Gambit siedział w pokoju i odbijał kauczukową piłeczkę i sąsiednią ścianę. Sam siedział na swoim łóżku przebrane w swoje codzienne ubranie.
Dlaczego? Dlaczego ona? Czemu nie ktoś inny? Ona była uosobieniem spokoju. Z nią można było pogadać o wszystkim. I pomagała w odnajdywaniu zaginionych notesów…
Rzucił mocniej piłeczkę przed siebie. Ta odbiła się szybciej i z większą siłą. Przeleciała nad głową Gambit'a, odbiła się od kolejnej ściany i wyleciała w końcu za okno.
-Ej! Co za kretyn tym strzela z okna!- słychać było głos Sunspot'a dochodzący z zewnątrz.
Oparł się mocniej o ścianę i rozmyślał dalej.
Ale się porobiło…omal się nie zdradziłem…- myślał z niemałą ulgą.
Ktoś zapukał do jego pokoju.
-Kto?- zapytał ostro. Wszyscy już wiedzieli o jego fatalnym humorze, więc nie zbierało mu się nawet na grzeczności.
-Trochę więcej szacunku…- usłyszał stłumiony głos profesora.
-Proszę…- mruknął. Wstał z miejsca i otworzył drzwi. Zaprosił gestem do środka.
-Trochę przybity jesteś- stwierdził po krótkich oględzinach Xavier.
Gambit wywrócił oczami i przymknął drzwi.
Nie lubił, kiedy profesor coś stwierdzał u kogoś i miał rację.
-Najwyraźniej…- mruknął chłopak i usiadł z powrotem na łóżku.- Co z Alex?- zmienił temat.
-Właśnie po to tu przyjechałem…- ściszył głos mężczyzna.
Gambit podniósł głowę wolno i popatrzył na profesora z przerażeniem.
Nie chciał usłyszeć, że zginęła albo coś. Nie chciał. Ona nie mogła.
Oddech przyspieszył mu się.
-Wiem, dlaczego siedzi w śpiączce… i potrzebuje małej pomocy- zaczął Xavier.
-Wie pan? To czemu pan sam jej nie pomoże! Przecież pan potrafi!- ryknął chłopak, ale po chwili opanował się. Znowuż usiadł na łóżku.
Nastała chwila ciszy. Charles starał się wyszukać odpowiednich słów.
-Zależy ci na niej?- popatrzył na podopiecznego. Znowu cisza.-Nawet pan nie wie, jak bardzo…- odpowiedział półszeptem Gambit. Uspokoił się wyraźnie.
-Ona potrzebuje ciebie. Ciebie i Kurta i Mystique- kontynuował profesor.
Remy znowuż podniósł powoli głowę. Patrzył na mężczyznę zmęczonym, ale równocześnie zrozpaczonym wzrokiem.
-Ona ewoluuje, Gambit. Ale nie wiadomo, czy przeżyje…- pochylił głowę Xavier i zaczął się powoli cofać.
-Jak to?- zapytał ostro chłopak i wstał z miejsca.
-Pamiętasz, jak odkryliśmy, że poprzez eksperymenty genetyczne, zyskała dodatkowe moce?- starał się obudzić pamięć u podopiecznego.
-T…tak- zająknął się Remy.
-Podczas ewolucji okaże się, czy ciało je przyjmie, czy odrzuci. A wiesz co znaczy, utrata części nici DNA- dodał mężczyzna i wyjechał z pokoju w absolutnej ciszy.
Gambit stał w pokoju z przerażeniem.
Jego przyjaciółka…
-Śmierć…- odpowiedział cicho na pytanie profesora.

Nikt więcej nie wiedział o sytuacji Alex. Także w Instytucie było dość gwarno.
Rogue doszła do uczniów po kilku godzinach.
-Hej! Lepiej się czujesz?- zagadał Kurt, wcinając kolejną słodką bułeczkę.
-Taa… zdecydowanie- uśmiechnęła się blado dziewczyna i sięgnęła do szafki z jedzeniem.- I zgłodniałam- dodała.
-Ale przecież, ten, źle się czułaś?- stwierdziła Kitty.
-Z innego powodu- powiedziała Ruda. Wyrwała całe drzwiczki od szafy.
-Ona była zacięta…- zafascynował się Wagner. Zeskoczył z żyrandolu na ziemię i patrzył z podziwem na Rogue.- Jak…
-…to zrobiłam? Nie wiem…- odpowiedziała zdziwiona nowym zjawiskiem rudowłosa.
Wyrzuciła za siebie drewniany kawałek blatu i wyjęła z otwartej już szafki jakieś chrupki.
-Wiesz co? Powinnaś pójść do profesora…- stwierdził Kurt i podszedł do Shadowcat.- Kitty, chodź, musimy załatwić pewną sprawę…- złapał dziewczynę za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
Rogue oparła się o blat stołu i zajadała dalej chrupki.
Może Kurt ma rację… coś dziwnego się dzieje… wyrwałam szafkę, a w tym laboratorium niemal wszystkie pasy bezpieczeństwa zdołałam zerwać. Nigdy czegoś takiego nie potrafiłam…- rozmyślała dziewczyna. Miała wbity wzrok w przeciwległą ścianę. Chciała zjeść kolejnego chrupka, ale stwierdziła po chwili, że już się skończyły. Dla pewności przewróciła do góry nogami opakowanie.
Kiedy to zrobiła, przeraziła się. Spojrzała na podłogę i stwierdziła, że… jest jakiś metr nad ziemią!
-PROFESORZEEEEE!- krzyknęła na całe gardło.

-Ten, Kurt, o co ci chodzi?- zdenerwowała się trochę dziewczyna.
Wagner zaprowadził ją do swojego pokoju. Weszli do środka.
Elf podszedł do swojej szafki, otworzył ją i spod szuflady wyjął dwie obroże i kluczyk, które Kitty podczas walki odebrała żołnierzom.
-Kurt…?- Shadowcat patrzyła na urządzenia z przerażeniem.- Co ty masz zamiar zrobić?
-Potrzebuję twojej pomocy- zaczął chłopak i podał dziewczynie jedną z obróż.
Kitty odebrała niepewnie maszynę i przyglądała się jej równocześnie.
-W…w czym?- zająknęła się.
Obawiała się bowiem, że chłopak ma zamiar założyć to na szyję Brotherhood, co nie należało do łatwych zadań.
-Założysz to Jean, a ja to Scott'owi, a potem zamkniemy ich w Danger Room- uśmiechnął się szeroko Kurt pokazując swoje kły.
Shadowcat odetchnęła z ulgą. Więc nie chodziło o Bractwo…ale…zaraz…- myślała.- Z Jean będzie jeszcze trudniej!
-Kurt… co ci odbiło? To niemal niemożliwe…- wymamrotała. Wyciągnęła rękę, aby zwrócić maszynę, kiedy chłopak jeszcze dodał.
-Zrobimy to w nocy. To znaczy… ty przenikniesz przez ścianę i szybko założysz to Jean. Dla ciebie to banalne. Potem przeteleportuję Scott'a i mu założysz, a na koniec…wielki finał… zamykamy ich w Danger Room i nie wypuszczamy pod jednym warunkiem- wyciągnął palec wskazujący do góry.- Muszą absolutnie wszystko sobie powiedzieć.
Dziewczyna patrzyła na Wagner'a z podziwem.
-Że też o tym nie pomyślałam…- uśmiechnęła się do siebie.- Okay, wchodzę w to- wyciągnęła wolną rękę przed siebie.
Nightcrowler przybił jej piątkę.

Do kuchni natychmiast przybiegł Logan i zauważył wiszącą w powietrzu Rogue, która patrzyła na podłogę w sposób, którego nie da się opisać.
-Co ty tam robisz?- zapytał zdecydowanie głupie pytanie Wolverine.
-Podziwiam widoki…pomożesz mi zejść?- mówiła to z drżeniem w głosie.
Nigdy nic takiego jej się nie przytrafiało. Nigdy. Jak to możliwe, że teraz wisi sobie w powietrzu i nawet nie była świadoma tego, jak się unosi.
Do pomieszczenia przyjechał profesor i spojrzał na dziewczynę ze zdziwieniem.
W porę opanował się, aby nie powtórzyć pytania Logan'a.
-Logan… zaciągnij ją do szpitalika…- nakazał mężczyzna. Zawrócił swój wózek inwalidzki i pojechał w wymienione miejsce, aby przygotować odpowiednie narzędzia.
-No dobra, mała- zaczął Wolverine i podszedł do dziewczyny. Wziął jakąś szczotę po drodze i wyciągnął kijek do Rogue.- Złap się tego.
Ruda natychmiast wykonała co jej kazano i chwyciła za miotłę.
Logan pociągnął ją, jak balonik na druciku do szpitalika.
W drodze do tegoż pomieszczenia napotkali zdziwiony wzrok reszty studentów Xavier'a.
-To takie upokarzające…- mruknęła z przekąsem Rogue, aż w końcu dotarli do wyżej wymienionego pomieszczenia.
Profesor Xavier przygotował odpowiednią maszynę.
Popatrzył na wstępujące postacie.
Podjechał do nich i wyciągnął rękę do Rogue. Wziął jeden włos, który zawieruszył się na jej ubraniu i powrócił na swoje poprzednie miejsce.
Wsadził próbkę do pojemnika, znajdującego się tuż obok ekranu.
Wypisał kilka poleceń na komputerze. W metalowym sześcianie coś pisnęło i zaczęła się tam poruszać niebieskawa linia, która wydobywała z siebie błękitne światło.
-Trwa skanowanie- cyfrowy głos odezwał się.
-Skanowanie zakończone- znowu można było słyszeć.
-Ej, co jest grane?- zapytała Rogue i omal co nie puściła kijka od szczotki.
Profesor wcisnął kilka guzików i wydrukowało mu analizę próbki DNA rudowłosej dziewczyny.
Zastanowił się przez moment wysilając wzrok, aby dostrzec małe literki.
-Hmmm…- zaczął swoją krótką przemowę.
Ruda ledwo co się tam nie skręcała z nerwów. No bo kto normalny wisi sobie w powietrzu nie wiedząc o tym z początku! Moment… ona jest już wystarczająca paranormalna…
-Widocznie ich eksperymenty zadziałały zupełnie na odwrót jak planowano…- zaczął inwalida i odwrócił się do znudzonego trzymaniem kijka Logana i wściekłej Rogue.- Przyspieszyli u ciebie ewolucję, co teraz zresztą widać- popatrzył wymownie na wiszące w powietrzu nogi, które od dłuższego czasu rozpaczliwie szukały gruntu.
-Czyli nie taka sytuacja jak u Alex?- mruknął adamantowy człowiek i przeniósł szczotkę do drugiej ręki, gdyż pierwsza zmęczyła się już ciągłym trzymaniem młodej dziewczyny.
-Jaka sytuacja? Co się z nią dzieje?- spoważniała Ruda i pomyślała sobie, że chce stać się cięższa mimo lekkich wewnętrznych oporów. Efektem było poczucie gruntu pod nogami.
Przez chwilę nikt nie odpowiadał na jej pytanie.
-Co się z nią dzieje?- przesylabowała groźnie.

Scott i Jean siedzieli spokojnie w salonie i oglądali jakąś komedię lecącą na którymś z kolei kanale.
Na jednej z kanap siedziało kilku nowych studentów, którzy postanowili przyłączyć się do X-men po incydencie w laboratorium.
Jeden pokazywał drugiemu różne znaki w języku migowym.
Był średniego wzrostu brunetem o piwnych oczach. Należał on do przystojnych mężczyzn z Instytutu i nie tylko.
Naprzeciwko niego siedział wysoki chłopak z równie ciemnymi włosami jak „migowiec" oraz z ciemnymi brąz oczami. Wyglądał na wychudzonego.
-Dobra Gerard. Czyli ona cię w końcu rzuciła?- odezwał się chłopak siedzący naprzeciwko tego pierwszego.
-Bernard… ucisz się… staramy się coś oglądać…- mruknęła ciemnowłosa dziewczyna. Poprawiła swoje dwa krótkie kucyki, krótsze kosmyki zaczesała za ucho i dalej oglądała komedię.
Jean i Scott nie raczyli nawet spojrzeć na to, co się dzieje w około.
Ze ściany zaczęła wychodzić głowa Kitty. Znajdowała się tuż obok ciemnowłosej dziewczyny.
-Selda… mam prośbę…- zaczęła szeptać do ucha koleżanki.
Dziewczyna z każdym słowem coraz bardziej wyglądała na zadowoloną.
Shadowcat pokiwała lekko głową, po zakończeniu konwersacji i schowała się w sąsiednim pomieszczeniu.
Indyjka wstała powoli ze swojego prawowitego miejsca i powoli ruszyła w stronę drzwi.
Zacisnęła mocno ręce w pięści i po kilku sekundach trochę je rozluźniła.
Dziewczyna zatrzymała się prosto przed Jean i Scott'em, którzy siedzieli na kanapie tuż przed wyjściem.
-Selda… możesz się trochę…- zaczął Cyklop.
Ciemnowłosa wyciągnęła otwarte ręce przed siebie. Na nich widniał opalizujące kryształki, którymi dmuchnęła w twarz Summers'a i Grey.
Tamci natychmiast poczuli się senni, zamknęli oczy i słychać było ich głębokie i równomierne oddechy.
Przed ścianę przeszła Kitty i przybiła piątkę Seldzie.
-Dzięki…- uśmiechnęła się szeroko Pride i wyciągnęła przed siebie dwie obroże.
Bernard i Gerard widząc metaliczne okręgi spoważnieli.
-Kitty… powaliło cię? Co chcesz z tym zrobić?- zapytał chłopak- tłumacz. Jego brat przytaknął na znak, że chciał zadać dokładnie t samo pytanie.
-Ludzie, wy jesteście tu nowi, więc nic tutaj nie zakapujecie…- mruknęła brunetka i wykorzystując swoją moc nałożyła obręcze na szyje ofiar.
Wyglądają tak słodko…- uśmiechnęła się dziewczyna widząc, jak Jean i Scott śpią obok siebie.
-Kurt!- wrzasnęła na niemal całe gardło.
Nie przejmowała się tym, że dwóch śpiących mutantów się obudzi bo w sumie rzeczy było to niemożliwe. Zapewniała o to Selda, kiedy opowiadała o swoich zdolnościach Profesorowi.
W pomieszczeniu słychać było pufnięcie i wyczuć można było zapach siarki.
-Meine Freunde, nieźle ich załatwiłaś- zaczepił Kurt wisząc na żyrandolu i huśtając się lekko na nim. Szybko z niego zeskoczył i stanął tuż obok Kitty.
Podszedł do Scott'a i Jean, dotknął ich obiema rękoma i teleportował się.
-Gdzie ich zabrał?- zapytała z ciekawości Selda.
-Do sali walk. Stamtąd nie uciekną- wyszczerzyła zęby w uśmiechu Pride, poczym widać było, jak jej ciało niknie w podłodze.
Indyjka wzruszyła ramionami i wróciła na swoje miejsce. Dorwała pilota i przełączyła na MTV.
W salonie nastała nieprzyjemna cisza. Słychać było tylko wyładowywanie się Berzerkera na kolejnym drzewie, oraz ryk muzyki z telewizora.
-Co jest grane?- zniecierpliwił się Bernard.
Selda uśmiechnęła się pod nosem przerywając swój akompaniament do ulubionej piosenki.
-Bawią się w swatki- powiedziała nie spuszczając wzroku z ekranu telewizora.