Jak tu zacząć inaczej, niż tylko jednym wielkim DZIĘKUJĘ! Evi, szkoda, że nie masz konta na ff, bo od razu mogłabym ci odpisać, że nawet nie wiesz jak uwielbiam twoje komentarze i jak bardzo dodają mi one skrzydeł! Cieszę się, że moje opowiadanie się podoba a pisanie go nie okazało się stratą czasu. I mnie niezwykłą frajdę sprawia opisywanie codzienności naszej ulubionej pary :)
Hermia007, również dziękuję za komentarz i dodanie mnie do ulubionych!
W dzisiejszym rozdziale być może niewiele się dzieje, ale najlepsze jeszcze przed nami, także proszę się nie martwić :) I małe sprostowanie: bardzo lubię Rona, ale na potrzeby mojej historii musiałam mu doprawić rogi. Po prostu. Nic osobistego :)
Aha i najważniejsze! Dostałam cynk od Mikołaja, że szykuje dla was jakiś prezent! Podobno wszyscy byli w tym roku grzeczni i szóstego grudnia mogą się spodziewać niespodzianki... Tak tylko mówię. Kto chętny niech zagląda tutaj w niedzielę :))
How many times can I tell you
You're lovely just the way you are
Don't let the world come and change you
Don't let life break your heart
Don't put on their mask, don't wear their disguise
Don't let them dim the light that shines in your eyes
If only you could love yourself the way that I love you
How many times can I say
You don't have to change a thing
Don't let the tide wash you away
Don't let worry ever clip your wings
Discard what is fake, keep what is real
Pursue what you love, embrace how you feel
If only you could love yourself the way that I love you
Passenger - The Way That I Love You
Hermiona obudziła się rano, czując, że jest w wyśmienitym nastroju. Przeciągnęła się i przypomniała sobie wczorajszy wieczór. Nigdy nie przypuszczałaby, że będzie taki udany. Obawiała się niezręczności, skrępowania, braku tematów do rozmów, więc tym bardziej była zadowolona, że miło się rozczarowała.
Jedynym co ją martwiło, było to napięcie, które coraz częściej się między nimi pojawiało. I nie chodziło tu bynajmniej o kłótnie. Wczoraj przy pożegnaniu, gdy Severus się do niej zbliżył, przez chwilę miała wrażenie, że chodziło mu o coś więcej, niż tylko pocałunek w dłoń. A ona była więcej niż pewna, że gdyby do czegoś doszło, wcale nie stawiałaby oporu.
Mimo wszystko miała jakieś dziwne przeczucie, że on jednak nie zrobi pierwszego kroku. Znając go z pewnością ubzdurał sobie, że nie zasługuje na nią, i że nie będzie jej marnował życia. I chociaż uważała to za kompletną bzdurę, nawet nie będąc pewną, czy on rzeczywiście tak myśli, nie była pewna, czy starczy jej na tyle odwagi, żeby pokazać mu jak bardzo się myli. Póki co dawała mu bardziej subtelne znaki i cieszyła się, że je akceptował, a nie odrzucał.
Póki co musiała przestać marzyć i wrócić do rzeczywistości. Najchętniej przewróciłaby się na drugi bok i poleżała jeszcze trochę, rozkoszując się ciepłem pościeli, tym bardziej, że pogoda się zmieniła i słyszała, jak deszcz stuka o parapet za oknem. Wiedziała jednak, że musi odrobić się z zaległościami. Miała do napisania esej o średniowiecznych alchemikach i trzech wybranych metodach warzenia eliksirów. Chodziły też plotki, że w przyszłym tygodniu będą musieli sporządzić pierwszy eliksir na zaliczenie, w dodatku nie wiedząc jaki, żeby móc się wcześniej przygotować. To akurat nie martwiło Hermiony ani trochę. Severus nauczył ją metody intuicyjnego zapamiętywania listy składników i rozpoznawania eliksirów po ich składzie. Czasami kazał jej zgadnąć co będzie warzył, mówiąc jej tylko ilu składników użyje, albo podając nazwę jednego z nich. Poza tym wiedziała, że na początku nie każą im przyrządzać niczego trudnego, a nawet jeśli, to mimo tego, że Severus nie pozwalał jej warzyć bardziej skomplikowanych eliksirów, to i tak wiedziała, że udało by się jej to bez problemu.
Po południu zaparzyła sobie kawę i ledwo skończyła pisać tytuł jej drugiego eseju, gdy zadzwonił telefon. To oczywiście Beth, którą aż skręcało z ciekawości, żeby dowiedzieć się, jak Hermionie minął wieczór.
- Cześć! Jak się udała randka? - usłyszała jej podekscytowany głos w słuchawce.
- To nie była randka, tylko przyjacielskie wyjście do opery w ramach prezentu na urodziny.
- Tak? Równie dobrze mogłaś dostać same bilety i iść ze mną.
Hermiona nie miała siły, żeby się przegadywać i chociaż właściwie Beth mogła mieć trochę racji, to ona i tak wiedziała, że ich znajomość rządzi się całkowicie swoimi prawami, tak jak już mu wcześniej powiedziała i wcale jej to nie przeszkadzało.
- Jeśli dalej będziesz mnie męczyć to niczego ci nie opowiem.
- Już nic nie mówię! - zawołała od razu Beth. - Hej, a co byś powiedziała na to, żeby wpaść do mnie na chwilę? No wiesz, tym twoim sposobem.
- Nie mam zbytnio czasu… Mam jeszcze sporo nauki.
- Och, proszę, tylko na chwilę!
- No dobrze, ale tylko na pół godziny.
Po chwili Hermiona była już w mieszkaniu Beth i opowiadała jej o wczorajszym wieczorze, zatrzymując niektóre szczegóły dla siebie. Nie czuła potrzeby, żeby mówić jej o wszystkim, a poza tym wiedziała, że Severus również by tego nie chciał.
- Wygląda na to, że było wprost cudownie - stwierdziła Beth, gdy Hermiona skończyła opowiadać.
- Tak, nie mogło być lepiej. A może teraz ty mi zdradzisz jak ci się układa z Mikiem? Przecież wczoraj byliście umówieni, co robiliście? - Hermiona postanowiła zmienić temat i ku swojemu zdumieniu zauważyła, że Beth się zaczerwieniła.
- Byliśmy w kinie, a później poszliśmy do niego i...
- I co? - zaśmiała się Hermiona.
- No wiesz...
- Nie wiem.
- Och, no dobra - westchnęła Beth, czerwieniąc się jeszcze bardziej. - Zrobiliśmy to.
- Naprawdę? - zawołała Hermiona. - Gratulacje! To poważny krok w waszym związku, czyż nie?
- Wydaje mi się, że tak. Znasz mnie, nie zrobiłabym tego z byle kim, a w jego przypadku czuję, że strasznie mi na nim zależy.
- Wiem, Beth. Widzę. Poza tym mogę ci zdradzić, że jemu również na tobie zależy.
- Skąd wiesz?
- Powiedział mi to, gdy rozmawialiśmy na twoich urodzinach.
- Więc to o mnie tak spiskowaliście!
- Oczywiście, a ty myślałaś, że co? A teraz opowiadaj, jaki on jest? - zapytała Hermiona, unosząc lekko brew i spoglądając na nią.
- Przestań! - zawołała Beth, czerwieniąc się jeszcze bardziej. - Nic ci nie powiem!
Hermiona wybuchła śmiechem widząc jej minę.
- Żartowałam, wariatko. Nie musisz mi niczego takiego opowiadać. Och, Beth - dodała po chwili, przytulając przyjaciółkę - jestem szczęśliwa, że wam się układa. Uważam, że jesteście dla siebie stworzeni.
- Bez twojej pomocy nigdy bym go nie poznała, więc podziękowania należą się wyłącznie tobie. Ale tak, ja też jestem szczęśliwa i dawno się tak nie czułam. Chciałabym, żebyś ty również poczuła to, co ja.
- To znaczy?
- Miłość, Hermiono. Chciałabym, żebyś ty również się zakochała - powiedziała Beth, odsuwając się i patrząc Hermionie w oczy. Przez chwilę nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Nie mam czasu na miłość - odparła w końcu. - Teraz najważniejsza dla mnie jest moja praca i studia.
- Ale czy za twoją pracą nie kryje się coś więcej niż tylko obowiązki? - zapytała Beth z błyskiem w oku.
- Nie zaczynaj znowu, błagam cię.
- Ale ty jesteś uparta. No dobrze, już więcej nie będę cię męczyć. Powiem ci tylko tyle. Obserwowałam go wczoraj. Mężczyzna nie patrzy w taki sposób na kobietę, na której mu nie zależy, a on wprost nie mógł oderwać od ciebie wzroku.
- To co jest pomiędzy mną a nim jest skomplikowane. Nie jesteśmy zwykłymi ludźmi. Mamy za sobą trudne doświadczenia, nasza przeszłość nie jest łatwa. To, że znaleźliśmy wspólny język i jeszcze się nie pozabijaliśmy o niczym nie świadczy. Dawno już doszłam do wniosku, że nie wiem i nie chcę wiedzieć co przyniesie przyszłość. Chcę żyć z dnia na dzień i cieszyć się każdą chwilą. Nie będę udawać, że czasami wydaje mi się, że on mógłby coś do mnie czuć, sobie samej również nie odmawiam chwilowych porywów serca, ale to za mało, Beth. On już kiedyś kogoś kochał, ale przez własną głupotę stracił miłość swojego życia. Najpierw wybrała kogoś innego, kogoś kto był jego największym wrogiem, już od czasów szkolnych, a później została zamordowana. Prawdopodobnie nie powinnam ci o tym mówić, bo wiem, że on by tego nie chciał, ale musisz zrozumieć. To nie jest takie łatwe na jakie wygląda - powiedziała Hermiona, czując się nagle przytłoczona i zmęczona. Coraz bardziej denerwowało ją poruszanie tego tematu przez Beth. Chciała zostawić wszystko naturalnemu biegowi wydarzeń, bez ciągłych podtekstów. Oczywiście, że jej również wydawało się, że nie jest mu obojętna. Nie umknęły jej uwadze ani jego spojrzenia, ani niektóre komentarze, nie mówiąc o tym, że odwzajemniał jej dotyk, a nie dystansował się od niego.
- Nie wiedziałam o tym, przepraszam. Głupio mi. Nie powinnam była ciągle naciskać...
- Skąd mogłaś wiedzieć? Chcę tylko, żebyś sobie uświadomiła, że to wszystko nie jest proste. I błagam cię, nikomu ani słowa. Gdyby Severus się dowiedział, że ci powiedziałam to miałabym kłopoty. Jest drażliwy na tym punkcie. Nigdy go o nią nie pytam, a on nigdy o niej nie wspomina.
- Przysięgam, że nikomu nie powiem, bo nawet jeśli to komu? Mike nie wie, że jesteście czarodziejami i nie mam zamiaru mu o tym mówić, chyba że sami będziecie tego chcieli.
- Dziękuję. Poza tym, na samym początku postanowiliśmy, że zostawiamy przeszłość za sobą i nawet nieźle się to sprawdza, ale czasami nie da się uciec od tego co było.
- Obiecaj mi jedno - powiedziała Beth poważniejąc i łapiąc Hermionę za ramiona. - Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała pogadać, to wiesz, że możesz na mnie liczyć. Przepraszam, że ciągle gadałam tylko o jednym, po prostu wydaje mi się, że naprawdę byście do siebie pasowali. I mimo tego, że go nie znam, wydaje mi się, że pod tą powłoką, dzięki której wydaje się być całkiem nieprzyjemnym typem, kryje się zupełnie inna twarz. Ale ja nie mam tu nic do gadania. Ty znasz go najlepiej i kiedy przyjdzie czas na pewno będziesz umiała podjąć decyzję.
- Dziękuję, wiesz, że twoje wsparcie jest dla mnie wszystkim? - zapytała Hermiona, ciesząc się, że Beth w końcu dała za wygraną.
- Jaką byłabym przyjaciółką, gdybym cię nie wspierała?
Rozmawiały jeszcze przez chwilę, jednak Hermiona miała świadomość tego ile pracy ją jeszcze czeka i za niedługo wróciła do domu i do późnego wieczora siedziała z nosem w książkach.
X X X
Jak to często bywa, to, co dobre prędzej czy później się kończy. Wraz z nadejściem grudnia, Hermiona przekonała się o tym na własnej skórze. I nie chodziło tu bynajmniej o jej studia czy relację z Severusem. I jedno i drugie było w najlepszym porządku i znajdowało się w stanie niczym niezmąconej, spokojnej rutyny. Zmartwienie, które uderzyło niczym grom z jasnego nieba, pojawiło się w pewien zimny, pochmurny, sobotni poranek. Hermiona była właśnie w trakcie przygotowywania śniadania, jeszcze nie do końca rozbudzona, opatulona w swój ulubiony różowy szlafrok, gdy usłyszała natrętne pukanie w okno. Zdziwiona podniosła wzrok tylko po to, żeby ujrzeć niedużą brązową sowę dobijającą się do okna w salonie. Na początku pomyślała, że to pewnie jakaś korespondencja z uczelni. Odebrała list, po czym sowa od razu poderwała się i odfrunęła, niknąc w coraz gęściej padającym śniegu.
Gdy tylko rozwinęła pergamin i pobieżnie zerknęła na treść listu, odczuła niejasne wrażenie, że skądś pamięta ten styl pisma. Odwróciła kartkę i jej przypuszczenia potwierdziły się. Ku swojemu zdumieniu ale także, co ją trochę zdziwiło, przerażeniu odczytała podpis na końcu listu: Harry.
Usiadła na fotelu i zaczęła czytać. Gdy skończyła nie wiedziała, czy się śmiać, czy płakać. I nie wiedziała dlaczego nagle poczuła się taka zagubiona, zła i rozgoryczona naraz.
Z listu dowiedziała się, że Harry za niedługo ma zostać ojcem i spodziewają się razem z Ginny syna. Wspomniał o swoim szkoleniu na aurora, opisał pokrótce jak im się żyje. Jednak najważniejszą częścią listu było to, że wyraził chęć pojednania i spotkania z nią. Zdziwiło ją to, bo tak naprawdę nie pokłóciła się przecież z Harrym tylko z Ronem. Hermiona miała największy żal do Ginny za to, że od razu wzięła stronę brata i nie próbowała nawet porozmawiać i dowiedzieć się o co tak naprawdę poszło.
Od momentu, gdy ona i Ron zerwali, rozmawiała z Harrym może raz, a później kontakt się urwał. O ile na początku Hermiona wylała morze łez z tego powodu i nie mogła się z tego otrząsnąć, to później musiała jakoś odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Chcąc się prawie zupełnie odciąć od czarodziejskiej społeczności i odpocząć od życia, które do tej pory prowadziła, mając za złe ludziom, którzy byli jej najlepszymi przyjaciółmi i dla których tyle poświęciła i zrobiła to, że tak ją potraktowali, postanowiła rozpocząć nowy rozdział w mugolskim świecie. Przeżyła krótki romans, który zakończył się tak szybko jak się zaczął, a ona sama podejrzewała, że nigdy by się w takie coś nie zaangażowała, gdyby nie to, że prawdopodobnie podświadomie chciała się odegrać na Ronie, co z perspektywy czasu uważała za straszliwą głupotę. W międzyczasie zaczęła pracę w księgarni, poznała Beth i przestała się interesować tym, co dzieje się w czarodziejskim świecie, poza naprawdę sporadycznymi wizytami na Pokątnej. Sama nie wiedziała po co tam chodziła. Być może instynktownie ciągnęło ją do, jakby to wielu nazwało 'jej świata', ale ona nie była do końca pewna. Oczywiście, że brakowało jej wtedy magii. Nauczyła się jednak żyć z tym, że musi się z nią ukrywać, bo odcięła się od czarodziejów, a wtedy jeszcze nie miała odwagi, żeby powiedzieć Beth kim naprawdę jest. Gdy już przywykła i pogodziła się z tym, jak teraz wygląda jej życie, nagle pojawił się w nim Severus i znowu wszystko wywróciło się do góry nogami - albo raczej wróciło na właściwy tor.
A teraz dostała list, w którym Harry pisze jak bardzo mu jej brakuje, że chciałby się spotkać, pogadać, wyjaśnić sobie kilka spraw. Słowem nawet nie wspomniał o Ronie, co kazało jej przypuszczać, że to tylko i wyłącznie jego pomysł, ale nie mogła mieć całkowitej pewności.
Gdy skończyła czytać, odłożyła list na stół i poczuła pustkę, jakieś dziwne otępienie. Z jednej strony czuła, że powinna odpisać, bo tak wypada, ale z drugiej chciała potargać i spalić ten list, udać, że go nigdy nie dostała, zignorować i żyć dalej. W jej głowie pojawiły się myśli, które sprawiły, że zaczęła być zła. Nie myślała już o tym, co się stało. Wyleczyła się zarówno z Rona jak i Harry'ego i zaleczyła rany. Zaczęła żyć swoim życiem i była zadowolona z tego, jak teraz wygląda. Nie chciała, żeby ktoś nagle wszedł w nie z buciorami. Nie chciała się zwierzać, opowiadać co u niej i znowu zostać wystawioną na oceniające spojrzenia i komentarze ludzi, którzy chcą poukładać jej życie za nią. Wyobraziła sobie co by było, gdyby wszyscy się dowiedzieli o niej i Severusie. Sytuacja między nimi była teraz dla niej tak naturalna i normalna, że kompletnie nie zwracała uwagi na to kim był. Po pierwszym szoku i czasie, po którym oboje poznali się na nowo, przyszedł taki moment, że po prostu w jakiś sposób dopasowali się do siebie i zaczęli na swój sposób rozumieć. Nie chciała, żeby ludzie się dowiedzieli nie ze względu na to, że się wstydziła. Po prostu odpowiadała jej prywatność ich znajomości i była pewna, że Severusowi również ona nie przeszkadzała.
Rozważyła trzy możliwości: odpisać i spotkać się, odpisać i odmówić spotkania lub w ogóle nie odpisywać. Póki co zdecydowała się na trzecią opcję. Schowała list do szuflady i obiecała sobie nie przejmować się tą niespodziewaną ingerencją w swoje życie.
X X X
Severus obserwował ją cały tydzień. Była zadziwiająco cicha i niespotykanie rozkojarzona. O ile wytrzymywał to przez te krótkie popołudnia, gdy przychodziła po zajęciach, o tyle w piątek postanowił, że dłużej tego nie zniesie. W końcu miał dość własnej pracy i nie miał czasu, żeby ciągle dzielić uwagę pomiędzy swoje obowiązki a pilnowanie jej kociołka.
Postanowił, że gdy tylko przyjdzie od razu muszą sobie wyjaśnić co się dzieje. Siedział w kuchni, popijając kawę i gdy tylko usłyszał, że weszła zawołał ją.
- Nie będziesz dzisiaj niczego robiła - powiedział bez ogródek.
- Co? Dlaczego?
- Przez cały tydzień jesteś myślami gdzie indziej. Sądziłem, że ci przejdzie, ale już teraz widzę, że twój dziwaczny nastrój cię nie opuścił. - Nie skomentowała. Westchnęła tylko i spuściła głowę. - Zechcesz mi wreszcie powiedzieć o co chodzi? Z tego co sobie przypominam, mnie nie pozwalałaś zbyt długo tkwić w podłym nastroju, uważam więc, że i tak zbyt długo zwlekałem, pozwalając ci marnować składniki i niepotrzebnie brudzić kociołki.
- Przepraszam, wiesz, że nie zrobiłam tego celowo - odparła, wyraźnie zmieszana. Severus tylko uniósł brew i czekał na konkretną odpowiedź. - Zaczekaj chwilę - dodała, po czym ku jego zdziwieniu aportowała się. Po chwili wróciła i podała mu kawałek pergaminu.
- A to jest...?
- List. Dostałam go od Harry'ego w zeszłą sobotę.
- I to tylko dlatego cały tydzień masz taki humor?
- Tak.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej o co chodzi? - zapytał, zerkając pobieżnie na treść listu. Nie interesowało go zbytnio, co Potter miał do powiedzenia, bardziej zadziwiająca była jej reakcja.
- Nie wiedziałam, czy będziesz chciał o tym słuchać. W końcu nie znosisz ich obu, więc po co miałam ci opowiadać o moich zmartwieniach związanych właśnie z nimi?
- Moja antypatia do nich jest powszechnie znana, co nie znaczy, że nie interesuje mnie to, co ty czujesz.
Spojrzała na niego, chyba tak samo zaskoczona tym wyznaniem, jak on, bo szybko zmienił temat.
- O co właściwie się pokłóciliście? Ty i Weasley.
- Nie wiem, czy chcę o tym mówić. Prawdopodobnie uznasz to za dziecinne i głupie.
- Nie zakładaj niczego z góry. Po prostu usiądź i opowiedz.
Coś w jego spojrzeniu przekonało ją do tego, żeby mu powiedzieć. Że tak naprawdę jeszcze nikomu się z tego nie zwierzała i choć z perspektywy czasu nie bolało ją to tak, jak wtedy to i tak, opowiadając czuła ukłucie żalu i przykrość. Usiadła naprzeciwko niego, na swoim ulubionym miejscu przy wyspie, westchnęła i niechętnie zaczęła mówić.
- Na początku wszystko było wspaniale. Pobitewna euforia, bo w końcu wygraliśmy i przeżyliśmy, później perspektywa nowego, wspólnego życia i tym podobne rzeczy. Jednak w pewnym momencie coś zaczęło się psuć. Odsuwaliśmy się od siebie w każdym aspekcie naszego związku. Krótko mówiąc dla Rona ważniejsze było założenie rodziny i zrobienie ze mnie matki, pani domu i ograniczenie tym samym mojej wolności, niezależności i chęci dalszego kształcenia, zdobycia pracy i spełniania się - zamilkła na chwilę, zastanawiając się co mu jeszcze powiedzieć. - On nigdy nie miał wygórowanych ambicji i wydaje mi się, że mimo wszystko nie znosił tego, że, co tu dużo mówić, jestem inteligentniejsza, bardziej wrażliwsza od niego. Mówiłam ci już, że w szkole było inaczej. Był Harry i jego problemy, walka z Voldemortem i właściwie ciągle spędzaliśmy czas we troje. Gdy zostaliśmy sami szybko okazało się, że nie mamy o czym rozmawiać, że to, co jest ważne dla mnie, dla niego nie ma znaczenia. I nie starał się zrozumieć, dlaczego to coś mnie interesuje. Często po prostu traktował mnie pobłażliwie. W końcu oddaliliśmy się na tyle, że gdy doszło między nami do ostatecznej konfrontacji powiedział mi, że takiej wariatki zakochanej tylko w książkach nikt nigdy nie zechce. Że Trelawney miała kiedyś rację mówiąc mi, że jestem sucha jak kartki książek, które tak uwielbiam czytać i skoro on nie jest w niczym dla mnie dobry, to powinnam poszukać sobie jakiejś wspaniałej książki, z którą będę mogła nawet się pieprzyć albo się tego nauczyć, bo nawet w tym byłam oschła i beznadziejna - powiedziała łamiącym się głosem, zakrywając twarz dłonią i czując łzy spływające po policzku.
Przez jeden krótki moment żałował, że zapytał, bo kompletnie nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego. Rzadko mu się to zdarzało, ale poczuł się głupio i nie wiedział, co odpowiedzieć. A czuł, że powinien coś powiedzieć, zrobić coś i to natychmiast.
Pomyślał o tym, jakim skończonym idiotą okazał się być Weasley. Nigdy nie podejrzewał go o bycie wybitnie inteligentnym, wręcz przeciwnie, jednak nie zdawał sobie sprawy, że był aż tak prostolinijny i głupi. Hermiona w żadnym calu do niego nie pasowała i dziwił się, że ona sama tak późno to zauważyła. W dodatku tak bardzo przybrała sobie do głowy jego słowa, że aż zamknęła się w sobie na tyle, żeby zrezygnować z tego, co naprawdę chciała w życiu robić. Co do jej rzekomej oschłości, to na samą myśl o tym, że usłyszała takie słowa wzbierała w nim wściekłość. Po pierwsze był pewny, że to zupełna bzdura, a po drugie nie zasługiwała na takie traktowanie.
- Zawsze uważałem, że Weasley nie ma w sobie za grosz rozumu, jednak ciągle nie mogę uwierzyć w to, że pozwoliłaś, żeby jego głupota i puste słowa odcisnęły na tobie takie piętno. - Spojrzała na niego, słuchając uważnie. Na szczęście przestała płakać. Zastanawiał się na jak długo. - Hermiono jesteś kobietą, o której większość mężczyzn może tylko marzyć - ciągnął, ostrożnie dobierając słowa - i jasnym jest, że od początku do siebie nie pasowaliście. Pod żadnym względem. Proponowałbym, żebyś zapomniała o nim raz na zawsze i przestała wspominać to, co ci powiedział, bo to nieprawda. Powiedziałem ci już kiedyś, żebyś nie rezygnowała z tego, co jest częścią ciebie. On i Potter powinni być wdzięczni, że spędziłaś tyle czasu z nosem w książkach. Gdyby nie to, nie przetrwaliby nawet pierwszego roku w Hogwarcie.
- Och, Severusie... - zaczęła mówić, a jej oczy w momencie się zaszkliły. - Nie wiem co powiedzieć. Gdy mówisz o tym w ten sposób, to aż mi głupio, że tak strasznie się tym przejmowałam. Ale spędziłam z nimi tyle czasu... To pewnie dlatego tak przeżyłam to rozstanie. Tyle dla nich poświęciłam, a on powiedział mi coś takiego...
- Uwierz w końcu w siebie. To oni bez ciebie są nikim, a nie ty bez nich - powiedział stanowczo. - I przestań w końcu zalewać się łzami - dodał, na co ona pokiwała głową i zaciskając usta, widocznie starała się pohamować łzy, które i tak po chwili popłynęły wartkim strumieniem. Wstała i podeszła do okna, odwracając się do niego plecami. Severus westchnął, a przez głowę przeszła mu myśl, że oczekuje od niej pewności siebie, a sam stał się słaby. Tak słaby, że pozwolił jej histeryzować w swoim własnym domu. Jego słabość polegała również na tym, że pomimo jego lekkiej irytacji wiedział, że wcale mu to nie przeszkadza.
Bardzo chciał tego uniknąć, ale czuł, że nie zdoła. Wstał i podszedł do niej, obejmując ją ramieniem. Bez pytania przylgnęła do niego, szlochając lekko, a on pomyślał, że właściwie doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak musi się czuć. W końcu on sam, tyle lat temu, stracił swoją najlepszą przyjaciółkę i miłość swojego życia. Stało się to jednak tylko i wyłącznie przez niego. Przez jego własną głupotę i ignorancję. Ból po jej stracie towarzyszył mu jednak przez lata. Czasami wydawało mu się, że Hermiona jest podobna do niej - do Lily, ale tak naprawdę różniły się i to bardzo. Lily w końcu dała za wygraną i w jakimś stopniu odsunęła się od niego, nie próbując mu już pomóc. Hermiona zaakceptowała go takim jaki jest, wiedząc kim był i co zrobił. I tylko ona jedna przypomniała sobie o nim, wtedy gdy inni, w swojej niewiedzy, nienawidzili go. Zawdzięcza jej swoje życie i nigdy o tym nie zapomni.
- Severusie... - wyszeptała po chwili, która zdawała się być wiecznością. - Ron nigdy nie był marzycielem. - Parsknął lekko, uświadamiając sobie co miała na myśli. - A czy ty nim jesteś? - zapytała cicho, niepewnie. Nie spodziewał się takiego pytania i nie był pewny, czy wie jak odpowiedzieć.
- Nie wydaje mi się. O pewnych rzeczach nawet nie śmiałbym marzyć - odparł w końcu.
- Dlaczego? - podniosła na niego wzrok, ich spojrzenia spotkały się. Jej oczy były czerwone od płaczu.
- Niektóre rzeczy są... - zająknął się, zastanawiając się co powiedzieć - są zbyt cenne i nieosiągalne dla kogoś takiego jak ja.
- Myślę, że nie masz racji - powiedziała, odsuwając się i ocierając twarz dłońmi. Automatycznie wyczarował chusteczkę i podał jej, nie spuszczając z niej wzroku. Czy ona właśnie potwierdziła to, co już sam podejrzewał, a w co sam nie chciał uwierzyć? Czy to możliwe, że mogła czuć do niego coś więcej? Od tego, żeby jej teraz nie pocałować, powstrzymał go tylko zdrowy rozsądek, bo choć wielokrotnie już zastanawiał się nad tym, jakby to było, poczuć jej usta na swoich, wiedział, że nie przyniosłoby im to niczego dobrego. Jest dobrze tak, jak jest. Pytanie tylko, jak długo jeszcze oboje będą w stanie znosić to ciągłe napięcie między nimi i udawać, że to nic takiego. Że ich przyjaźń nagle przerodziła się w coś więcej.
- Tak myślisz?
- Jestem tego pewna.
Zapadła między nimi cisza. Ciężka i nieprzyjemna.
- Przepraszam, że tak się rozkleiłam - powiedziała wreszcie, spuszczając wzrok i bawiąc się nerwowo chusteczką. - Naprawdę nie powinnam była.
- Najgorszą rzeczą dla ciebie jest tłumienie uczuć. Poza tym, zaczynam się już powoli przyzwyczajać do tych twoich humorów - odparł, uśmiechając się lekko. Popatrzyła na niego i w końcu zamiast łez zobaczył cień uśmiechu. - Zaparzę ci kawę i proponuję, żebyśmy w końcu zaczęli pracę.
- Ciągle nie wiem, czy odpisać Harry'emu...
- Myślę, że powinnaś - odparł. - Jeśli tego nie zrobisz, będziesz miała wyrzuty sumienia. Poza tym jeśli ciągle masz mieć taki nastrój...
- Pewnie masz rację. Mogę mu przecież odpowiedzieć, ale nie zgodzić się na spotkanie. Szczerze mówiąc nie jest pewna, czy chcę go widzieć. W sumie nawet nie wiem, po co tak nagle się odezwał. Idą święta, więc może ta atmosfera tak go natchnęła. A o mój nastrój się nie martw. Już czuję się lepiej. I nie zamierzam dłużej się przejmować tym, co powiedział mi Ron. Nie jest tego wart.
- Nareszcie powiedziałaś coś mądrego - odparł, a ona udała, że robi oburzoną minę. - Swoją drogą - powiedział wolno - skoro Weasleyowi przeszło przez myśl, że w łóżku mogłaby go zastąpić książka, to można mu tylko współczuć - powiedział, zerkając na nią kątem oka. Roześmiała się tylko, ostatecznie rozchmurzając się, a on odetchnął z ulgą, że udało mu się zażegnać ten kryzys.
- Daj mi już tę kawę i zajmijmy się wreszcie pracą - zażądała, wyciągając rękę po kubek.
Severus westchnął, podając jej kubek. "Słaby - pomyślał. Tak słaby, że nawet nie zauważyłem, w którym momencie dałem sobie wejść na głowę."
