Notatka autora: zdaję sobie sprawę, że niewielu ludzi mówiących po polsku zna "Plemię". Gwoli wyjaśnienia, jako że 6 seria, zapowiadająca się tak obiecująco, nigdy nie została nakręcona, ja, podobnie jak wielu innych fanów serialu, zabrało się za pisanie alternatywnych fanfików. Prawa do wszystkich, z wyjątkiem tych, które sama wprowadzę - ujmę je w notkach w późniejszych rozdziałach - ma Cloud 9. Urywki z oryginalnego serialu, zapisane kursywą - © Cloud 9. Wyspa i fabuła tego opowiadanianależy do mnie.
ODCINEK I: KONFRONTACJA Z PRZESZŁOŚCIĄ
-Ale to nasz dom! – zawołała Ellie, z przerażeniem wpatrując się w coraz bardziej odległy brzeg.
-Już nie – odpowiedział Lex. Rozległ się huk eksplozji.
Trudy stała na przedzie łodzi i obserwowała dziób rytmicznie zanurzający się w wodzie. Ta rytmiczność sprawiała, że chciało jej się wymiotować. Jako mała dziewczynka często pływała po okolicy wycieczkowymi statkami z rodzicami i wcale nie miała choroby morskiej. Sama nie wiedziała, dlaczego, ale od kiedy wypłynęli z Miasta przed ponad dwoma dniami, czuła się naprawdę chora.
Po pierwsze, dookoła nie było widać nic poza wodą i niebem. Ląd już dawno znikł z horyzontu i nie wydawało się, żeby mieli w najbliższym czasie postawić stopy na twardym gruncie. Jak dotąd po drodze nie spotkali nawet żadnych ptaków czy delfinów, ani też innych znaków, które mogłyby świadczyć o tym, że gdzieś w pobliżu znajduje się ziemia – chociażby jakaś wysepka.
Po drugie, Trudy po krótkim czasie przekonała się, że stateczki wycieczkowe w ogóle nie dają wyobrażenia o podróżach morskich. Przez cały czas utrzymywała się fala i łodzią kiwało niemiłosiernie. Trzeba było nauczyć się chodzić po drżącym pokładzie oraz jeść w takich warunkach. Na dłuższą metę było to bardzo uciążliwe.
Rozejrzała się dookoła. Poza nią nikt nie zdawał się niczym zamartwiać. Młodsze dzieci biegały w tę i we w tę po pokładzie, starsi chłopcy beztrosko ze sobą gawędzili. Jej własna córeczka, czteroletnia Brady, śpiewała jakąś piosenkę, trzymając za nogawki od spodni niezbyt zadowolonego z tego Lexa.
Jej wzrok powędrował ku szczęśliwej scence rozgrywającej się na rufie. Amber stała przy burcie ze swoim małym synkiem na rękach. Pokazywała mu morze i coś do niego mówiła, z tej odległości Trudy nie mogła jednak dosłyszeć, co. Jay podszedł do nich i pocałował Amber w policzek. Mały Bray oderwał wzrok od roziskrzonej tafli wody, zachichotał i wyciągnął ręce do blondwłosego chłopaka.
Przyglądała się temu z niechęcią, lecz bez nienawiści. Wiedziała wprawdzie, że to ona mogłaby być teraz w ramionach Jaya, ale przyzwyczaiła się już do myśli, że nigdy już nie będzie. Było to trudne, zwłaszcza, że Amber była jej najlepszą przyjaciółką. Trudy dobrze ją znała, ale znała też Jaya – i w tej chwili mogła tylko życzyć swojej przyjaciółce wszystkiego najlepszego. Nie sądziła, aby ten związek miał przetrwać długo.
Trudy westchnęła, jedyne, czego chciała, to wrócić do domu. Ale nie należało teraz rozpamiętywać przeszłości. Zostawiali ją właśnie daleko za sobą; a tam, gdzie się udawali, czekało ich tylko Nieznane.
Ellie siedziała w cieniu na drewnianym pokładzie statku i starała się zapomnieć o swoich nieustających od czasu wypłynięcia z Miasta zawrotów głowy. W tej chwili najchętniej wychyliłaby się za burtę i zwymiotowała.
-Ellie? Wszystko z tobą w porządku?
Jasnowłosa dziewczyna uniosła głowę i dostrzegła małą Lottie, przyglądającą jej się ciekawie. Uśmiechnęła się do niej nieśmiało i pomyślała, że może już czas zawrzeć jakąś bliższą znajomość z tą dziewczynką.
-Prawdę powiedziawszy, chce mi się wymiotować – powiedziała ponuro.
-To czemu po prostu tego nie zrobisz? – zdziwiła się mała, siadając na deskach obok starszej koleżanki.
Ellie zastanowiła się chwilkę.
-Nie wiem. Czuję się jakoś dziwnie. W przeszłości raczej nie pływałam statkami, ale nie wydaje mi się, żebym miała mieć chorobę morską. A ty? – ucieszyła się, że wreszcie może zmienić temat. – Jak się czujesz?
Lottie rozpromieniła się.
-Świetnie! Uwielbiam pływać łodziami. Morze jest piękne, i mogę całymi dniami bawić się z Brady…
Obie dziewczyny umilkły na chwilę.
-Kiedy przestaję myśleć o przeszłości, czuję się bezgranicznie szczęśliwa – zakończyła Lottie.
Ellie westchnęła, przyznając w duchu, tylko przed sobą samą, że i ona czuje bardzo podobnie.
-Martwię się o Sammy'ego – wyznała dziewczynka po chwili.
-A co mu jest?
-Nie wiem. Od kiedy wypłynęliśmy, siedzi na skrzydle mostku, patrzy w dal i nie odzywa się do nikogo. Zanoszę mu posiłki.
Ellie objęła młodszą koleżankę ramieniem.
-No no, kto by pomyślał, że Sammy będzie tak przeżywał rozstanie z Miastem – mruknęła.
Jack obserwował swoją dziewczynę z okna sterówki. Właściwie to powinien był pomagać Ramowi w rozpracowaniu systemu nawigacyjnego łodzi, ale zapomniał o tym w chwili, kiedy Ellie usiadła na pokładzie prawie naprzeciw okienka. Wiatr rozwiewał jej złote włosy, a słońce igrało w jej zielonych oczach. Wyglądała pięknie – jak zwykle zresztą – i chłopak nie mógł oderwać od niej oczu.
-To właściwie wygląda zupełnie normalnie – odezwał się Ram, wystukując coś na klawiaturze komputera pokładowego. – Ale łódź jest bajerancka. Ma nawet autopilota… choć nie jestem pewien co do obsługi. Radar nie działa, co może stanowić problem…
Były przywódca Technosów oderwał wzrok od komputera i żartobliwie szturchnął Jacka łokciem.
-Jack?
Rudowłosy chłopak przeniósł na niego swój niezbyt przytomny wzrok.
-Absolutnie się z tobą zgadzam, Ram – oznajmił.
Ciemnowłosy wyszczerzył zęby.
-To dobrze. Wiedziałem, że się zgodzisz.
Jack zamrugał gwałtownie.
-Niby na co? – zapytał niepewnie.
-Nie pamiętasz już? – Ram udał bezbrzeżne zdziwienie. – Powiedziałeś, że przejmiesz nocną wartę przy sterze.
Spojrzał na niego jak na głupka.
-Ram, nie wspominałeś o żadnej nocnej warcie – powiedział, wznosząc oczy ku niebu.
-Wiem. – Były Techno mrugnął do niego. – Ale uważam, że powinieneś to zrobić. A przecież absolutnie się ze mną zgadzasz.
Poklepał młodszego chłopca po ramieniu i wyszedł ze sterówki.
Jack znowu w zamyśleniu zagapił się na Ellie. Dziewczyna, mimo iż wyglądała pięknie, sprawiała wrażenie chorej. Pewnie tęskniła już za miastem. Podobnie jak on.
Jack był ciekaw, co Ram myśli o opuszczeniu przez nich miasta, ale wiedział, że pytanie go nie miało sensu. Ram, tak jak i on sam, nigdy właściwie nie zdradzał swoich uczuć.
Trudy nie była jedyną osobą, która przyglądała się Lexowi bawiącemu się z Brady. Wysoka, ładna ciemnowłosa dziewczyna w czerwonym letnim topie oparła się o reling i również z zaciekawieniem obserwowała tę dziwną parę. Po kilku minutach córeczka Trudy skłoniła starszego chłopca, by ukląkł na pokładzie i rysował z nią po deskach kolorową kredą. Roześmiała się, widząc, jak Lex, z wyciągniętym językiem, niezdarnie pokrywa pokład kolorowymi plamami, mającymi zapewne przedstawiać kwiaty.
-Co cię tak śmieszy, May? – Salene podeszła do niej od tyłu. Jej niedługie, rude włosy związane były w koński ogon.
-Lex – odpowiedziała ciemnowłosa dziewczyna, szczerząc zęby do rudej przyjaciółki.
-Nic nowego – stwierdziła Sal, po czym spojrzała uważnie na usta May. – Hej, ty! Skąd wzięłaś gumę do żucia!
May wyszczerzyła się jeszcze bardziej. Salene żartobliwie walnęła ją w plecy.
-To taka z ciebie koleżanka? Gadaj, skąd ją wzięłaś! – Obie dziewczyny zanosiły się śmiechem.
-May… - Salene nagle spoważniała. – Z czego my właściwie się śmiejemy?
Ciemnowłosa dziewczyna spojrzała swojej przyjaciółce w oczy.
-Myślisz… o Mieście, prawda?
Salene z westchnieniem zwróciła twarz na wschód.
-Miasto, przeszłość… to jedno i to samo…
Ruby nie śmiała się, nie żartowała, nie gawędziła z nikim, ani nawet nie czuła się chora ani nie płakała – choć do tej ostatniej czynności było już jej zdecydowanie blisko. Biernie stała przy relingu i wpatrywała się w roziskrzoną wodę. Na myśl o tym, co ostatnio stało się z jej życiem, chciało jej się płakać i wrzeszczeć. W ostatnim czasie musiała się pożegnać z tak wieloma rzeczami. Najpierw jej bar, w którym przeżyła pół swojego życia. Potem Centrum Handlowe, które, choć nie mieszkała tam zbyt długo, także stało się jej domem. W końcu… Slade. Mężczyzna jej życia, chłopak, z którym miała spędzić resztę swoich dni, z którym czuła się bezpiecznie, którego kochała… i z którym za parę miesięcy będzie miała dziecko.
Spojrzała za siebie. Po drugiej stronie łodzi Slade obejmował tę wstrętną czarownicę, Ebony. Jak on mógł… jak mógł jej to zrobić…
Ze złością odwróciła się ku morzu. Slade był jej przeszłością – tak samo jak wszystko inne, co kochała.
Gel leżała na podartym leżaku na bocznym pokładzie. Była ubrana w skąpe, różowe ciuchy, które zapewne sama zaprojektowała. Jej ciemnoblond włosy wiły się w lokach po jej ramionach. Poruszała ustami, jakby śpiewała do jakiejś nieistniejącej muzyki.
-Ta dziewczyna naprawdę niczym się nie przejmuje – zauważyła sucho Amber.
Jay stał w pobliżu, z małym Brayem na rękach. Dziecko radośnie ciągnęło go za nos, z czego blondwłosy były Techno nie wydawał się być do końca zadowolony, ale przynajmniej znosił to bez narzekań.
-Amber, wyluzuj trochę! – uśmiechnął się leniwie, pozwalając, by wiatr wepchnął mu przydługi kosmyk włosów w te orzechowe, rozmarzone oczy. – Rozpoczynamy nowe życie, właśnie uciekliśmy niebezpieczeństwu! Wokół jest tak pięknie… na razie możemy chyba zapomnieć kłopotach, zrelaksować się i poczuć się, jakbyśmy byli na wycieczce. – Podszedł do niej od tyłu i cmoknął w szyję. – Nie uważasz?
Dziewczyna odsunęła się gwałtownie, jakoś nie miała w tej chwili ochoty na to, by Jay ją obejmował.
-Nie uważam – odpowiedziała dosyć ostro. – Nie ma żadnego powodu, żebyśmy mieli zapominać o niczym! Jay, rozejrzyj się – nie wiemy, gdzie jesteśmy, ani gdzie będziemy jutro!
Chłopak milczał.
-Ja nie umiem się „zrelaksować" w takich warunkach – mruknęła jeszcze Amber.
-Amber – odezwał się Jay – wiem, że w przeszłości bywało z nami… z wami… przeważnie źle, ale to nie znaczy, że…
-Przecież przeszłość to zamknięta księga – przerwała Amber, odwracając się, by spojrzeć mu w oczy. – Czyż nie?
Wystarczyło choć trochę ją znać, by wiedzieć, jak bardzo Amber marzyła, aby tak nie było.
-Jest wspaniale, prawda?
Ebony oparła głowę na ramieniu Slade'a, wystawiając odważnie twarz ku, ostatnim już chyba tego dnia, promieniom słońca.
-Hmmm… - mruknęła. – Jest dobrze. – Slade uniósł brew. Od dwóch dni jego dziewczyna zdawała się zachowywać jak zupełnie inna osoba! – Ale… mogłoby być jeszcze lepiej.
Przystojny chłopak uśmiechnął się pod nosem.
-Co ty nie powiesz – odparł, bawiąc się jedynym z wielu jej warkoczyków. – A co, według ciebie, można by poprawić?
-Obejrzyj się za siebie – poleciła dziewczyna bezceremonialnie, w ogóle nie otwierając oczu.
Slade ostrożnie odwrócił głowę. No tak. Ruby. Na jej widok poczuł coś dziwnego w żołądku.
-Cały czas tam stoi i się na ciebie gapi – wyjaśniła ostentacyjnym tonem Ebony.
-Mmm… coś ty. – Slade zająknął się. – Po prostu stoi i… Czemu miałaby się na mnie gapić?
Słońce zaszło za chmury. Ebony odwróciła się twarzą do Slade'a i spojrzała na niego wzrokiem typowym dla chytrej, pewnej siebie, bezwzględnej czarownicy, która wie, czego chce.
-Slade… chyba sam nie wierzysz w to, co mówisz – powiedziała trochę za głośno.
Chłopak przełknął ślinę.
-Czego ty właściwie chcesz, Ebs? – zapytał niepewnie.
Ebony prychnęła.
-Wiem, czego ona chce. Chce cię znowu mieć w swoich rękach. Chce, aby przeszłość wróciła.
Patrzył w jej świdrujące oczy i nie wiedział, co powiedzieć. W końcu tylko westchnął i powiedział matowym głosem:
-Przecież wiesz, że przeszłość nie może wrócić…
Amber wpatrywała się w roziskrzony ocean i wspominała. Przeszłość, miasto, tych, których tam zostawiła…
„Naprawdę myślisz, że na wsi będzie inaczej?" zapytała powątpiewająco swojego najlepszego przyjaciela Dala, gdy oboje podążali za nowo poznaną dziewczynką, Cloe, na plac zabaw. „Przecież nie może być gorzej" odparł Dal. „Mniej miejsc, w których można się ukryć" mruknęła, nadal nie przekonana. „Nie będzie przed kim się ukrywać!" wykrzyknął Dal. „Słuchaj, wszystko, czego chcę, to znaleźć jakieś miejsce dla siebie, które będę mógł nazywać domem. Kawałek ziemi, na której hodowałbym własne jedzenie…"
„To wspaniałe marzenie" uśmiechnęła się dziewczyna. „To więcej niż marzenie! Amber, rozejrzyj się dookoła" – ruchem ręki ogarnął ulicę, którą właśnie zmierzali. „Tutaj nie ma przyszłości. Plemiona zdobyły miasto. Niech sobie tutaj żyją na puszkowanym jedzeniu".
Amber przystanęła, by stanąć twarzą w twarz z Dalem. „A co się stanie, kiedy puszkowane jedzenie się skończy? Myślisz, że zostawią cię w spokoju w twoim wiejskim raju?". „Nie mogę w to uwierzyć!" Dal był rozgoryczony. "Zmieniłaś zdanie! Nie chcesz już ze mną iść!".
„Nie, Dal" powiedziała wtedy powoli. „Nie zmieniłam zdania. Chodzi po prostu o to… sama nie wiem, to tak, jakby stąd uciekać. Wiem, że nie możemy nic na to wszystko poradzić. Nie możemy powstrzymać plemion od przejmowania tu kontroli. Ale… tutaj dorastałam. Ty też tutaj dorastałeś, Dal. Może I ty jesteś w stanie stąd odejść, ale ja nie… to nie takie proste…".
