Kto się cieszy na kolejny rozdział? Ja na pewno! Ktoś w nim przeżyje lekkie załamanie i nie będzie to Hermiona ;)

Evi, miło mi, że ostatni rozdział ci się podobał :) Co do tego komentarza z pytaniem, czy opowiadanie jest moje: nie mam pojęcia o co chodzi. Nowy Początek jest w stu procentach mojego autorstwa i piszę go od początku do końca sama, według własnego pomysłu.

No, a teraz zapraszam do czytania!


When you try your best but you don't succeed
When you get what you want but not what you need
When you feel so tired but you can't sleep
Stuck in reverse

When the tears come streaming down your face
'Cause you lose something you can't replace
When you love someone but it goes to waste
What could it be worse?

Lights will guide you home
And ignite your bones
And I will try to fix you

Coldplay - Fix You

Obudził ją rano. Zerwała się na równe nogi, bo zapomniała nastawić budzika i wydawało jej się, że zaspała. Okazało się jednak, że nie było tak źle, bo nie tylko zdążyła wziąć prysznic, ale również zjeść szybkie śniadanie.

- Dobrze, że mnie obudziłeś. Gdyby nie to, zaspałabym - powiedziała, gdy siedzieli w kuchni i pili kawę.

- Dziwię się, że sam byłem w stanie otworzyć oczy o tej porze.

- Ostatnio chyba lepiej śpisz? - zauważyła z uśmiechem.

- Zdecydowanie. I chociaż wolałbym przeleżeć z tobą w łóżku cały dzień, mimo wszystko muszę wrócić do dawnych zwyczajów i przestać się wylegiwać. Jest zbyt dużo do zrobienia.

- Co powiesz na to, żebyśmy przeznaczyli na ten cel weekendy? A od poniedziałku do piątku pełna powaga i skupienie na pracy.

- Powiem, że to bardzo dobry pomysł.

- Wspaniale - powiedziała, wstając od stołu. - Zbieram się, bo naprawdę nie chcę się spóźnić. Miłego dnia - podeszła do niego i pocałowała go. - Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.

- Dziękuję.

Gdy wyszła postanowił, że naprawdę musi się wziąć do roboty. Choćby po to, żeby przestać myśleć o zeszłej nocy, która bez wątpienia była jedną z najlepszych w jego życiu. Nie miał ich wiele i zdał sobie sprawę, że prawie każda z nich związana była z nią.

Pracownia jak zwykle okazała się być niezastąpionym remedium na powrót do rzeczywistości. Nie przyznałby się do tego przed nią, ale zaniedbał ostatnio swoje obowiązki służbowe i nie był z tego dumny. Nie chciał stracić żadnego klienta, a poza tym teraz, gdy nie był już sam musiał dodatkowo zwracać uwagę na domowy budżet.

Westchnął i postanowił, że zajmie się warzeniem Veritaserum, a coś prostszego zostawi jak zwykle na popołudnie dla Hermiony.

Kilka godzin później, gdy nie minęło jeszcze południe, usłyszał, że ktoś wszedł do domu. Podniósł głowę znad kociołka, zaklęciem zatrzymał na chwilę proces warzenia i już miał wychodzić, gdy do środka wpadła Hermiona.

- Już jestem! Cieszysz się? - zapytała, zarzucając mu ręce na szyje.

- Tak wcześnie?

- Odwołali ostatnie zajęcia.

- Cieszę się. Oby robili to jak najczęściej.

- No to co będziemy dzisiaj robić?

- Pracować, skarbie.

- Ty wiesz jak mnie uszczęśliwić.

Jej głośny śmiech wypełnił pokój. Uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.

- Dokończę Veritaserum i możemy coś zjeść. Co powiesz na mały wypad na miasto?

- Jestem za. Nie mam ochoty dzisiaj gotować.

- Wspaniale.

Reszta popołudnia minęła im w całkiem przyjemnej atmosferze. Z obowiązkami uwinęli się na tyle sprawnie, że cały wieczór mieli już tylko dla siebie. Siedzieli w salonie i omawiali plany na resztę tygodnia. Hermiona czytała książkę o roli ziół i grzybów w procesie przyrządzania antidotów i zadawała pytania odnośnie swoich wątpliwości co do aktualnie przerabianych na uczelni zagadnień. Severus oczywiście cierpliwie odpowiadał, dzieląc swoją uwagę pomiędzy lekturę a jej pytania.

Gdy na chwilę zapadła cisza i oboje zatopili się we własnych myślach, spokój przerwał dźwięk dzwoniącego telefonu.

- Nigdy nie przyzwyczaję się do tego cholerstwa - mruknął, kiedy Hermiona wstała, żeby odebrać. Nie było jej kilka minut i słyszał jak rozmawia w kuchni. Po tonie jej wypowiedzi i chichotaniu domyślił się, że osobą po drugiej stronie może być tylko i wyłącznie jej przyjaciółka. Hermiona wróciła do salonu uśmiechnięta od ucha do ucha.

- Masz pozdrowienia od Beth i Mike'a.

- Mhm.

- Są zachwyceni tym, że mieszkam obok. Oczywiście dostało mi się, że nie powiedziałam im wcześniej.

- Przecież mieszkasz tutaj dopiero od przedwczoraj.

- To samo powiedziałam. Ach, właśnie, Severusie?

- Tak? - spytał, wyczuwając nagłą zmianę w jej głosie.

- Chyba będę musiała zmienić plany na piątek...

- Bo?

- Bo Beth poprosiła mnie, żebym poszła z nią na zakupy po południu...

- Zakupy?

- I tak sobie pomyślałam, że do południa mogłabym przenieść resztę swoich rzeczy. No wiesz, przecież nie będę cały czas chodziła w tym samym, a nie mam czasu codziennie wracać do domu po jedną rzecz... Wiem, że zostawię cię samego ze wszystkim, ale jeśli nie zrobię tego od razu, to nie wiem kiedy. W weekend muszę się uczyć, a później będę miała egzaminy i tym bardziej każdą wolną chwilę będę poświęcać na naukę i siedzenie w pracowni.

- Znowu zakupy? - zapytał ponownie, osuwając się niżej na kanapie i zakrywając twarz dłońmi.

- Tylko to zapamiętałeś z tego, co mówiłam? - zaśmiała się.

- Nie, ale nie mogę zrozumieć, jak często można chodzić po sklepach.

- Wystarczająco często, gdy jest się kobietą.

- Oczywiście, że możesz iść z nią na te zakupy, jeśli tylko chcesz. A do południa pomogę ci z przeprowadzką.

- Naprawdę? Ale wtedy nie zrobisz tego, co zaplanowałeś.

- Zrobię, zrobię. Nie martw się o to.

Uśmiechnęła się i usiadła obok niego, przytulając się.

- Jesteś kochany. Chociaż i tak mam wyrzuty sumienia, bo czuję, że kiedyś byłam bardziej skupiona na pracy, a teraz wszystko spada na twoją głowę.

- Zawsze pracowałem sam. Dam sobie radę. A ty umiesz już tyle, że powinni od razu przenieść cię na ostatni rok studiów. Niczego nie stracisz.

- Tak myślisz? Ale ja lubię się uczyć, wiesz o tym. A ty powinieneś mnie naciskać, a nie dawać mi tyle luzu.

- A więc dobrze - powiedział. Wstał i poszedł nalać sobie whisky, po czym spojrzał na nią, na chwilę wracając do swojego dawnego stylu bycia. - Cały piątek masz spędzić w pracowni i nie obchodzi mnie co sobie zaplanowałaś. Dopóki nie zrobisz tego, co ci każę, nie ma mowy nawet o chwili wytchnienia.

- Żartujesz sobie? - wyraźnie się zmieszała.

- Oczywiście, że tak - westchnął. - To nie było miłe, prawda?

- Nie było. I wiem o co ci chodzi - odparła.

- Zaufaj mi zatem, gdy mówię, że wszystko jest w porządku. Trzymam rękę na pulsie. Jeśli trzeba będzie siedzieć po godzinach na pewno cię o tym powiadomię. Póki co, piątek jest cały dla ciebie, a ja w tym czasie będę zajmował się tym, co zwykle.

- No dobrze. Uspokoiłeś mnie.

- Całe szczęście.

Ponownie usiadł obok niej i westchnął.

- Co będziecie kupować?

- Nie wiem - uśmiechnęła się na jego pytanie. - Pewnie ciuchy. W dodatku Beth zaczyna pogadywać o wyborze sukni ślubnej, a ja jako jej druhna będę musiała jej pomóc - westchnęła i oparła głowę na jego ramieniu. - To będzie strasznie męczące.

- Wyobrażam sobie - odparł i przez moment wyobraził sobie Hermionę w białej sukni, stojącą przed ołtarzem. Ta myśl sprawiła, że zdenerwował się lekko i szybko pozbył się jej, czując, że na taki krok na pewno nie jest jeszcze gotowy. Mimo wszystko. Jak gdyby czytając mu w myślach, czego był pewien, że nie zrobiła, Hermiona stwierdziła:

- Nie chciałabym brać ślubu w długiej, białej sukni, ozdobionej tymi wszystkimi koronkami i świecidełkami. Nie mówiąc już o weselu i tych wszystkich gościach, którzy życzą ci wszystkiego najlepszego, a gdy przechodzą dalej obgadują twój wygląd, krytykują wystrój sali i z pewnością padają słowa typu: "taka ładna dziewczyna. Jak mogła wyjść za takiego faceta? Kompletnie do siebie nie pasują."

Severus parsknął tylko i nie skomentował faktu, że mówiła o tym tak, jak gdyby to oni sami planowali ślub, a "taki facet" zdecydowanie było nawiązaniem do jego skromnej osoby. Położył jej dłoń na kolanie i pomyślał, że jeśli jakikolwiek Bóg istnieje, to dziękuje mu z całego serca za taką kobietę. Zastanawiał się jak można zgadzać się prawie we wszystkim, bo on również podzielał jej zdanie, co do organizacji i przebiegu uroczystości ślubnych. Gdyby kiedykolwiek miał się jej oświadczyć, a później się z nią ożenić, na pewno nie chciałby, że to była jakaś wielka ceremonia. Tylko oni i ich, a raczej jej, najbliżsi. Jego rodzice umarli już dawno temu, a poza nimi nie miał nikogo więcej, kogo mógłby zaprosić. Poza tym, szczerze wątpił w to, że by ich zaprosił, nawet gdyby żyli. Może jedynie matkę. Jego ojciec był złym człowiekiem, który zniszczył życie matce i jemu. W domu ciągle były ciągłe awantury i bijatyki i... Nie chciał teraz tego wspominać. Myślenie o dawnych czasach zawsze tylko psuło mu humor. Zawsze pozostawali jeszcze Malfoyowie, ale zaproszenie ich zależało od tego czy i jak zaakceptują fakt, że on i Hermiona są razem. Albo się z tym pogodzą, albo ich drogi rozejdą się. Na pewno nie pozwoli nikomu kwestionować ich związku.

- Wolałabym ubrać zwykłą białą sukienkę i powiedzieć "tak" na jakimś odludziu, na łonie natury, otoczona najbliższymi - podjęła temat, najwyraźniej nie zauważając jego chwilowego zamyślenia.

- Zgadzam się z tobą - odparł. - Również wolałbym, żeby to wszystko miało intymny charakter, z jak najmniejszą ilością gości.

- Powiedzmy, że wcale nie zaskoczyłeś mnie tym wyznaniem. I cieszę się, że podzielasz moje zdanie - powiedziała, kładąc swoją dłoń na jego.

"Prawdopodobnie oszczędzi nam to w przyszłości wielu sporów" - pomyślał i nagle przypomniał sobie, że miał ją zapytać o powód jej wczorajszych łez.

- Hermiono? Co się wczoraj stało?

- Masz na myśli to, dlaczego się rozkleiłam po powrocie z miasta?

- Tak.

- Żeby kupić dla ciebie whisky musiałam iść na Pokątną. Swoją drogą cieszysz się?

- Z whisky? Niezmiernie. Miło jest przypomnieć sobie ten smak.

- To dobrze. Przynajmniej nie szłam tam nadaremnie. No więc spotkałam Rona. Jak pewnie się domyślasz, nie było to nic przyjemnego, tym bardziej, że nie widziałam go od momentu, gdy się rozstaliśmy. Próbował udawać miłego i przepraszał, twierdząc, że żałuje, ale ja mu już w nic nie wierzę. Powiedziałam co o tym wszystkim myślę i że jestem w związku. W szczęśliwym związku. A później po prostu odeszłam w swoją stronę. Emocje opadły dopiero, gdy wróciłam do domu, dlatego się popłakałam.

- Nie jest wart ani jednej twojej łzy. Wiesz o tym?

- Teraz już tak. Ale to było silniejsze ode mnie. Właściwie to dobrze się stało, że go spotkałam. Czuję, jakbym na dobre zamknęła za sobą ten rozdział.

- Bo tak jest. To się już nie wróci.

Podniosła głowę i pocałowała go w policzek. Popatrzył na nią i nagle naszło go dziwne uczucie, że o czymś zapomniał. Po chwili uświadomił sobie o czym, a jego oczy rozszerzyły się z przerażania.

- Co się stało? - zapytała, gdy usiadł prosto i przejechał ręką po włosach.

- Zapomnieliśmy wczoraj o eliksirze. Gdy cię zobaczyłem przestałem myśleć logicznie... - urwał, gdy zobaczył, że Hermiona po prostu się z niego śmiała.

- My? Podejrzewałam, że przestaniesz myśleć na mój widok i pomyślałam o wszystkim przed faktem.

- Znaczy, że go wypiłaś?

- Tak!

Odetchnął z ulgą i opadł z powrotem na kanapę. Prawdopodobnie nic by się nie stało, gdyby raz się nie zabezpieczyli, ale nie chciał kusić losu. Ciąża była teraz ostatnim, co było im potrzebne.

- Wiem, wiem - poklepała go po udzie. - Nie musisz niczego mówić. To zdecydowanie nie byłby dobry moment na zostanie rodzicami.

Zdziwiło go to, jak beztroskim tonem to powiedziała.

- Nie patrz tak na mnie. To, że jestem kobietą nie oznacza, że koniecznie chcę mieć dziecko. Ujmę to w ten sposób: chcę, ale nie teraz. Absolutnie nie czuję się jeszcze na to gotowa - oznajmiła, po czym wstała i wyszła.

Zauważył, że odkąd są razem i Hermiona mogła swobodnie wyrażać swoje uczucia w jego obecności, stała się bardziej stanowcza i pewna siebie. Wcześniej miał wrażenie, że połowę tego co myśli zostawiała dla siebie. Zdecydowanie wolał, gdy się z niczym nie ukrywała. Dzięki temu poznawał ją z każdym dniem coraz lepiej i jednocześnie - chociaż brzmi to może żałośnie - zakochiwał się w niej coraz bardziej.

Zgasił wszystkie światła i poszedł na górę. Miał w planach jeszcze trochę popracować w gabinecie. Pierwsze jednak poszedł do łazienki, gdzie Hermiona, w samym podkoszulku i bieliźnie, stała właśnie przed lustrem i myła zęby. Stanął w drzwiach i przez chwilę ją obserwował.

- No co? - zapytała, gdy wypluła nadmiar pasty. - Chcę się dzisiaj wcześniej położyć.

- Ja jeszcze chwilę posiedzę. Muszę trochę poczytać.

- Tylko nie za długo - powiedziała i w kilku krokach znalazła się przy nim, oplatając go ramionami. - Zauważyłam, że ostatnio strasznie nie lubię spać sama. - Czyżby?

- Och, tak. Chociaż mimo wszystko czuję, że dzisiaj zasnę, gdy tylko przyłożę głowę do poduszki.

- Na pewno - odparł, całując ją w czoło. Przymknęła oczy, myśląc, że po tym wszystkim co między nimi zaszło, ten gest wydawał jej się bardziej intymny niż zwykły pocałunek. - Nie przeszkadzam ci już.

Nie byłaby sobą gdyby po skończonej kąpieli nie zaglądnęła do niego i nie sprawdziła co robi.

Słysząc skrzypienie drzwi, odłożył pióro i podniósł wzrok znad notatek. Jej odrobinę zbyt obszerna piżama wisiała na niej luźno, a świeżo umyte włosy wydawały się nabrać jeszcze większej objętości niż zwykle.

- Nie zasnęłabym bez pożegnania - powiedziała, podchodząc do niego. Odsunął się od biurka, a ona usiadła mu na kolanach. - Długo jeszcze będziesz tu siedział?

- Minęło nie więcej niż czterdzieści pięć minut odkąd w ogóle zacząłem.

- Ależ ten czas wolno płynie - westchnęła. - Nad czym tak właściwie pracujesz? - zapytała, spoglądając na biurko zasłane pergaminem i książkami. W zasięgu ręki stała oczywiście również szklanka wypełniona whisky.

- Nad nowym eliksirem. Próbuję stworzyć coś, co pomogłoby mi wyleczyć moją ranę na szyi.

- Naprawdę? - ożywiła się. - Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? Może mogłabym ci pomóc? Gdybyś potrzebował literatury, mogłabym wypożyczyć coś z biblioteki na uniwersytecie.

- Dziękuję ci, ale póki co jestem na początku badań. Jeszcze sam do końca nie wiem co można by było połączyć z czym. Na pewno ci powiem, gdybym czegoś potrzebował.

- W porządku - zgodziła się, a on dobrze wiedział, że od tego momentu jego badania przestały być już tylko jego własne. Hermiona nie byłaby sobą nie próbując się czegoś dowiedzieć na własną rękę i był pewien, że już jutro w wolnej chwili odwiedzi bibliotekę. - Nie zabieram ci już więcej czasu. Idę spać, a ty pracuj spokojnie.

- Czas spędzony z tobą nigdy nie jest stracony.

- Wiem, ale gdybym nie siedziała ci teraz na kolanach, może właśnie odkryłbyś coś przełomowego?

- Szczerze w to wątpię. Poza tym czuję, że teraz jakoś lepiej mi się myśli.

- Widzę w twoich oczach, że raczej gorzej - zaśmiała się, po czym pocałowała go i wstała. - Dobranoc - dodała, wychodząc.

- Dobranoc - odparł, po czym uśmiechając się sam do siebie, starał się na nowo zebrać myśli i powrócić do przerwanego wątku.

- Mam nadzieję, że w przyszłym semestrze również będę miała któryś dzień wolny. I oby znowu był to piątek - powiedziała Hermiona, gdy w czwartkowy wieczór leżeli przytuleni w łóżku. Uwielbiała takie momenty jak ten. Głowę miała opartą na jego piersi, a on obejmował ją ramieniem, gładząc ją po ręce. W pokoju panował półmrok, a światło dawała jedynie lampka nocna i wpadający przez okno balkonowe, stłumiony przez zasłonę odblask latarni. Czuła się bezpieczna i kochana. I szczęśliwa.

- Ja też mam taką nadzieję - odparł Severus. Pierwszy raz od bardzo dawna miał odwagę, żeby mieć na cokolwiek nadzieję. Nawet na tak bzdurne rzeczy.

- To był dobry dzień - oznajmiła. - Na zajęciach praktycznych jeden z profesorów był pod wrażeniem techniki z jaką mieszam eliksir. Powiedział, że jest wyjątkowo wyważona, przemyślana i daje bardzo dobre efekty.

- Ciekawe... Kto cię tego nauczył?

- Hmm... Nie jestem do końca pewna. Pewnie przeczytałam o tym w jednej z książek.

- Jesteś niemożliwa - powiedział i westchnął głęboko.

- To akurat jest naszą cechą wspólną - odparła. - Oczywiście, że to wszystko dzięki tobie, Severusie. Nie byłoby mnie nawet na tych studiach, gdyby nie ty.

- Ja cię tylko lekko popchnąłem w dobrym kierunku. Resztę zrobiłaś już sama.

- Nie bądź taki skromny.

W odpowiedzi uśmiechnął się tylko, tym swoim bezczelnym uśmieszkiem.

- Co będziesz jutro robił?

- Uzgodniliśmy, że rano pomogę ci przenosić rzeczy, a później zastanowię się, który eliksir uwarzyć. Całe popołudnie będę pracował. Będę miał ciszę i spokój, więc to sama przyjemność.

- Och, nie przesadzaj - parsknęła. Codziennie wracam dopiero po czternastej. Ciszy i spokoju masz aż zbyt dużo.

- Żartowałem. Twoje ciągłe gadanie wcale mi nie przeszkadza. Wiesz, czasami zastanawiam się jak kiedyś mogłem tak żyć. Zanim się pojawiłaś i jeszcze wcześniej.

Wiedziała, że miał na myśli czasy w Hogwarcie. Ona mimo wszystko wspominała je na pewno lepiej niż on, szczególnie pierwsze lata, które były jeszcze w miarę beztroskie. Schody zaczęły się dopiero później.

- Robiłeś to, co słuszne i na pewno było ci ciężko. Nawet nie próbuję sobie wyobrażać jak bardzo, ale wszystko w końcu się ułożyło, prawda? Teraz mamy siebie i to się liczy.

- Tak - odparł, wyraźnie zatopiony w myślach. - Masz rację.

- Swoją drogą, podziwiam cię, że dałeś radę wszystko zachować w sekrecie. Ja nie wyobrażam sobie, że nie mogłabym się nikomu zwierzyć i musiałabym podejmować wszystkie te decyzje sama.

- Wtedy było inaczej. Byłem tylko ja i moje obowiązki. Poza tym nie o wszystkim decydowałem sam. Dumbledore zadbał o to, żeby ciągle mówić mi co mam robić. I stawiać mnie przed faktem dokonanym - powiedział, a ona mu nie przerywała, bo czuła, że chce coś jeszcze dodać. - Wyobraź sobie, że wzywa cię do siebie, a gdy wchodzisz do gabinetu zastajesz go ledwo żywego ze zczerniałą od klątwy ręką, której wiesz, że działania nie powstrzyma już nic. Po czym informuje cię, że oto mianował cię swoim zabójcą. Że to część wielkiego planu.

- Och, Severusie...

Poczuła, że stał się nerwowy i poruszył się niespokojnie. Spojrzała na niego, a on na nią. Jego oczy nabrały tego przerażającego wyrazu i ciemnej głębi, której już dawno nie widziała. Przez chwilę serce zabiło jej mocniej, bo wytworzył się między nimi dystans, jakby nagle znalazła się obok zupełnie obcej osoby.

Odsunęła się od niego i usiadła. Przestał na nią patrzeć i wstał. Sięgnął do szuflady, wyciągnął z niej paczkę papierosów, wziął jednego i bez słowa wyszedł na balkon. Nie komentowała tego, że na zewnątrz jest zimno, a on ma na sobie tylko spodnie od piżamy. Nie odezwała się nawet słowem, chociaż w głębi duszy poczuła się dotknięta jego zachowaniem. Zdała sobie jednak sprawę, że to nie ma nic wspólnego z nią. To jego własne demony dawały właśnie o sobie znać.

Do sypialni doleciał ją nikły zapach papierosa i zimny podmuch wiatru. Zadrżała i chciała wejść z powrotem pod kołdrę i wrócić do ich beztroskiej rozmowy o niczym i przytulania. Życie to jednak nie tylko przyjemne momenty. Musiał być czas również na powagę.

Wyszła z łóżka i obejmując się ramionami otuliła się nieco mocniej, i tak już wystarczająco cienką, jedwabną halką. Oparła się o framugę okna i popatrzyła na niego. Stał pochylony, odwrócony do niej tyłem. Było cicho, z wyjątkiem tego nieznośnego odgłosu przejeżdżających samochodów, tak charakterystycznego, gdy mieszkało się w dużym mieście.

- Skarbie? - spróbowała delikatnie go zagadnąć, żeby sprawdzić jak zareaguje. Nie bała się go. Absolutnie nie, ale nie pamiętała, żeby kiedykolwiek przy niej wpadł w taki nastrój, chociaż przecież niejednokrotnie wspominał już, opowiadając jej szczegóły historii, które znała tylko jako obserwator. Ze zdziwieniem zauważyła, że nie czuje ani jednego impulsu, ani jednej jego myśli. Zdała sobie sprawę, że się od niej odciął. Całkowicie zamknął swój umysł, żeby nie mogła przypadkowo poczuć tego co on. - Wiem, że chciałbyś, żebym zostawiła cię samego, ale tak się nie stanie. Wróć do środka. Porozmawiamy.

Nie odpowiedział jej. Wydawało się, jakby w ogóle jej nie usłyszał. Ze wszystkich rzeczy, które przeżył i zrobił, ta musiała być jedną z tych, która wywarła na nim największe piętno. Nagle zabrakło jej słów, żeby powiedzieć cokolwiek. Każde zdanie, które ułożyła sobie w głowie wydawało jej się być zbyt banalne. Postanowiła, że najlepszym wyjściem z sytuacji będzie po prostu wycofać się trochę i dać mu przestrzeń. Jeśli sam zdecyduje się z nią porozmawiać, to będzie znaczyło, że jest na to gotowy.

Bezszelestnie wycofała się i weszła z powrotem do pokoju. Poszła na chwilę do łazienki, a gdy wróciła, pierwszym co zauważyła, było zamknięte okno i Severus siedzący po swojej stronie łóżka. Westchnęła i podeszła do niego.

- Severusie - szepnęła. - Spójrz na mnie.

Popatrzył na nią, a ona poczuła lekką ulgę, bo odzyskała z nim kontakt. Chciała coś powiedzieć, ale zanim zdążyła choćby otworzyć usta, poczuła jego lodowato zimne dłonie na biodrach, przyciągające ją bliżej, które za chwilę splótł z tyłu, na jej plecach, opierając jednocześnie głowę na jej brzuchu. Gładziła go chwilę po włosach, a później po prostu stała, dając mu czas. Jego oddech był niespokojny i drżał na całym ciele, a ona pomyślała, że wspomnienie o Dumbledorze chyba nie było jedynym, które aż tak wyprowadziło go z równowagi. Było ono kamieniem, który wywołał lawinę.

- Jestem słaby - powiedział tak cicho, że wydało jej się, że się przesłyszała. Nie znosił się nad sobą użalać, więc jego słowa ją zaskoczyły. Już chyba wolałaby, żeby zaczął wrzeszczeć i przeklinać.

- Dobrze wiesz, że to nie jest prawda.

- Powinienem był się nie zgodzić. Tak wielu rzeczy nie powinienem był robić. Tylu ludzi przeze mnie umarło... - spojrzał na nią, a ona z przerażeniem odkryła, że widzi w jego oczach łzy.

- Severusie - powiedziała, klękając przed nim, tak, że patrzyli sobie teraz w oczy. Splotła swoje dłonie z jego. - Posłuchaj mnie uważnie. Jesteś najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałam. Jesteś odważny, mądry, inteligentny, opiekuńczy. Wszyscy popełniamy w życiu błędy - większe i mniejsze, ale jednocześnie nie mamy mocy, żeby zmienić przeszłość. Możemy tylko uczyć się na własnych błędach. Wiem, że masz wyrzuty sumienia i żałujesz pewnych rzeczy, ale pomyśl, że gdyby historia potoczyła się inaczej, nie byłoby nas tutaj. Nie jesteś złym człowiekiem - dodała stanowczo. - Zawsze byłam tego zdania i nie zamierzam go zmieniać. Nie chcę, żebyś całe życie się obwiniał. Zrobiłeś to, co musiało zostać zrobione i nikt nie ma o to do ciebie żalu. Ufam ci i wiedz, że zawsze będę cię wspierać.

Przez chwilę tylko na nią patrzył. Nie wiedziała jakiej reakcji się spodziewać. Wreszcie puścił ją i schował twarz w dłonie, po czym wstrząsnął nim spazm szczerego, niczym nie hamowanego płaczu. Usiadła obok niego, zaskoczona, czując, że musi być silna za nich oboje. Jedną rękę oparła na jego nodze, a drugą głaskała go po plecach.

Nie była pewna ile to trwało. Może minutę, może dwie, a może całą wieczność. Trzymał w sobie te emocje tyle lat, że w końcu musiał dać im upust. "Wyrzuć to z siebie - pomyślała. Nie trzymaj tego dłużej, bo nie zaprowadzi cię to donikąd."

Gdy w końcu się uspokoił, siedział tak jeszcze przez chwilę, nie odrywając dłoni od twarzy. Wreszcie szybkim ruchem otarł oczy, a ona, ponieważ nie miała pod ręką różdżki, po prostu przyniosła mu chusteczkę z łazienki.

- Teraz jestem także żałosny - powiedział zachrypniętym głosem.

- Wiesz, że nie.

- Przepraszam.

- Za co?

- Za tę całą sytuację.

- Przestań. Nie masz za co przepraszać. Jesteś człowiekiem i masz prawo do łez. To są twoje emocje, twoje wspomnienia i twój ból. Jeśli mam być szczera, to cieszę się, że to się wreszcie z ciebie wylało. Trzymanie wszystkiego w sobie jest niezdrowe.

Przez jego twarz przetoczył się blady cień uśmiechu. Przysunęła się do niego bliżej i przytuliła się do jego ramienia.

- Chcesz o tym porozmawiać?

- Naprawdę chcesz o tym słuchać?

- Naprawdę.

- Daj mi tylko chwilę.

Wstał i poszedł do łazienki, a ona wskoczyła pod kołdrę, czując, że mimo tego, że w sypialni było ciepło, na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.

Severus nie wrócił od razu do łóżka. Zszedł jeszcze na dół, a gdy wrócił w jednej ręce niósł kubek z gorącą herbatą, a w drugiej whisky.

- Wiesz, że nie przepadam za whisky, ale skoro już przyniosłeś... - powiedziała i uśmiechnęła się, widząc jak zmarszczył brwi. Dopiero po chwili uśmiechnął się lekko, gdy uświadomił sobie, że żartowała. Był tak pogrążony w myślach i zastanawiał się co jej powiedzieć, że nie dostrzegł tego od razu.

- Przecież ty w ogóle nie pijesz whisky - odparł, podając jej kubek.

Skrzywiła się i pokręciła głową.

- Nie. I zastanawiam się jak to możliwe, że komuś może aż tak smakować. Przecież to jest niedobre.

- Kiedyś też mi się tak wydawało. Ale to było dawno temu. A co do ciebie, to wolę, żebyś nie lubiła żadnego alkoholu, którego moc zaczyna się od czterdziestu procent - powiedział i wszedł pod kołdrę, opierając się plecami o zagłówek i poduszki, tak że na w pół siedział i na w pół leżał.

- Poprzestanę na winie i gorącej herbacie, nie martw się - odparła. - Przytrzymasz mi kubek? - zapytała, a gdy go od niej odebrał, obróciła się na brzuch, tak, żeby móc na niego patrzeć. Wzięła go z powrotem, wypiła łyk, ciesząc się ciepłem, które rozlało się po jej żołądku.

- Już czas, żebyś w końcu opowiedział mi resztę.

- Nigdy się przed nikim nie zwierzałem, musisz wiedzieć, że jest mi najzwyczajniej w świecie ciężko. Poza tym... Nawet nie chcę wiedzieć, co sobie o mnie pomyślisz.

- Jeśli sądzisz, że po tym, co usłyszę nagle wstanę i wyjdę, to jesteś w błędzie. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz - zaśmiała się.

- No dobrze - westchnął i napił się. - Zacznę od tego, o czym chciałem ci już dawno powiedzieć. Kocham cię. Całym sercem. Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że pewnie zastanawiałaś się nad tym, co się stało z moim, tak silnym kiedyś uczuciem do Lily i czy nie wpływa ono na nasz związek.

Hermiona widziała, że te słowa przychodziły mu z trudem. Nie była pewna, czy wstydził się tego, o czym jej mówił, czy obawiał się jej reakcji, ale pewnym było, że musiał jej o tym wszystkim opowiedzieć. Bez względu na konsekwencje.

- Musisz wiedzieć, że w momencie, gdy się poznaliśmy wytworzyła się między nami nić porozumienia, a z czasem również przyjaźń. Ja miałem piekło w domu. Moja matka mogła być czarownicą, ale mój ojciec był bestią, która wybiła jej magię z głowy. Dosłownie. Byliśmy biedną i nieszczęśliwą rodziną, w dodatku, gdy okazało się, że odziedziczyłem magiczne zdolności po matce mój ojciec wpadł w szał. - Przymknął oczy i potarł twarz dłonią. - Mając dziewięć lat poznałem Lily. Mieszkała niedaleko mnie z siostrą i rodzicami. Od razu zauważyłem, że jest czarownicą. W odróżnieniu od jej siostry. Była zazdrosna i ciągle jej dokuczała. Słyszałem, jak nazywała ją wariatką i dziwadłem. Kiedy powiedziałem jej, że ja również jestem czarodziejem, szybko zostaliśmy przyjaciółmi. Lily nie przeszkadzało to, że pochodziłem z patologicznej rodziny, że nie miałem pieniędzy, że nosiłem okropne, za duże ubrania. Spędzałem czas poza domem tak często jak to możliwe, a myśl, że na zewnątrz jest ktoś, kto mnie lubi, dodawała mi otuchy. Opowiadałem jej o Hogwarcie, o tym jak będzie wyglądała nasza nauka. Nie miała się tego skąd dowiedzieć, bo przecież pochodziła z niemagicznej rodziny.

Hermiona praktycznie nie oddychała, tak była przejęta, że opowiada jej o tym wszystkim. W międzyczasie zdążyła tylko odłożyć kubek na szafkę i bawiła się teraz rogiem poduszki, na której się opierała.

- W Hogwarcie nasza przyjaźń została wystawiona na ciężką próbę, a wszystko tylko i wyłącznie przez moją głupotę. Byłem pewny, że wyląduje w Slytherinie, a ona, jak wiesz, trafiła do Gryffindoru, gdzie poznała Pottera, Blacka i Lupina. O ile przez pierwsze lata nasza przyjaźń jakoś funkcjonowała, to czułem, że coraz bardziej nie podoba mi się to, że Lily spędza z nimi tyle czasu. Szczególnie z Potterem. Uświadomiłem sobie, że jestem w niej zakochany, ale ponieważ nigdy nie byłem dobry w wyrażaniu uczuć, ona nigdy się o tym nie dowiedziała. Cóż, może się tego domyślała, ale nie usłyszała tego ode mnie wprost. Sprawy dodatkowo komplikowało moje zamiłowanie do czarnej magii. Opowiadałem ci już o tym. Zaczynając naukę w Hogwarcie znałem więcej czarnomagicznych zaklęć niż uczniowie na siódmym roku. Bycie ślizgonem nie pomagało. Poznałem wielu, którzy później, tak samo jak ja, zostali śmierciożercami. Ciągle byłem zamkniętym w sobie samotnikiem, ale nagle poczułem, że ci ludzie mnie rozumieją. Zacząłem powoli przyjmować ich poglądy. Pewnie domyślasz się jakie. Lily się to nie spodobało i nie mogła pojąć co się ze mną dzieje. Nasza przyjaźń definitywnie się zakończyła, gdy pod koniec piątego roku... - przerwał na chwilę, napił się, a gdy podnosił szklankę do ust, zobaczyła, że drży mu ręka. Zrobiło jej się strasznie przykro. - Gdy pod koniec piątego roku Potter razem ze swoimi koleżkami upokorzył mnie na oczach innych uczniów. Miałem tego dość. Byłem wściekły i zażenowany. Uczuciem, które we mnie dominowało, nie tylko wtedy, ale już od lat była złość. Lily próbowała mnie bronić, krzyczała, żeby przestali, a gdy to w końcu zrobili podbiegła do mnie i chciała mi pomóc, a ja wtedy nazwałem ją szlamą. - Spojrzał na nią, a ona nagle zrozumiała dlaczego tak nienawidził tego słowa. - Próbowałem ją przeprosić, koczowałem pod dormitorium gryfonów, żeby tylko do mnie wyszła, ale bez skutku. Wiedziałem, że straciłem ją bezpowrotnie, gdy wreszcie zgodziła się na rozmowę, a ja nie zaprzeczyłem, że dołączam do śmierciożerców. Ona mnie skreśliła, ale ja jej nigdy. Byłem głupcem, Hermiono. Byłem głupcem i zapłaciłem za to najwyższą cenę. Opuściła mnie jedyna osoba, która wprowadzała radość do mojego życia. Później była już tylko ciemność, ból, śmierć i strach...

Hermiona zrobiło się strasznie ciężko. Czuła nieopisany żal. Wyobraziła go sobie jako biednego, zagubionego chłopca, któremu nie miał kto pomóc.

- Podsłuchałem rozmowę Dumbledore'a z Trelawney, która, akurat w tym momencie miała przebłysk swoich mocy przepowiadania przyszłości i powiedziała o chłopcu urodzonym pod koniec lipca, który będzie miał moc, której Czarny Pan nie zna. Bez zastanowienia przekazałem mu tę część przepowiedni, którą zdążyłem usłyszeć, nie wiedząc, że tym samym wystawiam Lily i jej rodzinę na śmiertelne niebezpieczeństwo. Resztę historii znasz. Żyłem z wyrzutami sumienia, które nawet teraz mnie prześladują. Błagałem Dumbledore'a, żeby ich ukrył, żeby ich ochronił, ale to wszystko na nic. Obiecałem, że zrobię co zażąda. Dotarło do mnie jak wielkim błędem było dołączenie do śmierciożerców. Zostałem więc szpiegiem i poświęciłem siedemnaście lat na chronienie Pottera i nikt poza Dumbledorem o tym nie wiedział. Zrobiłem to dla niej. Przeze mnie zginęła i chociaż tak mogłem odpłacić za swoje winy. Naprawdę ją kochałem. Gdyby nie moje zamiłowanie do czarnej magii i ten parszywy charakter, może między nami powstałoby coś więcej niż tylko przyjaźń. Ale stało się tak jak się stało. Spłaciłem swój dług i żadne moje wyrzuty sumienia ani rozmyślanie o przeszłości niczego nie zmienią. Dopiero po wojnie, gdy spotkałem ciebie i zaczęliśmy mieć ze sobą kontakt poczułem, że może jeszcze nie wszystko stracone. Urzekłaś mnie swoją szczerością, pogodą ducha i inteligencją. Uświadomiłem sobie, że dawna panna- wiem- to wszystko znikła, a na jej miejsce pojawiła się piękna, mądra kobieta. I uwierz mi, że nie byłem pewny, czy ty czujesz do mnie to samo, do momentu, gdy odważyłem się cię pocałować, wtedy na wyspie. A świadomość, że mnie nie odrzuciłaś była najlepszym co mogło mnie spotkać. Widzisz, nie chciałem popełnić drugi raz tego samego błędu - stłumić uczucie zamiast je wyznać. A teraz moja miłość do Lily stała się bardziej sentymentem, niż prawdziwym uczuciem. A potwierdzeniem tego było to, że zmienił się mój patronus. To już nie jest łania, Hermiono. I widziałem, jak się wtedy zdenerwowałaś i nie chciałaś rozmawiać na ten temat. Podejrzewałem dlaczego twój patronus się zmienia, ale nie chciałem sobie robić nadziei, a poza tym byłem prawie pewien, że taka kobieta jak ty nie będzie chciała mieć do czynienia z kimś takim jak ja. Jak widać myliłem się. Nie pierwszy raz zresztą - znowu przerwał na chwilę, odłożył szklankę i popatrzył jej prosto w oczy. Zobaczył w nich łzy i czuł bijącą od niej mieszankę uczuć: żalu, złości, zaskoczenia, szczęścia. - Moje serce należy tylko do ciebie - podjął. - Kocham cię i nikt inny poza tobą się nie liczy. To co było już się nie liczy. Nie chcę żyć ciągle się obwiniając i pozwalając na to, żeby wyrzuty sumienia mną rządziły. Niczego już nie zmienię i mam nadzieję, że mówiąc ci o tym wszystkim wreszcie zostawię przeszłość za sobą.

- Severusie, ja... Nie wiem od czego zacząć... Ja... - zaczęła się jąkać, czując, że bardziej chce się jej płakać niż mówić. - Nigdy nie wątpiłam w twoje uczucie do mnie. Nawet mając świadomość twojego uczucia do niej. Uważam, że to, co zrobiłeś dla Harry'ego było wspaniałe. Niewielu jest ludzi, którzy zdecydowaliby się poświęcić własne życie, żeby chronić cudze. Obojętnie co by się nie działo. Dziękuję, że mi o tym wszystkim opowiedziałeś. Przykro mi, że byłeś sam, i że musiałeś przez to wszystko przechodzić. Teraz już nie jesteś. Jestem z tobą i czuję się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Jestem szczęściarą, bo mam ciebie i możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji. Pomogę ci i wesprę cię radą. I ja również cię kocham - powiedziała, a pod koniec łzy płynęły już po jej policzkach. Przytuliła się do niego mocno i płakała, dając upust emocjom, które dusiła w sobie podczas jego opowieści. - Nie chcę, żebyś miał jakiekolwiek wyrzuty sumienia. Nie chcę, żebyś rozpamiętywał przeszłość. Nie mam ci niczego za złe. Nie oceniam tego co zrobiłeś. To okropne, że los był dla ciebie taki niesprawiedliwy, bo jesteś wspaniałym człowiekiem. Przy tobie czuję się bezpieczna, bo wiem, że cokolwiek by się nie działo, to zdołasz mnie obronić przed całym światem. Nie zmienię przeszłości, ale mogę ci pomóc uporać się z teraźniejszością. Nie myśl o tym co było, proszę cię. Pomyśl o tym co będzie. Nigdy nie pozwolę, żebyś był sam. Nigdy.

- Chyba nie do końca wszystko spieprzyłem. Musiałem zrobić coś dobrego, skoro los zesłał mi ciebie - powiedział cicho.

Siedzieli tak przez chwilę, oboje próbowali się uspokoić i każde z nich myślało nad słowami drugiego. Jedno było pewne - nareszcie wytłumaczyli sobie najważniejsze sprawy i zdawało się, że chociaż wielokrotnie obiecywali sobie nie wracać do tego co było, dopiero teraz wreszcie domknęli za sobą te drzwi.

- Na początku robiłem to, co chciałem, później już tylko to, co musiałem. Musiałem zabić Dumbledore'a i to zrobiłem. Nie chciałem tego. Przez moment, stojąc tam wtedy na wieży, bałem się, że nie dam rady rzucić tego zaklęcia. Zebrałem w sobie wszystkie siły i moje zdolności oklumencyjne, żeby to zrobić. Ochroniłem wtedy Draco i moją pozycję szpiega. Nawet, gdy wszyscy mnie nienawidzili nadal z ukrycia pomagałem Zakonowi. Dumbledore oczywiście ma swój portret w gabinecie dyrektora i nawet po śmierci mówił mi jak doprowadzić sprawy do końca. Ale było ciężko. Tak bardzo ciężko...

- Wiem. Ale to już minęło. Nikt nie ma do ciebie o nic pretensji - powiedziała, wypuszczając go z objęć i siadając obok. - Poza tym Dumbledore był ciężko chory. Ta klątwa… Oszczędziłeś mu cierpień, Severusie. A to, że dla niego to była część planu… Cóż, Dumbledore od zawsze wszystkimi sterował i mącił jak mało kto.

Westchnął ciężko. To było najtrudniejsze wyznanie w jego życiu. Jednocześnie czuł, jakby zrzucił ze swoich ramion brzemię, które do tej pory niósł w samotności. Świadomość, że ktoś jeszcze zna prawdę, była wyzwalająca. Nawet jeśli była to tylko jedna osoba.

- Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Nigdy o tym nie zapomnij.

- Nie zapomnę - odparła i nachyliła się, żeby go pocałować. - Wydaje mi się, że jesteś na mnie skazany - dodała po chwili i uśmiechnęła się szeroko, co w połączeniu z jej zaczerwienionymi oczami dało zabawny widok.

- Nie mogłem usłyszeć niczego lepszego.

- Dziękuję ci, że mi o tym wszystkim powiedziałeś. To wiele dla mnie znaczy.

- Musiałaś się o tym wszystkim dowiedzieć, a wiem, że jesteś jedyną osobą, której rzeczywiście chciałem opowiedzieć tę historię.

Po tym wszystkim co usłyszała, poczuła się nagle bardzo zmęczona, ale i wdzięczna. Była pewna, że on również, bo wiedziała ile kosztowało go to wyznanie. Mówiąc jej o tym wszystkim przekroczył własne granice i wyglądało na to, że poczuł nieopisaną ulgę. Znowu leżeli przytuleni, tak jak jeszcze kilka godzin temu, zanim zaczęli tę rozmowę. Przez dłuższy moment żadne z nich się nie odzywało. Jego umysł był znowu otwarty i nie chował przed nią swoich uczuć, a ona pozwalała, żeby jej dobre myśli do niego dotarły. Na co dzień ich więź nie dawała aż tak o sobie znać, ale w momentach takich jak ten, gdy emocje brały górę, nieodmiennie stawała się bardzo aktywna.

- Severusie? - spytała sennym głosem.

- Tak?

- Jak wygląda teraz twój patronus?

- To pantera.

- Pantera?

- Tak. A twój?

- Lwica.

- Słucham?

- Lwica - powtórzyła i zaczęła się śmiać.

- Pasuje do ciebie. Nie tylko ze względu na to, że jesteś gryfonką z krwi i kości. Jesteś silna, odważna i zdeterminowana.

- Być może, ale czasami potrzebuję silnych ramion, które mnie podtrzymają, żebym nie upadła. I wtedy wiem, że mogę na ciebie liczyć.

- Zawsze, kochanie. - Pocałował ją w czoło, ten gest, który tak uwielbiała.

Po chwili zasnęła, a on zauważając to, zgasił światło i nim się obejrzał, jego oczy same się zamknęły.