W końcu nadeszła godzina 14. Wszyscy, no prawie wszyscy (za wyjątkiem Kakashiego), zjawili się w umówionym miejscu czyli wielkim, starym teatrze Konohy.
- Ech... ten Kakashi znowu się spóźnia. A więc nadal jest taki. Trudno, zaczniemy bez niego. – zarządziła Tsunade.
„Rany... nie sądziłam, że to miejsce jest takie stare." – pomyślała Ino. – „Kurde... tylko patrzeć jak coś człowiekowi spadnie na łeb. Zapewne by to bolało. Ech... szkoda by było, gdyby Sakurze coś tak na łeb zleciało..." – uśmiechnęła się ironicznie Ino. – „Tak... wielka szkoda..." – spojrzała do góry na wiszący tam worek z piaskiem. – „Na przykład to..."
- Hej Ino! Zaczynamy! – ponaglił dziewczynę Shikamaru. – Rany, mendoukse.
- Pierwszy wychodzi narrator. Shino! Gdzie jest Shino! – dopytywała Hokage i reżyser równocześnie.
- Zdaje się, że Shino znalazł gniazdo jakichś mrówek, przylepił się do nich i chyba z nimi gada. – powiedział Kiba, a jego słowom zawtórował szczek Akamaru.
- Mrówek? Jakich mrówek? – Tsunade wstała z fotela i spojrzała na podłogę. – Rany boskie! Mrówki faraona!
- Mrówki faraona! – rozbrzmiało na scenie.
- Tsu...Tsu...Tsunade-sama! – zwróciła uwagę tamtej, drżącym głosem, Shizune.
- O co chodzi?
- Szczur!
- Co! Szczury też! Co jeszcze?
- Zdaje się, że karaluchy i pająki. – powiedział Shikamaru, który zdążył się rozejrzeć po budynku.
- Heee! – pani reżyser miała jeszcze jeden kłopot na swej głowie.
„Ciekawe czy te mrówki można by usmażyć i zjeść..." –zastanawiał się Chouji.
- Dobra, dzisiaj próba będzie na zewnątrz. Shizune – zwróciła się do towarzyszki – zamów jakiegoś gościa, który to wszystko usunie stąd. Byle do jutra.
- Już się robi.
Tak więc całe towarzystwo przeniosło się na pobliki skwerek i rozpoczęło czytanie swoich kwestii. Sasuke był nieco załamany, tym, co miał mówić, Naruto kombinował jakby go tu usunąć, Ino cały czas rozmyślała jakby do dogryźć Sakurze, która z kolei zadowolona z siebie analizowała kolejne linijki swojej roli. Tsunade dopiero teraz zaczynała sobie zdawać sprawę, że to przedstawienie, to chyba nie był zbyt dobry pomysł, jednakże skoro już wdepnęła w to bagno, to trzeba było jakoś się z niego wydostać, więc pani reżyser postanowiła przyłożyć się do swojej pracy z większym poświęceniem(tzn. postanowiła zacząc słuchać swoich aktorow, a nie jedynie tempo gapić się na nich). Z jej rozmyślań wyrwał ją głos Hinaty. Była scena trzecia, aktu pierwszego.HINATA-PANI KAPULET:
Nianiu, gdzie córka! Zawołaj ją do mnie!
INO-NIANIA:
Na me panieństwo w dwunastej mej wiośnie, Już ją wołałam:"Baranku! Kana... cha...arku!" cha...cha... Uchow...cha...cha... waj Boże: „Julko, drogie dziecię!" – Ino-Niania, z ledwością powstrzymywała się od wybuchu śmiechu.
- Ino, nie możesz się śmiać! – wtrąciła pani reżyser.
- Ale zamiast „Baranku" czy „Kanarku" bardzie pasowałoby „Świnko". Kanarki są żółte, a baranki białe. Ona jest przecież różowa.
- Nieważne. Masz skończyć się śmiać.
- Dobrze.
SAKURA-JULIA:(która postanowiła zignorować Ino)
Kto mnie tu woła?
HINATA-PANI KAPULET:
Szmatka...yyy... znaczy Matka. – Hinata naprawdę chciała wczuć się w swoją rolę.
SAKURA-JULIA:
Jestem szma... eee... matko! Co mi rozkażesz?
- Idź się utop. – wtrąciła Ino.
- He? – Sakura zajrzała do tekstu. – Tego tu nigdzie nie ma. He... Iiinoooo!
- Skończcie się w końcu się wygłupiać. – Hokage opadały ręce.
- Dobrze... – mruknęła Ino.
Spokojnie było do rozmowy o Parysie, którego grał Lee.
HINATA-PANI KAPLUET
Czy może Parys jakie mieć nadzieje?
SAKURA-JULIA:
Jeśli w spojrzeniu rozetleje,
Choć nie przelecą ciekawe źrenice,
Za twoją wolą wskazane granice.
- Cóż, jego spojrzenie na pewno będzie dobrze zauważalne... – mruknął Naruto.
- Naruto! Skończ nabijać się z brwi Lee! – warknęła Sakura.
- Ale ja teraz nie mówię o jego brwiach tylko wielgachnych gałach.
- Naruto! Zamknij się!
ŁUP! – Naruto dostał potężną plombę w twarz.
- Ała... – jęknął.
- Naruto-kun! – westchnęła cicho Hinata. – Sakura... nie musiałaś chyba posunąć się aż tak daleko... – dodała jeszcze ciszej.
- He? Hinata? Coś mówiłaś? – spytała Sakura, która właśnie ochłonęła.
- Tylko... że nie musiałaś...
- Aaa... nic mu nie będzie. Ten koleś jest nie do zdarcia. Zupełnie jak garnki Zeptera. Chociaż...
- Dobra drogie panie, ale musimy czytać dalej. – wtrąciła się pani reżyser.
- Tsunade-sama! Tsunade-sama! – wydzierała się Shizune. – Tsunade-sama! Tragedia!
- Tak, ten dramat akurat jest tragedią.
- Nie o to chodzi!
- A o co?
- Sprawdziłam datę. Przedstawienie jest jutro!
- Jak jutro, jak nie jutro? Za miesiąc!
- Nie! Jutro!
- Naprawdę!
- Sprawdziłam!
- No nie... – Tsunade załamała ręce.
- Tsunade-sama, co robimy?
- Skrócimy sztukę. Założę się, że nam wyjdzie!
„Zakłada się? To niedobrze..." – pomyślała Shizune.
- Tak! Będziecie trochę improwizować! Skrócimy do najważniejszych wątków. Nauczcie się tekstu na pamięć!
- A możemy pozmieniać kilka słów? – spytał z nadzieją w głosie Sasuke.
- Ale bez zmiany sensu wypowiedzi! Załatwię na jutro mikroporty! Będziemy wam mówić, co macie robić! Przeczytajcie dokładnie sztukę. Zostawimy tylko kilka scen. Zaraz wam pokażę, które.
- Hej wszystkim! – nagle rozległo się za plecami Tsunade. – Przepraszam za spóźnienie, czy coś mnie ominęło?
- Kakashi-sensei... – mruknął Naruto, który oprzytomniał po ciosie Sakury.
- Potem ci wszystko opowiem Kakashi, a jeszcze później dostaniesz ochrzan za spóźnienie! – krzyknęła Tsunade, a następnie zaczęła ciąć i dostosowywać sztukę do własnych... nazwijmy to potrzeb.
- W końcu wyszła jedna wielka przeróbka, mająca z oryginałem jedynie wspólny tytuł.
- Pamiętajcie! Nauczcie się tekstu! Możecie poprzestawiać szyk zdania, jak będziecie potem mówić, ale na razie uczcie się tak jak tam jest napisane Jutro rano o 8 próba generalna! Nie spóźnić mi się, jasne Kakashi!
- Tak, tak. Przecież przeprosiłem.
„Cholera mam strasznie mało czasu, żeby wygryźć Sakurę! W dodatku ten knyp Uzumaki chyba chce się pozbyć mojego Romea!" –myślała gorączkowo Ino.
„Kurde... teraz to wywalenie Sasuke będzie jeszcze trudniejsze niż myślałem!" – Naruto był już naprawdę zdesperowany.
Wszyscy
(no, prawie wszyscy...) ciężko pracowali przez całe popołudnie i
uczyli się na pamięć tyle tekstu, ile tylko mogli.
Tsunade
jak wariatka latała po całej wiosce to za kostiumami, to za
oświetleniem, to znów do baru po coś na wzmocnienie, to
znowu do firmy, która miała wszystko zawieść na miejsce, to
znowu do drukarni po bilety, to znów do baru po coś na
wzmocnienie, to ponaglić tych od kostiumów i tych od świateł,
to ponownie po coś na wzmocnienie, to po mikroporty, które
miały zostać dostarczone nazajutrz rano, to znowu musiała pobiec
po coś na wzmocnienie, to pozbierać się z ziemi po wpadnięciu na
słup, który nie wiadomo skąd wyrósł na środku
drogi, to po coś jeszcze tam. W końcu kobieta stwierdziła, że na
dziś już starczy i postanowiła pójść do baru na drinka.
Nastał
kolejny dzień. Tsunade obudziła się z bólem głowy o równej
siódmej rano. Z jękiem starała się podnieść z łóżka,
lecz jeden nieostrożny ruch sprawił, że zleciała z niego z
wielkim hukiem.
- Raaany... ale mi łeb napierdala... – jęknęła. –Shizuneee! Shizuneeeeee!
- Tak Tsunade-sama? – spytała posłusznie tamta, natychmiast zjawiając się na wezwanie skacowanej kobiety.
- Mamy może zsiadłe mleko, co?
- Mamy...
- To mi daj... raany... mój łeb...
- Shizune jak tylko najszybciej mogła, pośpieszyła do kuchni.
Minęła parę ładnych chwil, zanim Tsunade doszła do ładu i składu z własnym żołądkiem(przynajmniej na tyle, by mogła gdziekolwiek pójść). W końcu wraz z Shizune jakoś dotarły do teatru. Pod wejściem „tylko dla upoważnionych" stali już Sasuke z baaardzo niezadowoloną miną, Sakura douczająca się tekstu, Ino rozglądająca się po okolicy, Neji, Hinata, Tenten, Naruto, Shikamaru, Shino, Kiba, jedzący coś Chouji, Asuma, Kurenai i Gai, który właśnie udzielał jakichś bardzo-ważnych-i-niezmiernie-przydatnych rad Lee, który notował kazde słowo nauczyciela w notatniczku. Kakashiego jak zwykle nie było na czas.
- Dobra ludzie, wchodzimy. – Tsunade otworzyła stare, drewniane drzwi i po chwili wszyscy znaleźli się wewnątrz. –No to tak. Zaczniemy od przygotowania sali i kostiumów. Niestety przed chwilą dowiedziałam się, że firma, która miała założyć oświetlenie nawaliła i musimy wszystko zrobić sami. Tak więc panowie, do roboty. Panie pójdą ze mną i przygotują garderoby. Wszyscy spojrzeli po sobie z dziwnymi minami, lecz bez szemrania wykonali polecenia. Panowie, pod przywódctwem znudzonego Shikamaru, zajęli się oświetleniem, a panie w tym samym czasie wraz z Tsunade udały się do garderoby.
- Mam dla was bojowe zadanie. Niektóre z was mogą nie wytrzymać psychicznie, niektóre się zgubić. Ale nie martwcie się. Na pewno wyślemy grupę ratowniczą. – powiedziała poważnym głosem pani reżyser. – Wejdźcie proszę do garderoby i ją posprzątajcie.
Dziewczyny padły z wrażenia, a gdy już się pozbierały zabrały się do roboty. Kilka godzin ciężkiej pracy bardzo się opłaciło. Wszystko lśniło.
- Słuchajcie. Świetnie się spisaliście. – powiedziała Tsunade. - Nie zdążymy jednak zrobić próby generalnej, musicie się jeszcze przebrać i trzeba was ucharakteryzować, ech... Mam nadzieję, że nauczyliście się tekstu. Tak go wczoraj przerobiłam, że nie powinniście mieć kłopotów z zapamiętaniem.
- Tak, umiemy tekst. – powiedzieli wszyscy zgodnym chórem(przynajmniej tak to wyglądało w oczach Tsunade:))
- To szybko idźcie się przebrać.
Do starego teatru powoli zaczęli przybywać wszyscy chętni. Oświetlenie działało jak należy, a po różnego rodzaju insektach nie było nawet śladu, no nie licząc pogryzionej gdzieniegdzie przez szczury podłogi.
"Cudownie! Wszystko idzie jak z płatka! "– cieszyła się Tsunade popijając soczek jabłkowy z procentami dla niepoznaki nalany do bidonu z napisem „Herbata".
- Tsunade-sama, pragnę zameldować, że rozdałam wszystkim mikroporty. – uśmiechnęła się Shizune.
- To świetnie, zaczynamy. – pani reżyser wzięła dużego łyka swojej „herbatki".
Emocje sięgały zenitu, a wszyscy aktorzy nerwowo powtarzali swoje kwestie. Tylko Sasuke siedział spokojnie pod ścianą i wyglądał jakby miał ochotę zaraz uciec.
CDN...
