Rozdział 229: Cieszę się, że tu jesteś

Uwagi: Jest to kontynuacja rozdziału 226

Po czterech kieliszkach whisky w końcu nie trzeba było mocno przekonywać Mycrofta, żeby wrócili do domu zamiast do szpitala. Obaj byli lekko podchmieleni i dopóki Sherlock nie obudzi się i nie poprawią swojego stanu, byłoby raczej bezcelowe, żeby byli przy nim, więc byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby mogli tej nocy spać w swoich łóżkach.

Greg objął ramieniem ciało wyższego mężczyzny, by go wesprzeć i powoli skierowali się do czekającego na nich czarnego samochodu. Praktycznie obaj wpadli do środka, śmiejąc się z siebie. Mycroft był odchylony na siedzeniu, a Greg opierał się bezwładnie o niego.

Wkrótce ich śmiech ucichł, obaj oddychali lekko. Greg westchnął, zamykając oczy nie niejasno myśląc o tym, jak blisko byli. Nie mógł też przestać myśleć o ich stopach nieustannie ocierających się o siebie pod stołem w barze. Wcale nie sprawiło to, że ich rozmowa stała się niezręczna i chociaż obaj byli tego bardzo świadomy, żaden z nich nie zwrócił na to uwagi. Co to wszystko oznaczało?

Niewiele mówili podczas jady do domu Mycrofta. Samochód Grega był zaparkowany pod nim, ponieważ wpadł, aby zobaczyć młodszego mężczyznę, kiedy Sherlock został umieszczony w szpitalu, do którego pojechali razem. W swoim stanie nie mógł prowadzić, więc nie mógł wrócić do siebie samochodem. Nie był zbyt pewien, co powinien zrobić. Wkrótce jednak ich pojazd zatrzymał się i obaj usiłowali usiąść prosto.

— Wejdź — zaproponował Mycroft, machając płynnie ręką w kierunku frontowych drzwi. — Możemy wypić… kawę.

Greg mruknął i przytaknął, przez chwilę kiwając głową. Pracowali nad wydostaniem się z samochodu i praktycznie potykając się do drzwi, gdzie Mycroft przez moment majstrował przy zamku, zanim wziął głęboki oddech przez nos i wreszcie udało mu się je odtworzyć. Kiedy weszli do środka, zdjęli okrycia wierzchnie i Mycroft wskazał na Grega, by poszedł do kuchni. Starszy mężczyzna patrzył, jak Mycroft podchodził do fantazyjnie wyglądającego ekspresu do kawy i zaczyna parzyć dla nich dwa kubki.

Zabrali napoje do salonu, siadając na kanapę, pijąc w ciszy, starając się wytrzeźwieć. To trochę pomogło, ale…

— Nie będę mógł pojechać do domu — powiedział Greg, wpatrując się w puste naczynie w swoich dłoniach.

— Na taksówkę też jest za późno — zauważył Mycroft. Greg zmarszczył brwi i otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale młodszy mężczyzna potrząsnął głową. — Przepraszam, pozwól, że sprecyzuję. Za późno na taksówkę, której kierowcy ufam.

Greg roześmiał się. Westchnął, zastanawiając się, ale zanim zdążył coś wymyślić, Mycroft podsunął sugestię, która całkowicie go zaskoczyła.

— Możesz tutaj zostać — powiedział Mycroft. — Mam pokoje gościnne. Albo, ach, kanapę, jeśli wolisz.

— Dzię… Dziękuję. — Greg skinął głową, oblizując wargi.

— W takim razie postanowione — powiedział Mycroft, pochylając się, by odstawić kubek na stole. — Idę do łóżka. Rozgość się tam, gdzie uznasz to za stosowne, Gregory.

Kiedy Greg został sam, rozejrzał się po pokoju, w którym się znajdował. Był tu już wcześniej i szybko przypomniał sobie, jak Mycroft nauczył go grać w szachy przy tym właśnie stole. Rozpalili w kominku, Mycroft zaparzył herbatę, Greg był absolutnie okropny w szachach, a Mycroft świetnie się bawił. Pomyślał o tym, jak po raz milionowy zaczął mówić o Sherlocku, a Mycroft nie narzekał. Słuchał cierpliwie jego marudzenia, a potem podszedł i wręczył mu szkocką.

Wyciągając się na kanapie, Greg westchnął i spojrzał na sufit. Przez to wszystko miał te wcześniejsze myśli. Być może była tam po prostu słabość, coś, co wiązało się z jego zmartwieniem o Sherlocka. Może Greg za dużo w tym widział. Ale sposób, w jaki ich stopy się dotykały i ocierały, oraz w to jak byli zrelaksowani i szczęśliwi ze sobą…

Nie wiedział, czy to pomyłka i czy rano tego nie pożałuje, ale to wszystko sprawiło, że Greg usiadł i wstał. Przeciągnął się, przygryzł wargę i westchnął, wychodząc z pokoju. Przeczesał palcami włosy, rozglądając się wokół, spoglądając na schody, zanim wszedł po nich. Na piętrze było wiele pokoi i nie był pewien, który z nich był właściwym, więc…

Zajrzał do jednego pokoju, który okazał się łazienką. Kiedy położył dłoń na następnych drzwiach, zauważył pomieszczenie naprzeciwko niego, w których spod drzwi wydobywało się światło. To musiało być to. Nerwowo podszedł do nich i podniósł rękę, a potem zamarł. Wziął głęboki oddech, zamknął oczy i wyprostował ramiona…

— Wejdź — rozległ się łagodny głos, zanim zdążył zapukać.

Greg wypuścił powietrze z płuc. Nigdy, do cholery, nie dowiedział się, jak Mycroft mógł to zrobić. Kiwając głową, otworzył drzwi i wszedł do środka. Mycroft siedział w łóżku, ubrany w coś, co wydawało się miękka jedwabną piżamą. Ten widok sprawił, że Greg wstrzymał oddech. Nigdy nie wiedział Mycrofta w czymś bardziej swobodnym niż jego trzyczęściowe garnitury i był… wspaniały.

Stał tam, niepewny, co dalej. Przesunął ciężar ciała i spojrzał na podłogę. Bez słowa Mycroft poruszył się na łóżku, po czym odchylił kołdrę w niemym zaproszeniu. Serce Grega waliło tak szybko, ale w końcu zmusił się do ruchu.

Zdjął buty podchodząc. Zawahał się na moment, zanim wsunął się pod kołdrę, wpatrując się w mężczyznę obok niego. Mycroft uśmiechnął się do niego łagodnie, po czym zamknął książkę, którą trzymał i również się położył. Zgasił lampkę, a potem odwrócił się do Grega.

— Co my… — zaczął szeptać Greg, ale zobaczył jak Mycroft potrząsa głową.

— Śpij, Gregory — wyszeptał. — Wygląda na to, że myśleliśmy w dużej mierze o tym samym. Cieszę się, że tu jesteś.

— Tak. — Greg uśmiechnął się, wtulając się w kojące ciepłe ciało Mycrofta. To był wyraźnie pierwszy krok, niż kiedykolwiek myślał, ze to możliwe, ale to było w porządku. — Również się cieszę.