"All you need is love"
by Mocha Butterfly
tłumaczyła Villdeo
Rozdział VI
Prawda o Harrym
Po przebraniu się, za pomocą Marii, w suche ciuchy, Ginny zeszła na lunch. Wraz z nią i Draconem była tam tylko Elle. Dziewczyna utkwiła wzrok w talerzu, a w powietrzu wisiała cisza.
Nadal była strasznie na niego wściekłą. Jeżeli w końcu udałoby im się wziąć ślub, to on musiałby przeprosić pierwszy. A to dlatego, że ona była miła, a on się zachowywał jak głupek.
Elle, jak to dziecko, zauważyła, że coś jest nie tak i próbowała nawiązać rozmowę z bratem. Gdy zauważyła, że odpowiada jest krótkimi szczęknięciami, zwróciła się do Ginny i zapytała ją o ślub.
Po raz pierwszy Ginny spojrzała Elle w oczy
Takie jak u niego... Tylko cieplejsze... Uprzejmiejsze...
- Nie teraz, nie chcę rozmawiać o ślubie - odrzekła.
Ramiona Elle opadły, a zranione spojrzenie w oczach dziewczynki sprawiło, że Ginny poczuła się winna. Ale naprawdę nie byłą humorze, żeby o tym teraz rozmawiać. Wróciła do jedzenia, udając, że nic nie zauważyła.
Draco, gdy tylko zjadł, zostawił je same. Elle obserwowała go, dopóki nie wyszedł, po czym spojrzała w talerz ze smutkiem.
- Wiesz cośkolwiek może o służących?- zapytała ją Ginny, po czym zrozumiała, że to było głupie pytanie (podpowiedział jej tak wzrok Elle), ale przynajmniej podtrzymywała rozmowę. No i chciała się dowiedzieć, czy Elle wie cokolwiek o Lily Potter i jej śmierci albo powodzie, dla którego Harry tak jej nie znosi.
- Ano nic - odpowiedziała powoli. - Czemu pytasz?
- Zamyśliłam się - rzekła Ginny, wzruszając ramionami. Spróbowała innej taktyki. - A słyszałaś, czy nie zdarzyło się tutaj coś tragicznego?
- Jak co? - zapytała Elle zdenerwowana, nie mogąc zrozumieć, do czego zmierzała Ginny.
Rudowłosa nagle przypomniała sobie, że Elle pewnie nic nie wie o zamordowanej rodzinie. Czując się głupio, zaczęła udawać, że smaruje chleb masłem. Pospiesznie zmieniła temat. - Ciekawaś ślubu?
Dziewczynka rozjaśniał się, zapominając o wcześniejszych aluzjach Ginny.
- Jaką masz suknię?
Ginny tego nie wiedziała.
- Jeszczem nie zdecydowała - skłamała.
- Jeszcze? Ślub za trzy niedziele!
Przez następne trzydzieści minut Ginny postanowiła dawać Elle wyczerpujące odpowiedzi dotyczące uroczystości. Ze smutkiem zrozumiała, że nie wie o niej nic. Wiedziała, że wszystko jest zaplanowane, co sprawiło, że trochę się rozzłościła. Zawsze myślała, że sama zaplanuje swój ślub, chyba że z pomocą mamy, Hermiony (która wyszła za Rona tydzień po skończeniu szkoły) i swojego przyszłego męża.
Taa, jakby tu zaplanować ślub z Malfoyem... Chyba śmiesznie by wyglądał wśród kolorowych kwiatów i białego ołtarza...
Próbując wymigać się od dalszych pytań, powiedziała Elle, że jest jej przykro, ale jest bardzo zajęta. Prawda była jednak taka, że strasznie się nudziła. Bycie królewną było bardzo nudne.
Czy nie mogłoby się chociaż trochę ocieplić na dworze? Pomyślała. Ale nie, tylko mróz i śnieg... Świetnie, chociaż pasuje do mojego humoru...
Po chwili wędrowała juz dokoła zamku. Co jak co, ale mury wewnętrzne swego obecnego miejsca zamieszkania znała już na pamięć. Wiedziała nawet, gdzie jest wyrwa w ścianie.
Jak królewny spędzają wolny czas?
Przeczytała naprawdę dużo książek o rodzinach królewskich, ale nigdy jakoś nie zwracała uwagi na to, jak zapełniały nudę. Bo na pewno strasznie się nudziły, były przecież szkolone tylko kilka razy w tygodniu i nie miały żadnych zadań domowych. Te największe bohaterki zawsze uciekały i spotykały biednych chłopców, w których zakochiwały, albo jeździły konno, strzelały z rusznicy (nie wiedziała, co to jest rusznica) a swoich przyszłych mężów poznawały podczas podróży. Najczęściej byli to książęta z innego królestwa.
Ale to wszystko działo się na zewnątrz, a jedyna rzecz, którą Ginny mogła robić przy obecnej pogodzie, to zwiedzać zamek od środka. Pojawiła się nagle idea, że może wpaść na Dracona, czego za nic nie chciała.
W końcu zdecydowała się poszukać Harry'ego.
Sprawię, że zacznie mi ufać... Zdobędę jego przyjaźń i wówczas może mi powie, dlaczego mnie tak nienawidzi...
Kilka minut poszukiwań zaniosło ją do biblioteki. Wetknąwszy głowę do środka, zobaczyła go, stojącego na wysokiej drabinie i pochylającego się nad półką. Pod drabiną stał jego ojciec. Byli do niej odwróceni plecami i byli w trakcie wyciągania książek z półek i otrzepywania ich z kurzu. Ginny, nadal przez nich nie zauważona, obserwowała i rozmyślała, jakie to musi być nudne.
Rozmawiali ze sobą i nagle Ginny poczuła - co? Zazdrość? Tęsknotę? - ponieważ Harry odwrócił się do swojego ojca, a jego oczy wrażały szczęście, jakby złapał właśnie znicza i wygrał mecz Quidditcha. To było spojrzenie, jakim rzadko kogokolwiek obdarzał nawet w jej świecie. Spojrzenie, jakim zawsze chciała, aby obdarzył ją. Widocznie ze swoim ojcem był szczęśliwy. Wydarzyło się tylko coś, co spowodowało, że w stosunku do innych ludzi, a w szczególności dla niej, stał się trudnym charakterem.
Obserwowała. Nagle Harry zatrzasnął książkę tak mocno, że kurz prysnął mu w twarz. Kichnął tak gwałtownie, że okulary spały mu z nosa i zleciały kilka stóp niżej. Chyba się rozbiły. Uśmiechnął się powoli, nadal nie zauważając Ginny w wejściu, mimo że powinien ją zobaczyć. Wrócił do czyszczenia książek.
- Dzięki wam, panie ojcze - powiedział Harry w staromodnym języku, przez który Ginny chciała zachichotać. Sięgnął po okulary, ale jego ojciec odsunął je od niego. - Ojcze! - zawołał, nadal się uśmiechając. - Oddajcie je!
James jednak nadal trzymał je w górze, śmiejąc się łagodnie. Spróbował podskoczyć, ale strach, że Harry mógłby spaść z drabiny sprawił, że podniósł się tylko o kilka cali. Przez kilka sekund śmiali się wesoło, chociaż Harry starał się utrzymać powagę.
- Wiecie, że bez nich nie widzę.
Ich śmiech wypełnił pokój i Ginny poczuła się tak strasznie, że zachciało jej się płakać.
Może dla Harry'ego ten świat jest lepszy... Bycie służącym i mienie ojca jest o niebo lepsze od bycia wspaniałą niepokonaną sierotą, nieprawdaż?
Poczuła przypływ gniewu, gdy pomyślała o życiu Harry'ego w tamtym świecie. To nie był fair. Tutaj została skazana na dwójkę ludzi, którzy jako jej rodzice pływali w forsie i kazali jej wyjść za Malfoya. Z drugiej strony Harry był szczęśliwy, a Voldemort nie istniał. A przynajmniej ona nic o nim nie wiedziała.
Który ze światów jest lepszy...? Zastanowiła się, patrząc na Jamesa, który podał synowi
okulary i wrócił do sprzątania. Tamten jest lepszy dla mnie, a ten dla Harry'ego... Czy naprawdę chcę odejść i zobaczyć go znowu samotnego?
Tak, to jedna tych najdziwniejszych rzeczy. Ten służący wyglądał jak Harry Potter i nosił jego imię, jednak nie zachowywał się jak on i nie miał jego stylu życia. Jeśli nie wygląd i imię, Ginny przysięgłaby, że to dwójka zupełnie różnych chłopaków. Jednak wiedziała, ze w przyszłości urodzi się Harry Potter, całkowicie inny niż ten w siedemnastym wieku, jednak mający ten sam wygląda i imię. Było to wysoce nieprawdopodobne, z drugiej strony ponad wszystko możliwe.
Ale to nie jest właściwy świat...! Bo jeśli tak, dlaczego nigdy nie słyszałam o barokowej królewnie Virginii Weasley, która wyszła za mąż za Dracona Malfoya? Znaczy, nasze imiona nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego, gdyby ktoś przeczytał to w jakiejś historycznej książce (na przykład Hermiona), na pewno uznałby to za niezwykły przypadek! Jeśli ten świat jest prawdziwy, powinnam o tym słyszeć dawno temu. Nie wspominając o tym, że mugole nic nie wiedząc o magii, a Maria powiedziała, że coś tam się zna i że w mieście jest czarodziejka. To wszystko jest dziwne!
Jednak to niczego nie wyjaśniało. Ten świat musiał być fałszywy. Zamek zaczynał wydawać się jej straszniejszy niż przedtem - dlatego, że nigdy nie istniał!
Westchnęła głośno, nie uświadamiając sobie tego, że James i Harry mogli zwrócić na nią uwagę, co też zrobili. Poczuła, że się rumieni i koniecznie chciała powiedzieć coś inteligentnego. James nie sprawiał, że czułą się dobrze, a tym bardziej w jego obecności nie odważyłaby się spytać Harry'ego o tak ważne rzeczy. Nie po tym ostrzeżeniu, które dał jej w kuchni.
- Ja tylko... Poszukuję ksiązki... - powiedziała, po czym skręciła w najbliższą półkę po prawo. Wzięła pierwszą lepszą książkę do ręki i przerzuciła kilka stron. Po głębszym zastanowieniu się, czy czasami nie czyta do góry nogami, uświadomiła sobie, że to oryginalna łacina. To wyjaśniało, czemu przez chwilę czuła się jak idiotka.
Odłożyła te i wyjęła inną.
Co to, regał łaciński? Czy ktoś próbował pisać po angielsku, czy nie?
Ginny zauważyła, że James i Harry już ze sobą nie rozmawiają, a gdy na nich spojrzała, Harry obserwował ją katem oka. Gdy napotkała jego spojrzenie, zamrugała, a on powrócił do swej pracy, jakby nic się nie wydarzyło.
Podejrzewa mnie... Ne ufa mi... Obydwaj mi nie ufają...
Kilka minut później znalazła wreszcie książkę napisaną po angielsku. I co z tego, skoro nie dało się odczytać tytułu. Wyglądało to na Orecba Fiiwozopiia, ale środek był napisany po angielsku, więc postanowiła, że musi tam być coś jeszcze. Może to było tylko imię autora.
Musiała porozmawiać z Harrym, ale wglądało na to, że odkurza książki wraz z ojcem codziennie.
Nieważne, pomyślała, siadając przy jednym ze stołów na środku biblioteki. Mogę usiąść i poczytać chwilę tego całego "Orecba Fiiwozopiia".
Żaden z nich się nie odezwał, chyba zrozumieli, że została w środku. Co kila minut jednak słyszała, jak wzdychają cicho, rozdrażnieni.
Orecba Fiiwozopiia było trudne w czytaniu, ale już po kilku linijkach tekstu zrozumiała, że czyta Grecką Filozofię. Dumna z rozpoznania tytułu, próbowała czytać dalej.
Draco był w okropnym humorze. P prostu nic nie mogło mu pomóc. Nawet nawrzeszczał na Elle, która zapytała go tylko, czemu się tak dziwnie zachowuje. Tylko pogorszyła sprawę, wybiegając z jego pokoju z oczami pełnymi łez.
Nawet życie księcia jest do bani, pomyślał, leżąc na swoim łóżku i wpatrując się w baldachim. To właśnie robił, w Hogwarcie, kiedy był w kiepskim nastroju - kładł się na łóżku i zasuwał kotary. Jeśli ktoś mu nie chciał włazić w drogę, nie odsuwał ich. Z drugiej strony, gdy zostawał sam koncentrował się tylko na swoim gniewie i jego przyczynach.
Teraz jedną z tych "przyczyn" była Ginny Weasley.
Miała w sobie coś, co piekielnie działało mu na nerwy. Może to był tylko jej wieczny optymizm, sposób, w jaki na niego spojrzała, gdy zobaczył ją tu po raz pierwszy.
Dla niej wszystko jest chyba cukierkowe i różowe, pomyślał gorzko. Ale wkrótce okaże się, że życie jest kwaśne i szarobure. I to ją załamie.
No i wkurzał go sposób, w jaki do niego mówiła. Jakby próbowała go zmienić! Jakby mogła go zmienić. Nie wiedział, czemu tak to nazwał, po prostu tak mu się wydawało. Jakby chciała go zmienić z takiego, jakim jest, w takiego, jakim chciała, aby był. Jej mąż powinien lubić herbatę. Jej męża powinno obchodzić morderstwo dziesięciu osób.
No to jej mężem powinien być ten popierdolony Potter.
Po raz pierwszy w życiu Draco tęsknił za domem. Za swoja ogromną, zimną rezydencją, gdzie największym problemem było to, czy śniadanie zjeść w łóżku, czy zejść na nie do jadalni. Kurde, byłby nawet szczęśliwy mogąc wrócić do Hogwartu i martwic się o to, jak zwyciężyć Pottera w Quidditchu. Wszystko byłoby lepsze niż ta sytuacja teraz. Tam umiał przewidzieć, co zdarzy się następnie. Czy to, czy zjadłby sam, czy z matką nie było dużym problemem. I co, gdyby przegrał z Potterem - czy nie zawsze tak było?
Tutaj nie wiedział kompletnie nic. Na przykład powodu, dla którego się tu znalazł. I czy kiedykolwiek uda mu się wrócić.
Jednak najgorszy dylemat był ten - wbrew temu, że Ginny strasznie działała mu na nerwy i go dręczyła, to nie mógł pozbyć się myśli, jak była śliczna i jak cudownie byłoby wpleść palce w jej włosy...
Myśli z tej kategorii sprowadzały na niego coraz większy gniew. Szczególnie na siebie, więc kazał sobie myśleć tylko o złych cechach Ginny Weasley.
Ginny siedziała nadal, czytając Grecką Filozofię aż do obiadu. Postanowiła, że będzie tam dopóty, dopóki sprzątać tam będą Potterowie. Wiedziała, że gra nie fair, biblioteka była ogromna jak Nora i pewnie zajmie im dużo czasu przebywanie z nią w jednym pomieszczeniu. W końcu wkurzyła się sama na siebie i na lunch zawędrowała w pieskim humorze.
Ponownie tylko ona, Elle i Draco byli jedynymi ludźmi przy stole. Tym razem Elle paplała o pogodzie, zadając im od czasu do czasu proste pytania.
Tym razem Ginny szybko się urwała i podążyła do biblioteki pełna nadziei. Niestety, James sprzątał wciąż ze swoim synem. Prawię zajęczała, sfrustrowana.
- Nie posilicie się? - zapytała.
Odwrócili się i spojrzeli na nią, co ją rozdrażniło.
Jestem królewną! Mogę rozkazać Jamesowi, żeby sobie poszedł! I co z tego, że będzie zły, jest służącym!
Wiedziała, że będzie niemiła, ale i tak się odezwała:
- Eee... Jamesie? Czy mógłbyś pójść po mych rodziców, proszę?
Spojrzał na nią groźnie.
- Wybaczcie, Wasza Wysokość, ale Wasi rodzice są w mieście.
- Tak, wiem - odrzekła niewinnym tonem. - Dlatego chcę, abyś po nich pospieszył. Nie będzie cię jedynie chwilę.
- Wybaczcie, pani, lecz może będziecie mogła znaleźć kogoś innego, aby znalazł rodziców Waszej Królewskiej Mości? Musimy to skończyć - wskazał ręką na regały.- przed końcem wieczoru.- jego głos by zimny i nieugięty, poza tym patrzył na nią z nieugiętą determinacją.
Czułą się strasznie, mówiąc do niego rozkazującym tonem bez zupełnej przyczyny. Ale musiała konieczne porozmawiać z Harrym, a jeśli zrobiłaby to przy Jamesie, Harry na pewno by odmówił. Musiała się więc pozbyć jego ojca.
- Proszę - dodała stanowczo.
Gniew aż promieniował z mężczyzny.
- Tak jest, Wasza Wysokość.
Spojrzał na Harry'ego (nie mogła się pozbyć wrażenia, że chciał mu coś przekazać) i wyszedł spod drabiny. Ginny weszła do pokoju, aby mógł wyjść on, po czym wyminął ją bez słowa.
Ale odważny... I w dodatku niemiły... mogłabym powiedzieć rodzicom i wyrzuciliby go. Rzecz jasna nigdy nie zrobiłabym takiego świństwa, ale mógłby chociaż udawać, ze jest dla mnie miły...
Czekała, aż jego kroki ucichną, po czym odwróciła się w stronę Harry'ego.
Stał do niej tyłem, odkurzając ksiązki. Teraz zamiast trzaskania książkami i prószenia kurzem po prostu zbierał go morką szmatką, co było inteligentniejsze.
Podeszła do niego. Wygięła palce do tyłu i do przodu.
- Harry?
- Tak, Wasza Królewska Mość? - odrzekł wzdychając i opuścił książkę. Nie odwrócił jednak głowy.
- Czy mogę z tobą porozmawiać?
- Oczywiście, Wasza Wysokość - wyczuła w jego głosie subtelny sarkazm i gorycz. Odstawił książkę i zszedł z drabiny, po czym obrócił się, stając naprzeciw niej.
- Możesz oznajmić ojcu - powiedziała delikatnie.- że nie musicie kończy tej pracy. Znalazłam już kogoś do tego.
Jego twarz nie zmieniła się, jednak wyraz oczu zmiękł.
- Dzięki Wam, Wasza Wysokość – odpowiedział, choć w jego głosie nie było wdzięczności.
- I przeproś go ode mnie - dodała, uśmiechając się lekko. - Za to, że go wysłałam. Chciałam po prostu z tobą porozmawiać w cztery oczy.
- Więc odszedł bez powodu - w jego głosie zabrzmiała skarga.
Nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
- Noo... Nie, niedokładnie, jednak...
Uśmiechnął się kpiąco, ten uśmiech tak jej przypomniał Dracona, że to było aż przerażające.
Boże, Harry, co ja ci zrobiłam, że mnie tak nienawidzisz? Co ja narobiłam?
Nie uświadomiła sobie tego, że powiedziała to głośno, dopóki Harry się cicho nie zaśmiał. Rumieniec oblał jej twarz i szyję i poczuła takie zakłopotanie, że nie wiedziała, co w końcu powiedzieć.
- Coś mi zrobiła? - powtórzył. - Odebrałaś mi matkę.
Ginny poczuła się, jakby pokój nagle zawirował i nie mogła ustać w pionie. Obróciła gwałtownie głowę.
- Ale... Ale Maria powiedziała... Powiedziała mi, że to nie ja ją zabiłam...
- Och, nie, wcale nie ty to zrobiłaś... - odpowiedział jadowicie.
Próbowała przełknąć bryłkę w swoim gardle.
Nie zabiłam, jej... więc czemu mnie nienawidzi?
- Więc co takiego uczyniłam? - szepnęła, błagając, aby nie zaczęła płakać, bo to by wyglądało żałośnie.
Harry potrząsnął głową.
- Jeśli to wszystko, o czym chcecie ze mną rozmawiać, Wasza Wysokość, to wolałbym nie. Mam insze obowiązki, którym musze bezsprzecznie poświecić czas...
- Nie - sama siebie zaskoczyła stanowczością w głosie. - Nie wyjdziesz, póki nie wyjaśnisz mi, czemu czujesz ku mnie taką nienawiść. Nie pozwolę ci wyjść.
- Przecie wiesz, dlaczegoż!
- Wcale nie! - krzyknęła. Patrzył w nią tak zimnym wzrokiem, że przemknęła jej przez głowę, myśl, ze zamarznie. - Powiesz mi, Harry Potterze. Myślisz, że wiem, ale ja nawet nie jestem tą, którą znasz.
- Jesteś dokładnie tą, którą znam. - wysyczał. - Jak i twoi rodzice. Żywię tylko nadzieję, że ta osoba, która zamordowała dziś tę gromadę, zamorduje także ciebie. I żywię nadzieję, że zrobi to powolnie i boleśnie, ponieważ ludzie tacy jak ty i twoja rodzina powinni umierać powoli, w męczarniach, a potem gnić w piekle.
Wyminął ją szybko i wyszedł z biblioteki, zostawiając niezdolną do jakiejkolwiek odpowiedzi, do ruchu, do oddychania. Łzy tak szybko wypełniły jej oczy, że musiała zamrugać, żeby nie wypłynęły.
Nagle jej nogi stały się niezdolne do tego, ab ją dźwigać - upadła na podłogę. Chwyciła się za spódnicę, przyczepioną do koronkowych halek i zaczęła w nią płakać.
Nie chciała płakać jak bachor, wiedziała, że to wszystko jest śmieszne i strasznie dziecinne, ale nie mogła się powstrzymać. To, co Harry do niej powiedział... to było gorsze od jakiejkolwiek obelgi, którą rzucił w nią Malfoy. Było gorsze, ponieważ przecież kiedyś kochała Harry'ego i każdego jego słowo było jak pchniecie nożem prosto w serce.
Płakała długo, aż w końcu wypłakała wszystkie łzy. Upadła na plecy i zagapiła się w sufit, drętwiejąc.
Wszystko było takie głupie! Ten świat był nie ten, co trzeba, nieważne, że Harry był tu szczęśliwy z ojcem. Nieważne, że Maria była miła. Że Elle była słodka i ze Ginny była bogata. Chciała do swojego starego domu, chciała go znajomego ghula na strychu, chciała do hałasu, do jakiego przywykła.
Ale na chceniu się skończyło.
Słonce spadało coraz niżej, zalewając bibliotekę pomarańczowym światłem. Ginny wciąż leżała na podłodze, czując, że może kroić gęste powietrze. Nigdy jeszcze nie czuła się tak samotna, tak zdesperowana w swoim życiu. Nawet podczas swojego pierwszego roku, gdy Tom Riddle kazał jej robić straszne rzeczy i nie wiedziała, co się z nią działo, miała ten komfort, że zawsze mogła powiedzieć komuś w pobliżu o tym, co jest nie tak. Tu nie mogła rozmawiać o tym z nikim. Bo nikt by nie zrozumiał, nawet Maria, która tolerowała wiele, mogła pomyśleć, że Ginny zwariowała, mówiąc, iż jest z przyszłości.
Jedyna osobą, która by ją zrozumiała, był Draco Malfoy, ale wcześniej zjadłaby kosz na śmieci z zawartością, niż otworzyła przed nim serce.
Żywię tylko nadzieję, że ta osoba, która zamordowała dziś tę gromadę, zamorduje także ciebie.
Zamrugał oczami.
Czy to Harry mógł zamordować tych biednych ludzi...?
Nie. Odegnała od siebie ten głupi pomysł. Nie mógł. Może Harry jest w lekkiej... depresji i ma kilka problemów, jednak nie byłby zdolny do zabójstwa.
Jednak nadal była to dziwna rzecz, wy powiedziana do członka rodziny królewskiej.
Nie miała pojęcia, ile tam leżała, jednak z czasem kroki służących cichły, a zamek spowijała ciemność. Wreszcie zmusiła się do powstania i opuściła bibliotekę.
W jej pokoju Maria siedziała na łóżku. Gdy Ginny weszła do pokoju, wstała i spojrzał na nią groźnie.
- Gdzieście była? - zapytała. - Prawie północ. Zamartwić się na śmierć idzie, pomyślałam, że wyszłyście z za- ...
- Byłam w bibliotece - odrzekła.
Maria spojrzała na nią zaskoczona.
- O... Nic dziwnego, że was nie znalazłam, któż by pomyślał, że panienka weszła do biblioteki.
- Co to znaczy?
- Gardzicie czytaniem - odparła. - A teraz rozbierzcie się, czas spać.
Jak na kogoś, kto zna mnie całe życie, Maria chyba nie zna mnie zbyt dobrze. A może jednak...? Pomyślała, pozwalając się rozebrać.
Ginny usiadła na łóżku, a służąca zaczęła zawijać ją w koce.
- Co się stało z Lily Potter? - zapytała nagle.
Maria przez chwilę stała w bezruchu, jednak przeniosła wzrok na poduszkę.
- Nie żyje, kwiatuszku.
- O tym wiem. Ale jak umarła?
- Jeżeli nie pamiętasz, nie jestem, odpowiednią osobą, aby ci to wyjaśnić – odrzekła, klepiąc ją po głowie.
Ginny usiadła na łóżku. Musiała się dowiedzieć, jak to się stało!
- Więc kto jest odpowiedni? Moi rodzice?
Maria zatrzymała się w połowie drogi do drzwi i odwróciła głowię. W jej oczach gościł smutek.
- Nie chciałabym, abyście się tym zadręczały - powiedziała. - Lata temu się zdarzyło...
- Opowiedz mi! - krzyknęła. Jeśli bycie miłą zaprowadziło ją donikąd, to arogancja powinna zrobić swoje.
Marii opadły ramiona i powrócił do łóżka.
- Miałaś tylko pięć lat wtedy - powiedziała, a jej oczy zrobiły się nagle gotowe do płaczu. Ginny poczuła się winna. – Myślałamże jednak, że wiecie...
- Przepomniałam - wyszeptała dziewczyna.
Służąca westchnęła, wyprostował się i wytarła oczy.
- Każdy kochał Lily. Każdy służący, oczywiście. Była zawsze piękna i wesoła, potrafiła nas podtrzymać na duchu. Wyszła za Jamesa i mieli syna, tworzyli doskonałą rodzinę. Muszę przyznać, że byłam trochę zazdrosna, ich trójka wyglądał tak cudownie... – przerwała, aby otrzeć oczy. - Lily była kochaną przyjaciółką. Dobrą przyjaciółką.
Choć Ginny oddałaby życie, żeby to usłyszeć, czekała z cierpliwością na punkt kulminacyjny.
- Wasz ojciec... Tak, był zazdrosny - mówiła dalej Maria szlochając i patrząc na ścianę za Ginny. - Był kobieciarzem.. nadal jest. Pewnego dnia kazał zawezwać Lily i...
Ginny miała dziwne wrażenie, że wie, co się stało. Czekała na Marię, która wyglądała, jakby miała się rozpłakać na dobre.
- Po tym wszystkim Lily nie była tak szczęśliwa i uśmiechnięta jak zawsze. Ludzie pytali się jej, czy coś nie tak, ja i mój mąż także, ale zawsze i tak odpowiadała "Nic mi nie jest"... Nie było... Kilka tygodni później Lily powiedziała Jamesowi, że znowu jest w ciąży. I że to nie jest jego dziecko.
- O mój Boże - Ginny wciągnęła powietrze. Chwyciła mocno koc w ręce, aż pobielały jej kłykcie. Serce biło jej szybko, a żołądek coraz bardziej kurczył. Poczuła się, jakby miał być chora.
- James był wściekły - Maria zaśmiała się pusto. - Jeśli jest jakieś uczucie nie pasujące do niego, jest to na pewno gniew. Nikt nigdy... Nie widział go tak rozwścieczonego jak wtedy. Był aż siny z wściekłości, gdy poszedł do waszego ojca i powiedział mu, co myśli. Gdy wasza matka usłyszała o tym, co się działo na zamku... Była wściekła nie na Jamesa, nie na waszego ojca nawet, tylko na samiuśką Lily. Bo to ona nosiła dziecko króla.
- Dwa dni później Lily zniknęła. Niektórzy myśleli, że uciekła, ale jam nie wierzyła. Miała męża, sześcioletniego syna i byłą w ciąży. Nawet jeśli ojciec dziecka był okropny, chciała tego. Sama mi to mówiła i zaklinała się, że chce dziecka, bo jest jej własne.
- Co się… - Ginny mocniej chwyciła koc. - Co się z nią stało?
- Odnaleźli ją - powiedziała Maria, utkwiwszy w niej wzrok. - W lesie blisko zamku. Została zastrzelona. W jej ciele znaleziono dwanaście strzał.
Ginny poczuła, jak blednie. Ręka zatrzymała się na jej ustach i próbowała oddychać głęboko - miała ogromne nudności.
- Nikt tego nigdy nie udowodnił - mówiła dalej Maria swoim monotonnym głosem. - Ale wszystkim było wiadome, że wasza matka to zaaranżowała. Strzały były z tych, których używają żołnierze w zamku.
Nic dziwnego, że Harry mnie tak nienawidzi! Pomyślała, przymykając oczy. Też bym się nienawidziła, jeśli byłabym nim... Ma racje, moi rodzice zasługują na to, żeby się smażyć w piekle...
- To dlatego mnie tak nienawidzi? - wyszeptała Ginny, odejmując rękę od ust, jednak nadal miała zamknięte oczy.
- Któż? - poczuła dotyk ciepłej miękkiej ręki na swojej dłoni,.
- Harry - otworzyła oczy i wpatrzyła się w nią. - To dlatego Harry mnie nienawidzi? Z tego powodu, co moi rodzice zrobili jego mamie...?
- Dobre wytłumaczenie z jego punktu widzenia - powiedziała szybko Maria. - Wasz ojciec poniżył jego matkę, a wasza ja zabiła. A teraz nagle chcecie zacząć z nim rozmawiać po tym, co... Wasza Wysokość, nie wiem, co wam się stało, ale wcześniej byłyście dla niego straszne. Na jego miejscu myślałabym, że to jakaś pułapka...
- Jaka byłam dla niego? - zapytała Ginny, prostując się. - Powidz mi, jak go traktowałam.
Kobieta wpatrzyła się w nią.
- Kwiatuszku, martwicie mnie. Jak można nic nie pamiętać?
- Opowiedz, proszę.
Westchnęła.
- Urągałyście mu. Nie pamiętacie? Mówiłyście o jego matce straszne rzeczy, gdy stał tuż obok.
Ginny nagle miała nawrót jakiejś głupiej pamięci.
Harry klęczał na kolanach i zamiatał podłogę, a ona nad nim stała i szydziła tylko.
- Twoja matka była mewką - powiedziała z drwina. - Sama przyszła do mojego ojca, nie było inaczej...
Chłopak zazgrzytał zębami, ale nie odrzekł.
- Ty będziesz następny, Harry Potterze. Moi rodzice już szykują na ciebie nagonkę...
Ginny zamrugała i próbowała wytrzeć obraz pamięci. To było takie rzeczywiste...
Boże mój, co się dzieje? Czy ten świat jest rzeczywisty? To wszystko się wydarzyło?
- Śpijcie już - rzekła Maria, gasząc świece i wychodząc z pokoju. Ginny została sama w ciemnej sypialni. Siedziała na łóżku, zagubiona w myślach.
Powoli się położyła.
Teraz już wiedziała, czemu Harry jej nienawidzi, ale to wcale nie sprawiło, że czuła się lepiej.
Jak mogła być tak straszna?
To nie byłam ja, powiedziała sobie. Nie powiedziałabym czegoś takiego Harry'emu. Nigdy.
Chyba by nie usnęła, jednak dzień był tak emocjonalnie wyczerpujący. Chwile później spała juz jak zabita.
Draco robił obchód zamku, próbując znaleźć jakieś ciekawe zajęcia. Znalazł Ginny.
Rano na śniadaniu zauważył, że lekko podzióbała jedzenia, a jej skóra była jakby przybladła. Miała większe i ciemniejsze oczy niż zwykle, a pod nimi duże fioletowosine cienie. Oczywiście nie zwrócił na to jej uwagi - pewne przez całą noc martwiła się o powrót do domu.
Minęła go, nawet nie zwracając uwagi. Rozdrażniony jej zachowaniem, obrócił się.
- Głodna jesteś?
Zatrzymała się i powoli odwróciła.
- Jak? - zapytała przygnębionym tonem.
- Nie jesteś głodna?
Przesłała mu spojrzenie pełne nieufności i zakłopotania.
- Zostaw mnie, Malfoy.
Poszła dalej.
Zmarszczył brwi.
Nie.
Nie chciał jej zostawić samej w takim stanie. Musiał się dowiedzieć, co było nie tak.
Zrobił w jej stronę kilka dużych kroków.
- Prawie nic nie zjadłaś na śniadanie i lunch.
- Moja sprawa - przyspieszyła tempo. Nawet się nie obejrzała przez ramię.
Draco zatrzymał się, zachmurzając.
- Świetnie. To może wymyślisz w końcu coś, co nam pozwoli wrócić do domu, co?
Odwróciła głowę, a włosy jej zafalowały.
- Jeśli mnie słuch nie myli, jeszcze niedawno mówiłeś, że nie możemy wrócić - warknęła.
Przynajmniej zwróciła uwagę.
Uśmiechnął się szyderczo.
- Bo powiedziałem. Ale gdy cię widzę, to wiem, że ty za to nie spałaś przez to cała noc. Myślisz tylko o tym, żeby wrócić do domku, prawda?
Zmrużyła oczy i podeszłą do niego.
- Myślisz, że jesteś wszechwiedzący?
- Wiem tyle, ile potrzebuję.
Skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na niego gniewnie.
- Wiesz, czemu Harry mnie tak nienawidzi?
- Nie. I nie chcę wiedzieć.
- Bo byłam dla niego zła - ciągnęła, ignorując go. - W tym świecie jestem jakąś zepsutą, okrutną księżniczką. Jestem taka... Taka jak ty. Nic dziwnego, że nas ze sobą swatają - pewnie stanowimy wspaniałą parę.
- Ja jestem zły? - spojrzał na nią groźnie.
- Tak. Jesteś - zauważył, jak po jej czole spływa strużka potu.
Aż tak ją denerwuję?
- I – dodała - zaczynam myśleć, że tobie się tu podoba. Jesteś księciem. Zawsze się zachowywałeś jak jaśnie pan. Dlaczego nie miałbyś zostać tam, gdzie należysz?
Spojrzał na nią.
- O czym ty mówisz?
Otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale wydawało się, że zmieniła zdanie. Otworzyła usta, wyglądała, jakby zaraz miała się przewrócić. Rękawem wytarła czoło.
- Ale gorąco, prawda? - mruknęła.
Tak naprawdę to było bardzo zimno, w dodatku stali w pobliżu wielkiego okna, z którego co jakiś czas wiało. Draco czuł jak nieomal się trzęsie.
- Jak mówiłam - kontynuowała, jednak tym razem bez wcześniejszej ekspresji. - Jeżeli znajdę jakąś drogę do domu, to myślę, że cię tu powinnam zostawić.
- Myślisz, że ci się uda? - odrzekł z niewiarą w głosie. Zaczęła kaszleć. - Weasley, masz wszystkich w domu? Potrzebujesz mojej pomocy, żeby wrócić.
Przestała kaszleć i spojrzała na niego spode łba.
- Draco, przed chwilą mówiłeś, że nie ma sposobu, aby znaleźć drogę powrotną do domu.
Podszedł do niej bliżej.
- Zauważ, że powiedziałem "jakiegoś sposobu" - odrzekł z kpiną. - I nigdy nie powiedziałem że nie ma drogi powrotnej...
- Powiedziałeś.
- Tylko my nie możemy wrócić sami, bo sami się tu nie znaleźliśmy. Może istnieje ktoś, kto mógłby nam pomóc.
Jej spojrzenie rozchmurzyło się nieznacznie.
- Tak, jest czarodziejka o której ci wczoraj mówiłam. Moglibyśmy do niej iść i... - zaczęła się dusić, a nie kaszleć.
- Nic ci nie jest, Weasley? - zapytał, nie chcąc okazywać uczuć.
- W porządku - odpowiedziała miedzy kaszlnięciami. - Nie udawaj, że cię to obchodzi. Ciebie nic nie obchodzi.
Posunęła się trochę za daleko. Chciał być miły, pytając, czy dobrze się czuje. Patrzyła na niego coraz ciemniejszymi i ciemniejszymi oczami i strasznie się pociła, to się zapytał.
Rozdrażnienie zamieniło się w gniew.
- Nigdy nie powiedziałem, że nic mnie nie obchodzi - warknął. - Nie wkładaj mi słów w usta, Weasley.
Przymknęła oczy i otworzyła je, patrząc na niego gniewnie.
- Boli mnie głowa przez ciebie.
- No i dobrze.
Przyłożyła palce do skroni i zamknęła oczy, jakby chcąc przestać go widzieć. Jeszcze raz się zakołysała. Wystawiła ręce przed siebie, żeby utrzymać równowagę.
Draco nagle zaczął myśleć, że może coś jej dolegać, ale na pewno by jej tego nie powiedział.
Wspaniale... Jeśli nie chce powiedzieć, co jej jest, to nie. Niech się męczy.
- Podłoga się chwieje, co? - zapytał z drwiną.
Posłała mu spojrzenie pełne rozdrażnienia.
- Chyba muszę się położyć - powiedziała, kaszląc.
Obserwował ją, śmiejąc się w duchu, gdy oparła się o ścianę i zaczęła się schylać, jedną rękę przyciskając do płuc.
Jakby się upiła.
Przestała przez chwilę i nagle nogi się pod nią ugięły całkowicie. Upadła, nie jęcząc nawet z bólu.
Zaskoczyło to Dracona, który nie wiedział, co robić. Zrozumiał, że coś jest bardzo nie tak, a ona mu nie powie na pewno. Podszedł do niej i uklęknął. Miała przymknięte oczy, ale mruczała cos pod nosem. Nagle wygięła się do tyłu i znowu zaczęła się dusić, tak mocno, że chłopak nie byłby zdziwiony, gdyby nie wypluła płuca. Była tak spocona, że mokre miała nie tylko włosy ale i twarz, i szyję.
Ona jest chora, zrozumiał w jednej chwili. Położył dłoń na jej policzku. Miała gorącą i wilgotną skórę. Jęknęła, gdy dotknął jej, odwracając głowę w drugą stronę.
Patrzył na nią, nie wiedząc, czy zasnęła. Powinien ją zostawić i pójść po kogoś, czy może zanieść ją do pokoju?
Czuł, że panikuje, a to nie była najlepsza rzez, jaką mógł teraz robić. W większości przypadków wiedziałby, co zrobić, ale wydawała się być tak chora... Jakby zjadła coś zatrutego...
- Ginny?
- Boli mnie... Płuca - mruknęła, próbując otworzyć oczy. - I... I... Zimno mi...
Nie było jej przed chwilą gorąco?
Spojrzał na nią, choć nie bardzo wiedział, czego szuka.
Usłyszał czyjeś kroki. Po chwili na końcu korytarza pojawił się Harry.
Ulga Dracona nie trwała długo. Harry podszedł i chyba chciał coś powiedzieć, jednak zapatrzył się w Ginny, bredzącą w malignie.
- Idź po kogo - rozkazał blondyn. Spojrzał na Harry'ego i mógłby przysiąc, że coś zadrżało jego w zielonych oczach.
Zaniepokojenie?
Nie mógł więcej odgadnąć, bo w tej samej chwili brunet obrócił się i pobiegł po pomoc.
Koniec rozdziału VI
