-Zapowiadałam mój powrót. Nie wolno było mnie lekceważyć, Strażniczki- wypowiadała te słowa z wielką satysfakcją. Jej uśmiech przepełniało zło. Sama w sobie przerażała wszystkich na około.
Fuwyer wyciągnęła przed siebie dłoń. Skupiła się. Pod jej ręką zaczęła się zbierać czarna materia. W końcu ułożyła się w odpowiedni kształt. To była czarna Laska Mocy.
-Wnuczka sprzeniewierzyła się przeciwko mnie... czas cię ukarać kochana!- dodała ze wściekłością.
Kula na dole laski poczęła ciemnieć, aż wyglądała jak bezdenna otchłań.
W sercach strażniczek oraz Amelii Luckas nastąpił strach. Wszystkie drżały z przerażenia.
Will nie chciała dać za wygraną. Wyciągnęła dłoń przed siebie.
-Serce Kondr…- zaczęła dziewczyna. Ale nagle poczuła mrowienie w całym ciele. Stawała się coraz słabsza, bezsilna. Jej życie uchodziło niczym powietrze. Nie była w stanie nawet pomyśleć o tym, aby Serce Kondrakaru im pomogło.
Nie powiedziała nawet Matt'owi, co do niego naprawdę czuje. Nie zobaczy go już nigdy. A Popielica? Kto się nią zajmie? Najgorsza będzie jednak wiadomość dla mamy…- myśli zdążyły przepłynąć przez głowę dziewczyny.
-Nawet nie próbuj malutka, mnie pokonać…- syknęła Fuwyer patrząc ze wzrokiem mordercy na opadającą z sił witalnych Will.
Reszta strażniczek natychmiast rzuciła się na pomoc swojej przyjaciółce. Nadaremno. One także w połowie drogi padły na kolana z przemęczenia. To uczucie odbierania ich życia było okropne. W głowie się kręci, nogi są jak z galarety, mięśnie odmawiają posłuszeństwa, mózg powoli przestaje funkcjonować…
Will padła na ziemię ledwie zipiąc. Serce Kondrakaru, po części wezwane również upadło na kamienną drogę.
-Nareszcie!- uśmiechnęła się szeroko kobieta i podeszła do powierniczki Serca.- Coś ci kiepsko poszło, skarbeńku, z pilnowaniem tej drobnej rzeczy…- Fuwyer podniosła powoli magiczny przedmiot i przyglądała mu się przez dłuższy czas.
-Nie tak prędko, wredna żmijo!- usłyszała wściekły głos jakiejś dziewczyny. Następnie poczuła przeszywający ból w całym swoim ciele. Upuściła i Serce Kondrakaru i swoją Laskę Mocy.
Prąd przechodził po całym jej organiźmie. Włosy się najeżyły, gęsia skórka pojawiła się na skórze. A także poparzenia.
Kobieta otworzyła powoli oczy. Piekły jej. Dostała niezłą dawkę prądu.
Kilkanaście metrów przed nią stała wściekła księżniczka Meridianu. Wymierzała swoją dłoń we wroga. Dookoła ręki Elyon przechodziły efektowne, srebrne wyładowania elektryczne. Jej twarz okazywała wściekłość, a zarazem i rozpacz.
-No, no… sama księżniczka postanowiła uratować głupiutkie Strażniczki…- wystękała ciemnowłosa i powoli wstała, trzymając się ręką za brzuch. Tam najbardziej odczuła wstrząs elektryczny Elyon.
-Nie zbliżaj się nawet do nich…- syknęła dziewczyna. Zamaszyście wyciągnęła drugą dłoń i drgnęła nią.
Laska Mocy i Serce wylądowało po chwili w jej rękach.
Fuwyer zrobiła przerażoną minę.
-Nie!- wrzasnęła. Wytworzyła złocistą kulę i strzeliła niemal natychmiast w Światło Meridianu.
Elyon nie spodziewała się takiego ataku. Zanim jednak trafił ją świetlisty pocisk uwolniła, jakimś cudem, uwięzione w ciemnej kuli energie życiowe strażniczek. A przynajmniej jednej z nich. Złocisty pył popłynął do swojej właścicielki, którą była Will.
Księżniczka odleciała kilka metrów dalej i wylądowała z impetem na brukowaną uliczkę. Jęknęła z bólu. Nikt nigdy jej tak nie potraktował. A teraz leży posiniaczona na zimnym kamieniu…
Powierniczka Serca natychmiast wkroczyła do akcji.
-Serce Kondrakaru!- krzyknęła dziewczyna i wyciągnęła dłoń przed siebie, aby chwycić magiczny przedmiot, który podniósł się z ziemi i leciał do prawowitej właścicielki.
-Nigdy!- ponownie wrzasnęła z furią w głosie Fuwyer. Gotowała kolejną kulę do odstrzału.
Nie mogła teraz zmniejszyć energii życiowej. Nie miała przy sobie swojej Laski Mocy.
Amelia Luckas nie mogła pozwolić na takie ryzyko. Nie chciała skrzywdzić swoich dzieci, ale nie miała wyboru.
-Świetlisty krąg!- wypowiedziała krótkie zaklęcie, które sama wymyśliła w dzieciństwie. Nad dłonią kobiety pojawiła się platynowa kula, która z impetem wystrzeliła, ku wrogowi. Przeleciała mu przed oczami, a następnie krążyła wokół Fuwyer. Na początek została ona oślepiona. Potem czuła przenikający ból. Ta mała kula strzelała do niej raz po raz mini strzałami. Powodowały one ogromny ból i cierpienie. Kiedyś jednak musi wyczerpać się takie zaklęcie…
W tym czasie Will zdobyła Serce Kondrakaru. Zanim jednak poleciała Laska Mocy Fuwyer.
Kiedy oba przedmioty dzierżyła w swoich niepewnych rękach poczuła ogarniające ją ciepło.
„Całe szczęście, że tu nie ma elektroniki…" pomyślała.
Czuła się fantastycznie. Jej włosy wzniosły się nieco ku górze. Poczuła niemal maksymalny przypływ mocy. Ale nadal nie była pewna, czy uda się jej rozdzielić Fuwyer, na Sall i Sean'a.
Usłyszała czyjeś głosy w głowie. Niebyły jej znane do końca. Głos niby to znajomy, a jednak tak odległy.
„Kulaaaa…" w jej głowie brzmiał delikatny głos. Wtedy przypomniała się jej końcówka dziwnego snu… otóż wyjęła ona Serce i wrzuciła do otchłani… tak było w jej śnie.
Popatrzyła ona na kulę, będącą na końcu Laski Mocy. Wyglądała jak otchłań!
Zrozumiała.
Serce Kondrakaru, mieniące się na ciemnoróżowy kolor, bez problemu przeniknęło szkło, które dzieliło go od wnętrza szklanej kuli. Otchłań, znajdująca się w środku poczęła się nieco zmieniać.
Serce rozjaśniało jej ciemne zakątki. Z kuli wydobyło się niemal oślepiające światło.
-NIEEEEEE!- krzyknęła z przerażeniem Fuwyer. Zasłoniła sobie twarz dłonią.
Jej mimika okazywała wielkie niezadowolenie. Rozpacz. Strach.
Will poczuła absolutny maksimum mocy. Wymierzyła Laską w stronę kobiety. Z końca magicznego przedmiotu wydobył się złoty błysk, kierujący się prosto na Fuwyer.
Ponowny rozpaczliwy krzyk kobiety rozbrzmiał na ulicy Meridianu. Nikł on jednak za każdym błyskiem.
Wokół kobiety rozpostarła się światłość i osłaniała przemianę.
Amelia osłaniała swoje oczy, a jednocześnie płynęły jej łzy z oczu. Udało się! Jej dzieci ponownie wrócą do swojej postaci! Tak się cieszyła…
Osłona powoli zaczęła znikać ukazując dwa nieprzytomne ciała, leżące na ziemi w obdartych strojach. Dodatkowo skóra była poparzona i poraniona w niektórych miesjcach.
Z kuli Laski Mocy wypłynęły kolejno cztery strumyki pyłu, lecących do swoich właścicielek.
Dziewczyny niemal natychmiast podniosły się na kolanach i wzięły głęboki chałst powietrza. Poczuły ulgę. Nie musiały się żegnać ze swoimi rodzinami. Przeżyły one niezwykle groźny atak Fuwyer- złej Szóstej Strażniczki. Rozejrzały się wokoło.
Coś się zmieniło. Brukowana ulica była zdewastowana, gdzieś dalej słychać było pojękiwania Elyon, a Will wisiała w powietrzu kilkanaście centymetrów nad ziemią, z zamkniętymi oczami i wymierzoną Laską Mocy w dwa bezwładne ciała. Zorientowały się, że należą one do Sall i Sean'a. Domyśliły się także, że odbyło się tu nie lada przedstawienie.
Powierniczka Serca wylądowała miękko na ziemi. Opadła na kolana i upuściła Laskę na ziemię. Spadła ona z odgłosem typowym dla spadających, drewnianych przedmiotów.
Dziewczyna wzięła kilka głębokich wdechów i wydechów. Podniosła powoli głowę i sięgnęła do kuli, aby wyjąć stamtąd Serce Kondrakaru. Kiedy już niemal dotykała palcami, Laska zdematerializowała się. Na ziemi został tylko kryształowy amulet. Chwyciła go szybko i ukryła w swoim magicznym wnętrzu.
-Will… wszystko w porządku?- zapytała troskliwie Taranee kładąc swoją rękę na ramieniu dziewczyny.
Rudowłosa popatrzyła na przyjaciółkę i uśmiechnęła się blado. Potem wywróciła oczami i padła nieprzytomna na ziemię.
-WILL!- krzyknęła przerażona Irma i zakryła sobie usta.
-Nic jej nie będzie…- usłyszały delikatny głos, ewidentnie należący do matki Sall.
Wszystkie dziewczyny jak na rozkaz popatrzyły na kobietę.
-Jest wyczerpana. To normalne. Po takich przeżyciach… i użyciu najpotężniejszej broni…- dodała z bladym uśmiechem.- Swoją drogą… miło wiedzieć, że jesteście Strażniczkami Wielkiej Sieci. Czy czegoś jeszcze nie wiem?
Cornelia spuściła głowę i odwróciła wzrok na Elyon.
Wstawała ona z ziemi z pomocą mieszkańców Meridianu. Chciała do niej pójść, uściskać ją, opowiedzieć o wszystkim. Tak jak dawniej.
-Cornelia. Musimy już iść- usłyszała głos, dochodzący zza jej pleców. To była Hay Lin.
Znowu nie będzie miała czasu, na rozmowę z Elyon. Odwróciła się smutnie i ruszyła za resztą strażniczek.
Potem uniosła, za pomocą siły woli, trzy bezwładne ciała i ruszyły ku przejściu.
Jednak Sall powoli odzyskiwała zmysły.
-C-co… się stało?- szepnęła bezsilnie.
Otworzyła nagle szeroko oczy i zeskoczyła z „niby łoża", które wytworzyła Corny.
-Sall! Co się stało!- serce zabiło mocniej strażniczce. Przestraszyła się nie na żarty…
Luckas zakręciło się w głowie. Nagle poczuła, że zapada się pod ziemię.
-SALL!- wrzasnęła przerażona władczyni żywiołu ziemi. Miała przed sobą niecodzienny widok.
Jej przyjaciółka wrastała w ziemię. Dosłownie. Po chwili nie było jej.
-SALL!- ponowiła swoje krzyki.
Czuła się dziwnie. Nigdy czegoś takiego nie doznała… ale równocześnie było to znane jej uczucie.
Teraz była częścią tej brukowanej uliczki.
Przypomniała sobie obietnicę, jaką dała temu meridiańskiemu chłopcu. Że odnajdzie jego siostrę.
Wyobraziła sobie wygląd tej dziewczynki. Dodała do całości jej imię. Nathat…
Po chwili poczuła lekki powiew powietrza. Otworzyła powoli oczy. Przed nią siedziała przerażona, skulona dziewczynka. Miała krótkie, brązowe włosy i równie brązowe oczy. Na sobie miała lnianą sukienkę.
Jej oddech był szybki. Naprawdę się bała.
Sall nie wiedziała czego. Dziewczyna popatrzyła w dół. Była wrośnięta w ziemię! Niby nienormalne, a jednak… czuła się z tym swojsko.
-Nie bój się mnie…- powiedziała delikatnym głosem.
Dziewczynka przytuliła się do ściany.
Sall nie poddawała się jednak.
-Masz na imię Nathat, prawda?- zapytała równie potulnie, jak wcześniej.
Brunetka potrząsła leciutko, swoją małą główką. Jej loczki poleciały na niemal wszystkie strony.
Strażniczka wyrosła całkowicie z ziemi czując, że teraz będzie miała większe pole do ruchu.
-Ja jestem Sall… twój brat, Mithat, cię szuka. Obiecałam mu, że cię znajdę i zaprowadzę do niego- uśmiechnęła się delikatnie do dziewczynki. Wyciągnęła powoli do niej swoją dłoń.
Brązowo oka patrzyła to na Sall, to na jej dłoń. Ale w końcu zaufała jej. Położyła swoją rękę na palcach Luckas i podeszła do niej.
Nie była już przerażona. Była bardzo przyjazna i ufna.
-Ta podróż nie będzie cię bolała…- szepnęła dziewczyna.
Nathat szybko przytuliła się do nóg strażniczki.
Sall zaskoczyła ta reakcja. Ale uśmiechnęła się milej i objęła swoją dłonią kruche ciało dziewczynki. Ona zacisnęła mocno oczy.
Luckas skupiła się i zaczęła wrastać w ziemię.
Kiedy była już częścią niej, wraz z Nathat, pomyślała o wyglądzie Mithat'a i jego imieniu. Niemal natychmiast znalazła się przed chłopcem.
-Ty…ty…- zaczął zielono oki i wytykał palcem Sall. Przerwał jednak, kiedy zobaczył wtuloną w nogi strażniczki, jego siostrę.
Dziewczynka powoli otworzyła najpierw jedno oko, a potem następne. Odlepiła się od kończyn Sall i odwróciła się.
-Mithat!- zasepleniła nieco Nathat i rzuciła się w ramiona brata.
-Nathat! Nathat!- cieszył się chłopiec.
Luckas patrzyła na nich z dumą. I teraz dopiero odkryła w sobie kolejną moc: moc ufności. Łatwo mogła się z kimś zaprzyjaźnić. Gdy tego potrzebowała ludzie i meridiańczycy jej ufali…
Mithat popatrzył potem na wyrastającą, ponownie, z ziemi Sall.
-Teraz wygląda pani inaczej…- stwierdził po chwili.- Szepczący z pani jest?
-W pewnym sensie…- odpowiedziała z lekkim śmiechem w głosie.- Ale tylko tutaj działają te moce… z tego co tak rozumuję… teraz wyglądam ludzko, to dlatego, że poprzednim razem miałam specjalny pierścień…żegnaj…- nie chciała przedłużać swojego pobytu w Innym Świecie. Przyjaciółki na pewno jej szukają. Zaczęła coraz bardziej wrastać w ziemię.
-Moment! Kim pani jest!- zdążył krzyknąć Mithat, w momencie, kiedy została już tylko głowa Sall nad ziemią.
-Jestem… Strażniczką Wielkiej Sieci…- odpowiedziała z uśmiechem i zniknęła.
Znowuż koniec. Tym razem drugiego opowiadania. Co się działo po powrocie do Heatherfield? Znowuż szkoła, a co… Will nadal ukrywała swoją miłość do Matt'a. „Po moim trupie" odpowiadała, kiedy przyjaciółki starały się ją namówić, na wyznanie tej miłości.
Amelia Luckas usłyszała potem całą historię w związku ze strażniczowaniem od początku. Sean opowiedział swoją wersję. Jak to Cedric go namówił, bo chłopak chciał poznać swoją prawdziwą moc. Stracił jej jednak trochę, podczas tej całej, bezsensownej walki.
Sall zapomniała o całym fakcie, związanym we wrastanie ziemi itd. Dziewczyny stwierdziły, że jak ponownie odrodzi się Fuwyer, to lepiej, żeby nie była świadoma nowych zdolności Sall. Wymazały jej pamięć. Za zgodą szóstej Strażniczki i jej rodziców oczywiście…
No… to chyba tyle epilogu. Do zobaczenia!
