Jej mieszkanie było malutkie, ale uwielbiała je. Na każdym wolnym kawałku ściany wisiała półka, wypełniona do granic możliwości książkami. Z jej balkonu miała wspaniały widok na Holland Park. Nie zdecydowała się mieszać w dzielnicy zamieszkałej przez czarodziei, sama nie wiedziała dlaczego. Ciągle była zawieszona między tymi dwoma światami, każdy był dla niej równie ważny. Tu w dzielnicy mugolskiej miała chyba większy spokój, była też bliżej rodziców.

Weszła do mieszkania przemoczona i zmarznięta. Nagle uświadomiła sobie, że przecież mogła rzucić odpowiedni czar. Zganiła się w myślach zrzucając płaszcz, ciągle myślała jak mugol niezależnie od tego ile lat była już częścią magicznego świata.

Zaparzyła sobie herbatę i usiadła z kubkiem w fotelu. Przymknęła oczy zatapiając się we własnych myślach, gdy nagle usłyszała ciche stukanie w szybę. Otworzyła leniwie jedno oko, dostrzegając, że na parapecie jej okna siedzi mała czarna sówka, trzymająca w dziobie list.

Westchnęła odkładając kubek na stolik. Podeszła do okna i otworzyła je wpuszczając ptaka. Sówka otrzepała zmoczone pióra i kłapnęła dziobem, dając znać, że z chęcią zjadłaby jakiś smakołyk. Hermiona poczęstowała ją herbatnikiem.

- Gini nie powinna wysyłać cię w taką pogodę. – powiedziała głaszcząc jej mokre pióra. Sowa spojrzała na nią przekrzywiając główkę. Zamachała skrzydłami i wyleciała przez otwarte okno.

Hermiona usiadła ponownie w fotelu rozrywając kopertę i czytając wiadomość.

Gini chciała spotkać się dziś w Dziurawym Kotle. Nie miała ochoty już nigdzie iść, ale widywały się tak rzadko, że nie miała serca jej odmówić. Zresztą wiadomość była tak napisana, jakby odmowa nie wchodziła w grę. Dopiła herbatę i pospiesznie zjadła zupę, która została jej z poprzedniego dnia. Przebrała się w mniej formalne ubranie, rozpuściła włosy wcześniej upięte w ciasny kok. Od razu poczuła ulgę. Do umówionego spotkania miała jeszcze pół godziny. Wyszła z mieszkania i udała się w miejsce z którego mogła bezpiecznie aportować się na ulicę Charing Cross Road przy której w Londynie znajdował się pub. Z jej mieszkania nie można było się aportować. Stwierdziła, że tak będzie czuła się bezpieczniej. Na co dzień i tak wolała mugolski transport publiczny, przez co często bywała obiektem żartów w ministerstwie. Przez dłuższy moment bardzo ją takie komentarze irytowały. Od pewnego czasu nie zwraca już na nie uwagi zbywając je milczeniem.

Dotarła w odpowiednie miejsce i aportowała się w zaułku przed pubem. Upewniła się, że nie była widziana i ruszyła do baru. W środku było gwarno. Praktycznie przy każdym stoliku ktoś siedział, co było dziwne zważywszy, że był środek tygodnia.

Rozejrzała się po sali wzrokiem szukając przyjaciółki. Gini machała jej z końca sali. Siedziała przy stoliku w rogu, który dawał poczucie większej intymności. Hermiona odmachała jej dając znać, że ją widzi i ruszyła w jej kierunku. Przywitały się serdecznie, choć Hermionie nie umknął fakt, że Gini wydaje się być jakaś nieswoja.

- Minęło trochę czasu. – powiedziała Hermiona zajmując miejsce.

- Treningi. – krótko ucięła Gini uciekając wzrokiem.

- Rozumiem. – pokiwała ze zrozumieniem, przyglądając się jej uważnie. - Jak przygotowania do mistrzostw? To chyba w przyszłe wakacje? – zapytała. Wszyscy jej przyjaciele wiedzą, że nigdy nie interesował ją quidditch.

- Tak. – Gini zmarkotniała.

- Co się dzieje? – zapytała delikatnie nachylając się w jej stronę – Nie próbuj mi wmawiać, że wszystko jest ok, bo widzę, że nie jest. Gdy chodzi o quidditch mogłabyś rozmawiać godzinami. A teraz rzucasz krótkie „tak".

Gini westchnęła i pierwszy raz tego wieczora spojrzała jej w oczy.

- Jestem w ciąży. – rzuciła bez owijania w bawełnę.

- Och! To wspaniale! – Hermiona aż wstała z miejsca, ale widząc przybitą minę przyjaciółki zmarszczyła czoło i usiadła ponownie. – No chyba, że nie wspaniale? – zapytała ściszając głos.

- Zależy z czyjego punktu widzenia spojrzysz. – upiła łyk kremowego piwa – moja kariera właśnie się skończyła. – schowała twarz w dłoniach.

Hermiona natychmiast zrozumiała przygnębienie Gini. Kochała to co robi, była w tym obłędna. Grała już kilka lat, a jej kariera ciągle się rozwijała. Na pewno nie był to czas by kończyć karierę.

- Dlaczego twoja kariera miałaby się skończyć? – zapytała – Przecież nie byłabyś pierwszą pracującą matką. – stwierdziła.

Gini pokręciła tylko głową.

- To nie jest do pogodzenia. Harry jest zapracowany, wraca późno. Ja byłabym wiecznie na treningach, meczach, wyjazdach. Nie takiego dzieciństwa pragnę dla mojego dziecka.

- Może mama mogłaby ci pomóc? – zapytała szukając rozwiązania.

- Nie. – natychmiast zaprzeczyła. – Wychowała siedmioro dzieci, swoje już zrobiła. To koniec. – westchnęła.

Dosyć długo siedziały w ciszy. Hermiona przyglądała się jej ze współczuciem, ale nie umiała znaleźć słów by ją pocieszyć.

- Harry wie? – zapytała w końcu przerywając cisze.

- Nie. Jest zawalony pracą, nie chcę mu głowy zawracać.

- Żartujesz sobie? Jesteś w ciąży, a nie chcesz mu głowy zawracać? Gini! – zredukowała głos do półszeptu.

- Wiem! Ale kiedy mu powiem, to stanie się już faktem. – westchnęła.

- To już jest faktem. – wskazała na jej płaski brzuch – Musisz mu powiedzieć.

- Zrobię to. – rzuciła bez przekonania i wyłapała stanowczy wzrok Hermiony – W końcu to zrobię.

- A jak się czujesz? Który to tydzień? – zapytała.

- Szósty. Jestem tylko zmęczona. – zapewniła. Gini zerknęła na nią i Hermiona wyczuła, że chce zmienić temat – Widziałaś się ostatnio z Ronem?

- Nie. – zaprzeczyła cicho.

- Był u nas parę dni temu. Odniosłam wrażenie, że chyba żałuje zerwania kontaktu z tobą.

- To nie ma już żadnego znaczenia. Nie wyszło nam, zakochał się, ona czuła się zagrożona. Jeżeli jest z nią szczęśliwy, podjął dobrą decyzję.

- Jesteś pewna? – Gini zapytała z troską.

- Oczywiście, że mi go brakuje. To nie jest tak, że nagle wymazałam wszystko co razem przeszliśmy. Zgadzam się z nim, że nie byliśmy sobie pisani.

- Więc może jednak spotkacie się i wyjaśnicie sobie wszystko? – Gini zapytała z wyczuwalną nadzieją w głosie.

- Lubię Hanne, to miła dziewczyna i jestem pewna, że kocha Rona tak jak na to zasługuje. Jeżeli czuje się przeze mnie zagrożona to uszanuję to i będę trzymać się z daleka.

- Ale oboje przez to cierpicie.

- Ron musiał wybrać. Podziwiam go, że miał odwagę by to zrobić.

- Chyba jesteś zbyt wyrozumiała. – Gini pokiwała głową.

- Bycie dorosłym przeważnie jest do kitu. – powiedziała pochmurniejąc i ostatecznie ucinając temat.

Gdy wróciła do domu rozmowa z Gini odbijała się jeszcze echem w jej głowie. Po pierwsze Harry i Gini zostaną rodzicami. Cieszyła się, ale równocześnie rozumiała smutek Gini. Była znakomitą zawodniczką, a jej kariera ciągle się rozwijała. Mogła zajść naprawdę daleko. Jednocześnie rozumiała, że pewnych spraw nie da się pogodzić.

W głowie siedział jej również Ron. Rozstali się prawie trzy lata temu. Początkowo była zdruzgotana, ale po stosunkowo krótkim czasie sama zrozumiała, że nie mogło im się udać. Teraz była mu nawet za to wdzięczna. Smucił ją jednak fakt, że nie utrzymywali ze sobą kontaktów. Hanna – aktualna dziewczyna Rona poprosiła go o to, a on spełnił jej prośbę. Początkowo tego nie rozumiała. Jak można było wyrzec się swojego przyjaciela? Zerwać z nim kontakt? Teraz wiedziała, że robi się tak dla kogoś kogo się naprawdę kocha.

Miała jednak nadzieję, że gdy Hanna zrozumie iż ona nie jest dla niej zagrożeniem to pozwoli im się spotykać. Zatem postanowiła być cierpliwa.