Weszła do
pokoju. Siedziała tam Jean i czytała książkę. Ale kiedy
usłyszała otwierane drzwi spojrzała na osobę, która
wchodzi.
-Alex…więc
jednak jesteś mutantką…- zdumiała się.
-No
jestem…- odpowiedziała cicho. Nagle poczuła mrowienie w ręce. O
nie…tylko nie teraz…- pomyślała.
Jej ręka
szarpnęła ją na podłogę.
-Co się
dzieje!- krzyknęła Grey. Po chwili złoty pył wypłynął z palca
Alex.
-To
niezależne ode mnie.- syknęła.
Pył
skumulował się w jednym miejscu. Stała tam teraz postać kropka w
kropkę podobna do Alex.
-Umiesz
siebie klonować?- zdumiała się ponownie.
-Tak. Ale
cholernie trudno łapie się te repliki.- powiedziała. Sekundę
potem podobizna zaczęła skakać po całym pokoju.
-Jean!
Możesz mi pomóc? Podnieś ją, proszę!- poprosiła Alex.
Grey spełniła szybko ową prośbę. Podniosła na wysokość około
metra. Alex natomiast szybko skoczyła na klona i dotknęła jego
ręki. Natychmiast replika zniknęła.
-To twój
sposób na łapanie klonów?- zdziwiła się Jean.
-Jeden z
nich.- odpowiedziała Alex.
-Alex i
Kurt. Proszę abyście przyszli do salonu.- usłyszały w
głośniku.
-Coś
przeskrobałaś z Nightcrowlerem?- zażartowała telekinetyczka. Alex
wzruszyła ramionami i wyszła z pokoju. Skierowała się w stronę
salonu, którego pozycji nie znała. „Idź prosto, na końcu
korytarza skręć w lewo. Pierwsze drzwi od prawej."- usłyszała w
swojej głowie. Profesor Xavier- pomyślała. Szła według
instrukcji. Po chwili weszła do owego salonu. Pomieszczenie było
jasne i duże. Na ścianach widniały obrazy najróżniejszych
zakątków świata. Miło było na to patrzeć gdyż były tam
tylko krajobrazy. W jednej ze ścian była wmontowana długa półka,
na której stał spory telewizor. Parę metrów przed nim
stała brązowa kanapa. Na niej siedział już Kurt. Przed nim czekał
Xavier. Pokazał Alex wolny fotel. Dziewczyna usiadła niepewnie.
-Coś się
stało?- zapytał pierwszy niebieski futrzak.
-Alex-
mężczyzna zwrócił się do dziewczyny.- Przedstawiam ci
Kurta nie jako kolegę…
Rekruci
spojrzeli na profesora jak na wariata.
-…ale
jako brata.- dokończył Charles.
-CO!-
wrzasnęli. Po czym popatrzyli na siebie.
-Ani
trochę nie jest do mnie podobny!- zirytowała się Alex. W tym
momencie pokazała na futerko Kurta.
-Ale…to
niemożliwe! Mistick to tylko jej koleżanka!- nie mógł się
nadziwić Nightcrowler.
-Nie.
Mylisz się. Mistyczka wychowywała Alex, twoją siostrę
bliźniaczkę. Starała się aby nie wpadła w niepowołane ręce, od
kiedy straciła syna. Nic nie mogła poradzić. Kiedy płynąłeś
sobie rzeką i twoi przybrani rodzice cię wyciągnęli, Mistick nie
mogła wtedy do nich podejść i powiedzieć „Oddajcie go! To moje
dziecko!". Bronili się. A więc wychowała najlepiej jak umiała
Alex. A teraz i ona- pokazał na dziewczynę.- chwilowo nie ma matki.
Jesteście rodzeństwem. Pogódźcie się z tym.
Siedzieli
na schodkach przed wejściem do budynku Instytutu.
-I co
teraz?- zapytała córka Mistick.
-Może
uzupełnimy sobie nasze znajomości?- zaproponował syn mistyczki.
Dziewczyna
poczuła mrowienie w ręce.
-Nie…-szepnęła
i patrzyła na prawą rękę. Znowu ją szarpnęło. I znowuż złoty
pył wypłynął z ręki.
-Co
jest!- krzyknął Kurt widząc replikę Alex.
-Kiedyś
umiałam nad tym zapanować. Ale ostatnio mi nie wychodzi! Pomóż
mi go złapać!- krzyknęła. Klon zmienił się Kaina. Był to
wysokiej i potężnej postury mutant. Nic na niego nie działało.
Był niezniszczalny.
-O
nie…-zrozpaczony Kurt szukał pomocy.
Na
zewnątrz wyszedł Wolverine i wyjechał profesor.
-Kain?-
wybałuszył oczy Xavier. Moloch spojrzał w stronę inwalidy.
-O…mój
kochany przybrany braciszek Charles!- krzyknął Jagernot (czyt.
Dżagernot). Zaczął iść w stronę Xaviera. Z każdym jego krokiem
trzęsła się ziemia.
Alex i
Kurt przewrócili się.
-Skąd się
on tu wziął!- wrzasnął Wolverine.
Dziewczyna
zrobiła niewinną minę.
-Czy masz
jeszcze jakąś zdolność, o której nic nie wiemy?- zapytał
inwalida.
-Na razie
nie mamy na to czasu!- krzyknęła Alex.
Profesor
szybko prześledził myśli dziewczyny. W mig wiedział co się stało
i jak zapobiec zniszczeniu przynajmniej połowy miasta.
-Alex!
Skup się na molochu! Ty go stworzyłaś i ty możesz nad nim
zapanować!- wytłumaczył mężczyzna. W tym czasie Kain doszedł do
Xaviera i podniósł jego wózek. Następnie rzucił w
stronę ściany.
-I po
krzyku.- szepnął Jagernot. Ale nie wszystko szło po myśli
molocha. Wózek zatrzymał się w powietrzu i spokojnie osadził
się na ziemi.
-Jean…-
szepnął Kurt.
Alex
starała się zapanować nad molochem. Jednak to było bardzo trudne.
Jego hełm nie pozwalał tykać swoich myśli. Był zbyt potężny.
Ale tu chodzi o ludzkie życie! Musiała próbować dalej.
Moloch
wciąż kierował się w stronę profesora. Nagle jedna z jego nóg
nie chciała się ruszyć.
-Co się
dzieje?- zdziwił się Jagernot. Po chwili jego ręka rozmachnęła
się i uderzyła go samego. Zgniotło przy tym trochę hełm.
-Ałłłłłł!-
wrzasnął równocześnie Kain i Alex.
-Niesamowite…-stwierdził
profesor.- Alex czuje dokładnie to co Kain. Niezwykłe zjawisko.
-No tak…
ale może powstrzymamy go zanim zniszczy połowę miasta!-
zaproponował Kurt. Zniknął. Po nim został tylko dymek. Po chwili
widać go było na plecach Jagernota. Zdjął jedno z czterech
zabezpieczeń na hełmie.
Kain
poczuł go na plecach. Chciał go zrzucić. Jednak ręka w połowie
drogi zatrzymała się. Moloch siłował się ze swoim ciałem przez
pewien czas. Wtedy Kurt zdążył zdjąć jeszcze dwa zabezpieczenia.
Jagernot
złapał chłopaka za koszulkę i rzucił o ścianę. Futrzak stracił
przytomność.
Alex już
ledwo była przytomna. Wciąż starała się powstrzymać
niebezpiecznego przestępcę. Ten nadal kierował się w stronę
profesorka. Dziewczyna czuła wszystko, co czuł moloch. Widziała
wszystko, co mu się kołatało w głowie. Znała jego ból,
złość i chęć zemsty. Jeszcze trochę…- myślała. Pot ściekał
jej z czoła. Była całkowicie skupiona.
Ręka
Jagernota sięgnęła pod szyję. Tam znajdowało się ostatnie
zabezpieczenie.
-Nie…Nie
zgadzam się!- krzyknął Kain. Jego ręka odbezpieczyła hełm.
Wystarczyło pociągnąć.
Hełm
wzniósł się w powietrze. To Jean podniosła go za pomocą
telekinezy.
Teraz czas
na profesora. Użył silnych fal mózgowych do powstrzymania
molocha. Ten zaczął krzyczeć z bólu. Alex także. Oboje
utracili przytomność. Replika zmieniła się w Alex. Następnie
zamienił się w złoty pył i „popłynął" do palca tej
prawdziwej Alex.
-Podnieście
ją i zanieście do pokoju!- kazał profesor. Logan (Wolverine)
podniósł dziewczynę i zaniósł do sypialni.
-Co z nią
będzie?- zapytał troskliwie Kurt.
-Jutro się
obudzi. Mam nadzieję…-rzekł Xavier. Jean położyła rękę na
ramieniu Charles'a.
-Niech pan
nie robi sobie wyrzutów sumienia. Nie mieliśmy wyboru…-
pocieszała Grey.
-Ale
przeżyje?- dopytywał się futrzak.
-Takie
silne fale psychiczne mogą spowodować uraz nieodwracalny. Na
przykład śmierć. Ale bądźmy dobrej nadziei.- profesor uśmiechnął
się blado i odjechał.
-No nie!-
krzyknął Kurt.- Dopiero co się dowiedziałem, że mam kogoś
takiego jak siostra i już skreślają jej szanse wyzdrowienia. Co za
życie!- i wszedł smętnie po schodkach do Instytutu.
Ruda
wróciła do Instytutu wraz ze swoją najlepszą koleżanką
Misty. Wyglądała ona drobniutko, była średniego wzrostu. Miała
piwne oczy i fioletowe włosy. Przefarbowane oczywiście. Styl miała
podobny do Rudej.
Często
podwoziła X-menkę do domu. I teraz tak było. Tylko nie podwoziła
jej, lecz spacerkiem odprowadziła. Popatrzyła na okno na piętrze.
Siedziała tam dziewczyna z bandażem na głowie. W rękach coś
trzymała.
-Kto to?-
zapytała w końcu Misty. Ruda odwróciła się w jej stronę.
Następnie spojrzała na owe okno.
-To? To
Alex. Mieszka tu chwilowo.- wytłumaczyła obojętnym tonem.
Fioletowo-włosa dziewczyna popatrzyła na przyjaciółkę.
-Chwilowo?-
zdziwiła się.
-Tak.-
spojrzała znowuż na przyjaciółkę (Ruda).- Dopóki
nie znajdzie matki.
-A co?
Zgubiła ją?- zakpiła Misty.
-Tak.-
odpowiedziała stanowczo rudowłosa. Whitse wydawała się
zaskoczona.
-O…-
zastanowiła się chwilkę.- Odwiedzimy ją?- zaproponowała. Teraz
Ruda pomyślała trochę.
-Dobra.
Czemu nie!- zgodziła się i weszła po schodach. Zadzwoniła
domofonem.
-Słucham
Ruda?- usłyszały z głośnika.
-Dzień
dobry profesorze. Czy mogłaby przyjść do mnie koleżanka?-
zapytała śmiało dziewczyna. Chwila ciszy.
-Tak.
Oczywiście.- zabzyczało coś i weszły do środka. Misty
zdziwiła się mocno.
-Dodatkowe
zabezpieczenia?- zgadła.
-Owszem…-
Ruda zaczęła wchodzić po następnych schodach na I piętro.
Wnętrze Instytutu było bardzo ładnie wystrojone. Ładne obrazy,
drewniana posadzka, półdrewniane ściany.
-Ładnie
tu.- pochwaliła Misty.
-Dziękujemy.-
usłyszały głos. To Spyke stał na szczycie schodów. Trzymał
w ręce desko rolkę. Następnie rzucił środek transportu na
podłogę, skoczył na niego i zjechał po poręczy schodów.-
No to nara!
Znalazły
się na pierwszym piętrze. Przeszły długim korytarzem. Doszły do
ostatnich drzwi. Otworzyły je i weszły do pokoju. Zobaczyły tam
Alex wciąż siedzącą na parapecie okna. W ręku trzymała otwarty
album ze zdjęciami.
-Alex?-
zapytała przez szparę w drzwiach Ruda.
Darkholm
zamknęła szybko album. Odwróciła równocześnie głowę
w stronę głosu.
-Można?-
dokończyła rudowłosa dziewczyna. Następnie weszła do
pomieszczenia.
-Skoro już
tu jesteście…- Alex zaprosiła ich gestem. Dziewczyny usiadły na
łóżku.
-Jak się
czujesz?- martwiła się Ruda.
-Lepiej.-
uśmiechnęła się blado.
-Co tam
masz? Pokaż.- domagała się Misty. Podeszła do Alex i już sięgała
po album, kiedy Darkholm wychyliła go za okno.
-To album.
Ale wolałabym nie pokazywać tych zdjęć...
-Dlaczego?-
zdziwiła się koleżanka Rudej. Alex westchnęła.
-Nie
wyszłam tam najlepiej.- wytłumaczyła szybko.
-Aha...rozumiem.-
zaśmiała się Misty.
