Poniedziałek. Pierwszy dzień tygodnia.
Nagle włączyło się coś na podobieństwo budzika.
We wszystkich pokojach słychać było jęki i roztrzaskiwanie budzików o sąsiednią ścianę, co zresztą nic nie pomogło. To nie budziki ryczały niemiłosiernie. To Logan włączył specjalny alarm.
-Wyłącznie to draństwo!- słychać było wrzask Morph'a. Schował głowę pod poduszkę.
-Słuchaj, jeżeli nie wstaniemy to to będzie wyło nie wiadomo do kiedy…- powiedział Bobby do współlokatora rozciągając się na swoim łóżku.
-A niech wyje.- mruknął Morph.
Iceman spojrzał na niego niezbyt przyjaźnie i natychmiast ściągnął z łóżka.
W innych pokojach reakcje były podobne.
-Wstawać leniuchy! Czas na trening!- dało się słyszeć głos Wolverine'a z korytarza.
-No nie! Jak tak można!- wrzasnęła Alex, wyszła z pokoju ciągnąc za sobą kołdrę i przecierając oczy.
-Tu się śpi!- krzyknęła i zatrzasnęła drzwiami.
Logan zignorował zachowanie dziewczyny i dalej brutalnie budził młodzież.
Po 10 minutach wszyscy byli gotowi do treningów. Tylko Alex siedziała w pokoju starając się zasnąć na powrót. W końcu jednak kazano jej wstać i upichcić coś na śniadanie.
Ale wróćmy do X-menów.
Wszyscy znaleźli się w Sali Zagrożeń. Stali spokorniani i przerażeni dalszego ciągu wydarzeń.
-Dziś będziecie mieli treningi ze mną i z Psylocke równocześnie.- powiedział Wolverine zakładając maskę na twarz.
Elizabeth rozprostowała palce.
-Podzielicie się na dwie grupy.- rzekła podchodząc do Logana.- Jedna ma złapać mnie i unieszkodliwić. Druga ma zrobić to samo, tyle że z Wolverine'em.
Grupa jęknęła, ale jakoś się podzieliła.
-To nie koniec.- uśmiechnęła się podejrzliwie kobieta.
Można było zauważyć przerażenie w oczach młodzieży.
-Macie nas bezpiecznie zabrać do odpowiedniej kolumienki.- dokończyła swoje Psylocke.
Zdziwili się.
-Momencik.- zaczął Iceman.- Mamy was unieszkodliwić, a potem bezpiecznie zabrać? To nie ma sensu!- krzyknął chłopak.
-A jednak…- mruknął Morph.
Elizabeth i Rossomag cofnęli się o kilkanaście metrów.
-Komputer. Kod 3417. Zaczynaj!- krzyknął Logan i po chwili wszędzie było widać dżunglę.
Znikli gdzieś opiekunowie.
-No fajnie…- mruknął Canonnball i zaczął biec za swoją grupą, którą byli „młodzi" X-meni.
Alice była ze „starszymi".
Obie grupy pobiegły w dwie różne strony.
Z lasu wyskoczyło kilka robotów.
Scott natychmiast zestrzelił dwa z nich. Słychać było dość spory wybuch. Kilka odłamków poleciało w stronę Kitty. Przeszły jednak przez nią.
-Ej, ten, Scott. Ty weź uważaj jak, ten, strzelasz.- krzyknęła i kontynuowała swój bieg. W końcu weszła w las, żeby w razie czego unieszkodliwiać przeciwników.
W pewnym momencie X-meni przestali biegać z prostego powodu: zmęczyli się. Tym razem chodzili ostrożnie i patrzyli wokół siebie.
Evan cofnął się o parę kroków. Nagle podłoga pod nim się załamała. Chłopak wpadł do środka, ale szybko strzelił kolcem w ścianę i złapał się go. Odetchnął z ulgą i spojrzał się w dół. Chciał bowiem wiedzieć, co go by spotkało.
Na samym dole kolce. Wystające, ostre pręty.
-Ale fart…- mruknął. Strzelił jeszcze kilka razy kolcami i wspiął się po nich na samą górę. Gdy dołączył do reszty grupy kiwnął głową na znak, że mogą dalej iść.

Młodsza grupa nie była zbytnio przygotowana do takich ataków. Ledwo pozbyli się tych kilku robotów, a Canonnball wpadł do dziury. Łatwo się domyśleć, że wyleciał z niej bez żadnych większych problemów.
-Co teraz będzie?- zaciekawiła się trochę Jubilee. Rozejrzała się wokoło. Z pomiędzy drzew wyskoczył nagle jakiś zwierz.
-Ułaaaa!- odskoczyła automatycznie do tyłu i strzeliła swoimi pociskami. Nie dało to żadnego efektu. Zwierzę dalej pruło do przodu.
-Pozwól, że ja to załatwię…- mruknął Iceman i strzelił w stronę istotki. Zamroziła się. Berzerker dokończył dzieła. Fundnął zwierzakowi darmową porcję elektryczności. Robot nie wytrzymał tego i wybuchł.
-Jesteśmy the best!- krzyknął Ray I przybił piątkę z Bobby'm. Iceman zamroził przy tym rękę kolegi.
-Ej, no! Odwaliło ci!- zdenerwował się Berzerker i zaczął machać jak zwariowany swoją dłonią.
-Spoko… zaraz to naprawię…- Amara podeszła do blondyna i przyłożyła swoją rękę do kończyny Ray'a. Chłopakowi zrobiło się cieplej. Lód roztopił się, ale ogień poparzył go w rękę.
-Ałaaaaa! Nie jesteś lepsza od Robert'a!- wrzasnął i zaczął niemal podskakiwać z bólu.
-Uspokój się trochę, co! Staramy się tobie pomóc!- zdenerwowała się Magma i odwróciła się tyłem do reszty grupy, jakby była obrażona.
-No widzisz, coś najlepszego narobił?- niewytrzymała Natalie.
Drużyna młodszych zaczęła porządną sprzeczkę. Jessi stała z tyłu i patrzyła na to wszystko ze zdziwieniem. Poczuła zmianę w swoich oczach. Teraz były jak u jakiejś jaszczurki.
-Kolejne kłopoty!- krzyknęła o rozdzieliła X-młodych i popatrzyła na nich wymownie.
Tamci zrozumieli. Rozejrzeli się wokoło.
Nagle z góry spadła niemal na ich głowy Kitty.
-Co tu robisz! Przecież jesteś z tamtymi!- nie rozumiał Sunspot i wskazał palcem w stronę, z której wyruszyli.
Dziewczyna jakby nie słuchała. Skoczyła na Natalie i zaczęła z nią bitkę.
Po chwili Pizarro skoczyła na drzewo, odbiła się od niego i starała się wylądować na Shadowcat. Tamta jednak przewidziała ruch przeciwniczki więc spokojnie użyła swoich zdolności. Czyli Skykitty przeleciała przez koleżankę z Instytutu. Kitty podbiegła do kobiety-kot i kopnęła ją dotkliwie. Odwróciła się do reszty mutantów i zaczęła za nimi ganiać.
-Co tu jest grane?- zdziwiła się Jessi. Wyjęła kilka igieł i strzeliła.

-Co się dzieje!- wrzasnął Cyklop i strzelił promieniami optycznymi w swojego sobowtóra. Nie wiadomo skąd on się wziął. Powalił go laser Scott'a. Zaraz potem wstał i zaczął strzelać jak wariat do każdego po kolei.
-Hej, już wróciłam, czy coś mnie…- zaczęła Kitty i oberwała promieniem. Upadła z hukiem na ziemię. Po chwili wstała i masowała sobie głowę i tylną część ciała.- Scott! Odbiło ci!
Popatrzyła przed siebie. Wybałuszyła oczy widząc całą sytuację.
-Ekhm... Scott... I Scott!- wskazała palcem na obu chłopaków.
Pokręciła trochę głową i popatrzyła jeszcze raz. Stała przed nią Betsy. Kobieta patrzyła na Shadowcat złowrogim wzrokiem. Wyciągnęła swoje psychoostrza i uśmiechnęła się złośliwie.
-Eeeee... dzień dobry?- uśmiechnęła się głupio dziewczyna i natychmiast odskoczyła, kiedy Psylocke zaatakowała ją.
Kitty już sama nie wiedziała co robi. Na nią te ostrza nie działały, a odskakuje jak ta głupia.
Dziewczyna wstała i odwróciła się do swojego trenera.
Słychać było dziki wrzask z zewnątrz. Zignorowano go. Teraz X-men mieli ważniejsze sprawy na głowie.
-Chodź tutaj! JUHUUUU! Tu jestem!- krzyknęła Kitty i zaczęła skakać przed purpurowo włosą.
Betsy była wyraźnie zdenerwowana. Rzuciła się na brunetkę z okrzykiem bojowym. Jednak kilka centymetrów przed Katherine padła na ziemię nieprzytomna. Potem rozpadła się na atomy, które wyglądały jak złoty pył.
-Ej...- zdziwiła się dziewczyna i przykucnęła przy miejscu, gdzie przed chwilą była Psylocke.
Cyklop zmarszczył brwi. Dokładnie to samo stało się z drugim Scott'em.
-Wyparowali…- powiedział ze zdumieniem Spyke.
-Coś jest z Alex…- mruknęła Jean wyczuwając mniej więcej uczucia swojej przyjaciółki.

Kolejne kucharzenie. Alex wyjęła bardzo dużo przypraw i żywności. Musiała zrobić wygłodzonej gromadce śniadanie. Pamiętała, jak zazwyczaj i w domu musiała robić śniadanie, dla niej i dla matki.
Wspomniała Mystique. Czemu ona tak nagle znikła! Czemu zostawiła swoją córkę! Czy nie mogła wcześniej niczego powiedzieć!
Pokroiła chleb i kilka innych rzeczy, które nadają się na kanapki. Ciągle zadawała sobie retoryczne pytania związane z jej matką. Wiedziała, że ona nie odpowie sobie samej na nie.
Poczuła lekkie mrowienie przechodzące z ramienia do czubka palca.
Oprzytomniała.
-O-nie…- szepnęła z przerażeniem i rzuciło ją na sąsiednią ścianę.
Z palca wskazującego wyleciał złoty pył i uformował się w postać Alex. Ta natychmiast zmieniła się w Kitty i przeszła przez podłogę prawdopodobnie prosto do sali walk.
-No to teraz muszę drania złapać…- mruknęła dziewczyna. Wstała powoli. Poczuła kolejne mrowienie.
Wybałuszyła oczy patrząc na swoją rękę. „Coo! Jak to możliwe!" krzyknęła w myślach. Mrowienie rozpoczęło się i w drugiej ręce. Dodatkowo nie zakończyło się na jednym palcu, ale przeszło do wszystkich. Wyleciały tumany pyłu i uformowały się w dziesięć kolejnych postaci. Poczynając na Risty i kończąc na Juggernot'ie.
Przez głowę dziewczyny zaczęły przepływać wszystkie myśli i wspomnienia tych osób, które teraz „stworzyła". Kolejne mrowienie, następny rzut tym razem o piekarnik i kolejne efekty multiplikacji.
Nie dość, że w kuchni był tłum, to jeszcze te klony wychodziły i paradowały po całym Instytucie.
Alex głowa już bolała od tego wszystkiego. Zwijała się na podłodze.
-Dłu…dłużej nie wyt…rzymam…- wycedziła przez zęby. Bolesne łzy poleciały jej z oczu i kropelki potu pojawiły się na twarzy.
Najpierw wrzasnęła niemal na całe gardło.
Wszystkie klony stały się od razu agresywniejsze, jak były przedtem.
Alex starała się wstać, pomagając sobie uchwytem od piekarnika. Jednak po sekundzie straciła przytomność i wylądowała na ziemi.
Jej stwory natychmiast poszły za przykładem właścicielki. Padły na ziemię. Potem zmieniły się w pył i popłynęły w stronę Darkholme.
Minutę później do kuchni wbiegła połowa X-men'ów. Niektórzy byli wściekli na to, jak ich urządziła ta dziewczyna, inni okazali bezinteresowną pomoc i zanieśli mutantkę do szpitalika.
-Po raz który ona tam będzie…?- jęknął Berzerker.
-Chyba pięćdziesiąty…- dodał Iceman.
Zaraz potem przybiegli Gambit i Morph, czyli ci, którzy nie ćwiczyli z powodu nauki.
-Co jest grane!- krzyknął Remy widząc zbiorowisko i nieprzytomną (jak zwykle) Alex.
-Przed chwilą zaatakował nas Juggernot- dodał Moprh zmieniając się w wymienioną postać.
-To wszystko wina Alex! Ona to zrobiła!- wrzasnął Multiple wymachując wściekle rękoma.
-Właśnie! Przez nią jutro powtarzamy te treningi!- dodał z irytacją Sunspot.
-Chciałeś powiedzieć: dzisiaj wieczorem.- dało się słyszeć zza pleców.
X-meni odwrócili się i zauważyli tam Logan'a.
-No to fajnie…- mruknęła Jessi i poszła do pokoju.
-A ty gdzie?- syknął Wolverine i spojrzał groźnie na podopieczną.
-Przygotować się do szkoły, a co!- odpowiedziała wściekle.
Reszta X-men'ów zamilkła. Wiadome było, że nie można do Logan'a odzywać się takim tonem, jak zrobiła to właśnie Jessi.
-Natalie za ciebie to zrobi. A ty dokończ przygotowywania do śniadania- zaczął adamantowy człowiek. Dziewczyna już chciała zgłosić sprzeciw, kiedy mężczyzna dodał bardzo ostrym tonem.- Teraz.
Tamta nawet nie sprzeciwiła się. Bała się, że skończy się to inaczej jeszcze gorszą karą.
Logan odwrócił się do reszty.
-A wy…marsz do pokoi przygotować się do szkoły!- wskazał palcem na korytarz, gdzie znajdowały się pokoje dzieciaków.
Wszystkie przeszły obok trenera w głuchej ciszy.
Wolverine zadowolony poszedł do swojego pokoju, zamknął się i nie wychodził aż do śniadania.