Przepraszam za opóźnienia lecz z powodu pracy nie mogłem szybciej skończyć.
Zaznaczam że nie mam praw do marki Dragon Age te prawa należą do firmy BioWare.
Rozdział 7
Dzieciństwo część III
"Dzieci potrafią być nieraz mądrzejsze niż dorośli"
- Eowina do Teyrny.
Braterstwo i tajemna miłość siostry.
Minął rok od kary Fergusa oraz Arthura, dzięki której właściwie obaj bracia zbliżyli się do siebie, darząc się szacunkiem i zaufaniem. Dwaj chłopcy skończyli ze głupimi żartami, a także zaczęli nawzajem się wspierać oraz zdrowo rywalizowali jednocześnie darząc się przyjaźnią. Natomiast Marion starała się unikać młodszego brata, ponieważ zaczynała powoli się w nim zakochiwać. Jednak jej próby spełzły na niczym, gdyż Arthur zorientował się, że jego starsza siostra go unika i nie wiedział dlaczego. Pewnego dnia chłopiec zauważył jak Marion wchodzi do biblioteki zamkowej wyraźnie smutną. Arthur postanowił dowiedzieć się co się dzieje i dlaczego go unika całkowicie od sześciu miesięcy. Wszedł po cichu za nią do biblioteki było tam kilka osób postanowił więc poczekać na odpowiednią chwilę by porozmawiać z siostrą w cztery oczy.
Arthur czekał spokojnie, aż wszyscy wyjdą, a przy okazji dowiedział się co czytała Marion z wyraźnym rumieńcem. Książka nosiła tytuł "Miłość dwóch Lwów", uśmiechnął się do siebie "No siostrzyczko nie wiedziałem, że lubisz czytać romanse" pomyślał. Kiedy zauważył że jego starsza siostra wstaje, zrobił to samo i ruszył w jej stronę. Zbliżając się do Marion, gdy była przy wyjściu z biblioteki chwycił ją za rękę i zaciągnął do drugiego pokoju, gdzie zwykle odbywały się lekcje.
Będąc w klasie zamką drzwi za sobą i zapytał - Co się dzieje Marion? Dlaczego mnie unikasz?
- Coś ci się chyba wydaje, wcale cię nie unikam. - odpowiedziała dziewczyna nerwowo unikając wzroku młodszego brata.
- Siostro nie jestem głupi ani ślepy. - odparł Arthur stanowczo oraz dodał - Chce wiedzieć co się dzieje.
- Sama nie wiem braciszku! - stwierdziła Marion podnosząc głos.
- Powiedz co cię dręczy. - powiedział białowłosy chłopiec troskliwym głosem siadając na ławce przy ścianie po prawej stronie od drzwi.
Dziewczyna popatrzyła na swojego młodszego brata siadając obok niego "Co mam Ci powiedzieć, że cały czas cię obserwuje, że chyba się w tobie zakochałam. Nie mogę tego zrobić" pomyślał.
Arthur widząc jej zakłopotaną minę wstał - Dobrze nie będę naciskał, po prostu chcę by wróciła moja ukochana siostra.
Marion spojrzała na swego młodszego brata który opierał się o biurko odwrócony do niej plecami ze współczuciem. "Marion weź się w garść, może to jest tylko zwykłe zauroczenie, ponieważ uratował ci życie" pomyślała, a następnie dodała w myślach "Przecież to mój ukochany młodszy braciszek i potrzebuje wsparcia tak samo jak ja, poza tym to nie zniknie jeśli będę się od niego izolować".
Dziewczyna wstała podeszła do Arthura przytuliła go i powiedziała - Przepraszam braciszku.
Arthur później się odwrócił i mocno uściskał siostrę prosząc - Proszę cię siostrzyczko nigdy się ode mnie nie oddalaj.
- Obiecuję że nigdy tego nie zrobię? - odparła Marion z uśmiechem.
Podróż
Teraz obecnie cała rodzina Couslandów jedzie w kierunku Twierdzy Czuwania, która jest główną siedzibą Rodu Howe oraz stolicą arlatu Amarantu. Klan jedzie tam na zaproszenie arla Rendona Howe z okazji narodzin jego syna Thomasa. Orszak był tym razem nieco większy gdyż świta składała się z czterdziestu ludzi do tego dochodził, jeszcze jeden wóz na, którym znajdowały się prezenty dla młodego Thomasa oraz dary dla jego ojca. Grupa więc składała się z około pięćdziesięciu osób. Poczet wojowników składał się z szesnastu rycerzy i dwudziestu czterech zbrojnych żołnierzy. W świecie rycerskiej znajdowało się sześciu nauczycieli Arthura, którzy mieli za zadanie ciągłe szkolenie chłopca w kwestii walki, a także strategii. Szóstka mentorów chłopca jechała blisko niego by wrażenie czego go chronić. Za białowłosym dzieciakiem jechał sir Roland Buckingham na karym rumaku odziany w srebrytową zbroję płytową dowódcy, a na plecach nosił swój meteorytowy miecz ze srebrytu który otrzymał od teyrna. Po prawej stronie dowódcy rycerzy jechał sir Benen Bowie, który siedział w siodle na swym tarantowatej klaczy, ubrany w ciężki pancerz kolczy że czerwonej stali a przy pasie nosił dwa krótkie miecze z lazurytu. Za nim jechał na swoim gniadym ogierze sir Ryszard York odziany w płytową zbroję z veridium, na plecach miał zawieszony przez ramię obsydianowy pawęż, a przy pasie srebrytowy jednoręczny fereldeński miecz. Po lewej stronie rycerza znajdował się Edan Forester siedział na swym srokatotobianym koniu ubrany w obsydianową zbroję łuskową nosił on przy pasie fereldeński półtoraręczny miecz oraz trzymał w prawej ręce lancę o długim jak sztylet grocie ze srebrytu i drzewcem okuty żelazem. Za Foresterem jechała sir Tira Mennell na swej izabelowatej klaczy odziana w pancerz karacenowy ze srebrytu przepaście nosiła jednoręczny stalowy miecz a na plecach długi łuk z żelazodrzewa oraz kolcami ze strzałami. Po prawej stronie rycerki jechał na swym kasztanowatym ogierze sir Cedric Black ubrany w srebrytową zbroję płytową a na plecach nosił potężny młot bojowy ze czerwonej stali. Podróż trwała długo, jednak podczas niej młody Arthura jadący na swym młodym karym rumaku fereldeńskim, odzianego w skóżane buty, rękawice i biało-czarny płaszcz, ujrzał warunki życia ludności tego regionu oraz wygląd wiosek. Osady nie wyglądały zbyt zachęcająco wiele domów wyglądało na naprawdę ubogie, dachy budynków były podniszczone, brak kamiennych podstaw u stóp domów itp…. Widząc to chłopcu zrobiło się żal chłopów, "Dlaczego arl Howe nic nie robi, by poprawić warunki życia tych ludzi" pomyślał.
Bryce widząc zatroskaną twarz swego syna, poprosił go do siebie - Arthurze proszę podjedź tu na chwilę.
- Dobrze ojcze. - mówiąc to białowłosy chłopak podjechał do swego ojca i zaciekawiony zapytał - Czy coś się stało ojcze?
- To ja powinienem zapytać o to ciebie mój chłopcze. - odparł Teyrn ze spokojem.
- Dlaczego? - spytał lekko zdezorientowany Arthur.
- Wydajesz się nieobecny i zmartwiony. - oznajmił Bryce.
- To nic… - na chwilę przerwał, po czym wziął głęboki oddech i zaczął - Po prostu zastanawiam się dlaczego arl Howe nie pomaga tym ludziom jak ty to robisz?
- To nie jest takie proste jak ci się wydaje chłopcze. - odpowiedział spokojnie Teyrn ale z westchnieniem.
- Jak co masz na myśli ojcze? - zapytał lekko zaciekawiony Arthur.
- Ferelden doznał ogromnych zniszczeń podczas orlesiańskiej okupacji. - powiedział Bryce poważnym tonem i dodał - A najbardziej ucierpiał właśnie Amarant.
- Czyli chcesz powiedzieć że Wysokoże odczuło wojnę w mniejszym stopniu? - spytał chłopiec odchylając lekko głowę w lewo.
- Przynajmniej w mniejszym stopniu niż Amarant, gdyż to właśnie tu orlesianie mieli swoją kwaterę główną. - wyjaśnił Teyrn.
- Czy imperium Orles czasem nie przegrało wojny? - zapytał ciekawy Arthur.
- Masz rację przegrali, lecz łucznicy i partyzanci z Amarantu, poważnie dali się we znaki Orlesiańskin kawalerom, co spowodowało że zaczęli niszczyć arlat, by dać upust swojej złości.
Arthur zrozumiał, że podczas wojny te tereny zaznały naprawdę ciężkich zniszczeń, a ludność strasznego cierpienia. Doszedł do wniosku, że ziemie te zostały obrabowane z cennych środków, które mogłyby przyspieszyć odbudowę Amarantu.
Jednak chłopiec nie rozumiał jednej rzeczy - Skoro wygraliśmy wojnę to dlaczego po wojnie król nie pomógł Amarantowi w odbudowie oraz innym regionom w królestwie?
- Widzisz kiedy odzyskaliśmy wolności nasz kraj był dalej w stanie wojny z Orles, ale udało się wynegocjować pokój który kończy wojnę białym pokojem. - wyjaśniał Bryce spokojnie i dodał - Czyli odzyskaliśmy swój kraj, lecz zrezygnowaliśmy z kontrybucji wojennej, by uniknąć dalszego rozlewu krwi.
- Więc żadna ze stron nie była w stanie osiągnąć pełnego zwycięstwa. - stwierdził zamyślony Arthur.
- Zgadza się. - przyznał Teyrn z uśmiechem.
- Jednak nie odpowiedziałeś mi dlaczego król nie pomógł w odbudowie. - odparł białowłosy chłopiec.
- Pomógł i to sporo, lecz nie mógł wspierać nikogo mocniej, gdyż mogło by być to odebrane przez innych możnych jako faworyzowanie, a poza tym skarbiec królewski był dość nadwyrężony. - wyjaśnił Bryce zdecydowanym głosem.
- Czyli problem stanowiła polityka jak i fundusze. - wydedukował krótko Arthur gładząc się po brodzie.
Widząc ten gest i zamyśloną twarz chłopca "Stwórco jest tak podobny do Uthera" pomyślał Bryce, po czym dodał w myślach "Przyjacielu naprawdę twój syn rośnie na mądrego mężczyznę".
- Nie mylę, prawda ojcze? - spytał chłopiec spoglądając na ojczyma.
- Zgadza się mój chłopcze. - przyznał Teyrn z dumą.
Jechali dalej, aż dotarli do skrzyżowania dróg, po czym skierowali się na południe w stronę Twierdzy Czuwania która była nie daleko. Siedziba rodu Howe stawała się powoli coraz bardziej widoczna, za każdym przemieżonym metrem drogi, który pokonywał orszak. Wkrótce oczom Couslandów ukazała starożytna warownia Howów, Arthur zrozumiał wtedy, że zamek lata świetności ma już za sobą. Twierdza była podzielona na trzy linie obrony, pierwszą było dolny zamek którego mury były drewniane, lecz posiadały kamienną bramę z trewnianymi wrotami i wieże. W dolnym zamku znajdowała się tawerna łuczarnia, garbarnia i stajnie oraz kilka domów mieszkalnych. Drugą linię stanowił górny zamek otaczał go kamienny wysoki mur a co pięćset metrów stała baszta, brama natomiast była też murowana lecz posiadała żelazną kratę. Plac górny dzielił się na dwie części, plac zamkowy i targ. Plac był zbudowany centralnie za bramą, znajdowała tam kuźnia, studnia, areszt i krypta Howów. Targ oddzielał od dziedzińca trzymetrowy płot z drewnianą bramą, pośrodku targu leżała studnia a wokół niej znajdowały się stragany i sklepy. Trzecią a zarazem ostatnią linia obrony była twierdza lub inaczej warownia czy cytadela miała solidne mury z wieloma basztami na których stały balisty. Brama zaś posiadała żelazną kratę i drewniane wrota. Cała twierdza stała na potężnym wzgórzu czyniąc ją trudną do zdobycia.
Wizyta u Howów
Couslandowie wjechali do twierdzy konie zostawili w dolnym zamku gdzie znajdowały się stajnie. Bryce wraz z swymi synami zsiedli z wierzchowców, następnie Teyrn podszedł do karocy by pomóc wyjść Eleonorze swojej żonie. Podając jej rękę Teyrnie, którą przyjęła i mocno chwyciła, po czym wysiadła z powozu. Następnie włożyła rękę pod ramię męża i razem z nim podeszła do dowódcy gwardii Howa. Mężczyzna był podeszłego wieku, miał brązowe oczy, łysą głowę i siwą długą brodę połączoną z baczkami. Odziany w kolczą zbroję ze verydium nosił stalowy miecz przy pasie i mały fikuśny sztylet. Arthur widząc to podszedł do karocy i pomógł wysiąść Marion podając jej rękę w podobny sposób jak jego ojczym. Dziewczyna przyjęła pomoc lekko zarumienione, uchwyciła mocno rękę brata i podnosząc dół sukni, by nie przeszkadzała podczas wychodzenia z karocy. Później oboje podeszli do rodziców, Marion trzymała Arthura w ten sposób jak matka ojca. Fergus który stał, przed nimi próbował stłumić śmiech, gdy widział swoje młodsze rodzeństwo. Jednak Eowina patrzała na nich z niepokojem próbując odrzucić złe myśli. Rodzina Couslandów poszła za dowódcą gwardii w kierunku cytadeli, gdzie już czekali na nich Howowie.
Rodzina Howe stała przed wejściem do twierdzy wraz z swymi urzędnikami za sobą. Arl Rendon Howe czekał na przedzie by powitać swego dobrego przyjaciela. Odziany w swój brązowo-biało-złoty dublet, czarne bryczesy i skórzane brązowe buty, przy pasie natomiast nosił mały fereldeński sztylet ze srebrytu. Arlessa Eline Howe żona arla miała czarne długie włosy upięte w dwa surowe koki, złote oczy lekko zadarty nos, ubrana w granatowo-żółtą suknie z dekoltem i fioletowe pantofle. Kobieta czekała za swym mężem wraz z dziećmi Natanielem, Delilah i najmłodszym Tomaszem na szanownych gości. Najstarszy syn Rendona Nataniel stał po prawej stronie swej matki miał czarne krótkie włosy rozczesane równo na boki, złote oczy, nos rzymski, odziany w dublet o podobnych barwach jak jego ojciec, czarne buty z skóry oraz brązowy szlachecki pas. Delilah stała obok starszego brata miała czarne długie włosy zaplecione w warkocz zwisający z tyłu głowy, złote oczy i zadarty nos. Ubrania w suknie z barwami rodu Howe, piękne czerwone pantofle. Tomasz natomiast leżał w ramionach swojej matki Eline zawinięty w błękitny kocyk z herbem rodziny Howe.
Dwie rodziny stanęły naprzeciw siebie na dziedzińcu, Bryce i Rendon zbliżyli się do siebie pewnym krokiem, a następnie uściskali się niczym miłujący bracia.
- Dobrze cię widzieć przyjacielu. - powiedział Teyrn z radością oraz szacunkiem.
- I wzajemnie Bryce, mam nadzieję, że podróż minęła ci spokojnie? - uprzejmie zapytał Howe.
- Oczywiście, wiedziałem też twoje ziemie, dobrze się spisujesz starając się je przywrócić do dawnej świetności. - pochwalił Cousland z serdecznym uśmiechem.
- Dziękuję to wiele dla mnie znaczy. - odparł Rendon ze skinieniem głowy.
Reszta członków ich rodzin też się przywitała ze sobą wymieniając uprzejmości. Przeważnie dziewięcioletnia Delilah, która była pod wrażeniem młodego Arthura jak z resztą jej starszy brat Nataniel.
Białowłosy chłopiec najpierw podszedł do najstarszego syna arla i uścisnął mu dłoń w stylu rycerskim mówiąc z uśmiechem - To dla mnie zaszczyt cię poznać lordzie Natanielu Howe zwę się Artur Cousland.
- To ja czuję się zaszczycony lordzie Arturze Cousland nazywam się Nathaniel Howe. - odparł Natanielu odwzajemniając uśmiech.
Następnie Artur podszedł do córki arla chwytając jej rękę za zgodą i kłaniając się i całując dłoń Howówny mówiąc i patrząc w oczy dziewczyny - To zaszczyt cię poznać lady Delilah Howe zwę się Artur Cousland.
Delilah nie mogła oderwać oczu do białowłosego Couslanda i jego srebrne oczy jednak po chrząknięciu starszego brata dziewczyna odwajemniła upejmość z uśmiechem - Witaj lordzie Arturze Cousland nazywam się Delilah Howe miło cię poznać.
Córka Rendona jako pierwsza z rodzeństwa zabrała głos - Witaj waszą lordowska mość to olbrzymi zaszczyt cię poznać.
Teyrn i Teyrna byli pod wrażeniem etykiety oraz wychowania dziewczynki. Bryce odpowiedział na uprzejme powitanie - Dziękuję Moja pani widać że naprawdę dobrze cię wyuczyli twoi rodzice, chodź nie jestem zaskoczony ponieważ znam oboje przez długi czas.
Kiedy wszyscy już wymienili między sobą uprzejmości arlessa dała znak rodzinie Bryca by udali się za nią zostawiając teyrna i arla samych. Delilah szła razem z Marion za Fergusem i Arturem cały czas obserwując białowłosego chłopca z ciekawością. Młoda Couslandówna zauważyła wzrok Howówny, a to wzbudziło w niej niewielką zazdrość, lecz na szczęście spostrzegła się i wzięła głęboki oddech.
- Coś nie tak lady Marion? - spytała Delilah.
- Nie, to nic tylko jestem trochę zmęczona. - odpowiedziała Marion z uśmiechem.
- Rozumiem. - powiedziała Howówna odwzajemniając uśmiech.
Obie dziewczyny uśmiechały się do siebie serdecznie idąc za dwoma trójką chłopców.
Wtedy Delilah z powrotem spojrzała na Arthura i szepnęła do Couslandówny - Twój młodszy brat jest całkiem przystojny.
- Tak ale bywa nieznośny. - powiedziała Marion próbując zniechęcić rywalkę.
- Czy chłopcy nie są zawsze tacy w tym wieku? - zapytała Howówna retorycznie.
Marion jedynie westchnęła kręcąc głową i szła dalej przed siebie patrząc na swego młodszego brata z irytacją "Czy zawsze musisz Arturze zawracać w głowie każdej dziewczynie jaką zobaczysz?" pomyślała.
Kiedy wszyscy zostali odeskortowani do swych komnat gościnnych zaczęły się przygotowania do wieczornej uczty. Fergus i Artur mieli wspólny pokój natomiast Marion miała komnatę obok nich nieco dalej była kwatera ich rodziców. Obaj bracia siedzieli spokojnie w swej komnacie odpoczywając po podróży. Arthur spokojnie siedział przy oknie, czytając książkę na temat smoków Tevinteru, zaś Fergus leżał spokojnie na łóżku na przemian drzemiąc i patrząc w sufit.
Jednak czarnowłosy chłopak w końcu stwierdził, że jest trochę za cicho, więc starał się podjąć rozmowę z swoim młodszym bratem - Więc braciszku jak ci się podoba w Amarancie? Uroczo miejsce nie sądzisz?
- Jest to spokojne miejsce, trochę wyniszczone przez wojnę, lecz gdzie nie gdzie da się znaleźć piękno. - odpowiedział Artur spokojnym głosem podnosząc wzrok na starszego brata.
- Tak jest tu trochę piękna przeważnie mała Delilah Howe jest jego przedstawicielem. - powiedział szyderczo Fergus przyjmując poczycję siedzącą.
- O co ci chodzi Fergus? - Zapytał białowłosy chłopiec lekko zirytowany.
- O nic, tylko zauważyłem jak Howówna pożera cię wzrokiem. - odparł młody Cousland z paskudnym uśmiechem.
- Nie zauważyłem. - oznajmił Artur odwracając wzrok.
- Jasne. A tak z innej beczki widzę że znów dobrze dogadujesz się z Marion. - Fergus spokojnie zmienił temat opierając głowę na prawej ręce opartej na kolanie.
Arthur spojrzał na swego starszego brata z serdecznym uśmiechem i powiedział - Tak odbyliśmy krótką rozmowę, ale nadal nie wiem dlaczego wtedy tak się zachowywała.
- Czyli nasz ojciec ma rację, że dla niewiast jesteśmy niczym otwarta księga, lecz one dla nas niczym nieskończony labirynt. - zacytował nastolatek z zamyśleniem.
- Masz rację braciszku. - przyznał białowłosy chłopiec spoglądając prze z okno.
Obaj bracia siedzieli i rozmawiali, o różnych rzeczach oraz żartowali sobie z nauczycieli. Arthur wspomniał o sir Cedriku na, co Fergusowi zjeżył się włóż na plecach pamiętając brutalny miesiąc pod komendą tego człowieka. Dziewięciolatek zauważył to starając się stłumić śmiech widząc przerażenie starszego brata choć trochę mu współczuł że przeszedł przez takie piekło. W końcu jednak zapadł zmrok i bracia zaczęli szykować się do uczty.
Uczta na Cześć Gości
W wielkiej sali powoli rozpoczynały się bal, bannowie z całego arlatu na niego zjeżdżali przeważnie nie mogło tam zabraknąć lordów sprzyjających Rendonowi. Na uczcie były takie osobistości jak Bannora Esmerella z Amarantu, Bann Edelbreckt, pani Tamra, itp. wszyscy znacznii panowie ziemscy, którzy coś znaczą w Amarancie. Teyrn Wysokoża odziany w błękitno-zielony dublet, wysokie buty ze czarnej skóry, nosił bogaty pas szlachecki, a przy nim miał przypięty krótki sztylet fereldeński z orlezjańską rękojeścią. Ubrany w ten sposób głowa rodu Cousland przywitała się uważnie ci się dzieje w wielkiej sali. Bryce widział jak wszyscy spieszą do Howa by mu pogratulować narodzin syna, jednak zauważył że nie wszyscy bratają się z jego przyjacielem np. Bann Edelbreckt, który tylko pogratulował swojemu suwerenowi, a następnie skierował się do innych gości. "Ach przyjacielu, nadal popełniasz ten sam błąd." pomyślał Teyrn.
Eleonora zauważyła zatroskaną twarz swego męża i zapytała z troską - Co się dzieje kochany, dlaczego masz taką smutną twarz?
Teyrna miała na sobie piękną niebiesko-czerwoną suknię z dekoltem podkreślającą jej sylwetkę na nogach nosiła piękne błękitne pantofelki, a na szynie piękny srebrny naszyjnik zrobiony przez jej męża.
- To nic takiego najdroższa, poza tym wyglądasz przepięknie. - powiedział Bryce zmuszając się do uśmiechu.
- Dziękuję, ale nie próbuj zmienić tematu wiem że coś cię niepokoi. - odparła Eleonora poważnym tonem.
- Naprawdę to nic. - próbował Teyrn zakończyć temat.
- Niech ci będzie, ale nie jest mądrze dusić emocje w sobie. - oznajmiła Eleonora z troską, po czym zaczęła szukać wzrokiem swych dzieci.
Fergus stał wśród swych rówieśników rozmawiając i śmiejąc się, był odziany w błękitno-biały dublet z wyszytymi laurami Couslandów na lewej piersi, miał też założone brązowe skórzane buty z srebrną zawleczką oraz pas szlachecki, a przy nim przypięty bogaty sztylet fereldeński. Teyrna czuła ulgę, że widząc swego syna, który zachowuje się tak jak na jego status przystało. Później jej wzrok powędrował na Marion która była ubrana w piękną czerwoną suknie z czarnymi haftami i białymi wzorami laurów, nosiła na nogach czarne pantofle na obcasie a jej włosy były rozpuszczone z zaplecionymi trzema warkoczami, dwa znajdowały się po obu stronach twarzy, trze zaś po z tyłu głowy. Widziała jak jej córka jest otaczana przez adoratorów w tym Nataniela, który wyraźnie robił za przyzwoitkę, co sprawiło że była mu wdzięczna. Następnie Eleonora zaczęła patrzeć w stronę, gdzie przebywał Artur, który był otoczony przez kilku swoich rówieśników przeważnie młodych dam. Chłopiec był ubrany czarny żupan, z jedwabiu ze białym wzorem drzewa laurowego na klatce piersiowej i czerwonymi mankietami, miał też uprane na nogach czarne wysokie ciemne skórzane buty, a przy pasie nosił krótki sztylet fereldeński z obsydianową rękojeścią.
Wywołało to u niej uśmiech i zwróciła się Bryca - Wygląda na na to, że Artur nie może opędzić od uroczych niewiast.
Teyrn Wysokoża spojrzał w stronę swego przybranego syna, który wyraźnie próbuje się wymknąć z otoczenia rówieśników.
- Zdaje się, że w przyszłości nie będzie miał problemu, ze znalezieniem sobie żony. - stwierdził Cousland uśmiechając się lekko
Eleonora spojrzała na męża mówiąc - Może będzie miał szczęście jak ty.
- Stwórco, oby nie. - powiedział Bryce podnosząc głowę do góry ukrywając swój uśmiech.
- Co mam przez to rozumieć? - zapytała Teyrna z groźnym wzrokiem, kładąc obie ręce na swoich biodrach.
- Nie nic… hahahaha. - Bryce powiedział wybuchając śmiechem.
- Stwórco naprawdę jest tak jakbym czasami miała czwórkę niesfornych dzieci. - oznajmiła Eleonora masując swe skronie i kręcąc głową z niewielką irytacją.
Taniec i Śpiew
Kiedy Eleonora prowadziła dysputy z Brycem, Artur starał się wyrwać z tłumu dyskretnie ale kulturalnie. Nie było to, jednak łatwe zadanie, gdyż przeważnie damy w jego wieku szukały uwagi z strony chłopca. Młody panicz czuł się naprawdę znużony towarzystwem rówieśników, zauważyła to Marion, która też próbowała oddalić się od otaczającego ją tłumu ludzi.
Delilah spojrzała w stronę Artura i widząc jego znużenie postanowiła mu pomóc poza tym miała też pewien plan. Dziewczyna była odziana w piękną czerwoną suknie ze złotymi wzorami róż i dekoltem, na nogach nosiła piękne czarne pantofle z białym klejnotem na języczku, włosy szlachcianki były spięte w kok, we fryzurę miała wpięty po lewej stronie piękny czerwony kwiat prawdopodobnie był to mak, szyję jej zaś zdobił piękny naszyjnik z bursztynem. Howówna podeszła do białowłosego chłopca, chwyciła go za lewe ramię i zaczęła odciągać trzeciego dziedzica Couslandów od tłumu rówieśników mówiąc serdecznym głosem - Przepraszam że przeszkadzam, mój panie obiecałeś mi pierwszy taniec.
- Rzeczywiście wybacz prawie zapomniałem przez tą pasjonującą dyskusję. Wybaczcie drodzy panowie i panie. - powiedział Artur uśmiechając się i skinając głową w kierunku rozmówców.
Idąc w kierunku parkietu podziękował cicho tak by tylko mogła usłyszeć to jego partnerka - Dziękuję lady Howe prawie umarłem tam z nudów.
- Aż tak źle jest przebywać wśród rówieśników i adoratorek? - zapytała dziewczyna uśmiechając się ironicznie.
- Nie, jeśli tematy obejmują filozofię, historię, turnieje i gospodarkę. Natomiast tematy o sukniach oraz plotkach o innych ludziach zaczynają, być po kilku chwilach strasznie nużące. Adoratorki zaś wprawiły mnie w zakłopotanie, gdyż wiecznie się pytają o moje włosy i oczy. - kończąc swój monolog chłopiec potarł dyskretnie prawą dłonią obie skronie.
- Czyli to prawda co o tobie mówią. - stwierdziła Delilah ze uśmiechem.
- A co o mnie mówią? - zapytał Artur, ciekaw odpowiedzi.
- Powiadają że jesteś niezwykle mądry jak na swój wiek oraz groźny w walce. - powiedziała ciemnowłosa dziewczyna docierając razem ze swoim partnerem na parkiet.
- Przesadzają z tymi plotkami, ale jeśli ty pani tak o mnie myślisz to dla olbrzymi zaszczyt. - odparł białowłosy chłopiec, przyjmując pozycję taneczną i uśmiechając się do swojej partnerki.
Kiedy rozbrzmiała muzyka wszystkie pary zaczęły się poruszać w rytm muzyki. Najpierw nastąpił ukłon w stronę patera, po czym mężczyźni kładli prawą rękę na talię swych towarzyszek, a lewą dłonią chwytali prawą dłoń partnerek, zaś kobieta wolną ręką kładła na ramię mężczyzny. Artur powoli zaczął prowadzić Delilah w rytm muzyki, obracając ją co dziesięć kroków, dziewczyna czuła zachwyt gdy była tak dokładnie prowadzona przez najmłodszego "Couslanda". Białowłosy chłopiec nie spuszczał wzrok z swojej partnerki jednocześnie będąc świadomy tego co się wokół niego dzieje. Howówna czuła się jakby stąpała po chmurach tańcząc z młodym "Couslandem", patrzyła w jego srebrne oczy "Stwórco on jest taki rycerski, przystojny i mądry." pomyślała rumieniąc się.
Marion widząc taniec swego młodszego brata zaczęła się lekko denerwować "Cholera Artur, dlaczego zawsze tak zawrócisz w głowie każdej niewieście, ty kobieciarzu, bawidamku" pomyślała, groźnie patrząc w stronę pary. Nataniel to zauważył i cicho się zaśmiał "Naprawdę ta dziewczyna ma kompleks młodszego brata" pomyślał dalej się uśmiechając.
Muzyka się po chwili skończyła wszyscy uczestnicy tańca się zatrzymali ukłonili się swoimi partnerom. Artur pocałował Delilah p dłoń że wdziękiem i szacunkiem mówiąc - Dziękuję za fantastyczny taniec moja pani.
- To był dla mnie zaszczyt mój panie. - odparła z uśmiechem Howówna i lekko stłumionym głosem oraz zawstydzenie pojawiło się na jej twarzy dodała - Chciałabym jednak jeszcze raz zatańczyć z waszmością, chodź rozumiem że jest pan zmęczony.
- Nie mógłbym odmówić lady Howe. - powiedział z uśmiechem nie spuszczając oka swej partnerki, gdy się ukłonił.
Następnie podszedł w kierunku grupy minstreli i poprosił - Czy mogliby państwo zagrać Walc Fereldeński?
Muzykańcy się uśmiechnęli i zgodzili się niemal od razu. Arthur wrócił do Delilah ukłonił się i zapytał z szacunkiem - Czy zaszczycisz mnie drugim tańcem Lady Delilah Howe?
- Ależ oczywiście Lordzie Arturze Cousland. - odpowiedziała czarnowłosa dziewczyna.
Para przeszła na środek parkietu i wszyscy zaczęli się im przyglądać z ciekawością. Ukłonili się oboje publiczności potem sobie odpowiedzieli dygnięciem i ukłonem. Przyjęli pozycję taneczną i zaczęli chodzić w rytm "raz dwa trzy", zataczając krótkie koło pełne gracji, wdzięku i dostojności. Następnie dotknęli się dłoń w dłoń Artur lewą, a Delilah prawą leciutko się odpychając dziewczyna wykonała krótki obrót wokół własnej osi, po czym chwyciła obiema rękami lewą rękę swojego partnera. Potem białowłosy chłopiec poprowadził ją po kręgu, a po tym ruchu wrócili do pozy wyjściowej i zaczęli znowu tańczyć po okręgu. Wszyscy przypatrywali się z podziwem tańczącej parze szczególnie ich rodzice, Rendon się uśmiechał "No proszę może wkrótce będę mógł wydać moją córkę za najmłodszego Couslanda, po czym zostanie mi wyeliminowanie Fergusa i mam potężnego sojusznika oraz bogactwo Wysokoża na wyciągnięcie ręki." pomyślał uśmiechając się. Artur przeciągnął Delilah do lewej strony unusual rękę do góry i obrócił ją wokół jej osi, następnie przyciągnął dziewczynę do siebie w taki sposób abyśmy jej plecy przywierały dolnego torsu, po czym położył swoją prawą dłoń na jej splocie słoneczne sprawiając, że partnerka zaczęła troszkę głośniej oddychać oraz się rumienić. Białowłosy "Cousland" obrócił Howówne z powrotem twarzą do siebie i podniósł wysoko chwytając za jej biodra oraz wykonał obrót potem spojrzeli sobie w oczy a chłopiec ją postawił na ziemię i przyjęli pozę wyjściową i mówi zaczęli tańczyć po okręgu. Artur odchylił lekko Delilah do tyłu tak jakby miał się na nią położyć, patrząc jej w głęboko w oczy. Następnie z powrotem wrócili do pozycji stanęli bez ruchu i wtedy muzyka przestała grać. Po chwili słychać było oklaski, a także głosy podziwu Artur uklęknął i ucałował dłoń Delilah. Po tym geście podeszli do nich ich rodzice i pogratulowali im fantastycznego występu mówiąc że było to niezwykle piękny pokaz umiejętności tanecznych.
Kiedy tańce się skończyły nadszedł czas wieczerzy. Wszyscy goście skierowali się w stronę stołów, gdzie służba już kończyła znosić jadło i napitki oraz wszelkie inne frykasy. Artur wraz z swoimi rodzicami oraz rodeństwem zajęli miejsce u boku arla Howe razem z jego rodziną przy głównym stole. Białowłosy chłopiec zasiadł do wieczerzy i podziękował elfickiej służące za strawę, co zdziwiło niektórych możnych. Wszyscy goście zajadali się wykwintnym jedzeniem które senior Amarantu kazał przygotować.
Bryce i Rendon zaczęli rozprawiać o polityce Marica względem innych krajów Thedas oraz polityce wewnętrznej Fereldenu. Teyrn Cousland był zdania, że powinni wybudować więcej warownych zamków na południu jak i na północy szczególnie na zachodniej granicy królestwa. Arl Howe uważał jednak że powinni skupić się na bogactwie i dać nawrócić siłą jeśli trzeba pogańskie ludy które zamieszkują Ferelden. Bryce jednak wiedział że senior Amarantu chce zaimponować przedstawicielom zakonu, którzy gościli w Twierdzy Czuwania z powodu Chrzcin. Pan Wysokoża jednak wiedział że wojna z Arwarami, Dalijczykami i Chasyndami może poważnie osłabić królestwo.
Tymczasem Fergus i młodszy od niego o trzy lata Nataniel prowadzili dysputy na temat ostatniego turnieju w Denerim. Następca teyrna Wysokoża powiedział - Przestań pleść brednie Nat, sir Alan wygrał w pięknym stylu sir Elam nie miał szans.
- Chcę zauważyć sir Elam miał kontuzję lewej nogi, a i tak sprawił kłopoty rycerzowi Alanowi. - odparł zdecydowanie młody Howe.
- Przestań od samego początku było jasne że wygra sir Alan. - oznajmił pewnym głosem Fergus.
- Nie prawda sir Elam był trzykrotnym mistrzem Turnieju w Denerim. - odpowiedział zirytowany Nataniel.
Arthur obserwował całą dyskusję na temat turnieju i po chwili sam się odezwał spokojnym głosem - Oboje macie rację i jak i jej nie macie.
- Co masz na myśli szczeniaku? - zapytał najstarszy z rodzeństwa Couslandów z uniesioną brwią i używając przezwiska młodszego brata.
- To proste, Fergusie ty nie masz racji w kwestii Alana pod kątem wyszkolenia. Sir Elam mimo swej kontuzji skutecznie odpierał ciosy sir Alana. - powiedział białowłosy chłopiec zrozumiałym głosem.
- Ha, mówiłem ci sir… - młody Howe przerwał swoją triumfalne zdaniem gdy zobaczył gest spokoju od Arthura.
- Z tobą jest podobnie Natanielu. - oznajmił spokojnie najmłodszy "Cousland", po czym dodał poważnym tonem - Sir Elam mimo że przez kontuzję nie mogła wykorzystać, to nie powinniśmy spisywać sir Alana na straty.
- Dlaczego? - zapytał dziedzic Amarantu ze zdziwieniem.
- Po prostu walki są nieprzewidywalne, jak mawiają prości ludzie "Na dwoje babka wróżyła". - odpowiedział Artur uśmiechając się.
- Jak do tego doszłeś? - zapytał Nataniel podczas gdy Fergus siedział skołowany słowami młodszego brata.
- Nachylcie się to wam powiem. - odparł białowłosy chłopiec uśmiechając się.
Obaj nastolatkowie nadstawił uszy zaciekawieni, Artur pochylił się do nich i powiedział z wesołym głosem - Zjem tylko przepiórki w sosie.
Wtedy dwóch chłopców padlina stól zbitych z tropu. Fergus zirytowany mówił - Jaja sobie robisz?!
- Przepraszam po prostu nie mogłem sobie odmówić tego żartu. - odpowiedział "Cousland" śmiejąc się, po czym dodał - Tak naprawdę powiedział mi to Roland, gdy go zapytałem.
- No tak nie powinno mnie to dziwić. W Końcu sir Roland Buckingham jest jednym z najlepszych wojowników Fereldenu który podobno dorównuje teyrnowi Gwaren Loghenowi Mac Torowi. - powiedział Nataniel już spokojny głaszcząc swoją brodę.
Chłopcy rozmawiali jeszcze na inne tematy oraz dużo żartowali, mówili też na temat ostatniego miotu bohaterskiego mabarii.
Kiedy wszyscy rozmawiali w tle w tle było słychać muzykę, wtedy Delilah zapytała z uśmiechem - Cudownie śpiewa nasz minstrel, nieprawdaż moja droga Marion?
- Tak bardzo ładnie śpiewa wasz śpiewak. - powiedziała Marion odwzajemniając uśmiech i spytała z ukrytą złośliwością - Jak ma na imię bo nie dosłyszałam go.
- Brandon Flors z Amarantu. - odpowiedziała Howówna beznamiętnie mrużąc oczy.
- A tak całkiem porządnie gra i śpiewa, chodź nie tak jak Artur. - oznajmiła Couslandówna patrząc w kierunku swojego młodszego brata.
- Eleonoro! Nie mówiłaś że twój najmłodszy syn umie śpiewać. - uniosła głos arlessa Eline.
- Tak umie, jednak żadko to robi chyba że jest sami i wydaje mu się że nikogo nie ma w pobliżu. - powiedziała Teyrna spokojnie.
Ich rozmowę usłyszał arl Rendon i zapytał czy ich syn może im zaśpiewać. Byłby to olbrzymi zaszczyt móc posłuchać tak utalentowanego młodzieńca. Teyrnowie się zgodzili i poprosili syna by zaśpiewał im jakieś dwie pieśni. Artur niechętnie ruszył w stronę miejsca gdzie przebywał minstrel Howów i oczywiście poprosił Eowinę o przygrywanie na lutni.
Białowłosy chłopiec wzioł głęboki oddech, po czym w sali rozbrzmiał chlopięcy lecz dostojny głos:
Ovrevtrh reher iseon vaew nad bolerm abror,
Ni sasby aseon cererret downig erseuat,
Gaither soru tanreosec no anoec moby,
Termaran ihm radeug,
itlun meoc emit nus lonboat,
Lebtat tisedie arttodl ainga,
Anoec emlt felms,
Omrf sih mobt gereme felms rifeocard wie kenawa,
Adn sin rife nedelk skórę,
Ned esmit plem-cate,
Maker hritump,
Viel arele yawa,
Dlowr no enrobr felms.
(Tam gdzie śpiew fal i marmurowy port,
W otchłani mórz tam leży skarb,
Dziedzictwo naszych przodków na oceanu dnie,
Amarant go strzeże,
Aż przyjdzie czas słońca krwi,
Bitwa bóstw rozgorzeje znów,
Ocean rozstąpi się,
Z jego dna wyłoni się smok który przebudzi się,
A jego ogień, oczyści świat,
Kres czasów dopełni się,
Stwórca zatriumfuje,
Zło odejdzie precz,
Świat na nowo odrodzi się.)
Szlachta w sali była pod wrażeniem głosu jak i znajomości tak starego języka. Połowa z możnych wiedziała że język ten to staro alamarski. Delilah błyszczały oczy z wrażenia, tak samo Moriony poczuła dreszcz zachwytu, gdy usłyszała delikatny, a zarazem silny głos Artura. "Stwórco nie dobrze, zaczynam go coraz mocniej kochać" pomyślała rumieniąc się.
Po chwili oszołomienia nadeszły oklaski ze strony szlachty i służby. Arthur odetchnął z ulgą uśmiechając wziął lutnię od Eowiny usiadł na cydelku zaczął grać na instrumencie a potem śpiewać.
Król co serce ma lwa,
Powiadam wam smoczy król nadchodzi tu,
To kres ciemności która nęka nasz świat.
Powiadam wam smoczy król nadchodzi już,
Przyjdzie koniec lęku, który dręczy ten kraj,
Powiadam wam smoczy król już tu jest,
Oto nadchodzi ten który zjednoczy i odrodzi nasz luuud,
Posiadam wam smoczy król przyszedł tu,
Oto wypełnia się przysięgę, którą Stwórca nam dał,
Tak właśnie rodzi się legenda, która przetrwa czasss,
Aaaaa, aaaaa, aaaaaa, aaaaaa, aaaaaa, aaa,
Sorifeocard, Sorifeocard,
Cvhou efil sih,
Worse idos likl viel,
Tuiqe eonla, ubt gainvh trenst naym,
Nieseme uroy raef zerefes lonboad,
Hewn otraeh rifeocard aero,
Sorifeocard,
Maker eslebs awnt su.
(Smoczy syn, Smoczy syn,
Rączyc życiem swym,
Przysięgał Najwyższemu zgładzić zło,
Całkiem sam lecz mając siłę wielu,
Wrogom twym strach mrozi krew,
Kiedy słyszą twój smoczy ryk,
Smoczy syn,
Stwórco błogosławić chciej nam.)
Wszyscy znów byli pod wrażeniem talentu młodego Arthura a jego rodzice czuli dumę z niego. Białowłosy chłopiec wykonał dostojny ukłon i uśmiechnął się szeroko do publiczności dumnie się prostując.
Arl Howe podszedł do Artura i jego rodziców, którzy stali przy nim. Kiedy znalazł rzekł z szacunkiem - To był naprawdę niesamowity występ. Jak na twój wiek, jesteś niezwykle utalentowany chłopcze, dlatego przyjmij ten dar w ramach podziękowania za wspaniałe atrakcje, których dzisiaj wszyscy zaznaliśmy.
Białowłosy "Cousland" ukłonił się seniorowi Amarantu mówiąc - To był dla mnie wielki zaszczyt Mój panie.
Następnie Rendon zwrócić się do teyrna i teyrny spokojnym lecz radosnym tonem - Wasz syn ma naprawdę wielki dar oraz coś czuję, że Wysokoże może być dla niego wkrótce za małe. Masz szczęście Bryce że Artur jest twoim synem.
Ostatnie zdanie dotknęło głowę rodu Cousland lecz powiedział z udawaną radością - Tak Stwórca nas pobłogosławił takim wspaniałym synem.
Eleonora wyczuła w mężu ból miała jednak nadzieję że to nie popsuje jego relacji z Arturem. Nastał koniec uczty wszyscy goście albo poszli do swych komnat albo wrócili do swych domów i posiadłości.
Taniec w Pełni Księżyca
Tej nocy Artur nie mógł spać mimo tylu atrakcji, wciąż miał przed oczami zmartwioną twarz "ojca", który najwyraźniej ukrywał jakiś sekret związany z najmłodszym z "Couslandów". Dziewięciolatek obracał się z boku na bok próbując znaleźć odpowiednią pozycję do snu.
Jednak nie było to łatwe, ponieważ cały czas gdzieś błądził myślami. Białowłosy chłopiec zauważył, że Marion też się dziwnie zachowywała cały dzień i ucztę go unikała, zastanawiał się co się znowu dzieje. Arthur nie mogąc dalej zasnąć podniósł się opuścił nogi na podłogę, po czym wstał i podszedł do szafy. Wziął stamtąd ciepły szary płaszcz z białym laurem na lewej piersi ubrał buty i poszedł w kierunku dachu twierdz by tam zebrać myśli. Zawszę tak robił w Wysokożu gdy nie mógł spać to pomagało mu zebrać myśli i spojrzeć trzeźwym wzrokiem na wszystkie wydarzenia.
Przemierzał spokojnym krokiem drogę prowadzącą na dach Twierdzy, trzymając w dłoni świecznik, idąc tak spoglądał na różne portrety, obrazy gobeliny oraz zbroje dekoracyjne. Gobeliny i obrazy przedstawiały dzieje rodziny Howe, natomiast portrety przedstawiały liczne pokolenia rodu niedźwiedzia Amarantu. Artur idąc po schodach dotarł do drzwi prowadzących na dach Twierdzy. Kiedy wszedł przez nie na zewnątrz spojrzał w górę i ujrzał gwiazdy, dziewięciolatek uśmiechnął się "Nareszcie bezchmurnie niebo" pomyślał. Chodząc tak po plamach cytadeli zobaczył kobiecą sylwetkę, podszedł bliżej i ujrzał, że ta postać to Marion. Dziewczyna stała i patrzyła w księżyc z wyrazem na twarzy przedstawiający smutek.
Artur podszedł do niej spokojnie i zapytał przyjacielskim głosem - Mamy dziś piękną noc, nieprawdaż siostro?
Dziewczyna odwróciła i spojrzała na młodszego brata z zdziwieniem i powiedziała lekko zdenerwowana - Nie strasz mnie tak, a w ogóle co tu robisz jest późno powinieneś spać.
- Mógłbym powiedzieć to samo. - stwierdził z uśmiechem "Cousland".
- Nie wymądrzaj się tak, dlaczego nie śpisz? - powtórzyła pytanie Marion drażliwym tonem.
Artur potrząsnął głową z uśmiechem na ustach i odpowiedział spokojnie - Po prostu, nie mogłem spać.
- Czemu? - zapytała dziewczyna zaniepokojona.
- Można powiedzieć, że przez ciebie i naszego ojca. - oznajmił chłopiec beznamiętnie, po czym spojrzał w kierunku gościńca.
Marion spytała co się stało, że tak pomyślał, czy zrobiła coś źle? Arthur powiedział jej o wszystkim co zaobserwował podczas uczty oraz jej wyraźną zazdrość. Marion oburzyła się - Wcale nie byłam zazdrosna.
- Tak, jasne. - dogadywał Artur z uniesioną lewą brwią.
Marion tylko westchnęła.
- Dobra niech ci będzie byłam zazdrosna chodź bardziej zirytowana. - stwierdziła dziewczyna gladąc swoją skroń.
- Czy mogę spytać dlaczego? - zapytał ciekawy białowłosy chłopiec.
- Chodzi o ten taniec. - odpowiedziała Couslandówna z głębokim oddechem.
- Rozumiem, Natan cię nie zaprosił, a chciałam zatańczyć walca. - stwierdził Artur rozbawiony.
- Dokładnie. - oznajmiła Marion chodź było to kłamstwo, irytowało ją to, że jej młodszy brat tańczył cały czas z Delilah Howe i wiecznie był otoczony przez piękne kobiety a to czternastolatkę najbardziej drażniło.
Młody "Cousland" potrząsnął głową wziął głęboki oddech, po czym odwrócił się do starszej siostry poszedł do niej uklęknął i zapytał szarmancko - Czy zechcesz mnie zaszczycić mnie tańcem lady Cousland?
To skołowało Marion i powiedzała drżącym głosem - Przestań się wydurniać.
- Ja mówię poważnie Marion. - ciągnął poważnie mając szczerość w oczach - Chcę z tobą zatańczyć, więc uczynisz mi ten zaszczyt?
Dziewczyna pokręciła głową z uśmiechem i odpowiedziała - Naprawdę straszny bawidamek z ciebie braciszku, żeby uwodzić własną siostrę, strasznie nieprzyzwoite z twojej strony.
Arthur rozszerzył oczy po raz kolejny zabrakło mu języka w gębie przez swoją siostrę. A wzmianki o uwodzeniu wprawiły go w zakłopotanie
Marion to zauważyła i się zaśmiała i powiedziała z eleganckim uśmiechem - Oczywiście z tobą zatańczę lordzie Cousland.
Białowłosy chłopak wziął głęboki oddech "Stwórco ona naprawdę lubi sobie robić ze mnie żarty." pomyślał z rozbawieniem.
Wstał pocałował ją w prawą dłoń, po czym oboje przyjęli pozycję taneczną. Śpiew wiaty i granie cykad oraz ćwierkanie ptaków było ich muzyką taneczną. Oboje patrzyli sobie głęboko w oczy podczas tańca to był wolny taniec. Marion cały czas się rumieniła tak samo zresztą Artur oboje czuli się jakby stąpali po chmurach nie odrywając od siebie wzroku. "Stwórco co się dzieje, dlaczego zaczynam się tak dziwnie czuć?" zapytał się w myślach poczym pomyślał "Czy to jest miłość. Nie wyrzuć te myśli z głowy to przecież twoja siostra". Marion była jednak jednocześnie szczęśliwa i przerażona "Czemu Stwórca uczynił nas rodzeństwem? Dlaczego?" pomyślała a na jej twarzy pojawiły się łzy. Arthur to zauważył i wtedy zrozumiał że jego starsza siostra jest w nim zakochana a on zaczyna zakochiwać się w niej. Wiedział że musi zdusić te uczucia ale nie potrafił skrzywdzić swojej ukochanej siostry.
Kiedy skończyli tańczyć otarł łzy z policzków Marion i się uśmiechnął mówiąc - Nie powinnaś płakać siostrzyczko.
- Wiem, ale czasami nie potrafię się opanować. - powiedziała dziewczyna z smutkiem.
Białowłosy chłopiec zrozumiał że musi powiedzieć jej że mimo wszystko nie mogą być razem. Staną spokojnie i spojrzał dziewczynie w oczy starając się mówić pewnym głosem - Wiem co do mnie czujesz siostro, lecz nie możemy być razem. Stwórca ani Bogini nam na to ile pozwoli chodź byśmy nie wiem jak się starali. Wybacz siostro ale nie możemy być razem.
- Rozumiem braciszku teraz wiesz dlaczego ciągle cię unikałam. - odparła Marion z smutnym uśmiechem i dodała - Jednak cieszy mnie że czujesz to samo ale musimy oboje zdusić te uczucia od teraz zachowujemy się jak normalne rodzeństwo.
- Dobrze. - zgodził się Artur i spuścił głowę.
Marion postanowiła wrócić do swej komnaty i zostawić Artur samego wiedząc że jej brat potrzebuje chwili samotności.
Arthur spojrzał w niebo "Życie naprawdę nie jest balladą" pomyślał. Nie wiedział jednak że jest obserwowany przez Eowinę. Kobieta widziała i słyszała wszystko ale ulżyło jej to, że oboje zrozumieli swoją sytuację. Jednak wiedziała jedno że musi mieć ich od teraz na oku.
