I wreszcie nadszedł dzień SUMów wyczekiwany przez wielu, a jednocześnie budzący strach. Ponieważ w szkole nie było Dolores, ale Kingsley i Gawain nie miały miejsca incydenty z krwawym piórem. Obaj aurorzy rozumieli, ile znaczą końcowe egzaminy przy aplikowaniu o pierwszą pracę, toteż na czas powtórek pozwalano uczniom na grupowe treningi czy ćwiczenia. Nikt nie próbował nikogo aresztować po kryjomu ni nic z tych rzeczy, bo przecież dobrze, że młodzież uczy się do egzaminów.

Z kolein Hagrid był poruszony, ale nie próbą aresztowania oraz tym, że Harry rezygnuje z jego zajęć, ale że Kła goniła chimera. Już wcześniej spotkał chimerę w Zakazanym Lesie i próbował się z nią zaprzyjaźnić, ale zwierzę uciekło ilekroć do niej podchodził. Teraz wziął ze sobą udziec barani i postanowił ponowić próbę. Być może po prostu musi zachęcić stwora.

- Dobra chimerka, chodź do tatusia patrz co mam – mówił do Gellerta biegającego pod postacią chimery.

Czarnoksiężnik chciał wybuchnąć śmiechem, co zabrzmiało jak prychnięcie w wykonaniu chimery. Nie czuł zdenerwowania egzaminami, ale na Hermionę i ich wymuszoną abstynencję seksualną. A teraz ten przeklęty kretyn zabiera mu i tą radość jaką stanowiło bieganie za jego psem. Był obrażony za potraktowanie go jak bezpańskiego psa, i nazwanie „dobrą chimerką", a do tego aurorzy nie kupią bajeczek o oswojonej chimerze. No nikt normalny w to nie uwierzy. Zabił Dolores i nie ma się na kim wyżyć, ale być może coś się zdarzy. Wedle Narcyzy Morda chce wciągnąć Pottera w pułapkę by wyniósł przepowiednię z ministerstwa magii, ale Narcyza nie ma pojęcia jak. Morda zamierza wysłać oddział swoich przydupasów z Lucjuszem na czele i Narcyza prosi o łagodne potraktowanie męża. Co widzi w tym pawiu Gellert nie wiedział, ale zapewniał ją, że dostanie męża w miarę całego i „nie uszkodzę mu tych części ciała na których zależy uczciwej żonie", cóż jego te części ciała swędziały przez te przeklęte egzaminy.

Hermiona oczywiście była nieco spokojniejsza jak się okazała, że znała odpowiedzi na wszystkie pytania. Dała sobie radę na egzaminie i na pewno dostanie dobre oceny. Zaczyna chyba go wreszcie słuchać. On naprawdę ma sto lat za dużo na rozumienie tego co przeżywa Hermiona. A fakt, że Hagrid nie pozwalał mu gonić Kła dodatkowo go drażnił. Hagrid się go nie bał i był albo geniuszem, albo kretynem, ale jeśli komuś powie, że po błoniach Hogwartu biega chimera. Ktoś może się zainteresuje a wtedy całą przykrywkę szlag trafi.

Gellert był zadowolony, że kochanka wreszcie przestanie wariować i zajmie się nim, ale oczywiście jak zwykle plany wzięły w łeb. Przeklinał Mordę za jego obsesję na temat przepowiedni i Pottera za olewanie oklumencji. Gellert był jasnowidzem i wiedział, że obrazy rzadko miał sens od razu. Zwykle nabierały sensu dopiero po fakcie. No ale Morda wierzył w przepowiednię starej pijaczki na tyle by ryzykować wszystko. I jeszcze wierzy w jakieś super moce Pottera! To on ma super cierpliwość, że nie skręcił kretynowi karku.

Wychodzili właśnie na błonia po egzaminach, kiedy Potter złapał się za głowę. Na szczęście Ron i Hermiona dostrzegli coś podejrzanego i pobiegli za nim, nim zrobił z siebie przedstawienie na oczach sporej części szkoły. Gellert szybko do nich dołączył mając bardzo złe przeczucia. To nie mogło oznaczać nic dobrego, a przecież Potter i Morda są połączeni. Przypadkowe osoby nie powinny tego widzieć. Potter spojrzał na niego nerwowo, a Gellert był pewny, że połączenie w głowie jakie ma pozwala mu wyczuwać niejedno. Ale chłopak nie ma pojęcia o naturze takowego, bo Albus nie chce mu wyznać prawdy. No i pytanie czy cokolwiek by zrozumiał i wiedział reagować.

Wedle słów Albusa horkruks w głowie Pottera żywo reagował na obecność, a nawet emocje Mordy. Ten nagły ból głowy nie mógł oznaczać niczego dobrego, biorąc pod uwagę to co wiedział od Albusa i co mu wspominała Narcyza. Wiedział, że Potter dostrzegł atak na Artura Weasleya, ponieważ przypadkowo zajrzał do umysłu Mordy i miał wizję. Ale nawet Morda może zrozumieć czym jest owo połączenie i użyć takowego. Być może właśnie tego się obawiał co właściwie zaszło.

- On ma Syriusza – mówił Ronowi i Hermionie – trzyma go w ministerstwie i torturuje.

Gellert zacisnął wargi. Prędzej uwierzy, że Black leży pijany w rynsztoku z jakąś dziwką niż w to, że jest w ministerstwie. Oficjalnie Syriusz to poszukiwany morderca, nie wejdzie ot tak do ministerstwa magii. Jest głupi, ale nie aż tak głupi. Gellert nie przepadał za Syriuszem, bo brakowało mu cierpliwości do figlarzy, lecz Black w jego pojęciu nie był samobójcą a wejście do ministerstwa oznaczało by oszołomienie przez aurorów i spotkanie z dementorami. Dlatego na pewno by tam nie podszedł, dlatego wyjaśniał jak mógł to chłopakowi, lecz niestety Potter nie myśli racjonalnie. To chodząca, nastoletnia drama ale na szczęcie on jest dorosły.

- Skąd wiesz, że to prawdziwa wizja Potter? – spytał Gellert – widziałeś węża Voldemorta jak atakuje ojca Rona, może tym razem on zesłał ci wizję.

- Gellert ma rację Harry, dowiedzmy się co z Syriuszem nim coś zrobimy – radziła Hermiona – i nie rob nic szalonego.

- Chcę ratować Syriusza! – mówił Harry – on jest torturowany!

- Skąd wiesz, że to prawdziwa wizja? – spytał ponownie Gellert – udajmy się na Grimmauld Place nim zrobisz coś głupiego i narazisz swoich przyjaciół na niebezpieczeństwo. Czy ty naprawdę uważasz, że zdołasz ocalić Blacka z rąk śmierciożerców? Ty sam? Uczeń piątej klasy? Ani ty, ani nikt z twoich kolegów z GD nic nie wskóracie przeciw wyszkolonym czarodziejom. Jeśli Black jest naprawdę w opałach to Zakon Feniksa może mu pomóc. Dlatego idziemy do gabinetu McGonagall.

Harry próbował protestować, ale Hermiona była tego samego zdania co Gellert. Skoro nie opanował oklumencji, to Voldemort może zaglądać do jego umysłu i napełniać go wizjami. Jego przeciwnik to stary i bardzo potężny czarodziej i Harry winien się mieć na baczności. Zarówno Hermiona jak i Gellert chwycili go pod ręce i dosłownie zaciągnęli do gabinetu surowej nauczycielki chociaż Harry głośno protestował, że Syriusz cierpi a przez nich nie przyjdzie zaraz do niego. Jak nie chcę nie muszą mu pomagać, ale Ron i inni pomogą i ocalą Syriusza. W innej rzeczywistości, w której nikt by nie sunął Dolores pewnie by próbowali się włamać do jej gabinetu, ale w tej poszli prosto do McGonagall. Ron chciał z nimi iść, ale Gellert przekonał go, że najlepiej pomoże przyjacielowi czekając na niego.

Gellert nie wierzył nawet za chwilę w prawdziwość wizji. Nie wierzył by Black poszedł do ministerstwa bo nie był samobójcą. I wiedział, że skoro Potter mógł zobaczyć plany Mordy to Morda zorientował się co widział Potter i postanowił skorzystać. Albus mu to tłumaczył, Severus a nawet Hermiona lecz Potter słuchał bardzo wybiórczo.


- Musimy udać się na Grimmauld Place – powiedział Gellert wchodząc do gabinetu Minerwy – w Hogwarcie nie można używać teleportacji, ale możemy użyć kominka, prawda?

- Ale co się stało? – pytała zaniepokojona czarownica.

- Harry miał wizję pani profesor – zaczęła Hermiona.

- Rozumiem, mój kominek ma… połączenie. Całe szczęście nie zrobiliście nic głupiego – powiedziała – patrząc na nich uważanie – i przyszliście prosto do mnie.

- Ja o to zadbałem – zapewniał Gellert – idziemy i zobaczysz Potter jak wygląda prawda.

- A panna Granger? – spytała Minerwa.

- Ktoś musi powstrzymać moją rękę, bo aż mnie nosi na myśl, że Potter chciał iść do ministerstwa z bandą dzieciaków!

Bez trudu przenieśli się z pomocą Fiuu do salonu na Grimmauld Place. W innej rzeczywistości, Harry i Hermiona walczyli by z Brygadą Inkwizycyjną, teraz rozwiązaną z racji nieobecności Dolores, potem walczyli z samą Dolores i lecieli do Londynu by wpaść w pułapkę. Teraz jednak nic takiego nie miało miejsca. Grupa nastolatków nie musiała stawiać czoła grupie śmierciożerców, znając tylko niegroźne uroki. O nie, ni Harry ni Ron ni nikt inny nie musiał walczyć z silniejszym przeciwnikiem. Nikt z nich nie został ranny, członkowie Zakonu nie ratowali go, a i Syriusz nie był zagrożony, nie przez Bellatrix w każdym razie. Zostali przeniesieni do salonu a tak zobaczyli coś, co bardzo chcieli odznaczyć.

Syriusz stał obok stołu w salonie, używanego tak do jedzenia posiłków jak i spotkań. Miał rozpięte spodnie, z których wystawał mu słusznych rozmiarów penis. Syriusz nie zwrócił uwagę na gości, ponieważ całą uwagę poświęcał jasnowłosej czarownicy, która leżała na stole. Kobieta leżała na twardym, mahoniowym stole z szeroko rozsuniętymi nogami. Jej szata była podciągnięta wysoko, mniej więcej do wysokości piersi. Syriusz jedną dłoń zaciskał na jej biodrze, drugą zaś dotykał jej piersi. Wydawał z siebie głośne jęki celując penisem między jej nogi, a stół rytmicznie skrzypiał. Czarownica piszczała coś, co brzmiało jak „błagam mocniej" wydając z siebie jeszcze głośniejsze jęki. To była Fleur Delacour, piękna Francuzka z babki wili.

Jasnym było, że Syriusz Black nie jest nijak zagrożony a jedynie uwiódł zagraniczną czarownicę na swój status niegrzecznego chłopca oraz zbiegłego mordercy. Gellert parsknął ale wiedział z doświadczenia jak to nie brakuje kobiet, co szukają przygód gdzie nie trzeba. No i Black się nudzi. Jest oficjalnie zbiegłym mordercą, dowód jego niewinności dawno uciekł a rozmowa z Knotem jest gorsza niż ze ścianą.

- Syriuszu co robisz Fleur to ją boli! – krzyknął Harry, nie rozumiejąc co widzi.

Gellert zaczął się histerycznie śmiać, zaś Hermiona zrobiła się czerwona jak burak. Nie chciała widzieć Syriusza w takiej sytuacji ani odpowiadać przyjacielowi co właśnie ma miejsce. To intymna chwila i powinni się wycofać. Oczywiście wiedziała, że Fleur bardzo się to podobało to co robili, a ona sama znała zalety tej pozycji wygodnej dla obojga partnerów. Próbowała tego z Gellertem w Paryżu i lubiła to, ale nie powie o tym Harry'emu.

Fleur pisnęła i zeskoczyła ze stołu równie czerwona co i Hermiona. Uległa lepowi czułych słówek Syriusza i właściwie to bardzo lubiła to, co z nią robił. Francuzka lubiła starszych od siebie czarodziei z zarostem, a Syriusz był przystojny. No aż do teraz aż wpadł tutaj Harry i palnął co palnął. Z kolei Syriusz także był zawstydzony, ponieważ nie chciał by Harry wiedział o jego przelotnych przygodach. Miał być przecież dla niego ojcem chrzestnym, a nie…

- To jej nie boli, ale bardzo się jej podoba – powiedział Gellert pomiędzy parsknięciami śmiechu – to się nazywa seks Potter.

- Ohyda, więc to polega na tym, że wkładam siusiaka do - zaczął zniesmaczony chłopiec zielony na twarzy jakby miał zwymiotować.

- O Merlinie, żebyś widział swoją minę – kpił Gellert – tak, to na tym polega, a jak widzisz Syriusz Black jest bezpieczny i nic mu nie jest, chociaż zapinanie spodni w takim stanie boli uwierz mi.

- Skąd ty to wiesz? Chcesz powiedzieć, że ty i Hermiona blee- powiedział Harry krzywiąc się i wydając z siebie odgłos jakby wymiotował.

- To bez znaczenia, ale znaczenie ma to, że Black jest cały i zdrowy a ty chciałeś poprowadzić swoich przyjaciół w pułapkę – dodał chłodno Gellert - nie chciałeś słuchać ni dyrektora, ni Severusa, ni Hermiony, wiesz co by jej zrobili śmierciożercy? Gwałcili aż by im zbrzydło a potem torturowali, a potem znowu gwałcili aż by postanowili łaskawie zabić wycieńczoną. To samo by zrobili Ginny Wealsey i tej wariatce Lovegood, nie lubię jej, ale nikomu nie życzę takiej śmierci. Was by głównie torturowali, a to przez ciebie. Wiesz co się dzieje z ludźmi co są godzinami wystawieni na działanie Cruciatusa? Młody Longbottom dołączył by do rodziców, zaś Weasleyowie odwiedzali by dzieci w Mungu! I to przez ciebie! Przez to, że byłeś leniwy i nie raczyłeś uczyć oklumencji i… - Gellert przemawiał lodowato zimnym głosem, z furią co mroziła powietrze.

Gellert chciał naprawę urwać łeb Potterowi za jego głupotę i lenistwo. Ile razy wbijali mu do łba o znaczeniu oklumencji, ale nawet nie próbował słuchać. Skakali sobie z Severusem do gardeł jak nastroszone koguty, czego Albus nie wiedział. Potter chciał poprowadzić przyjaciół w pułapkę, co by w najlepszym razie skończyło się ranami w bitwie. Bo dzieciak wierzył, że ma szansę w walce z bandą morderców. Na Peruna jest jak ojciec, co Severus widzi, James Potter był dzielnym człowiekiem i chciał zabić Mordę i jego przydupasów, ale i skłonność do brawury. Jaki ojciec taki syn a teraz napastnicy mogliby ich porwać i męczyć na wszelkie, perwersyjne sposoby. Nie miał co do tego wątpliwości, gdyż wiedział co robili więźniom w czasie poprzedniej wojny. Zarówno Albus jak i Syriusz go oświecili. Opowiedział co usłyszał Potterowi, uświadamiając mu, że przez jego głupotę mogli zginąć niewinni ludzie. Albus się z nim cackał, ale on nie zamierza. Potter musi wiedzieć co ma w głowie i z jakim przeciwnikiem się mierzy. Albus nie miał serce powiedzieć mu prawdy, ale Potter wyraźnie nie zrozumie innego argumentu niż kawa na ławę. To nie manekiny na treningach, ale banda fanatyków. Gellert wiedział, że Albus chce chronić chłopca, ale ignorancja może tylko zaszkodzić.

- Musisz wiedzieć z kim masz do czynienia Potter, to nie czas i nie miejsce na zaklęcie rozbrajające – tłumaczył chłodno.

- Skąd tyle wiesz? – spytał Harry.

- Czytam i mam więcej lat niż ty – wyjaśnił Gellert – a ty powinieneś pytać dyrektora, dlaczego Morda chce cię zwabić do ministerstwa a blizna cię boli przez niego!

Rozmawiali przez jakiś czas i Gellert zamierzał powiedzieć co wie Harry'emu. Czarnoksiężnik nie przepadał za chłopakiem, ale uważał, że ma prawo wiedzieć, dlaczego obłąkany przywódca bandy morderców na niego dybie i jakich może użyć środków. Kiedy wywrzeszczał co sądzi o zachowaniu nastolatka opanował się dość by wiedzieć, że Potter nie ma pojęcia o powadze sytuacji bo Albus nie ma mu serca powiedzieć.


- Gellercie dość – przerwał Albus zbawiony harmidrem– Harry nie jest gotowy na to co chcesz powiedzieć, a co wy tutaj właściwie robicie?

- Potter miał wizję kundla więzionego w ministerstwie i chciał go ratować, musi wiedzieć co się dzieje i mieć świadomość pułapek – tłumaczył Gellert.

Opowiedział Albusowi co miało miejsce i obaj wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Dyrektor był zaniepokojony tym, co usłyszał, bo to pokazywało jak źle przedstawia się sytuacja. Rozważali z Gellertem niejeden scenariusz i to jeden z tych najbardziej pesymistycznych. Przeszli już chyba etap oklumencji, a teraz co robić to inna sprawa.

Spojrzał z niesmakiem na Syriusza, który wyraźnie zabawiał się z Fleur Delacour. Teraz jednak mieli inne problemy niż seksualne ekscesy Blacka. Harry stał ze spuszczoną głową, ponieważ słowa Gellerta boleśnie go uderzały. Hermiona próbowała go pocieszyć, co szło jej dość marnie, ponieważ nie bardzo wiedziała co ma powiedzieć. Harry nie rozumiał co się dzieje, ale nie chciał źle. I nie lubił dziwnego chłopaka z zagranicy.

- To doskonała okazja by uderzyć – powiedział Gellert – tam z pewnością będą śmierciożercy.

- Z pewnością, ale to na Harry'ego będą czekać – powiedział Albus.

- Poślesz złotego chłopca jak prosiaka na rzeź? – spytał Gellert.

- Nie, ale może tam pójść ktoś wyglądający jak on, wiesz, jak działa elikisir wielosokowy – zaczął Albus.

- Nie ma mowy – protestował Gellert – dlaczego ja?!

- Bo bardziej wiarygodnie będzie jak Harry pójdzie ze mną niż obcym – wyjaśnił Albus.

- O czym wy mówicie? Kim ty jesteś? – spytał Syriusz – dlaczego mówisz do dyrektora jak równego sobie?

- Bo jesteśmy równi, Obliviate – wyjaśnił Gellert po czym machnął Czarną Różdżką – powinniśmy wracać do Hogwartu, nie wiem co się stanie z Potterem, a tam więcej zrobimy.

- Nie podoba mi się co zrobiłeś Syriuszowi, ale rozumiem i chodźmy.

Harry patrzył ze zdumieniem to na dyrektora to na chłopaka Hermiony. Scena nie miała wiele sensu, ale zanim cokolwiek zrobili wrócili do zapieczętowanego gabinetu dyrektora w Hogwarcie. Albus wysłał patronusa do Severusa oraz Minerwy, nakazując by przyszli. Sam wyciągnął z gabloty miecz Godryka Gryffindora i wziął go do ręki w jednej dłoni mając różdżkę a w drugiej miecz. Gellert z kolei przebrał się w czarne szaty bojowe mając także miecz oraz Czarną Różdżkę. Wyglądał w tym naprawdę groźnie, ale też elegancko w czarnych spodniach oraz płaszczu.

- Potter musi wiedzieć - nalegał Gellert – aby się bronić przez tym, co Morda może zrobić. Nawet największy czarodziej nie obroni się przed nieznanym.

- Po akcji porozmawiamy z Harrym, teraz musimy tam iść. Na pewno Tom się zorientuje, że podstęp się wydał – zaczął Albus - Severus i Minerwa będą przy nim, są bardzo kompetentni i potężni. Dadzą sobie radę z tym co nastąpi. Panna Granger powinna wracać do dormitorium, jest za młoda by wiedzieć to, co nastąpi.

- Jest przyjaciółką Pottera, a jeśli Tom zrobi to czego się obawiamy będzie jej potrzebował, będzie potrzebował przyjaciele tak jak i wiedzy i mocy Minerwy i Severusa – przypomniał Gellert – i dobrze by ktoś z jego rówieśników wiedział. Hermiona opanowała podstawy oklumencji.

- Co Voldemort ma zrobić? – pytał Harry patrząc na scenę ze zdumieniem – dyrektorze niech mi pan powie!

- Powiem, ale później… Voldemort przesłał ci wizję Sali Przepowiedni w departamencie tajemnic. Może zrobić coś więcej i dlatego potrzebujesz pomocy. My zaś udamy się tam i sprawdzimy co szykował – wyjaśnił dyrektor – a ty Harry chroń swój umysł, wszelkimi sposobami chroń umysł to bardzo, bardzo ważne.

Hermiona patrzyła na scenę zaniepokojona. Nigdy wcześniej nie widziała tak wściekłego Gellerta, ale jeśli naprawdę Voldemort chciał ich zwabić do ministerstwa. Ona i bez niego zgadywała co by się stało jakby spotkali śmierciożerców, bo to Gellert sugerował. Nie mieli cienia szansy przeciw wyszkolonym mordercom. Lekcje jakie miała z ukochanym pokazywały boleśnie, że może i wiedzą jak przekląć Malfoya ale to na tyle. I te wizje… czytała o magicznych więziach i chociaż nie miała pojęcia na czym polega ta Harry'ego to wie dość, że to bardzo, bardzo niebezpiecznie. Obiecała Gellertowi uważać na przyjaciela i na siebie. Zrobi co w jej mocy by pomóc nawet jeśli nie wie jak.

Gellert krzywiąc się wypił porcję eliksiru wielosokowego. Jego ubranie magicznie dostosowało się do ciała właściciela, toteż pasowało do ciała Harry'ego. Wojownicy nieraz używali wielosoku dlatego ich szaty bojowe musiały się do tego dostosować. Teraz wyglądał jak nastolatek mający w jednej dłoni różdżkę a w drugiej miecz. Po chwili zaś stał przed nimi jako Harry Potter i schował kolejną porcję jakby walka się przedłużyła. Ustalili, że Albus użyje na sobie zaklęcia Kameleona by pozostać niewidzialnym. Całość ma wyglądać tak, jakby Harry Potter samotnie podszedł ratować ojca chrzestnego. Albus ujawni się jak dotrą na miejsce. Ustalili też, że zabiją śmierciożerców, poza dwoma by przekonać Knota. Gellert nalegał by zachować Lucjusza, bo jak mawiał ma zobowiązania a drugiego do ocalenia wybierze Albus.

Hermiona z trudem poznawała dyrektora. To nie był dobrotliwy staruszek, ale wojownik co zamierzał ukarać tych co śmieli podnieść ręce na tych, którzy są pod jego opieką. Jego fantazyjne szaty w połączeniu z mieczem i różdżką wyglądały dziwacznie, ale nikt by się nie podśmiewał z tego czarodzieja. Hermiona widziała w książkach portret Godryka Gryffindora i wedle niej teraz tak właśnie wyglądał dyrektor, jak Godryk Gryffindor co postanowił bronić Hogwartu i jego uczniów. Nie przewidywano brania jeńców, poza niezbędnym minimum.

W innej rzeczywistości uczniowie by lecieli na testralach do Londynu. W tej dwaj czarodzieje przenieśli się z pomocą Fiuu na Grimmauld Place, a stamtąd teleportowali do atrium ministerstwa. Oczywiście wszystko miało miejsce późnym popołudniem, jak w ministerstwie prawie nikogo nie było. Teleportowali się z wielką gracją i z gracją szli aż do Sali Przepowiedni.


W następnym rozdziale Albus i Gellert spotkają śmieciożerców.