Hermiona ogląda film. Kiedy widzi scenę, w której dwójka bohaterów uprawia seks, zaczyna czuć podniecenie. Sięga dłonią pod materiał majtek i po raz pierwszy od czasu – niekoniecznie tak szybkiego, jak by sobie życzyła – numerku z Malfoyem próbuje zaspokoić swoje potrzeby, jednak z każdym okrążeniem palca wokół łechtaczki przed oczami stają jej coraz to nowe obrazy z sobotniej nocy.

Nieusatysfakcjonowana, wyjmuje rękę spomiędzy nóg i czyści ją zaklęciem. Przełącza na inny kanał i do rozpalonego ze wstydu policzka przykłada chłodny pilot.


Rozgląda się za najbliższym wyjściem. Przyszła na bal tylko dlatego, że miał się na nim zjawić jeden z jej ulubionych pisarzy, Robert Downlop, ale skoro okazał się kompletnym bucem, a Malfoy na dobre zniknął z jej pola widzenia, tak że nie może się nawet zająć podziwianiem jego nienagannej sylwetki i eleganckich ruchów, nie ma już najmniejszego powodu, by tu zostać.

Odstawiwszy kieliszek, odwraca głowę i niespodziewanie napotyka wzrokiem na obserwującego ją z kąta sali Malfoya. Cały czas patrząc na Hermionę, mężczyzna rusza w jej kierunku i zatrzymuje się tuż przed nią. Jego blada cera i niespotykanie jasne włosy wspaniale kontrastują z głęboką czernią koszuli i garnituru, które ma na sobie.

Malfoy kłania się przed nią w sposób, jakiego nie powstydziłby się pan Darcy. Hermiona — jak zawsze zresztą, kiedy Malfoy tak robi — oblewa się rumieńcem i czuje w podbrzuszu przyjemny ucisk, po czym odpowiada mu delikatnym dygnięciem.

Zatańczysz? — zagaduje Malfoy.

Ja? — wypala Hermiona, nim zdąży się ugryźć w język. Powinna w końcu przestać zadawać Malfoyowi to pytanie.

Malfoy wzdycha i wyciąga do niej dłoń.

Czy ty, Hermiono Granger, bo nie widzę tu nikogo oprócz ciebie, uczynisz mi ten zaszczyt i podarujesz mi jeden taniec?

Mimo że ton głosu Malfoya jest drwiący, serce Hermiony i tak zaczyna szybciej bić. Czerwieniąc się jeszcze mocniej, podaje mu rękę i pozwala odprowadzić się na parkiet.

Tak w zasadzie miałam już iść — informuje, siląc się na nonszalancję.

Malfoy kładzie dłoń na jej talii, a Hermiona oplata palcami jego ramię. Liczy na szybki utwór, ale nowa melodia jest tak wolna, że mogą się do niej tylko kołysać.

Więc miałem szczęście, że zdążyłem — mówi Malfoy i pochylając głowę, spogląda jej w oczy. — Myślałem, że Hathaway już cię nie puści.

Naprawdę tak długo tańczyła z Hathawayem?

Jest dobrym tancerzem — rzuca Hermiona.

Ze mną nie ma szans — chwali się Malfoy i przyciąga ją do siebie tak blisko, że Hermiona dotyka piersiami jego torsu.

No nie wiem — droczy się z nim.

Malfoy posyła jej złośliwy uśmiech i przyciska ją do siebie jeszcze mocniej. Przypatruje się jej, jakby właśnie toczyli bój o to, kto jest w stanie dłużej wytrzymać bez odwrócenia wzroku. Ostatecznie to Hermiona jest tą, która zerka w dół i ponosi porażkę. A może odnosi zwycięstwo, bo układając w następnej sekundzie głowę na piersi Malfoya, robi to, o czym marzy codziennie przed snem. Jest świadoma, że nie powinna, ale dopóki Malfoy pozwala jej na drobne i sporadyczne nieposzanowanie granic, nie zamierza przepuścić żadnej okazji, by choć na chwilę przenieść się w wyobraźni do równoległego świata, w którym nie musiałaby się martwić o kilkusetletnią historię uprzedzeń.

Miałeś rację; Downlop to straszny buc.

A nie mówiłem — odpowiada Malfoy.

Hermiona czuje, jak jego klatka unosi się z każdym oddechem.


Neville zaprasza ją do tego samego ogrodu botanicznego, do którego zabrała go po raz pierwszy kilka lat temu. Chłopak chce zobaczyć kwitnące dziwidło, a jego entuzjazm jest tak zaraźliwy, że Hermiona przez całe popołudnie świetnie się bawi i zupełnie zapomina o Malfoyu.

Mimo że tak dużo przeszła z Harrym i Ronem i łączy ich tak wiele wspomnień, uważa Neville'a za najlepszego przyjaciela. Zawsze jej słucha. Jest empatyczny i troskliwy, patrzy na nią tak, jakby rzeczywiście ją widział, i od razu potrafi rozpoznać, że coś ją trapi. Do tego interesuje się też czymś poza quidditchem, płataniem figli i łapaniem złych czarodziejów. Gdyby nie to, że jego uległość w połączeniu z dominującym charakterem Hermiony i jej wieczną chęcią stawiania na swoim sprawiłaby, że na dłuższą metę nie byliby ze sobą szczęśliwi, Hermiona nocami myślałaby zapewne właśnie o Neville'u, a nie o Malfoyu.

Kiedy po kolacji Hermiona ląduje w przedpokoju, cisza aż dudni jej w uszach. Chyba nigdy wcześniej nie czuła się tak samotna jak teraz.


Znowu zamyśla się, gapiąc się na dłonie Malfoya. Na niknące pod rękawem żyły i długie palce, które tak sprawnie posługują się nożem. Palce, które na pewno potrafią jeszcze wiele innych rzeczy i byłyby w stanie dotrzeć do miejsc, do których ona sama nie może sięgnąć. Palce, na których chciałaby zaciskać mięśnie swojej…

Odrywa wzrok od rąk Malfoya i nie rumieni się tylko dlatego, że i tak jest już cała czerwona. Może łatwiej byłoby się jej skupić na zadaniu, gdyby od gotujących się eliksirów w pomieszczeniu nie było tak nieznośnie gorąco i wilgotno, a cała jej koszula nie przesiąkła potem.

Hermiona rzuca Malfoyowi ukradkowe spojrzenie, ale on wcale nie patrzy na leżące na desce liście, tylko spogląda w górę na… Hermiona bierze gwałtowny wdech, bo Malfoy zagląda jej w dekolt.

Wydany przez Hermionę dźwięk sprawia, że oczy Malfoya wędrują wyżej i ich spojrzenia się spotykają. Mężczyzna ma zaróżowione policzki i rozszerzone źrenice. Oblizawszy usta, zaczyna pochylać się w jej stronę i Hermiona, czując niewyjaśnione przyciąganie, wygina szyję w jego kierunku.

W ostatniej chwili opamiętuje się i spuszcza wzrok.

Włączę muzykę — informuje piskliwym głosem i ociera z czoła mokre, napuszone włosy.

Po piętnastu minutach nie jest już pewna, czy Malfoy rzeczywiście na nią patrzył, czy tylko to sobie wyobraziła.


Hermiona wraca z lunchu z Harrym, gdy ostatecznie opuszcza ją szczęście. Skręcają w korytarz po prawej, a wtedy ich oczom ukazuje się idący w ich stronę Malfoy. Znajduje się kilkadziesiąt jardów przed nimi i patrzy wprost na nich. Hermiona nie ma żadnej drogi ucieczki.

Próbując ukryć przerażenie, papla do Harry'ego o spotkaniu z Neville'em:

— Neville był taki podekscytowany! Dobrze, że wzięłam aparat. — Jej zbyt głośny, nerwowy śmiech odbija się echem od ścian. — Staliśmy w kolejce aż trzy razy, bo za każdym razem kazali nam przesunąć się do przodu, zanim mogliśmy porządnie obejrzeć dziwidło. — Czuje rozlewające się po policzkach ciepło. — Ochroniarz gapił się na nas cały czas, jakbyśmy chcieli coś ukraść.

Z łomoczącym sercem odrywa oczy od profilu Harry'ego i spogląda przed siebie. Malfoy jest tuż przed nimi. Nadal wpatrując się w Hermionę, mówi niskim głosem:

— Granger. Potter.

Kiwa głową najpierw Hermionie, a potem Harry'emu, ale ani na moment nie spuszcza wzroku z Hermiony.

Harry odpowiada mu oziębłym tonem:

— Malfoy. — I wykonuje ledwie zauważalny ruch głową.

Pochyliwszy podbródek w geście powitania, Hermiona otwiera usta, wypowiada nazwisko mężczyzny, ale głos więźnie jej w gardle i spomiędzy jej warg nie wydobywa się żaden dźwięk.


Mam coś dla ciebie — mówi Malfoy, odłożywszy sztućce na talerz. Odchyla klapę marynarki i wyciąga z wewnętrznej kieszeni małe pudełko obite czarnym jedwabiem z wytłoczonymi kwiatami. — Nie zobaczymy się już pewnie przed świętami, więc chciałem ci to dzisiaj dać. — Kładzie puzderko na środku stołu i zabiera dłoń.

Hermiona rzuca mu niepewne spojrzenie, po czym nieśmiało sięga po prezent. Z walącym sercem podnosi wieko i jej oczom ukazuje się para wiszących kolczyków.

Nie podobają ci się? — pyta Malfoy, gdy kąciki ust Hermiony mimowolnie opadają w dół. — Nie nosisz nic poza kolczykami. Pomyślałem, że może te ci się spodobają. — Ron po ponad dziesięciu latach znajomości i krótkim, choć według Hermiony i tak zbyt długo trwającym, związku nie zauważył, że jedyną biżuterią, jaką Hermiona zazwyczaj nosi, są kolczyki, podczas gdy Malfoyowi wystarczyło raptem kilkanaście miesięcy, żeby poznać większość jej zwyczajów i upodobań.

Podobają mi się. — Hermiona próbuje się uśmiechnąć. — I to bardzo. — Przekrzywia pudełko i obserwuje, jak opale i… cyrkonie (ma nadzieję, że to cyrkonie, a nie prawdziwe diamenty, chociaż przeczuwa, że Malfoy nigdy w życiu nie miał w rękach sztucznych kamieni) mienią się w świetle wiszącej na suficie lampy. — Są przepiękne, tyle że… tyle że nie wiem, czy powinnam przyjąć taki prezent. Czy to wypada. — Nawet nie chce myśleć, ile są warte, jeśli rzeczywiście zrobiono je z diamentów.

Chciałbym, żebyś je miała. — Nieznoszący sprzeciwu ton Malfoya nie współgra z jego słowami. Po namyśle mężczyzna dodaje łagodniejszym głosem: — Sprawisz mi ogromną radość, jeśli je przyjmiesz. — Niczym zahipnotyzowana, Hermiona kiwa powoli głową i na ustach Malfoya pojawia się pełen satysfakcji uśmiech. — Mogłabyś je założyć? Chciałbym cię w nich zobaczyć.

Hermiona mechanicznie zdejmuje swoje kolczyki i zakłada nowe, a Malfoy z uwagą śledzi każdy jej ruch. Hermiona odwraca się twarzą do niego. Malfoy patrzy na nią jeszcze przez chwilę, po czym wyciąga nad stołem rękę i zakłada włosy za ucho Hermiony.

Wiedziałem, że na nikim nie mogłyby wyglądać tak dobrze jak na tobie — szepcze, przejeżdżając palcami po policzku Hermiony, i opuszcza dłoń.

Hermionę przeszywa dreszcz. Kieruje wzrok w dół i jak zwykle przeklinając się w duchu za rumieńce, mówi:

Ja też coś dla ciebie mam. — Do ostatniej chwili nie była pewna, czy da mu ten absurdalnie drogi jak na podarunek dla znajomego z pracy prezent. Choć i tak nie tak drogi jak kolczyki, które ofiarował jej właśnie Malfoy. — Proszę. — Podaje mu owinięty w świąteczny papier futerał i obserwuje, jak Malfoy go rozpakowuje. — To mugolskie pióro i długopis — tłumaczy Hermiona, widząc skonsternowaną minę mężczyzny. — Nie potrzebujesz kałamarza, nigdy się nie łamią. Wystarczą wkłady. — Już od dawna nosiła się z zamiarem kupna montblanców dla rodziców, ale doszła do wniosku, że oni wcale na nie zasługują. — Zobaczyłam je w sklepie i od razu pomyślałam o tobie. — Gdy ujrzała na wystawie pióro i długopis w odcieniach głębokiej zieleni, nie mogła się powstrzymać. Musiała mu je kupić. — Wyobraziłam sobie, jak podpisujesz nimi swoją publikację.

Naszą — poprawia ją natychmiast Malfoy i uśmiecha się do niej szeroko.

Hermiona mimowolnie odpowiada mu tym samym i kuszona jego otwartą radością zastanawia się przez moment, czy nie zaprosić go na rodzinną imprezę bożonarodzeniową. Po chwili dociera do niej jednak, że to przecież Malfoy i sporadyczne jadanie w mugolskich restauracjach to nie to samo, co spędzenie wieczoru w towarzystwie samych mugoli.

Kiedy wracają do Ministerstwa, Malfoy zagaduje Hermionę, czy ta ma plany na sylwestra. Hermiona nie wie, czy mężczyzna pyta ją o to tylko po to, by podtrzymać rozmowę, czy może chodzi mu o coś innego. Nigdy się tego nie dowiaduje, bo w chwili, gdy otwiera usta, poślizguje się na przymarzniętej kałuży i temat już nie powraca.

Złapawszy ją za rękę, Malfoy ratuje ją przed upadkiem i nie puszcza jej dłoni, dopóki nie trafiają na pusty zaułek, z którego mogą się deportować. Przez całą drogę szydzi z jej niezdarności, by na końcu rozkazującym tonem, w którym pobrzmiewa też coś zaskakująco podobnego do troski, powiedzieć jej, że musi bardziej na siebie uważać.


Całe popołudnie odtwarza w głowie spotkanie z Malfoyem. Myśli o wszystkim. O jego chłodnym spojrzeniu, czarnym garniturze i tym, co się — jak wie z pierwszej ręki — pod nim kryje. O swoim głupkowatym śmiechu, ogromnych rumieńcach i drżących dłoniach. Analizuje każdy szczegół i ma ochotę zapaść się pod ziemię.


Hermiona wchodzi do kuchni przy Grimmauld Place z wielkim półmiskiem przystawek i na widok Ginny ubranej w krótką, zieloną sukienkę z aksamitu woła:

Ale ślicznie wyglądasz!

Ginny szczerzy zęby w uśmiechu i podbiega do Hermiony.

Ty też! — piszczy podekscytowana, przytulając Hermionę na powitanie. Odsuwa się od niej i omiatając ją jeszcze raz pełnym aprobaty spojrzeniem, zatrzymuje wzrok na kolczykach Hermiony. — Piękne! Świąteczny prezent? — pyta.

Hermiona potakuje i odstawia półmisek na stół.

Od rodziców? — W głosie Ginny słychać radość. Cieszy się, że Hermiona w końcu dostała od rodziców coś innego niż kolejną szczoteczkę do zębów i nić dentystyczną, którymi obdarowują ją rok w rok od zakończenia wojny.

Nie. — Hermiona przełyka ślinę i zaczyna zdejmować folię. Kątem oka widzi, jak mina Ginny rzednie. Po chwili jednak dziewczyna mruży oczy i uśmiecha się zaczepnie.

Od Hathawaya? — docieka.

Co? — wykrztusza Hermiona zaskoczona. — Nie! Dlaczego od niego?

Ginny wzrusza ramionami.

Skąd mam wiedzieć? O niczym nam nigdy nie mówisz, wszystkiego muszę się domyślać sama, a że widziałam, jak z nim tańczyłaś, pomyślałam, że może od niego — mówi z wyrzutem Ginny.

To tylko znajomy. Tańczyłam z nim kilka razy tak samo jak z Harrym, Ronem, Deanem czy Robem. Nic poza tym.

Więc od kogo je dostałaś?

Hermiona powstrzymuje się, żeby nie powiedzieć Ginny, że to nie jej interes.

Od… innego znajomego — niecierpliwi się.

Mugola? Mugolaka?

Nie.

Więc to nie może być tylko znajomy.

Dlaczego nie? — Hermiona nie wytrzymuje i przewraca oczami. Chciałaby być bardziej otwarta, ale nie potrafi. Ciekawość Ginny niepokojąco kojarzy jej się w takich chwilach ze wścibskością Molly.

Żaden czarodziej nie dałby dziewczynie biżuterii, a już z pewnością nie takich kolczyków, gdyby nie miał wobec niej poważnych zamiarów. — Hermiona otwiera usta, żeby zaprotestować. — Zdaję sobie sprawę, że masz ogromną wiedzę, ale nawet ty nie wiesz wszystkiego. A już z pewnością nie o kulturze czarodziejów. — Ginny zaciska usta. — Może wśród mugoli panują inne zwyczaje, ale jeśli mówię, że ludzie z wielopokoleniowych czarodziejskich rodzin nie dają biżuterii bez porządnego powodu, to tak jest. — W głosie Ginny pobrzmiewa bezgraniczna pewność, której Hermiona jej zazdrości.


Następnym razem Hermiona wpada na Malfoya, wychodząc ze swojego biura. Jest tak zdenerwowana po spotkaniu z szefem departamentu, że nawet widok Malfoya nie robi na niej wrażenia. Nie ma w niej już też śladu po zmieszanej dziewczynce sprzed kilku dni.

— Malfoy — odzywa się, przelewając w głos całą frustrację, i pyta: — Masz do mnie jakąś sprawę? Trochę się spieszę. — Poprawia pełne dokumentów teczki, które trzyma w ręku, i rzuca Malfoyowi zniecierpliwione spojrzenie.

Malfoy taksuje ją wzrokiem i zaciska zęby. Po chwili oznajmia:

— Musimy porozmawiać.

— O czym? — Hermiona unosi brwi. — O eliksirach?

— Nie — cedzi Malfoy. — Nie o eliksirach. Dobrze wiesz, o czym.

— Nie, nie wiem. — Hermiona robi zdziwioną minę, chociaż po głowie cały czas krążą jej obrazy nagiego Malfoya pochylającego się między jej nogami.

Westchnąwszy, Malfoy przeciąga dłonią po twarzy. Dopiero teraz Hermiona zdaje sobie sprawę, na jak mocno zmęczonego wygląda.

— Musimy porozmawiać o tym, co wydarzyło się po uroczystości — tłumaczy spokojnie.

Hermiona zerka odruchowo na boki, żeby upewnić się, czy w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby ich usłyszeć.

— Nie mamy, o czym rozmawiać — szepcze i nie wie, czy to tylko jej pobożne życzenie, czy rzeczywiście widzi w oczach Malfoya smutek, bo jeżeli kiedykolwiek tam był, w następnej sekundzie nie ma już po nim najmniejszego śladu. — A jeśli martwisz się o dzieci z nieprawego łoża, możesz być spokojny – z mojej strony ci nie grożą.

Malfoy wykrzywia pogardliwie usta i nawet gdyby chciał jej odpowiedzieć, Hermiona nie daje mu szans. Wyprostowana, odchodzi z podniesioną głową, czując na plecach wzrok mężczyzny.


Hermiona ląduje, ale nie tam, gdzie zamierzała. Stoi w korytarzu tuż przed drzwiami do bawialni. Potrzebuje kilku chwil, by obraz przed jej oczami przestał wirować, po czym rozgląda się i znowu ku swojemu rozgoryczeniu nie potrafi czuć obrzydzenia do tego miejsca, bo wszystko wokół niej jest piękne, stare i przytulne.

Naciska na klamkę, ale ta ani drgnie. Hermiona przeklina pod nosem i w tym samym momencie zjawia się obok niej skrzatka.

Co panienka tu robi? — wyje z przerażeniem skrzatka. — Panienki nie powinno tu być! Tylko pan może tam wchodzić! — Wpija palce w kubrak, który ma na sobie, i wykręca materiał na boki.

Szukałam kominka i się zgubiłam — kłamie nieudolnie Hermiona i zastanawia się, czy skrzatka następnego dnia powie o wszystkim Malfoyowi.


Nie może dłużej wytrzymać. Czeka, aż większość pracowników opuści ministerstwo, upewnia się, że Malfoy też poszedł już do domu, po czym udaje się do pracowni na czwartym poziomie. Ich eliksiry są dla niej niemal jak dzieci i nie pozwoli, żeby spędzona z Malfoyem noc powstrzymała ją przed udziałem w — możliwe, że — jednym z najważniejszych badań w ostatnich latach.

Podnosi pierwsze wieko i zadowolona z wyglądu mikstury sprawdza kolejną. Jest już przy piątym kociołku, kiedy za jej plecami rozlega się odgłos otwieranych drzwi. Niczym przyłapany na gorącym uczynku, początkujący złodziej podskakuje w miejscu i upuszcza pokrywę, która z łoskotem upada na ziemię. Hermiona odwraca się i widzi przed sobą Malfoya ubranego w czarny golf; jak na niego zbyt nieformalny, by mógł go założyć do pracy.

— Wiedziałem, że prędzej czy później się tu zjawisz. — Malfoy opiera się o drzwi i krzyżuje ręce na piersi.

— Zaklęcie monitorujące? — pyta z niedowierzaniem Hermiona. Nie sądziła, że Malfoy mógłby się do czegoś podobnego posunąć.

— Skoro nie chciałaś ze mną rozmawiać, nie odbierałaś moich sów i całymi dniami przesiadywałaś w innych działach, musiałem sobie jakoś radzić. — Malfoy rusza do przodu i zatrzymuje się przy stole. — Mam błagać? Mam paść na kolana? Mogę.

Hermiona milczy. Nie wie, co jest dla niego na tyle ważne, by chciał przed nią klękać, ale samo wyobrażenie Malfoya błagającego ją na kolanach, ją — najbardziej mugolską z mugolaczek, najbardziej szlamowatą ze szlam — sprawia, że przechodzi przez nią dreszcz podniecenia i mściwej satysfakcji.

— Wystarczy tylko jedno twoje słowo. Mam to zrobić?

Mimo okrutnego głosu podszeptującego jej, by odrzekła „tak", Hermiona kręci przecząco głową.

— Nie zajmę ci dużo czasu — kontynuuje Malfoy. — Powiem, co mam powiedzieć, a później… Później wszystko będzie już zależało tylko od ciebie. — Ściska dłońmi blat. — Nie jestem pewien, czy potrafię o tym mówić. — Spogląda na zagłębienie w drewnie i zaczyna gładzić je palcami. — Ciężko się tego nauczyć, kiedy ma się śmierciożercę za ojca i Czarnego Pana za współdomownika — dodaje ciszej, po czym przymyka oczy i wydusza z siebie: — Lubię cię. —Po kilku sekundach otwiera oczy i wbija wzrok w Hermionę. — Nie, to nieprawda — prycha. — Ja cię nie lubię; ja cię chyba kocham. — Krzywi się, jakby sam nie do końca wierzył w słowa, które padły z jego ust, i powtarza: — Ja cię chyba kocham.

Hermiona stoi nieruchomo niczym oślepione przez światła samochodu zwierzę. Czuje w uszach szalone dudnienie własnego serca.

— Wiem, że na ciebie nie zasługuję. — Malfoy unosi ręce w obronnym geście. — Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Ale nie znam nikogo, kto by na ciebie zasługiwał, i gdybym… gdybym nie spróbował, gdybym nie powiedział ci, co czuję, żałowałbym do końca życia, bo za bardzo mi na tobie zależy i za dużo mam ci do zaoferowania, by nie podjąć walki.

Hermiona marszczy czoło.

— Nie w takim sensie — wyjaśnia pospiesznie Malfoy i zirytowany, głośno wzdycha. Albo sam sobą, albo Hermioną; Hermiona nie wie. — Po prostu… niewiele jest rzeczy, których bym dla ciebie nie zrobił. A może zrobiłbym dla ciebie wszystko. — W jego głosie pobrzmiewa takie przekonanie, że Hermiona nie potrafi mu nie uwierzyć. Poza tym dobrze pamięta, że by chronić siebie i rodziców, Malfoy był gotów niemal popełnić morderstwo. Niemal. — To absurdalne — Malfoy znowu spuszcza głowę i śmieje się ponuro — ale myślałem, że może – jakimś cudem – też coś do mnie czujesz. Widywaliśmy się prawie codziennie, przyjęłaś ode mnie biżuterię, łudziłem się, że wiesz, co to znaczy, a potem… — Jego policzki robią się czerwone. — Potem wydarzyła się sobota i – nie wiem – może to było pod wpływem chwili, może byliśmy zbyt pijani, ale powiedziałaś, że też o tym marzyłaś. — Malfoy unosi podbródek i spogląda Hermionie prosto w oczy. — Dbałbym o ciebie, troszczyłbym się, pomagał ci, mógłbym zrobić dla ciebie prawie wszystko, jeśli tylko dałabyś mi szansę. Wystarczy jedno twoje słowo. — Malfoy ani na moment nie spuszcza z niej wzroku. — A jeśli nie, jeśli nic do mnie nie czujesz, to sobie pójdę, będę udawać, że nic się nie zmieniło, i raz na zawsze dam ci spokój. — Patrzy na nią wyczekująco.

Zapada cisza. Hermionie dzwoni w uszach, do oczu napływają jej łzy i nijak nie umie zapanować nad walącym sercem. Chce się odezwać, chce rzucić się Malfoyowi w ramiona, ale nie może. Nie potrafi się ruszyć, nie potrafi wydusić z siebie słowa. Stoi w miejscu i milczy, czując, jak to niezdrowe, dysfunkcyjne, jednak nadal szczęście wymyka się jej spomiędzy palców.

Odwróciwszy wzrok, Malfoy zaciska szczękę i zaczyna kiwać głową.

— No tak. Nie wiem, czego się spodziewałem. — Śmieje się sztucznie.

Po raz ostatni omiata spojrzeniem twarz Hermiony i ze zrezygnowaną miną wycofuje się w kierunku drzwi. Ma już dłoń na klamce, gdy zatrzymuje się i dodaje:

— Jeśli chciałaś zobaczyć bawialnię, nie musiałaś robić całego tego przedstawienia i udawać, że jest ci dobrze. Wystarczyło spytać. I tak nie umiałbym ci odmówić.

Pociąga za klamkę i opuszcza pracownię.

Dopiero po kilku minutach Hermiona jest w stanie wykonać jakikolwiek ruch. Po policzkach ciekną jej łzy, a ręce trzęsą się tak, że ledwo utrzymuje podniesioną z podłogi pokrywkę.

Malfoy ją chyba kocha. Malfoy. Ją. Chyba. Kocha. A ona chyba kocha Malfoya i nie potrafiła mu tego wyznać. Pozwoliła mu odejść, poddała się, zrezygnowała z miłości — chyba miłości — choć miała ją na wyciągnięcie ręki.

Ze złością ociera rękawem oczy i wybiega na korytarz. Wpada do windy i kilkukrotnie naciska przycisk z napisem „atrium".

— Szybciej, szybciej — mamrocze, mimo że winda nie staje na żadnym piętrze.

Przeciska się przez otwierające się drzwi i pędzi w stronę punktu deportacji i kominków, ale na miejscu nie ma nikogo oprócz przysypiającego ochroniarza.

— Przepraszam — zagaduje Hermiona, sapiąc. — Widział pan tu kogoś przed chwilą?

Ochroniarz prostuje się na dźwięk jej głosu.

— Młodego Mal…

Hermiona nie czeka, aż ochroniarz skończy mówić, tylko rusza biegiem do najbliższego stanowiska i krzyczy przez ramię:

— Dziękuję.

Staje na wyznaczonym polu i przywołuje w myślach obraz żeliwnego ogrodzenia, które widziała jeden jedyny raz kilka lat temu. Okręca się w miejscu, czuje szarpnięcie w żołądku i po chwili stoi przed ogromną, misternie zdobioną bramą. Okrywa się ciaśniej żakietem, gdy dociera do niej pierwszy podmuch lodowatego powietrza, i zastanawia się, w jaki sposób ma wejść na teren posesji. Przyciska klamkę, ale drzwiczki przed nią nie ustępują. Zapaliwszy różdżkę, dostrzega po prawej stronie bramki herb Malfoyów rozmiaru mniej więcej dłoni. Przykłada do niego palce i czeka w napięciu.

Wycie wiatru przerywa trzask aportacji i w następnym momencie materializuje się przed nią ta sama skrzatka, która udaremniła próbę wdarcia się Hermiony do bawialni.

— Pan powiedział, że nie chce nikogo widzieć — informuje skrzatka. — Och! — Łapie z przerażeniem za uszy. — Panienka się trzęsie! Panienka zmarznie!

— Muszę się z nim zobaczyć. — Hermiona wbija w skrzatkę błagalne spojrzenie. — Proszę.

— Stróżka nie może. Pan przykazał, żeby nie pokazywać mu się dzisiaj na oczy — piszczy skrzatka i mocniej ciągnie za uszy.

— Proszę, Stróżko. Nie mamy czasu. To sprawa życia i śmierci.

Stróżka kręci przecząco głową, na co Hermiona przygryza wargę i czując się podle, cedzi wyraźnie każde słowo:

— Muszę natychmiast porozmawiać z twoim panem. Jeśli mnie do niego teraz nie zabierzesz, nigdy ci tego nie wybaczy. — Łzy napływają do oczu skrzatki. — Da ci bezterminowy urlop. — Hermiona wyciąga dłoń w kierunku zanoszącej się już płaczem Stróżki, a gdy ta nie reaguje, Hermiona zadaje ostateczny cios. — Albo podaruje skarpetę i zwolni.

Stróżka łapie Hermionę za dłoń.

— Stróżka zawiedzie pana. Pan będzie na nią zły. Stróżka nie chce, żeby pan był na nią zły — szepcze skrzatka, kręcąc głową.

Hermiona pochyla się w dół i ledwie powstrzymuje się, żeby na widok szlochającej Stróżki samej nie wybuchnąć płaczem.

— Podaruje ci skarpetę — przypomina.

Stróżka wydaje z siebie przeraźliwy jęk i deportuje je niemal bezgłośnie.

Malfoy stoi tyłem do nich, wlewając do szklanki alkohol.

— Przecież mówiłem, że nie chcę nikogo widzieć. — Jego ostry głos przecina ciszę.

Skrzatka puszcza palce Hermiony jak oparzona i znika z pokoju.

— Ja też cię chyba kocham — wykrztusza Hermiona, nim znowu zabraknie jej odwagi.

Malfoy zastyga w bezruchu, po czym powoli odwraca się przodem do Hermiony, ale jego twarz pozbawiona jest ciepła i otwartości sprzed kilkunastu minut. Bierze łyk whisky i przygląda się Hermionie, nie odzywając się ani słowem.

Mimo dopadających ją wątpliwości Hermiona powtarza:

— Ja też cię chyba kocham.

Stawia powolne kroki w kierunku Malfoya. Nie przypomina sobie, kiedy ostatni raz czuła się tak bezbronna, kiedy tak bardzo odsłoniła się przed drugim człowiekiem, jednak jeśliby tego nie zrobiła, podobnie jak Malfoy żałowałaby do końca życia.

Zatrzymuje się tuż przed mężczyzną i unosi głowę, by spojrzeć mu prosto w zimne oczy. Niepewnie wykonuje ostatni krok i przywiera do Malfoya, wtulając policzek w jego pierś. Malfoy jest cały spięty i stoi kompletnie nieruchomo. Kiedy Hermiona zaczyna już myśleć, że źle go zrozumiała i właśnie zrobiła z siebie idiotkę, Malfoy odstawia wreszcie szklankę na stół i obejmuje Hermionę rękoma.

Hermiona oddycha z ulgą, a do oczu znowu napływają jej łzy, tyle że tym razem są to łzy szczęścia.

— Dlaczego nie powiedziałaś od razu? — szepcze w jej włosy Malfoy.

— Bałam się. Nadal się boję — wyznaje cicho Hermiona i mocniej zaciska palce na swetrze Malfoya.

— Ty? Przecież ty się niczego nie boisz.

— Może wyszłam z wprawy. A może mówienie o uczuciach wymaga znacznie więcej odwagi niż wymachiwanie różdżką.

Zapada milczenie.

— A Astoria? — pyta nagle Hermiona. — Co z Astorią?

Malfoy przestaje głaskać Hermionę po głowie i odsunąwszy ją od siebie, spogląda wprost na nią.

— Astoria to koleżanka i ma narzeczonego — śmieje się i składa na jej ustach szybki pocałunek. — Przez chwilę byliśmy zaręczeni. — Oczy Hermiony rozszerzają się. — Tyle że Lucjusz trafił do Azkabanu i wszystkie umowy zostały rozwiązane. Teraz jest druhną na ślubie Daphne i Theo, a ja jestem na nim drużbą. Na ślubie, na który chciałem cię zaprosić. Nic poza tym. Chociaż muszę przyznać — pociera nosem o policzek Hermiony — że do twarzy ci z zazdrością.

Hermiona szturcha go delikatnie w żebra, po czym znowu go przytula.

— Czyli nikogo nie masz? — upewnia się.

— Nikogo nie mam. — Pierś Malfoya wibruje pod uchem Hermiony. — Oprócz… — waha się Malfoy, na co Hermiona mimowolnie napina mięśnie. — Oprócz ciebie. Jeśli chcesz, żebym cię miał.

— O niczym innym nie marzę — szepcze Hermiona.

— I nie będę miał nikogo innego, dopóki ty będziesz chciała mieć mnie.

— A ja nie będę miała nikogo innego, dopóki ty będziesz chciał mieć mnie — wzdycha z zadowoleniem Hermiona. — Więc… jesteśmy razem?

Malfoy odchyla brodę i patrzy na nią z góry. Wyciąga z kieszeni marynarki chusteczkę i zaczyna wycierać mokre od łez policzki Hermiony.

— Skoro ja cię chyba kocham — uśmiecha się, a jego ostre rysy natychmiast łagodnieją — ty chyba kochasz mnie, oboje nie mamy i nie chcemy nikogo innego, to sądzę, że jesteśmy razem.

Hermiona patrzy w jego rozbawione, błyszczące oczy, nie może się powstrzymać i staje na palcach, by przynajmniej na chwilę poczuć pod wargami jego wargi.

— Powiemy komuś?

— Jak uważasz — mówi Malfoy i przyciąga ją do siebie. — Jeśli chcesz, w jutrzejszym Proroku na pierwszej stronie może się pojawić artykuł o tym, że jestem w tobie szaleńczo zakochany. Wystarczy jedno twoje słowo.

Hermiona chichocze, powtarzając w myślach, że Malfoy jest w niej szaleńczo zakochany. Nie wstydzi się jej i mógłby powiedzieć całemu światu, że ją kocha. Szczęście rozpiera jej pierś.

— A teraz? Co teraz? — zadaje pytanie Hermiona.

— Co tylko zechcesz.

— Jeść. — Z ust Malfoya wyrywa się śmiech. — Chcę jeść. Umieram z głodu.

— Załatwione — odpowiada Malfoy, gładząc jej plecy. — A potem?

Hermiona milczy przez moment, po czym zaczyna nieśmiało:

— Chcę, żebyś mnie objął. Chcę leżeć w twoich ramionach i trzymać głowę na twojej piersi. Chcę, żebyś głaskał mnie po włosach. Chcę wsłuchiwać się w rytm twojego serca i wodzić palcami po całym twoim ciele. Chcę, żebyś szeptał mi czułe słówka. Żebyś zawsze był ze mną szczery jak dzisiaj i mówił mi prawdę. Nawet sobie nie wyobrażasz — Hermiona zawiesza głos, gdy uderza ją kolejna fala gorąca — co czuję, kiedy jesteś ze mną szczery. Jak pociągający jesteś, kiedy mówisz, co czujesz i czego chcesz. — Hermiona nie kłamie. Już robi się wilgotna między nogami.

— Załatwione. — Malfoy ściska ją jeszcze mocniej.

— A ty? Czego chcesz ty?

— Tego samego. — Głos Malfoya jest niski i chrapliwy. — Żebyś zawsze była ze mną szczera i żebym już nigdy więcej nie musiał myśleć, że nic do mnie nie czujesz, kiedy to nieprawda. A poza tym… — urywa, zjeżdża dłonią w dół pleców Hermiony i ściska ją za pośladek. — Chcę, żebyś wzięła wolne, i nie chcę, żebyśmy wychodzili z sypialni przez najbliższe dwa dni. Albo trzy. Choć jak dla mnie może być i cała wieczność.

— Załatwione. — Hermiona ma wrażenie, że unosi się kilka stóp nad ziemią.

KONIEC


a/n: Pełno w tym opowiadaniu klisz, ale nic na to nie poradzę; lubię klisze i nigdy mi się nie nudzą.

Możliwe, że pojawią się jeszcze krótkie, wnoszące niewiele treści rozdziały epilogowe, jeśli najdzie mnie wena.

Mam nadzieję, że komuś się ta krótka historia spodobała.