Zanieśli Alex do szpitalika i sprawdzili jej ogólny stan.
-Co jej jest?- zapytał zmartwiony Gambit patrząc na profesora.
-Nieprzytomna. Niedługo się obudzi- załagodził sytuację Charles. Dotknął głowy dziewczyny i zaczął „skanować" jej mózg.- Ale zdarzyło się coś… dziwnego…- dodał tajemniczym głosem i zmarszczył lekko brwi.- W jednej chwili jej wspomnienia zmieniały się raz na Scott'a, raz Juggernot'a… nie panowała zupełnie nad sobą i zmultiplikowanymi mutantami…
W głowie Xavier'a mignęło wspomnienie dziewczyny.
-No to teraz muszę drania złapać…- wstała i zaczęła iść. Zaraz potem zmieniło się to w coś innego.
-O nie…- przerażony głos dziewczyny. Znowu zmiana. Przeszło w dziki wrzask.
Profesor natychmiast przestał sondować umysł nieprzytomnej dziewczyny. Odsunął się na pewną odległość.
-Profesorze! Co się stało!- Remy szybko podszedł do Xavier'a.
-Nie wiem… nie potrafię tego powiedzieć- mężczyzna podniósł głowę i wycofał się z pomieszczenia.- Jak będę wiedzieć, to powiem…

-ŚNIADANIEEEEEEEE!- wydarła się na całe gardło Jessi. Cała była ubabrana w maśle i tym podobnych rzeczach.
„Nie sądziłam, że głupie kanapki są tak trudne do zrobienia…" pomyślała i zdjęła z siebie fartuch „I love cook". Wrzuciła go do kosza na pranie i sama zasiadła przy stole.
-Smacznego- dodała i otworzyła pierwszą pokrywę z jedzeniem.
-Mmmmmmm… wygląda apetycznie…- Kurt zatarł ręce i już chciał rzucić się na kanapki, kiedy oberwał w rękę od Jessi.
-Stop! Najpierw modlitwa…- spojrzała na niego wymownie.
-Ej! Ja nie jestem waszego wyznania!- krzyknęła z oburzeniem Alice.
-Ten, właśnie!- dodała swoje Kitty.
-No to wy nic nie mówcie…- mruknęła Jessi. Złożyła ręce jak do modlitwy. Wzięła głęboki oddech.- Amen- i sama wyciągnęła już ręce po pierwszą porcję.
Nikt nie mógł zrozumieć zachowania tej dziewczyny. Ale poszli za jej przykładem. Wszyscy zajadali się kanapkami.
-Trochę przesolone… ale zjadliwe…- stwierdził Bobby i wchłonął kolejny kawałek chleba z jakimiś dodatkami.
-Ja jestem taki głodny, że mnie już nie interesuje smak…- Berzerker wsunął kolejną porcję i już otwierał trzecią pokrywę.
-Wiecie co? Alex to ma dziwny zwyczaj. Niemal zawsze jest nieprzytomna i leży w tym cho…głupim szpitaliku…- zmienił swoje przekleństwo Canonnball, kiedy napotkał wzrok Elizabeth.
-No w sumie masz rację…- potwierdziła Amara i przypaliła sobie kawałek chleba na grzankę.
-I dodatkowo nas wykorzystuje…- mruknęła Jubilee i nalała sobie kolejną porcję aromatycznego napoju, jakim była herbata.
Jean, Rogue, Gambit oraz kilku innych starszych X-men'ów, którzy przyjaźnili się z Darkholme spojrzeli na młodszych rekrutów groźnie i spode łba.
-A…ale w sumie to nam nie przeszkadza…e he he he…- dodał głupio Iceman i wrócił do konsumowania śniadania.

Minęła około godzina, kiedy się obudziła. Usiadła na łóżku bardzo powoli i trzymała się ciągle za głowę.
Te wspomnienia…
Olśniło ją. „Jean i Scott bujają się w sobie ze wzajemnością i o tym sobie nie mówią!" krzyknęła w myślach i zaraz tego pożałowała. Strasznie ją bolało. Każdy ruch to był wysiłek. Ale ból ustępował.
„Pewnie migrena…" mruknęła do siebie i zeszła z łóżka.
-Widzę, że już się obudziłaś- słychać było kojący głos profesora Xavier'a.
-No na to wygląda…- mruknęła Alex i przetarła oczy, aby widzieć wyraźniej.
-Jak się czujesz?- zapytał inwalida i ruszył za dziewczyną, kiedy ta zaczęła iść.
-Dobrze. To była tylko… chwilowa niedyspozycja…- dodała niezbyt pewnym tonem blondynka i skręciła w któryś z korytarzy.
-Przejrzałem twoje wspomnienia w związku z tą twoją „niedyspozycją"…- zaczął Charles. Zatrzymał się w miejscu i złożył w swój „klasyczny" sposób ręce, czyli łokcie oparł o oparcia krzesła inwalidzkiego. Opuszki palców dotykały siebie.- Nie wyglądają na tylko „niedyspozycję"- dodał.
Alex zatrzymała się w miejscu. Dopiero teraz do niej dotarło co zrobił profesor. A jeżeli zobaczył coś jeszcze innego? A jeśli wyczytał jej wszystkie uczucia?
-Dlaczego? Dlaczego pan to zrobił? Czy nie zasługuję na odrobinę prywatności?- wycedziła dziewczyna. Nie podobało jej się, że on mógł robić co chce z nią.
Mężczyzna nie odpowiedział.
Alex poszła dalej przed siebie. Weszła do windy, stuknęła wściekle w klawisz. Drzwi zamknęły się zostawiając na dolnym poziomie profesora.
-Drań…ja mu kiedyś się odwdzięczę…- mruczała pod nosem.
Wjechała na odpowiedni poziom i wyszła z windy.
W Instytucie świeciło pustkami. Dziewczyna z początku zdziwiła się.
Jej złość odpłynęła wraz z wiatrem, jaki w środku nagle zawiał. Rozejrzała się.
Okno. Było otwarte. Na zewnątrz widać było czarne chmury.
„Jeżeli chcesz być w szkole jeszcze przed deszczem to radzę ci się pospieszyć…" usłyszała w swoim umyśle.
No jasne… Xavier…- syknęła w myślach, ale zaraz potem skarciła siebie. On siedział teraz w jej głowie.
„Sporo masz po swojej matce…" kolejna wypowiedź profesora.
Alex wywróciła oczami i poszła do pokoju po plecak.
Tego dnia multiplikowała się chyba z trzydzieści razy i jeszcze ma iść do tej zatęchłej budy!
„Właśnie tak" potwierdził Charles.
-Może pan przestać!- krzyknęła do powietrza dziewczyna.
Nie usłyszała odpowiedzi.
-Nareszcie…- mruknęła. Wzięła plecak na plecy i popędziła do szkoły.

Wbiegła do budynku cała mokra. Jednak nie zdążyła przed burzą. Musiała dodatkowo biec, bo na autobus się spóźniła, a nikt już nie jechał do szkoły.
Zadzwonił dzwonek.
-No super!- krzyknęła z irytacją w głosie. Poszła do swojej szafki i wrzuciła tam swój mokry do suchej nitki plecak. Zdjęła także bluzę i wsadziła do szafki.
-Alex! Hej, fajnie że jesteś!- usłyszała za sobą czyjś krzyk. Odwróciła się. Była to Risty.
-Cześć…- uśmiechnęła się blado i trzasnęła drzwiami od szafki.
-Rety… co się stało?- zdziwiła się zachowaniem koleżanki ciemnowłosa.
-Ach, nic. Tylko mnie zdenerwowano…- dodała Alex i przekręciła szyfrantem, żeby trudniej było komuś złamać kod do jej szafki.
-A jak?- Risty nie dawała spokoju.
Blond włosa zmieszała się trochę i powoli zaczęła iść długim korytarzem pod jakąś salę.
-A… nieważne…- machnęła ręką Darkholme chlapiąc przy okazji jakiegoś chłopaka.
Zauważyła przed sobą grupę X-men'ów.
-O, Alex- ucieszył się wyraźnie Kurt. Podszedł do swojej siostry.- Myślałem, że ciągle leżysz w…- zauważył obok dziewczyny Risty.- …łóżku- uśmiechnął się głupio.
-Gdzie tam… szybko się obudziłam i profesor kazał mi iść do szkoły…- westchnęła jasnowłosa i kontynuowała swoje chodzenie po korytarzu.- Poza tym zanudziłabym się w Instytucie na śmierć…- dodała. Skręcili w kolejny korytarz.
I omal nie wpadli na Jean Grey, która ucięła sobie pogawędkę z Kitty i Amarą.
-Hej! Uważaj…o! Alex! A co ty tu robisz?- zdziwiła się Amara. W jej głosie słychać było nutkę złości.
-Fajnie mnie witasz…- mruknęła Darkholme.
-A o mnie zapominacie?- słychać było głos Risty dochodzący z jednej ze stron Alex.
-Och, no tak. Siema Risty- uśmiechnęła się szeroko Magma i podała dłoń swojej koleżance.
-Teraz lepiej- odwzajemniła uśmiech purpurowo włosa.- Hej, a może wybrałybyśmy się do tej nowej lodziarni po lekcjach?- wyskoczyła z tym znakomitym pomysłem.
-Mm… nie mogę… mam jutro klasówkę z algebry…- pokręciła przecząco głową Kitty.
-A ja z chemii…- westchnęła ciężko Amara.
-Dobra. To wybierzemy się w trójkę- klasnęła dłońmi Jean i w tym momencie zadzwonił dzwonek informujący rozpoczęcie się kolejnych lekcji.
Wszyscy rozeszli się do klas.

Postukiwała długopisem i ławkę.
„Niech no szybciej się kończy…" myślała i z niecierpliwością czekała na dzwonek, ratujący ją nie tylko przed kolejnym odpytywaniem, ale i jeszcze od samej szkoły.
W końcu melodia zabrzmiała na korytarzu. Radosne okrzyki tłumiły siebie nawzajem.
Wolność! Całe tumany młodzieży wylewały się z frontowych drzwi szkolnych.
Poniedziałek zawsze był tym najgorszym dniem szkoły. Zaraz po odpoczynku ponowna nauka.
Alex wyszła zadowolona z lekcji chemii. Ominęło ją to, co miało być nieuniknione.
Zaczekała na Risty i Jean pod złamanym drzewem.
Poranna burza spowodowała pęknięcie kilku gałęzi i opadnięcie ich na ziemię.
Blond włosa zauważyła swoje kompanki wychodzące ze szkoły. Pomachała do nich. Tamte dostrzegły ją i podeszły do koleżanki.
-A kto ma kasę?- zapytała Risty i popatrzyła na rudą i blondynkę.
-Ja coś mam…- zaczęła Jean.
-Ja niby też. Fundniemy ci- Alex wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
Następnie ruszyły. Żeby było im krócej szły przez park.
-Hej, a co się dzieje z Rudą? Coś ma dziwny humor…- zaczęła pogawędkę Risty.
-Dojrzewanie…- zażartowała sobie Jean i reszta dziewczyn wybuchła śmiechem. W szkole nie mogły mieć takiego humoru, więc teraz się chciały wybawić.
-Aha, tak w ogóle, to chciałabym ci potem powiedzieć coś na osobności- Alex spojrzała na sublokatorkę. Chciała jej przekazać nowinę w związku ze Scott'em.
-A ja przy tym nie mogę być?- zdziwiła się trochę Risty.
-No…nie za bardzo…- stwierdziła ciszej blond włosa.
Nagle zaczął przeszywać ją ból głowy. Powoli doszła do zatrzymania się w miejscu. Zamknęła oczy i starała się nie jęczeć, ani nic takiego. Złapała się ręką za głowę.
-Alex… co ci jest?- zapytała zmartwiona Risty.
Blond włosa otworzyła trochę oczy, ale natychmiast po tym zamknęła je z powrotem czując nawrót bólu.
-N…nic… zaraz przejdzie… to pewnie migrena…- mruknęła Darkholme.
-Migrena? I poszłaś do szkoły w takim stanie?- nie rozumiała Risty.- Wiesz… może nie jedz tych lodów…
-Nie… już przeszło- Alex podniosła głowę i opuściła rękę. Uśmiechnęła się na znak tego, że wszystko jest w porządku.
Zaraz potem mina jej zrzedła.
Dziewczyny zdziwiły się nagłą zmianą nastroju koleżanki.
Zza nich zawiał nagły wiatr i słychać było dość spory hałas.
-Od kiedy helikoptery latają tak nisko!- krzyknęła blondynka.
Jej kompanki natychmiast odwróciły się.
Zza drzew „parkowych" wyleciał dość spory, czarny helikopter. Wyglądał na bardzo nowoczesny i był silnie uzbrojony. Znad przeciwka wyleciał kolejny taki helikopter.
-Co to ma znaczyć!- Risty starała się przekrzyczeć huk śmigieł.
W jednej maszynie otworzyły się boczne drzwi i wyskoczyło kilku uzbrojonych komandosów. W drugiej była taka sama sytuacja, tylko odbyła się kilka sekund później.
Mężczyźni okrążyli trzy dziewczyny i wymierzyli w nie swoją bronią. Kilku miało w rękach zrobione z jakiegoś metalu pręty, zwinięte w koło. Na jednej ze ścian tego „obwodu" było kilka guzików i jakaś płaska lampa.
-Nie ruszać się!- krzyknął któryś.
Dziewczyny stanęły do siebie plecami.
-Co robimy? Co my teraz zrobimy!- rozpaczała Risty widząc te wszystkie bronie.
-Jean… myślisz, że pomogą tu nasze zdolności?- zapytała Alex. Jednak nie czekała dłużej tylko od razu zaatakowała z kopa pierwszego z brzegu mężczyznę.
-Uważajcie! Ta jest niebezpieczna!- wrzasnął dowódca tych grup.
Darkholme zignorowała jego uwagę. Poczęła ataki na każdego żołnierza. Któryś strzelił.
Trafiło to prosto w brzuch dziewczyny. Alex jęknęła z bólu i padła na ziemię starając się powstrzymać krwotok bez użycia mocy.
Risty rozszerzyła oczy. Zaraz potem ostro zmarszczyła brwi i z okrzykiem bojowym zaatakowała gromadkę żołnierzy.
-Macie nie tykać mojej córki!- słychać było wrzask Mystique.
Teraz Jean wybałuszyła oczy. Risty miała identyczny głos co mistyczka. I te same ruchy. Grey otrząsała się z tych myśli. Teraz miała coś ważniejszego na głowie.
Wyciągnęła rękę, a żeby zaatakować poprzez telekinezę. Ktoś z tyłu podszedł pod nią i szybko włożył metalowy pręt na szyję rudej dziewczyny.
Ta poczuła nagłą pustkę. Jakby straciła zupełny kontakt z każdym człowiekiem. Starała się także użyć telekinezy. Nic.
-Nie!- krzyknęła. Obróciła się na pięcie i uderzyła z pięści prosto w twarz żołnierza.
Musiała sobie teraz radzić bez mocy. Rozejrzała się wokoło w poszukiwaniu jej przyjaciółki.
Dostrzegła ją.
-Alex!- krzyknęła i chciała już tam biec, kiedy jeden z mężczyzn złapał ją za ręce i zaciągnął je do tyłu. Jean była unieruchomiona.
Wokół Darkholme zrobił się pierścień żołnierzy.
-To ta?- zaczął któryś.
Dziewczyna słyszała głosy jak przez mgłę.
Natychmiast się skupiła i starała się zmienić kształt na Logan'a. Nie przeżyje. Musi więc się uleczyć.
Przemieniła się. Rana zaczęła się goić.
-Tak! To ona! Szybko!- wrzasnął dowódca.
Kiedy wszystko zagoiło się, ktoś strzelił z zupełnie innego pistoletu. Nie wydał żadnego dźwięku. Ale Alex poczuła, że coś wbija się w jej ramię. Zaczęło się jej robić śpiąco.
-Nie…nie…- nie mogła niczego już powiedzieć. Zasnęła.
Mystique dzielnie walczyła z wszystkimi mężczyznami. Ale w końcu i ona została złapana w podobny sposób jak Jean.
-Co z nimi robimy szefie?- zapytał żołnierz trzymający Jean.
Dowódca popatrzył na twarze Risty i Grey.
-Nie ma ich w katalogu. Wyrzuć je- powiedział ostro mężczyzna.- I zdejmij z tej obrożę. Ona jest normalnym człowiekiem- wskazał na rudowłosą.
Dziewczyny starały się wyrwać z chwytów żołnierzy.
Tamci rzucili nimi o ziemię, wyjęli jakieś małe pistoleciki i strzelili do nich nim tamte zdołały cokolwiek zrobić. Potem poczuły się senne i zasnęły.