ROZDZIAŁ 2: Po Balandze

Ból głowy był nie do zniesienia. Gandalf zaczynał żałować, iż jego zaprawiona w bojach ręka nie sięgnęła po najnowsze lekarstwo 2KC spoczywające w kieszeni jednego z celników na przejściu granicznym z Rohamem. Frodo, ku własnemu zdziwieniu, odczuł palącą potrzebę zrzucenia, jak to nazywał ,kloca''. Podczas jego debaty, zauważył, że papier toaletowy zniknął, co było całkowicie wytłumaczalne, gdyż Gandalf był w domu . Na całe szczęście na zlewie spoczywała jego ulubiona lektura, tygodnik ,NIE''. Była wprost idealna do czynności tak delikatnej, jak podtarcie sobie tyłka. W ostatniej chwili zauważył pewne ogłoszenie(co nie było trudne, gdyż znajdowało się na pierwszej stronie):

KUPIĘ PIERŚCIEŃ

MIEDZIANY PRZEMALOWANY NA SREBRO DLA NARZECZONEJ. WYSOKIE HONORARIUM (JAK NA MIEDŹ). KONTAKT: MORDOR , ALEJA POWOLNEJ ŚMIERCI 13, PYTAĆ O SAURUSIA

Aż się zesrał z wrażenia. Po odzyskaniu świadomości zorientował się, iż nie dostanie wystarczająco dużej kwoty za tandetnego bubla, więc z satysfakcją odnotował niespotykaną okazję. Namówił więc chciwego jak zwykle Gandalfa na długą podróż. Nie było w ich interesie dzielenia łupu na czworo, więc pozostało im tylko zrobienie w dzyndzla sąsiadów. Innymi słowy wykiwali ich.

Tuż przed wyjazdem wymagający specjalnej troski mag przypomniał sobie, że potrzebują jakiegoś wafla, gdyby samochód się zepsuł.

Na to Frodo:

-Mam kogoś specjalnego!

Nie minęło 5 minut, jak poczęli pukać do drzwi Sama. Zastali go grającego w brydża z Merrym i Pippinem. Pokrzyżowało to ich plany. Jednakże w zapijaczonym łbie Gandalfa pojawił się pomysł zepchnięcia dwóch zbędnych towarzyszy do Rzeki- Ścieki. Ten plan nie mógł zawieść! Więc spakowali się i ruszyli by spotkać się ze swoim przeznaczeniem co w przypadku Merrego i Pippina oznaczało pogawędkę ze szczeżujami. Wyprawa nie należała do lekkich. Byli napastowani przez facetów w czerni, których zidentyfikowali jako Interpol, po czym dali nogę. Kierowali się w kierunku popularnego wśród szumowin pubu:

POD ROZBRYKANYMI SZELMAMI.

Wreszcie poczuli się jak w domu i pochlali się w cztery dupy. Następnego dnia ruszyli z powrotem w podroż, lecz już na płatnym parkingu oczy ich nie mogły dojrzeć zapyziałego, charakterystycznego z klapa od śmietnika jako szyberdach

( to przeróbka Gandalfa ) malucha. Jednym słowem ktoś im go zapierniczał. Podniósł się ogólny lament, którego najbardziej słyszalnymi odgłosami były te z ,urwał''. Ku strapieniu wędrowców nasz mag szóstej kategorii nie wykupił polisy, ponieważ ten samochód był KRADZIONY. Gandalf, jako że miał przyjaciół dosłownie wszędzie, zadzwonił za ostatnie pieniądze na koncie kradzionej komórki skontaktował się ze swym ziomem Elrondem. Ten, jako że był elfem hojnym wysłał im porannego PKS-a i zaprosił do siebie. Tak też się stało.

Świt był przecudny. Niczym przemijająca ciemność, która jest oznaką faktu, że nie zapłaciliśmy za elektryczność. Nasi bohaterowie przybyli do Rywindwell. Tam Elrond, mafioso number one, czekał już z chlebem, solą i czystą u progu swej posesji otoczonej trzymetrowym płotem i drutem kolczastym. Znów się pochlali. Który to już raz Frodo nie mógł zliczyć. Gadulstwo Gandalfa w połączeniu z 4 we krwi doprowadziło do ujawnienia sekretu ich tajnej misji.