EDIT [III.2021]: Witam.

Skąd pomysł na poprawę serii? Tłumacząc tom szósty, potrzebowałam dokładniejszych informacji z poprzednich. Kiedy zobaczyłam popełnione przez siebie zbrodnie, aż mi się włos zjeżył na głowie. Różnica pomiędzy moim obecnym poziomem, a tym sprzed dwóch lat, jest niczym niebo i ziemia, choć nie twierdzę, że teraz jestem doskonała. Zobaczywszy tę serię pomyłek i potknięć, po prostu nie mogłam, ot tak, tego zostawić.

Na wstępie zaznaczę, że tom czwarty przeszedł największe, gruntowne zmiany – oczywiście, nie fabularne, a przede wszystkim stylistyczne i językowe. Myślę, że dopieszczone zostało wszystko, co miało być dopieszczone. Jak widzicie, została także zmieniona nazwa fanfiku. Powód? Lepsze zilustrowanie anagramu „AD – Armia Dumbledore'a" oraz fajnie, antagonistyczne zestawienie do „Apostołów Zmian" Aresa.

Z najważniejszych poprawek należy wymienić również zmianę „Zbawienia Różdżek" na „Wybawczy Alians Różdżek". Otóż zabierając się za tom czwarty, cała podekscytowana, zupełnie zapomniałam, że ta nazwa była już w użyciu u Italiany. Swój debiut miała w 8 rozdziale trzeciego tomu i światu przedstawił ją Fairhart. Dodam, że też zupełnie nikt nie zwrócił mi na to uwagi – no wiecie co! Gdy to zauważyłam, było już za późno.

Cóż, zapraszam ponownie do przeżycia przygód Albusa Pottera!

Enjoy.


HARRY POTTER

FANFICTION

[Next Generation]


ALBUS POTTER I NARODZINY DIABLEGO ALIANSU

TOM CZWARTY

Przekład: Glenka, 2018 | Poprawa: 2021


Oryginał: „Albus Potter and the Rise of the Dark Alliance" Vekin87, 2010

Pairing: ASP / OC

Liczba Słów: Novel ~155 K

Streszczenie: Strach. Chaos. Czarodziejski świat tonie w panice i każdego dnia słychać nowe podszeptywania o możliwym ataku. Zamieszki i różnego rodzaju zgrupowania są na porządku dziennym, a zagrożenie, jakie przedstawia skrywający się w cieniu swych „Apostołów Zmian" Reginald Ares, nigdy nie wydawało się bardziej realne. Zmartwień dokłada także wojna domowa, która sprawia wrażenie bardziej katastrofalnej w skutkach, aniżeli konflikt zbrojny, którego wszyscy się obawiają. Opinia publiczna jest nastawiona przeciwko Ministerstwu Magii i po raz pierwszy od wielu lat w użyciu jest słowo „renegat". W tych pełnych anarchii czasach Albus Potter rozpoczyna czwarty rok w Hogwarcie, gdzie szkolna codzienność stanowi oderwanie od smutnej rzeczywistości, w której to Harry „Chłopiec, Który Przeżył" Potter jest pariasem. Pomiędzy dziwnymi, sadystycznymi snami, których nigdy nie pamięta, a także nowym nauczycielem, który wydaje się mieć coś przeciwko ślizgonom, zamkowe mury jawią się młodzieńcowi jako bezpieczniejsza niż kiedykolwiek przystań. I choć ma przy sobie wspaniałych przyjaciół, ten rok szkolny okazuje się o wiele bardziej przerażający, gdyż niedługo po jego rozpoczęciu wychodzi na jaw fakt, iż zagrożenie nie jest wyimaginowane. Ktoś – z niewyjaśnionego powodu – wystawił nagrodę za głowę Albusa. I ktoś zamierza tę nagrodę zgarnąć


Disclaimer: This story is based on characters and situations created and owned by JK Rowling, various publishers including but not limited to Bloomsbury Books, Scholastic Books and Raincoast Books, and Warner Bros., Inc.

No money is being made and no copyright or trademark infringement is intended.

Alternative Universe Story.


1. VESNOVITCH


Fale uderzały o wyszczerbione skały z ogromną siłą. Odgłos grzmotu został niemal zagłuszony przez odgłos padającego na taflę wody deszczu. Obrazu dopełniało złowrogie światło księżyca, dodające atmosfery grozy. W środku czegoś, co wydawało się niczym, na samym środku oceanu miotanego burzą, znajdowała się mała wyspa. Wtem rozbrzmiał się trzask – nie grzmot – ale coś bardziej przerażającego; dźwięk aportacji czarodzieja.

Na skraju wyspy znikąd pojawił się człowiek. Pod nim znajdowały się skały, a gwałtowne podmuchy wiatru stały się niepewne, jakby kusiły go, by poszedł dalej. Mężczyzna zaczął kroczyć po szlaku olbrzymich drzew o tak szerokich koronach, które zapewniły mu ochronę przed kroplami deszczu. Znalazł drogę przez drzewa i krzewy, usuwając każdą przeszkodę, którą sprezentowała mu natura. W końcu dotarł do jaskini, która wydawała się zapieczętowana przez solidną skałę. Mężczyzna wyjął swoją różdżką i w tym momencie błyskawica oświetliła wyspę.

Przez jeden moment Reginald Ares mógł zostać zobaczony – jego szare i przerzedzające się włosy zwisające z przodu twarzy, parę ich pasm przylepionych do mokrych od deszczu policzków. Jego zimne i szare oczy mrugały z furią na widok wejścia do groty, jakby nie były pewne, czy to to właściwe. Po chwili jednak doszedł do wniosku, że znajduje się w odpowiednim miejscu. Wyciągniętą różdżką – Smoczą Różdżką, która była tak ważna dla jego planów – przeciął powietrze. Kamienna ściana przesunęła się w górę, odkrywając wejście.

Wszedł do jaskini i znów machnął różdżką. Wejście zapieczętowało się ponownie, uszczelniając miejsce od odgłosów szalejącego na zewnątrz sztormu. Pochodnie na ścianach zapaliły się jednocześnie, ukazując brudny i wąski korytarz. Ares przeszedł przez niego i dotarł do znacznie większego, lecz równie brudnego pomieszczenia; do swojej kwatery głównej.

Tu również pochodnie się paliły, a pomieszczenie wypełnione było zakapturzonymi postaciami. Było ich około pięćdziesięciu; każdy się śmiał bądź rozmawiał, jakby nie przeszkadzała im obskurna sceneria. W rogu jeden z mężczyzn poczuł się na tyle komfortowo, że zdjął czarny płaszcz i mógł być widziany w zwykłych ubraniach. Spod rękawa jego koszuli można było dostrzec znikomy ślad na przedramieniu – wyglądał jak wyblakła czaszka. Zakapturzona postać obok niego śmiała się żartobliwie, trzymając w dłoniach gazetę.

Wszyscy odwrócili się do wkraczającego Aresa. Pierwszy odezwał się mężczyzna z gazetą:

– Red! Red! – zawołał zakłopotanym i oszołomionym głosem. – Widziałeś PROROKA? Ustanowiono nowego Szefa Biura Aurorów! Kogoś nazywającego się Fischer! Jakby chcieli nam wszystko ułatwić!

Paru ludzi blisko niego się zaśmiało. Ares nie zaprzątał sobie głowy tym komentarzem. Skierował na siebie złotą różdżkę i po chwili jego szaty stały się suche, a włosy przestały kleić do twarzy. Był całkowicie wysuszony. Jego wąsy jednak drgały i teraz kiedy jego twarz stała się widoczna, można było łatwo zauważyć, że jest zły, bądź poruszony. Coś nie poszło po jego myśli.

– Słyszałeś, Red? – powtórzył mężczyzna. – I zobacz również i to! Ten niekompetentny głupiec Weasley dostał tylko dwa procent głosów! Ha!

Tym razem śmiechem wybuchnął cały pokój ale Ares spoważniał. Zakapturzona postać z gazetą chciała przemówić ponownie, ale Red mu uciął.

– Nie teraz, Markson! – powiedział głosem pełnym potęgi, niczym grzmot na zewnątrz.

Markson zamilkł jak wszyscy, którzy chichotali. Ares ruszył w kierunku środka pomieszczenia, a jego poplecznicy – którzy uważali się bardziej za wyznawców – cofnęli się w ciszy. Zdawali sobie sprawę, że lepiej nie zaczynać z nim rozmowy, kiedy jest wściekły.

Red doszedł do końca wielkiego pokoju, wiedząc, że znajdowało się tam inne ukryte przejście. Jednym machnięciem różdżki sprawił, że kamienna ściana uniosła się, po czym zszedł po schodach. Drzwi za nim zamknęły się, otaczając go ciemnością. Tutaj nie było pochodni.

Kontynuował jakby niekończącą się podróż w dół, do małej komory, równie okrągłej, jak ta na górze, ale za to znacznie brudniejszej. Jednakowoż to pomieszczenie było bardziej interesujące niż tamto. Na samym środku, na kamiennym podwyższeniu, znajdowała się ogromna, gruba, oprawiona skórą Księga.

Ares podszedł bliżej i spojrzał się na nią bez wyrazu. Otworzył ją i zaczął przypadkowo kartkować – strony były tak grube, że unosił się z nich pył przy tej czynności. W końcu dotarł do strony, której szukał i umieścił na niej złotą różdżkę, w zagłębieniu pomiędzy dwiema stronami. Następnie się cofnął.

Chrząknął, przeczyszczając gardło, po czym szorstkim i głębokim tonem zaczął mruczeć dziwne zaklęcia, brzmiąc niemal śpiewnie. Żadnego słowa nie dało się rozpoznać, chociaż ostatnie wydawało się być wymówionym gniewnie nazwiskiem:

– VESNOVITCH!

Nic się nie stało. Ares milczał, lecz echo jego głosu wciąż rozchodziło się po pomieszczeniu. Właśnie cichło, kiedy coś się wydarzyło. Księga zaczęła świecić na jasnoniebiesko i nagle, pomimo braku wiatru w pokoju, strony zaczęły się przewracać. Red przyglądał się temu; jego wyraz twarzy wciąż był nieczytelny, jak mina postaci wyłaniającej się z książki.

Postać była bardzo niewyraźna i niemal cała biała, niematerialna. Tylko jej połowa od pasa w górę wystawała z Księgi, co Ares mógł dostrzec, przyglądając się światłu bijącemu od niej. Wywołany mężczyzna miał wychudzoną twarz i wystające kości policzkowe. Miał długie i kręcone włosy, niemal równie białe, jak reszta jego ciała, co wskazywało na to, iż za życia miały kasztanowy kolor. Nosił małe, okrągłe okulary ukrywające maleńkie oczy, patrzące na Aresa z pogardą. Sądząc po jego zrobionych z futra szatach, można było wywnioskować, iż pochodził z zimnych terenów.

– Wołałeś? – zapytała upiorna postać z grubym, charakterystycznym rosyjskim akcentem, jakby nie chcąca być tu, gdzie jest.

– Okłamałeś mnie, Vesnovitch – powiedział groźnie Ares.

Vesnovitch uniósł brew, zaintrygowany.

– Słucham? – zapytał.

Ares podniósł Smoczą Różdżkę z Księgi i przez moment przywołana postać zamigotała. Nie zniknęła jednak – wyglądało na to, że Nikczemna Księga była w stanie poradzić sobie już sama.

– Skłamałeś! – powtórzył Ares przez zaciśnięte zęby i podniósł swe oręże. – Ta Różdżka mnie nie uznaje. Nie dostaję od niej mocy, nie mam kontroli...

– Więc nie należy do ciebie – odpowiedział prosto Vesnovitch. – Zapracuj na to.

Należy do mnie! – splunął Ares. – Zapracowałem na nią! Szanuje mnie! Mogę nią czarować! Po prostu...

– Różdżka jest z natury przewrotna – powiedział chłodno Vesnovitch. – I – co wiem z tej rozmowy – jest niekompletnym produktem.

– Więc jest zawodna? – zapytał Ares z bielejącą twarzą.

– Nie, nie jest wadliwa – stwierdził Vesnovitch. – Jest niekompletna. Bazuje na Czarnej Różdżce. Nie moc oczywiście, taka potęga nie może zostać powielona, ale to różdżka wybiera czarodzieja, choć nie musi być on jej właścicielem cały czas. Każdy wytwórca ci to powie.

– Więc ta wybiera swojego mistrza w inny sposób niż pozostałe – podsumował Ares. – Jestem tego świadomy. Ta Różdżka mnie szanuje. Po prostu czasami nie działa prawidłowo.

– Więc jednak cię nie poważa – odparł Vesnovitch tonem sugerującym, że jest zadowolony z takiego przebiegu sytuacji. – Albo tylko częściowo.

– Częściowo?

Upiorny wizerunek Rosjanina zamilkł, pogrążając się w głębokich przemyśleniach. Podniósł rękę do policzka i wydawał się głaskać powietrze.

– Nie jest czymś nowym dla różdżki mieć dwóch właścicieli.

– Ale to nie jest zwyczajna różdżka! – gwałtownie wykrzyczał Ares. – Wszystko, czego się o niej dowiedziałem, mówi mi, że nie jest zwyczajna! Oczywiście, zwykła różdżka nie...

– Wciąż myślisz o pierwotnej konstrukcji różdżki – powiedział Vesnovitch. – Projekt oparty został na Różdżce Przeznaczenia. Aczkolwiek Różdżka poszukuje władzy – i tylko najpotężniejszy może z niej skorzystać...

– Ale ja jestem potężny! – wściekł się Ares, obnażając zęby. – Ta Różdżka nigdy nie była w rękach innych niż moje, mogę cię o tym zapewnić. Każdy mój wybór miał powód, wykorzystałem każdą okazję, by zwiększyć swoją moc, niezależnie od tego, czy był to czarodziej, czy zwykły człowiek! Jako przywódca!

Vesnovitch cmoknął językiem i wydał z siebie protekcjonalny dźwięk. Przez sekundę wydawało się, że zachichota, ale ostatecznie utrzymał spokój.

– Żywi... – powiedział, brzmiąc na zdegustowanego. – Och, jacy głupcy... Może jak będą martwi, to zrozumieją... Potęga nie jest istotna w porównaniu do prawa wyboru. To znaczy więcej dla czarodzieja niż czysty talent.

– Nie karm mnie tymi bzdurami! – zagrzmiał gniewnie Red. – Nie przywołałem cię, żebyś mi dawał lekcje o ludzkich wartościach! Przywołałem cię, abyś mi udzielił odpowiedzi!

– Więc nie przerywaj i nie oskarżaj mnie, że nie wiem, o czym mówię – zjawa odparła zimno, gdy Ares milczał. – Jak już mówiłem, bardzo rzadko spotykane jest, żeby różdżka miała dwóch właścicieli. Zazwyczaj musi być między nimi jakiś związek, ale w tym przypadku, Smocza Różdżka może być jedynie zdezorientowana, a zatem rozdziela swoją moc.

– Kiedy nie ma nikogo innego! – powiedział Ares. – Jestem jedyną osobą, która używała tej Różdżki! – dodał, wymachując nią przez przeźroczystą twarzą upiora.

– Jeśli mogę... – Nowy głos dochodził z tyłu pomieszczenia.

Ares odwrócił się i zmrużył oczy, próbując dostrzec, kto tam stał. Światło z Nikczemnej Księgi rozświetliło zakapturzoną postać – był więc to jeden z jego służących. Dłuższe spojrzenie wystarczyło, by zorientował się dokładniej, kim jest tajemny szpieg.

– Co tutaj robisz, Sebastianie? – zapytał swego brata, a jego głos stał się ciekawski i sfrustrowany jednocześnie. Jego pytanie wydawało się mieć pierwszeństwo przy odpowiedzi.

– Trochę podsłuchiwałem – przyznał się śmiało Darvy; jego niesamowicie niebieskie oczy migotały w błękitnym świetle z centrum pomieszczenia. Zdjął swój kaptur, ukazując brudną blondwłosą czuprynę. – Nie mogłem się powstrzymać, żeby usłyszeć naszego drogiego zmarłego przyjaciela wspominającego o czymś bardzo istotnym...

– Zapieczętowałem za sobą drzwi – rzekł mrocznie Ares.

Darvy go zignorował.

– Teoria o różdżce posiadającej dwóch właścicieli jest bardzo interesująca. Mam nadzieję, że pamiętasz rozmowę, którą odbyliśmy nie tak dawno temu? O pewnym incydencie...

– Nie zaczynaj znowu! – ryknął Ares, przewracając oczami. Vesnovitch milczał, oglądając swoje niematerialne paznokcie i słuchając konwersacji między braćmi. – Mówię po raz ostatni, Sebastianie: nie pozwalam ci zrzucać swoich błędów na starożytną magię! Zostałeś pokonany przez trzynastoletniego chłopca, pogódź się z tym w końcu!

– Nie rozumiesz...! – zaczął Darvy, ale Ares uciął mu, wzdychając z frustracją.

– To ty nie rozumiesz! – odparł z irytacją. – Dzieci czasami potrafią użyć niesamowitej magii w sytuacji zagrożenia. To, co opisywałeś, nie jest niczym interesującym. Miałem nadzieję, że lepiej to zniesiesz, ale to nie jest istotne.

– Nie było cię tam! – oznajmił Darvy podniesionym głosem. Wydawał się brać słowa brata do serca. – Nie widziałeś go! Jego oczy świeciły się na złoto, mówił dziwnym językiem...

– Nie rozmawiamy teraz o tym – rzekł Ares, odwracając się z powrotem, miotając po ziemi płaszczem. Darvy patrzył na niego gniewnie i przez moment wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, lecz zdecydował się jednak milczeć. – Jak już mówiłem... – zaczął w kierunku Vesnovitcha, który wciąż miał na twarzy wyraz kompletnego znudzenia i bardziej był zainteresowany własnymi palcami niż słowami dotychczasowego rozmówcy. – Jestem jedynym, który korzystał ze Smoczej Różdżki od dziesięcioleci. Była ukrywana przez lata. Jestem jedynym, który mógł zaskarbić sobie jej szacunek. Mogę wezwać te stworzenia, te... te...

Wydawał się być niepewny ich nazwy.

– Inferiusy*? – zasugerował Darvy zza pleców swego brata.

– Nie inferiusy – zaoponował spokojnie Vesnovitch. – To nie są ożywione zwłoki. Są to bezwartościowe istoty, których dusze się uwolniły, ale wciąż mają powiązania z ziemią poprzez niezaprzeczalne pragnienie Różdżki. Są prekursorami tego, co czarodzieje nazywają dementorami. W przeciwieństwie do tych okropnych bestii jednak są posłuszne jednemu mistrzowi i nie atakują duszy a ciało.

– Nie słuchają mnie! – argumentował Ares. – Przyzywam je i natychmiast muszę niszczyć!

Vesnovitch jedynie westchnął.

– A więc moce Różdżki są podzielone. Możesz przyzwać te bestie, ale posłuszne są komuś innemu.

– To niemożliwe – stwierdził Red z zaciśniętymi zębami.

– W takim razie nie wiem, dlaczego mnie przywołałeś, skoro nie chcesz wysłuchać – widmo odpowiedziało sucho. – Doprawdy, przeszkadzać mi bez powodu...

– Dobrze! – rzekł Ares. – Więc to tyle... Na razie.

Machnął Smoczą Różdżką i Księga się zamknęła. Niebieskie światło, które emitowała zaczęło znikać, a postać Vesnovitcha migotać.

– Do svidaniya – odpowiedział mu sarkastycznie Rosjanin i znikł całkowicie. Niebieskie światło wyblakło, otulając Aresa i Sebastiana kompletną ciemnością.

– Co za strata – odezwał się okrutnym tonem Darvy. – Tyle roboty dla tej cholernej książki a ten nawet nie chce dać nam odpowiedzi!

– Dał nam odpowiedzi – zaprzeczył natychmiast Ares, odwracając się do rozmówcy. – Ale nie takie, jakich potrzebowaliśmy. Vesnovitch żywi błędne mniemanie, że byłem nieostrożny i pozwoliłem komuś innemu używać Różdżki – nie wie, jak drobiazgowy jestem. Wychodzi na to, że sam będę musiał odkryć dlaczego zawodzi.

– Skąd wiesz, że kłamał? – zapytał go brat. – Duchy są znane z tego, że ukrywają niektóre rzeczy, a ten nas chyba nie lubi, prawda?

– To echo, nie duch. – Ares poprawił Darvy'ego. – I nie ma powodów, by kłamać. Podejrzewam, że martwi przejmują się bardziej sobą niż żywymi – jeśli byłoby inaczej, zrozumiałby dlaczego tak ważne jest odkrycie sekretów Różdżki. I co więcej, póki mamy Księgę, jesteśmy dla niego kłopotem. Myśli, że jedynym wyjściem, żeby się mnie pozbyć, jest danie mi tego, czego pragnę...

Po tych słowach nastąpiło parę chwil ciszy, podczas których blondyn wydawał się rozmyślać nad czymś, co zostało powiedziane. Kiedy tylko Ares się odwrócił, zaczął mówić:

– Jesteś pewien? – zapytał z wahaniem. – Co do...

– Zdecydowanie – uciął mu Reg. – I to jest ostatni raz, kiedy o tym rozmawiamy, rozumiesz?

Sebastian zarumienił się lekko i cofnął w kierunku tyłu pomieszczenia, aby ukryć się w cieniu, pomimo tego, że brat nawet na niego nie patrzył.

– Nie mów do mnie, jakbym był twoim sługą – rzekł groźnie. – Może i masz nas za bandę idiotów myślących, że jesteś jakimś czarnym czarodziejem, ale znam twoje prawdziwe zamiary i wiem, kim naprawdę jesteś!

– Masz rację! – krzyknął Ares ze wściekłością, obracając się tak szybko, że jego płaszcz wydał z siebie wirujący dźwięk. – Nie jesteś służącym! Oni właściwie wykonują swoje zadania!

Darvy wyrzucił gniewnie ramiona w górę.

– Ty znowu o tym! – powiedział. – Masz Księgę, prawda?

– Tak, ale tylko dzięki moim wspaniałym umiejętnościom! – zagrzmiał Ares. – Miałeś za zadanie dostarczyć mi chłopca Pottera i co zrobiłeś? Przyprowadziłeś go z jakąś małą głupią dziewczynką! Potem miałeś mieć oko na tego młodszego i też poległeś! Może powinienem przydzielać Fango twoje zadania! On przynajmniej jest skuteczny!

Darvy zaszydził.

– Fango Wilde jest tchórzem. Uciekł z Ministerstwa, kiedy pojawili się aurorzy; boi się ich zemsty. Ja zostałem, walczyłem! A ty nawet nie miałbyś przy sobie Fango Wilde'a, gdyby nie ja! Kto go przekabacił na naszą stronę? Ja! Kto stworzył eliksir wielosokowy, żeby zdjąć mu ogon? Ja! Potrzebowałeś moich zdolności w eliksirach...

Ares roześmiał się drwiąco a potem spojrzał na niego spode łba.

– Masz o sobie za duże mniemanie. Byłeś nikim, zanim cię nie odnalazłem, Sebastianie – nikim, tylko człowiekiem mieszającym mikstury. Mógłbyś być barmanem, jakbym cię nie odnalazł, jakbym cię nie ocalił z tej żałosnej i przyziemnej redundancji, którą nazywałeś życiem!

Darvy wyglądał tak, jakby został spoliczkowany. Przeczesał dłonią włosy i wydał z siebie gniewny dźwięk, ale wydawał się niezdolny do powiedzenia tego, co chciałby.

Usta Aresa wygięły się w usatysfakcjonowanym uśmiechu, podczas gdy jego brat milczał.

– Teraz wyjdź, muszę pomyśleć – powiedział zimnym, brutalnym głosem.

Darvy odwrócił się i zaczął wspinać do góry po kamiennych schodach, mamrocząc niespójnie pod nosem przez całą drogę. Dopiero po usłyszeniu zamykania wejścia, Ares odwrócił się i pogrążył w myśleniu. Wpatrywał się przy tym w złotą różdżkę trzymaną w dłoni.

Ta Różdżka była po prostu inną drogą do uzyskania tego, z czego obdarł go los – mugolską krwią płynącą w jego żyłach, czyniącą go niekompletnym czarodziejem, adoptowanymi rodzicami, którzy zabronili mu zdobyć wykształcenie, które pomogłoby mu rozwijać swoje umiejętności. A teraz ma tę Różdżkę, która według legend pozwalała mu dowodzić armią... pozwalała mu na zmianę świata, który desperacko potrzebował zmian. Ale nie działała poprawnie...

I nagle w jego myślach pojawił się Potter – bo to Potter oczywiście powiedział mu o Różdżce, od tego trzeba zacząć, choć oczywiście nie znał potencjalnych tego następstw. Potter, który był dla niego bardziej nauczycielem, niż ktokolwiek inny. Potter, który go uczył i szanował. Potter, zaślepiony moralnością na tyle, że odmawiał uznania, że czasami słuszna rzecz jest jednocześnie najtrudniejsza. Potter, który i tak niestety ostatecznie musi umrzeć, by jego plany zaowocowały...

Nadal wpatrywał się w Smoczą Różdżkę i w momencie poczuł, że czarna rękojeść wręcz kusi go, aby spróbować ponownie. Tak, był jej mistrzem. W takim razie, raz jeszcze.

Podniósł różdżkę wysoko nad swoją głowę i zaczął nucić dziwną inkantację, nie tą, której używał, korzystając z Księgi. Wyraźnie nielogiczne słowa rozbrzmiały się po komnacie, a kiedy skończył, oślepiające światło zmusiło go do przymknięcia oczu.

Na początku nie wydarzyło się nic, ale po chwili rozległ się straszliwy, charczący dźwięk. Ares cofnął się i spojrzał na swoje stopy, gdzie właśnie tworzyło się pęknięcie gruntu. Szczelina poszerzyła się, a przerażający odgłos przybrał na sile – świeciła się ognistym, czerwonym blaskiem. Z ziemi wyłoniła się ręka.

W ciągu kilku sekund stworzenie wydostało się na powierzchnię. Stojący nieopodal Ares, wydawał się relatywnie niski w porównaniu do przyglądającej mu się, mającej siedem stóp wysokości, kreatury. Wyglądała jak olbrzymi szkielet z cienkimi płatami mięsa zwisającymi z kości oraz z larwami pełzającymi w oczodołach. Stworzenie stało w sposób pochylony, jakby próbowało znaleźć dla siebie bardziej wygodną pozycję. Dochodził od niego dość charakterystyczny zapach, nieprzypominający żadnego innego; gorszy od zgnilizny. Potwór zgiął długie palce z ciekawością, jakiej wydawał się nie odczuwać od bardzo dawna. W międzyczasie szczelina w ziemi zabliźniła się a czerwone światło znikło.

Ares uniósł w górę Różdżkę w ten sposób, by obrzydliwe stworzenie mogło to zobaczyć.

– Pokłoń mi się – powiedział z naciskiem.

Szkielet jedynie patrzył się na niego z niezrozumieniem.

– Pokłony – powtórzył.

Kreatura rozwarła swe szczęki i wydała z siebie przeraźliwy ryk brzmiący podobnie do lwa. Po nim rozbrzmiał się piszczący dźwięk – sygnał do bitwy. Podniosła ramiona wysoko do góry i rzuciła się na Aresa z oczami utkwionymi w Różdżce...

Nastąpiła eksplozja. Ares zatoczył Różdżką kółko w powietrzu bez większego wysiłku i rzucił zaklęcie wybuchające, tak potężne, że całe pomieszczenie natychmiast wypełniło się dymem. Usunął go za pomocą kolejnego czaru i ujrzał stos kości rozrzuconych po podłodze przed nim – czaszka stworzenia ułożona była na jego szczycie.

Ze złością kopnął rozgruchotane kości i schował oręż w szatach. Rzucając ostatnie rozczarowane spojrzenie sponiewieranej kupce, odwrócił się i zaczął wspinać po kamiennych schodach.


* Inferius – ludzkie zwłoki ożywione przez czarnoksiężnika za pomocą czarnej magii (nekromancji). Stworzenia te nie mają wolnej woli i nie są zdolne do samodzielnego myślenia, choć podobno potrafią mówić. Ich jednym celem jest spełnianie rozkazów czarnoksiężnika, który powołał je do życia. Jako stworzenia przynależą do świata materialnego, co odróżnia je od zombie (które są elementem świata duchowego). Inferiusy boją się światła i ciepła. Są odporne na większość zaklęć (w tym też na Avadę Kedavrę) oraz nie odczuwają bólu. Nie posiadają krwi. W „Harrym Potterze…" Voldemort przywołał armię imperiusów do ochrony swojego horkruksa – medaliona Salazara Slytherina