Zacznijmy przyjemnie kwiecień z nowym, dwudziestym już, rozdziałem!

Jak zawsze dziękuję za każdy komentarz z osobna, szalenie mi miło je czytać! :)


You can't catch it
In a picture
Oh, there's beauty
You can never see
'Cause your love, your love sweet darlin'
It's all I'll ever need

You can't buy it
With all your money
A rich man
I'll always be
Oh, cause your love, your love sweet darlin'
Is all I'll ever need

I couldn't go on
Without your love to guide me
I couldn't go on
Without whispering your name
I'd give up all I ever had
Just to let you know
It's your love that keeps me coming home

Anderson East - All I'll Ever Need

Styczeń minął szybko pod znakiem nieustającej pracy i nauki i tak samo zaczął się luty. Hermiona weszła w swój dawny tryb, porzucając tym samym myśli o jakiejkolwiek rozrywce, oglądaniu filmów czy wypadach na miasto. Popołudniami skupiała się na warzeniu eliksirów i realizowaniu zlecenia, które ku jej zadowoleniu, Severus zdołał dla niej załatwić. Chodziło głównie o proste eliksiry lecznicze i maści przeciwbólowe, których produkcja okazała się być dla niej wyzwaniem, bo nigdy tego nie robiła, ale z jego pomocą udało jej się szybko opanować nową sztukę.

Wieczorami uczyła się albo w gabinecie, albo w pracowni przy swoim biurku. Dziękowała sobie za swoje notatki, które skrupulatnie uzupełniała przez te całe pół roku i za książki Severusa. Ilekroć czegoś nie wiedziała albo o czymś zapomniała sięgała po nie i za każdym razem otrzymywała odpowiedź. Zawsze mogła zapytać go o wszystko osobiście, ale po pierwsze nie chciało jej się do niego biegać z każdym drobiazgiem, a po drugie ostatnio częściej przesiadywał w gabinecie otoczony, zupełnie jak ona, stosem przeróżnych ksiąg i tonami papieru. Chociaż nic nie mówił, była pewna, że jego badania nad nowym eliksirem weszły w kolejną fazę i za nic w świecie nie chciała mu przeszkadzać.

Chodziła spać późno w nocy, biorąc przed tym jedynie szybki prysznic i zasypiając w momencie, gdy jej głowa dotknęła poduszki. Przed zaspaniem ratował ją najczęściej Severus, bo budzik po prostu wyłączała i zapadała w ponowny sen. Ledwo zdążała coś zjeść i wypić kilka łyków kawy, po czym aportowała się na uczelnię.

Apogeum jej nerwów nadeszło końcem miesiąca, kiedy to miały zacząć się się egzaminy. Była to jej pierwsza sesja i nie wiedziała jakich pytań ani rodzaju zadań się spodziewać. Bała się, że na egzaminie praktycznym pomyli składniki, kolejność ich dodawania, albo że w ogóle czegoś nie doda. O ile zapewnienia Severusa, że na pewno da sobie radę, i że wszystko umie na początku ją uspokajały to z czasem zaczęły ją denerwować i gdy dwa dni przez pierwszym egzaminem próbował odciągnąć ją od książek, naskoczyła na niego i kazała dać sobie spokój. Nic nie powiedział, po prostu ją zostawił i przypuszczała, że nie miał jej tego za złe, ale i tak było jej głupio. Przeprosiła go, na co on tylko zaśmiał się i powiedział, że sam jest sobie winien, bo powinien wiedzieć, że nie drażni się uczącej się Hermiony Granger. W końcu sama odłożyła wszystkie książki na bok i dzień przed początkiem sesji nie uczyła się już wcale.

Tego dnia wcześniej się wykąpali i leżeli w łóżku nic nie robiąc, właściwie tylko gapiąc się w sufit i rozmawiając. Hermionę uspokajała jego obecność, a on cieszył się, że w końcu odłożyła książki i oderwała się myślami od nauki. Albo przynajmniej tak mu się wydawało, bo jej pytania wskazywały raczej na coś innego. - Wiesz o czym teraz pomyślałam?

- Mam spróbować to zobaczyć, czy chcesz żebym zgadł?

- Nie, sama ci powiem. Zastanawiam się, czy jeśli umiemy przesyłać sobie myśli, gdy jesteśmy blisko, to czy bylibyśmy w stanie zrobić to samo tylko na odległość?

- Pewnie tak, ale do tego potrzeba dużo mocy i dużo praktyki. Nie wiem, czy którekolwiek z nas jest na tyle zaawansowane, żeby to zrobić. A pytasz, bo?

- No wiesz… W razie, gdybym zapomniała odpowiedzi na jakieś pytanie mogłabym się z tobą skonsultować.

- Ty? - parsknął. Hermiono, nie zaczynaj znowu. Niczego nie zapomnisz, a gdy zaczniesz pisać te cholerne egzaminy, niech miną jak najszybciej - powiedział, wznosząc oczy ku górze - zapomnisz, że nawet chciałaś się ze mną konsultować, bo będziesz znała odpowiedź na każde pytanie.

- Tak myślisz?

- Jestem tego pewien.

Zamilkła na chwilę i przygryzła dolną wargę, jak zwykle, gdy intensywnie nad czymś myślała. Zawsze tak robiła i zauważył to już na ich pierwszym spotkaniu. Wydawało się to być tak dawno, jakby w innym stuleciu…

- A co jeśli nie?

- Co nie?

- Jeśli nie będę czegoś wiedzieć?

Wcale nie puściły mu nerwy. Udawał tylko, żeby przywołać ją do porządku. Uniósł się i oparł plecami o poduszki i odetchnął głęboko.

- Jeśli tak samo zachowywałaś się w Hogwarcie przed każdym głupim egzaminem, to chyba zaczynam współczuć tym dwóm idiotom, twoim byłym przyjaciołom.

- Och, no przestań. Denerwowałam się, owszem, ale to było co innego. A gdyby nie ja, to oni nie zaliczyliby połowy z tego, co powinni - odparła, krzyżując ręce na piersi.

- Powiedz mi teraz, czy te wszystkie egzaminy i nerwy przydały ci się na coś? I czy miało to jakiś sens, żeby tak to przeżywać?

- Właściwie to nie i wiem do czego zmierzasz. Wtedy to było dla mnie ważne, a to, że teraz straciło na ważności to trudno.

- Połowa z tego, co teraz robisz, też ci się do niczego nie przyda w przyszłości. Na tym polega nauka w szkole, że większość rzeczy to tylko zapychacze czasu.

- No wiesz…

- Tak? To w czym pomoże ci wiedza o średniowiecznych alchemikach europejskich?

- Nie wiem. Może do czegoś mi się to przyda… A poza tym, sam kazałeś mi o nich czytać!

- Tak, po to, żebyś znała podstawy i wiedziała, co się skąd wzięło. Nie można im odmówić tego, że odkryli wiele receptur i nazwali nowe składniki, ale tylko one się liczą w twojej dalszej pracy, a nie kto je wynalazł. Uwierz mi, że ani razu nie myślałem kto wpadł na pomysł, żeby do eliksiru wielosokowego dodać jedną miarkę rogu dwurożca, a nie przykładowo dwie albo trzy. Liczyła się tylko poprawna receptura. Skup się na tych najważniejszych tematach, a resztę po prostu zalicz, nie poświęcając na to zbyt dużo energii.

- Dobrze, już dobrze. Dotarło to do mnie - mruknęła.

- Przypomnij mi, co jest twoim patronusem? - zapytał, obracając się w jej stronę.

- Lwica - odparła, marszcząc brwi. - Po co mnie o to pytasz?

- Najwyraźniej o tym zapominasz. Masz w sobie lwicę, więc zachowuj się jak lwica. A nie jak wystraszone jagnię - powiedział ostrym tonem.

- Słucham?

- Słyszałaś co powiedziałem.

- Nie jestem jagnięciem! - zawołała i zerwała się z łóżka. - Nie zarzucaj mi, że jestem słaba!

Wycelowała w niego palec, z którego wyleciała srebrna iskierka. Wściekła się. I o to mu właśnie chodziło. Podłożył ręce pod głowę i patrzył na nią spokojnym wzrokiem, wcale się tym nie przejmując.

- Więc weź się w garść. Pójdziesz jutro na te egzaminy, tak samo pojutrze i w każdy inny termin, zdasz je i zaczniesz kolejny semestr. I tak do końca aż odbierzesz dyplom.

Oparła dłonie na biodrach i stała, przyglądając mu się wściekłym wzrokiem. On również na nią patrzył i ani myślał przestać. Celowo wytrącił ją z równowagi, żeby wyrwać ją z dołka, w który wpadła. Zawsze tak robił, gdy zapętliła się w jakiejś sytuacji i właściwie sama nakręcała się negatywnymi myślami. Zadziwiające, że miała w sobie tyle siły, a potrafiła się dręczyć takimi głupotami.

- Boże, jak ty mi czasami działasz na nerwy - powiedziała. - I przestań się głupio uśmiechać, bo nie ręczę za siebie.

- Dla ciebie wszystko, kochanie. A teraz wracaj już do łóżka.

Gestem ręki zachęcił ją do tego, a gdy weszła z powrotem pod kołdrę i obróciła się do niego tyłem, położył dłoń na jej talii, posuwając ją coraz niżej. Gdy dotarł do biodra złapała go i zapytała:

- Co ty robisz?

- Próbuję cię odstresować.

- Najpierw mnie denerwujesz, a później chcesz odstresowywać? - parsknęła. -Nie próbuj. Lwica nie jest dzisiaj w nastroju - oświadczyła, niezbyt delikatnie strącając jego dłoń, po czym zgasiła światło. - Dobranoc.

Otuliła się szczelniej kołdrą, a on, w ciemności, która nastała, uśmiechnął się sam do siebie, uważając, żeby nie wybuchnąć śmiechem i pomyślał, że jednak trochę sobie tego wieczoru nagrabił.


Rano obudził się równocześnie z nią i choć bez słowa wstała i zamknęła się w łazience, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem, to gdy wyszła zaryzykował pytanie:

- Jesteś na mnie zła?

- Nie - odparła, zajęta szukaniem odpowiedniej sukienki.

- Jesteś pewna?

- Tak.

Chwila ciszy.

- Masz zamiar nie wychodzić dzisiaj z łóżka? - zapytała, nie odwracając się.

- Absolutnie nie.

Wziął to za dobry omen, że sama się do niego odezwała. Wstał, zarzucił na siebie szlafrok i podszedł do niej, żeby ją przytulić.

- Przepraszam, że cię wczoraj zdenerwowałem.

- Nie przepraszaj, nie ma za co. Nic takiego się nie stało.

- Wiesz po co to zrobiłem?

- Tak - przytaknęła.

- I wiesz również o tym, że twoje problemy i zmartwienia nie są mi obojętne?

- Oczywiście, że o tym wiem - westchnęła ciężko i spojrzała na niego. - Nie gniewam się. I kocham cię nawet wtedy, gdy doprowadzasz mnie do szału. Pamiętaj.

Pokiwał głową, uśmiechając się.

- Idę zaparzyć kawę - powiedział, czując, że łagodny konflikt został zażegnany. Przyrzekł sobie w duchu wymyślić inną metodę skutecznego naprowadzania jej myśli na inny tor.

- Za chwilę przyjdę tylko się ubiorę.


Ubieranie się jak zwykle zajęło jej więcej czasu niż zakładała i Hermiona pluła sobie później w brodę, że nie przygotowała sobie ubrań dzień wcześniej. Skutkiem tego kawę, ledwie ciepłą, wypiła w kilku łykach po czym aportowała się na uczelnię. Szybkim krokiem przemierzyła korytarze, kierując się do sali, w której miał odbyć się egzamin, a gdy dotarła na miejsce okazało się, że na szczęście nie była ostatnia i koniec końców zdążyła.

Mogła przyjść prawie jako ostatnia, za to wyszła jako pierwsza. Pytania były łatwe i żadne z nich nie zdołało ją w żaden sposób zaskoczyć. Na każde podała wyczerpującą odpowiedź. Tego dnia czekał ją jeszcze jeden test, tym razem z wiedzy praktycznej, co oznaczało po prostu uwarzenie jakiegoś eliksiru. W tym wypadku również nie spodziewała się, żeby miało to być coś trudnego. Plotka głosiła, że podobno mogli trafić albo na eliksir pieprzowy albo eliksir zapomnienia, co wydawało jej się wręcz śmiesznie łatwe.

I tak oto, niecałe dwie i pół godziny później wyszła na zewnątrz, uśmiechając się od ucha do ucha, bo w plotkach okazało się być ziarno prawdy i chwilę wcześniej skończyła przygotowywać idealny w swoim mniemaniu eliksir zapomnienia, którym czasami miała okazję zajmować się w pracowni. Miała nadzieję, że kolejne dni będą równie owocne, i że będzie mogła ze spokojem rozpocząć dwutygodniową przerwę.

Zaczął padać drobny śnieg, a słońce przeciskało się lekko przez chmury. Dopiero teraz, gdy dotarło do niej, że pierwszy dzień sesji ma już za sobą i może wracać do domu, poczuła, jak bardzo jest głodna. Kubka kawy zdecydowanie nie można było nazwać pożywnym śniadaniem. Miała nadzieję, że Severus coś przygotował, a jeśli nie, to postanowiła wyskoczyć po coś na miasto, bo nie chciało jej się gotować. Wróciła myślami do tego, co jej wczoraj powiedział i niechętnie przyznała, że miał rację. Połowy z tych rzeczy, których się uczyła nie potrzebuje i większości z niej nawet nie było dzisiaj na egzaminie. Ale kto to mógł wiedzieć, a poza tym przezorny zawsze ubezpieczony. Postanowiła jednak, przede wszystkim dla swojego zdrowia mniej się denerwować i naprawdę przywiązywać wagę do rzeczy istotnych i ważnych, a resztę opanować na tyle, żeby zdać. To nie był wyścig szczurów, a ona nie była już wystraszoną dziewczynką, która chciała we wszystkim być najlepsza, bo bała się, że być może to wszystko, to tylko sen, i że jeśli nie będzie się wystarczająco starać to jej magiczne moce nagle ulecą z niej i straci je na zawsze. W domu czekała na nią miła niespodzianka. Severus najwyraźniej chciał się zrewanżować za to, że ją wczoraj zdenerwował, co kiedyś wprawiłoby ją w osłupienie, bo przecież był mistrzem w doprowadzaniu ludzi do szału bez jakichkolwiek skrupułów. Teraz jednak absolutnie jej to nie dziwiło i gdy zobaczyła nakryty stół i dwa kieliszki czerwonego wina uśmiechnęła się szeroko. Samego kucharza nie było nigdzie w zasięgu wzroku.

- Severusie! Wróciłam już! - zawołała.

Po chwili usłyszała jego kroki na schodach a wystarczyło jej jedno spojrzenie na jego twarz, żeby wiedzieć, że coś było nie tak.

- Co się stało?

- Skąd wiesz, że coś się stało?

- Za kogo ty mnie masz? - spytała i pocałowała go. - Wszystko masz wypisane tutaj - powiedziała, klepiąc go lekko po policzku.

- Chyba muszę zacząć to kontrolować, bo za niedługo niczego przed tobą nie ukryje.

- Ani mi się waż. Nie chcę, żebyś przede mną udawał.

- Twoja troska o mnie jest bezcenna, kochanie.

- Wiem. I nie zamierzam przestać się o ciebie troszczyć.

Uśmiechnął się, kręcąc przy tym głową.

- Chodź. Przygotowałem coś do jedzenia i chcę, żebyś mi zdała relację z uczelni.

Przy obiedzie Hermiona ze szczegółami opowiedziała o egzaminach, a później dowiedziała się wreszcie jaki był powód jego zmartwienia. I nie mogła ukryć, że sama również nie była zachwycona.

- Lucjusz zapowiedział się z wizytą.

- Co? Po co?

- Nie wiem po co. Napisał, że chce odwiedzić starego przyjaciela.

- Tak bezinteresownie?

- Nie wiem, szczerze mówiąc to wątpię, ale z nim nigdy nic nie wiadomo. Na pewno mu jednak nie odmówię, bo teoretycznie nie mam ku temu powodu. W końcu mieszkam sam i w jego mniemaniu mam mnóstwo wolnego czasu - powiedział rozbawionym głosem.

- No właśnie. Gdy przyjdzie to mnie tu na pewno nie będzie.

- O nie, nie, nie - pokręcił głową. - Nie zostawisz mnie z tym samego.

- Zostawię.

- Nie zostawisz.

- Severus!

Zerwała się z krzesła i poszła odnieść talerz do zlewu.

- Mam zamiar mu o nas powiedzieć. Nie traktuję naszego związku w kategoriach przygody, która rychło się skończy. Gdyby tak było nie miałbym najmniejszego zamiaru komukolwiek o nas mówić.

Dobrze, że chwilę wcześniej odłożyła talerz i miała teraz puste ręce. Popatrzyła na niego i nagle z całą mocą poczuła jak bardzo kocha, i że nigdy, przy nikim nie poczuje się tak jak z nim.

- Dlaczego patrzysz na mnie tak, jakby dopiero teraz to do ciebie dotarło?

- Dotarło do mnie chyba coś innego...

- Co takiego? - westchnął.

- Że cię kocham, ale wcześniej chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę, jak bardzo.

- To znaczy?

- To znaczy, że zrobiłabym dla ciebie wszystko, głupku, i że gdy myślę o tobie to czuję się najszczęśliwszą kobietą na świecie, a to, co nas łączy uważam za największy skarb, jaki mógł mi się trafić.

Tyle razy wyznawali sobie miłość, a jednak za każdym razem, uderzało to tak mocno, jak za pierwszym razem. W tym momencie uświadomił sobie, że przez jego umysł przetoczyła się zupełnie nowa myśl, święcąca jasno niczym wielki kolorowy neon na tle nocnego nieba: "Ona jest tą, z którą chcę spędzić resztę życia. Obojętnie co by się działo, chcę, żeby była obok mnie. Powinienem się jej..." Odwrócił wzrok i wypraktykowanym przez lata sposobem odsunął te myśli na bok. Nie mógł dopuścić do tego, żeby poczuła chociaż drobny ślad i domyśliła się o czym myślał. To było coś, do czego musiał się przyzwyczaić. Co musiał przemyśleć i zaplanować. I przede wszystkim zaczekać na idealny moment.

Szybko się opanował, chociaż w środku aż cały się trząsł. Skoro doszedł do tego etapu to znaczy, że przepadł z kretesem.

- Czuję to samo w odniesieniu do ciebie - powiedział, wstając i podchodząc do niej. - Jesteś jedyną osobą, na jakiej mi zależy. I chociaż ciągle się zastanawiam, co ty we mnie widzisz, to nie narzekam, bo jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi. - Widzę w tobie wszystko to, czego ty sam w sobie nie potrafisz dostrzec. - Nie przestawaj tego wszystkiego dostrzegać. Może dzięki tobie wreszcie w to uwierzę.

- Nie przestanę - odparła, wtulając się w niego. - I nie zostawię cię. Właściwie to żal byłoby nie zobaczyć jego miny jak się dowie. Ale ostrzegam, że jeżeli będzie mnie obrażał to nie zawaham się użyć kilku zaklęć.

- Wątpię, czy nawet zdążysz wtedy unieść różdżkę.

Hermiona zaśmiała się.

- Kiedy ma przyjść?

- W tę sobotę.

- Mamy dopiero poniedziałek. Mam pięć dni, żeby się mentalnie przygotować.

- Wiem, w jakich okolicznościach spotkaliście się ostatnim razem, ale uwierz mi, że oni tak samo woleliby o tym zapomnieć. To nie był dla nich dobry czas, a Lucjusz bał się o życie swoje i swojej rodziny, bo wszyscy byli wtedy na łasce Czarnego Pana. Jedno złe słowo i mogliby pożegnać się z życiem.

- Staram się ich nie oceniać. Na szczęście po tym wszystkim zostało mi tylko wspomnienie, bo dzięki tobie blizna, którą sztyletem wycięła mi jego szwagierka, zniknęła bezpowrotnie.

- Postaraj się dać im tę jedną szansę.

- A co przed chwilą powiedziałam? Zrobię to tylko i wyłącznie dla ciebie.

- Dziękuję.


Po obiedzie przeznaczyła trochę czasu na szybkie powtórzenie materiału przed kolejnym egzaminem, a później dołączyła do Severusa w pracowni. Wieczorem z kolei oddała się swojemu ulubionemu zajęciu, czyli czytaniu w łóżku. Wykąpała się, wskoczyła w piżamę i bez zastanowienia zakopała pod kołdrą, biorąc do ręki wcześniej przygotowaną książkę.

Severus wszedł do sypialni w momencie, gdy zdążyła się już zaczytać. Przez chwilę nie zdawała sobie sprawy z tego, że ją obserwuje.

- Co? - zapytała, zerkając na niego znad książki.

- Wyglądasz przepięknie.

- Wyglądam tak jak zwykle - odparła, mrużąc lekko oczy i uśmiechając się.

- Och, nie. Teraz wyglądasz wyjątkowo - stwierdził, zbliżając się do niej wolno.

- Severusie, co ci znowu chodzi po głowie? - zaśmiała się.

- To samo co wczoraj.

- Dzisiaj też nie próbuj - oświadczyła.

- Bo?

- Bo dzisiaj i przez następne kilka dni nie mogę. Mam te dni.

- Te dni? - jęknął i przystanął, opierając ze zrezygnowaniem dłonie na biodrach.

- Powinieneś się raczej cieszyć. Gorzej by było, gdybym ci oświadczyła, że ich nie mam.

Chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego tylko zaczął tylko bezgłośnie poruszać ustami jakby nie mógł znaleźć słów. Jej śmiech przywrócił go do rzeczywistości.

- Och, żebyś mógł się teraz zobaczyć!

Machnął ręką i poszedł do łazienki. Uchylił drzwi tylko po to, żeby powiedzieć:

- Przynajmniej teraz już wiem, dlaczego wczoraj byłaś taka wściekła.

Rzuciła w niego poduszką, jednak w porę zamknął drzwi i nie oberwał. Słyszał jak się śmiała jeszcze przez dłuższą chwilę, a nawet gdy wyszedł, już po kąpieli, wystarczyło, że na niego spojrzała i jej wesołość ponownie wróciła.

Położył się obok niej, jedną rękę kładąc pod poduszkę, a drugą obejmując ją w pasie.

- Co czytasz? - mruknął.

- Annę Kareninę. To podobno historia miłosna wszechczasów - dodała, gdy nie skomentował.

- Wiem, o czym to jest.

- Ty? Czytałeś to?

- W zeszłym roku - przytaknął.

- I jak wrażenia?

- Sam nie wiem. Nie jest to raczej mój ulubiony gatunek.

- No tak. Zapomniałam, że wolisz fantastykę.

Popatrzyła na niego. Zamknął oczy i uśmiechnął się. Lubiła ten uśmiech - świadectwo jego spokoju, dobrego samopoczucia i tego, jak wiele się zmieniło. Bo kiedyś w ogóle się nie śmiał, a na jego twarzy wymalowana była złość, ból i zmartwienie. Teraz, leżąc przy niej, porzucił swoją czujność i był po prostu sobą - człowiekiem, którego naturę udało się poznać tylko jej.

Położyła swoją drobną dłoń na jego dużej dłoni, przypominając sobie jak obserwowała je niegdyś przy pracy i jakie uczucia to w niej wzbudzało. I nadal wzbudza, chociaż teraz nie musi ukrywać się z tym, co czuje. Przypomniała sobie moment ich pierwszego nieśmiałego kontaktu, dotyku dłoni. Prosty gest, dla wielu nic nie znaczący, a jednak niosący w sobie pokłady olbrzymiej energii, zaufania, bliskości. I szczęścia.

Severus obserwował ją przez chwilę. W zamyśleniu delikatnie gładziła kciukiem wierzch jego dłoni. O książce, już tylko otwartej, dawno zapomniała. Czuł i widział, że myślami jest gdzie indziej. Wspominała. Wydawało mu się, że słyszy szum morza, a później odczuł spokój. Prawdziwy i niczym nie zmącony. Nie chciał jej wyrywać z tego stanu. Wolał, żeby odezwała się do niego jako pierwsza. Tak też się stało.

- Severusie?

- Mhm?

- Wciąż mam ten czarny kamień, który mi dałeś na wyspie, pamiętasz?

- Pamiętam.

- Ten dzień był wspaniały. Zaprosiłeś mnie wtedy do opery - powiedziała, uśmiechając się.

- Wyznać ci coś? - Popatrzyła na niego i pokiwała głową. - Denerwowałem się wtedy jak cholera.

- Ty? Czym?

- Jeszcze pytasz? Tym, że mi odmówisz, a ja wyjdę na totalnego idiotę.

- Jak mogłabym ci odmówić? Szczególnie wtedy, gdy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że czuję do ciebie coś więcej niż tylko sympatię.

- To było wtedy?

Kiwnęła głową, nie patrząc na niego. Splótł jej palce ze swoimi. Przypomniało mu się jak walczył ze swoimi własnymi uczuciami i jak starał się wmówić sobie, że to, co czuje, to wcale nie jest nic poważnego i głębokiego. Że nie chce jej zepsuć życia. - Gdy staliśmy na klifie i wiatr rozwiewał ci włosy, pomyślałem, że nigdy wcześniej nie widziałem piękniejszej kobiety od ciebie - powiedział. - A później walczyłem sam ze sobą, tłumacząc sobie, że niemożliwym byłoby, żeby ktoś taki jak ty pokochał kogoś takiego jak ja. I nawet teraz, mówiąc ci o tym, czuję, jakie to było żałosne - puścił jej dłoń i położył się na wznak.

- Och, Severusie... - Odłożyła książkę i położyła się obok niego, wtulając się w jego pierś. - Nie ma w tym nic żałosnego.

- Ja też wciąż mam ten biały kamień - powiedział po chwili.

- Naprawdę?

- Oczywiście.

- Severusie?

- Tak?

- Nasze wyjście do opery... To była randka? Tylko bądź szczery.

- Randka? - zaśmiał się i przez chwilę zastanawiał nad odpowiedzią. - Wtedy nie myślałem o tym w ten sposób, ale z perspektywy czasu, chyba możnaby było zaryzykować i powiedzieć, że tak. W końcu zobacz, dokąd nas to zaprowadziło. - Więc gdybyśmy nie poszli, to między nami do niczego by nie doszło?

- Znalazłbym inny sposób, żeby cię uwieść.

- Bardzo śmieszne.

- Dlaczego pytasz, czy to była randka?

- Ach, bo Beth od początku mi to wmawiała, a ja ciągle upierałam się, że to był tylko prezent na urodziny. Nigdy jej nie powiem, że jednak miała rację.

- Zastanawiałem się, jak to możliwe, że się przyjaźnicie. Nie mówiąc o tym, jak do tego wszystkiego dołączył artysta malarz.

- Oni są naprawdę w porządku. Poznałam Beth w momencie, gdy czułam się samotna i zagubiona. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłam, gdy okazało się, że więcej nas łączy niż dzieli. Nie minęło dużo czasu, gdy się zaprzyjaźniłyśmy. Dzięki niej oderwałam się trochę od tamtego życia. Różnimy się, ale mamy też wspólne zainteresowania i cechy. To normalne. A Mike... Pierwsze wrażenie bywa mylące. Kto jak kto, ale my powinniśmy coś o tym wiedzieć.

- O, tak... I powiem ci więcej. Przyznaję, że myliłem się co do niego.

- Słucham? - Hermiona uniosła się i popatrzyła na niego z niedowierzaniem. - Słyszałaś.

- Przyznałeś się właśnie do błędu?

- Co w tym dziwnego?

- Ty zawsze stawiasz na swoim i musisz mieć we wszystkim rację.

- Przesada. Poza tym, chyba mówisz o sobie.

- Uważaj... - zwęziła niebezpiecznie oczy. Efekt zepsuł jednak uśmiech, który mimowolnie pojawił się na jej twarzy. - Chciałabym, żeby zawsze tak było.

- Jak?

- Tak jak teraz. Ty i ja i wszystko to, co mamy.

- Dopóki mamy siebie, mamy wszystko. Nikt nam nie odbierze naszego uczucia.

- Ja też się myliłam, wiesz? Mówiąc, że nie jesteś ani trochę romantyczny.

Severus parsknął lekko i uśmiechnął się do niej, przytulając ją mocniej. Jak zwykle w takich momentach obydwoje leżeli i cieszyli się ciszą i swoją obecnością. Czasami słowa były zbędne i dobrze o tym wiedzieli.

- O której masz jutro egzaminy?

- Tylko jeden, dopiero w południe. Zielarstwo.

- Nigdy nie lubiłem tego przedmiotu.

- Ja też za nim nie przepadam, ale nie da się ukryć, że znajomość roślin jest ważna w naszym zawodzie.

- W naszym? Jeszcze nie zostałaś mistrzynią eliksirów.

- Jeszcze nie - przyznała - ale zostanę.

- Naprawdę lubisz eliksiry?

- Naprawdę. Uwielbiam czas, który spędzamy w pracowni i lubię się od ciebie uczyć. Twoja wiedza jest oszałamiająca i podziwiam cię.

- Cieszę się, kochanie. Nie chciałbym, żebyś się męczyła albo robiła coś ze względu na mnie. I nie przesadzajmy z tym podziwem. To tylko lata praktyki i nauki.

- Może i tak, ale dodałabym do tego również pasję albo uczucie, bez którego sam mi mówiłeś, że nie da się zostać naprawdę dobrym mistrzem eliksirów.

- W moim przypadku ten czynnik był decydujący. Eliksiry stały się dla mnie ucieczką od rzeczywistości, a gdy odkryłem, że jest to coś, co rzeczywiście mnie interesuje, życie stało się odrobinę łatwiejsze.

- Ciekawe. Moje życie też odmieniły eliksiry.

- Czyżby?

- Och, tak. I pewien gburowaty mistrz eliksirów.

- Dziękuję bardzo.

- Zawsze do usług - zaśmiała się.

Znowu chwila ciszy.

- Severusie?

- Mhm?

- Spać mi się chce.

- Mi też.

- Gasić światło?

- Gaś. Nastawiłaś budzik? Nie wiem, czy obudzę się o tej porze co zwykle, żeby wyciągnąć cię z łóżka.

- Właśnie nastawiam.


Egzaminowy maraton zakończył się dla Hermiony w piątek przed południem co oznaczało również dwa tygodnie przerwy, a zaraz po tym kolejny semestr nauki.

Severus nie ukrywał, że cieszy się na jej ciągłą obecność w domu. Byłby to pierwszy raz, gdy oboje byliby ciągle razem - dwadzieścia cztery godziny na dobę. Do tej pory związane ze wspólnym mieszkaniem obawy, które oboje mieli okazały się bezpodstawne. Hermiona wprowadziła subtelne zmiany, dodające tylko uroku i czyniące dom - domem. To nie były już tylko cztery ściany. Prawdziwą magią, uświadomił sobie, było to, jak uczuciem zaczarowała ten dom. Miał świadomość tego, że zaczynają tworzyć naprawdę poważny związek i był pewien, że ona też to czuje. Coraz więcej się o sobie dowiadywali, docierali się, poznając nawzajem swoje nawyki, przyzwyczajenia i rytuały a zarazem tworząc nowe, wspólne.

Jej największym zmartwieniem ciągle było to, czy zaakceptują go jej rodzice. Często z nimi rozmawiała, a on nie mógł patrzeć, jaki dyskomfort sprawia jej ukrywanie przed nimi prawdy. Coś mu jednak mówiło, że w ciągu tych dwóch tygodni sytuacja w końcu się rozwiąże. W ten czy inny sposób. Nie zamierzał jednak zostawić jej z tym samej i przy najbliższej okazji znowu chciał poruszyć z nią ten temat. Zaczynało to urastać do rangi jakiegoś wielkiego problemu, co działało mu powoli na nerwy. Póki co jednak mieli na głowie Lucjusza i jego jutrzejszą wizytę, ale jeszcze wcześniej postarał o to, aby uczcić jakoś zakończenie jej pierwszej, stresującej sesji.

- Wiem, że zaplanowałaś na dzisiaj wieczór filmowy, ale nic z tego nie wyjdzie - powiedział, gdy kończyli pracę.

- Co? Dlaczego?

- Bo dziś idziemy na kolację.

- Na kolację? - spytała. - A dokąd?

- Jak zwykle tylko do najlepszej restauracji.

- Och, cudownie! Dla tego mogę zrezygnować z filmu - oznajmiła, zarzucając mu ręce na szyję. - Przyda nam się trochę odpoczynku, nie sądzisz? A po kolacji, kto wie…

- Co takiego? - zapytał, udając, że nie zauważył jej sugestywnego spojrzenia. Chciała mu wyszeptać do ucha co takiego, jednak zamiast tego oblała się rumieńcem i zaczęła chichotać.

- Nie powiem tego na głos.

- Lepiej nie mów.

- Dlaczego?

Tym razem to jego usta znalazły się milimetr od jej ucha, a to, co jej powiedział sprawiło, że zrobiła się jeszcze bardziej czerwona. Jej oddech przyspieszył, a on zadowolony z siebie, że udało mu się wywołać pożądany efekt, spojrzał na jej twarz. Jej oczy błyszczały i uśmiechnęła się delikatnie, ewidentnie będąc trochę speszoną. Było to dla niego zadziwiające, zważywszy na fakt, że niejednokrotnie już się kochali i mówili sobie różne rzeczy, mniej lub bardziej przyzwoite. A może jednak nie miał się czemu dziwić? Jeszcze wiele musiał się o niej dowiedzieć i obawiał się, że nie starczy mu czasu, żeby kiedykolwiek mógł poznać ją w pełni.

- Teraz? - spytała, prawie szeptem.

- Mhm - wymruczał, nie spuszczając z niej wzroku. Nawet się nie zorientowała, że kierował ją w stronę biurka i pisnęła lekko z zaskoczenia, gdy się o nie oparła i znowu zaczęła się śmiać, gdy złapał ją w talii i podsadził.

- Jesteś niemożliwy - powiedziała, zakładając mu włosy za ucho. - Ale obawiam się, że jeśli teraz się rozproszymy, to zamiast w restauracji wylądujemy w łóżku. A co by to było, gdyby nasza rezerwacja przepadła?

- Pieprzyć rezerwację.

- Severusie Snape, cóż to za słownictwo? - spytała, figlarnie przekrzywiając głowę. - W obecności damy?

- Proszę o wybaczenie - odparł wolno, wodząc rękami po jej ciele i marząc o tym, żeby już zdjąć z niej tej cholerny podkoszulek i legginsy, które miała na sobie.

- Wybaczam. Czy ma pan jeszcze jakieś prośby?

- Tylko jedną - odparł. - Niechże pani raczy wreszcie zdjąć te pieprzone ubrania.

- Wydaje mi się, że będę potrzebowała przy tym pańskiej pomocy.

Wybuchła śmiechem i przyciągając go do siebie, pocałowała go z całą mocą.


- Jakie to wspaniałe uczucie - wyszeptała niedługo później. Nogami wciąż oplatała go w pasie, a rękami obejmowała za szyję.

- W rzeczy samej - odparł, próbując uspokoić oddech. Oboje spotkali się prawie w tym samym momencie, a intensywności dodało to, że przez cały czas patrzyli sobie w oczy. Nic piękniejszego go w życiu nie spotkało niż te właśnie momenty i uczucie, które widział w jej spojrzeniu i czuł w jej dotyku oraz zaufanie, jakim go obdarzyła. Był czymś nieprawdopodobnie cudownym - widok jej oczu, w których najpierw budowało się napięcie, które stopniowo narastało, żeby po chwili eksplodować, zatracić się, zniknąć za mglistą zasłoną chwilowego zapomnienia, tak słodkiego, jak maliny zbierane w letni, upalny wieczór.

Odetchnął głęboko, pocałował ją w czoło, tak jak wiedział, że lubiła i odsunął się od niej, oswobadzając się z uścisku jej nóg i rąk. Każde z nich próbowało zebrać myśli i przy okazji części garderoby plątające się po meblach i podłodze.

- Nie chcę mi się już ubierać - stwierdziła Hermiona, patrząc na swoje ciuchy. - Bez sensu, skoro i tak zaraz będę musiała znowu się rozebrać. - Wzięła ubrania do ręki i bezceremonialnie, naga, tak jak stała, wyszła z pracowni, nie omieszkając w drzwiach zerknąć na niego przez ramię.

Severus również nie trudził się ubieraniem, z wyjątkiem podciągnięcia i zapięcia spodni. Teraz oparł dłonie na biodrach i kręcąc głową, uśmiechnął się lekko.

- Jeśli chcesz, żebyśmy poszli na tę kolację, lepiej idź już na górę i jednak włóż coś na siebie, bo w innym wypadku nie ręczę za swoje działania.

- A co cię tak wytrąciło z równowagi? - spytała niewinnym głosem. - Może to? - rzuciła ubrania na podłogę, a sama, trzymając się za górę futryny, wyprężyła się, w całości ukazując wszystkie swoje wdzięki. Najpierw z tyłu, a później z przodu.

Ten widok sprawił, że Severus poczuł jak przebiega po nim dreszcz. Nie mógł wykrztusić z siebie słowa, a jeszcze chwila i czuł, że naprawdę straci nad sobą kontrolę.

- Hermiono - powiedział w końcu niskim głosem, na dźwięk którego z kolei ona zadrżała. - Ostrzegam cię po raz ostatni.

Gdy zobaczyła błysk w jego oczach i że zaczyna się do niej powoli zbliżać, nie spuszczając z niej wzroku, zaczęła się śmiać i uciekła szybko na górę. Naprawdę wyglądał jak drapieżnik polujący na swoją ofiarę i pomyślała, że jego nowy patronus idealnie do niego pasuje. Wpadła do sypialni i usłyszała z dołu jego śmiech. Głęboki i szczery, który rzadko słyszała, a który tak bardzo lubiła.


Kolacja udała się wspaniale. Oboje byli w wyśmienitych nastrojach a restauracja naprawdę okazała się być najlepsza. Jedzenie smakowało wybornie i tym razem skusili się nawet na deser. Severus swoim zwyczajem popijał oczywiście najlepszą szkocką whisky, a Hermiona przepysznie słodkiego drinka.

Gdy wyszli nie było jeszcze całkiem późno i pogoda dopisywała. Było zimno, ale za to nie padał śnieg, a bezchmurne niebo, rozświetlone gwiazdami i pełnią księżyca zapowiadało słoneczną pogodę na następny dzień.

- Przejdziemy się trochę? - zaproponowała Hermiona.

- Jeśli tylko masz na to ochotę, to czemu nie?

- To był wspaniały wieczór.

- Był? - zapytał, unosząc na nią brew. - On się dopiero zaczyna, kochanie.

- Naprawdę? - spytała, spoglądając na niego. Patrzył przed siebie, uśmiechając się lekko. - Coś jeszcze na dzisiaj zaplanowałeś?

- Jest jeszcze wcześnie, a z tego co pamiętam chciałaś oglądać jakiś film?

- Niby tak, ale teraz nie jestem pewna, czy mam ochotę na seans.

- To co chciałabyś robić z tak przyjemnie rozpoczętym wieczorem?

Tym razem się nie wstydziła i odważyła się zdradzić mu na ucho, co jej chodziło po głowie.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem - odparł.

To były jego jedyne słowa, po czym aportował ich do domu, gdzie historia sprzed kilku godzin, zaczynała się powtarzać.

- Ale najpierw chcę się wykąpać - oznajmiła i nie dając mu czasu na zaprotestowanie, pobiegła na górę.

Severus westchnął i zrezygnowany poszedł do kuchni, gdzie nalał sobie jeszcze whisky, wypił trochę, po czym stwierdził, że skoro na pewno ma trochę czasu, bo Hermiona nigdy nie spieszyła się w kąpieli, to on równie dobrze może sam wziąć prysznic. Dzięki Bogu za dwie łazienki.

Gdy skończył, wytarł się, owinął w biodrach ręcznikiem i poszedł na górę myśląc o tym, co wyszeptała mu do ucha i uśmiechając się sam do siebie. Nigdy nawet mu się nie śniło, że spotka go coś takiego, nie wspominając o tym, że Hermiona Granger mogłaby stać się całym jego światem.

Od wejścia do sypialni poczuł unoszący się w powietrzu znajomy różany zapach. Tym razem pomylił się twierdząc, że będzie musiał na nią długo czekać. Teraz to ona czekała na niego.

Było ciemno, a ona stała oparta przy oknie, zapatrzona w jakiś punkt na horyzoncie. Miała na sobie prostą, białą koszulę nocną, która dzięki światłu księżyca zdawała się świecić w ciemności. Wyglądała niczym wróżka - delikatna i prawie nierealna.

- Hermiono? - Odwróciła głowę a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Wyciągnęła do niego rękę, prosząc go tym samym, żeby do niej podszedł. - O czym tak myślisz? Nie jest ci chłodno? - zapytał, biorąc jej smukłą dłoń w swoją. Spojrzał jej w oczy, które w ciemności wydawały się być wręcz czarne.

- Myślałam o różnych rzeczach, ale głównie o nas. Wróciły do mnie różne wspomnienia. Nie wiem dlaczego akurat teraz. Czekałam tu na ciebie, byłam w całkiem innym nastroju, a później tak jakoś wyszło, że się zamyśliłam. I nie, nie jest mi zimno, nie martw się.

- Jest coś, co mogę dla ciebie zrobić?

Pokręciła głową.

- Po prostu bądź.

Objął ją i pomyślał, że kobieca natura istotnie jest czymś, czego nie da się rozszyfrować ani zbadać w żaden sposób. Jeszcze godzinę temu była w wyśmienitym humorze i nic nie zwiastowało tego nagłego napadu melancholii, która widocznie ją ogarnęła.

Poczuł jak wodzi palcem po jego bliznach na plecach. Miał ich kilka a okoliczności w jakich je zdobył nie należały do najprzyjemniejszych.

- Mówi się, że każda blizna opowiada jakąś historię - powiedziała cicho.

- Moje przypominają mi o moich błędach i o tym, jakim byłem głupcem.

- Jak pomyślę o tym przez co przeszedłeś, i że byłeś w tym wszystkim sam… - zaczęła, a w jej oczach pojawiły się łzy. - Wiem, że nie lubisz się nad sobą użalać, nie użalam się, naprawdę. Jestem po prostu zła, bo uważam, że nie zasługiwałeś na to wszystko.

- Zasługiwałem czy nie, to wszystko już się stało. Po co do tego wracać?

- Nie wiem. Przepraszam. Było tak miło, a ja wszystko zepsułam.

- Niczego nie zepsułaś. Głowa do góry. A jeśli to wszystko przez nasze jutrzejsze spotkanie…

- Chyba trochę tak. Nie będę kłamać, że o tym też myślałam.

- No właśnie - westchnął. - Tak myślałem. Nie przejmuj się tym. To tylko Lucjusz Malfoy. Drań jakich mało, ale miałem już do czynienia z gorszymi. Poza tym on wie, że nie warto ze mną zadzierać.

Widocznie się rozchmurzyła.

- Przywitam się z nim tylko, a później zostawię was samych, w porządku? I tak nie miałabym o czym z nim rozmawiać. Pójdę na zakupy, a później będę u Beth. - Dobrze - odparł i pocałował ją w czoło. - Już lepiej?

- Przecież wiesz, że tak. Nie mów mi, że tego nie czujesz.

- Czuję - odparł.

- Wciąż nie zaczęliśmy naszych lekcji oklumencji.

- Wiem. Musimy to nadrobić, szczególnie teraz, gdy masz dużo wolnego czasu.

- Jakiego czasu? Już ty zadbasz o to, żebym się nie nudziła.

- Racja. Ale dopiero od poniedziałku. Póki co nie myślmy o pracy.

- I mówi to człowiek, dla którego praca była najważniejsza w życiu.

- Właśnie - była. Odkąd mam ciebie, to ty jesteś na pierwszym miejscu.

Uśmiechnęła się do niego, a jedno spojrzenie w jej oczy dało mu pewność, że ona doskonale o tym wie.

- Mam wrażenie, że mieliśmy jakieś plany na resztę wieczoru? - spytała, a jej dłonie nagle znalazły się przy brzegu ręcznika, który był jedyną rzeczą, jaką miał teraz na sobie.

- Coś sobie przypominam - odparł, mrużąc lekko oczy.

- No cóż. W takim razie ten ręcznik jest ci zupełnie zbędny - stwierdziła, bezceremonialnie go rozwiązując i pozwalając mu opaść na podłogę. - Teraz lepiej. I chociaż raz ja jestem ubrana, a ty nie - powiedziała, leniwie prześlizgując po nim wzrokiem i zarzucając mu ręce na ramiona. Jej oczy błyszczały i uśmiechnęła się lekko, gdy ich spojrzenia się spotkały.

- To nie potrwa długo - odparł cicho.

Przesunął dłońmi wzdłuż jej ud, łapiąc dół jej koszuli i oswobadzając ją z niej.

Uśmiechnął się, gdy okazało się, że nie trudziła się tym, żeby założyć majtki.

Przez chwilę zamarł, nie mogąc ani wykrztusić z siebie słowa, ani zdobyć się na kolejny ruch. Blask księżyca rozlał się po jej ciele, sprawiając, że nabrało ono perłowego blasku, a jej figura idealnie współgrała z narzuconym przez światło kontrastem.

Był nagi fizycznie, ale teraz poczuł się również nagi duchowo. Zauważyła jego wahanie, wyczuła jego emocje. Uniosła dłonie, przesuwając palcami po linii jego szczęki, po policzkach. Pocałowała go. Długo, delikatnie, powoli. Nagle przestał się zastanawiać i jego ręce jak zwykle zaczęły wędrować po jej plecach, po talii i wyżej, delikatnie muskając jej piersi. Jęknęła, zmiękła pod jego dotykiem, nie pragnąc w tej chwili niczego innego niż tylko być z nim.

Delikatnie wysunęła się z jego objęć, wzięła go za rękę i zaczęła prowadzić w stronę łóżka. Myślała o dobrych rzeczach, o tym jak bardzo go kocha, chociaż przecież on o tym wiedział. Nie musiała tego mówić na głos. To było widoczne w każdym jej geście.

Odebrał jej myśli, chociaż i bez ich mentalnego połączenia, wiedziałby, co teraz czuje. Zrewanżował się dotykiem, pocałunkiem, delikatnością, na którą zasługiwała. Nigdzie im się nie spieszyło, po prostu byli tu dla siebie. Tu i teraz, odkrywając się wciąż na nowo, wciąż na nowo badając każdy obszar swoich ciał, wciąż na nowo zaskakując się tym, ile radości może im dać to badanie i odkrywanie.

Tak bardzo jak oboje lubili początek, tak bardzo podobał im się także koniec i przyjemność jaką dawał. Wcale nie smucili się, że nadszedł, bo wiedzieli, że takich początków i końców jest przed nimi jeszcze dużo.

Leżeli obok siebie oddychając szybko. Hermiona odszukała jego dłoń, którą uścisnęła mocno, drugą potarła się po wilgotnym od potu czole. Nagle uświadomiła sobie coś, o czym powinni pomyśleć zanim to wszystko się zaczęło.

- Severusie - poderwała się i popatrzyła na niego przestraszona. - Zapomniałam wypić eliksir! I to chyba już nie jeden raz. Dlaczego mi nie przypomniałeś? Boże, co teraz? - Jego reakcja, a raczej jej brak i jego stoicki spokój jeszcze bardziej ją zdenerwowały. - Czy ty mnie w ogóle słyszysz? Powiedz coś!

- Słyszę, jeszcze nie ogłuchłem.

- No i?

- Nic się nie stało. Uspokój się.

- Nic? A co jeśli...

- Nie będzie żadnego jeśli - oparł się na łokciach i popatrzył na nią. - Tym razem to ja wypiłem eliksir. Zapomniałem ci o tym powiedzieć, a poza tym znając cię, upierałabyś się przy tym, że nie muszę tego robić. Przez jakiś czas będę kompletnie… reprodukcyjnie bezużyteczny, a co za tym idzie szanse, że zajdziesz w ciąże są zerowe.

- Zapomniałeś mi powiedzieć o takiej ważnej sprawie? Przecież to dotyczy nas obojga. Czy ten eliksir jest bezpieczny? I czy na pewno tymczasowy? Nie chcę, żebyś stał się, jak to wspaniale ująłeś - bezużyteczny, na stałe.

- Zapewniam cię, że jest bezpieczny i nic złego się nie stanie. Przepraszam, że nie powiedziałem ci wcześniej.

Hermiona odetchnęła głęboko i uspokoiła się nieco.

- Chodź tutaj - wyciągnął rękę w jej stronę. Gdy się obok niego położyła, jak zwykle przytulając się mocno, nakrył ich kołdrą.

- Następnym razem nie zapominaj mnie informować o takich rzeczach, w porządku?

- W porządku.

- Mogę cię o coś zapytać?

- Oczywiście.

- Skoro jesteśmy przy tym temacie to… czy kiedyś… czy kiedyś chciałbyś mieć dziecko? - spytała wolno, obracając się tak, żeby widzieć jego twarz. Severus westchnął i ostrożnie dobierając słowa odparł:

- Nie wiem. Nie widzę się w roli ojca i nie jestem pewny, czy nawet jeśli bym nim został, to czy umiałbym wywiązać się ze swoich obowiązków i byłbym dobrym ojcem, rozumiesz co mam na myśli?

- Byłbyś wspaniałym tatą, Severusie. Niech ci nawet nie postanie w głowie myśl, że mógłbyś być kimś takim jak twój własny ojciec. Słyszysz? Jesteś jego kompletnym przeciwieństwem. Jesteś dobry, czuły, opiekuńczy, odpowiedzialny. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Przy tobie czuję się tak, jak nigdy przy nikim się nie czułam. - Gdy do niego mówiła, unikał jej spojrzenia. Dopiero, gdy poczuł jej dłoń na swoim policzku skierował na nią wzrok. - Ja też nie chcę mieć teraz dzieci. W przyszłości pewnie tak, ale teraz absolutnie nie. Chcę się nacieszyć nami, delektować tym wszystkim. Poza tym, kto wie co będzie kiedyś? Lepiej niczego nie planować ze zbyt dużym wyprzedzeniem. To było tylko luźne pytanie, do niczego nie zobowiązujące.

Ujął jej dłoń i pocałował ją.

- Wiem, ale nie chciałbym, żebyś czuła się ze mną nieszczęśliwa.

- Nieszczęśliwa? Severusie, moje całe szczęście to ty.

- Kocham cię.

- Ja ciebie też.

Uśmiechnęła się do niego pięknie. Tak pięknie, że uznał, iż żaden poeta nie zdołałby oddać tego piękna w słowach.

Jak do tego doszło? Leżał ze swoją ukochaną, z którą wydawałoby się, że więcej ich dzieli niż łączy, a jednak było zupełnie na odwrót. Nie chciał znowu wpaść w bezkres swoich myśli i zacząć zastanawiać się i rozmyślać zbyt dużo. Nie teraz, gdy ona była u jego boku, szczególnie wyczulona na jego nastrój i to, o czym myślał. Nie zamierzał używać oklumencji. Nie w takich chwilach i nie w stosunku do niej. Ufał jej tak samo jak ona ufała jemu i nie chciał mieć przed nią tajemnic.

Hermiona podniosła się i usiadła na łóżku, przeciągając się.

- Idę do łazienki i zaraz wracam - oznajmiła. - Ciekawe gdzie się podziewa moja koszula?

- Po co ci ona?

- Najchętniej wolałbyś, żebym cały czas chodziła nago, mam rację? - zaśmiała się i przywołała piżamę do ręki. - Nie cały czas, ale teraz na pewno - odparł, splatając dłonie pod głową i obserwując ją.

Hermiona pokręciła tylko głową i udając, że się zastanawia, odrzuciła w końcu koszulę na ziemię i spełniła jego prośbę.

- I tak mało co widać, bo jest ciemno.

- Dzięki Bogu za pełnię księżyca - powiedział, wskazując na okno balkonowe, zasłonięte jedynie długą, białą firaną, która przepuszczała księżycowy blask.

- Dzięki Bogu - zaśmiała się i wyszła, a jemu nie pozostało nic innego, jak tylko na nią zaczekać.