Gdybym nadawała tytuły rozdziałom, ten z pewnością nazywałby się "poznaj moich rodziców", a więc wiecie czego się spodziewać. Miłego czytania!
If I could catch a star before it touched the ground
I'd place it in a box, tie ribbons all around
And then I'd offer it to you
A token of my love and deep devotion
The world's a better place
With you to turn to
I'm a better man
For having loved you
And now, at last, I face the future unafraid
With you here by my side, how fast the shadows fade
And there is hope inside my heart
Cause I have something wonderful to live for
The world's a better place
With you to turn to
I'm a better man
For having loved you
Engelbert Humperdinck - I Am A Better Man (For Having Loved You)
Hermiona przebierała się już od dłuższego czasu, kompletnie nie mogąc zdecydować co na siebie włożyć. Severus natomiast nie mógł zrozumieć czemu się tak przejmuje, skoro idzie tylko do swoich rodziców. Zrezygnował jednak z jakichkolwiek prób odciągnięcia jej od lustra, a później przestał nawet w ogóle się odzywać widząc jej wściekłe spojrzenia. Wreszcie machnął ręką i zostawił ją samą. Dobrze wiedział, że bezpieczniej będzie się oddalić. Wrócił dopiero, gdy sam miał zamiar się przygotować. Otworzył drzwi do sypialni i aż przystanął. Panował w niej istny chaos, a ubrania porozrzucane były po całym pokoju. Zaglądnął ostrożnie do łazienki. Hermiona stała właśnie przed lustrem i nakładała makijaż. Uśmiechnął się, bo jej widok przywołał wspomnienia. Miała na sobie błękitną sukienkę, podobną do tej, w której przyszła na ich pierwsze spotkanie. Zerknęła w jego stronę i również odpowiedziała uśmiechem, a on z ulgą uznał, że najgorsze już minęło.
- Dobrze, że wreszcie udało ci się coś wybrać. Pięknie wyglądasz - powiedział, podchodząc do niej. - To jest twój kolor - dodał, jednocześnie ją obejmując.
- Dziękuję.
- I jak zwykle pięknie pachniesz - wymruczał, całując ją delikatnie w szyję.
- Nie rozpraszaj mnie. Nie mamy teraz czasu - stwierdziła, odchylając lekko głowę.
- Szkoda… - westchnął, nie dając za wygraną. Ostrożnie zjechał dłońmi w dół, wzdłuż jej ud, a później z powrotem w górę, podciągając jej sukienkę.
- Severusie.
- Mhm?
- Dosyć.
Spojrzał w lustro i widząc jej na wpół rozbawione, na wpół ostrzegawcze spojrzenie, poddał się i oparł głowę na jej ramieniu.
- Jesteś okrutna.
- Jestem rozsądna, co wydawało mi się, że do tej pory było głównie twoją cechą. No już, nie dąsaj się. Zobacz, jak dobrze razem wyglądamy.
Rzeczywiście, chyba po raz pierwszy widzieli się oboje razem. Nie mieli żadnego wspólnego zdjęcia, żeby móc się sobie przyjrzeć, a do tej pory nie zrobili tego nawet przed lustrem.
- Nienawidzę na siebie patrzeć.
- Dlaczego?
- Tylko ty mogłaś zadać takie pytanie.
- Jesteś dla siebie zbyt surowy. Jeśli twój wygląd tak bardzo ci przeszkadza, to patrz na mnie.
- Słusznie. Ten widok mi się nigdy nie znudzi.
- Severusie, ty niepoprawny romantyku.
- Nie przesadzaj.
- Ależ tak. Jesteś nim. Nie wyprzesz się tego - powiedziała i odwróciła się w jego stronę. Założyła mu włosy za uszy, po czym przejechała palcami po jego policzku.
- Powinienem się ogolić.
- Nie. Nie musisz.
- Nie?
- Nie. Jest idealnie, a ja, co dziwne, nigdy nie widziałam cię z zarostem. Pasuje ci.
- W porządku - pochylił się i pocałował ją w czoło. - Ale teraz naprawdę muszę już zacząć się ubierać, a ty z tego co widzę też jeszcze ciągle nie jesteś gotowa.
- Jeszcze nie całkiem - odparła, obserwując go jak zdejmuje bluzkę. Naszła ją nagle myśl, że to jej mężczyzna. Że wszystkie jego blizny, problemy, zmartwienia i radości są teraz również jej. I że nie zamieniłaby tego na nic innego.
Obróciła się z powrotem do lustra, żeby dokończyć nakładanie makijażu, a on stanął obok niej i sięgnął po szczoteczkę do zębów.
- Wiesz, że przestałam się już denerwować? - powiedziała. Na widok jego pytającego spojrzenia dodała: - Naprawdę. Mam przeczucie, że będzie dobrze.
Skinął tylko głową. Wiedział, że mówi prawdę. Nie denerwowała się, a przynajmniej nie w tym momencie.
- No, myślę, że jestem już gotowa. Idę do kuchni, przygotuję to wino, żeby nie zapomnieć go zabrać. I pamiętaj, że chcemy jeszcze kupić kwiaty, więc musimy wcześniej wyjść.
- Przecież jesteśmy czarodziejami. Aportujemy się w ciągu kilku sekund. Nie musimy jechać samochodem i stać w korkach - stwierdził, gdy wreszcie wypluł nadmiar pasty.
- Wiem. Ale mimo wszystko nie chcę się spóźnić. Czasami im więcej mam czasu, tym bardziej zwlekam aż w końcu się spóźniam.
- Najlepiej usiądź i nic nie rób. Wszystko już przygotowałem.
- Tak?
- Tak.
- Co za ulga - westchnęła. - W takim razie poczekam aż się ubierzesz i będziemy się zbierać, w porządku?
- Chodź - poprowadził ją do sypialni i kazał usiąść. Sam zaczął szukać czegoś dla siebie. Nie sprawiło mu to większych problemów, bo już wcześniej miał pomysł co na siebie włożyć. Wybór padł na ciemny, ale nie czarny garnitur i bladobłękitną koszulę.
- Wiesz co jest dziwne?
- Co? - zapytał, zapinając spodnie.
- Tak bardzo jak uwielbiam widzieć cię w garniturze, tak samo szybko chciałabym go z ciebie zdjąć.
Posłał jej rozbawione spojrzenie. Siedziała w fotelu obok łóżka, z założonymi nogami i podpierając głowę na dłoni. Uśmiechała się szelmowsko.
Wyglądała tak kusząco z tą jej miną i błyskiem w oku. Boże, kochał każdy centymetr jej ciała - od pomalowanych na różowo paznokci u nóg po burzę grubych, niesfornych loków na jej głowie. Podszedł do niej wolno, oparł ręce po obu stronach fotela i powiedział cicho.
- Wyobraź sobie, że czuję teraz to samo, widząc cię w tej sukience.
- I co z tym zrobimy?
- Ktoś tu przed chwilą powiedział, że nie mamy czasu - odparł, unosząc lekko brew.
- Teraz nie, ale później już tak.
Pochylił się jeszcze bardziej. Ich twarze dzieliły od siebie milimetry.
-Trzymam cię za słowo.
Przez moment jeszcze patrzył jej w oczy, po czym uniósł lekko kąciki ust, odsunął się, zabrał ze sobą koszulę i poszedł do łazienki.
Hermiona wzięła głęboki wdech i opadła na fotel. Gdyby nie to, że byli umówieni już dawno wylądowaliby w łóżku. Uśmiechnęła się i starała się stłumić to aż nazbyt znajome, przyjemne uczucie, które się w niej formowało i przestać wyobrażać sobie dotyk jego dłoni i zwinnych, długich palców… Nie mogła nic poradzić na to, że tak na nią działał. Do rzeczywistości przywołał ją dźwięk otwieranych drzwi. Severus wyglądał wspaniale. Nie było to już dla niej rzadkością, widzieć go w eleganckim wydaniu, jednak jego widok w garniturze zawsze przyprawiał ją o szybsze bicie serca. Była pełna podziwu dla jego wyczucia stylu, które po oglądaniu go tyle lat w jednych i tych samych czarnych szatach było zadziwiająco wyrobione i gustowne. Obserwowała go jak zarzucał na siebie marynarkę, a w sypialni dało się już poczuć bijący od niego zapach jego perfum. Wyprostował się, a ona nie mogła oderwać od niego wzroku.
- Jesteś już gotowy? - zapytała, podnosząc się z fotela.
- Tak.
- Daj mi jeszcze sekundę i możemy wychodzić.
- Czekam z niecierpliwością.
Patrzył za nią, jak rąbek sukienki delikatnie omiatał jej łydki. Zauważył, że lubiła tego typu sukienki. Zresztą, dla niego nie ważne było co na siebie włoży. Obojętnie czy był to dres, suknia balowa, czy jego naciągnięty podkoszulek - we wszystkim wyglądała pięknie, a jak wiadomo, nie ubiór był najważniejszy. Dla niego liczyło się tylko to, jaką osobą była - ciepłą, kochaną, wyrozumiałą, inteligentną.
Kilkanaście minut później byli już gotowi do wyjścia. Severus zauważył, że pomimo jej wcześniejszych zapewnień, stres nie do końca ją opuścił. Nie był tym ani trochę zdziwiony. On sam, mając już za sobą wiele dużo bardziej stresujących spotkań, musiał przyznać, że tylko dzięki wypróbowanym oklumencyjnym metodom dawał radę nad sobą panować. Czuł się dziwnie. Był lekko zażenowany, zdenerwowany i nie wiedział czego się spodziewać. Jakby nie było to byli jej rodzice, a jemu zależało na tym, żeby wszystko poszło dobrze. Dla jej dobra. A właściwie dla dobra ich obojga, bo w zakamarkach swojego umysłu zaczął już sekretnie wyobrażać sobie i planować ich wspólną przyszłość. On! Severus Snape - samotny wilk, zdany tylko i wyłącznie na siebie, którego wszyscy uważali za pozbawionego uczuć drania. Hermiona jednak otworzyła przed nim drzwi do zupełnie nowego życia.
Westchnął, oboje spojrzeli na siebie wzrokiem, który mówił: co będzie to będzie, uśmiechnęli się i wyszli na zalaną słońcem ulicę.
W pobliskiej kwiaciarni kupili bukiet składający się głównie z piwonii, które jak twierdziła Hermiona jej mama wprost uwielbiała.
Pozostało już tylko jedno. Upewniając się, że nikt ich nie widzi, Hermiona przeniosła ich w pobliże domu jej rodziców.
Była niedziela więc w sąsiedztwie panował spokój, a ulica była pusta. Większość samochodów stała zaparkowana pod posesjami i zdawało się, że wszyscy po prostu siedzą w domach, odpoczywając i zbierając siły na kolejny tydzień.
Severus poczuł jak bez słowa złapała go za rękę. Ich dłonie splotły się mocno. Gest. Jak zwykle tylko gest. Tylko albo aż.
Chwilę później stali przed ciemnymi drzwiami prowadzącymi do domu jej rodziców.
- Gotowy? - szepnęła.
- Gotowy. A ty?
- Bardziej już nie będę.
Zadzwoniła na dzwonek, ciągle nie puszczając jego dłoni. Jego bliskość dodawała jej otuchy i chociaż wiedziała, że nic złego nie może się stać, to i tak tego teraz potrzebowała.
Chwilę później drzwi się otworzyły i w progu stanęła Jane Granger we własnej osobie. Severusowi wystarczyło jedno spojrzenie, żeby wiedzieć, że ma do czynienia z matką Hermiony. Były do siebie bardzo podobne. Ten sam kolor włosów i oczu, ten sam wzrost, podobny wyraz twarzy. Był ciekaw, czy również charaktery będą miały podobne.
Od razu zostali radośnie przywitani i zaproszeni do środka. Dom z zewnątrz nie wyglądał na duży, jednak znaleźli się w całkiem przestronnym przedpokoju. Gdy tylko weszli mama Hermiony dała im czas na zdjęcie płaszczy i kazała im przyjść do salonu, kiedy będą gotowi. Uwadze Severusa nie umknął fakt, że zanim wyszła, uśmiechnęła się nerwowo i obrzuciła ich równie nerwowym spojrzeniem. Hermiona zdjęła szybko buty i płaszcz, a później zaczęła chodzić po przedpokoju.
- Co ci się dzieje? - spytał cicho.
- Denerwuję się.
- Tak jak twoja mama. Ale póki co wszystko idzie dobrze.
- Wiem.
- No więc o co chodzi?
- Jest jeszcze tata.
- Hermiono… Z tego co wiem, twój tata jest dentystą, a nie mordercą, chyba że mnie o czymś nie poinformowałaś?
- Nie żartuj już.
- Więc się uspokój. Cholera, nie mam gdzie schować różdżki - stwierdził, szukając kieszeni w marynarce.
- Gdzie ją miałeś do tej pory?
- W płaszczu.
- Daj mi ją, schowam ją do torebki. I chodźmy wreszcie, bo nie wypada tak długo dawać im czekać.
- A kto tak ze wszystkim zwleka?
- Na pewno nie ja.
Przymknął oczy, wziął głęboki oddech, ale nie skomentował. Poszedł za nią do salonu, który okazał się być średniej wielkości pomieszczeniem połączonym z jadalnią. Niech to szlag, zwracał uwagę Hermionie, ale sam nadal czuł się tak nieswojo i niepewnie, jakby miał osiemnaście a nie czterdzieści jeden lat.
Hermiona zebrała wszystkie swoje siły, żeby zabrzmieć naturalnie i spokojnie i przedstawiła Severusa.
- Wspaniale móc cię nareszcie poznać - powiedziała jej mama, podając mu rękę.
- I mnie również - odparł, odwzajemniając gest i jednocześnie wręczając jej bukiet. - Cieszę się, że wreszcie mogę poznać kobietę, która wychowała tak cudowną osobę jaką jest Hermiona.
Hermiona zerknęła na niego z lekkim zdziwieniem i powstrzymała się, żeby nie roześmiać się na widok miny swojej mamy, która nagle lekko się speszyła, machnęła ręką w geście mówiącym: "och, bez przesady" i uśmiechając się z zakłopotaniem, przyjęła bukiet.
- Przepiękne kwiaty, moje ulubione - powiedziała, patrząc wymownie na Hermionę, która tylko posłała jej szeroki uśmiech.
Ojciec Hermiony, jak miał później stwierdzić Severus, okazał się być naprawdę miłym facetem. Po pierwszym, można powiedzieć sprawdzającym uścisku dłoni i przekazaniu prezentu, który został przyjęty jak zwykle ze standardowym "ależ nie trzeba było" i wymianie uprzejmości, poszło już gładko. Niezręczności i dystansu było dokładnie tyle, ile oczekiwało się na tego typu spotkaniach. Poza tym panowała miła atmosfera, a Severus był wdzięczny za to, że rodzice Hermiony nie zadawali mu zbyt wielu osobistych pytań i że byli otwarci na magię. Mając taką córkę musieli być, jednak ich przyzwyczajenie do magii było zadziwiające nawet jak na mugoli. Przy obiedzie Hermiona potrąciła dłonią kieliszek z winem, który niechybnie przewróciłby się i zalał obrus, gdyby nie to, że Severus zdążył go przytrzymać zaklęciem. Właściwie nikt nie zwrócił na to uwagi. Skończyło się na śmiechu i zadowoleniu Jane, która stwierdziła, że Hermiona zawsze miała talent do bycia trochę niezdarną i dobrze, że przy stole ma czarodziei, bo zaoszczędzi czas nie musząc prać obrusu.
Severus opowiedział czym się zajmuje, na czym mniej więcej polega jego praca i jakie znaczenie mają eliksiry dla czarodziei. W końcu żadne spotkanie towarzyskie nie może obyć się bez rozmowy o pracy i obowiązkach. Hermiona paplała o studiach, o tym jak bardzo je lubi i jak Severus pomógł jej podjąć decyzję. - Hermiona powiedziała nam, że odegrałeś ważną rolę w waszym świecie - zaczęła jej mama. Hermiona, która siedziała obok niego od razu poczuła, że się lekko spiął, nie wiedząc czego oczekiwać dalej. - Pomijając jej mordercze spojrzenia, które mi teraz posyła, wcale nie mam zamiaru wypytywać cię o szczegóły, bo z tego co nam opowiadała i tak nie wszystko zrozumiałam, nie mówiąc już o tym, że jeszcze mniej zapamiętałam.
Severus uśmiechnął się lekko i zerknął na Hermionę, która nagle, chociaż obiecali sobie, że nie będą się zbytnio do siebie kleić, wsunęła swoją dłoń w jego i mocno uścisnęła.
- No więc - odchrząknęła lekko jej mama, udając, że niczego nie zauważyła - nawiązując do jej słów o tym, że pomogłeś jej wybrać ścieżkę w życiu, zarówno ja jak i mój mąż chcielibyśmy ci podziękować.
- Podziękować? - zapytał ze zdziwieniem. - Za co?
- Za to, że udało ci się jej pomóc. Pamiętam, jaka była przytłoczona i martwiliśmy się o nią, ale muszę to przyznać, że nie wiedzieliśmy jak jej doradzić. Ty znasz realia w waszym świecie, obracasz się w nim nie od dziś. Umiałeś na nią wpłynąć i z tego co widzę, podjęła dobrą decyzję.
Patrząc na szczery i niewymuszony uśmiech Jane Granger oraz biorąc pod uwagę fakt, że to ona zaczęła temat pomyślał, że może jednak Hermiona nie tyle odziedziczyła wygląd po matce, co z pewnością charakter. Przeniósł wzrok na twarz jej męża, który skinął lekko głową w jego stronę, najwyraźniej zgadzając się z opinią swojej żony. W tym momencie zdał sobie sprawę, że to, czego się tak bardzo obawiali, czyli brak akceptacji z ich strony, przestało mieć znaczenie. Czuł, że Hermiona doszła do takiego samego wniosku, bo to nieznośne uczucie, które ciągle mu towarzyszyło, a które było odbiciem jej ciągłych nerwów, zastąpiła nagle fala ulgi.
- Naprawdę nie macie mi za co dziękować. Hermiona jest mądra i inteligentna. Jestem pewien, że sama podjęłaby wreszcie jakąś decyzję, nawet bez mojej pomocy. Jednak mimo wszystko jestem zaszczycony, że miałem w tym swój udział - powiedział. - Mojej pomocy nie da się porównać do tego, co ona zrobiła dla mnie.
- A co takiego zrobiła?
- Severusie… - jęknęła Hermiona. - Nie musisz…
- Nie powiedziałaś im? - zapytał, szczerze zdziwiony.
- O czym nie powiedziała?
- O tym, że to dzięki niej jestem tutaj teraz. Zawdzięczam jej życie.
- Hermiono, czy to prawda? - zapytał jej tata. Atmosfera w pokoju nagle się ożywiła, a Hermiona czuła, że policzki jej płoną.
- Tak - potwierdziła cicho.
- Jako jedyna wpadła na pomysł, że pomimo odniesionych obrażeń podczas bitwy mogłem przeżyć. Wróciła po mnie i w porę wezwała pomoc. W porę, bo wiem, że już wtedy nie zostało we mnie dużo życia. Gdyby nie ona to wszystko mogłoby się skończyć dla mnie dosyć… tragicznie - powiedział, brzmiąc przez chwilę jak dawny on, aż spojrzała na niego ze zdziwieniem. Musiał czuć się nieswojo mówiąc o tym praktycznie obcym mu osobom. Ale i tak była z niego dumna. To, że otworzył się przed nią, najwidoczniej pomogło mu w jakiś sposób uporać się z trudnymi dla niego tematami na tyle, że był w stanie o nich rozmawiać z innymi.
- Miewałam różne dobre pomysły, ale ten był najlepszy - powiedziała łagodnie, trącając go lekko ramieniem, żeby się rozchmurzył. Sama starała się wziąć w garść. Rozmowy o ukrywaniu tego, że to ona mu pomogła mieli już dawno za sobą i nie chciała do nich wracać. - To był trudny czas - podjęła, zwracając się do swoich rodziców. - Zaraz po bitwie wszyscy byliśmy tak zdezorientowani, że ciężko było zebrać myśli. Z jednej strony cieszyliśmy się, że jest już po wszystkim, a z drugiej opłakiwaliśmy poległych i próbowaliśmy odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Ale teraz… teraz jest już dobrze. Czas pomaga uporać się z różnym rzeczami.
- W rzeczy samej - powiedział Severus, a jej ulżyło, bo zobaczyła, że się uśmiechał.
- Mark, pamiętasz jak kiedyś ci powiedziałam, że nasza córka została stworzona do wielkich czynów?
- Pamiętam.
- Miałam rację.
- Miałaś. I ja również nie miałem co do tego wątpliwości, że nie będzie podążała w życiu żadną utartą ścieżką.
- Och, dajcie spokój. Ważne, że wszyscy jesteśmy cali i zdrowi i że to wszystko jest już za nami.
- Amen. Jane, właśnie sobie przypomniałem, że chciałaś coś pokazać Hermionie - oznajmił nagle Mark. Ich córka natomiast zmarszczyła brwi, ewidentnie widząc, że coś się święci.
- Pokazać? Ach, tak, pokazać! Chodź, skarbie, nie mogę się doczekać aż to zobaczysz. A poza tym trzeba zaparzyć świeżą herbatę, nie sądzisz?
- Akurat teraz?
- Teraz. Chodź.
Hermiona nie skomentowała. Argument mamy był niezbyt przekonywujący, ale wystarczająco dobry, żeby wywabić ją z salonu. Zerknęła szybko na Severusa i wstała, podążając za nią do kuchni.
- Co takiego chcesz mi pokazać? - spytała, zakładając ręce na piersi. - Mamo, przecież wiem, że zrobiliście to specjalnie.
- Oczywiście, że specjalnie. Ja chcę porozmawiać z tobą, a twój tata z nim - powiedziała cicho jej mama, zamykając za sobą drzwi. - Nie rób takiej miny. Przyznaję, że byłam uprzedzona, ale teraz, gdy go poznałam widzę, że moje obawy były niepotrzebne.
- To znaczy, że go polubiłaś?
- Wydaje się być specyficzny, raczej tajemniczy, ale przy tym uczciwy. I przecież widzę jak na ciebie patrzy. A ty na niego.
- Powiedziałam ci, że go kocham.
- A ja jestem pewna, że on kocha ciebie. Nie mogę dużo stwierdzić po pierwszym spotkaniu, ale w jakiś sposób czuję do niego zaufanie.
- Daj mu szansę. Przysięgam ci, że on wiele zyskuje przy bliższym poznaniu, a ja znam go już na tyle, że mogę ci obiecać, że przy nim nic złego nie może mi się stać. I po raz pierwszy od dawna jestem naprawdę szczęśliwa.
- Widzę, a to sprawia, że ja również jestem szczęśliwa.
- Kocham cię, mamo.
- Ja ciebie też, skarbie.
Padły sobie w ramiona. Hermiona poczuła, że kamień spadł jej z serca i że wreszcie może naprawdę swobodnie odetchnąć, bo akceptacja jej rodziców wiele dla niej znaczyła.
- Chodź, zrobimy chociaż tę herbatę, dla zachowania pozorów. A, i widzisz tego kwiatka na oknie? - Hermiona pokiwała głową. - To jest mój najnowszy nabytek. Żeby nie było, że niczego ci nie pokazałam - zaśmiała się jej mama.
Obie wybuchnęły śmiechem.
- Jak myślisz o czym oni rozmawiają?
- Jak to? Nie domyślasz się? Twój ojciec zapewne właśnie daje mu do zrozumienia, że jeśli spadnie ci włos z głowy to twój ukochany będzie miał z nim do czynienia.
- Tylko nie to… - jęknęła Hermiona, łapiąc się za głowę.
- Tylko nie co, pszczółko?
Odwróciła się i zobaczyła w drzwiach swojego tatę. Zaraz za nim do kuchni wszedł Severus. Uśmiechnął się do niej lekko. Pomyślała, że ostatnio dużo się uśmiecha i cieszyło ją to.
- Chyba go za bardzo nie męczyłeś, tato?
- A czy wygląda na zmęczonego?
- Tato…
- W porządku, Hermiono - powiedział Severus. - Rozmowa z Markiem to była sama przyjemność.
- Widzisz? - zapytał jej tata, siadając przy stole. - Nie musisz się tak wstydzić ani obawiać swojego staruszka.
- Po pierwsze nie wstydzę się, a po drugie nie jesteś stary - powiedziała Hermiona i objęła go.
Severus stał z boku i przez chwilę poczuł się niczym intruz, który zakłóca życie szczęśliwej rodziny. Patrzył na Hermionę, swoją ukochaną, swoje zbawienie. Gdyby nie ona, ciągle byłby tym samym zgorzkniałym dupkiem, bez perspektyw na przyszłość. A z nią u boku czuł, że może wszystko. Nie był pewny, czy odczytała jego myśli, czy tylko intencję, ale popatrzyła na niego a w jej oczach były łzy. Wiedział, że długo czekała na ten moment, gdy będzie mogła o nich powiedzieć rodzicom i przestać się ukrywać.
Gdy on sam pogrążył się w myślach i walczył z odruchem, żeby wycofać się w cień, tak jak miał to kiedyś w zwyczaju, obserwowała go Jane.
- Severusie? - zagadnęła go.
- Tak?
- Chcę, żebyś wiedział, że zawsze jesteś tutaj mile widziany.
- Dziękuję - odparł, będąc naprawdę szczerze wdzięcznym. Czy możliwym było to, że przestanie wreszcie czuć się jak oszust? Że znalazł ludzi, wśród których będzie mógł być sobą? - To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Dla Hermiony to było już za wiele. Jej twarz była mokra od łez. Najpierw podbiegła do swojej mamy i uścisnęła ją mocno, a później rzuciła się na szyję Severusowi. Usłyszał jak wyszeptała mu do ucha:
- Wiedziałam, że wszystko się ułoży.
Przytulił ją mocno, a gdy się od niego wreszcie odkleiła, kciukami starł łzy z jej policzków.
- Dlaczego płaczesz? - zapytał.
- To ze szczęścia.
- Och, Mark, pamiętasz, że my też kiedyś tak wyglądaliśmy?
- Dlaczego mówisz o tym w czasie przeszłym?
Posłała mu wymowne spojrzenie.
- Wiesz, że cały czas kocham cię tak samo mocno jak wtedy, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy w tej kawiarni na kampusie, tak samo jak braliśmy ślub, tak samo jak urodziła się Hermiona i tak samo kocham cię teraz. Nic się nie zmieniło. - Och, Mark… - westchnęła Jane, uśmiechając się przez łzy.
Hermiona, która stała w objęciach Severusa, odwróciła głowę, żeby na niego zerknąć. Byli tu oboje, w kuchni jej rodziców, ewidentnie wszystko ułożyło się po ich myśli. Czuła jego wsparcie, widziała jego uśmiech - nie smutny, ale wskazujący na to, że jest spokojny, zamyślony. Przeniosła wzrok na swoich rodziców. Przytulili się do siebie, a Hermiona nagle poczuła, że ona również chciałaby kiedyś tak wyglądać. Że chciałaby wyjść za mąż i za dwadzieścia pięć lat móc powiedzieć sobie dokładnie takie słowa i czuć dokładnie to samo, co na pierwszej randce i w innych momentach życia, które miała nadzieję, że kiedyś nadejdą. Że chciałaby to wszystko przeżyć razem z nim. Ze swoim Severusem. Marząc zapomniała, że prawdopodobnie on był w stanie bez wysiłku dowiedzieć się o czym myślała. Nie sądziła, że chciałby zrobić to celowo, ale była teraz kompletnie rozluźniona a co za tym szło, jej myśli po prostu pływały swobodnie po jej umyśle i łatwo było je przechwycić. Nagle poczuła, że objął ją mocniej i nachylił się tak, żeby móc wyszeptać jej prosto do ucha:
- Kocham cię.
- Ja ciebie też - odparła i obróciwszy lekko głowę, pocałowała go. Oboje jednak w tym właśnie momencie byli pewni, że dla niego istnieje tylko ona, a dla niej tylko on. Nie potrzeba było wielkich słów, przepięknych scenerii, splendoru. Liczyły się tylko uczucia.
- Chodźcie - rozkazał nagle tata Hermiony. - Bądź co bądź, ciągle pozostaje najstarszy w tym towarzystwie i nakazuję wszystkim przejście do salonu na szklaneczkę czegoś mocniejszego. Severusie, to wino od was naprawdę jest tak dobre jak mówisz?
- Jeśli nie będzie to osobiście złożę skargę w sklepie, w którym je kupiłem. - Oby to nie było konieczne. Musisz mi jeszcze raz powiedzieć, w którym miejscu dokładnie jest ten sklep. Podjadę tam w któryś dzień po pracy.
Severus skinął z uśmiechem głową. Chwilę później stali już z uniesionymi kieliszkami.
- Chciałbym wznieść toast za dzisiejszy dzień - zaczął Mark. - Niech każdy stres zawsze kończy się w tak dobry sposób jak dzisiaj, bo trzeba ci wiedzieć - tutaj zwrócił się do Severusa - że denerwowaliśmy się przed spotkaniem z tobą. Z różnych powodów, do których nie będę już wracał. Na szczęście nasze obawy okazały się być bezpodstawne. Poza tym wypijmy za nasze zdrowie a przede wszystkim za zdrowie naszych wspaniałych kobiet. Bez was bylibyśmy jak ślepi we mgle.
Severus uśmiechnął się lekko i poczuł coś, co do tej pory zdarzało mu się czuć tylko w obecności Hermiony i tylko dzięki niej. Był szczerze wzruszony.
- Jeśli mogę coś dodać… - powiedział. - Dziękuję wam za ciepłe przyjęcie mnie. Rozumiem wasze obawy i wcale się im nie dziwię. Być może inaczej wyobrażaliście sobie wybranka swojej córki, ale ze swojej strony mogę was tylko zapewnić, że zrobiłbym dla niej wszystko i że przy mnie nic złego jej się nie stanie. Będę pamiętał o twoich słowach Mark. Ale ty również pamiętaj o tym, co ja powiedziałem.
Ojciec Hermiony uśmiechnął się i kiwnął lekko głową. Zawarli porozumienie i chociaż zarówno Jane jak i jej córka na pewno będą chciały się dowiedzieć o czym rozmawiali, to nie było takiej siły, która by ich zmusiła do wyjawienia treści ich rozmowy.
Po niepewności, wzruszeniach i toastach nastał wreszcie czas swobodnej rozmowy, która trwała aż do wieczora. W międzyczasie dołączył do nich kolejny gość, a był to nie kto inny jak Krzywołap, który po drzemce na łóżku w sypialni, którą okupował podobno przez większość czasu, postanowił zaszczycić ich swoją obecnością. Hermiona rozważała już wcześniej myśl o zabraniu go ze sobą, ale ostatecznie postanowiła, że lepiej będzie jak Krzywołap zostanie już na stałe u rodziców. Tu miał dobry dom, spokój i miał się kto nim zająć. Jej natomiast nie było prawie całymi dniami, Severus pracował i nie miał czasu zaprzątać sobie głowy opieką nad kotem, a poza tym w domu mieli pracownię i laboratorium, a Krzywołap miał talent do wchodzenia tam, gdzie mu nie wolno. Gdyby zniszczył jakieś eliksiry albo składniki, zaszkodziłby zarówno sobie jak i im. Z tego powodu, nie pytając nawet Severusa o zdanie, chociaż wiedziała, że dla nie pewnie skłonny byłby zgodzić się na zabranie kota do domu, Hermiona sama podjęła decyzje o permanentnym pozostawieniu go u rodziców.
Severus został zaproszony na wspólne oglądanie meczu w przyszłą sobotę, na co Hermiona wyraziła zdziwienie, że przecież on nie interesuje się sportem. Oczywiście w ramach rewizyty Severus razem z Hermioną zaprosili jej rodziców na obiad. Termin był jeszcze do ustalenia, ale zgodzili się z chęcią już teraz.
Gdy wrócili do domu oboje z ulgą opadli na kanapę. Severus już nawet przestał ukrywać ile nerwów kosztowało go dzisiejsze spotkanie.
- A mówiłeś, że się niczym nie przejmujesz - powiedziała z przekąsem Hermiona. - Ja i tak wiedziałam swoje.
- Jak to możliwe, że w tak krótkim czasie, tak dobrze mnie poznałaś?
- Kocham cię i zależy mi na tobie. A gdy zachodzą te dwa czynniki to chce się wiedzieć wszystko o drugiej osobie.
Popatrzył jej prosto w oczy. Tym razem nie był już zdziwiony szczerością i czystością jej uczuć. Były takie same jak zawsze. Takie same jak wtedy, gdy zapewniała go o tym, że są przyjaciółmi i że może jej powiedzieć o wszystkim i w chwili, gdy pierwszy raz mówiła mu, że go kocha. Hermiona - wyrozumiała, kochana, w każdym starająca się dostrzec dobro.
Zamiast mówić po prostu ją objął i pocałował. Nic więcej nie było potrzebne.
