Ostrzeżenia: nawiązania do tortur, obrazowe sceny erotyczne
Hermiona nie wie, jak to się dzieje.
W jednej chwili jest myślami daleko stąd — jak zwykle początkowa euforia i beztroska spowodowane alkoholem przerodziły się w rozpierający ją od środka, otępiający niepokój — a w następnej ławka, na której siedzi, ugina się i twarde ciało odziane w gładki materiał ociera się o jej lewą rękę.
Hermiona podskakuje lekko, spogląda na Malfoya nieprzytomnym wzrokiem, po czym patrzy na dzielącą ich przestrzeń, a raczej jej brak.
Malfoy musi być pijany równie mocno co ona, skoro usiadł tak nieprzyzwoicie blisko.
— Szukałem cię. — Hermiona kieruje wzrok na jego twarz. — Wiedziałem, że tu będziesz. — Nie może znieść intensywności jego spojrzenia i swoich natrętnych myśli, więc zerka w dół, kurczowo zaciskając prawą dłoń na kieliszku wina.
Nie potrafi nad sobą zapanować. Szukał jej. Jej. Hermiony. Przez głowę przelatuje jej tysiąc powodów, dla których mógł to robić, ale jeden domaga się jej uwagi bardziej niż pozostałe: szukał jej, bo chciał z nią spędzić czas. Bo się o nią martwił. Bo on też coś do niej czuje. Bo dla niego te wszystkie wspólne lunche w pracy i rozmowy też mają znaczenie.
Nie! Hermiona napina mięśnie i pochyla głowę, przez co obraz przed jej oczami zaczyna wirować.
Szukał jej, bo są kolegami z pracy, a to nie ich pierwsza ministerialna impreza i Malfoy na pewno dobrze poznał już schemat działania Hermiony: przyjść, pouśmiechać się, wypić o kilka drinków za dużo, by później zniknąć gdzieś w opuszczonym korytarzu lub opustoszałym ogrodzie.
Każda uroczystość kończy się tak samo. Alkohol zawsze sprawia, że Hermiona odpręża się i na chwilę staje się duszą towarzystwa, po czym powoli się wycofuje, przestaje zauważać, co dzieje się dookoła, i zaczyna zatapiać się we własnych myślach. Tapla się w nich, czerpiąc chorą przyjemność z uzależniającego bólu, jaki jej sprawiają. Myśli o rodzicach. O tym, że patrzą na nią z nieufnością i strachem, że niewiele brakuje, by kazali jej zostawiać różdżkę przy wejściu do domu, chociaż przecież i tak prawie się nie widują. O tym, że nie rozumieją, że była gotowa poświęcić wszystko, żeby ich ratować. Że była dzieckiem, któremu nikt z dorosłych ani przyjaciół nie spróbował nawet pomóc. Myśli o Ronie i Harrym. O tym, jak ich drogi rozchodzą się coraz bardziej, od kiedy rozstała się z Ronem. O tym, że jak zwykle w starciu z Ronem idzie w odstawkę. O tym, w jaki sposób przyjęła ją później Molly — chłodno i opryskliwie. O tym, że przyrzekła sobie już nigdy więcej nie postawić stopy w Norze. Że Ron znalazł już dziewczynę i mają na przyszły rok zaplanowany ślub, i mimo że Hermiona wcale nie chce wychodzić za mąż, to chciałaby poczuć się kochana i mieć kogoś, kto nie skąpiłby jej czułości, kto pomógłby jej choć na chwilę zapomnieć o bałaganie w głowie. A na końcu myśli zawsze o Malfoyu. O tym, że od jakiegoś czasu marzy, by być kochaną właśnie przez niego. O tym, że nie mogła już niżej upaść, skoro chce być kochaną przez kogoś, kto gardził nią przez lata. Kto przez lata sprawiał, że nie mogła znaleźć swojego miejsca w świecie, który miał być przecież jej domem. Który powinien być jej domem. O tym, że stała się żałośnie naiwna, skoro dopuszcza do siebie myśl, że Malfoy mógłby odwzajemnić jej uczucia. Malfoy, któremu od małego wpajano, że czarodziejską społeczność należy oczyścić z mugoli i mugolaków. Którego uczono, że zainteresowaniem może obdarzyć jedynie czystokrwiste czarownice o nieskazitelnych manierach.
Malfoy szturcha Hermionę lekko w ramię i wyciąga w jej stronę srebrną papierośnicę.
— Dziękuję. — Hermiona kręci głową, choć tak jak za każdym razem po alkoholu ręka aż ją świerzbi, żeby sięgnąć po papierosa. Stwierdza jednak, że najwyższy czas zdystansować się od Malfoya, oszczędzić sobie jeszcze większego bólu, skoro on sam jakimś cudem jej dotychczas nie wyręczył, w końcu pokazując swoją dawną — prawdziwą — twarz.
Hermiona bierze łyk wina i już ma wstać i zostawić Malfoya raz na zawsze za sobą, gdy jej wzrok odruchowo wędruje w jego kierunku. Niczym zahipnotyzowana przygląda się, jak mężczyzna unosi do ust dłoń, a na jego smukłym palcu pobłyskuje sygnet z herbem rodu Malfoyów. Malfoy eleganckim ruchem zapala papierosa i się nim zaciąga. Jest zapięty pod samą szyję, a mimo to Hermiona zastanawia się, czy kiedykolwiek była świadkiem bardziej erotycznej sceny.
— Wszystko w porządku? — pyta nie do końca wyraźnie Malfoy, wypuszczając dym z płuc.
Rzuca okiem na Hermionę i mruga kilkukrotnie, jakby próbował złapać ostrość. Pochyla się w jej stronę. Jego spojrzenie prześlizguje się po jej twarzy i zatrzymuje się na dekolcie.
Hermionie jest gorąco nie tylko od alkoholu. Policzki palą ją tak mocno, że ma ochotę przystawić do twarzy kieliszek ze schłodzonym winem. W końcu Malfoy odchrząkuje, spogląda przed siebie i znowu przyciąga do ust papierosa. Hermiona wbija wzrok w jego długie palce i rumieni się jeszcze bardziej. Nie może się powstrzymać i wyobraża sobie, jak by to było poczuć ich dotyk na piersiach, brzuchu, udach, między nogami, w środku i... tam. Jak by to był czuć uścisk dłoni Malfoya na biodrach, talii, gdy...
Hermiona wpada na pomysł. Wie. Wie, jak skończyć to idiotyczne zadurzenie raz na zawsze. Bierze ostatni łyk wina, odstawia kieliszek na ziemię i wyjmuje papierosa spomiędzy warg Malfoya.
Malfoy marszczy czoło i odwraca się do Hermiony.
— Wystarczyło powiedzieć, że jednak chcesz — wzdycha, potykając się o słowa, i sięga do kieszeni po papierośnicę.
Hermiona czuje niespodziewany przypływ odwagi. Łapie Malfoya za rękę, by go powstrzymać, zaciąga się raz, drugi, cały czas patrząc mu w oczy, i odpowiada:
— Może chciałam właśnie tego? Może ten smakuje lepiej? — Unosi brwi i przysuwa się do Malfoya jeszcze bliżej.
Malfoy przełyka ślinę. Jego wzrok błądzi między ustami a oczami Hermiony. Mężczyzna oblizuje wargi, ostatni raz patrzy jej w oczy i w tym samym momencie, gdy Hermiona pochyla się w jego stronę, zatapia dłoń w jej włosach i z siłą przyciąga jej twarz do swojej twarzy.
Ich ruchy są niezgrabne i gorączkowe. Zęby uderzają o zęby, a rozbiegane ręce Malfoya przenoszą się z miejsca na miejsce, ściskając ramiona Hermiony, jej biodra, talię i zbliżając się coraz bardziej do jej piersi.
Hermiona nie pozostaje mu dłużna. Zbyt długo czekała na ten moment, zbyt długo o nim marzyła, żeby teraz nie sprawdzić wszystkiego, czego tak była ciekawa, czego tak pragnęła.
Wplata palce we włosy Malfoya. Przejeżdża paznokciami po jego skórze, szarpie go delikatnie za kosmyki, to znowu gładzi je zachwycona ich miękkością.
Malfoy smakuje alkoholem i papierosami, ale Hermionie wcale to nie przeszkadza. Nie przeszkadza jej, że ich pocałunki są niezdarne. Nie przeszkadza jej, że Malfoy wbija jej w żebra dłonie. Chce, żeby trzymał ją jeszcze mocniej. Chce, żeby zostawił na niej ślad. Chce być jeszcze bliżej niego. Chce, żeby on był jeszcze bliżej niej.
Kiedy przed oczami staje jej nagle artykuł o Malfoyu i jego rzekomym romansie z Astorią Greengrass, Hermiona łapie mężczyznę za nadgarstki i kładzie jego dłonie na swoich piersiach, pogłębiając pocałunek. Prorok ma w zwyczaju kłamać, a nawet jeśli coś jest na rzeczy i Malfoy rzeczywiście zamierza się starać o rękę Astorii, dzisiejszy wieczór to incydent. Jednorazowe, nic nieznaczące w życiu Malfoya zdarzenie…
Malfoy ściska Hermionę za piersi i z jej ust wyrywa się niespodziewanie cichy jęk. Mężczyzna odrywa się od jej warg, unosi głowę i pijanym spojrzeniem omiata jej twarz. Po raz kolejny ściska piersi Hermiony, czekając na jej reakcję, a gdy Hermiona wzdycha, Malfoy łapie ją w pasie i usadza okrakiem na kolanach. Dół jej sukienki rozlewa się na boki.
Malfoy przykłada usta do szyi Hermiony, przygryza jej skórę, liże ją i całuje, szukając najbardziej wrażliwego miejsca. Udaje mu się je znaleźć i wtedy biodra Hermiony mimowolnie unoszą się do przodu. Biodra Malfoya wychodzą jej na spotkanie i jeśli Hermiona miała wcześniej jakiekolwiek wątpliwości, to teraz wie już, że Malfoy jest podniecony tak bardzo jak ona.
— Chcesz stąd iść? — szepcze Malfoy, po czym muska zębami płatek jej ucha. Ciało Hermiony przeszywa dreszcz, a jej biodra znowu wyrywają się wprzód, by znaleźć się jeszcze bliżej niego.
— Tak — odpowiada zachrypniętym głosem, który nawet dla niej brzmi obco.
— Twoje mieszkanie?
Nie, Hermiona nie chce Malfoya w swoim mieszkaniu. Nie chce, żeby wiedział, gdzie i jak mieszka. A jeśli, nie daj Boże, nie chciałby po wszystkim wyjść albo zasnąłby i z rana musiałaby zupełnie na trzeźwo spojrzeć mu w oczy?
— Wolałabym pójść do ciebie — mruczy Hermiona i znowu ociera się o jego krocze. Dopiero gdy czuje, jak Malfoy zastyga w bezruchu, a mięśnie pod jej palcami twardnieją, dociera do niej, co powiedziała.
— Przecież wiesz, gdzie mieszkam. — Malfoy prostuje się natychmiast i niczym oparzony odrywa ręce od ciała Hermiony. — Nie mógłbym cię tam… — Przelecieć? Zabrać? Hermiona nie jest pewna. — Nie po… Zły pomysł. To wszystko zły pomysł — powtarza Malfoy i próbuje przygładzić włosy.
Znowu kładzie dłonie na biodrach Hermiony, ale tym razem po to, żeby ją od siebie odepchnąć. Hermiona nie daje się jednak zbyć. Na samą myśl, że mieliby to zrobić tam, czuje chore podniecenie i głód majaczących na horyzoncie nowych wyrzutów sumienia i kolejnego poczucia winy. Kalkuluje tak szybko, na ile pozwala jej zamroczony alkoholem umysł. Przez niezdrowe zainteresowanie wszelkimi wzmiankami w prasie na temat Malfoyów wie, że Narcyza od początku jesieni przebywa na południu Francji i Malfoy mieszka teraz we dworze sam. Jeśli nie liczyć odwiedzającej go rzekomo Astorii.
— Proszę — jęczy Hermiona i splata ręce na karku Malfoya, wtulając się w jego pierś, choć błagalne słowa ledwo przechodzą jej przez gardło.
Malfoy ponownie chwyta ją za barki i odsuwa od siebie na długość ramion. Lustruje ją wzrokiem.
— Proszę — wzdycha po raz kolejny Hermiona. Stara się przypomnieć sobie, co takiego dziewczyny robią zazwyczaj w książkach i filmach, by uwieść mężczyznę. Czuje się jak skończona idiotka, gdy w końcu powoli przejeżdża językiem po ustach i przygryza dolną wargę, cały czas wpatrując się w Malfoya szeroko otwartymi oczami.
Malfoy śledzi wzrokiem każdy jej ruch. Przełyka ślinę i nagle rzuca zachrypniętym głosem:
— Jebać to.
Ściska mocniej jej ramiona i po chwili Hermiona czuje w żołądku szarpnięcie. Obraz wokół niej wiruje, a kolory tworzą bezładną, jaskrawą masę. Wino podchodzi jej do gardła. Nie może sobie przypomnieć dłuższej i bardziej nieprzyjemnej teleportacji. Kiedy ma wrażenie, że już nie wytrzyma, wszystko gwałtownie się zatrzymuje i Hermiona z impetem ląduje na podłodze w ciemnym pokoju. Zatacza się do tyłu, ale chociaż Malfoy wydawał się dużo bardziej od niej pijany, stoi pewnie i ochrania ją przed upadkiem, przytrzymując za ręce.
— Zawsze cię złapię — mówi z szelmowskim uśmiechem mężczyzna i patrzy na Hermionę tak, jakby nie żartował, jakby rzeczywiście był gotów zawsze ją złapać. Hermionę ogarnia wściekłość i smutek. Zawiodło ją tyle osób — od rodziców po najlepszych przyjaciół. To oni powinni jej obiecywać, że zawsze ją uratują, nie Malfoy.
Oczy zaczynają szczypać Hermionę. Ma ochotę zwymyślać Malfoya, wykrzyczeć, że nie ma prawa tak do niej mówić, nie ma prawa rozbudzać w niej nadziei. Jednocześnie chce, żeby przyciągnął ją do siebie, wziął w ramiona i ułożył na łóżku. Żeby ściskał ją tak mocno, że stopi się z nim w jedną całość, stanie się częścią niego. Żeby leżeli tak razem już do końca świata i żeby cały czas szeptał jej we włosy, że zawsze ją złapie.
Hermiona zaciska zęby i rozgląda się po pomieszczeniu, by odgonić napływające łzy. Odwraca głowę i stara się po kryjomu przetrzeć oczy. To, co ma przed sobą, widywała jedynie w muzeach pałacowych albo filmach kostiumowych. I to tych o rodzinie królewskiej. Jedwabny adamaszek na ścianach, lustra w pozłacanych ramach, sekretarzyk z wyrytymi na drzwiczkach szybującymi smokami, gigantyczne łóżko z baldachimem. Wszystko tak piękne i tworzące tak przytulną całość, że Hermiona nie może uwierzyć, że mało co nie straciła życia zaledwie parę pokojów stąd.
— Mogę ci potem wszystko pokazać. Jeśli chcesz — przerywa jej oględziny Malfoy i kładzie dłoń na jej policzku. Hermiona, niczym spragniony uwagi kot, przymyka oczy i wygina szyję w stronę mężczyzny.
Poźniej? Później, czyli kiedy? Ma w głowie mętlik. Z jednej strony zżera ją ciekawość, jak żyje Malfoy. Chce się o nim jak więcej dowiedzieć. Pragnie go jak najlepiej poznać; zobaczyć, czy gdzieś na jego stoliku nocnym leży zaczęta książka, a na biurku stoją zdjęcia rodziny i przyjaciół. Czy może przyszłej żony. Z drugiej strony chce, żeby Malfoy opowiedział jej historię tego miejsca, żeby oprowadził ją po posiadłości i pokazał każdy wart uwagi szczegół. Jej kochająca wiedzę natura wyrywa się naprzód i nasuwa na myśl tysiące pytań. Czy na ścianach rzeczywiście jest adamaszek? Czy Malfoy może ją zabrać do biblioteki? Czy Hermiona może dotknąć którejkolwiek z książek, czy też czeka ją utrata palców? Ile skrzatów zginęło przy budowie domu? Ile czasu minęło, zanim w lochach przestał unosić się smród ekstrementów więźniów? Czy Malfoy podejmuje w bawialni gości? Czy też z dywanu i podłogi nie dało się odmyć krwi Hermiony?
— Hermiono — odzywa się Malfoy i gładzi jej zaciśniętą szczękę. Hermiona otwiera oczy i spogląda na niego. — A jeśli nie masz na nic ochoty, jeśli źle się tu czujesz, możemy stąd iść.
Hermiona ściąga brwi. Powstrzymuje się, żeby nie potrząsnąć Malfoya za ramiona albo celnym ciosem nie zmazać mu z twarzy zatroskanej miny. Nie po to robiła to całe przedstawienie, żeby teraz Malfoy miał wątpliwości czy wyrzuty sumienia. Mieli się aportować do dworu, pijany i pochłonięty żądzą spełnienia Malfoy miał się na nią rzucić, wcisnąć ją w materac, wziąć najlepiej od tyłu, skupiając się jedynie na własnej przyjemności, i potem kazać jej się ubierać. Na to liczyła. Tego chciała. Chciała się poczuć wykorzystana. Wykorzystana i zużyta. Chciała poczuć nowy ból. Silniejszy. Jeszcze dotkliwszy.
A gdyby tego wszystkiego było mało, zwrócił się do niej po imieniu. Hermiona nie przypomina sobie, by kiedykolwiek wcześniej to zrobił. Nie chce myśleć o tym, jak bardzo podoba jej się brzmienie jej imienia w jego ustach. Nie chce znowu mieć przed oczami wizji, w której Malfoy bierze ją w objęcia i zamienia się w tarczę chroniącą ją przed światem. Nie po to tu jest.
Hermiona wzdryga się lekko, bierze głęboki oddech i łapie Malfoya za kark. Jej usta lądują na jego ustach, jedną dłoń wplata mu we włosy, a drugą próbuje rozluźnić krawat. Stara się odwrócić jego uwagę, uwija się, by zapomniał o jej niepewności i szklistych oczach. Przygryza, ssie, gładzi i ciągnie. W końcu mięśnie na szyi Malfoya rozluźniają się i mężczyzna przestaje być jej dłużny. Obejmuje ją, jedną ręką ściskając za plecy, a drugą sięga do ukrytego z boku sukienki zamka. Rozpinając go, wiedzie palcami od piersi do uda Hermiony.
Hermiona drży pod dotykiem Malfoya. Odrywa się od niego i unikając jego spojrzenia, zsuwa z jego ramion marynarkę. Chce być z nim na równej stopie. Jeśli zdejmie sukienkę, będzie niemal naga, a Malfoyowi pozostanie jeszcze kilka warstw.
Kiedy chwyta za guziki kamizelki, Malfoy próbuje jej pomóc. Ich ruchy są tak niezgrabne i powolne, że zniecierpliwiony, Malfoy prycha i wyjmuje z kieszeni różdżkę. Mamrocze pod nosem zaklęcie i po chwili stoi przed nią cały rozpięty i z rozwiązanym krawatem. Kilka guzików, zamiast pozostać przy koszuli, ląduje na podłodze. Hermiona nadal nie wie, jakim cudem Malfoyowi udało się teleportować ich w jednym kawałku.
Hermiona odrywa wzrok od leżących między ich stopami guzików i przenosi spojrzenie na Malfoya, omijając jego odsłonięty tors. Malfoy patrzy na nią i oblizuje usta. Ma zarumienione policzki i zmierzwione włosy. Najchętniej zaproponowałaby, by zdjęli ubrania na umówiony sygnał, ale jedynie wysuwa do przodu szczękę, kiwa głową, wskazując na pierś Malfoya, i ma nadzieję, że mężczyzna zrozumiał, co chciała w ten sposób przekazać.
Hermiona opuszcza wzrok i nim wątpliwości i wstyd sparaliżują ją doszczętnie, przeciąga przez głowę sukienkę i upuszcza ją na ziemię. Gdy nieśmiało zerka na Malfoya, ten ma już na sobie tylko spodnie i znowu przejeżdża językiem po wargach. Tym razem to on wymownie kiwa głową.
Hermiona nie wie, czy ma zdjąć wszystko. Zsuwa ze stóp czółenka i kątem oka widzi, jak Malfoy odstawia na bok swoje buty. Kładzie dłonie na brzuchu i schyliwszy się, ściąga najpierw jedną nogawkę rajstop, potem drugą. Gapi się na pomalowane na czerwono paznokcie u stóp. Nie przyszła tu, żeby się Malfoyowi podobać, nie urodziła się po to, żeby wyglądać tak, jak każe jej od dziecka świat, a i tak w głowie dudni jej tylko jedno pytanie: co Malfoy sądzi na temat jej nagiego ciała? Czy zwrócił uwagę na krzywe kolana? Zbyt szerokie biodra? Nudne bezszwowe figi? Bliznę na brzuchu?
Na usta cisną się jej słowa usprawiedliwienia. Chce powiedzieć Malfoyowi, że nigdy nie robi takich rzeczy, że musi komuś najpierw zaufać, by pokazać się przed nim nago, że nie potrafi tak bez zobowiązań, bo tym, czego pragnie najbardziej i przede wszystkim, są właśnie zobowiązania i przywiązanie, że nienawidzi się czasami za to, że przejmuje się wyglądem, że nie potrafi przestać myśleć o tym, że skoro jest kobietą, to musi być piękna, inaczej wszystko, co osiągnie, nie będzie miało znaczenia.
Hermiona zaciska dłonie, wbijając paznokcie w skórę, i unosi twarz. Malfoy nie patrzy jej w oczy, tylko błądzi wzrokiem po jej ciele i choć Hermiona ma na sobie jeszcze majtki i stanik, z trudem powstrzymuje się, by nie zasłonić się rękami. W następnej chwili wstyd schodzi jednak na dalszy plan, bo Hermiona dostrzega, że Malfoy w przeciwieństwie do niej nie ma już na sobie zupełnie nic. Stoi przed nią całkowicie nagi. Hermiona nie jest pewna, czy jest rzeczywiście tak przystojny i atrakcyjny, jak uważa, czy przez swoje zadurzenie już od dawna nie potrafi spojrzeć na niego obiektywnie i ogląda go przez wymazujące wszelkie wady okulary. Tyle że Malfoy chyba rzeczywiście wygląda dokładnie tak, jak Hermiona lubi: jest wysoki, smukły, wąski w biodrach i szeroki w ramionach. Widać, że jest aktywny, ale nie spędza na ćwiczeniach całych dni. Jest… jest po prostu w sam raz.
Hermiona przypatruje się jego umięśnionym ramionom i na myśl o jego dłoniach oplecionych wokół jej ciała przeszywa ją dreszcz podniecenia. Ma ochotę podejść i cal po calu zbadać palcami jego ręce, poczuć pod opuszkami napinające się muskuły.
Gdy wreszcie oczy Hermiony przesuwają się w dół, w pełni dociera do niej niedorzeczność sytuacji, w jakiej się znajduje. Stoi przed nią nagi Malfoy. Chłopak, który mówił, że się nią brzydzi, który ostentacyjnie czyścił szaty zaklęciem, kiedy tylko niechcący otarł się o Hermionę, który nazywał ją najbardziej obelżywym określeniem znanym w czarodziejskim świecie. Stoi przed nią nagi ze swoim… kutasem, fiutem, chujem, penisem, członkiem… członkiem czego? Każde z tych słów brzmi jeszcze bardziej absurdalnie niż zawsze. Malfoy stoi przed nią nagi z kutasem wiszącym między nogami i jego wzwód spowodowany jest właśnie przez nią, przez tę, której rzekomo się brzydził, przez tę, na której sam widok jego fiut powinien się kurczyć. Nastoletnia Hermiona nigdy by w to nie uwierzyła i wyśmiałaby każdego, kto roztoczyłby przed nią taką wizję.
Kutas Malfoya wygląda tak jak większość kutasów — jest… pożądanych rozmiarów i gdyby nie to, że w pewien sposób świadczy o podnieceniu Malfoya, Hermiona zapewne nie odczuwałaby na jego widok zbyt dużej ekscytacji. Owszem, chciałaby poczuć go w sobie, szczególnie w trakcie orgazmu, ale poza tym zawsze uważała, że fiuty są okrutnie przereklamowane.
Malfoy odchrząkuje i Hermiona przenosi wzrok na jego twarz. Spodziewa się ujrzeć pyszny, złośliwy uśmieszek, ale zamiast tego widzi odbijające się w jego oczach głód i pragnienie. Zdeterminowany, Malfoy rusza ku niej niczym pies, który wpadł na trop rannej zwierzyny, i Hermiona znowu musi wbić paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni, by nie spróbować się przed nim zasłonić.
Malfoy od razu przystępuje do rzeczy. Sięga do zapięcia stanika i pyta:
— Mogę?
Hermiona kiwa jedynie głową, bo serce bije jej tak mocno, że nie potrafi wydusić z siebie ani słowa. Wykręca zesztywniałe, zimne palce, by mu pomóc, jednak Malfoyowi tym razem idzie znacznie szybciej. Hermiona nie chce myśleć, co to oznacza.
Uwolnione ze stanika piersi opadają i docierające do nich powietrze sprawia, że pojawia się na nich gęsia skórka, a sutki jeszcze bardziej twardnieją. Hermiona wbija oczy w obojczyk Malfoya. Nie chce widzieć wyrazu jego twarzy. Boi się, że będzie w stanie odczytać na niej zawód. Że jej piersi są za małe, za duże, zbyt nierówne, zbyt od siebie oddalone, położone zbyt blisko siebie, nie takie, jak Malfoy lubi.
Malfoy wzdycha, łapie Hermionę za ramiona i napiera na nią, dopóki jej nogi nie uderzają o krawędź łóżka. Popycha ją do tyłu i przytrzymuje, gdy Hermiona opada na miękkie nakrycie. Nie zwleka dłużej i wdrapawszy się za nią, chwyta ją bezceremonialnie za łydki, przyciąga do siebie, po czym rozsuwa jej nogi, klęka między nimi i pochyla się nad nią. Spogląda jej w oczy po raz ostatni i omiatając wzrokiem jej klatkę, kładzie dłonie na jej piersiach. Hermiona się trzęsie.
— Jesteś taka piękna — szepcze Malfoy i ściska jej piersi.
Hermiona nie może na niego patrzeć. Zerka w górę i dostrzega wyszyte na baldachimie gwiazdy układające się w konstelacje. Dokładnie takie, jakie widać teraz na nocnym niebie. Nie taki miał być Malfoy. Nie tak miał się zachowywać. Miał być egoistyczny, samolubny i niedelikatny. Nie miał prawić jej komplementów i brzmieć przy tym tak, jakby rzeczywiście wierzył w to, co mówi. Znowu zaczynają ją piec oczy. Zamyka je i próbuje się uspokoić. Łóżko wokół jej talii zapada się nagle i w następnej chwili Hermiona czuje na tułowiu ciężar ciała Malfoya. Kieruje na niego wzrok, ale Malfoy nawet na moment nie odrywa spojrzenia od jej piersi. Przygląda im się jak urzeczony. W końcu zsuwa z jej ciała prawą dłoń i zastępuje ją ustami. Ssie, cały czas rytmicznie masując ręką jej drugą pierś. Oddech Hermiony staje się urywany. Gdy Malfoy w tym samym czasie lekko przygryza jej lewy sutek, a drugi ściska palcami, biodra Hermiony unoszą się do przodu i z jej gardła wyrywa się zaskoczone westchnienie. Biodra Malfoya odpowiadają jej z taką siłą, że Hermiona uderza głową w zagłówek.
Nie wypuszczając piersi Hermiony spomiędzy warg, Malfoy przypatruje się jej spod opadających mu na czoło włosów. Ma błyszczące oczy i wypieki na twarzy, jakby właśnie wrócił ze spaceru na mroźnym powietrzu. Hermiona usprawiedliwia się w myślach. Wcale nie jest aż tak podniecona, że nie potrafi kontrolować swoich odruchów. To wszystko to tylko gra. Po prostu nie chce leżeć pod Malfoyem jak kłoda, nie chce, żeby znowu dopadły go wątpliwości. Cały czas powtarzając w głowie kłamstwo, prowadzi dłonie ku ramionom Malfoya i kiedy czuje pod palcami napięte mięśnie, głośno wypuszcza powietrze z płuc. Delikatnie oplata rękoma jego muskuły i wyobraża sobie, jak Malfoy przygarnia ją do siebie i przytula z całych sił.
Malfoy podrywa się i objąwszy spojrzeniem twarz Hermiony, wędruje w górę jej ciała. Hermiona jest pewna, że do końca życia nie zapomni widoku pochylającego się nad nią Malfoya. Jego naprężonych ramion, pulsujących z wysiłku żył i pożądliwości w oczach. Malfoy schyla się i zaczyna ją całować. Znowu opiera się o jej tułów i Hermiona stwierdza, że mogłaby taki słodki ciężar dźwigać do końca swoich dni. Mężczyzna wykonuje biodrami niewielkie, rytmiczne ruchy, ocierając się twardym kutasem o jej cipkę, przez co mięśnie w podbrzuszu Hermiony próbują zacisnąć się na czymś, czego tam nie ma.
Poza tym Malfoy jest wszędzie. Swoją obecnością przytłacza zmysły Hermiony. Nie waha się już, a jego pocałunki przestają być delikatne. Najpierw je pogłębia, a później przygryza jej dolną wargę, by w końcu skupić się na jej szyi i tam kawałek po kawałku ssać i gładzić językiem wrażliwą skórę. Trzyma dłonie na piersiach Hermiony i na przemian ściska jej sutki, to zatacza wokół nich kręgi palcami. Jest tak skupiony na jej ciele, że pewnie nie zauważyłby nawet, gdyby Hermiona zasnęła. Tyle że Hermiona nie mogłaby zasnąć. Nie, kiedy ktoś w tak oczywisty sposób oddaje cześć jej ciału.
Ruchy Hermiony nie są tak gorączkowe. Powoli dociera do miejsc, których od dawna pragnęła dotknąć. Znowu głaszcze Malfoya po głowie i stara się na zawsze zapamiętać fakturę jego włosów. Muska jego łopatki, ramiona, obojczyki. Chce, żeby wspomnienie jego napiętych mięśni i przemieszczających się pod jej dłońmi kości wryło się w jej pamięć na wieczność.
Sunie opuszkami w dół jego kręgosłupa. Zatrzymuje się na chwilę u nasady pleców Malfoya i po raz kolejny powtarza bezgłośnie: „to tylko gra", nim drżącymi palcami obejmuje jędrne pośladki mężczyzny i ściska je, w tym samym momencie unosząc do góry biodra w poszukiwaniu ulgi dla nabrzmiałej łechtaczki.
Jęknąwszy, Malfoy odrywa usta od szyi Hermiony. Wpatrzony w jej dekolt, bierze kilka głębszych wdechów, po czym przesuwa się niżej. Zastyga w bezruchu i przygląda się piersiom Hermiony tak długo, że ta znowu ma ochotę zakryć się dłońmi.
— Mógłbym się gapić na twoje cycki godzinami — odzywa się zachrypłym głosem. Zaczyna drażnić pierś Hermiony i niecierpliwie błądzić rękami po jej ciele. Z jednym sutkiem między wargami najpierw ciasno oplata jej żebra, wbijając palce między kości; później przenosi uwagę na talię Hermiony. Chwyta ją z taką siłą, że Hermiona czuje ból. Pragnie, żeby jeszcze mocniej zacisnął ręce, żeby jeszcze bardziej ją bolało. Chce się wtopić w jego ciało, chce się stopić z nim w jedną całość, stać się częścią niego, przestać myśleć i wreszcie wyrwać się z więzienia we własnej głowie.
Za dłońmi Malfoya podążają jego usta. Mężczyzna składa pocałunki na żebrach i brzuchu Hermiony. Całuje nawet jej bliznę i choć Hermiona, zestresowana, napina wszystkie mięśnie, jest wdzięczna, że Malfoy przechodzi dalej i nie wypytuje, skąd ją ma. Opowieść o bitwie w Departamencie Tajemnic, w której brał też udział Lucjusz, na pewno ostudziłaby zapał zarówno Hermiony, jak i Malfoya.
Malfoy przygryza skórę nad jej biodrem. Hermiona czuje się nieswojo. Nie może sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz ktoś poświęcił jej tyle czasu. Gdy Malfoy wsuwa rękę pod materiał jej fig, szydzący glos w jej myślach znowu wybija się ponad pozostałe: jesteś za brzydka, za gruba, nie spodobasz mu się tam na dole i każe ci się stąd wynosić. Hermiona z trudem powstrzymuje się, żeby nie zrzucić z siebie Malfoya i nie skorzystać z najbliższego kominka. Ale Malfoy dalej z zapałem bada wargami jej talię i zatacza dłonią kółka wokół jej łechtaczki. Odgarnia przeszkadzający mu materiał i cały czas pieszcząc łechtaczkę Hermiony, wsuwa w jej cipkę najpierw jeden, potem dwa palce. Policzki Hermiony płoną. Po tylu miesiącach wyobrażeń w końcu czuje w sobie palce Malfoya. Palce, od których samego widoku miękły jej kolana.
Hermiona bezwiednie zaciska mięśnie pochwy i czuje w podbrzuszu znajome ciepło i łaskotanie. Dopasowując się do narzucanego przez Malfoya rytmu, raz po raz unosi biodra do góry i z niecierpliwością wita powracającą do niej dłoń mężczyzny.
Nagle Malfoy podpiera się na łokciu, spogląda w dół i przyciąga do twarzy rękę, którą przed chwilą pieścił cipkę Hermiony. Rozczapierza dłoń, przez moment z fascynacją przypatruje się wilgoci na palcach, po czym kieruje wzrok na Hermionę i posławszy jej zawadiacki uśmiech, pyta:
— To dla mnie?
Nim Hermiona jest w stanie odpowiedzieć, Malfoy, cały czas patrząc jej w oczy, wkłada do ust palce i powoli je oblizuje. Hermiona jest przekonana, że zaraz stanie w płomieniach. Czeka, aż Malfoy się skrzywi, ale on zamiast tego pospiesznie łapie za jej majtki i pochyla głowę nad jej kroczem. Gapi się na cipkę Hermiony i kiedy jego usta znajdują się niebezpiecznie blisko jej łechtaczki, Hermiona, spanikowana, gwałtownie wyrywa się spod niego i wbija plecy w zagłówek łóżka.
— N-nie trzeba — mówi i całkowicie zsuwa majtki, śledząc je wzrokiem. To nie tak miało być. Malfoy miał być skoncentrowany na sobie, miał już dawno ją pieprzyć, a nie chcieć wylizać jej spoconą, niemytą od Bóg wie ilu godzin cipkę! — Jestem gotowa. — Hermiona próbuje się uśmiechnąć. Malfoy zauważa jej wahanie i otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy Hermiona dodaje: — Chcę cię już mieć w środku. Nie mogę dłużej czekać. — Opanowuje zażenowanie wywołane własnymi słowami, przyciąga Malfoya do siebie i całuje go dużo agresywniej niż wcześniej.
Sięga w dół, chwyta twardego, ciepłego kutasa Malfoya i kilkukrotnie przejeżdża ręką od jego nasady po czubek i z powrotem, próbując dostosować się do ruchu bioder mężczyzny. Nie może przestać myśleć o tym, jak zareagowałaby na to Hermiona sprzed dziesięciu lat, jak bardzo byłaby obrzydzona jej zachowaniem i tym, co ma się za chwilę stać.
Kiedy Hermiona próbuje nakierować fiuta Malfoya do wejścia pochwy, ten odrywa się od jej ust i wbija w nią wzrok. Odciąga palce Hermiony, bierze kutasa w dłoń i ustawia go pod odpowiednim kątem. Hermiona wstrzymuje oddech. Nie może znieść czułości, z jaką Malfoy na nią spogląda. Stara się uciec spojrzeniem w bok, jednak Malfoy jest tak blisko, że zakrywa jej całe pole widzenia. W końcu wchodzi w nią powolnym pchnięciem i głośno wzdycha.
Hermionie szumi w głowie. Ma go w środku. Ma w sobie kutasa Malfoya.
— Nawet nie wiesz, jak długo o tym marzyłem — szepcze Malfoy, a serce Hermiony mało nie wyskoczy z piersi.
— Ja też — odpowiada mu drżącym głosem, wmawiając sobie, że to kłamstwo, że odezwała się tylko po to, żeby zapełnić ciszę, że w jej słowach nie ma krzty prawdy.
Hermiona wie, że jeśli Malfoy nie przestanie na nią zaraz patrzeć, rozpłacze się. Ściska jego uda nogami, dając mu znak, żeby zaczął się ruszać. Malfoy nie czeka dłużej. Cofa biodra, po czym znowu przenosi je naprzód. Przybliża twarz do warg Hermiony, jednak ona nie może pozwolić sobie na słodkie pocałunki. Jest tak roztrzęsiona, że nawet najmniejsza rzecz doprowadziłaby ją do łez. Robiąc unik, Hermiona odchyla głowę i eksponuje szyję, a Malfoy, nie zauważywszy w jej zachowaniu nic podejrzanego, przywiera ustami do skóry pod jej żuchwą.
Hermiona studiuje wyszyte na baldachimie gwiazdozbiory. Psy Gończe. Wielka Niedźwiedzica. Mała Niedźwiedzica. A między nimi gwiazdozbiór Smoka. Draco.
— Nie! — mówi ostrym tonem Hermiona, gdy czuje palce Malfoya skradające się do jej łechtaczki. Łapie go za rękę i przywodzi ją do swojej piersi. — Tak jest dobrze — dorzuca łagodniej i na potwierdzenie swoich słów porusza biodrami.
Tak jest dobrze. Może się wyłączyć, może skupić się na konstelacjach, może nie odczuwać przyjemności. Bo przecież nie po nią przyszła.
Żeby zamaskować swoją bierność, zaczyna wodzić palcami po ciele Malfoya. Głaszcze go po gładkich policzkach, wplątuje mu palce we włosy i znowu napawa się mięśniami jego rąk, ramion i pleców, zgrabnie omijając zabliźnioną skórę po Mrocznym Znaku. Po chwili jednak czuje w podbrzuszu falę gorącą wzbierającą za każdym razem, kiedy Malfoy ociera się kroczem o jej cipkę. Hermionie udaje się zatrzymać w gardle kolejne pragnące się wyrwać piskliwe „nie". Oblizawszy nabrzmiałe usta, odchrząkuje i pyta:
— Moglibyśmy spróbować inaczej?
Malfoy nieruchomieje, unosi głowę i zdezorientowany mruga, jakby nie dosłyszał jej słów.
— Tak, jasne — mamrocze w końcu.
Na jego twarz wkrada się niepewność i Hermiona nie wie, co gorsze — to, kiedy Malfoy patrzy na nią z czułością, czy niepewnością. Szybko wymyka się spod niego i nie czekając na propozycje z jego strony, odwraca się tyłem do niego. Podparłszy się rękami, klęka i wypycha biodra w górę.
— Może być? — rzuca przez ramię i dostrzega, jak Malfoy taksuje wzrokiem jej pośladki. Jej pełne celulitu i rozstępów pośladki.
— Nie mam, na co narzekać — stwierdza Malfoy i łapie ją za biodra, a w jego głosie na powrót słychać rozbawienie.
Hermiona odwraca twarz i oddycha z ulgą. Przynajmniej go nie widzi.
Tym razem Malfoy wchodzi w nią zdecydowanym ruchem.
— Powiedz mi, co chcesz, co lubisz — rozkazuje Malfoy, posapując lekko, i zaczyna ugniatać palcami pośladki Hermiony, rozsuwać je, to znowu gładzić skórę u nasady jej pleców.
Chcę, żebyś przestał. Chcę, żebyś mnie objął. Chcę leżeć w twoich ramionach. Chcę trzymać głowę na twojej piersi. Chcę wsłuchiwać się w rytm twojego serca. Chcę, żebyś mówił, że zawsze mnie złapiesz. Chcę, żebyś zawsze mnie łapał. Chcę mieć kogoś, kto nigdy mnie nie zawiedzie. Chcę, żebyś to był ty.
— Mocniej — kłamie znowu Hermiona.
Malfoy bezwłocznie spełnia jej życzenie. Zaciska ręce na jej talii i raz po raz wbija biodra w jej pośladki, aż po pokoju roznosi się odgłos skóry uderzającej o skórę.
Psy Gończe. Wielka Niedźwiedzica. Gwiazdozbiór Smoka. Mała Niedźwiedzica. Żyrafa. Cefeusz. Kasjopea.
Ma w sobie kutasa Malfoya. Ma w sobie dużego pulsującego kutasa Malfoya.
Jaszczurka. Andromeda.
Malfoy raz po raz wsuwa w nią fiuta. Raz za razem ociera się o jej cipkę.
Perseusz. Byk? Czy wymieniała już Trójkąt? Tak, chyba tak.
Odsłania przed Malfoyem swoje nieidealne ciało. Pozwala mu go dotykać, pieścić je.
Orion. Woźnica.
Podnieca ją widok Malfoya. Podniecają ją jego palce. Ramiona. Obojczyki. Plecy. Uda. Podnieca ją nawet fiut Malfoya.
Bliźnięta. Ryś. Mały Pies.
Malfoya, który nazywał ją szlamą, który był śmierciożercą, który przyglądał się bezczynnie temu, jak torturuje ją jego ciotka, jak bezwzględnie wysysa z Hermiony życie.
Malfoy obejmuje ręką biodro Hermiony i znowu sięga między jej nogi w poszukiwaniu łechtaczki. Zniecierpliwiona, Hermiona tak samo jak poprzednim razem bierze go za dłoń i kładzie ją na swojej prawej piersi. Zastanawia się, czy nie lepiej było po prostu mu obciągnąć. Dać mu wepchnąć fiuta między usta tak daleko, że oczy zaszłyby jej łzami, a wszystko co miała w żołądku podeszłoby jej do gardła. Tyle że wtedy nie miałaby jak uciec od jego spojrzenia.
— Mocniej — powtarza Hermiona i dla zachowania pozorów zaczyna cicho pojękiwać.
Jest jej coraz ciężej utrzymać się na rękach, więc pochyla się do przodu i przyciska twarz do materaca, unosząc pośladki jeszcze wyżej.
Malfoy wkłada w nią kutasa tak szybko i głęboko, że Hermiona odczuwa dyskomfort, który pogłębiają powracające w tej pozycji zawroty głowy.
— Mocniej — mruczy w nakrycie. Chce mocniej, głębiej, szybciej. Po to tu jest. Chce czuć ból, chce się poczuć wykorzystana i zużyta. Przy każdym pchnięciu fiuta Malfoya wyobraża sobie kolejną ranę zadawaną przez Bellatriks nożem. Wyobraża sobie znajdującą się kilkadziesiąt metrów stąd bawialnię i wsiąkającą w dywan krew. Jej krew. Wyobraża sobie zalewające jej nogi ciepło, gdy jej pęcherz nie wytrzymuje kolejnego Cruciatusa. Wyobraża sobie…
Malfoy zaczyna gubić rytm. Porusza się coraz bardziej chaotycznie i Hermiona wie, że mężczyzna jest już blisko. Wbija boleśnie palce w jej biodro. Drugą ręką przestaje drażnić jej pierś i złapawszy ją za włosy, zaczyna za nie ciągnąć. Hermiona delektuje się bólem, jaki jej zadaje, choć nadal uważa, że jest zbyt delikatny.
— Tak, tak, tak — sapie dla niepoznaki i zaciska mięśnie pochwy na kutasie Malfoya.
Malfoy dyszy coraz głośniej, a jego ruchy stają się coraz płytsze i bardziej gwałtowne.
— Hermiono — stęka i zamiast pociągnąć ją za włosy, wpycha jej głowę w łóżko i przywiera do niej biodrami, jakby chciał być jeszcze bliżej niej, wejść w nią jeszcze głębiej.
W końcu Malfoy wydaje z siebie ostatni jęk i wyczerpany napiera torsem na plecy Hermiony, która osuwa się pod ciężarem jego ciała. Mężczyzna opada na nią i przygważdża ją do łóżka. Niczym nieboszczyk mający pośmiertne skurcze mimowolnie kołysze biodrami, łapiąc ostatnie momenty orgazmu.
Hermiona ma w sobie jego nasienie. Ma w sobie spermę Malfoya, który nazywał ją szlamą i przyglądał się jej torturom w tym samym domu, w którym właśnie ją przeleciał. Który patrzył, jak dywan pod jego stopami ciemnieje od krwi Hermiony, a jej spodnie ciemnieją od moczu.
Mimo ucisku w piersi i napływających do oczu łez jest jej dobrze. Nie może swobodnie oddychać, ale i tak nic by nie zmieniła. Chce, żeby właśnie tak zostało. Chce leżeć pod Malfoyem. Chce czuć jego ciężar. Chce, żeby ją przygniatał. Chce, żeby osłaniał ją przed światem. Chce, żeby stanowił cały jej świat.
— A ty… — szepcze jej do ucha Malfoy. — Tak?
— Tak — kłamie, już nie wie, który raz tej nocy, Hermiona.
Malfoy odsuwa jej włosy na prawą stronę i cmoka ją beztrosko w szyję, po czym dźwiga się do góry. Jego kutas wyślizguje się z cipki Hermiony i Hermiona ma wrażenie, że jest niepełna, że już zawsze będzie w niej czegoś brakować.
Mężczyzna kładzie się na boku tuż obok niej i zaczyna wodzić leniwie palcami po jej kręgosłupie.
— Chcesz coś do picia? Może jesteś głodna? — Coś pęka w środku Hermiony i Hermiona nie potrafi dłużej powstrzymać łez. — Łazienka jest po lewej stronie. Chcesz się przebrać? Mogę ci dać coś swojego. — Płacze bezgłośnie, przegryzając wargi. — Mam też zapasowe szczoteczki — śmieje się Malfoy, drapiąc ją po karku.
Kiedy cisza się przedłuża, zwraca się do niej po imieniu:
— Hermiono?
Hermiona stara się jak najdyskretniej obetrzeć łzy. Boi się, że jeśli się odezwie, załamie się jej głos.
— N-nie kłopocz się — przerywa wreszcie krępujące milczenie. — Skorzystam tylko z łazienki i już sobie idę — tłumaczy pełnym sztucznego entuzjazmu głosem.
Cały czas odwrócona tyłem do Malfoya, siada, przerzucając nogi przez krawędź łóżka, i wstaje. Idzie w kierunku leżących na podłodze ubrań. Cały czas czuje na sobie wzrok Malfoya i wstydzi się jeszcze bardziej niż wcześniej. Zastanawia się, co Malfoy myśli o niej i jej ciele teraz, kiedy nie jest już zamroczony pożądaniem i podnieceniem.
— Nie musisz… — zaczyna mężczyzna. — Sądziłem… — nie kończy i dopiero po chwili dodaje oschle, jakby właśnie zrozumiał, co powiedziała Hermiona: — No tak… Jasne... Wszystko jasne.
Hermiona kuca, przetarłszy oczy, zgarnia na oślep swoje ubrania i rusza do łazienki, wykręcając szyję pod dziwnym kątem, tak by Malfoy nie widział jej twarzy. Chwyta za klamkę, wchodzi do środka i zamyka za sobą drzwi. Obraz przed oczami ma zamazany od łez i niemal po omacku grzebie z desperacją między ubraniami w poszukiwaniu różdżki. Gdy udaje jej się wydostać ją z futerału, pospiesznie rzuca na pomieszczenie zaklęcie wyciszające, osuwa się na krawędź ogromnej, kamiennej wanny i pozwala wyrwać się z piersi głośnemu szlochowi. Kryje twarz w dłoniach i raz po raz odtwarzając w myślach wszystko, co stało się tego wieczora, płacze. Płacze, aż głowa pęka jej z bólu i nie ma już więcej łez.
W końcu podnosi się i kiedy widzi na krawędzi wanny to, co wyciekło spomiędzy jej nóg, krzywi się. Znowu chwyta różdżkę i czyści zabrudzony brzeg. Wsuwa majtki i niedbale nakłada stanik, rajstopy i sukienkę, unikając swojego odbicia w ogromnym lustrze oprawionym w złotą ramę poprzetykaną perłami.
Ubrana, uchyla po cichu drzwi i rozgląda się po pokoju. Malfoy leży na boku przykryty kołdrą do pasa. Ma zamknięte oczy i pochrapuje. Hermiona nie potrafi się powstrzymać. Zdjąwszy buty, drepcze ostrożnie do pokoju i klęka przy łóżku. Wbija wzrok w Malfoya i stara się zapamiętać na zawsze błogi, zrelaksowany wyraz jego twarzy. Jego piękne kości policzkowe, gęste rzęsy, rozczochrane włosy, długi, prosty nos, lekko rozchylone wąskie usta, spiczasty podbródek, unoszący się miarowo szeroki tors z przecinającą go blizną, a nawet ślad po Mrocznym Znaku. Nim będzie za późno, nim nie będzie mogła się powstrzymać i go dotknie, nim zbudzi go pocałunkiem, po raz ostatni spogląda na rozgwieżdżony baldachim, podnosi się z kolan i wraca do łazienki.
Znowu wycisza pomieszczenie. Powinno się jej udać. Myśli o wysokich oknach, długim na kilkanaście metrów stole, kominku wielkości co najmniej trzech standardowych i o zawieszonym pod sufitem wielkim kryształowym żyrandolu. Cel, wola, namysł, powtarza w głowie, bierze głęboki wdech i deportuje się z głośnym pyknięciem, którego echo odbija się od marmurowych ścian.
