Rozdział V
Wyszła do jakiejś kamiennej komnaty. Była pusta. Żadnych mebli, obrazów… niczego.
-Dziwne…- mruknęła i ruszyła dalej przed siebie.
Zaraz potem pojawiła się reszta strażniczek.
-Trafiłyśmy chyba do więzienia Meridianu- stwierdziła po dłuższych oględzinach Taranee.
-Świetne miejsce na portal…- zakpiła Irma.
-Ciszej!- szepnęła Cornelia, która stała w „drzwiach" ale schowana za ścianą.
Dziewczyny podeszły do swojej przyjaciółki i nasłuchiwały.
-…bić strażniczki. One spowodowały te zniszczenia w Meridianie- rozlegał się głos z korytarza.
Nie było żadnej odpowiedzi.
-Widocznie ten ktoś przytaknął…- szepnęła Will wychylając się zza Cornelii.
-A to tani drań. Ja mu zaraz…- Irma już wychodziła na korytarz, kiedy to Taranee pociągnęła ją za ramię z powrotem do komnaty.
-Co ty robisz!- szepnęła Cook z lekkim poirytowaniem.
-I tak będziemy musiały się z nim zmierzyć!- Lair wskazała na korytarz.
-Idziemy- Will machnęła ręką na znak, żeby wszystkie wyszły za nią.
Tak też zrobiły.
Korytarz był długi i także kamienny. Strużki wody spływały po ścianach.
-Niezbyt tutaj komfortowo…- mruknęła Irma.
-O tym to my już wiemy…- dodała cicho Vandom.
Zatrzymały się nagle.
Zauważyły przed sobą cztery postacie.
Cedric, Vathek, Sall wiszącą w powietrzu- nieprzytomną i uwięzioną w bańce, oraz ktoś kogo zupełnie nie znały.
Nie wiedziały, czy to mężczyzna, czy to kobieta. Postać miała na sobie lniany, brązowy płaszcz, sięgający do ziemi. Na głowę miała założony głęboki kaptur, zasłaniający twarz.
-Sall!- krzyknęły dziewczyny widząc dziewczynę w bańce.
-Co ty jej zrobiłeś, trutniu!- wrzasnęła zdenerwowana Irma.
Cedric uśmiechnął się złowieszczo.
-Ja, nic. Co innego książę Phobos- założył ręce w krzyż i patrzył groźnie na strażniczki.
Tamte były gotowe do walki. Wiedziały, że nie ominie się jej.
-Uwolnij ją…- syknęła Cornelia.
-Zajmij się nimi…- powiedział Cedric do stojącej postaci obok niego.
-Czyżby twój znajomy nie wiedział, że nas nie można pokonać? Jesteśmy strażniczkami!- krzyknęła Will.
Przeszło jej echo przez korytarze.
Postać wyciągnęła przed siebie rękę, odsłaniając część swojego stroju i ciała.
Była to kobieta. Miała na sobie buty, podobne do obuwia Will tyle, że brązowe. Krótkie spodenki z rozcięciami po bokach takiego samego koloru, co obuwie. Miała także jakby rękawice, ale nie wyglądały na nie za bardzo. Otóż osłaniały one tylko część przedramienia oraz część dłoni. Były „zaczepiane" na kciuk. Ale nie osłaniały innych palców. Na ramieniu miała przepleciony rzemyk. Górnej części ubrania nie było widać. Zostało zasłonięte przez kawałek płaszcza, oraz cień.
-Imponujący strój... ale naszym nie dorównuje- mruknęła Irma.
Postać nie odzywała się. Pod jej dłonią zaczęły się zbierać świecące kuleczki. Połączyły się one w jedną masę. Była to laska. Na samym dole była kryształowa kula. Na górnej części laski było rozwidlenie. Jedno szło krzywo, wyżej. Drugie zwijało się do środka.
-Chce nas tym postraszyć?- szepnęła Hay-Lin do Taranee. Tamta wzruszyła tylko ramionami.
Nagle w korytarzu nastała całkowita ciemność.
-Kto zgasił światło!- zirytowała się Irma.
Wszędzie głucha cisza. Strażniczka starała się znaleźć wzrokiem swoje przyjaciółki. Jednak nadal nic nie widziała.
-Dziewczyny…?- jęknęła ze strachem Irma. Zaczęła chodzić w kółko w poszukiwaniu innych strażniczek.
Cornelia nic nie widziała. Wszędzie ciemność.
-Co się dzieje!- krzyknęła.
Nagle światło pojawiło się nad jej głową. Ale tak ostre, że oślepiło ją na moment. Kiedy zdążyła się już przyzwyczaić znowu zapadła ciemność.
Taranee wyciągnęła przed siebie ręce.
-Nic nie widzę…- jęknęła.
Poczuła wokół siebie nagły chłód.
Objęła się, aby było jej cieplej. Skuliła się.
„Will…dziewczyny… gdzie jesteście?" starała się skontaktować telepatycznie z innymi.
Żadnej reakcji.
Taranee zorientowała się, że zimno dochodzi z jednego miejsca. Wytworzyła kulę ognia i strzeliła tam natychmiast.
Jednak chłód wcale nie zmalał. Wręcz przeciwnie. Wzrastał z każdą chwilą.
„O co tu chodzi!" martwiła się panna Cook i strzeliła kolejną salwę pocisków.
Hay-Lin wznosiła się w powietrzu.
-Dziewczyny. Przestańcie sobie żartować!- Chinka wzniosła się wyżej.
I nagle przeleciała obok niej ognista kula. Krzyknęła krótko i odsunęła się z toru kuli.
-Ja im dam!- czarodziejka sprowadziła wiatr na miejsce, z której wyleciała kula.
Ale ten ktoś się nie poddawał. Poleciały kolejne kule.
-O co tutaj chodzi!- Hay-Lin zapytała siebie omijając zgrabnie każdy z pocisków.
Czuła się bardzo dobrze. Latała sobie spokojnie w przestworzach. Widziała przed sobą cudowny zachód słońca.
„Teraz wiem, jak się czuje Hay-Lin…" uśmiechnęła się do siebie.
„Właśnie…gdzie są dziewczyny…" zauważyła przed sobą pałac.
Fantazyjna architektura. Kolumny zwijały się do środka na górze.
Will wylądowała na tarasie. Murki były porośnięte bluszczem.
Dziewczyna rozglądała się wokoło i zachwycała się wyglądem budowli. Weszła do jakiejś komnaty.
Promienie słoneczne odbijały się od ścian. Pomieszczenie było bardzo dobrze oświetlone.
Na ścianach wisiały różne obrazy. Na marmurowej posadzce leżał turecki dywan z fantazyjnymi wzorami.
Przed jedną ze ścian było podwyższenie. Wchodziło się na nie schodkami i zaraz potem można było usiąść w wygodnym fotelu. Will z początku zaskoczyło to, co zobaczyła na podwyższeniu.
-Cześć.- uśmiechnęła się szeroko Sall, która rozkładała się właśnie na miękkim krześle.
-S…Sall?- Vandom zdziwiła się bardzo.- Co ty… tutaj robisz? To znaczy… jak się tutaj znalazłaś?- zapytała się z trwogą w głosie.
Luckas zamknęła na chwilę oczy. Postawiła nogi na ziemi i wstała z fotela. Podniosła dumnie głowę. Otworzyła oczy.
-To śmieszne…właśnie ciebie chciałam o to zapytać- rzekła z lekką kpiną.
Zeszła powoli po schodkach i przyjrzała się Will.
-Więc tak wyglądacie po przemianie- dodała dłuższych oględzinach.
-J…jak to?- Vandom została wyraźnie zbita z tropu.- Skąd wiesz…?
-Cedric mi wszystko powiedział o was…- Sall przymrużyła trochę oczy i spojrzała na strażniczkę ostro.
-Nie wierz we wszystko co mówi…- Will przypomniała sobie Elyon, jak to ją Cedric przeciągnął na swoją stronę.
Czarnowłosa zaśmiała się lekko.
-Jasne, że nie wierzę we wszystko. A co. Naiwna to ja nie jestem- dziewczyna zaczęła krążyć wokół powierniczki Serca Kondrakaru.
Zatrzymała się w pewnym momencie.
-Powiedz mi… czy ten kryształ ma moc uzdrawiania?- zapytała Luckas patrząc prosto w oczy Will.
Strażniczka zdziwiła się z początku.
-T…tak… do czego zmierzasz?- Vandom cofnęła się o kilka kroków, kiedy zauważyła taką jakby pustkę w oczach przyjaciółki.
-Wylecz mnie proszę… jeszcze trochę nad sobą panuje…ale Cedric powoli do mnie dociera…- Sall mówiła błagalnym tonem i zbliżała się do rudowłosej. W jej oczach pojawiły się łzy.
Will wyciągnęła przed siebie rękę i pojawiła się różowawa kula.
-Nie ruszaj się proszę…
Cedric i jego tajemnicza towarzyszka patrzyli na całą sytuację. Wszystkie strażniczki, oprócz Will, walczyły ze sobą. Nie wiedziały jednak o tym. Ich szefowa natomiast była tuż przy kobiecie w płaszczu i już wyjęła Serce Kondrakaru.
-Świetnie. Zabierz jej go- Cedric rzekł do towarzyszki.
Tamta wyciągnęła swoją dłoń po kryształ.
Znowu go widzi we śnie. Medytujący mężczyzna, który nie miał owłosienia na głowie, ale tatuaże. Jakby inne, ale równocześnie jej znane. Miał przymknięte oczy i skupiał się.
-Gdzie ja jestem?- zapytała Sall, kiedy stała tuż za nim.
Tamten nie odpowiedział.
Luckas rozejrzała się wokoło. Nagle jej otoczenie zupełnie się zmieniło.
Zacisnęła oczy i krzyknęła krótko. Chwilę potem widziała Irmę, która co chwile wpadała w jakąś dziurę. A wszędzie była pustka i ciemność.
Następnie zauważyła Cornelię, która już ślepnie przez miganie świateł. Dodatkowo co chwila oblewała ją woda.
-Dziewczyny!- krzyknęła Sall, ale jej oczom ukazał się inny widok.
Tym razem to była Taranee. Zamarzała ona i strzelała co chwila ognistymi kulami. Wszędzie ciemno.
Luckas była przerażona.
Chwilę potem zobaczyła Hay-Lin uciekającą przed kulami i traktowała kogoś zimnym wiatrem.
-Kto im to zrobił!- wydarła się na całe płuca.
Obraz się rozmazał i pokazał coś innego. Kobietę w płaszczu, z laską w ręku. Na samym dole świecił się kryształ. Obok niej stał Cedric wyraźnie zadowolony. Patrzył na coś. Sall zwróciła swój wzrok właśnie tam.
Zauważyła Will, która daje Serce Kondrakaru nieznanej kobiecie.
I wszystko ustało. Wiedziała, że kryształ ten w złych rękach, może spowodować zniszczenie jej rodzinnego świata.
Nastała nagła ciemność. Potem widziała małe strużki światła padające do jej oczu.
-Uch…- usłyszał Cedric zza pleców. Odwrócił głowę i zauważył budzącą się Sall.
-Szybciej jej to zabieraj…- mruknął do towarzyszki. Tamta posłuchała go i wzięła Serce Kondrakaru od Will.
Kryształ na dole jej laski przestał się świecić.
-Ej! Co jest grane! Gdzie ja jestem?- zapytała się zdezorientowana Irma.
Will zamknęła oczy, jęknęła, pokręciła głową i popatrzyła na istotę przed nią.
-Co się…- Vandom zauważyła u kobiety Serce Kondrakaru.
Cedric zaśmiał się szyderczo i poprzez magię odepchnął strażniczki na pewną odległość.
-Doskonale. A teraz: daj mi to- zielony potwór był bardzo zadowolony z tego, co robi.
Sall w bańce przebudziła się do końca.
-Nie! Nie dawaj mu!- krzyknęła i rzuciła się na jedną ze ścian jej małego więzienia. Bańka pękła, a Luckas spadła na ziemię.
Kobieta z laską cofnęła swoją dłoń on ręki Cedric'a.
-Nie!- krzyknął i już chciał się rzucić na byłą towarzyszkę, kiedy to nagle się zatrzymał i zaczął bić rękoma o powietrze wrzeszcząc- Wypuście mnie!
Kryształ laski kobiety znowu zaczął się świecić.
-Co jest…- zapytała cicho Cornelia.
-To proste. Ona wytwarza potężne iluzje…- zaczęła Sall wskazując na kobietę.
Tamta oparła się mocniej o laskę i padła na kolana.- Ale nie może byt długo ich utrzymywać. To ją męczy.
-A skąd ty to wiesz?- zdziwiła się Irma.
Sall uśmiechnęła się lekko i podeszła do swoich przyjaciółek.
-Bo mi powiedziano- wyszczerzyła zęby.- Była ona kiedyś jedną ze strażniczek. Najpotężniejszą. I to ją sprowadziło ku złu. Chciała zapanować nad wszystkim i wszystkich. Przyłączyła się do sił zła i pokonała strażniczki.
-Pokonała…?- Taranee przeraziła się trochę.
-Owszem- przytaknęła Sall.- Została potem zabita przez swoich pobratymców. Bali się jej po prostu. Nie pytajcie jak to zrobili bo nie wiem.
-No to co ona tu robi?- zdziwiła się Will i wskazała na istotę.
-Odrodziła się- westchnęła Luckas.- Ale tym razem dokonała słusznego wyboru i chce…
Sall zniknęła. Kobieta wstała i odsłoniła twarz.
-…z wami walczyć- dokończyła sama.
Strażniczki zdziwiły się na potęgę. To była sama Sall!
-Jak… to…?- wykrztusiła Hay-Lin.
-Normalnie. Tak jak wy zostałyście strażniczkami, tak szósta się odrodziła we mnie- uśmiechnęła się blado dziewczyna.
Wyciągnęła rękę do Will z Sercem Kondrakaru.
-To chyba twoje- podała jej kryształ.
Vandom ucieszyła się na myśl, że nie straciła cennej bardzo rzeczy.
-A teraz lepiej się nim zajmijcie, bo długo go tak nie utrzymam…- mruknęła Sall wskazując na Cedric'a.
Strużki potu przeszły na jej twarzy. Wywróciła oczami i padła nieprzytomna na ziemię.
Zielony stwór był wolny.
-Nareszcie… teraz pokonam was strażni…- zaczął z uśmiechem na twarzy Cedric. Rozejrzał się wokoło i zrozumiał w mig swoją sytuację.
-Teraz dziewczyny!- krzyknęła Will i każda strażniczka potraktowała sługę Phobos'a swoją mocą. Jednak tamten dzielnie się bronił. W pewnym momencie wcisnął w ścianę jakiś kamień i wnet pojawiła się ściana.
-Kiedy indziej go nauczymy życia…- mruknęła Hay-Lin.
-Bierzemy Sall i wracajmy do domu- uśmiechnęła się do siebie Will i ruszyła przed siebie.
Poprzez siły powietrza Chinka uniosła nieprzytomną koleżankę i pognała za resztą strażniczek do komnaty z portalem.
Chyba nie trudno zgadnąć, że dziewczyny szczęśliwie wróciły do domów, a portal zamknęły. Czym natomiast Sall usprawiedliwiła swoją nieobecność? Powiedziała rodzicom, że nocowała u Cornelii i ich bardzo przeprasza, że nie powiedziała im o tym. No to koniec tego opowiadania. Mam nadzieję, że spodobało się wam
Mam zamiar napisać następną część przygód czarodziejek. Poczekajcie tylko trochę
