Email: mzimapoczta.onet.pl Tytu³: AGENTKA
Typ: przygodowy. w przysz³oœci z domieszk¹ romansu
Streszczenie: S¹ ludzie, którzy pilnuj¹, aby wszystko sz³o tak jak powinno. do takich ludzi nale¿y bohaterka tego opowiadania - Karen. Kolejne zadanie wykonuje w Œródziemiu, ale jeœli chcecie wiedzieæ co z tego wyniknie musicie przeczytaæ opowiadanie.
Uwagi od autora: Opowiadanie to powsta³o na proœbê mojej przyjació³ki.
Wysy³am je tylko ze wzglêdu na ni¹, ale wszelkie uwagi bêd¹ mile widziane.
¯ycze mi³ej lektury :)
Tylko Karen jest moja :)
Czêœæ pierwsza
By³a atrakcyjna. Mia³a br¹zowe w³osy siêgaj¹ce jej do ramion,
zielone oczy i ³adny zgrabny nosek. Mimo tych przymiotów nie
zazna³a szczêœcia w mi³oœci. Wszystkim mê¿czyznom, z którymi siê
spotyka³a przytrafia³o siê coœ z³ego. W koñcu zaprzesta³a
kontaktów z nimi na forum prywatnym i skupi³a siê na swojej pracy.
Trzeba zaznaczyæ, i¿ nie pracowa³a w zwyk³ym biurze.
Oficjalnie, wydzia³ ten nie istnia³. Biuro do Spraw Ochrony
Innych Œwiatów zatrudnia³o kilkuset ludzi, wœród których ona
by³a jedn¹ z najwa¿niejszych osób.
Biuro mieœci³o siê gdzieœ w Irlandii Po³udniowej, w tajnych
podziemnych pawilonach. Oœrodek podzielony by³ na sekcje, oddzielone
od siebie stalowymi drzwiami.
Jedne z nich w³aœnie otworzy³y siê i do pokoju wkroczy³a m³oda kobieta.
- Oby to by³o coœ wa¿nego! - zaczê³a. - Zrywaæ mnie z
³ó¿ka w œrodku nocy!
- Musieliœmy. Wiesz¿e jesteœ naszym najlepszym agentem,
przepraszam agentk¹. - Odpowiedzia³ spokojnie czarnoskóry mê¿czyzna,
siedz¹cy przy komputerze. - Pojawi³ siê pewien problem, który
tylko ty mo¿esz rozwi¹zaæ.
Mówi¹c to, mê¿czyzna poda³ jej grub¹ teczkê.
- Przejrzyj to szybko i przygotuj siê do drogi.
Kiwnê³a tylko g³ow¹ i usiad³a przy stole. Po dwudziestu
minutach wsta³a i ruszy³a do magazynu po rzeczy, które mog¹
byæ przydatne. Spakowa³a siê w niewielk¹ torbê sportow¹.
- Karen, poœpiesz siê!
- Ju¿ idê - odpowiedzia³a.
Mê¿czyzna czeka³ na ni¹ przed drzwiami, aby zaprowadziæ
j¹ do Pokoju Marzeñ. Tak nazywano miejsce, w którym zaczyna³a siê
i koñczy³a ka¿da akcja. Wstêp tam mia³o tylko kilkunastu ludzi.
- Rozumiem¿e moje zadanie polega na dopilnowaniu, aby wszystko
posz³o tak jak w ksi¹¿ce?
- Tak - odpowiedzia³ mê¿czyzna. - Pamiêtaj¿e nie wolno ci im
nic powiedzieæ o ich przeznaczeniu.
- Pamiêtam, a¿ za dobrze. A propo mówienia, mo¿e siê dowiem, jak
siê mam z nimi dogadaæ? Nie znam ich jêzyków.
- Nauczysz siê. W ci¹gu ka¿dej doby bêdziesz opanowywaæ jeden z ich dialektów.
W czasie rozmowy dotarli do kolejnych drzwi. Karen dotknê³a
rêk¹ œciany. Jej towarzysz uczyni³ to samo.
- Karen Smilton. 27341.
- Jack Kolt. 15870.
Przez œciany przeszed³ laser sprawdzaj¹cy ich odciski palców.
Drzwi otworzy³y siê i przeszli do niewielkiego pomieszczenia
umeblowanego w sposób spartañski. Przy stole czeka³y dwie osoby.
Zobaczywszy Karen i Jacka szybko wstali i podeszli do nich.
- Nareszcie! - powiedzia³ jeden z mê¿czyzn.
- A gdzie "dzieñ dobry" panie Travis? - spyta³a Karen z uœmiechem
na twarzy. Zawsze lubi³a dra¿niæ swojego prze³o¿onego.
- Nie ma na nie czasu. Musisz bezzw³ocznie ruszaæ. Maszyna jest prawie gotowa.
- Jeszcze tylko jedno pytanie. Kto odpowiada za zmianê?
- Nie wiemy, tego równie¿ musisz siê dowiedzieæ.
Po tych s³owach Karen przesz³a przez pokój i otworzy³a drzwi
znajduj¹ce siê w rogu pomieszczenia. Jej oczom ukaza³ siê znajomy widok.
Rz¹d komputerów, przy których siedzieli ludzie zajmuj¹cy siê
przygotowaniem maszyny. Na œrodku pokoju znajdowa³o siê bia³e kó³ko,
które dla obcego, nie by³oby niczym niezwyk³ym. Karen skierowa³a siê
w kierunku ko³a i stanê³a w jego œrodku.
- Jestem gotowa. - Powiedzia³a i kurczowo z³apa³a swoj¹ torbê.
Nie chcia³a jej zgubiæ. Pamiêta³a jak ciê¿ko by³o wykonaæ poprzedni¹
misjê, gdy podczas przeniesienia puœci³a baga¿ i musia³a sobie
radziæ bez niego.
Nagle wokó³ niej zaczê³o pojawiaæ siê bia³e œwiat³o.
- Maszyna 80 - us³ysza³a g³os Jacka. - 85. Przeniesienie za 10, 9,8.
Nim doliczy³ do zera wokó³ Karen powsta³ bia³y tunel,
który z sekundy na sekundê robi³ siê coraz jaœniejszy.
W koñcu œwieci³ tak bardzo, i¿ wszyscy musieli zamkn¹æ oczy,
by je po chwili otworzyæ i spostrzec¿e tunel i Karen zniknêli.
- Uda³o siê - powiedzia³ Travis. - Teraz mo¿emy tylko trzymaæ kciuki.
Karen z trudem unios³a g³owê. Ka¿dy, choæby najmniejszy
ruch sprawia³ jej ból. Us³ysza³a za sob¹ tupot nóg. Odwróci³a siê i
zobaczy³a dwóch mê¿czyzn ubranych w d³ugie, zielone p³aszcze.
Spojrza³a na ich uszy - by³y spiczaste.
- Uda³o siê. - Powiedzia³a cicho i zemdla³a.
Gdy siê ocknê³a le¿a³a w ogromnym ³o¿u, a obok siedzia³ z³otow³osy elf.
- Widzê¿e siê ocknê³aœ. Jesteœ w domu Elronda. Nie lêkaj siê niczego.
- Ile czasu by³am nieprzytomna?
- Trzy dni.
"To wyjaœnia fakt¿e rozumiem, co do mnie mówisz" pomyœla³a Karen.
- Gdzie moja torba? - spyta³a s³abym g³osem.
- Le¿y pod ³ó¿kiem. Sporo siê natrudziliœmy, próbuj¹c wyj¹æ ci j¹ z d³oni,
tak mocno j¹ œciska³aœ. Musi tam byæ coœ bardzo cennego.
- Dla was, s¹ tam rzeczy zupe³nie nieprzydatne. Ja, nie mog³abym
bez nich funkcjonowaæ. Zreszt¹ niewa¿ne. Jestem Karen.
- Ja nazywam siê Glorfindel. Jesteœ pod moj¹ opiek¹,
wiêc teraz pozwolisz¿e ciê przebadam?
- Nic mi nie jest. - protestowa³a Karen. - Wystarczy¿e dasz mi moje ubranie i pozwolisz wyjœæ z ³ó¿ka.
- Wyjdziesz z ³ó¿ka, gdy ja ci na to pozwolê. A póki co,
nie zanosi siê na to. Pole¿ysz sobie przez kilka dni. ¯adnych sprzeciwów.
Karen zrobi³a minê obra¿onego dziecka, ale gdy to nie przynios³o
rezultatu uzna³a wy¿szoœæ elfa i wykona³a jego polecenia.
Dni mija³y jej bardzo szybko, na rozmowach z Glorfindelem i innymi elfami,
i zanim siê spostrzeg³a spacerowa³a po ogrodach, podziwiaj¹c piêkno przyrody.
Pewnego dnia, Glorfidnel powiadomi³ j¹¿e o swoim wyjeŸdzie.
- Dosta³em rozkaz, aby odszukaæ... Chyba nie powinienem
o tym mówiæ. - Poprawi³ siê szybko elf.
- Chyba nie. - Odpowiedzia³a weso³o Karen. - Lepiej bêdzie,
jeœli pójdziesz, zanim powiesz jeszcze coœ.
Tak naprawdê, Karen dobrze wiedzia³a dok¹d pojecha³ jej przyjaciel.
Jedyne, co mog³a teraz zrobiæ to uzbroiæ siê w cierpliwoœæ,
co nie przychodzi³o jej ³atwo. Uœmiechnê³a siê blado i powiedzia³a do siebie:
- Czas zacz¹æ zabawê.
Czêœæ druga
- Nareszcie wróci³eœ! Zaczyna³am siê niepokoiæ! - Powiedzia³a
Karen - Ile mo¿na czekaæ?
- Wybacz, mieliœmy po drodze ma³e problemy...
Dopiero teraz Karen zauwa¿y³a jego towarzyszy.
- Wybaczcie moje zachowanie - powiedzia³a zmieszana. - Jestem Karen.
Podejrzewam¿e chcecie zobaczyæ swojego rannego przyjaciela.
ChodŸcie. Zaprowadzê was.
Poprowadzi³a ich d³ugim korytarzem do pokoju w którym
przebywa³ nieprzytomny Frodo. Wprowadzi³a ich do œrodka po czym
opuœci³a pomieszczenie. Nie by³a tam potrzebna. Poza tym wiedzia³a,
jak skoñczy siê walka o ¿ycie hobbita. Nie chcia³a patrzeæ na pe³ne bólu
twarze jego towarzyszy.
Po kilku dniach, kiedy Frodo odzyska³ ju¿ przytomnoœæ, Karen,
która ci¹gle trzyma³a siê na uboczu (jedyn¹ osob¹ z któr¹ rozmawia³a
by³ Glorfindel), cieszy³a siê radoœci¹ hobbitów. Radoœci¹, która za kilka
dni mia³a byæ tylko wspomnieniem.
Nie chcia³a siê z nimi zaprzyjaŸniaæ. Ba³a siê¿e jeœli to zrobi,
trudno jej bêdzie utrzymaæ przysz³oœæ w tajemnicy. To by³oby najgorsze
ze wszystkiego. Wszyscy by tak uwierzyli w zwyciêstwo¿e nikt nawet nie
ruszy³by palcem w walce z Sauronem. Z drugiej strony gdyby powiedzia³a
chocia¿ czêœæ prawdy, mog³aby dodaæ im otuchy i wiary, która bêdzie im
bardzo potrzebna. Ale ten przeklêty regulamin. Nienawidzi³a go.
Same zakazy, co jeden to g³upszy.
Wreszcie nadszed³ czas narady. Karen nie zosta³a na ni¹ zaproszona.
Jednak nie przejmowa³a siê tym. Zna³a na pamiêæ ka¿de s³owo,
które zostanie tam wypowiedziane.
Poza tym ju¿ rozmawia³a z Elrondem. Wyjawi³a mu ca³¹ prawdê. No, prawie ca³¹.
Powiedzia³a mu kim jest, sk¹d pochodzi i jakie jest jej zadanie.
Wyt³umaczy³a, dlaczego musi wyruszyæ razem z Dru¿yn¹ Pierœcienia.
Poprosi³a równie, aby zachowa³ to w tajemnicy. Jedynymi osobami,
które dowiedz¹ siê prawdy, bêd¹ cz³onkowie Dru¿yny.
Kilka dni póŸniej Elrond wezwa³ Karen do siebie.
- Wyruszacie jutro, wraz z nastaniem ciemnoœci.
Karen sk³oni³a siê nisko i wysz³a. Posz³a do swojego pokoju
przygotowaæ siê do drogi.
Nastêpnego wieczoru, Karen jako pierwsza pojawi³a siê w Sali Kominkowej,
gdzie mia³o odbyæ siê po¿egnanie. Stanê³a w najciemniejszym rogu sali,
aby nikt nie móg³ jej zobaczyæ. Dru¿yna jeszcze nie wiedzia³a o jej towarzystwie.
Kiedy wszyscy siê zebrali do sali wszed³ Elrond.
- Mam nadziejê¿e wasza wyprawa zakoñczy siê sukcesem. Zanim odejdziecie,
musicie dowiedzieæ siê jednej rzeczy. Bêdzie wam towarzyszyæ jeszcze ktoœ.
- Co! - wykrzyknêli jednoczeœnie Aragorn i Gandalf. - Kto!
W tym momencie Karen wysz³a z ukrycia. Nikt nie uwierzy³ w
s³owa Elronda. Mia³a by im towarzyszyæ kobieta? To chyba niemo¿liwe.
- Nie przes³yszeliœcie siê. Karen bêdzie dziesi¹tym piechurem,
ale jej uczestnictwo w wyprawie jest ca³kowit¹ tajemnic¹.
I tak ma zostaæ.- Popatrzy³ na wszystkich wymownie po czym wyt³umaczy³
im rolê Karen w przysz³ych wydarzeniach. - Proszê was, abyœcie nie
zadawali jej ¿adnych pytañ. W odpowiednim momencie sama wam to dok³adnie wyjaœni.
Po krótkim po¿egnaniu Dru¿yna opuœci³a Rivendell.
Wszyscy ukradkiem spogl¹dali w stronê Karen. Dziewczyna postanowi³a
przerwaæ to niezrêczne milczenie:
- Nie bójcie siê mnie. Nie proszê abyœcie mi zaufali, proszê jedynie
abyœcie nie traktowali mnie jak wroga i nie obserwowali na ka¿dym kroku.
Lepiej zrobicie je¿eli bêdziecie patrzeæ pod nogi.
W tym momencie Gimli potkn¹³ siê o wystaj¹cy korzeñ i upad³
na Merry'ego i Pippina. Trochê im zajê³o zanim pozbierali siê z ziemi i ruszyli dalej.
- Ostrzega³am - powiedzia³a Karen i ich wyprzedzi³a.
- Skoro chcesz iœæ przodem to znaczy ¿e znasz drogê.
Mogê wiedzieæ sk¹d? - Spyta³ Aragorn.
- Po prostu znam. Na razie to musi ci wystarczyæ. Wiem o wielu rzeczach,
o których, wed³ug was, nigdy nie powinnam siê dowiedzieæ. Cierpliwoœci.
A teraz proponuje postój. Zaczyna œwitaæ.
Musieli przyznaæ jej racjê. ZnaleŸli niewielk¹ polankê
i rozbili obozowisko.
- Podejrzewam¿e nie pozwolicie mi obj¹æ pierwszej wachty? - spyta³a ironicznie Karen.
- Ani pierwszej ani ostatniej - odpowiedzia³ Gimli. - Nie mam zamiaru
powierzaæ ci swojego ¿ycia. Jestem pewny¿e nie zauwa¿y³abyœ
niebezpieczeñstwa nawet gdybyœ na nie wpad³a.
- Z tego co wiem, to ty wpadasz na wszystko co jest mo¿liwe. -
Odpowiedzia³a dziewczyna, a Gimli ca³y siê sp³oni³ na sam¹ myœl
o swoim niezdarstwie. - Po drugie, teraz nic nam nie grozi,
ale za pewne mi nie uwierzycie.
Nie uwierzyli. Karen po³o¿y³a siê z dala od obozowiska,
pozwalaj¹c innym, porozmawiaæ na temat, który nurtowa³ ich od
wyjœcia z Rivendell. Na jej temat.
- Dra¿ni mnie jej obecnoœæ. - Powiedzia³ cicho Gimli. - Co ona
w³aœciwie tu robi?
- Wiemy tak samo ma³o jak ty. - Odpowiedzia³ Aragorn. - Widzia³em
j¹ kilka razy w Rivendell. ZaprzyjaŸni³a siê z Glorfindelem.
- Jeœli on jej zaufa³, to mo¿e i my zaryzykujemy? - Spyta³ Sam.
- Wydaje siê w porz¹dku.
- To samo powiedzia³byœ gdybyœ zobaczy³ Sarumana. - Odezwa³ siê Gandalf.
- A teraz sprzymierzy³ siê z Sauronem i jest naszym wrogiem.
- Moim zdanie powinniœmy j¹ zgubiæ. - Odezwa³ siê Gimli. - Po prostu
j¹ tu zostawmy. Znajdzie drogê powrotn¹.
- Za to ty jestem godny zaufania. - Odezwa³ siê Legolas.
- Nas te¿ zostawisz któregoœ dnia?
Gimli odburkn¹³ coœ niezrozumia³ego.
- Nie Legolasie. To mo¿e byæ dobre rozwi¹zanie. - Przerwa³
tê k³ótniê Gandalf. - Dziewczyna twierdzi¿e du¿o wie.
Bêdzie mia³a okazjê siê wykazaæ.
- Nie mo¿emy jej tu zostawiæ! - wykrzykn¹³ Sam.
- Nic jej nie bêdzie. - Wtr¹ci³ Frodo. - Gandalf ma racjê.
Niech udowodni ile warta jest jej wiedza.
- Proponuje g³osowanie - powiedzia³ Aragorn. - Kto jest za tym
aby j¹ tu zostawiæ rêka w górê. - Siedem. Czyli sprawa przes¹dzona.
Wyruszymy jak bêdziemy mieæ pewnoœæ¿e zasnê³a.
Gdy Karen obudzi³a siê kilka godzin póŸniej zauwa¿y³a¿e zosta³a sama.
- No, no, no. Tego siê nie spodziewa³am.
Wsta³a i szybko zaczê³a szykowaæ siê do drogi.
Nie sz³a t¹ sam¹ drog¹ co Dru¿yna. Po pierwsze dlatego¿e wiedzia³ dok¹d zmierzaj¹, wiêc zaryzykowa³a przejœcie przez œrodek lasu.
Po drugie, wyœmienity s³uch Legolasa wychwyci³yby jej kroki na ubitym gruncie.
Po paru godzinach marszu by³a pewna¿e bardzo siê do nich zbli¿y³a.
Przyszed³ jej do g³owy pewien pomys³. Jeœli sama zbli¿y siê do obozowiska,
mog¹ wzi¹æ j¹ za wroga i najzwyczajniej w œwiecie zabiæ. Jeœli zaœ,
ktoœ z obozu przyjdzie do niej, pos³u¿y siê nim i bezpiecznie wróci do towarzyszy.
Tylko jak sprawiæ by ktoœ do niej przyszed³, ale nikt inny
nie domyœli³ siê niczego? Ale¿ oczywiœcie. Legolas.
- Legolasie... S³yszysz mnie! - krzyknê³a Karen
- Wiem¿e tak. - Doda³a ju¿ ciszej. - ChodŸ do mnie. Wiem¿e tego chcesz.
Przecie¿ tak strasznie mêczy ciê towarzystwo tego krasnoluda.
Uwolnij siê od niego. ChodŸ do mnie.
W tym czasie Dru¿yna szykowa³a siê do spoczynku. Nagle Legolas us³ysza³
piêkny kobiecy g³os. Kobieta wo³a³a go. Czarowa³a. Nie wiedzia³ czemu,
ale chcia³ ulec temu czarowi. Coœ mu mówi³o¿e od strony
w³aœcicielki g³osu nic mu nie grozi.
- Legolasie, przyjdŸ do mnie. Nie lêkaj siê. Jestem przyjacielem.
Tylko przyjdŸ do mnie, proszê.
Legolas wsta³ i powoli zacz¹³ oddalaæ siê od obozowiska.
Na pytanie Aragorna dok¹d idzie odpowiedzia³¿e musi siê przejœæ.
Gdy tylko jego towarzysze stracili go z pola widzenie zacz¹³ biec.
Bieg³ coraz szybciej i szybciej. Po kilku minutach spostrzeg³ jak¹œ postaæ
stoj¹c¹ w cieniu drzew.
Zatrzyma³ siê i napi¹³ ³uk.
-Kim jesteœ?
- Strzelisz do mnie? - us³ysza³ w odpowiedzi. - Nie po to ciê wo³a³am
¿ebyœ mia³ mnie zabiæ.
- Kim jesteœ? - powtórzy³ pytanie, jednoczeœnie opuszczaj¹c ³uk.
- Naprawdê nie wiesz? - Zapyta³a Karen i wysz³a z cienia. - Jestem t¹,
któr¹ zostawiliœcie na polanie, z nadziej¹¿e wiêcej mnie nie zobaczycie.
Legolas nie móg³ uwierzyæ w³asnym oczom. Wiêc ten cudowny g³os
nale¿a³ do Karen? Niemo¿liwe. A jednak sta³a przed nim i mówi³a do niego.
Nie mog³o byæ mowy o pomy³ce. Ale w jaki sposób zdo³a³a ich odnaleŸæ?
Chyba mówi³a prawdê, twierdz¹c¿e wie o wielu rzeczach.
- Czemu mnie wo³a³aœ? - Zapyta³, gdy móg³ wydobyæ g³os z gard³a.
- To proste. Wprowadzisz mnie do obozowiska. Gdybym posz³a sam prawdopodobnie
zaatakowalibyœcie mnie. Z tob¹, bêdê bezpieczna.
Ruszyli w stronê obozu.
- Dzieñ dobry - powiedzia³a Karen, a wszystkim dos³ownie opad³y szczêki.
- Mam nadziejê¿e nie sprawicie mi wiêcej takiej niespodzianki?
- Jak? - Wyj¹ka³ Gimli.
- Znam wasz¹ trasê lepiej ni¿ wy, wiêc próba zgubienia mnie,
mo¿e okazaæ siê tylko strat¹ czasu.
- Kim ty jesteœ? - Spyta³ Aragorn.
- Waszym dobrym duchem - odpowiedzia³a Karen i po³o¿y³a siê spaæ.
CDN
Messa
