DISCLAIMER: X-Men nadal nie należą do nas. Dowód? Poniższe przygody nie mają miejsca… Ale, póki życia póty nadziei, jak mówią mędrcy ;)
Notka: Wiemy, że krótko ale postanowiłyśmy nie szaleć tym razem i misję bojową opisać w następnym rozdziale :D Mam nadzieję, że nie będziecie mieli nam za złe
BĄDŹ GOTOWY DZIŚ DO SROGI…
Następnego dnia już od samego rana, Anna postanowiła pokazać, że jest w buntowniczym nastroju, więc ominęła poranne zebranie z nowym dowódcą. Zamiast tego, przyniosła sobie śniadanie do pokoju, ustawiła muzykę na full (licząc na to, że zirytuje kilka osób z szefostwa) a następnie na przemian jedząc i pakując ciuchy do podróżnej torby, bazgrała coś markerem na kartce:
PLANY NA NOWE ŻYCIE
1. Nie zapomnieć spakować miśka!
2. Powiedzieć Emmie, żeby mnie pocałowała w…
3. To samo powiedzieć Mystique
4. Odnaleźć „zbuntowanego" chłopaka i wbić trochę oleju do głowy
5.Unikać Betsy z fioletową farbą
Co
by tu jeszcze…
Pomyślała, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.
"Czego!" Krzyknęła Rogue dopisując wielkimi literami:
6. Znaleźć kompetentnego megatelepatę, który wyłączy mi moc.
"E-hm." Do pokoju wszedł Cable i zamknął za sobą drzwi.
"O, Nate. Cześć." Powiedziała wesoło Rogue, choć w jej oczach zalśnił złośliwy chochlik.
7. Unikać albinosów Dopisała.
"Rogue, Anno - mogę się do ciebie tak zwracać?"
"Nie bardzo."
"A więc, Rogue." Nathan odkaszlnął z zakłopotaniem. "Hm, nie było cię."
"Kiedy?" Zdziwiła się. "O ile wiem, od chwili poczęcia nieprzerwanie byłam, i nie mam zamiaru tego zmieniać."
"Nie było cię. Na spotkaniu. Organizacyjnym." Wyjaśnił, jak krowie na rowie.
"Ach, tam! No tak, bo to mnie nie dotyczy." Odparła bez przejęcia.
"Hm. Słucham?"
„No wiesz, zebrania organizacyjne może zwoływać tylko dowódca drużyny" tym razem to Anna zwracała się do niego, niczym do czterolatka „Ty nie jesteś moim dowódcą. Moja drużyna, podług mojej najlepszej wiedzy, nie ma na dziś w grafiku żadnego spotkania, oczywistym więc jest, że się na żadnym nie pojawiłam. Co mi przypomina…
8. Napomknąć Samowi, żeby ograniczył liczbę durnych spotkań organizacyjnych do niezbędnego minimum… Albo lepiej – niech z nich zrezygnuje!
„Chciałeś coś jeszcze, skarbie?" Zapytała z najbardziej niewinną miną pod słońcem widząc, że Nathan nadal przed nią stoi
„Emma pozwoliła ci zmienić drużynę?" Zdziwił się „Dlaczego nie zostałem o niczym poinformowany?"
"Emma? A wiesz, nie pytałam jej." Rogue podrapała się po głowie. "Dzięki, że mi przypomniałeś, muszę zrealizować punkt drugi." Zamachała kartką z planem i wstała.
"Ale..."
"Nate, wybacz, ale twoja drużyna jest najgłupszym, najbardziej poronionym i dysfunkcyjnym składem w historii X-men. Życzę ci powodzenia." Z tymi słowami opuściła pokój i Nathana, by podążyć do gabinetu Emmy.
Emma Frost, jak zwykle o tej porze, siedziała w swoim gabinecie przeglądając dokumenty, kiedy usłyszała energiczne pukanie do drzwi:
„Proszę!" Krzyknęła
Do jej biura wsunęła się Rogue.
A więc Cable zdołał ją zdyscyplinować! Emma z trudem powstrzymała uśmiech tryumfu. Znowu miała rację, wyznaczając Nathana na stanowisko dowódcy.
„Witaj, Anno" Powiedziała chłodno „Domyślam się, że przyszłaś wyjaśnić swą nieobecność na porannym zebraniu"
„Co? A nie, nie…" Emma zmarszczyła brwi „Nie zajmę ci wiele czasu" kontynuowała Rogue „Wpadłam tylko, żeby złożyć wymówienie, ze skutkiem natychmiastowym. Pensję za ten miesiąc przelejcie jak zwykle na moje konto". Mówiąc to, położyła na biurko Emmy jakąś kartkę, na którą wcześniej pani dyrektor nie zwróciła najmniejszej uwagi.
Zupełnie zszokowana White Queen szybko przebiegła wzrokiem dokument i ku jej kompletnemu zaskoczeniu, rzeczywiście było to formalne podanie o rezygnację z posady wychowawcy w Instytucie. Rogue była już przy wyjściu, kiedy zdołała zapytać:
„Co to ma znaczyć?"
"To, co mówiłam ci już dawno. Nie przyjechałam tu z Remy'm, żeby niańczyć dzieciaki. Wpadliśmy z przyjacielską wizytą. Nie potrafiliście tego uszanować, trudno. Teraz już nie będę prosić. Po prostu odchodzę z Instytutu." Rogue była zaskakująco spokojna, czego nie można powiedzieć o Emmie.
"Anno, nie wiesz, co robisz! Teraz, kiedy wszyscy jesteśmy zagrożeni... Odchodzisz z jedynego miejsca, gdzie mutanci są bezpieczni!"
"O tak. Ostatnie kilka dni to pokazało." Zakpiła Rogue.
"Rozumiem, że niesnaski między tobą a..."
"Nie, Emmo. Nie rozumiesz. I przykro mi, ale więcej nie mam ci do powiedzenia. Do widzenia." To rzekłszy wyszła i zamknęła za sobą drzwi. "Yeah!" Niemal krzyknęła na korytarzu.
„Aha" Rogue ponownie wsunęła głowę do gabinetu Emmy „spodziewaj się jeszcze kilku takich wymówień dzisiaj. Miłego dnia" I z szerokim uśmiechem, trzasnęła drzwiami.
W południe, bardzo poirytowana Emma, wraz ze Scottem, zorganizowali kolejne spotkanie, tym razem z całą „buntowniczą" gromadką. Nie próbując nawet ukryć swojej złości przesuwała tylko wzrokiem po twarzach zgromadzonych, od znudzonego Bobby'ego, poprzez zdeterminowaną twarz Sama, tryumfujące uśmiechy Rogue i Betsy, spokojną Shan i chyba nieco przestraszoną Paige.
„Czy ktoś może mi wyjaśnić, co tu się dzieje?" Syknęła przez zaciśnięte zęby „Co to za cyrki tu urządzacie!"
„Myślałam, że to oczywiste" Powiedziała spokojnie Betsy „Rezygnujemy."
„Nie możecie tego zrobić!"
"A kto nam zabroni? Ty? Przepraszam, chciałam powiedzieć - Emma?" Prychnęła Rogue.
"Spokojnie." Uciął Sam. "Stwierdziliśmy, że siedzenie w Instytucie i czekanie na kolejne ataki nie ma sensu. Poza tym, zważywszy na trudną sytuację mutantów poza Salem, uznaliśmy, że konieczne jest, by ktoś im pomógł. Emmo, Scott, przyznajcie sami - nie ma nikogo poświęconego właśnie temu zadaniu."
"Potrzebujemy też ludzi do chronienia tych, którzy już tu są!"
"Bez urazy, Scott." Odezwał się Bishop. "Przed nalotem z góry, takim jak niedawno na autobus, nie uchroni was żadne z nas."
"Doskonale. Uroczo." Syknęła Emma. "Zatem powodzenia."
"Emmo, jest jedna rzecz, o którą zmuszeni jesteśmy cię prosić."
"Ach tak?"
"Chcemy, byś udostępniła nam siedziby X-force."
„Słucham?"
„Musimy cię prosić o dostęp do biur zajmowanych przez X-force" ze stoickim spokojem powtórzył Sam
Emma zaśmiała się chłodno i nieprzyjemnie:
„A niby dlaczego miałabym to robić? Zapytała „Te biura należą do Instytutu, a wy najwyraźniej rezygnujecie"
„A nie mówiłam, że będzie robić problemy?"
„Spokojnie, Rogue" Bishop położył jej rękę na ramieniu, tymczasem Sam kontynuował:
„Scott, Emmo, bądźmy rozsądni. Przecież nie robimy wam tego na złość. Po prostu czujemy, że bardziej jesteśmy potrzebni tej garstce mutantów, a także tym wszystkim byłym mutantom, którzy z różnych względów, nie mogą przybyć do Instytutu, a te biura i tak stoją puste…"
„Poza tym" Ku zaskoczeniu wszystkich Odważnie poparła brata Husk „nasze bramy są otwarte dla tych, którzy nadal posiadają aktywny gen X, tymczasem ofiarami okrutnych prześladowań bywają także byli mutanci."
"Mała ma rację!" Zauważyła Karma.
"A co na wasz wyjazd powie Warren?" Zapytała Emma. "Czy bierzecie go ze sobą?"
Husk poczuła, że krew uderza jej do głowy, ale nie dała się sprowokować:
"To już nie jest pani problem, panno Frost. Ale zapewniam, że źródełko pięniędzy dla Instytutu się nie wyczerpie" dodała pod nosem.
"Emmo, wydaje mi się, że oni mają odrobinę racji..." Powiedział z lekkim wahaniem Scott.
"Nie sądzę. X-Factor już zajmuje się sprawą byłych mutantów." Odparła chłodno Frost.
„Tak, w Chicago. Poza tym zajmują się jeszcze działalnością detektywistyczną"
„Do czego zmierzasz?". Zapytała Emma
„Zrozumcie" Starł się wszystko spokojnie wyjaśnić Sam" Nie tylko ta garstka mutantów, która wciąż pozostała przy życiu jest w niebezpieczeństwie, ale wszyscy, którzy ostatnio utracili swe zdolności też. Scott, Emmo doceniamy to, co tu robicie, ale to nie wystarczy. Potrzebujemy grupy, która działałaby na zewnątrz Instytutu i miałaby oko na wszystko poza Salem i Nowym Jorkiem. Nie tylko tu mieszkają mutanci. A my, nie jesteśmy wam potrzebni".
„A więc to tak" Oburzała się White Queen „Widzę, że wybraliście już nawet przywódcę. Powiedz, czy to, że Cable został szefem, tak cię oburzyło?"
„Emmo to nie tak…"
„Oczywiście, że nie tak! Chcecie nas opuścić, kiedy najbardziej was potrzebujemy! Uciec, niczym szczury z tonącego okrętu! Ciekawe, czyj to był „genialny" pomysł?"
"No cóż, stwierdziłam, że lepiej działać, coś robić, niż czekać, aż nas wszyscy nawzajem się wybijemy." Stwierdziła butnie Rogue. "Co nastąpi niedługo, jeśli ktoś nie będzie na tyle rozsądny, żeby wywalić Sabretootha na zbity pysk!"
"Tu cię boli? Twoja matka i jej kochanek tak bardzo ci przeszkadzają? Nie potrafisz dla dobra grupy się przystosować?" White Queen traciła panowanie nad emocjami. Dosyć miała kłopotów ostatnimi czasy, teraz jeszcze to.
"Emmo, nie chodzi tylko o to, że nowa drużyna jest kompletnie dysfunkcyjna. Wytłumaczyliśmy ci, o co nam chodzi, i nie zmienimy zdania."
"Wspaniale! Fantastycznie!" Obruszyła się Emma. "Róbcie co chcecie, ale ja do waszych działań palca nie przyłożę!"
"Emmo, kochanie. Myślmy logicznie - chyba nie mamy wyjścia, jak tylko zgodzić się na ich wyjazd." Powiedział Scott.
"Dokładnie, jak powiedział Scott - nie macie innego wyjścia" Dodała Anna z naciskiem.
Obie kobiety zmierzył się wzrokiem
„Wynoście się! Wynoście się stąd wszyscy" Wysyczała Emma przez zęby „Bądźcie, jak ci zdrajcy, którzy przyłączyli się do Apocalypse'a, ale wiedzcie, że gdy tylko przekroczycie próg Instytutu, możecie już tu nie wracać!"
Na te słowa, Rogue dosłownie zrobiło się ciemno przed oczami, i kto wie, jak by się to dalej potoczyło, gdyby nie odgłosy lądującego Black Birda i głos, który rozległ się w komunikatorach:
„Przygotować natychmiast salę operacyjną i skierować niezbędny personel do skrzydła medycznego. Mamy rannego!"
Emma nie patrząc na zebranych wypadła z gabinetu i pobiegła na dziedziniec. Pozostali podążyli za nią i ujrzeli grupkę mutantów tłoczącą się wokół noszy, na których leżał niemiłosiernie poparzony człowiek.
"Niech ktoś przyprowadzi tu Josha Foleya!" krzyknął Beast.
"Szybko, szybko, do skrzydła szpitalnego z nim!"
"Henry, co się stało?" Zawołała Emma.
"Empath nie poradził sobie z Amarą!" Otrzymała odpowiedź. "Dziewczyna niemal go spaliła! Nie mamy dużo czasu!"
Frost zbladła i doskoczył do niej Scott, gdyż wyglądała, jakby miała zemdleć.
"Jestem!" Krzyknął Joshua Foley, przebiegając między tłumem The 198
„Potrzebujemy twojej pomocy, szybko!"
Przerażony nastolatek spojrzał na przeraźliwie zdeformowanego człowieka leżącego na noszach. Większość jego ciała, była jedną wielką, paskudną raną
„P-proszę pani, ja… Ja nie wiem czy dam radę. DJ.. Laurie… Ja nie umiałem im pomóc! Oni liczyli na mnie, a ja nie mogłem nic zrobić! A co jeśli i tym razem zawiodę?"
„Nie czas teraz na wątpliwości Josh" Ucięła sucho Emma „Twoi koledzy… oni już przekroczyli granicę śmierci. Dlatego twoje zdolności na nic im się przydały. Ale Empath jeszcze nie przeszedł na tamtą stronę. Możesz mu pomóc. Tylko skup się"
„S-spróbuję, proszę pani"
"Nie stójmy tu tak jak hieny." Powiedziała Betsy.
"Chodźmy, nie mamy na co tu czekać." Członkowie Independent X-men ruszyli ku bramie Instytutu.
"Udało się..." Usłyszeli tylko głos Elixira.
"Chyba wiem, jaka będzie nasza pierwsza misja, kochani." Stwierdziła Karma.
„Mam nadzieję, że wszyscy jesteście spakowani, bo jak widzicie, na ma czasu do stracenia" Stwierdził Sam, a potem już dużo ciszej dodał „Mam tylko nadzieję, że będziemy w stanie do niej dotrzeć…"
Wtedy poczuł rękę na swoim ramieniu:
„Nie martw się braciszku, jestem pewna, że uda nam się jej pomóc. W końcu, jesteśmy jej przyjaciółmi"
„Mam nadzieję, że masz rację Paigey, mam nadzieję, że masz rację. Ja, nie byłbym w stanie jej skrzywdzić… Nie chcę tego!"
„Nikt z nas nie chce. I dlatego musimy do niej dotrzeć, zanim zrobi to ktoś inny."
„Dziękuję ci Paige."
„Nie ma sprawy"
„No dobra ludzie. Nie możemy zabrać Black Birda, ale dostaliśmy jeden z mniejszych statków. Jeśli ktoś jeszcze nie zdążył się spakować, to biegiem! Spotkamy się wszyscy w hangarze za godzinę. Jeśli ktoś zmienił zdanie, zrozumiem…"
Członkowie drużyny spojrzeli tylko po sobie, aż w końcu Karma powiedziała to, co chodziło po głowach wszystkim:
„Ty chyba żartujesz!"
Następnie rozbiegli się do swoich kwater, aby zebrać rzeczy i pożegnać się z tymi, których będzie im brakowało.
THE END OF CHAPTER ONE
W następnym rozdziale: pierwsza misja bojowa Independent X-men
