Witam wszystkich! Wraz z nadejściem weekendu pojawia się nowy rozdział. Jak do tej pory najdłuższy ze wszystkich i przyznam, że z pewnością jeden z moich ulubionych. Mam nadzieję, że wszyscy jesteście zdrowi i gotowi do lektury! Koronawirus nie odpuszcza. Dbajcie o siebie i innych, noście maski i przestrzegajcie obostrzeń!
Evi, jak zwykle dziękuję za komentarz pod poprzednim rozdziałem! :))
There are miles between us
Time between us
There is something between us
I may be a fool to dream of you
But, God, it feels so good to dream at all
Something short and sweet
There's always a light over my head for you
I am waiting, I am waiting
Time will always try to kill me
Brittany Howard - Short and Sweet
Po powrocie do domu Hermiona jak zwykle w stanach wzburzenia i nadmiaru myśli, które kłębiły się jej w głowie od razu pobiegła do łazienki, zrzuciła z siebie ubrania i zanurzyła się w wannie z gorącą wodą z dodatkiem jej olejku różanego. Westchnęła i pogrążyła się w myślach.
Sama nie wiedziała, dlaczego tak się przejmuje zmianą swojego patronusa. Nawet, gdyby Severus miał z tym coś wspólnego, to co z tego? Oficjalnie już stał się częścią jej życia i wcale jej to nie przeszkadzało. Przeciwnie, była wdzięczna za to, że los sprawił, że mogli się spotkać. Lubiła go i jego towarzystwo. Prywatnie był wspaniałym człowiekiem i w wielu aspektach nie przypominał już tej osoby, którą był kiedyś.
Jej związek z Ronem należał do przeszłości. Nawet nie wiedziała co się z nim dzieje. Czy ma kogoś? Czy założył rodzinę? Zdała sobie sprawę, że myśląc o tym, nie odczuwa tego samego żalu, który ogarnąłby ją jeszcze chociażby rok temu. Przywykła do myśli, że to, co było już się nie wróci. Wraz z dorastaniem ludzie się zmieniają. Będąc dziećmi nie zwracali uwagi na pewne rzeczy, które później stały się przeszkodą nie do przeskoczenia. Sama to powiedziała Severusowi na ich pierwszym spotkaniu.
Na pewno bardzo to wszystko przeżyła, ale dzięki temu sama dojrzała. Czuła, że pod wieloma względami się zmieniła. To, co kiedyś byłoby dla niej nie do pomyślenia, teraz zdawało się być naturalną koleją rzeczy. Zaczęła dostrzegać w sobie nowe cechy, myśleć i marzyć o innych rzeczach.
Niepotrzebnie tak się dzisiaj spięła. Nawet jeśli mogłaby coś czuć do Severusa, coś co stałoby się jednym z powodów, dla którego jej patronus się zmienia, to co z tego? Oboje byli dorośli. Poza tym nie łudziła się, że on mógłby czuć do niej coś więcej oprócz sympatii. Może czasami tylko wydawało jej się, że w jego oczach dostrzega coś dziwnego, jakieś inne uczucia. Albo że patrzy na nią inaczej - jak na kobietę, a nie na denerwującą byłą uczennicę. Później tłumaczyła sobie, że pewnie tylko jej się wydawało, a ona, jak prawie każda dziewczyna, ma skłonność do dramatyzowania i wyobrażania sobie czegoś, co nie istnieje. A może właśnie chciałaby, żeby się zdarzyło?
"Dość" - pomyślała. Dokończyła kąpiel, wytarła się i narzuciła na siebie piżamę. Stanęła przed lustrem w sypialni i powiedziała sama do siebie, że niech będzie, co chce.
Za niedługo zaczyna studia, jej staż u Severusa jest wspaniały. Ma możliwość nauki, czyli tego, co kocha u boku najlepszego nauczyciela na świecie. Jeśli między nimi będzie miało zaistnieć jakieś uczucie, to tak się stanie, obojętnie ile będzie się nad tym zastanawiać. Będzie się zachowywać normalnie i poważnie, bez ciągłego zadręczania się jakimiś wymyślonymi problemami. Chciała, żeby Severus widział w niej dojrzałą kobietę, a nie głupiutką nastolatkę.
Jak postanowiła, tak też zrobiła. Kolejne dni spędzone w pracowni minęły w przyjemnej atmosferze i ich ustalonej rutynie. Oboje nie wracali już do tematu patronusa. Jak zwykle w piątek po południu, gdy wracała do domu było jej szkoda, że tydzień tak szybko zleciał i zobaczy go dopiero w poniedziałek.
Weekend na szczęście nie okazał się być nudny. W sobotę spotkała się z Beth na plotki. Zbliżały się jej urodziny i chociaż Hermiona nigdy nie organizowała żadnego przyjęcia, Beth nigdy nie rezygnowała z małej domówki. Tak było i tym razem.
- Za tydzień w sobotę imprezujemy! - oznajmiła z radością Beth. - Zaprosiłam kilku znajomych na osiemnastą, ale ty jak zwykle masz przyjść wcześniej. Właściwie to nie chciałabyś wpaść już w piątek i zostać na noc? - zaproponowała.
- W sumie czemu nie? Za niedługo już nie będę miała czasu na takie szaleństwa - odparła Hermiona. - Zrobimy sobie wieczór filmowy. Przypominam ci, że ciągle nie obejrzałyśmy Rozważnej i Romantycznej!
- O rany, ty i ta twoja Jane Austen!
- Nic na to nie poradzę, że to jedna z moich ulubionych autorek.
- Zdecydowanie za dużo czytasz.
- Nie da się za dużo czytać! - zawołała Hermiona z udawanym oburzeniem.
Obie dziewczyny zaczęły się śmiać.
- Będzie mi cię brakowało.
- Mówisz tak, jakbym miała wyjechać do Ameryki. Przecież nigdzie się nie wybieram. Weekendy ciągle będę miała wolne. A poza tym, od czego jest telefon?
- Będziesz miała dwa razy więcej nauki i wyobrażam sobie, że nie byle jakiej. Chociaż nie do końca rozumiem o co chodzi z tym całymi eliksirami, to wyobrażam sobie, że to nie jest łatwa sprawa.
- Zdecydowanie nie - odparła Hermiona, przypominając sobie wszystkie książki, które Severus kazał jej czytać. - Nie martw się. Wszystko będzie w porządku.
- Na pewno. Nigdy nie spotkałam bardziej niesamowitej osoby od ciebie - powiedziała Beth, a Hermiona poczuła, że chce jej się płakać.
- Tylko mi tu nie rycz! - rozkazała Beth i przytuliła ją. - To sama prawda.
- Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
- Dałabyś sobie świetnie radę. Twoja siła pochodzi z wewnątrz.
Hermiona była niesamowicie wzruszona. Beth mogła czasami sprawiać wrażenie potrzepanej, beztroskiej dziewczyny, ale w rzeczywistości była silna i inteligentna.
- Jak się układają sprawy między tobą, a 'szalonym facetem'? - zapytała, zmieniając temat.
- Całkiem nieźle - odparła Beth. - Naprawdę zyskuje przy bliższym poznaniu. Byliśmy co prawda na kilku randkach, ale oficjalnie o nic mnie jeszcze nie poprosił, to znaczy nie jesteśmy jeszcze parą...
I tak przez najbliższą godzinę dyskutowały tylko o nim. Dla Hermiony była to miła odskocznia od codzienności. W końcu każda dziewczyna musiała czasami poobgadywać facetów i pogadać na babskie tematy.
Gdy temat się wyczerpał, Beth jak zwykle prosiła, żeby opowiedzieć jej coś więcej o czarodziejskim świecie. I tak oto Hermiona zaczęła sobie przypominać dni spędzone w Hogwarcie. Opowiadała o rzeczach, które dla niej były normalne, wręcz nudne, a które przyprawiały Beth o wypieki na twarzy. Hermiona pomyślała, że będzie musiała wybrać się na ulicę Pokątną i na prezent kupić jej kilka magicznych gadżetów i słodyczy.
- To znaczy, że duchy naprawdę istnieją? - zawołała Beth. - Można je zobaczyć i z nimi porozmawiać?
- Znam tylko te duchy, które były w Hogwarcie. Nigdzie indziej żadnego nie widziałam. Bogu dzięki - zaśmiała się Hermiona.
- Niesamowite! Żałuję, że też nie jestem czarodziejką, żeby móc to wszystko zobaczyć.
- Jesteś czarodziejką, Beth - powiedziała Hermiona. - Dysponujesz większą magią niż ci się wydaje.
Beth uśmiechnęła się, wyraźnie zadowolona.
- Pamiętasz, jak kiedyś chciałaś mi coś pokazać, ale byłaś zdziwiona, że zaklęcie się nie udało? - przypomniała sobie nagle, na co Hermiona tylko skinęła głową. - Próbowałaś znowu?
- Nie. Nie miałam odwagi.
- Dlaczego?
- Patronus to zaklęcie, które jest głęboko związane z emocjami i charakterem danego czarodzieja. Może przybierać zwierzęcą formę, ale nie musi. Tylko naprawdę uzdolnieni czarodzieje mogą wyczarować cielesnego patronusa. Dla innych to po prostu zwykła tarcza. Pytałam o to Severusa i stwierdziliśmy, że mój patronus może być w trakcie przemiany. Widocznie to, co przeżyłam miało na mnie większy wpływ niż mi się wydawało.
- No tak, ale nie rozumiem, czego się obawiasz? To chyba nic złego, że się zmieniasz? Na tym polega życie. Nie da się ciągle trwać w tym samym miejscu, a to co przeżywamy, zostaje z nami na zawsze. Tak samo jest z ludźmi, których spotykamy na swojej drodze. Jedni mają na nas większy wpływ, inni mniejszy.
Tak proste, a jednocześnie tak skomplikowane. I choć sama doskonale o tym wiedziała, dopiero gdy Beth powiedziała to na głos, do Hermiony dotarł prawdziwy sens tych słów i po raz kolejny była pod wrażeniem wrażliwości swojej przyjaciółki.
- Masz rację. Ostatnio stwierdziłam, że za bardzo przybieram sobie to wszystko do głowy, a powinnam raczej przestać się przejmować i po prostu czekać na to, co przyniesie mi los.
- A więc?
- A więc co?
- Spróbuj wyczarować to coś teraz.
Hermiona poszła po swoją różdżkę i stanęła na środku pokoju, jej ręka trzęsła się lekko. Wypowiedziała zaklęcie i przez chwilę zaniepokojona, że znowu nic się nie stanie i być może jej patronus już nigdy nie przybierze żadnej formy, nagle westchnęła z zachwytu i zakryła usta dłonią. Usłyszała jak Beth prawie krzyknęła z zaskoczenia.
Po salonie przebiegła lwica, po czym majestatycznie podeszła do Hermiony, jak gdyby chciała się jej przedstawić, wlepiła w nią swoje ślepia i po chwili rozpłynęła się.
- To było... to... - jąkała się Beth, wskazując ręką to na miejsce, w którym przed chwilą widziała patronusa, to na Hermionę.
- Lwica - szepnęła Hermiona. - Wydra zmieniła się w lwicę. Poczuła, jakby nagle coś w niej pękło. Chyba w końcu nadszedł czas, żeby w siebie uwierzyć i stać się panią swojego życia.
Beth popatrzyła na Hermionę, jej usta ciągle były otwarte ze zdumienia.
- Dziewczyno, jesteś jedyna w swoim rodzaju - powiedziała.
Hermiona uśmiechnęła się tylko i popatrzyła na miejsce, w którym przed chwilą znikł jej nowy, duchowy przewodnik.
x x x
Poniedziałek okazał się być tak ponury, jak pogoda panująca na zewnątrz. Hermiona widząc minę Severusa od razu po swoim wejściu wiedziała, że coś jest nie tak, i że to nie wróży nic dobrego.
- Dzień dobry - przywitała się z nim jak zwykle, na co on posłał jej wściekłe spojrzenie, kazał się do niego nie odzywać i nie poprosił, a dosłownie wydał jej rozkazy odnośnie tego, co ma dzisiaj zrobić. Hermionie nie spodobało się to ani trochę. Nie zasłużyła sobie niczym na takie traktowanie. Postanowiła jednak zbyć jego, co najmniej dziwne zachowanie milczeniem i zabrała się za czytanie. Podczas robienia notatek zerkała dyskretnie w jego stronę. W pewnym momencie zauważyła, że rozmasowywał sobie kark i szyję i zdała sobie sprawę, że musi boleć go miejsce po ugryzieniu Nagini. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się dlaczego nie zażył po prostu eliksiru przeciwbólowego, żeby pozbyć się bólu.
Miarka przebrała się, gdy wyszedł z pracowni, trzaskając za sobą drzwiami, tak, że o mało co nie wypadły z futryny. Hermiona była wtedy w trakcie przygotowywania składników do eliksiru i siekała liście blekotu. Skupiona na tym, co robiła, dobrze wiedząc, że Severus nie przyjmował niczego, co nie było perfekcyjne, kompletnie nie spodziewała się takiego hałasu. Wystraszyła się i zamiast liścia przecięła sobie palec wskazujący. Zapiekło, krew zaczęła kapać na warsztat, a ona zaklęła na głos, co nie zdarzało jej się często. Szczerze mówiąc, nie było to nic strasznego i wyleczyłaby to machnięciem różdżki, jednak postanowiła, że wykorzysta to skaleczenie przeciwko niemu. Poczuła, że napięta atmosfera, panująca od rana w pracowni jej się udzieliła i sama poczuła złość. Z zamiarem poszukania go wyszła, z impetem otwierając drzwi i praktycznie się z nim zderzyła. Cofnął się o krok, zamykając oczy i biorąc głęboki oddech. Nadal był wściekły. Stwierdziła, że nic ją to nie obchodzi i wycelowała w niego skaleczony palec.
- Byłabym wdzięczna gdybyś na drugi raz nie trzaskał znienacka drzwiami, podczas gdy w pokoju panuje cisza - powiedziała zdecydowanym tonem. - Przez ciebie o mało co nie obcięłam sobie palca.
- Nie dramatyzuj, dziewczyno - wycedził. - Jestem u siebie i będę robił co chcę. A teraz zejdź mi z drogi - popatrzył na nią prawie z pogardą.
Hermiona skrzywiła się na jego słowa. Domyśliła się, że źle się czuje, jednak nie miał prawa się na niej wyżywać. Normalnie pewnie zamknęłaby się w sobie, spuściła głowę i zrobiła co kazał. Tym razem jednak była na tyle zła, że w momencie postanowiła, że nie da sobą pomiatać. Wzięła się pod boki i powiedziała:
- Ależ bardzo proszę - po czym minęła go, wpadła do kuchni i podeszła prosto do szafki, w której wiedziała, że trzyma kilka podstawowych eliksirów, w tym właśnie eliksir przeciwbólowy. Wzięła jeden flakonik i wróciła do pracowni, z impetem stawiając buteleczkę na jego biurku.
- Następnym razem, zamiast się na mnie wyładowywać i tworzyć taką parszywą atmosferę po prostu to wypij - powiedziała ze złością. - Wychodzę. Nie będę ci dzisiaj już więcej przeszkadzać swoją obecnością.
Jak powiedziała, tak zrobiła. Nie patrząc na niego, wyszła z pracowni, porwała swoją kurtkę i torebkę i tak samo, jak on chwilę wcześniej, trzasnęła za sobą drzwiami.
Być może nie było sensu robić takiej sceny, ale nie miała ochoty czekać, aż mu przejdzie, chodzić koło niego jak koło jajka i znosić jego przykre uwagi. Równie dobrze mógł jej powiedzieć, że coś jest nie tak, a nie zachowywać się jak dziecko. Nie mówiąc już o tym, że nie znosiła go w takim wydaniu.
Żałowała, że tak się stało i współczuła mu, bo zdawała sobie sprawę, jaki to musi być ból, ale wolała nie wchodzić mu już dzisiaj więcej w drogę. Zastanawiała się, czy wypił ten eliksir i jak będą się układały między nimi sprawy jutro rano, gdy wróci do pracy. Jedno, czego była pewna, to że będzie bardzo niezręcznie.
Tym oto sposobem miała cały dzień wolny. Postanowiła, że nie będzie marnowała czasu i mimo, że nie była w nastroju, aportowała się prosto na Pokątną. Chciała kupić Beth jakiś wyjątkowy prezent i chociaż na niej samej, magiczne słodycze nie robiły już wrażenia, wiedziała, że jej przyjaciółka będzie nimi zachwycona.
Ulica jak zwykle była zatłoczona. Hermiona szła powoli, oglądając wystawy i rozglądała się za sklepem ze słodyczami Sugarpluma, w którym kiedyś kupowali słodkości. Z daleka zobaczyła sklep z dowcipami Weasley'ów i postanowiła ominąć go szerokim łukiem. Wiedziała, że po śmierci Freda, Ron pomagał bratu w prowadzeniu firmy i nie chciała przez przypadek na niego wpaść. Mogła pogodzić się z tym, że już się nie przyjaźnią, ale tego, co Ron powiedział jej na odchodnym nie zapomni nigdy.
Dwie godziny później była już po zakupach. W jednej ręce niosła wypchaną po brzegi torbę, w której znajdowały się dyniowe paszteciki, fasolki wszystkich smaków, czekoladowe różdżki, kilka rodzajów magicznej czekolady, balonówki Drooblego, kociołkowe pieguski i kilka butelek piwa kremowego. W drugiej niosła małą, różową torebeczkę. Pomyślała, że skoro Beth dała jej bransoletkę to i ona sprawi jej mały upominek. W sklepie jubilerskim Pani Błyskotki wypatrzyła śliczny naszyjnik na srebrnym łańcuszku, z kwiatuszkiem, w środku którego znajdował się lapiz lazuli. Hermiona była zadowolona, że to akurat znowu ten kamień. W dodatku czarownica, która ją obsługiwała wytłumaczyła jej, że lapis lazuli symbolizuje przyjaźń, więc idealnie się złożyło. "Jeden kamień, a tyle znaczeń" - pomyślała Hermiona, zadowolona z udanych zakupów. Aportowała się do domu i po obiedzie od razu zaczęła przeglądać swoje notatki i uczyć się, nie chcąc tracić czasu i nie myśleć o tym, że będzie musiała jutro stanąć twarzą w twarz z Severusem.
x x x
Nie wiedziała czego się spodziewać, gdy nazajutrz ostrożnie stanęła w drzwiach pracowni i cicho się przywitała. Chwilami miała wyrzuty sumienia i żałowała, że tak się zachowała. Mogła po prostu przełknąć jakoś jego podły humor i dotrwać do wieczora. Z drugiej strony to on był wyjątkowo nieprzyjemny, a ona nie zrobiła niczego, żeby miał się do niej zwracać w takich słowach. Teraz już nie było sensu, żeby się nad tym rozwodzić.
Odwrócił się i popatrzył na nią, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Z jego oczu nie mogła niczego odczytać, jedyne co mogła stwierdzić, to że dzisiaj czuł się już lepiej. Stanęła w progu i nie była pewna co dalej. Zapytać jak się dzisiaj ma, udawać, że nic się nie stało, czy może po prostu przeprosić go za swoje wczorajsze zachowanie, chociaż wina zdecydowanie leżała po jego stronie.
- Masz zamiar stać tak przez cały dzień? - zapytał.
"Och, na miłość boską" - pomyślała i nie zastanawiając się dłużej wypaliła:
- Severusie, przepraszam. Nie powinnam była wczoraj się tak zachować.
- Nie masz mnie za co przepraszać - odparł, wstając i opierając się plecami o regał.
- Powinnam była ci pomóc, a nie robić sceny i...
- To ja przepraszam - wszedł jej w słowo. - Nie miałem prawa cię tak potraktować ani tak do ciebie mówić.
Zaskoczyła ją jego skrucha. Pokiwała tylko szybko głową, czując, nie wiedzieć czemu, że zbiera jej się na płacz.
- Już o wszystkim zapomniałam, Severusie. Nic takiego się nie stało.
Skinął głową, pozornie nie zwracając uwagi na jej lekko zaszklone oczy.
- Może wreszcie wejdziesz do środka?
- Ach, tak, czemu nie - zaśmiała się, zamykając za sobą drzwi i podchodząc do biurka. - Nad czym będziesz dzisiaj pracował?
- Właściwie to nie mam żadnych pilnych zobowiązań. Kilka eliksirów musi jeszcze dojrzeć, zlecenia na te łatwiejsze już zrealizowałem, dzięki twojej pomocy, więc można powiedzieć, że mam dzień wolny.
- I mówisz mi o tym dopiero teraz? Gdybym wiedziała, nie przyszłabym.
- Dlaczego? - zapytał, unosząc brwi.
- Będę ci tylko przeszkadzać. Nie będziesz mógł odpocząć...
- Powiedziałem, że ja nie mam nic do roboty, a nie ty.
- A więc to tak - powiedziała, biorąc się pod boki. - Ja tu się będę męczyć, a ty sobie spokojnie siedział i patrzył na moje cierpienie?
- Miałem inne plany, ale twoja propozycja jest bardziej kusząca - odparł, uśmiechając się lekko.
- Jesteś...
- Okropny. Wiem.
Hermiona spojrzała na niego i pomyślała, że uwielbia go takiego: spokojnego, trochę pobłażliwego, ale ciągle jakby czujnego. Uśmiechnęła się do niego i westchnęła, zrezygnowana.
- Przerobiłaś już całkiem sporo materiału - podjął. - Nie chcę, żebyś dzisiaj zajmowała się teorią. Skoro mamy czas, przejdziemy do praktyki - powiedział, stając przy srebrnym kociołku. - Poważniejszej praktyki.
- Naprawdę? - zapytała Hermiona, czując nagłe podekscytowanie.
- Naprawdę - odparł. - Jeśli dobrze pamiętam to, żeby wygrać Felix Felicis, Potter musiał uwarzyć Wywar Żywej Śmierci?
- Tak. Wtedy pierwszy raz korzystał z twojej książki.
- I to był pierwszy raz, kiedy nie udało ci się sporządzić eliksiru?
- Niestety - powiedziała przez zęby.
- Zatem najwyższa pora, żebyś się tego nauczyła.
- Byłoby cudownie!
- Niesamowicie łatwo cię zadowolić - powiedział, widząc jak prawie podskakuje ze szczęścia.
- Och, daj spokój! - zawołała. - Dla mnie to jest naprawdę ekscytujące.
- Widzę. A teraz skup się. Przy ważeniu eliksirów musisz być skoncentrowana i spokojna. Jeden pochopny ruch, jedna zła decyzja i skutki mogą być opłakane, rozumiesz?
- Tak - potwierdziła.
- Dobrze. A teraz przygotuj swoje stanowisko do pracy. Powiedz mi, czego będziesz potrzebowała do sporządzenia tego konkretnego wywaru?
Zaczęła wymieniać, począwszy od składników, a kończąc na narzędziach. On tylko kiwał głową i kazał jej wszystko ustawić, w taki sposób, w jaki zrobiłaby to bez jego pomocy.
Prawdziwe wyzwanie zaczęło się w momencie, gdy Hermiona zaczęła przygotowywać sam wywar. Severus kontrolował każdy jej ruch, jednak starał się niczego nie komentować. Widział, że bardzo się stara. Była dokładna i skupiona na pracy. Oczywiście nie pamiętała dokładnie całego przepisu, więc prowadził ją przez niego krok po kroku.
- Teraz dodaj trzynaście kropel soku z Sopophorusa.
- A nie dwanaście?
- Nie. Dzięki tej jednej kropli wywar będzie porządniejszy.
- Porządniejszy? - zapytała, spoglądając na niego z rozbawieniem. Cały czas stał obok niej i kontrolował każdy jej ruch, ale o dziwo jej to nie przeszkadzało.
- Skup się i rób co mówię.
Bez słowa dodała do kociołka trzynaście kropel i obserwowała jak parująca ciecz lekko zmieniła odcień. Trzymała się jego instrukcji przez następne pół godziny. Problem pojawił się, gdy zaczęła mieszać.
- Nie mieszaj tak sztywno - powiedział, gdy odłożyła bagietkę i właśnie miała dodawać sproszkowany korzeń asfodelusa.
- Jak to sztywno?
- Musisz bardziej pracować nadgarstkiem. O tak - wykonał ruch, pokazując jej jak ma to zrobić. Dodaj korzeń. Za chwilę będziesz musiała zamieszać dziesięć razy przeciwnie do ruchu wskazówek zegara a następnie osiem razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
Jej technika okazała się być ciągle niezadowalająca.
- Stop - zatrzymał ją w połowie.
- Wywar się zepsuje - zaprotestowała.
- Ciągle robisz to nie tak, jak trzeba - powiedział ignorując jej słowa i stając bliżej niej, przysunął swoją prawą dłoń do jej własnej, w której trzymała mieszadło. - Mogę? - zapytał, a ona tylko pokiwała głową. Stanął za nią, delikatnie łapiąc ją za rękę i mieszając razem z nią. Poczuła jego bliskość, ziołowy zapach jego perfum i musiała zebrać resztki swojej silnej woli i opanowania, żeby nie zacząć drżeć na całym ciele pod wpływem tego zbliżenia.
- Teraz lepiej - powiedział po chwili, puszczając jej dłoń i odsuwając się. - Coś się stało? - zapytał, widząc jej wyraz twarzy i była pewna, rumieńce.
- Nie. Nic - pokręciła głową, nie patrząc na niego. - Chyba trochę się zmęczyłam, to wszystko. Oparła się rękami o blat, żeby uspokoić dłonie, które ku jej zdumieniu trzęsły się lekko i udała, że przygląda się zawartości kociołka.
Zmarszczył brwi, ale nie skomentował. Odczekali dwie i pół minuty, aż wywar się odstoi, po czym Hermiona dodała jeden mały kawałek korzenia waleriany i eliksir przybrał barwę bladoróżową, taką jaką powinien. Severus zerknął do kociołka.
- Gratulacje. Udało ci się - powiedział.
- Dziękuję. Warto dodać, że tylko dzięki twojej pomocy.
- Jesteś tutaj po to, żeby się uczyć. Z każdym kolejnym podejściem będzie coraz lepiej. Najważniejsze jest, żebyś pamiętała o spokoju, koncentracji i chociaż odrobinie uczucia - powiedział. - Każdy eliksir jest wyjątkowy, nawet jeśli warzysz ten sam po raz setny i do każdego musisz podejść z tą samą powagą. Nigdy nie popadaj w rutynę, Hermiono, pamiętaj.
- Będę pamiętać. Dziękuje - powiedziała, uśmiechając się do niego lekko i spojrzała na kociołek. Westchnęła i stwierdziła, że mimo wszystko jest z siebie dumna. Wywar Żywej Śmierci zdecydowanie nie należał do łatwych eliksirów. Być może Harry uwarzył go wtedy sam, ale nie robił tego z pamięci, tylko miał przed sobą wypisane składniki i instrukcję, która przeprowadziła go krok po kroku przez cały proces tworzenia. Nie wspominając o tym, że była udoskonalona przez Severusa.
- To był całkiem udany poranek - stwierdziła po chwili, zabierając się za sprzątanie.
- I mnie się tak wydaje - odparł. Wyczarował kilka fiolek, przelał do nich eliksir i z kolejnym machnięciem różdżki już ich nie było. Hermiona zmarszczyła brwi i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nigdy nie zapytała go gdzie trzyma gotowe eliksiry.
- Severusie?
- Tak?
- Dokąd odesłałeś te fiolki?
- Do magazynu.
- Dokąd?
- Na górze mam magazyn - odpowiedział cierpliwie. - Pierwotnie była to garderoba, ale przerobiłem ją. Tutaj to wszystko by się nie zmieściło, musiałem mieć jakieś miejsce do przechowywania.
- Mhm - pokiwała głową. - Zabawne, że nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby o to zapytać.
- Chodź. Wydaje mi się, że faktycznie musisz trochę odpocząć - odparł rozbawionym tonem.
Jak zwykle przeszli od razu do kuchni.
- Co powiesz na lampkę wina dla uczczenia twojego pierwszego wywaru? - zapytał. Hermiona spojrzała na niego, unosząc lekko brew i uśmiechając się. - Zarządzam koniec pracy na dzisiaj - dodał, widząc jej minę.
- Jeśli tak, to się zgadzam - odparła. - Nie wypadałoby mi pić, będąc w pracy.
- Nieraz piliśmy wino do obiadu - zauważył.
- Tak, ale to było do posiłku, więc się nie liczy.
- Twój tok myślenia czasami jest naprawdę zaskakujący - powiedział.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że tak naprawdę zaczynają właśnie spędzać wspólnie czas. Jego wolny czas.
- Severusie, naprawdę nie chciałabym ci przeszkadzać - powiedziała odkładając kieliszek. - To twoje wolne popołudnie. I tak z pewnością masz mnie dość i chciałbyś odpocząć. Powinnam już iść. Naprawdę, czułabym się niekomfortowo, wiedząc, że...
- Hermiono - przerwał jej. - Jeśli nie przestaniesz w tej chwili, to przysięgam, uciszę cię zaklęciem.
- Nie odważyłbyś się!
- Założymy się?
Spojrzała na niego. Na jego twarzy błąkał się bezczelny uśmieszek. Nie była pewna, czy rozsądnie byłoby przyjąć wyzwanie z jego strony, ale postanowiła spróbować.
- Możemy. Ale i tak powiedziałam już co chciałam.
- A ja nie - odparł, patrząc jej prosto w oczy. - Jeśli nie masz innych planów na dziś, to zapraszam cię do spędzenia tego popołudnia ze mną.
- Naprawdę? - zapytała.
- Skąd to zaskoczenie?
- Myślałam, że będziesz chciał się mnie jak najszybciej pozbyć.
- Za dużo myślisz, Hermiono.
- Na to wygląda - odparła. - Skoro tak, to dolej mi jeszcze wina - dodała, wyciągając w jego stronę kieliszek.
- Żebyś przestała myśleć?
- Nie żebym przestała myśleć, tylko dlatego, że wygląda na to, że spędzę tutaj jeszcze trochę czasu. A skoro mam świętować mój dzisiejszy sukces, to chcę to robić z pełnym kieliszkiem. Nie martw się - dodała. - Nie opiję się.
- Jeszcze zobaczymy. To wino nie należy do słabych. Poza tym przypominam ci, że jutro jest środa i oczekuję cię jak zwykle rano. W stanie zdatnym do pracy.
Hermiona przewróciła oczami.
- Wiem, wiem. Żartowałam tylko. Poza tym, na pewno masz w swoim magazynie choćby jedną, malutką buteleczkę z eliksirem na kaca. Nie poratowałbyś mnie nią, gdyby zaszła taka potrzeba?
- Hermiona Granger prosząca o eliksir na kaca? Świat oszalał.
- Wyobraź sobie, że taka sytuacja mogłaby mieć miejsce. Wiem, że dałam się poznać z innej strony, ale czasami każdy ma prawo zbłądzić - uśmiechnęła się, figlarnie przekrzywiając głowę. Zmrużył lekko oczy, wziął do ręki butelkę i ostatecznie dolał jej do pełna.
- Czekam zatem z niecierpliwością, żeby poznać to twoje drugie oblicze - powiedział wolno.
Wytrzymała jego spojrzenie. Czy oni właśnie flirtowali? Poczuła, że nagle zrobiło jej się gorąco. Zbyt wiele dwuznaczności wkradło się dzisiaj między nich. O ile wcześniejszy incydent w pracowni dał się wytłumaczyć i pewnie tylko ona wyobrażała sobie zbyt wiele, to teraz zaangażowanie widać było wyraźnie po obu stronach. Poczuła, że musi to jakoś przerwać, bo nie wiadomo, dokąd mogłoby ich to doprowadzić i na samą myśl zaczęła się czerwienić. Nie mogła jednak zaprzeczyć temu, że tego typu potyczki słowne z nim naprawdę się jej podobały.
- Cóż. Na pewno nie uda ci się to dzisiaj - powiedziała w końcu, nie mogąc wymyślić niczego lepszego. W odpowiedzi uniósł tylko lekko kącik ust i oparł się plecami o blat, biorąc łyk wina.
- Severusie? - zagadnęła go, starając się zmienić temat.
- Mhm?
- Lubię twoją kuchnię.
- Zatem całkiem nieźle się składa.
- Bo?
- Ktoś musi ugotować obiad.
- Och, nie - jęknęła i oparła głowę o złączone na blacie dłonie. - Przez chwilę o tym zapomniałam.
- Możemy zjeść na mieście - zaproponował.
- Nie. Wolę zostać u ciebie - odparła i dopiero po chwili, gdy zobaczyła jego minę dotarło do niej co powiedziała. - Och, nie patrz na mnie takim wzrokiem! Dobrze wiesz, o co mi chodziło. Mogę ugotować dzisiaj ten obiad, niech będzie moja strata.
- Jakże wspaniałomyślnie z twojej strony - powiedział z rozbawieniem.
- Severusie, ostrzegam cię.
- Ty mnie?
- Tak. Może nie wyglądam, ale gdy się zdenerwuję, to nie ręczę za siebie.
Przymknął oczy i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Kuchnia jest twoja - powiedział w końcu i udał, że nie widzi wyrazu tryumfu na jej twarzy. - Za chwilę wrócę - dodał i poszedł na górę.
x x x
"Co ta dziewczyna ze mną robi" - pomyślał, zamykając za sobą drzwi gabinetu. Poczuł, że musi na chwilę zostać sam i zebrać myśli. Usiadł w swoim fotelu za biurkiem i spojrzał na okno. Ciemne chmury zaczęły kłębić się na niebie. "Idzie burza" - pomyślał automatycznie. Przeczesał ręką włosy i westchnął, odchylając się na oparcie. Jego myśli powróciły do niej. Nie sądził, że w tak krótkim czasie zdąży się tak przyzwyczaić do jej obecności. Do tego stopnia, że praktycznie spędzali ze sobą całe dnie, a jemu to kompletnie nie przeszkadzało. Oczekiwał zupełnie czegoś innego, tym bardziej cała sytuacja była dla niego zaskakująca.
Jego uwadze nie umknęło jej dzisiejsze zachowanie w pracowni. Poczuł, jak spięła się pod wpływem jego dotyku, widział drżenie jej dłoni i słyszał przyspieszony oddech. Z początku uważał, że to po prostu zawstydzenie, jednak teraz zdał sobie sprawę, że to zaczynało przeradzać się w coś innego. Przypomniał sobie jej reakcje na swój widok, to jak w jaki sposób na niego patrzyła i jak się z nim drażniła. On też ją obserwował. I za każdym razem zamiast irytującej, byłej uczennicy widział piękną, młodą kobietę, a w pracowni, zamiast sprawiającej kłopoty, zadającej mnóstwo niepotrzebnych pytań dziewczyny, miał przed sobą świetnie zapowiadającą się mistrzynię eliksirów. Cóż, piękno i inteligencja tworzyły wyjątkowo pociągający duet.
Z jednej strony czuł, że zaczyna wyobrażać sobie zbyt wiele. Że nie powinien dopuścić do tego, żeby stała się dla niego kimś więcej, niż tylko jego stażystką. Że to on powinien mieć głowę na karku i nie dopuszczać do takich sytuacji, jak przed chwilą w kuchni. W powietrzu wyraźnie czuć było napięcie. I to bynajmniej nie było zdenerwowanie.
Nie tylko on zaczął się angażować. To więcej niż pewne. Na początku chciał tylko spłacić swój dług wobec niej. Teraz przestał się już oszukiwać. Sprawy między nimi zaczynały przybierać całkiem inny obrót.
Westchnął i spojrzał na szarą kopertę leżącą na biurku. Wziął ją do ręki i wyciągnął ze środka dwa zaproszenia do opery. Czy był żałosny, myśląc, że będzie chciała z nim iść? Czy warto zaryzykować i zapytać ją o to, czy lepiej wyrzucić bilety do kosza? W końcu miała niedawno urodziny i lubiła muzykę klasyczną, a także ku jego zdumieniu, również jego towarzystwo. Więc czemu by nie? Wielokrotnie obiecywał sobie, że musi się pilnować, że ona nie jest dla niego, ale coś sprawiało, że nie potrafił. Pierwszy raz w życiu nie umiał i dobrze wiedział o tym, że również nie chciał zachować dyscypliny.
Nie wiedział, co przyniesie przyszłość i nie chciał tego wiedzieć. Być może, gdy ona zacznie studiować, pozna innych ludzi i zajmie swoje myśli zupełnie czymś innym, ich relacja znowu się zmieni.
Niewinny flirt niczego nie znaczył. "Weź się w garść" - pomyślał. Wstał, już w pełni zdecydowany, schował kopertę do tylnej kieszeni spodni. Nie po to kupił bilety, żeby je teraz wyrzucić. Czuł, że zaczyna boleć go głowa. Wrócił do kuchni z zamiarem wypicia kawy i zastał Hermionę rozkładającą talerze na stole. Spojrzała na niego, zakładając swoje niesforne loki za ucho.
- Obiad będzie za niedługo - powiedziała. - Miałam po ciebie iść.
- W porządku.
- Coś się stało? - zapytała marszcząc brwi.
- Nie, dlaczego?
- Masz dziwną minę.
Na Boga. Był mistrzem oklumencji, a mimo tego udawało jej się go przyłapać. Zauważył, że po wojnie jego czujność zdecydowanie się osłabiła.
- Pomyślałem sobie, że to ty jesteś moim gościem. Powinnaś siedzieć i nic nie robić.
- Ty również byłeś moim gościem, a sam zająłeś się przygotowaniem nam czegoś do picia - stwierdziła. - Być może powinno być inaczej, ale dopóki nam to nie przeszkadza i czujemy się swobodnie, to chyba nie ma sensu przejmować się konwenansami, czyż nie?
Popatrzył na nią i uśmiechnął się lekko.
- Niemożliwa kobieta.
- Mam dobrego nauczyciela - zaśmiała się.
Podczas obiadu Severusowi wpadł do głowy pewien pomysł.
- Miałabyś ochotę na małą wycieczkę? - zapytał. - Myślę, że obojgu nam dobrze zrobi, jak na chwilę oderwiemy się od codzienności.
- Wycieczkę? A dokąd?
- Dowiesz się, gdy będziemy na miejscu.
Przez chwilę wyglądała na niezdecydowaną, jednak ostatecznie zgodziła się. Po obiedzie stwierdziła, że musi skorzystać z łazienki, a on w tym czasie odniósł talerze do zlewu, wsadził różdżkę do kieszeni i narzucił na siebie swoją czarną, skórzaną kurtkę. Do wewnętrznej kieszeni schował zaproszenia. Był więcej niż pewny, że spodoba jej się tam, dokąd ją zabiera. Wyszedł przed dom i czekając na nią, zapalił papierosa. Powietrze pachniało nadciągającym deszczem.
Zachciało mu się śmiać na widok jej miny, gdy go zobaczyła.
- Ty palisz? - zapytała.
- Co w tym takiego szokującego?
- Właściwie to nic - wzruszyła ramionami, ubierając płaszcz. - Po prostu nigdy przedtem nie widziałam, żebyś to robił. Severusie?
- Mhm? - mruknął, zaciągając się dymem.
- Pasuje ci taki styl - powiedziała szybko. - Ta kurtka i w ogóle...
Spojrzał na nią, starając się, żeby na jego twarzy nie było widać żadnych emocji, podczas gdy w duchu śmiał się z jej widocznego speszenia.
- Dziękuję, Hermiono. Jesteś chyba pierwszą osobą, która wyraziła się pozytywnie o moim wyglądzie. Doceniam to - odparł i gasząc papierosa, wszedł z powrotem do przedpokoju i zamykając za sobą drzwi, wyszeptał zaklęcie ochronne.
- Nie ma za co. Mówię jak jest.
Gdy już byli gotowi do drogi, Severus wyciągnął ku niej rękę.
- Chodź. Nie będziemy tu stali całe popołudnie.
Delikatnie wzięła go pod ramię i chwilę później wylądowali w najpiękniejszym miejscu jakie Hermiona kiedykolwiek widziała.
- Severusie - wyszeptała. - Czy my przypadkiem nie jesteśmy na Wyspie Skye?
- W rzeczy samej - odparł, biorąc głęboki wdech.
Stali na wysokim klifie, porośniętym bujną trawą, w odcieniu zieleni, który można spotkać tylko na tej wyspie. Przed nimi rozpościerał się błękit oceanu. Hermiona westchnęła.
- Zawsze chciałam zobaczyć to miejsce - powiedziała, rozglądając się wokoło. W zasięgu wzroku nie widziała żadnych turystów. Byli sami. - Tu jest niesamowicie.
- Zawsze tu przychodziłem, gdy chciałem odpocząć - powiedział wolno, patrząc na sobie tylko znany punkt na horyzoncie. Hermiona zauważyła, że jego oczy mają nieobecny wyraz, jakby myślami był zupełnie gdzie indziej. Spojrzał na nią.
- Jesteś pierwszą osobą, której chciałem pokazać to miejsce.
- Och, Severusie. Nie wiem co odpowiedzieć. Ja... To dla mnie wiele znaczy.
- Tutaj uciekałem, gdy chciałem się schować przed całym światem. Chodź, przejdźmy się. Pogoda na szczęście nam dopisuje. Obawiałem się, że będzie inaczej.
W rzeczy samej, zza chmur zaczęło nieśmiało pokazywać się słońce. Nie było ani zbyt ciepło ani zimno. Raczej rześko i Hermiona cieszyła się, że zdecydowała się dzisiaj rano na ubranie dżinsów i trampek a nie sukienki.
Szli w milczeniu. Wiatr targał im włosy a mokra trawa oblepiała się wokół butów. Hermiona podziwiała krajobraz. Jego otwartość, piękno i dzikość. Pomyślała o tym, co powiedział Severus i zrobiło jej się przykro. Wyobraziła go sobie, samotnego, wpatrzonego w ocean. Było w tym coś tragicznego i jednocześnie romantycznego. Jak źle musiał się wtedy czuć. Czy zbierał tu siły na to, żeby móc wypełniać rozkazy Dumbledore'a? Czy próbował się tu uspokoić po spotkaniach z Voldemortem? Czy stojąc na tym klifie myślał o tym, jak to wszystko się skończy i czy w ogóle uda mu się przeżyć?
- O czym tak myślisz? - zapytał, wyrywając ją z zamyślenia.
- O tym jak tu jest pięknie - odparła, i po chwili wahania dodała - i o tobie.
- O mnie?
- Zastanawiałam się, w jakich momentach swojego życia pojawiałeś się tu i o czym mogłeś wtedy myśleć - odważyła się spojrzeć mu w oczy. Nie zobaczyła w nich tego, czego się spodziewała - złości, a raczej smutek. Zmęczenie. Sądziła, że nie odpowie. Myliła się.
- Moje życie nie było łatwe. Odkąd odkryłem to miejsce przychodziłem tutaj, owszem, ale tylko w krytycznych momentach. Lubię patrzeć na ocean. Jego szum zawsze uspokajał moje myśli. A tego było mi wtedy trzeba. O tak - westchnął. - Spokoju i samotności.
Nic nie powiedziała. Nie odważyła się zmącić tej aury, która go nagle otoczyła. Czuła w powietrzu wibrującą magię.
- Wiem, że zawsze unikam rozmów na tematy, które są dla mnie niewygodne - ciągnął - po prostu uważam to za zamknięty rozdział w moim życiu i nie chcę rozdrapywać starych ran. W swoim czasie opowiem ci więcej. Jednak nie dziś. Dziś chcę, żebyśmy miło spędzili czas, a nie żebyś słuchała takich historii. - Popatrzył na nią. Policzki miała zaróżowione od wiatru, a jej oczy błyszczały lekko. Pomyślał, że jest piękna. Na Boga. Jeśli ona nie jest najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek poznał, to niech ktoś wyłupi mu oczy.
Wydaje się, że jego patronus nie zmienił się bezpodstawnie. Pomyślał o Lily i zdał sobie sprawę, że mimo tego, że zawsze będzie ją kochał, to jego miłość do niej nabrała innego wymiaru niż kiedyś. W tym momencie darzył ją bardziej sentymentem niż tym, co czuł jeszcze kilka lat temu. Oczywiście, że nigdy o niej nie zapomni, jednak musiał zaakceptować to, że jego uczucia zaczynają zwracać się w stronę zupełnie innej osoby.
- Jak ci się tutaj podoba? - zapytał, starając się przestać o tym myśleć.
- Jest wspaniale. Tak... bajkowo.
- Na dole jest plaża. Złap mnie za rękę. Aportujemy się tam.
Po chwili szli wolno, ramię w ramię kamienistym wybrzeżem. Fale odbijały się rytmicznie od brzegu i słychać było wyłącznie szum morza.
- A więc powiedz mi, Hermiono, jak ci się podoba twój staż? - zapytał.
- Nie mógłby być lepszy. Tak wiele się od ciebie nauczyłam i nawet nie umiem opisać słowami tego, jaka jestem wdzięczna. Gdyby nie ty, ciągle bym się nad sobą użalała i tkwiła w martwym punkcie bez perspektyw na przyszłość.
- Na pewno sama doszłabyś do tego, że nie chcesz tak dłużej żyć. Nastąpiło by to pewnie tylko trochę później.
- Być może, ale widocznie przeznaczenie chciało inaczej.
- Wierzysz w przeznaczenie?
- Oczywiście - spojrzała na niego. - Wierzę w to, że było nam dane ponownie się spotkać. W tych, czy innych okolicznościach. To, co ma się zdarzyć i tak się stanie.
Nic nie odpowiedział. Na chwilę znowu zapadła pomiędzy nimi cisza.
- Severusie?
- Tak?
- Wyczuwasz tutaj magię?
- Magię? - zapytał, marszcząc czoło.
- Wydaje mi się, że czuję w powietrzu coś dziwnego.
- Cóż, Hermiono. Jestem pod wrażeniem.
- Dlaczego? - zapytała ze zdziwieniem.
- Bo to rzeczywiście magia. Jestem zaskoczony, że ją wyczułaś. Nie każdy czarodziej jest do tego zdolny. I wcale nie mówię o umiejętnościach. Do tego potrzeba raczej głębokiej wrażliwości i empatii.
Zerknął na nią. Wyglądała na jednocześnie podekscytowaną i zadowoloną z siebie.
- Skąd się bierze ta magia?
- Z natury. Nie tylko ludzie rodzą się z pewnymi umiejętnościami. Natura jest pełna mocy, tylko nie każdy to zauważa. - Przystanęli. Severus schylił się i podniósł mały, czarny kamień. - Weź go i skoncentruj się. Spróbuj poczuć ile w nim jest siły. Hermiona zamknęła kamień w dłoni, zamknęła oczy i wsłuchała się w szum wiatru, starając się połączyć swoją magię z magią natury. W pewnym momencie poczuła, jakby jakiś mały płomyczek zaczął rozgrzewać ją od środka. Otworzyła oczy i spostrzegła, że jej zaciśnięta w pięść dłoń, jarzy się lekkim światłem.
- Bardzo dobrze - pochwalił ją Severus. - Nawiązałaś duchowy kontakt z przyrodą.
- To było niesamowite! - powiedziała z przejęciem. - Do czego można wykorzystać takie połączenie? Czy to w jakiś sposób wzmacnia moją własną magię?
- Takie coś pomaga nam uświadomić, że nie jesteśmy sami. Że natura współistnieje wraz z nami, żeby nie powiedzieć, że to my jesteśmy tylko dodatkiem do niej. Ale tak, na pewno w jakiś sposób wzbogaca twoje własne zdolności, jednak nie na tyle, żeby dało się to bardzo odczuć. To raczej subtelne duchowe przeżycie.
- Rozumiem - odparła, spoglądając na kamień. - Zatrzymam go sobie, żeby o tym nie zapomnieć - dodała, chowając go do kieszeni i otulając się szczelniej płaszczem.
- Nie jest ci zimno?
- Nie. Jest w porządku.
- Daj mi rękę.
- Po co? - zapytała, podając mu dłoń. Złapał ją lekko, na co ona mimowolnie zadrżała.
- Masz zimne dłonie - stwierdził, po czym wyszeptał jakieś zaklęcie i poczuła jak nagle ogarnia ją przyjemne ciepło.
- Dziękuję - uśmiechnęła się lekko. - Jednak twoje też nie są ciepłe - zauważyła i chwytając jego drugą dłoń, schowała je w swoje własne, starając się go ogrzać. Patrzyli przez chwilę na siebie. Severus dałby sobie głowę uciąć, że w tym momencie czuł, jakby magia z całej wyspy, skupiła się tylko i wyłącznie wokół nich. Po chwili spuściła wzrok i puszczając jego dłonie, uśmiechnęła się smutno, kontynuując swój spacer. Severus wsadził ręce do kieszeni i podążył za nią. Jeśli miał ją zaprosić, to chyba właśnie nadszedł na to czas. Zrównał się z nią i czując się nagle, jakby opuściły go wszystkie siły, odchrząknął i podjął temat.
- Chciałem cię o coś zapytać.
- O co?
- Ostatnio były twoje urodziny, a ja nie miałem dla ciebie prezentu.
- Przecież nie wiedziałeś kiedy mam urodziny, a poza tym, nie musisz mi niczego dawać. Tyle dla mnie robisz, to dla mnie największy prezent.
- Być może, ale mimo wszystko chciałbym jakoś uczcić z tobą ten dzień. Pomyślałem, że skoro lubisz muzykę klasyczną, to może wybralibyśmy się razem na premierę Tristana i Izoldy w Royal Opera House?
Przez chwilę wyglądała, jakby nie dotarł do niej sens jego słów.
- Och, Severusie - westchnęła w końcu i ku jego zaskoczeniu, rzuciła mu się na szyję. Gdy go w końcu puściła, nie posiadała się ze szczęścia.
- Oczywiście! Jak mogłabym odmówić? To spełnienie moich marzeń! - zawołała. - W dodatku to premiera! Ile ty musiałeś zapłacić za bilety - dodała zmartwionym głosem.
- To nieistotne ile.
Westchnęła tylko i uśmiech znowu powrócił na jej twarz.
- Kiedy ma być ta premiera?
- Dwudziestego pierwszego października. W sobotę.
- Już nie mogę się doczekać. To najlepszy prezent pod słońcem. I w dodatku pójdziemy razem! Boże, tak się cieszę! - Severus obserwował jak się zachwyca. Jak się okazało niepotrzebnie wydawało mu się, że mogłaby odmówić. A jej reakcja była tak naturalna, że nie miał wątpliwości, że jej radość jest naprawdę szczera. I wcale nie był tym zdziwiony. Z jakiegoś niewytłumaczalnego dla siebie powodu, ona naprawdę lubiła jego towarzystwo.
- Kiedy ty masz urodziny? - zapytała, nie mogąc sobie przypomnieć dokładnej daty. W końcu, o czym oczywiście on nie wiedział, znalazła kiedyś w starym egzemplarzu Proroka Codziennego wzmiankę o jego narodzinach.
- Dziewiątego stycznia.
- Wątpię, czy uda mi się przebić twój prezent, ale zrobię, co mogę.
- Nie musisz mi dawać prezentu.
- Tak wiem - powiedziała, uśmiechając się szeroko i machnęła lekko ręką. - Ale i tak to zrobię.
Kontynuowali swój spacer. Hermiona zamilkła na chwilę, wyraźnie pogrążając się w myślach. Severus pewnie mógłby mimowolnie je odczytać, ale nie musiał. Wiedział o czym myśli. Utwierdził się w tym tylko, gdy powiedziała:
- Wybrałeś ciekawą operę. Historia miłosna z eliksirem w tle.
- Coś w sam raz dla nas, nie sądzisz? - zapytał, posyłając jej zagadkowe spojrzenie.
- O, tak, oczywiście jeśli chodzi o ten eliksir - odpowiedziała i uśmiechając się, przygryzła lekko wargę. - Mam nadzieję, że podadzą skład tej magicznej mikstury. Byłoby to idealne połączenie przyjemnego z pożytecznym. Szansa nauczenia się czegoś, miło spędzając czas.
- Chyba lepiej by było, żebyś nie poznała składników tego diabelskiego specyfiku.
- Boisz się, że dolałabym ci go do herbaty? - zaśmiała się.
- Nie. Ufam, że byś tego nie zrobiła.
Pogoda zaczęła się zmieniać, wiatr nasilił się, a na niebie zaczynały pojawiać się ołowiane chmury zwiastujące ulewę.
- Severusie?
- Tak?
- Chciałabym tu kiedyś wrócić.
- Wrócisz.
- Z tobą.
Popatrzył na nią. W jej oczach była prośba, wahanie, strach. Czego ona od niego oczekiwała? Nawet jeśli oboje czuli to samo, to czy rozsądnym byłoby teraz dać ujście ich emocjom? Czy jutro by tego nie żałowali? Jak niby miałaby wyglądać ich dalsza współpraca? O ile myśl o tym, że mógłby ją w tej chwili pocałować, tu, na brzegu oceanu, na tej magicznej wyspie była kusząca, to wiedział, że to nie jest najlepszy moment.
Nie chcąc zmącić delikatności tego momentu, podszedł do niej i ujął jej dłoń w swoją, po czym patrząc jej w oczy, delikatnie ją w nią pocałował.
- Obiecuję ci. Wrócimy tu kiedyś. Razem - wyszeptał i nie puszczając jej ręki, odwrócił się, spojrzał jeszcze raz na horyzont i odetchnął głęboko. - Czas już na nas - powiedział już normalnym tonem. - Jesteś gotowa? - widział, że pokiwała głową. Aportowali się więc z powrotem do niego.
Gdy znaleźli się na znanym sobie gruncie, poczuł, że zawisła między nimi aura niezręczności. Tam przez chwilę zapomnieli o wszystkim, tutaj mieli obowiązki do wykonania i każde z nich wiedziało co ma robić.
- To był niesamowity dzień. Dziękuję ci, że mnie tam zabrałeś.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
- Pora na mnie - powiedziała i podchodząc do drzwi, przypomniała sobie jeszcze o czymś. - Byłabym zapomniała. - Wyciągnęła z kieszeni mały, opalizujący, biały kamień i położyła go na szafce. - To dla ciebie. Do jutra, Severusie - pożegnała się z nim i wyszła, delikatnie zamykając za sobą drzwi.
Wziął kamień do ręki i obracając go w palcach uśmiechnął się lekko. Nawet nie zauważył, kiedy go podniosła. Poszedł na górę do gabinetu, usiadł za biurkiem i położył go przed sobą. To będzie jego amulet, zdecydował. Pomyślał, że robi się zbyt sentymentalny i poszedł wziąć ciepłą kąpiel, bo dopiero teraz zaczynał czuć, jak bardzo przemarzł.
