Otworzyła bardzo powoli oczy.
Świat widziała zamazany, ale oczy powoli przyzwyczajały się do półciemności, panującej w pomieszczeniu. Poczuła jak zmienia się coś. Po chwili z powrotem była sobą.
Udało się! Nie wierzyła w to niemal. Udało się jej!
Poczuła dreszcz przechodzący przez jej całe ciało. Trwał on kilkadziesiąt sekund.
Odzyskała czucie we wszystkich koniczynach.
Nabrała głębokiego chałstu powietrza. Świeże. Nie to sprężone, które zatrzymała u siebie w organizmie.
Wyciągnęła rękę przed siebie i zdjęła białą pościel, nałożoną na jej ciało. Usiadła na łóżku i popatrzyła na siebie w lustrze, które wisiało naprzeciw niej.
Nie zmieniła się za bardzo. Tylko była trochę bledsza niż zwykle.
Szybko stanęła na nogach.
Dokonałam niemożliwego- uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem.
Nagle zaczęło się jej silnie kręcić w głowie.
Mimo to powoli ruszyła przed siebie, do windy wyprowadzającej na piętro.
Chciała wszystkich powiadomić, że wyzdrowiała. Zapewne uważają, że jest martwa. Ale to nie była prawda. Umarła tylko na kilka godzin. A teraz powraca do życia.
Podpierała się ścian i szła dalej. Wjechała windą na piętro, wyszła z niej i kontynuowała swoją „podróż". Podpierała się ściany, niemal leżała na niej. W końcu trąciła coś po drodze. Spadło to na podłogę i zbiło się, ale trochę ciszej jak powinno, bo wykładzina zamortyzowała upadek popękanych kawałków.
Dziewczyna nie przejęła się tym zbytnio i brnęła dalej.
Oparła się o kolejne drzwi, kiedy one nagle otwarły się. Wpadła ona do środka. Na domiar złego, na kogoś spadła.

Leżał i rozmyślał gapiąc się na plamy od wody na suficie, kiedy usłyszał cichy trzask rozbijanego naczynia szklanego.Gwałtownie podniósł się z łóżka i nasłuchiwał dalej.
Wstał i powoli zmierzał do drzwi. Wziął jakiś przedmiot i naładował go swoją energią.
Szybko otworzył drzwi i poczuł jak coś na niego spada. Sam się przewrócił i szybko odładował przedmiot, aby przypadkiem nie wybuchł.
To coś, co na niego spadło, to była ewidentnie dziewczyna.
Podniosła się ona powoli i potrząsła lekko głową.
Gambit zrobił przysiad i gładził swoją łepetynę.
-Remy!- słychać było półszept dziewczyny i imiennik poczuł ciężar na szyi.
Dość tego… zostałem dzisiaj zdołowany, bo straciłem kochaną przeze mnie osobę, pobity, i jeszcze mam być duszony!- krzyknął do siebie w myślach.
Po chwili zdał sobie z czegoś sprawę. Tylko dwie osoby w Instytucie znały jego prawdziwe imię.
To był profesor i ś.p. Alex. Profesor to z pewnością nie mógł być, bo on nie ma damskiego głosu, a na pewno wypowiedziała jego imię dziewczyna, która wpadła do jego pokoju.
Gambit zdjął ręce dziewczyny ze swojej szyi i przypatrzył się osobnikowi.
-Alex?- nie mógł uwierzyć własnym uszom, że wypowiedział jej imię, oraz własnym oczom, że ją w tej chwili widzi.- To chyba sen…- uśmiechnął się szeroko.
-Nie, nie. To jawa…ja ci wytłumaczę…- zaczęła dziewczyna, ale mężczyzna uciszył ją delikatnym pocałunkiem.

Usłyszał alarm Cerebro. Przeniósł się z łóżka na wózek inwalidzki, i pojechał do okrągłego pomieszczenia.
-Uwaga, odkrycie- powtarzał kobiecy, cyfrowy głos.
Xavier podjechał bliżej ekranu.
-Tożsamość potwierdzona w danych bazy- na ekranie pokazywała się mapa, która zaznaczała dokładne położenie mutanta. Obraz zatrzymał się nad Instytutem, kiedy obok pojawiła się siatka głowy, oraz ciała danego mutanta.
Zaraz pod tym pokazało się coś takiego po raz drugi.
Komputer powoli dobierał kolory, układ ciała, zarysy twarzy itp.
-Imię: Remy LeBeu. Miejsce zamieszkania: Instytut Profesora Xaviera. Lat- cyfrowy głos dyktował dane zaraz po pojawieniu się pierwszej postaci.
Pojawiła się i druga.
-Niemożliwe…- szepnął Charles.
-Imię: Alex Darkholme. Miejsce zamieszkania: Instytut Profesora Xaviera- wokół własnej osi kręciła się postać wyżej wymienionej.
Inwalida patrzył na to z niedowierzaniem.
W końcu skupił się i prześledził cały Instytut w poszukiwaniu niegdyś zmarłej dziewczyny.
Znalazł ją. Była w pokoju z Gambitem i coś rozmawiali ze sobą po cichu.
„Alex, proszę o natychmiastowe znalezienie się w moim gabinecie. Wiem, że żyjesz" wysłał bezpośrednio do umysłu dziewczyny taką wiadomość.
Po kilkunastu sekundach, teleportował się tam Kurt, poczym zmienił kształt na Alex.
-Cerebro… to dziwne uczucie to była zmiana wyglądu. Zdjęliście mi obrożę po stwierdzeniu mojego zgonu…- zgadła dziewczyna i patrzyła na profesora.
-Przede wszystkim wytłumaczysz mi, co się stało. Poza tym, pokażesz się reszcie dopiero podczas porannego zebrania. Czy to jasne?- zaczął ostro Charles Xavier.
-Tak, sir- zażartowała sobie dziewczyna. Usiadła na fotelu, naprzeciwko profesora i zaczęła mu wszystko tłumaczyć.

Ranek. Natalie pomogła tym razem Jessi w robieniu śniadania dla Instytutu. Wyszło im naprawdę dobre. Nikt nie zauważył nieobecności jednej osoby…
-Chcę, abyście wszyscy zebrali się zaraz w salonie- powiedział profesor dopijając swoją poranną kawę.
-No nie… jaka teraz będzie wiadomość? Że zamykamy Instytut i mamy stąd spadać, bo wszyscy zginęli?- wyszeptał Berzerker i wsunął ostatni gryz swojej kiełbaski.
Po sprzątnięciu jadalni i pozmywaniu brudów zebrano się w salonie i bacznie patrzono na profesora.
Do pomieszczenia niepostrzeżenie wślizgnęli się Gambit trzymając za rękę już w normalnym ubraniu Alex.
-Wiem, że prosiliście o zwolnienie was jutro ze szkoły, z powodu żałoby…- zaczął Xavier patrząc na swoich przybitych trochę uczniów.- Niestety, nie mogę spełnić waszej prośby.
Słychać było protesty, pytania dlaczego i inne tego typu rzeczy.
-Ja tego nie powiem. Ona to zrobi- wskazał na stojącą z tyłu Alex Darkholme.
Wszyscy bez wyjątku wybałuszyli oczy.
Wychowawcy z początku w ogóle nie widzieli dziewczyny.
Bestia omal nie zemdlał. Przecież ona umarła mu w rękach! Przynajmniej teoretycznie…
-Eee…ten…cześć?- zaczęła nieśmiało dziewczyna machając do nich ręką.
-To nie jest Alex! To jakaś podpucha!- krzyknął któryś z uczniów.
Dziewczyna niewiele myśląc zmieniła się w Kitty i przeszła swoją rękę przez ścianę.
-No to pewne, że to ona- mruknął inny.
We wszystkich, którym zależało na Alex, rozpościerała się radość. Jean podeszła do swojej sublokatorki i zaczęła ją tulić po przyjacielsku. Łzy, tym razem radości, spłynęły jej po policzkach.
Całej reszcie ulżyło. Nikt nie umarł w Instytucie. Ich obawy zostały rozwiane.
-A teraz wytłumacz im, dlaczego tak się działo- profesor wskazał na swoich podopiecznych, którzy nie mogli wyjść z podziwu nagłego powrotu z martwych.
Darkholme wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze.
-Więc to było tak- rozpoczęła swoje tłumaczenia.- Podczas mojej ewolucji- śpiączki, jak kto woli, miałam problem z opanowaniem osobowości, w które się przemieniłam. Jak większość wie, miałam z nimi problemy także wcześniej. Zakazałam Jean zdejmować mi obroży, ponieważ gdyby ktoś przejął nade mną kontrolę, chodzi mi o osobowości, to mógł by zmienić kształt i stać się takim na przykład zdecydowanie wredniejszym przekładem Kurta- tu wskazała na swojego brata.
-Ej!- krzyknął z udawanym obrażaniem się.
-W każdym razie- kontynuowała dziewczyna. Wszyscy słuchali ją z największym zaciekawieniem.- Nie mogłam ich pokonać z prostego względu: miałam na sobie obrożę, czyli teoretycznie walczyłam ciałem, a nie duchem. Postanowiłam zmagazynować jak najwięcej energii, dzięki której mój umysł by ciągle pracował. Sprężyłam w swoim organizmie powietrze, nie pytajcie jak, i zastopowałam prace serca w wyniku czego, zaczęłam walczyć tylko i wyłącznie umysłem. W końcu po kilku godzinach wygrałam walkę z osobowościami, tracąc przy tym umiejętność multiplikowania się. Ewoluowałam. Jedna moc, rozwinęła się kosztem drugiej.
Zakończyła swoje tłumaczenia i rozejrzała się po pomieszczeniu. Była tam absolutna cisza.
-Sprytnie obmyślone…- stwierdził po chwili Morph. Reszta zaraz za nim wtórowała. Młodzi rekruci byli tylko teraz dla Alex mili. Potem mieli zamiar być dalej tacy sami, jak byli dla niej przed jej ewolucją.
-W końcu zdecydowałam- powiedziała głośno dziewczyna, aby wszyscy usłyszeli.- Znam poglądy wszystkich stron. Magneto: odpada, starał się mnie porwać i chce wojny z ludźmi. Brotherhood: odpada, nikt mnie tam nie akceptuje, a w ich syfiastym domu nie da się mieszkać.
Profesor oczekiwał tego jednego zdania, które zapewni mu nowego i zdolnego bardzo rekruta. Kurtowi zapewni widok swojej siostry na codzień, a Gambitowi: dziewczynę.
-Profesorze Xavier, i jego rekruci- Alex zbierała się na to zdanie niemal całą noc. Oznacza ono zawiedzenie matki, ale bycie obok przyjaciół i innych kochanych przez nią osób.- Chcę przyłączyć się do X-men'ów.

I w ten oto sposób zakańczam moją opowieść o ewolucji, siły przyjaźni i matczynej miłości. Jestem pełna podziwu dla tych osób, które wytrzymały przez te 78 stron. Ja bym nie dała tak rady. Kończę to opowiadanie po około 2 latach 22.07.2003 o godzinie 4:25 rano. Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspomagali w pisaniu tego fan fic'a, webmasterom, którzy zamieszczali je na swoich stronach, oraz producentom, że w ogóle wyprodukowali taki serial jak „X-men: Evolution". W końcu znalazłam nazwę na to opowiadanie (tak z miesiąc temu znalazłam :P) „Kłopotliwa mutacja". Jeżeli kogoś to interesuje, to Jean i Scott zostali małżeństwem i mieli synka (to wiadome :D), Alex i Gambit również zostali małżeństwem, tak samo jak Rogue i Max. Nie ma to jak szczęśliwe zakończenie :)

4