Rozdział 230: Zakupy do szkoły

Mycroft wyszedł ze sklepu z prawdopodobnie już na stałe uniesionymi brwiami, wpatrując się w swojego męża, który siedział na ławce z rozbawionym wyrazem twarzy. Polityk zamrugał w szoku, kiedy podszedł i usiadł obok Grega z westchnieniem.

— Rozumiesz, dlaczego zdecydowałem się zostać na zewnątrz? — zapytał z uśmiechem.

— Co to za dziwaczny sklep? — zapytał Mycroft, odwracając się do starszego mężczyzny.

— Nazywa się Czarna Róża i to w nim dzieci w wieku Abby uwielbiają spędzać czas. Ale również i starsze. Tak to się zaczyna — zaśmiał się Greg. — Wiesz, kiedyś nosiłem takie rzeczy. Chociaż nie miałem sklepu specjalizującego się w tym, tak jak ona teraz ma.

— Nie było żadnego koloru.

Greg musiał przygryźć wargę, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Oglądanie jego ukochanego męża pozornie zbitego z tropu było całkiem wspaniałe. Prawie żałował, że nie poszli do środka razem, żeby mógł to wszystko zobaczyć w rzeczywistym czasie.

— Mężczyzna przy ladzie miał jasno fioletowego irokeza.

— Kiedy byłem młodszy, chciałem mieć irokeza. — Greg uśmiechnął się, a kiedy Mycroft spojrzał na niego z niedowierzaniem, nie mógł już powstrzymać się od głośnego śmiechu.

— Najjaśniejszy Panie, poważnie? — zapytał Mycroft, próbując zignorować chichot, który po prostu nie milknął.

— Tak — przytaknął Greg, ocierając łzy. Śmiał się dalej i wziął głęboki oddech, po czym objął ramieniem talie Mycrofta. — Ale go nie zrobiłem, więc się nie martw, kochanie.

Poczekali, aż Abby wybiegnie ze sklepu z torbą w ręku, uśmiechając się promiennie, gdy do nich dołączyła. Greg wyciągnął rękę, żeby zajrzeć do środka i zobaczyć, co kupiła, zerkając na ubrania i torebkę, zanim zmierzwił jej włosy na czubku głowy. Wyszli na zakupy po nowe ubrania i przybory do szkoły. Abby rozpoczynała liceum, a Greg wciąż nie mógł uwierzyć, jak duża już była.

— Pójdziemy zjeść lunch? — zaproponował Mycroft, wstając i kładąc dłoń na ramieniu Abby. Młoda dziewczyna entuzjastycznie skinęła głową.

— Tak! — zgodziła się, uśmiechając się radośnie.

— Znajdźmy gdzieś w pobliżu jakiś lokal, gdzie będziemy mogli smacznie i tłusto zjeść — zasugerował Greg, zdziwiony, gdy Mycroft wyglądał na tak oczywiście urażonego.

— Lepiej byłoby zjeść coś zdrowszego — mruknął Mycroft, gdy szli, a Abby szczęśliwie ich prowadziła.

— Oj, daj spokój Myc — powiedział Greg, delikatnie szturchając wyższego mężczyznę. — Kupmy pizzę czy coś. Wynagrodzę ci to później.

— Lepiej żebyś to zrobił — mruknął Mycroft, zerkając znacząco na Grega, ale w końcu się zgodził.

Ta wycieczka była przecież dla dobra drogiej Abigail, a nie jego. Poszli więc do pobliskiej pizzerii i zajęli miejsca. Mycroft zamówił wodę, podczas gdy dwóch Lestrade wzięli napoje gazowane. Polityk był wdzięczny, że lokal miał przynajmniej sałatki w swojej ofercie.

— Zatem, Abster — powiedział Greg, pochylając się nad stołem — co jeszcze potrzebujesz kupić?

— Muszę kupić nowe buty. — Zaczęła Abby, machając nogami w przód i w tył, gdy myślała o innych rzeczach. — Ach. mam w kieszeni listę książek i innych rzeczy. To chyba na tyle?

— Brzmi jak plan. — Greg skinął głową. — Czyli w następnej kolejności kupimy buty, a potem możemy poszukać i zobaczyć, czy uda nam się zdobyć wszystkie twoje książki. To powinna zająć nam wystarczająco dużo czasu, aby Lizzie mogła zatęsknić za nami i możemy przygotować uroczysta kolację, zanim będziesz musiała wrócić jutro do mamy.

Abby pokiwała głową, na wzmiankę o porannym wyjeździe z prawie smutnym spojrzeniem. Widać było, że uwielbia z nimi przebywać i chociaż nadal kochała swoją mamę, czasami było trudno z nią mieszkać. Greg zawsze łatwo to wyłapywał i zmieniał rozmowę na tyle szybko, żeby jego ukochana jedenastolatka nie rozwodziła się nad tym zbyt długo.

Wkrótce przyniesiono im zamówienie i jedli entuzjastycznie, dopóki Abby nie przeprosiła i nie udała się do toalety.

— Ona dorasta, Myc — westchnął Greg, podnosząc paluszek chlebowy. Mycroft zanucił, przeżuwając sałatkę. — Moja mała dziewczynka nie jest już taka mała.

— Powinieneś być z niej jednak dumny — powiedział Mycroft. — To wspaniała młoda kobieta.

— Jestem z niej dumny.

Mycroft delikatnie potarł plecy Grega. Dla starszego mężczyzny było to trudne. Pozornie ciągłe bitwy o opiekę i ustalenia, z którymi musiał sobie radzić. Było lepiej niż kiedyś i spędzał z dziewczynkami więcej czasu, ale oczywiście obciążało go to emocjonalnie. Mycroft miał własne plany na później tego wieczoru w nadziei, że jego najdroższy mąż poczuje się lepiej.

— Założę się, że lepiej poradzisz sobie z tą listą książek — powiedział po chwili Greg. — Chcesz poprowadzić ekspedycję?

— Bardzo bym chciał. — Mycroft uśmiechnął się delikatnie, całując skroń Grega, gdy Abby wróciła, zajmując z powrotem swoje miejsce, gawędząc.