Rozdział IV

Łąka. Wokoło kwitnące kwiaty. Z ich płatków spływała poranna rosa i opadała wolno i subtelnie na ziemię.

Ona leżała wśród pachnących wiosną roślin. Promyki słońca delikatnie opalały jej skórę. Dziewczyna przetarła oczy i otworzyła je powoli i z uśmiechem na twarzy.

-Cudownie…- szepnęła z zadowoleniem.

Wstała z ziemi bez pośpiechu. Kilka leśnych zwierząt podbiegło do niej i wygodnie usadowiło się na kolanach.

Taranee czuła się wręcz doskonale.

Nagle usłyszała trzask. Spłoszyło to jelenie, oraz inne zwierzęta. Dziewczynka popatrzyła w stronę lasu, który znajdował się dość blisko niej. Pożar.

Wszystkie żywe istotki uciekały od gorących języków ognia.

Usłyszała groźny śmiech. Powodował on ogromny strach w jej sercu.

Cała sceneria wokół niej zmieniła się w sekundę. Wszystko paliło się. Wszędzie rozżarzone drzewa.

-Nie…- jęknęła Taranee.

Ziemia zaczęła ją parzyć w stopy.

Znowu usłyszała śmiech. Popatrzyła w górę. To co ujrzała zamroziło jej krew w żyłach.

Czarna postać, z białą maską, unosząca się nad lasem. Jej oczy były czarne i emanowały pustką.

Dziewczyna chciała uciec, ale jej nogi nie były posłuszne.

Postać wywęszyła ofiarę. Zaczęła zlatywać szybko w dół, w stronę strażniczki.

-Nieeeee!- krzyknęła dziewczyna tuż przed połknięciem przez istotę.

Obudziła się z wrzaskiem. Cała była spocona, sama leżała poza obrębem łóżka.

Przetarła czoło.

-Już spokojnie Taranee… to tylko zły sen…- starała się siebie uspokoić murzynka.

Wdrapała się z powrotem na łóżko, przykryła kołdrą i starała zasnąć.

-No co ty?- nie mogła uwierzyć własnym uszom Cornelia.

Taranee opowiedziała swoim przyjaciółkom o swoim dziwnym śnie.

-Mnie się coś podobnego przyśniło, tylko była powódź…- mruknęła Irma i oparła się o wolną część ściany.

-U mnie był huragan…- dodała swoje Hay Lin.

-…a u mnie trzęsienie ziemi…- dziwiła się coraz bardziej Cornelia.

-Jedno jest pewne: to ostrzeżenie- stwierdziła Sall i zaczesała grzywkę za ucho.

-A skąd możesz to wiedzieć?- zapytała niepewnie Irma zakładając ręce w krzyż.

-Ej. Jestem czarodziejką, nie? Potrafię to wyczuć…- wyszczerzyła zęby w uśmiechu Luckas.

Reszta przyjaciółek nie skomentowała tej wypowiedzi.

-Przed czym może to nas ostrzegać?- palnęła Hay Lin. Poprawiła układ swojej sukienki i podciągnęła jedną skarpetkę.

-Nie wiem…- mruknęła Will.- Ale pewne jest to, że to coś bardzo niebezpiecznego…

-Hej! Sall! Saaaaall!- dziewczyna usłyszała krzyk z drugiej strony ulicy.

Właśnie wracała spokojnie ze szkoły i zastanawiała się nad znaczeniem tych wszystkich snów.

Odwróciła się jednak. W jej stronę biegł Sean.

-Sall! Siostro, poczekaj!- kontynuował swoje krzyki.

Tamta uśmiechnęła się pod nosem i zatrzymała się w miejscu.

Chłopak dobiegł.

-Uff… dzięki…- sapnął bliźniak.

-Mogłeś pójść ze mną do tej samej szkoły. Czemu upierałeś się przy muzycznej?- zaczęła śmiać się jego siostra.

-Bo chcę grać- mruknął Sean.- Mam inną sprawę. Chodźmy szybciej do domu. Chcę ci coś pokazać- uśmiechnął się szelmowsko i pociągnął Sall za ramię.

-Ale…ale, ale…- dziewczyna była zbyt zdezorientowana, by przeciwstawić się swojemu starszemu rodzeństwu.

Przeszli przez bramę, weszli na klatkę, a potem na drugie piętro.

-Mamo! Jesteśmy!- krzyknął chłopak. Rzucił kluczyki do miski. To samo zrobiła jego siostra.

-My, czyli kto!- dało się słyszeć stłumiony krzyk kobiety.

-Sean i Sall!- krzyknęła dziewczyna. Następnie została wciągnięta do pokoju. Drzwi zamknął jej brat.

-Sean. Co się dzieje?- zapytała zmartwiona bliźniaczka i usiadła na jednej z poduszek.

-Patrz- chłopak wyciągnął lekko przed siebie rękę i zmarszczył brwi. Nad jego dłonią uformowała się kulka, która mieniła się złotawym kolorem.

Sall odskoczyła aż.

-J…jak to zrobiłeś?- dziewczyna była przerażona tym widokiem. Przecież taką kulą wybiła szybę i strzeliła z Cornelię.

-Skupiłem się. Fajne, nie?- uśmiechnął się z zachwytem w oczach.- Zupełnie jak w filmach…

Jego siostra nie była zbytnio z tego zadowolona.

„A więc, on też ma magiczne zdolności…" mruknęła w myślach.

-Taki jeden mi powiedział, że to umiem- dodał, i zamknął dłoń. Kula natychmiast zniknęła.

Sall przebudziła się z zamyślenia.

-Jaki… „taki jeden"- zapytała powoli. Wstała z poduszki i popatrzyła bratu prosto w oczy.

-No…długie włosy…blondyn…- zaczął wymieniać cechy tego kogoś.

Nagle przestał mówić.

-Sean… coś się stało?- zapytała dziewczyna widząc niezbyt zadowoloną minę chłopaka.

Tamten przymrużył lekko oczy.

Sall poczuła, że kręci jej się głowie. Coraz to mocniej i mocniej.

W końcu przewróciła się na stół, a zaraz potem upadła na podłogę. Czuła się taka słaba.

Miała trochę otwarte oczy. Zobaczyła, jak ktoś wychodzi z jej szafy. Obraz był rozmazany.

-A…brze…- nie słyszała wszystkich słów. Obijały jej się o głowę jak echo. Nie mogła ich zupełnie zrozumieć.

Jakaś rozmazana postać ruszyła z powrotem ku jej szafie, a za nią druga.

-Nie…- poruszyły się jej bezgłośnie wargi. Nic nie mogła powiedzieć. Ale w to słowo jej ruch ustawiał się.

Zaraz potem straciła przytomność.

-Nikt nie odbiera…- mruknęła Will i odłożyła słuchawkę.

-Ej! Seans zaraz się zaczyna! Wchodźmy no już!- krzyknęła Irma, która już od dłuższego czasu stała przed drzwiami kina namawiając koleżanki, aby te weszły za nią.

-No trudno… pewnie zapomniała, że jesteśmy umówione. Czasami się to zdarza…- Cornelia położyła rękę na ramieniu Vandom.

-Taa… no trudno. Chodźmy już…- westchnęła rudowłosa dziewczyna i przeszła przez automatyczne drzwi.

Poszły krętym korytarzem, pokazały bileterowi to co trzeba i weszły do sali.

-Mój ulubiony aktor tu występuje…- Irma była wyraźnie zadowolona z owego wyjścia.

-Coś jest nie tak…- mruknęła z podejrzeniem Will.- Czuję, że naprawdę niedługo, wpakujemy się w kłopoty…- dodała ciszej, kiedy projektor zaczął wyświetlać na dużym ekranie kinowym film.

-Sall? Sall kochanie. Otwórz drzwi- dziewczyna słyszała odbijające się echo jej matki.

-Uuchh…- jęknęła dziewczyna i złapała się za głowę. Bolała ją i to bardzo mocno. Sama ledwo mogła się ruszyć. Nie czuła nóg. Nie czuła jednej ręki. Była w szoku. Jak on to zrobił!- myślała z oburzeniem, że na niej wypróbował swoje możliwości.

Poczuła mrowienie w nogach. Następnie w jednej z rąk.

-Sall? SALL!- usłyszała coraz to wyraźniejsze krzyki matki.

Dziewczyna powoli wstała z ziemi. Zachwiała się lekko, ale mimo to, utrzymała się na nogach.

-Już…- szepnęła. Nie mogła w tej chwili głośniej mówić.

Podeszła do drzwi chwiejnie. Sięgnęła do klamki i starała się otworzyć. Była jednak za słaba.

-Sall! Sall! Co się tam dzieje!- kobieta waliła w drzwi pięściami.

Ręce dziewczyny ślizgały się po klamce.

Poczuła ponowne mrowienie w ręku. Tak samo na szyi.

-Już mamo…moment…- powiedziała głośniej jak poprzednio.

Tym razem pewniej złapała za klamkę. Przekręciła kluczyk bez żadnych większych problemów.

Otworzyła drzwi i ujrzała bardzo zmartwioną matkę.

-Sall… co się tam działo?- zapytała kobieta i weszła do pokoju rozglądając się wokoło.- I gdzie jest Sean? Przecież nie wychodziliście przez ostatnią godzinę…

-Nie rozumiem…- córka podeszła do swojej matki i patrzyła na nią ze zdziwieniem.

-Co się tutaj działo? Przecież jęczałaś…- kobieta odwróciła się do ciemnowłosej i spojrzała prosto w oczy.

Dziewczyna jeszcze bardziej się zdziwiła.

-I tak przez godzinę?- dopytywała się Sall.

Kobieta zaczęła chodzić po pokoju i g przeszukiwać.

-Owszem- zajrzała do szafy i wybałuszyła oczy. Szybko zamknęła drewniane drzwiczki, przekręciła kluczyk i schowała go do kieszeni.- Dzisiaj śpisz w pokoju gościnnym- dodała i wyszła szybko z pokoju.

-Co! Ale…mamo!- dziewczyna poszła za architektem i starała się dowiedzieć, co takiego się stało. Nie uzyskała odpowiedzi.

Koniec rozdziału IV