- Nie mogę się zdecydować co wybrać - powiedziała, spoglądając na niego. Wstał i stanął obok niej. Podobało jej się to, że był od niej dużo wyższy. Według jej szacunku mógł mieć około metr dziewięćdziesiąt wzrostu.
- Może to - zasugerował i zdjął z regału jeden z grubszych tomów.
- Kompendium wiedzy o składnikach. Przewodnik po minerałach, grzybach i ziołach. - przeczytała i posłała mu zrezygnowane spojrzenie. - Szczerze mówiąc liczyłam na coś cieńszego. Do przeczytania tego będę potrzebowała jeszcze dużo kawy.
Uśmiechnął się tylko lekko i wręczył jej książkę, przy okazji zauważając jej bransoletkę.
- Lapiz lazuli, nie mylę się? - zapytał.
- Tak. Dostałam ją od Beth na urodziny - odpowiedziała, odkładając to opasłe tomiszcze, które dla niej wybrał na biurko. - Nie wiem dlaczego, ale uważa, że ten kamień jest mi bardzo potrzebny - zaśmiała się.
- Kiedy masz urodziny? - zapytał, brzmiąc na szczerze zainteresowanego, co ją trochę zdziwiło, bo nie wyglądał na kogoś, kogo obchodzą takie sprawy, jak czyjeś urodziny.
- Właściwie to dzisiaj - przyznała.
- Naprawdę? Nie pozostaje mi więc nic innego, jak życzyć ci wszystkiego najlepszego.
- Dziękuję - odparła i przez chwilę wydało jej się, że coś się zmieniło w jego wyrazie twarzy. Jakby nagle wpadł na jakiś pomysł. Po chwili jednak nie było już po tym śladu i wrócił do swojej standardowej miny.
Do południa prawie się do siebie nie odzywali. Hermiona zatopiła się w lekturze, która, jak się wcześniej spodziewała, okazała się być strasznie nudna. Raz po raz ziewała, wyobrażając sobie, że leży teraz na wygodnej kanapie i drzemie, słuchając odgłosu deszczu, stukającego o parapet. Tym bardziej ucieszyła się, gdy Severus w końcu zarządził przerwę i prawie wybiegła z pracowni, mijając go w drzwiach. Zaśmiała się na widok jego miny.
- Wybacz mi, Severusie, ale ta książka jest śmiertelnie nudna - powiedziała, przeciągając się i sadowiąc jak zwykle przy wyspie.
Był pewny, że robi to nieświadomie, ale te jej w istocie mało znaczące zachowania, jak tego rodzaju przeciągnięcie się, które eksponowało jej sylwetkę, sprawiały, że nie mógł oderwać od niej wzroku. Opanował się szybko i powiedział:
- Zdaję sobie z tego sprawę.
- Dzisiejsza pogoda nie sprzyja jakiejkolwiek pracy - westchnęła. - Najchętniej bym się położyła i nic nie robiła.
- Doprawdy? - zapytał, unosząc brew i patrząc na nią z rozbawieniem.
- Tak - potwierdziła.
- Czy takie rzeczy mówi się swojemu szefowi?
- Och, błagam. Jesteś szefem tylko z nazwy - wypaliła i dopiero widząc jak jego oczy niebezpiecznie się zwęziły, zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała. - Przepraszam. Żartowałam. Oczywiście, że jesteś szefem. W szczególności przerażającym. Severusie nie rób takiej miny, błagam cię - powiedziała to wszystko tak szybko, że prawie brakło jej tchu.
Severus wcale nie poczuł się urażony. Chciał się z nią tylko trochę podroczyć. W końcu sama przyznała, że cierpiała dzisiaj na nudę i brak jakiejkolwiek energii. Jednak musiał się kontrolować. W tej chwili miał ochotę podejść do niej, przyciągnąć ją do siebie i zrobić coś, czego później bardzo by żałował. Pozbył się tej myśli i stanął po drugiej stronie wyspy, opierając się o blat.
- Możemy być wspólnikami, ale i tak to ty tu rządzisz - zaczęła znowu paplać.
- Hermiono, przestań - powiedział, powstrzymując się od śmiechu na widok jej miny.
- Naprawdę przepraszam.
- Za chwilę zdenerwuje mnie to przepraszanie.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale.
- Nie jesteś zły?
- Nie. Dlaczego ciągle ci się wydaje, że tak łatwo wytrącić mnie z równowagi?
- Nie wiem. Chyba z przyzwyczajenia. Poza tym zrobiłeś taką minę, że wydawało mi się, że się wściekłeś - powiedziała i dodała z wyrzutem, odzyskując powoli rezon - po co mnie denerwujesz?
- Narzekałaś na nudę i senną atmosferę. Wydaje mi się, że sen już cię opuścił? - zapytał, uśmiechając się bezczelnie.
- Mówiłam to już z tysiąc razy i powtórzę znowu: jesteś okropny, Severusie Snape - uśmiechnęła się, celując w niego palcem. - Za niedługo nie będę wiedziała, czy jesteś naprawdę zły, czy tylko udajesz.
- Hermiono, uwierz mi, że gdy się naprawdę wścieknę, dostrzeżesz to bez problemu.
Pokręciła tylko głową, rzucając mu zrezygnowane spojrzenie, wstała i podchodząc do lodówki, zaczęła zastanawiać się, co zrobić na obiad. W pewnym momencie zapytała go:
- Naprawdę nie uważasz, że się zbytnio rządzę?
- O dziwo nie. Wydaje mi się, że ta cecha twojego charakteru trochę złagodniała.
- To dobrze - odparła. - Szczerze mówiąc, czasami sama byłam nią zmęczona.
Hermiona zajęła się gotowaniem, on w tym czasie zniknął na jakiś czas w pracowni. Przy obiedzie wywiązała się między nimi kolejna rozmowa.
- Severusie, pamiętasz Klub pojedynków?
- Ten zorganizowany przez Lockharta? Oczywiście, że pamiętam.
- Jak to możliwe, że zgodziłeś się zostać jego asystentem?
- Po pierwsze, zastanów się kto asystował komu - powiedział, spoglądając na nią. - Chyba dowiedział się, że zawsze chciałem uczyć Obrony, więc pewnie wydało mu się to być genialnym pomysłem, żebym uczestniczył w tej pokazówce. Poza tym ktoś musiał mieć na to oko, bo inaczej byście się pozabijali.
Hermiona roześmiała się.
- Przypomniałam sobie twoją minę, gdy cię przedstawił. O, Boże, to był bezcenny widok! Co on wtedy powiedział? Żebyśmy się nie lękali o naszego mistrza eliksirów, bo gdy z tobą skończy, będziesz nadal cały i zdrowy.
Severus tylko przewrócił oczami.
- Nigdy nie spotkałem większego idioty.
- Rozumu mu brakowało, to prawda, ale za to nadrabiał wyglądem.
- Wyglądem?
- No tak. Większość czarownic się w nim wtedy kochała.
- Ty również? - zapytał i z zadowoleniem obserwował jak się zmieszała.
- Oczywiście, że nie - parsknęła, starając się na niego nie patrzeć i się nie zarumienić. - Poza tym uważam, że to nie wygląd jest najważniejszy, tylko to, jakim się jest człowiekiem - dodała, nie mając odwagi, żeby spojrzeć mu w oczy, chociaż czuła na sobie jego spojrzenie. Postanowiła szybko zmienić temat.
- Dostałam ostatnio list z uczelni - powiedziała. - Z mojego planu wygląda na to, że będę mogła przychodzić popołudniami i w piątek na cały dzień.
- W porządku - odparł. - Gdybyś chciała nie przyjść, albo coś ci wypadło, najlepiej będzie jeśli wyślesz mi patronusa z informacją.
- Oczywiście, że będę przychodzić - odpowiedziała. - A co do patronusa, to może być z tym problem.
- Dlaczego? - zapytał.
- Wtedy, gdy pierwszy raz rozmawiałam z Beth, o tym, że jestem czarodziejką, chciałam go jej pokazać. Gdy rzuciłam zaklęcie, spodziewałam się, że zobaczę wydrę, zamiast tego pojawił się tylko zniekształcony obłok. To fakt, że od dłuższego czasu nie miałam okazji, żeby użyć tego zaklęcia, ale nie pomyślałabym, że może nie zadziałać.
- Ciekawe - odparł, patrząc na nią przenikliwym wzrokiem.
- Myślisz, że mój patronus może być w trakcie jakiejś przemiany?
- To całkiem możliwe.
- Czytałam, że tak dzieje się tylko, gdy dana osoba przeżywa jakieś głębokie emocjonalne zmiany. Nie wiem, czy można by to podciągnąć pod mój przypadek - powiedziała i naszła ją nagle myśl, która wydała jej się odpowiedzią na jej problem. Kiedyś czuła coś do Rona i ich patronusy pasowały do siebie. Później ze sobą zerwali i stracili kontakt. Przepłakała niejedną noc i czyż nie zamknęła się w sobie na tyle, żeby prawie całkowicie wycofać się z czarodziejskiego świata? Dopiero Severus pomógł jej wygrzebać się z tego dołka. Czy to możliwe, żeby przemiana jej patronusa miała coś wspólnego także z nim? - jej oczy rozszerzyły się w niemym zdumieniu. Zobaczyła, że zmarszczył brwi, patrząc na nią podejrzliwie. Mogłaby zapytać go o jego patronusa, ale nie chciała poruszać z nim tego tematu. Wiedziała, że to była łania, taka sama jaką miała matka Harry'ego i nie widziała powodu, dla którego jego patronus miałby przybrać inną postać. Postanowiła zmienić temat. Nie pozostało jej chyba nic innego, jak kontrolować tę przemianę i zobaczyć co z niej wyniknie.
- To w sumie nie ma znaczenia - powiedziała nerwowo i machnęła ręką. - Pewnie nie ma się czym przejmować. W razie czego wyślę ci notkę przez sowę. Nie wiem, jak ty, ale ja wracam do czytania - wstała, odsuwając gwałtownie krzesło i poszła do pracowni.
Severus był zdziwiony jej nagłym zdenerwowaniem. To, że jej patronus się zmienia to przecież nie koniec świata. Owszem, może nie zdarzało się to zbyt często i nie każdemu czarodziejowi, ale Hermiony Granger na pewno nie można było nazwać zwyczajną.
Mógł zrozumieć to, że przeżyła w jakiś sposób rozpad jej przyjaźni z Weasleyem i Potterem, ale to nie musiało być bezpośrednią przyczyną jej kłopotu. Żeby tak się stało, jej uczucia prawdopodobnie musiałyby skierować się w inną stronę albo przynajmniej powinna doświadczyć czegoś innego, równie dla niej ważnego, żeby jej patronus mógł zacząć się na nowo formować.
Pomyślał o jej wyrazie twarzy. Gryfoni nigdy nie byli dobrzy w ukrywaniu uczuć. Wszystko dało się odczytać z ich mowy ciała. Widział, że prawdopodobnie zdała sobie z czegoś sprawę, bo jej oczy nagle rozszerzyły się ze zdumienia. Chyba nie sądziła, że on mógł mieć z tym coś wspólnego? Bo jeśli tak, to wydaje się, że nie tylko on zaczął mieć wątpliwości co do swoich uczuć względem niej.
Gdy wrócił do pracowni, siedziała przy biurku i czytała, a przynajmniej sprawiała tylko takie wrażenie, bo zauważył, że chwilami tylko gapiła się w kartkę, której nie przewróciła od kilku minut. Nie rozmawiali już wiele. On sam zajął się eliksirem, a ona w końcu dała za wygraną i wyszła nieco wcześniej niż zwykle, twierdząc, że to zdecydowanie nie jest jej dzień, i że ma nadzieję, że jutro będzie lepiej.
Tej nocy nie mógł zasnąć. Leżał, patrząc się w sufit i myślał o dzisiejszym podejrzanym zachowaniu Hermiony. W końcu wstał z łóżka i chodząc po sypialni, pomyślał, że może sam powinien skontrolować swojego patronusa. Byłby to pierwszy raz od wojny, gdy użyłby tego zaklęcia. Pomyślał o Lily i wyszeptał Expecto Patronum. Stało się to, czego podświadomie się obawiał. Srebrna łania nie pojawiła się. Zamiast niej z jego różdżki wyleciał na początku srebrno - błękitny obłok. Marszcząc brwi i z podejrzliwością patrząc na swoją różdżkę, którą trzymał w nagle lekko spoconej dłoni, wypowiedział zaklęcie jeszcze raz. Tym razem zadziałało. Zamiast łani pojawiła się pantera, która z gracją przebiegła po pokoju po czym zatrzymała się i usiadła przed nim, wlepiając w niego jasne ślepia. Patrzył na nią ze zdumieniem dopóki nie znikła.
Jak to możliwe? Czy oznaczało to, że ostatnia więź, która łączyła go z Lily została zerwana? Poszedł do łazienki, ochlapał twarz zimną wodą i opierając się o umywalkę, spojrzał na swoje odbicie w lustrze.
Był o krok od śmierci. Po wojnie jego życie się zmieniło. On sam się zmienił. W końcu zrzucił z siebie jarzmo bycia podwójnym szpiegiem, wypełnił swoje zadanie w stu procentach. Potter przeżył. Nie zdołał ochronić Lily, ale udało mu się uratować jej syna. Spłacił swój dług, poświęcając przy tym większą część swojego życia i robiąc rzeczy, których żałował, i które wiele go kosztowały. Pomyślał o Dumbledorze. Nigdy mu nie wybaczy tego, że zmusił go do morderstwa. Obojętnie ilu cierpień mu oszczędził i co osiągnął, zabijając go. Nikt nigdy nie powinien prosić o takie rzeczy. Severus dobrze pamiętał, co wtedy czuł i jak bardzo był samotny. Jeszcze bardziej niż przez całe swoje życie. Zawsze wiedział, że większość ludzi go nie cierpi, jednak tolerowali go i ufali mu tylko ze względu na Dumbledore'a. Wtedy czuł ich czystą nienawiść. Prawdopodobnie teraz, gdy dowiedzieli się prawdy, o tym co robił ich nastawienie w jakimś stopniu zmieniło się, ale już go to nie obchodziło. Teraz żył własnym życiem, ciesząc się tym, że może w końcu sam decydować o własnym losie i nie być niczyim sługą.
"Nie ma co rozpamiętywać" - pomyślał. Coś się skończyło, ale coś się także zaczęło. Jeśli jego patronus również jest częścią tej zmiany, to niech tak będzie. Pozostało mu tylko to zaakceptować. Poza tym, to przecież właśnie to, co przeżył i ludzie, których spotkał na swojej drodze, ukształtowali go w jakiś sposób. Gdyby nie to, mógłby teraz być zupełnie gdzie indziej.
Zanim z powrotem położył się do łóżka, zapalił jeszcze papierosa. Było już późno w nocy. Oparł się o balustradę i wyjrzał przez balkon. Jego ulica była opustoszała, w pojedynczych oknach świeciły się światła. Powietrze pachniało jesiennym chłodem. Uświadomił sobie, że przez sprawę z patronusem byłby zapomniał o tym, że Hermiona miała dzisiaj urodziny. Normalnie pewnie by go to nie obeszło, ale przestał już wypierać się tego, że po prostu mu na niej zależało i poczuł, że chciałby jej zrobić jakąś niespodziankę. Nagle w jego głowie zaświtał pewien pomysł, który mógłby okazać się strzałem w dziesiątkę, jeśli szło o prezent dla niej. Uśmiechnął się sam do siebie i gdy gasił papierosa miał już ułożony plan.
