Rozdział 231: Głupia walka

Greg zawsze miał okropny temperament. Łatwo było go wkurzyć i było to coś, co wpędzało go w wiele kłopotów w młodości. Najgorsze w tym momencie było to, że gdy chodził po pustym pokoju, wciąż będąc wściekłym, ledwo pamiętał, jaki był katalizator jego walki z Mycroftem.

To była głupia walka. Obaj byli na krawędzi. Mycroft warknął, a Greg dał się ponieść. Nie patrzyli na siebie, nie rozmawiali ze sobą od ponad godziny, a Greg wciąż buzował zirytowaną energią, która sprawiała, że chciał wyjść z domu i albo pójść do pubu, albo wpaść na Baker Street. W głębi duszy wiedział jednak, że nie byłby to najlepszy wybór, więc został.

Wciąż chodził niespokojny, bawiąc się koszulą, aż w końcu opuścił ramiona z westchnieniem i skierował się w stronę łóżka. Sypialnia była pusta, mógł tylko przypuszczać, że Mycroft zaszył się w swoim gabinecie. Z grymasem Greg szykował się do snu, zakładając spodnie dresowe i starą, workowatą koszulkę oraz wrzucając swoje dzienne ubranie do kosza do prania. Podłączył komórkę do ładowarki i poszedł do łazienki, żeby umyć zęby i spryskać twarz wodą, zanim nabrał odwagi, by odszukać męża.

Jego ramiona były sztywne, gdy otworzył drzwi do gabinetu i chociaż wszedł do środka, i odchrząknął, młodszy mężczyzna na niego nie spojrzał. Pisał na swoim laptopie, mając przed sobą otwarte teczki, wyraźnie pogrążony w pracy. Greg westchnął.

— Idziesz do łóżka? — zapytał, a w jego głosie wciąż pobrzmiewał lekki gniew.

Mycroft wyraźnie to zauważył, choć ostatecznie spojrzał na niego z neutralnym wyrazem twarzy.

— Mam dużo pracy do wykonania, Gregory — odpowiedział.

— W porządku. Dobranoc. — Greg praktycznie warknął, odwracając się i zamykając drzwi, zanim wrócił do sypialni.

Rozważał spanie w jednym z pokoi gościnnych. Stwierdził jednak, że nie zrobi to i wątpił, czy Mycroft położy się spać, zanim zaśnie, jeśli w ogóle odwiedzi ich łóżko, dlatego wszedł pod kołdrę i zgasił światło. Leżąc na boku, Greg nadal marszczył brwi, zwijając się i naciągając przykrycie na ramiona. Zamknął oczy, chociaż wcale nie był zmęczony.

Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, ale nie spał, kiedy Mycroft wszedł do sypialni. Usłyszał miarowe kroki swojego męża, który wszedł, zatrzymując się na chwilę. Greg mógł przysiąc, że poczuł na sobie jego spojrzenie. Nie chciał się poruszyć, oddychał miarowo, jakby spał, ale wiedział, że Mycroft i tak zda sobie sprawę z jego oszustwa. Słyszał szelest materiału, gdy Mycroft przebierał się i poszedł do łazienki, a potem z wahaniem materac obniżył się obok niego.

— Nie masz prawa tak do mnie mówić — powiedział Greg po chwili, gdy zdał sobie sprawę, że obaj na coś czekają. W tym momencie był spokojniejszy, częściowo dzięki temu, że zaczynał się tym męczyć. Westchnął.

— Nie miałeś powodu, żeby twój temperament wziął górę nad tobą — sprzeciwił się Mycroft. — Jedynie stwierdziłem, że…

— Nie, Mycroft. Potraktowałeś mnie jak jednego ze swoich lokajów — przerwał mu Greg, nie odwracając się. Robił, co w jego mocy, aby nie podnosić głosu i nie wszcząć kłótni od nowa. — Jestem twoim mężem. Jesteśmy równymi partnerami. Wiem, że nie jestem aż tak mądry jak ty, ale to nie jest wymówka, żeby mi rozkazywać i oczekiwać, że pochylę głowę na każdą twoją cholerną wolę.

— W żaden sposób nie sugerowałem tego — mruknął ostro Mycroft.

— Tak, robiłeś to — powiedział Greg, w końcu poddając się i odwracając się, by mogli na siebie spojrzeć. — Przestań udawać, że nie. Wiesz, jak do mnie mówisz, i wiesz, jak rozmawiasz z Sherlockiem. Zdajesz sobie sprawę, jak rozmawiasz z Antheą i wszystkimi tymi politykami, z którymi masz do czynienia. Nie udawaj głupka, bo to cholernie niestosowne z twojej strony.

Mycroft westchnął, zamykając oczy i zaciskając usta w cienką linię. Greg patrzył wyczekująco, oczekując… czegoś. Nie wiedział czego. Mijały minuty i żaden z nich nie zmienił wyrazu twarzy ani pozycji. W końcu z poirytowanym westchnieniem, Greg odwrócił się i usiadł. Może mimo wszystkiego sypialnia dla gości nie była złym pomysłem.

— Gregory — powiedział szybko Mycroft, siadając. Greg zamarł i spojrzał na niego. — Gdzie ty…?

— Nie wiem — mruknął z westchnieniem Greg. Rozciągnął się i po chwili, Mycroft wyciągnął rękę i objął go w pasie, przyciągając go bliżej.

— Przepraszam — powiedział w końcu, a Greg spojrzał na niego. — Masz rację. Nie powinienem był z tobą rozmawiać w taki sposób. Jestem po prostu wykończony i pozwalam, by moja irytacja wzięła górę. Proszę nie czuj się tak, jakbyś musiał spać gdzieś indziej. Jeśli musimy być osobno, mogę…

— Nie, zostań — westchnął Greg, pozwalając na dotyk i przesuwając się bliżej. — W porządku. Między nami jest okej.

Gniew zniknął. Greg nie mógł być długo zły. To była głupia walka. Z kolejnym westchnieniem przytulił się, przyciskając ich czoła do siebie.

— Prześpijmy się, okej? — zasugerować, pochylając się do delikatnego pocałunku.

— Kocham cię Gregory — powiedział po chwili Mycroft.

Greg uśmiechnął się lekko i ponownie go pocałował.

— Wiem, ja również ciebie kocham. Dobranoc, kochanie.