Zmęczeni
weszli do pokoju 21- letniego chłopaka.
-Szukaliśmy
już wszędzie...gdzie się mógł zapodziać?- denerwował się
mutant.
-Spokojnie,
myśl racjonalnie.- uspakajała Alex.- Gdzie byś się schował
gdybyś był notesem?
Gambit
popatrzył na przyjaciółkę karcąco.-No
gdzie?- dopytywała się dziewczyna.
-Notes
nie jest żywy...- wytłumaczył chłopak.
Alex
zatkało.
-No...tak.
Szukajmy tam, gdzie nigdy byś nie szukał...- dziewczyna sięgnęła
po buty przyjaciela, które były pod łóżkiem.
Zajrzała do środka.
-Nic nie
widzę...ale pogrzeb tam trochę...- podała parę butów
chłopakowi.
-Żartujesz?
Tam nigdy bym nie...- zaczął gdy wsadził rękę do butów.
Jednak przestał tak gadać, kiedy coś poczuł. Wyciągnął mały,
brązowy notesik.
-Jest! O
rany. Jesteś bogiem!- krzyczał Gambit uradowany, ze znalazł to, co
zgubił.
Otworzył
notesik. Przewrócił kilkanaście kartek i przeczytał coś.
-Och
kurcze! Dzisiaj Mellanie!- krzyknął.
-Rany!-
Alex szybko podała mu kurtkę. Tamten wybiegł z pokoju jak szalony.
Dziewczyna
czuła odprężenie. Teraz jej kumpel nie będzie musiał się
martwic z kim i o której jest umówiony. Rozejrzała się
po pokoju.
-KASK!-
wrzasnęła i zabrała szybko z blatu stołu przedmiot. Zmieniła się
w Kurta i teleportowała się bardzo blisko motoru Gambita. Zmieniła
się w siebie i podała przyjacielowi kask.
-Dzięki.-
powiedział. Pocałował ją w policzek, założył kask i odjechał.
Alex była
z siebie dumna. Weszła po schodkach do Instytutu.
-Uuuuuuuuuuuuuuuu...-
usłyszała głosiki młodych rekrutów.
-Alex
plus Gambit równa się...- zaczął Bobby.
-Daj
spokój Iceman. Równie dobrze mogłabym powiedzieć, że
ty i Jean bylibyście razem...- rzekła Alex wchodząc po schodach
kierujących na pierwsze piętro.
-Rany...ale
sztywna...- skrzywił się Berzerker.
-Ty tez
byś tak powiedział!- stwierdziła Amara.
Zamknęła
drzwi za sobą.
-Mam
nadzieje, ze Kitty nie pomyli drzwi po raz kolejny...- mruknęła do
siebie.
-Uwaga X-
meni. Wszyscy proszeni są do sali walk. Macie dzisiaj specjalną
lekcje z Loganem.
Alex
uśmiechnęła się do siebie w myślach. „Dobrze, że to nie
ja..."- pomyślała.
Do
pomieszczenia wbiegła Jean.
-Dlaczego
zawsze jak jestem umówiona, to musza być ćwiczenia!-
jęknęła. Rzuciła się do szafki i wyciągnęła szybko swój
X- strój. Za nim poleciały inne ubrania. Miedzy innymi Alex.
-Dobra.
Ty lec i to dosłownie. Szybciej się tam znajdziesz, a ja tu
posprzątam.- powiedziała niechętnie Alex.
-Dzięki.-
powiedziała telekinetyczka. Szybko ubrała swój strój.
Wzleciała w powietrze i popędziła do windy.
-Co za
ludzie...- mruknęła ponownie.
Podniosła
wszystko z podłogi i wsadziła z powrotem do szafki.
Wszyscy
X- meni (a zapewniam, ze jest ich sporo) zebrali się sali walk. Tak
jak nakazał profesor.
-Macie
pecha dzieciaki. Dzisiaj mam zł humor...- powiedział Wolverine.
-No
nie... dlaczego akurat nas to spotyka?- zapytał z żalem Kurt.
-Zaczynajmy.-
przerwała Storm
Wzniosła
się wysoko.
W
pomieszczeniu nastała ciemność.
-Czy z
panem Loganem ćwiczenia są naprawdę złe?- zapytała niepewnie
Alice.
-Złe to
mało powiedziane. Daje taki wycisk, że... aż boję się myśleć...-
odpowiedziała Amara.
Brok (tak
ma na nazwisko Alice) przeraziła się.
-To moje
pierwsze ćwiczenia! Nie chce umierać!- szepnęła z żalem.
-Instytut
nie zabija swoich.- stwierdził Kurt.
-A
pamiętacie jak Wolverine kiedyś chciał wmontować w klimatyzację
gaz trujący...?- szepnął najciszej jak mógł Spyke.
-Ciiii.-
uciszyła Jean.- Skoncentrujcie się.
Nagle
zawył alarm.
-Ktoś
się włamał do instytutu?- zapytał i odetchnął z ulgą Scott.
-Nie. To
Cerebro. Wykrył nowego mutanta.- usłyszeli przez głośniki głos
profesora.
-Znowu?-
jęknęła Jubilee.
-Znowu?
Jak to „znowu"...- nie rozumiała Alice.
-Kiedy
indziej ci wytłumaczymy. A teraz czas go znaleźć! Za mną! Do
odrzutowca!- krzyknął Wolverine.
-A czy
nie byłoby prościej, ten, dowiedzieć się gdzie przebywa i, ten,
kim jest?- zaproponowała Kitty.
Logan
załamał ręce. Ale nie okazał tego.
-Masz
genialne pomysły...- pochwalił Wolverine. Pride uśmiechnęła
się.- Czasem.- dodał po chwili. Kathrine oburzyła się. Podeszła
do człowieka z adamantu i kopnęła go w piszczel. Słychać było
jęk bólu i tupot nóg (dokładniej mówiąc
skaczącej nogi).
-Komplemenciarz
się znalazł.- mruknęła.
Alarm był
taki głośny, że Alex aż spadła z łóżka.
-Moje
biedne plecy...- jęknęła. Wyszła na korytarz. Gdzieś w oddali
widać było czerwone światełko.
-Co
do...- zaczęła. Ale po sekundzie usłyszała tupot nóg z
tyłu. Odwróciła się powoli i zauważyła tłumy X- menów
pędzących w jej stronę. Zrobiła wielkie oczy i natychmiast
zmieniła się w Nightcrowler'a. Następnie teleportowała się
byle gdzie, byle dalej. Znalazła się w jakimś pomieszczeniu. Nie
zdążyła dokładniej mu się przyjrzeć gdyż spadła. Niezbyt
dobrze się skupiła i teleportowała się tak, że była w
powietrzu.
-No
nie...ile można?- jęknęła ponownie.
Alarm tym
razem zawył jeszcze głośniej niż by sądziła. Pomieszczenie było
okrągłe z mostkiem, na którym właśnie leżała. Na końcu
mostku stała jakaś machina.
-Uwaga
intruz.- wciąż powtarzało.
-Dobra,
dobra.- zaczęła Alex wstając.- Już wychodzę.
Coś do
niej strzeliło.
-Hej!
Przecież mówię, że wychodzę!- zirytowała się dziewczyna.
Zaczęła
iść w stronę drzwi. Nagle się one rozwarły i wjechał profesor
Xavier.
-Alex...
co ty tu robisz?- zdziwił się obecnością Darkholm. Dziewczyna
była trochę zmieszana.
-Ja?
Teleportowałam się tu... ale przez przypadek!- tłumaczyła się.-
A... a to draństwo zaczęło do mnie strzelać!- wciąż krzyczała.
-Podstawowe
zabezpieczenia.- wzruszył ramionami Scott.
-Tak? A
wy omal mnie nie zdeptaliście!
Summers'a
zatkało.
-My?-
zapytał z niedowierzaniem.
-Przepraszam...-
odezwał się cichy głos z tyłu. Na przód wyszedł
Multiple.- To ja. Zagapiłem się i... nie zauważyłem ciebie.-
zaczął się tłumaczyć.
-Nieważne!
Trzeba wiedzieć jakiego nowego mutanta wykrył Cerebro i go
odnaleźć.- powiedział Xavier.
-Rany.
Jak tak dalej pójdzie z tymi rekrutami to normalnie w
Instytucie miejsca zabraknie!- stwierdził Even.
Wszyscy
przytaknęli głową na znak, że się z nim zgadzają.
-Heh...
dzieci o małej wyobraźni...- mruknął Wolverine.
-To co
zrobimy z nowymi mutantami?- zapytała Ruda.- Przecież nie mogą
dochodzić w nieskończoność!
-Nie, nie
mogą. Ale niektórzy z was będą też odchodzić.- rzekł
Xavier.
-CO!-
wykrzyknęli X- meni.
-Przybyliście
tu aby uczyć się panowania nad swoimi umiejętnościami, nie na
zawsze.- wytłumaczył Charles.
-Już
jest uformowany jej wygląd i dane.- powiedział Logan patrząc w
ekran Cerebro.
-Imię:
Elizabeth. Nazwisko: Braddock . Lat: 28. Miejsce pobytu: Nowy Jork.
-Ciekawe...-
mruknął profesor.
-Co
takiego?- zainteresowała się Jean.
-Ona
kiedyś pracowała w organizacji, która szkoliła na
doskonałych wojowników.
-Ninja!
Łaaaaaaajhaaaaaa...!- zaczął swe wygłupy Kurt.
Wszyscy
pokręcili głową, a Alice strzeliła wodą w pluszowego elfa.
-Ej!
Teraz jestem cały mokry!- zdenerwował się chłopak.
Nikt nie
mógł powstrzymać się od lekkiego chichotu.
-No
dobrze...no, ale co może nam zrobić młoda kobieta?- zdziwił się
Logan.
-Dużo.
Zna sztuki walki, doskonale się kryje i jeszcze jest mutantem.-
wytłumaczył Xavier.
-No to
macie problemy... wystarczy znaleźć jej słaby punkt i po
kłopocie.- wzruszyła ramionami Jessi.
-No
dobra...skoroś taka mądra to to zrób!- powiedziała Natalie.
-Myślałam,
że ktoś się zgłosi na ochotnika...- dodała po chwili.
Nagle
oczy Jessi zmieniły się w jakby gadzie.
-Niebezpieczeństwo!-
ryknęła Pizarro.
Profesor
Xavier spojrzał w ekran. Inni poszli za jego przykładem.
-O
kur...- ktoś zaczął.
-Jest
tutaj!- wrzasnął Scott.
Kończyła
pisanie karteczki, że wychodzi na spacer, kiedy zobaczyła
zbliżającą się do drzwi postać.
Była to
kobieta, o dość nietypowym stroju. Otóż wyglądało to
trochę jak kostium kąpielowy, tylko że nim nie był. Odbijało
światło, więc wyglądało jak skóra. Buty były lekko na
obcasach, a cholewka (od butów) sięgała daleko za kolana. W
połowie przedramienia aż do dłoni (lecz nie na niej) były
nakrycia. Wszystko było koloru ciemno niebieskiego.
Jej
fioletowe włosy powiewały na wietrze wywołanym szybkim biegiem.
Niebieskie oczy patrzyły na Instytut złowrogo.
Kiedy
wbiegła po schodkach, skoczyła i wyciągnęła lewą nogę.
Wykopała drzwi i wylądowała na posadzce. Wstała powoli i
przyglądała się Alex podejrzanie.
-Kim
jesteś?- zapytała niepewnie Darkholm.
Kobieta
skrzywiła się i rzuciła na Alex. Tamta odruchowo odskoczyła.
-Nie
musisz mówić. Domyślam się.- mruknęła po chwili.
Fioletowo
włosa odwróciła się. I w pokoju zabłysło różowo-
fioletowym blaskiem. Alex spojrzała na ręce nieproszonego gościa.
Wychodził z nich takie coś na styl miecza świetlnego, który
widziała w tak sławnym filmie.
Kobieta
złapała za rękojeść „miecza".
-Gińcie!-
szepnęła groźnie.
-No
fajnie...- mruknęła ponownie dziewczyna.
Nieznajoma
wrzasnęła i zaatakowała Darkholm. Tamta krzyknęła ze strachu i
odskoczyła. Kobieta wbiła świetlistą klingę w ścianę. Co Alex
zauważyła to coś przebiło ścianę. Na wylot.
-Ojej...
Przez
ścianę przeszła Kitty.
-Coś nas
ominęło?- zapytała.
Kobieta
patrzyła na Pride ze zdumieniem i przerażeniem. Otóż przez
Kitty przechodził ten miecz. Jednak po chwili się opanowała,
natychmiast wyjęła ze ściany swoja broń i się odwróciła.
Za nią
stali inni X- meni.
-Dlaczego
chcecie mnie zabić!- krzyknęła kobieta.
Wszystkich
zatkało.
-Zabić?-
zapytał Xavier.
-Nikomu
nie chcemy zrobić krzywdy.- dodała po chwili Jean.
-Nikomu?
Przecież jesteście łowcami takich jak ja!- załamywała się
kobieta.
-No
tak...skąd ja znam ten tekst.- mruknęła Ruda.
Kobieta
wyprostowała się i spojrzała ze zdziwieniem.
-Wy nie
polujecie...?- upewniła się. Wszyscy pokręcili głowami.
-Po co?
Wtedy i na siebie byśmy musieli...- wtrąciła Amara.
Logan
zaczął węszyć.
-Mistick...-
mruknął po chwili.
Alex
odwróciła się w stronę okna. Zauważyła tam ruch.
-Mamo!-
krzyknęła. Zmieniła się w Pietra i wybiegła na zewnątrz.
Przeszukała wzrokiem okolicę. Nikogo nie było.
-Kurczę!-
mruknęła. Weszła z powrotem do Instytutu.
-I co?-
zapytał profesor.
-Nie ma
jej...
-To...wy...-
starała się wykrztusić kobieta- też jesteście inni?
-Tak.-
odpowiedział spokojnie Xavier.
Kobieta
„wyłączyła" oba miecze. Następnie one zniknęły.
-Fajnie.
Chciałam zaatakować swoich...- stwierdziła po chwili.
-Powiedzmy,
że zostałaś źle poinformowana.- dodał profesor.
-I co
teraz?
-Możesz
się do nas dołączyć. Do X- menów.- zaproponowała Jean.
Kobieta
zastanawiała się przez dłuższy czas.
-I co
wtedy? Tak jak w jakiś kiepskich filmach ratujemy świat?- spytała
sarkastycznie.
-No...powiedzmy...-
speszyła się Grey.
-Znasz
sztuki walki. Mogłabyś trochę poduczyć naszych rekrutów.-
powiedział Xavier.- Coś Logan nie ma do nich cierpliwości.
Kiedy
mówił ostatnie zdanie odwrócił głowę w stronę
człowieka z adamantium.
-Hej! To
nie moja wina, że są leniami!- zaprotestował Wolverine.
-To jak?-
zapytał profesor wyciągając rękę.
Kobieta
patrzyła na niego przez pewien czas. Następnie wyciągnęła swoją
prawicę i uścisnęła dłoń Xavier'a.
-Wchodzę
w to.- powiedziała.
-Psylocke.-
mruknęła.- Tak siebie nazwałam.
-A czy
masz jeszcze jakieś inne umiejętności oprócz...tego...no.
Miecza?- upewniał się Gambit.
-A co cię
to obchodzi?- burknęła.
-Chcielibyśmy
wiedzieć co umiesz.- rzekł profesor.
Elizabeth
westchnęła. Zaczęła iść powoli do tyłu w stronę cienia. Kiedy
już była na miejscu, zniknęła.
X- meni
wybałuszyli oczy.
-Gdzie
ona jest!- dziwił się Berzerker.
-Nie
widzicie mnie, prawda?- upewniała się kobieta.
-Jak się
Ray pyta to chyba zrozumiałe...- stwierdziła Jubilee.
-Ciekawe...a
czy jeszcze coś umiesz?- zapytał Xavier.
Nastąpiła
chwila ciszy.
-Aha.-
powiedzieli po chwili Jean i profesor.
Kobieta
wyszła z cienia.
-Ty też
masz telepatię?- upewniała się.
-Może
pójdźmy do sali walk. Tam zobaczysz co umieją.- powiedział
Xavier.
-Przepraszam.
Czy możecie troszkę ciszej?- usłyszeli głos dochodzący spod
drzwi.
X- meni
odwrócili się. Zauważyli stojącą tam Alex w piżamie i
wyglądającą na zmęczoną.
-A ty co?
Nie jesteś na zebraniu X- menów?- dziwiła się Braddock.
Darkholm
wzruszyła ramionami.
-Ja tu
tylko mieszkam.- odpowiedziała po chwili.
-Co?
Ale...ty...przecież...- zaczęła Elizabeth.
-Ta co ci
powiedziała, że X- meni są wrogami to moja i Kurta matka.-
tłumaczyła dziewczyna.- Straciła dom bo jej nie było. Ja przy
okazji też. Więc zamieszkałam tutaj. Już ci lepiej?- zapytała
sarkastycznie.
Wyszła i
zamknęła drzwi.
-Który
to Kurt!- zapytała wściekle. Mogłam ją od razu zabić- pomyślała
po chwili.
-J...ja...-
usłyszała nieśmiały głos. Zauważyła, że mówi to
chłopak, który był cały w niebieskim futrze i miał trzy
palce.
Na jej
twarzy malowała się wściekłość. Przypomniała sobie co mówiła
Mistick. „X- meni to twoi wrogowie. Chcą zabić ciebie i twoich
bliskich. Starałam się ich obronić ale się nie udało...".
Pewnie
ona to zrobiła. A żądza mordu przeszła na dzieci.- dodała po
chwili. -Nie... dość zabijania.
Pooddychała
parę razy głęboko i uspokoiła się.
-Byłaś
wściekła. Co się stało?- zapytał profesor.
-To nie
jest ważne...- odpowiedziała.-No
dobrze. Storm, pokaż Elizabeth jej pokój.
Ruda
postanowiła przejść się samotnie.
Rozmyślała
na temat swojej mutacji, że nikogo nie będzie mogła nigdy dotknąć.
I o swojej miłości do Scott'a.
To nie
fair...- myślała.- Jean ma zawsze najlepiej. Profesor ją uwielbia,
Scott się w niej kocha. Jej życie jest usłane różami!
Nagle
obok niej przejechał gang desko- rolkowy. Ten na samym przedzie ją
lekko potrącił.
-Przepraszam!-
krzyknął pospiesznie i pojechał dalej.
Dziewczyna
pokręciła lekko głową.
Szła
wzdłuż rzeki. Obok niej były poręcze, aby nie wpaść do rwącej
wody.
Ruda w
końcu usiadła na poręczy i patrzyła na zachód słońca.
I co
teraz?- myślała.- Pogódź się, że nie dotkniesz nikogo...
Trzeba z tym żyć.- westchnęła.
-Te,
patrzcie. Chodząca zombi się tu pojawiła!- usłyszała znajomy
głos za plecami.
Odwróciła
się niechętnie.
Zauważyła
tam mutantów z Brotherhood.
-Nie mam
dzisiaj humoru. Spadajcie.- odpowiedziała.
Na
wszelki wypadek zdjęła rękawiczkę.
Pietro
uśmiechnął się podejrzanie. Szybko podbiegł do Rudej i popchnął
ją do wody.
-Jednego
X- frajera mniej.- zaśmiał się kpiąco.
Reszta
również wydała z siebie śmiech i odeszli.
Ruda
płynęła wraz z prądem rzeki. Wyciągnęła głowę nad wodę.
Zakaszlała kilka razy.
Potem
starała się dopłynąć do brzegu. Jednak nie udawało się jej to
za bardzo.
Gang
desko- rolkarzy zauważyli ją w wodzie. Szef zatrzymał się
natychmiast i ruszył z pomocą ku Rudej.
Dziewczyna
była tuż przy brzegu. Ale nie zdołała wyjść na niego.
Szef
gangu złapał ją silnie za rękę i pociągnął do siebie. Ruda
podała mu drugą dłoń. Tamten i tą wziął. Wciągnął naszą
bohaterkę na brzeg.
Dziewczyna
podparła się rękoma na ziemi i kaszlała trochę.
Spojrzała
na kapitana. Był dość wysoki, karnację miał ciemną. Ubrany był
w luźny podkoszulek i szorty ¾. Na głowie nosił czapkę
odwróconą do tyłu. Przez otwór wychodziła grzywka.
Włosy miał średniej długości, związane z tyłu. Piwne oczy
ciekawie patrzyły na świat.
-Dzięki…-
wykrztusiła.
-Nie
uważasz, że jest trochę za zimno na pływanie?- zażartował sobie
jeden z chłopaków.
-Może
zadzwonić po karetkę?- zapytał troskliwie kapitan drużyny.
-Nie…poradzę
sobie…- mruknęła.
Wstała i
wyżęła chociaż trochę swoje ubranie. I zobaczyła w ten sposób
na ręce.
Na jednej
dłoni nie miała rękawiczki. Przyjrzała się owej ręce bardzo
zdziwiona.
Czyżbym
straciła tę moc?- zapytała siebie w duchu.
-Coś nie
tak?- upewniał się kapitan.
Ruda
patrzyła to na chłopaka, to na dłoń.
W końcu
dotknęła członka gangu.
-Ej!-
krzyknął i omdlał.
Dziewczyna
nadal nie rozumiała.
-Jak ty
to zrobiłeś?- zapytała w końcu kapitana.
-Ale co?-
nie rozumiał chłopak.
-Powinieneś
być martwy, albo nieprzytomny!- denerwowała się Ruda.
Reszta
członków gangu podbiegła do swojego leżącego kolegi.
X- men'
ka ciągle przypatrywała się kapitanowi. I w końcu uświadomiła
sobie.
Przyswoiła
sobie wspomnienia kolegi, którego właśnie dotknęła.
W jego
wspomnieniach był pokazany Pietro. Chciał on szybko biec, ale nie
mógł.
-Ty…
ty…- zaczęła.
-Co…ja…ja?-
niecierpliwił się chłopak.
-Ty też
masz zdolności?- szyfrowała swoją wypowiedź.
-Przy
moich kumplach możesz mówić jak człowiek!- stwierdził
kapitan.
-Coś ty
zrobiła John'owi!- krzyknął jeden.
-Niedługo
wróci do normy.- odpowiedziała Ruda.- Tylko go dotknęłam. A
ty jak robisz, że moja moc nie działa!
-A ty
jakąś masz?- zdziwił się kapitan.
-Przecież
widziałeś! Nie mogę nikogo dotykać bo ten od razu pada, jak twój
kumpel!- denerwowała się Ruda.
-No to
dobrze, że się skupiłem.- uśmiechnął się kapitan.
Dziewczyna
pokręciła głową na znak niezrozumienia.
-Widzisz…
ja mam takie zdolności, że mogę zneutralizować moce innych.-
wytłumaczył chłopak.
-A…aha…-
wreszcie załapała Ruda.
-A tak w
ogóle, to jestem Max.- wyciągnął swoją prawicę.
-Ruda…-
uścisnęła dłoń nowego kolegi.
-Co…co
się stało?- nieprzytomny kolega obudził się.
Jego
znajomi odetchnęli z ulgą.
-No… to
jedno zmartwienie mamy z głowy…- mruknął Max.
-Ja już
pójdę do domu.- stwierdziła Ruda.
-Może
cię odprowadzimy?- zaproponował kapitan.
-Nie
trzeba. Wrócić, wrócę.- uśmiechnęła się
dziewczyna.- Cześć. Dzięki za wszystko.
I ruszyła
w stronę Instytutu.
-Nooo
Max...- śmiali się koledzy.
-Co!-
nie rozumiał chłopak.
-Widać,
że ci wpadła w oko…- dodali tamci.
-Dajcie
spokój…- mruknął kapitan.- Z Vince'em już dobrze?
-Żyję…-
odpowiedział imiennik. Wstał trzymając się za głowę.- Możemy
już jechać…
Podnieśli
swoje desko rolki i pojechali tam gdzie poszła Ruda.
Przejechali
obok niej i pomachali jej. Potem skręcili w inną ulicę i wrócili
do swych domów.
