Pierwsze, co poczuła, to że leży na czymś naprawdę zimnym. Coś także wisiało na jej szyi i z cicha pikało do siebie. Jej powieki ciężko się otworzyły. Czuła się śpiąco, ale umysł nie pozwalał jej już spać. Podniosła się lekko i podparła na łokciu. Ziewnęła z cicha i otworzyła szerzej oczy.
Sala walk.
Była zbyt oszołomiona, aby dotarło do niej, co się właściwie stało. Czuła się, jakby była pijana.
W głowie kręciło się jej mocno, ale mimo to wstała z małymi oporami. Nogi miała jak z waty.
Zażyłam coś, czy jak…- pomyślała. Jej umysł szybko doszedł do siebie i Jean przypomniała sobie całą sytuację przed jej zaśnięciem.
Usłyszała głośny ziew zza pleców.
Stanęła sztywno z mocno rozszerzonymi oczami.
Czyżby to było możliwe…?
Odwróciła się powoli nie odrywając stóp od podłoża.
Za nią leżał Scott Summers, oszołomiony w skutek mocy Sleeper. Trochę się podniósł i oparł się o dłoń. Drugą ręką złapał się za głowę i pokręcił nią lekko.
-Rety… co się dzieje…- mruknął chłopak. Brzmiało to właściwie trochę jak bełkot.
Jean Grey nie spuszczała wzroku z mutanta.
Sami, w sali walk! Jak to się stało!
Summers wyczuł brak swoich okularów. Zaczął szukać ich dookoła jak ślepiec. Nic pod jego ręce nie wpadło.
-O rany…- mruknął i usiadł po turecku.
Usłyszał głośny oddech.
-Ej… gdzie my jesteśmy?- zapytał nie otwierając oczu. Wiedział bowiem, jak to może się skończyć.
-W…sali walk…- wymamrotała Grey. W końcu rozluźniła się i zaczęła chodzić wokół pomieszczenia w poszukiwaniu okularów Scott'a.
Chłopaka trochę onieśmieliło. Zrozumiał, że są sami.
-Kto nas tak urządził?- dopytywał się udając, że nic się nie stało.
-Skąd mam wiedzieć?- wzruszyła ramionami dziewczyna i kontynuowała swoje poszukiwania.
W końcu spojrzała na Cyklopa ze współczuciem.
Teraz jest jak ślepy, bez tych okularów…- pomyślała. I zauważyła coś.
-Scott…- zaczęła niepewnie. Podeszła bliżej chłopaka i przyjrzała się „dekoracji" na szyi.- Otwórz oczy, proszę.
-Co! Przecież wiesz, jak to się skończy!- Summers natychmiast wstał z miejsca prawie trącając przy tym Grey.
-W razie czego osłonię się barierą!- powiedziała to, chociaż wiedziała, że w tej chwili jest to niemożliwe.
Cyklop uspokoił się trochę.
-Nie chcę ci zrobić krzywdy…- mruknął. Wsadził ręce do kieszeni i stanął w jednym miejscu.
-Scott… proszę… nic mi nie zrobisz…- Jean zbiła trochę z tropu odpowiedź chłopaka. A może i on coś do niej czuje?
Summers głęboko się zastanowił.
-Ech… no dobra… powiedz gdzie mam strzelać…- zrezygnowany i smutny ton zabrzmiał w jego głosie.
-Gdziekolwiek- odpowiedziała poważnie dziewczyna i przyglądała się twarzy kolegi.
Scott westchnął głęboko i otworzył oczy.
Nic się nie wydarzyło. Żadnej czerwonej, laserowej błyskawicy, charakterystycznego dźwięku… nic.
Tego się Jean spodziewała.
-Hej! Co się dzieje!- krzyknął zrozpaczony Scott. Po chwili jednak zdał sobie sprawę, że wcale nie czuje się smutno, z powodu utraty mocy. Wręcz ulżyło mu. Teraz będzie mógł zobaczyć świat, nie w odcieniach czerwieni, ale we wszystkich kolorach.
-Tak podejrzewałam. Zamontowali nam obroże, które zatrzymują działanie genu X- odpowiedziała Jean patrząc na uradowaną minę kolegi.
-Ja, Meine Freunde- usłyszeli z głośników.
-Kurt!- krzyknęli razem Scott i Jean. Zwrócili swój wzrok na wieżyczkę kontrolną.
-I znowu zgadliście- w tle słychać było śmiechy, należące do dwóch osób.
-Kitty, Kurt! Wypuście nas! Co to w ogóle ma znaczyć!- denerwował się Cyklop. Teraz wyraźnie widział wszystkie kolory sali walk. Poprzednim razem wydawała mu się trochę żywsza. A teraz jest tu ciemno i trochę ponuro.
-Mamy trochę, ten, dość waszego zachowania. Weźcie się w garść i pogadajcie ze sobą o uczuciach- odpowiedziała Pride i słychać było trzask.
Rozłączyli się. Odeszli. Teraz to już są naprawdę sami.
-Jakich uczuciach?- zapytała Scott'a trochę zdziwiona Jean.

Ruda szła ze spuszczoną głową po korytarzu. Jej twarz była wyraźnie zasmucona.
Nie dość, że mam jakieś nowe, porąbane mutacje, to jeszcze ta ewolucja Alex…- myślała i chadzała powoli, rozglądając się wokoło za Jean, lub Kitty. Grey chciała przekazać wiadomość o stanie jej przyjaciółki, a Kitty to w końcu sublokatorka i równocześnie kumpela…
Usłyszała ciche śmiechy, które zbliżały się w jej stronę. Z naprzeciwka wyszedł Kurt i Kitty wyraźnie czymś ubawieni.
Zauważyli przed sobą Rogue.
-Hej, Ruda!- uśmiechnęli się jeszcze szerzej i podeszli do dziewczyny.
Ich obecność wcale nie poprawiła nastroju dziewczyny. Nadal była przybita.
Alex, jej przyjaciółka, nie ta najlepsza, ale przyjaciółka, leżała teraz w szpitaliku walcząc ze swoją ewolucją. Walcząc o swoje życie.
-Co ci, ten, się stało?- zapytała Kitty widząc niezadowoloną i smutną minę koleżanki.
Rogue spojrzała na Kurta ze współczuciem. Nie mogła tego powstrzymać.
Kurt nie będzie miał siostry…- rozmyślała. Kolejny zimny dreszcz przeszedł przez nią.
-Ruda?- dopytywała się Pride.
Dziewczyna nie odpowiadała przez moment. Chciała im wszystko teraz powiedzieć, wyrzucić to z siebie, ale obiecała.
-Profesor o wszystkim powie na zebraniu- kiwnęła głową i przeszła obok Nightcrowler'a i Shadowcat. Minęła kilka drzwi, aż w końcu trafiła do swoich.
-A swoją drogą, gdzie jest Jean?- zapytała podnosząc lekko głowę, ale nadal patrząc na drzwi.
-A…są w sali walk i się tłumaczą między sobą- uśmiechnął się szeroko Kurt.
-Aha…- Rogue otworzyła drzwi i już chciała wejść, kiedy dotarło do niej, co przed chwilą powiedział Wagner.- Jak to: tłumaczą?- zapytała trochę groźnie.
-No… zmusiliśmy ich, aby wszystko sobie, ten, powiedzieli…- dodała nieśmiało Kitty i schowała swoje ręce za plecy. Bała się reakcji koleżanki.
-Aha. Okay- Rogue weszła do pokoju i zamknęła drzwi z małym trzaskiem.
-Myślisz, że jest wściekła?- Kurt spojrzał na koleżankę ze zmartwieniem.
-Raczej nie… od razu by teraz wszczęła, ten, aferę- wzruszyła lekko ramionami brunetka poczym zeszła po schodach do kuchni, żeby coś przegryźć.

-Wszyscy, proszę o zejście do salonu- słychać było na korytarzach głos profesora Xaviera.
-O rety… czego znowu chce…- mruknął Bobby chowając pod poduszką najnowszy numer komiksu „Flash".
Kilku innych uczniów tak samo zareagowało.
Był to wieczór, zaczynały się ciekawe filmy, rozmowy między ewentualnymi sublokatorami i nauka do klasówek, które miały być następnego dnia.
Mimo to uczniowie szybko zebrali się w dużym salonie, gdzie każdy nie miał problemu ze znalezieniem miejsca siedzącego.
Znaleźli się tam także Scott i Jean, którzy od wyjścia z Sali Walk są pierwszą parą w Instytucie.
-Mam dzisiaj dla was cztery wiadomości- zaczął jak zwykle poważnie profesor Xavier.
Co niektórzy powywracali oczami, inni lekko pojękiwali.
-Wszystkie dosyć krótkie, prócz jednej, tej ostatniej- Charles wyciągnął przed siebie palec wskazujący, poczym złożył ręce z powrotem w swój klasyczny sposób.
-Pierwsza to jest to, że witamy Morph'a w naszych szeregach. Nareszcie postanowił zostać tu na stałe- inwalida wskazał na chłopaka, który siedział na poduszce w rogu pokoju.
Wzrok wszystkich odwrócił się w jego stronę. Niektórzy zaczęli nawet klaskać.
Po kilku sekundach wszyscy znowuż patrzyli na profesora.
-Druga: gratuluję Kurtowi i Kitty za odwagę i za to, że wreszcie połączyliście tych dwoje- Xavier uśmiechnął się lekko i wskazał na Scott'a i Jean siedzących razem na kanapie.
W pomieszczeniu słychać było „No nareszcie" albo „Ile można było czekać" wydobywane z ust najróżniejszych osób.
-Trzecia: Rogue powróciła szybko do zdrowia, dodatkowo niespodziewanie ewoluowała- wskazał na swoją podopieczną.
Siedziała ona na fotelu wyraźnie spochmurniała, smutna.
-A co ona ma nowego?- palnął prosto z mostu Bobby.
-Umiejętność latania, oraz niezwykłą siłę- odpowiedział spokojnie profesor.
Po pomieszczeniu rozległy się przeraźliwe szepty.
-No to teraz musicie uważać, żeby mnie nie wkurzyć- uśmiechnęła się blado Rogue.
-Teraz czwarta i zarazem ostatnia wiadomość- Charles Xavier przybrał bardzo poważną minę i wbił na początku wzrok w podłogę. Potem popatrzył na swoich uczniów.
-Chodzi o Alex- zaczął swoją „przemowę".