Nie wszyscy przyjaźnili się z Alex Darkholme, córką Mystique. W Instytucie Xaviera z pewnością nie lubili jej młodsi rekruci. Starsi bardziej się z nią dogadywali. To właśnie oni wyszli trochę smutni z zebrania.
Reszta mutantów nic sobie z tego nie robiła. Wyszli tacy sami, jak weszli.
Rogue i Gambit nie byli zaskoczeni wiadomością o stanie Alex. Przecież byli przedtem o tym uprzedzeni.
-Pójdę do niej…- powiedziała cicho Jean i poszła w stronę windy, sprowadzającej na dół. Przeszła przez kilka korytarzy, aż doszła do szpitalika. Wzięła głęboki oddech i pchnęła metaliczne drzwi.
Pomieszczenie ogłupiająco białe.
Na środku sali szpitalne łóżko z leżącą na nim Alex. Nie była ona niczym przykryta. Po prostu na nim leżała. Ciągle miała na sobie ten srebrny strój. Rogue mówiła, że założyli jej to po to, aby utrzymać stałą temperaturę ciała.
Wokół ciała sublokatorki mnóstwo maszynerii podtrzymującej życie.
Jean podeszła bliżej przyjaciółki. Popatrzyła na jej bladą twarz. Wyglądała niemal jak nieboszczyk.
Jednak nadal żyła. Grey słyszała pikanie, kiedy tylko zabiło Alex serce. A biło wolno. Niebezpiecznie wolno.
Oddech Darkholme był płytki i równomierny.
Jean ukucnęła obok przyjaciółki.
-Alex… dlaczego się nie budzisz?- szepnęła.

Po Jean przyszedł Gambit. Rozmawiał z Darkholme, ale wiedział, że nie odpowie mu. Nie jest w tej chwili w stanie cokolwiek mówić.
Pocieszał ją, mówił o swoich odczuciach, co się dzieje w Instytucie. Traktował ją mniej więcej tak, jakby była przytomna. Ale nie dotykał jej. Bestia mówił, że to sprawia jej ogromny ból. Przyzwyczaiła się już do tego łóżka, ale kiedy na nim kładziono ją, serce niemal wyskoczyło z piersi.
Zaraz po wizycie Gambita przyszedł Kurt. Aż w końcu i Mystique, kiedy dowiedziała się o stanie swojej córki. Taka sytuacja trwała kilka dni, aż do czasu…

Beast sprawdzał kolejne odczyty maszyn podtrzymujących życie. Oczy mu się już kleiły. Strzegł życia Alex już prawie dwie doby, nie zmrużając oka.
Zapisał kolejne dane i przeszedł do monitora z „life-line".
Wypisał jakieś polecenie na klawiaturze i ponownie spojrzał na monitor.
Miał wykaz tętna z ostatnich kilkunastu godzin. Wyraźnie wzrastało.
Mutant uśmiechnął się do siebie.
-Kryzys zażegnany- mruknął i zamknął notes.
Usłyszał coraz szybsze bibczenie komputera.
Popatrzył z powrotem na monitor.
Tętno niebezpiecznie wzrastało.
-Jasny gwint- syknął po czym popatrzył na dziewczynę.
Oddychała ona bardzo szybko, płytko, równomiernie.
Serce waliło jej jak oszalałe.
Co się dzieje!- krzyknął w swoich myślach McCoy.
Nagle bibczenie ustało i słychać było przeciągły, jakby gwizd.
Beast rozszerzył oczy w przerażeniu.
Natychmiast rozpoczął ratowanie życia Darkholme.
Masaż serca, wpuszczenie powietrza do płuc, impuls elektryczny, masaż, powietrze, impuls. Nadal przeciągły gwizd. Żadnej reakcji.
Powtarza czynności.
Minęły cztery minuty. Bestia nadal nie rezygnował.
-Tak nie może być!- niemal krzyknął i dalej próbował ratować życie.
Dziesięć minut. Żaden efekt.
Henry powoli przestał robić masaż serca. Spuścił ręce w dół, a następnie nerwowo odłączył komputer.
Popatrzył na trupiobladą twarz Alex. Spuścił głowę ze smutkiem. Podszedł do najbliższego krzesła, opadł na nim i schował głowę w dłonie.
Pierwsza osoba, która mu umarła. Ma ją teraz na sumieniu. To nie tak miało być. Alex miała się obudzić i cieszyć się życiem. A ona zginęła. Nie przeżyła ewolucji. Jak to przekazać innym?

-Wszyscy uczniowie, proszę o zebranie się w salonie- słychać było znajomy głos profesora. Jak zwykle opanowany i pełny zaufania.
-Właśnie szłam na randkę!- zdenerwowała się Jubilee, ale w końcu przełamała się i poszła do tego znienawidzonego pomieszczenia, w którym ciągle odbywały się zebrania.
Rogue wyszła z książką od języka angielskiego. Od kiedy dowiedzieli się nauczyciele z telewizji, że Ruda jest mutantką i ma nadzwyczajne moce, kazali jej się uczyć ponadprogramowo. Chcieli poznać możliwości paranormalnych ludzi.
Ostatni uczeń wszedł do pomieszczenia i zamknął za sobą szczelnie drzwi. Na ostatnim zebraniu, które odbyło się dwa dni wcześniej, rozpoczęła się bójka pomiędzy Berzerkerem a Iceman'em. Wynik był oczywisty: salon zniszczony i część korytarza oblodzona i osmolona.
Wszyscy wychowawcy w Instytucie mieli bardzo poważne miny. I wszyscy siedzieli.
-Każdy znalazł sobie miejsce siedzące?- zapytał troskliwie Xavier.
Słychać było znudzone „tak" z większości ust.
-Czy Mystique przyszła?- Charles szepnął do Logana i zwrócił głowę w jego stronę.
-Tak, Chuck, jest za tobą…- odpowiedział adamantowy człowiek.
-Dobrze. Jak pewnie wiecie, mam dla was wiadomość. Dla niektórych, może być ona…- rozpoczął starannie ułożoną przemowę inwalida. Nie chciał zbyt gwałtownie powiedzieć tej informacji. Niektórzy mogliby bardzo źle na nią zareagować.
-Dobra, Xavier. Przymknij dziób- słychać było zza pleców Charles'a. Wyszła tam Mystique i podeszła do inwalidy od przodu. Popatrzyła mu prosto w oczy. Jej wzrok był jak świder. I jeszcze do tego przerażający.
-Wiadomo już, co jest z moją córką?- powiedziała to z niemałą złością. Nie lubiła, kiedy ktoś kręcił przed jej osobą. Potrafiła kogoś „przewiercić" na wylot.
Xavier spuścił wzrok.
-Skoro tak…- mruknął i podniósł z powrotem oczy mniej więcej na poziom pochylonej mistyczki.- Twoja córka… nie żyje- odpowiedział stanowczym tonem.
Przez Jean, Gambita, Kurta, Rogue i Mystique przeszła jakby szpilka, błyskawica. Coś mocno ukłuło im serca.
-Zmarła półtorej godziny temu…- dodał ciszej mężczyzna i wbił wzrok w podłogę.
Mystique powoli wyprostowała się. Jej usta lekko drgały.
-Nie Xavier…ty łżesz! KŁAMIESZ!- wrzasnęła.
-Niestety… to prawda…- profesor nie odwrócił wzroku od podłoża.
Mistyczka zacisnęła mocno ręce w pięści.
-NIE!- wrzasnęła poczym zmieniła się w kruka i wyleciała pędem przed najbliższe okno.
Jean mocno drgały usta. Z kącików oczu zaczęły wypływać łzy.
Znała Alex ponad rok. Wiedziała o niej wszystko. Sublokatorka tyle samo wiedziała o Jean. Najlepsze przyjaciółki. Takiej nie miała od dawien dawna. A teraz odeszła. I nie wróci już.
Jean wtuliła głowę w ramię Scott'a. Ten ją czule przytulił i nie odzywał się.
Kurt siedział w miejscu z przerażeniem. Jemu także łzy leciały ciurkiem. Nie wstydził się ich. To była jego siostra. Znał ją tyle samo, ile Jean. Dostawali te same liściki od matki. Chciał z nią nadrobić osiemnaście lat rozłąki. Nieświadomości istnienia tego drugiego.
Rogue powstrzymywała się od płaczu. Nie była wprawdzie z Alex aż tak zżyta jak Jean i reszta, ale mimo wszystko…
Gambit wyszedł ze wściekłością z pomieszczenia. Wszedł po schodach tupiąc strasznie głośno i doszedł do pokoju. Trzasnął drzwiami i tam popłynęły mu łzy.
Nie pożegnali się. Nie powiedział jej nic. Nic. Nie mógł. Ona była nieprzytomna. Nie mógł jej zupełnie pomóc. A tak chciał. Chciał aby żyła, aby zeszły się ich drogi. Ale tak się nie stało. I nie stanie się nigdy.
Rzucił się na swoje łóżko.
-Nie…nie…- jęczał sam do siebie.
Wszystkie chwile spędzone obok Alex upłynęły mu w umyśle jak ułamek sekundy.
Nawet ten notes, który specjalnie schował w bucie…
To był wstrząs dla całego Instytutu. Po raz pierwszy ktoś tu umarł. Zawsze wszyscy myśleli, że będą żyć i nikt nie zginie. A tymczasem…
Mimo to wszyscy rozsądnie się umyli i położyli do łóżek. Większość osób nie mogła zasnąć przez kilka godzin męcząc się myślą o tym, że kiedyś i on może tak skończyć. Po pierwszej w nocy wiele osób zasnęło, ale kilka ciągle zastanawiało się. Tak wyglądał, ten „sądny dzień" w Instytucie prof. Charles'a Xavier'a.

Mystique bez problemu dostała się do bazy, którą uważała za winną śmierci córki.
Przelatywała przez korytarze, nad głowami co niektórych strażników. W końcu wylądowała naprzeciwko drzwi „Tylko dla personelu". Zmieniła się w Marlene Kuso i popatrzyła na zabezpieczenia.
Głos, odcisk palca, karta. To nic dla mistyczki.
-Proszę podać hasło- słychać było kobiecy, cyfrowy głos.
No… tu już rodził się problem.
Mystique zniecierpliwiła się. Z całej swojej siły i dodatkowej, napędzanej złością, kopnęła w drzwi. Te bez większych oporów ustąpiły jej miejsca.
W środku pomieszczenia siedziało kilku fachowców, wypatrujących wszystkich błędów w systemie obronnym bazy.
Teraz patrzyli z niemałym przerażeniem na mistyczkę.
Każdy by się bał widząc wściekłą do granic Raven Darkholme.
-Wy jajogłowi kretyni- syknęła i podeszła trochę do naukowców. Jeden z nich pospiesznie nacisnął guzik „Alarm". Nie działał. Mystique pomyślała o tym i kiedy wyważała drzwi zniszczyła także co niektóre obwody zabezpieczające.
-Zabiliście moją córkę. Zabiliście! To wasza wina! ZAMORDOWALIŚCIE JĄ!- wrzeszczała bez opamiętania mistyczka.
-Nie rozumiemy, o co pani chodzi…- jęknął jeden z naukowców.- My wam pomogliśmy…
-Gwiżdżę na waszą pomoc. Przez was teraz moja córka leży na stole zimna i sztywna!- rzuciła się szybko na wykształconych ludzi i zaczęła z nimi niemałą bijatykę. W końcu wszyscy wylądowali nieprzytomni i mocno połamani pod ścianami.
Mystique patrzyła na nich z nienawiścią.
-Kiedyś odpłacę się wam o wiele gorzej- syknęła, a następnie zmieniła kształt w Marlene Kuso i wyszła niepostrzeżenie z bazy wojskowej.

Leżał w łóżku ciągle rozmyślając o tym dniu. Nie mógł się pogodzić ze śmiercią Alex.
Wprawdzie podrywaczem to on był, ale przestawał z upływem dni. Nawet notes gdzieś wyrzucił. Nie był mu w końcu potrzebny. A potem wyskoczyła sprawa z porwaniem, eksperymentami, ewolucją… aż w końcu śmiercią.
Przewrócił się na drugi bok i przyglądał się obramowanemu zdjęciu, na którym był on, Alex i kilka innych osób podczas meczu, który rozgrywali w któryś weekend.
Wspomnienia czar- pomyślał chłopak i uśmiechnął się blado do siebie.