Tik, tik, tik. Nic więcej nie dało się usłyszeć. Tylko tykanie zegara. I to przenikające zimno... Kamon otworzył oczy. Próbował się podnieść, co sprawiło, że jego ciało przeszył okropny ból.
- Ah – było wszystkim, co powiedział. Dał za wygraną i z leżącej pozycji próbował rozejrzeć się wokół. Jego wzrok powędrował na zimną skórzaną kanapę, na której leżał. Nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego tu był. Dlatego też ponownie zaczął się rozglądać. Krzesła, półki z książkami, fotel i biurko. I Persian patrzący na niego z średnim zainteresowaniem. Chłopak znał to miejsce. I wcale mu się to nie podobało. Zacisnął powieki. Wszystko go bolało, był zmęczony i nie wiedział, co się dzieje. Nagle usłyszał otwieranie drzwi i zobaczył wysoką postać wchodzącą do pomieszczenia. A był to nikt inny, jak szef TR. Kamon ponownie spróbował wstać. Ignorując ból, podniósł się do pozycji siedzącej i odsunął na sam koniec kanapy.
- Widzę, że się obudziłeś. – powiedział Giovanni i podszedł do chłopca, który wcisnął się mocniej w oparcie kanapy.
- Czemu tu jestem? – Kamon próbował zachować spokojny ton głosu, ten jednak nieco drżał. Giovanni spojrzał na rudowłosego.
- Wypij to. – powiedział i włożył mu w dłonie kubek z herbatą. – I odpocznij. Porozmawiamy później. – Giovanni wyszedł z pomieszczenia. Kamon spojrzał na gorącą herbatę. Nie był pewny, czy powinien to wypić, ale jego ciało domagało się jakiegokolwiek napoju. Powoli napił się substancji. Po chwili odłożył kubek na stolik stojący obok łóżka. Czuł się bezradny. Wiedząc jednak, że nie może nic zrobić, rozluźnił się nieco
i położył na kanapie. I niewiadomo, czy to za sprawą napoju, czy z powodu zmęczenia, Kamon zasnął. Po jakichś trzydziestu minutach Giovanni wrócił do biura i spojrzał na spokojnie śpiącego chłopca. Podszedł do niego i dłonią odgarnął włosy z jego twarzy. Z bliska mógł zobaczyć każde zadrapanie na jego bladej skórze. Giovanni westchnął. Był jednak przygotowany na dzień, w którym chłopak wróci. Otworzył drzwi znajdujące się za jego biurkiem, prowadzące do części budynku, która była wyłącznie do jego własnego użytku. Wziął chłopca na ręce (wiecie jak pan młody bierze pannę młodą? No właśnie...) i przeszedł z nim przez drzwi. Idąc korytarzem i mijając wiele drzwi, zatrzymał się przed ostatnimi i otworzył je. Była to jego sypialnia. Właściwie, to jej nie używał. Miał ją na przypadek, gdyby musiałby nocować w siedzibie TR, ale ten nigdy się nie zdarzył. Teraz chociaż mógł ją wykorzystać. Wszedł do środka i delikatnie położył chłopca na dużym czerwonym łóżku
z baldachimem. Po chwili zniknął za drzwiami do łazienki, a gdy z niej wrócił, niósł apteczkę. Usiadł przy Kamonie i na chusteczkę nalał wody utlenionej i przetarł twarz chłopcu, aby w rany nie wdała się żadna infekcja. Potem podniósł chłopca do pozycji siedzącej, rozpiął mu czarną bluzkę i zdjął ją. Bluzka miała sporą dziurę z tyłu, która powstała po uderzeniu w drzewo. Co oznaczało, że plecy rudowłosego także ucierpiały. Po przemyciu rany, Giovanni zawiązał bandaż na plecach chłopca i ostrożnie położył go ponownie na łóżku. Przykrył go delikatnym „kocem". Schował apteczkę i spojrzał na chłopca. Zbliżył swoją twarz do twarzy Kamona i pocałował go w czoło.
- Zobaczymy się wkrótce. Tymczasem odpocznij. – I z tymi słowami opuścił pokój, zamykając go na klucz.