Od autora:

Wiele ludzi wypowiadało się o tym, co by było gdyby Galadriela wzięłaby Pierścień, większość pod wspólnym, czarno-białym sztandarem czarno-białej wizji czarno-białego Śródziemia. A czy wszystko jest takie proste?

Oprócz bohaterów książkowych są też moi właśni. Wszak Drużyna to nie pępek świata.

Księga pierwsza (Ja i moja ambicja :D) ma przedstawiać świat, którym włada, na miejscu mrocznego władcy, Królowa :D. I to już od ładnych 15 lat.

Aha, wiem, że podstawową wadą tego ficu będzie „nietolkienowski", dla ortodoksyjnych fanów, styl narracji.
Przepraszam, ale nie potrafię pisać w tym średniowieczno-epicko-kwiecistym stylu.
A klimat i tak jest zupełnie inny niż w książce.

Rozdział 1:

Dzisiaj

Erlis skradał się po ulicach Gondoru.
Stracił poczucie czasu, teraz elfy chwytały każdego, kogo napotkają.
Jego mama zapewne bardzo się martwi, że nie wraca o tej porze...
Było strasznie ciemno, elfy stwierdziły, że zbyt wiele światła im nie jest potrzebne, zaś ludzie... Ludzie ich nie obchodzą.

Gondor całkowicie się zmienił, choć Erlis nie pamiętał tych zmian.
Miasto podupadło pod rządami nieudolnego Króla- marionetki Galadrieli.
Ponoć był potomkiem Isildura.
Dla Erlisa równie dobrze mogli powiedzieć, że jest potomkiem Iluvatara...

Erlis był jasnowłosym chłopcem i miał już 15 lat. Był dość wysoki i umięśniony jak na swój wiek. Urodził się niedługo po „nowym początku", czyli początku panowania „miłosiernej-i-opiekuńczej-rasy", „doskonalszych-pod-każdym-względem-elfów".

Według matki Erlisa, najważniejszą zaletą elfów jest to, że ławo nimi straszyć niegrzeczne dzieci.
-Bądź grzeczny, albo elf cię zje...- Mrukną Erlis powtarzając słowa jego matki.

Wczoraj

Erlis miał siedem lat.
Wszyscy mieszkańcu Gondoru mieli przywitać Królowe Galadrielę i Króla Caleborna.
Wszyscy wiwatowali na ich cześć.
A elfi wojownicy rozglądali się za pierwszym, który straci entuzjazm.
-Niech żyje nasza wybawicielka i obrończyni!- Krzyczał tłum.

Królowa Gondoru lekko się skłoniła Galadrieri na przywitanie.
Król Gondoru publicznie pokłonił się Galadrieli.
I ucałował jej złoty Pierścień...

Dzisiaj

Król Elessar spojrzał na swą piękną żonę.
Kochał ją ponad wszystko.
Kiedyś.
A teraz zwątpił we wszystko.
Nie miał żadnej faktycznej władzy.
Cokolwiek zrobi, musi pamiętać, że nie może się sprzeciwić Galadrieli.
Nie wiedział nawet o tym, co się dzieje poza Minas Tirith.

I niewiele o tym, co wewnątrz.

Erlis rozejrzał się. W zasięgu wzroku nie widział żadnego elfa. Jeszcze tylko trochę i dojdzie do swojego domu... Będzie bezpieczny, a przynajmniej bardziej niż teraz.

-Dokąd zmierzamy, chłopcze?- Usłyszał głos za sobą.

Odwrócił się.
To był elf.

Wczoraj

Erlis patrzył, jak ktoś przemawiał chwaląc Galadrielę.
Sama Graladriela nie słuchała tego.
Przyjrzała się otaczającemu ją tłumowi.
Spojrzała na Erlisa.
Prosto w jego oczy.
Erlis nie bał się.
Słyszał nie jedno, o Galadrierze ale się nie bał.
Nie bał się chłodu w jej oczach.
Czego się boisz?" usłyszał głos w swojej głowie.

Bał się jedynie o swoją rodzinę.

Dzisiaj

Erlis wiedział, że elfy mogą sprawić by ktoś zniknął i się nikt tym nie przejmie.
Mogą tak robić nawet z rodzinami.

Elf miał jasne i długie włosy. Miał chłopięcą posturę. Z powodu słabego światłą Erlis nie widział rysów twarzy i jego oczy.
-Nie powinieneś włóczyć się nocą o tej porze.- Powiedział elf powoli.

Erlis wiedział, że nie może uciec przed elfem. A jeśli zabije go, inne elfy zabiją innych ludzi.
Jest więc zdany na łaskę i nie łaskę elfa...

-Wiem, kim jesteś. Czytam w tobie jak otwartej księdze...- Mówił elf powoli.- Jak sam widzisz, masz tylko dwa wyjścia. Albo zrobisz coś, co obydwaj będziemy żałować... I może jeszcze inni, razem z twą matką...

Erlis był butnym dzieckiem. Nie lubił jak ktoś go tak protekcjonalnie traktował. Nawet w takich sytuacjach.
-A drugie wyjście?- Warknął chłopiec.

Elf zachichotał. Erli zdziwił się, że nie był to złośliwy i złowrogi chichot.
Był złośliwy, ale przypominał... chichot psotnego dziecka.

-Zaprowadzisz mnie do swojego domu, a wiedz, że wystarczy mi moment, bym wiedział bez ciebie gdzie on się znajduje. Następnie zabiorę was razem ze mną... Jako mych ludzkich służących.

Wczoraj

Erlis patrzył na swą matkę.
-Nie ufaj elfom. Ale nie sprzeciwiaj im się.- Mówiła po cichu.
-Nie możemy się zbuntować?- Spytał chłopiec.
Matka pokręciła głową.
-Już próbowali w Rohanie i w Umbarze. I nie skończyło się to dobrze. Galadriela jest zbyt potężna by można by było ją pokonać dostępną komukolwiek innemu siłą. Musimy być ulegli...
-Ależ matko...!- Powiedział Erlis.
-Ciszej mój synu!- Powiedziała matka.-Musimy być ulegli... I z nadzieją czekać na okazję.

Dzisiaj

Erlis spojrzał na elfa.
Ludzki służący... Synonim niewolnika elfa.
-Dobrze.- Powiedział.

Nie miał wyboru.