Arisha: Gellert uważa śmierciożerców za terrorystów i tak ich traktuje. I tak, Albus też to rozumie więc cóż... Lucjusza i Bellatrix czeka niemiła niespodzianka.
W tym rodziale czeka nas spotkanie z super Harrym, co bez trudu pokonuje przeciwników. No, a tak to przynajmniej wygląda.
Gellert zaciskał palce na różdżce chcąc w ten sposób wyglądać na zdenerwowanego dzieciaka, chociaż tak naprawdę to różdżka go swędziała by zacząć działać. Śmierciożercy to dla niego żaden przeciwnik, a jak ma przy sobie Albusa to po prostu rozwalą ich niczym manekiny. Szedł powoli, patrząc na półki z przepowiedniami. Nie, nie wierzył w moc takowych, ale ma udawać zaciekawionego dzieciaka. Jeśli zacznie wierzyć w przepowiednie to ciśnie w siebie Avadą. Rzucił na siebie zaklęcie zmieniające głos tak by mówił głosem Pottera. Zamierzał wmówić tej bandzie wsobnych imbecyli, że Potter ma super moce, by ci kretyni uwierzyli w pijackie wywody Trelawney. Nie będzie to trudne, skoro uwierzyli w niemowlę co pokonało potężnego czarnoksiężnika.
- Dzidziuś obudził się bardzo psieraziony i pomyślał, że to co mu się śniło to prawda – powiedziała Bellatrix Lestrange parodiując dziecięce szczebiotanie.
Z cienia zaczęli wychodzić śmierciożercy, w sumie dwunastka jak wyliczył Gellert. Harry i GD byliby bez szans, ale w starciu z Albusem i Gellertem to napastnicy nie mieli szans. Gellert dotknął miecza zdolnego podbić każde zaklęcie walcząc z chęcią zaśmiania się w twarz szalonej dziwce, ale jeszcze nie teraz. Co też Morda w niej widzi tego on nie wiedział i wiedzieć nie chciał. Tymczasem obok Bellatrix stanął jasnowłosy Lucjusz Malfoy, patrzący z pogardą na dziecko jak sądził.
- Oddaj przepowiednię Potter, a pozwolę ci żyć … może – szydził Lucjusz – naprawdę nie wiesz, dlaczego tu jesteś?
- Wyjmij głowę z tyłka pawia to może porozmawiamy Malfoy – powiedział Gellert ziewając ostentacyjnie – ale zakładam, że wymachujesz interesem równie dobrze co ozorem, więc twoja żona cię toleruje.
Lucjusz stał zaszokowany słowami i tonem osoby, którą wziął za Pottera. Zanim Lucjusz zareagował na zniewagę, Gellert ruchem dłoni pchnął go na półkę z przepowiedniami. Uczynił to z niezwykłą lekkością, jakby przeganiał muchę. Ta półka przygniotła dumnego Malfoya, z czego ten mógł się cieszyć już niebawem. Gellert z kolei przygotował się do walki, a dokładnie w tym samym momencie Albus zdjął z siebie zaklęcie Kameleona i stanął za jego plecami tak z mieczem jak i różdżką w dłoni tak, że stali do siebie plecami i jeden osłaniał drugiego. Śmierciożercy nie mieli pojęcia jakie mają problemy.
- Zabić ich – nakazała Bellatrix.
- Chciałabyś pomylona suko – parsknął Gellert.
W innej rzeczywistości, słudzy Voldemorta walczyli by z nieprzygotowanymi uczniami, ale tutaj mieli przeciwko sobie potężnych czarodziei. Gellert widząc Malfoya przygniecionego przepowiedniami parsknął śmiechem. Nie miał jednak czasu patrzeć, ponieważ mieczem odbijał klątwy a z pomocą Czarnej Różdżki ciskał Avadą w każdego śmierciożercę w promieniu rażenia. Albus, którego śmierciożercy mieli za słabego, robił mniej więcej to samo a na jego twarzy nie widać było ślady jowialności. Ci ludzie czekali tutaj by ranić a być może zabić uczniów jego szkoły, ludzi z jego Zakonu a on Albus jest obrońcą. Nie rzucał w nich Avadą, ale nie okazywał litości i nie dbał by przeżyją czy nie. I taki Dołohow miał dość przytomności by schować się z Lucjuszem i przeżyć ową potyczkę. Dołohow niewiele rozumiał z tego co się dzieje, ale zrozumiał, że z ich grupy zostanie mokra plama na co on nie miał cienia ochoty.
Bellatrix widziała walkę, a raczej rzeź swoich ludzi. Potter raz po raz ciskał Avadą i po prostu zabijał ich. Jedną ręką wymachiwał mieczem z goblińskiej stali i odbijając klątwy, a drugą rzucając zaklęcia z gracją wytrawnego wojownika. Tak samo czynił Dumbledore i Crabbe zginął w ciągu minuty. Niebawem dołączył do niego Nott senior i Travers. Dlatego postanowiła biec by ostrzec swego pana przed tym jak potężny jest Harry Potter, co ruchem dłoni cisnął Lucjuszem niczym szmacianą lalkę! Tylko najwięksi rzucają zaklęcia tak niewerbalnie jak i bez różdżki. Co za moc… gdyby miała przy sobie eliksir odmładzający, to by sobie poużywała na różdżce, którą Potter trzyma w spodniach. Ona by mu pokazała co umie czarownica czystej krwi, a taka moc, o tak moc …
Gellert spojrzał z obrzydzeniem jak Bellatrix patrzyła na niego z pożądaniem. Wolałby wziąć do łóżka starą mugolkę niż nią. A jak sobie przypomniał za co trafiła do Azkabanu, cisnął w nią Cruciatusem. Zaklęcie zwaliło ją z nóg, a ból jakiego zaznała mieszał się z przyjemnością. „O Merlinie co za pewna ręka, a w tym wieku musi mieć wspaniałą kondycję" – myślała oblizując wargi. O tak musi ostrzec swego pana, ale Potter ma taką moc och gdyby co za moc i pewna ręka!
Bitwa skończyła się nim dwaj wiekowi czarodzieje na dobre się rozgrzali. Obok nich leżały trupy oraz szczęśliwcy jak Lucjusz, Dołohow i Rockwood przeżyli. Ten ostatni także przytomnie się schował nie zamierzając trafić pod różdżkę przeciwnika, co ciskał w nich Avadą jak cukierkami. Napastnicy nie stanowili dla nich żadnego zagrożenia czy choćby wyzwania. Lucjusz oraz ci, co przeżyli uznali, że Harry Potter to potężny czarodziej, co ruchem ręki umie pchnąć człowieka na ścianę. Jest jak nic inkarnacją samego Merlina! Bo przecież to widzieli i nikt nie pomyślał, że ktoś udaje Pottera, ale tak to jest jak czysta krew to wszystko.
- Za nią – powiedział Gellert widząc jak Bellatrix ucieka.
Bella była młodsza co dawało jej przewagę w tym wyścigu fizycznej wytrzymałości. Nie mogła wiedzieć, że czarodzieje specjalnie nie biegną za szybko, bo chcą bym zaprowadziła ich do Voldemorta. Dlatego nie rzucili na nią za mocnego zaklęcia spowolnienia. Nie chcieli jej spłoszyć, nie chcieli zepsuć niespodzianki.
Voldemort czekał przy fontannie Magicznego Braterstwa. To Lucjusz Malfoy go wezwał, a Czarny Pan oczekiwał łatwego zwycięstwa i głowy Pottera na tacy. Przecież co mogło się nie udać? Na pewno zmasakrowali tych, co poszli za Potterem a on zabije samego Pottera. Już rozkoszował się wizją, jak dostrzegł jak jego kochanka i prawa ręka biegnie ku niemu z rozwianymi włosami. W swych opiętych szatach wyglądała kusząco, bowiem pełne piersi cudownie jej podrygiwały w biegu. W opiętym gorsecie sukni niejednego doprowadziła do wrzenia, a teraz padło na Voldemorta któremu brakowało nosa, ale nie innych wystających części ciała.
- Potter zabił Notta i Traversa – wydyszała Bella – jest potężny, zabijał naszych jak muchy!
- Potter? Przecież to mierny czarodziej – zaczął Voldemort – pokaż mi wspomnienia – o szlag, to naprawdę dziecko z przepowiedni, co za talent magiczny, jak dorośnie będzie Merlinem, zabijemy go!
Voldemort przejrzał wspomnienia Belli i poczuł strach. Nie czuł strachu od naprawdę dawna i bardzo nie lubił tego uczucia. Dojrzał jak „Harry Potter" zabijał Notta i innych jak muchy, nawet się nie pocąc. Wymachiwał mieczem i różdżką niczym wielki wojownik, a jeśli to potrafi mając lat szesnaście to ich wszystkich pozabija jak dorośnie. A jak osiągnie dojrzały wiek, będzie bogiem w magicznym świecie. O nie, Voldemort do tego nie dopuści to on chce być bogiem i nie będzie innego boga niż on. Ale nawet bóg czuł strach przed Potterem, bo nie przyszło mu do głowy, że ktoś wielosokował się w Pottera.
- Zabiję cię Potter i ciebie też Dumbledore! – zagroził – zabiję was i nakarmię wami pawie Lucjusza!
- Zamknij się ty nieuku, nie wiesz Mordo, że pawie nie jedzą ludzi? – kpił Gellert w przebraniu Pottera – po zmartwychwstaniu nie dość, że wyglądasz jak kupa smoczego łajna to jeszcze bredzisz od rzeczy. Dobra rada, wracaj do grobu.
- Jak śmiesz Potter! – ryknął Voldemort ciskając strumieniem magii w Gellerta, który przywołał posąd z fontanny co przejął uderzenie.
- Ziew, jesteś taki przewidywalny Voldi, serio ryk? No i te szaty ze śmietnika wyglądasz i nosisz się jak menel z Nokturnu, powiedz czego jeszcze ci brakuje? Pewnie niejednego, skoro twoja kochanka błagała mnie o więcej Crucio – kpił Gellert.
- Zamknij się Potter!
Tym razem rzucił Avadą we wroga, co Gellert odbił mieczem ku złości Voldemorta. Zamierzali porwać Voldemorta by zamknąć go pod kluczem aż zniszczą horkruksy. Zamierzali wydusić z niego, gdzie są takowe, a Gellert zamierzał tak długo torturował Voldemorta Cruciatusem i łamać jego osłony Imperiusem aż Albus użyje na nim legilemencji. Dla kogoś kto mordował ludzi, bo mieli nie takie pochodzenie, bo się z nim nie zgadzali i zamordował rodziców by próbować zabić bezbronne niemowlę to dobra kara. Nie mogą go zabić, ale mogę okaleczyć i zrobić mu z mózgu papkę.
No, ale wpierw muszą go porwać i skrępować. Nielekko skrępować i porwać potężnego czarnoksiężnika, ale i na to są sposoby. Niestety wymagają one czasu i teraz grają na czas. By ułatwić sobie zadanie, postanowili go rozwścieczyć. Gellert miał go prowokować a Albus skrępować. Tak się podzielili, bo Gellert zawsze był lepszy w znieważaniu ludzi niż Albus a Albus tylko kiwał głową słuchając jak przyjaciel obraża ich wroga.
- Avada, Crucio, Avada co z ciebie za czarnoksiężnik Mordo, że znasz tylko dwa zaklęcia? Wiedziałem, że jesteś niedorobiony, ale że aż tak? – szydził Gellert.
- Nie mów tak do mnie! – ryknął Voldemort.
- Dobrze Tomusiu, Czarny Pan Tomuś Zagadka, ależ to brzmi komicznie – ciągnął Gellert – powiedz Tomusiu, powiedziałeś swojej Belli, że jesteś półkrwi?
- Jak śmiesz ty mieszańcu! – warknęła Bella.
- Naucz się czytać wsobna to porozmawiamy, Crucio – powiedział znudzony Gellert.
- Złoty chłopiec używa Niewybaczalnych? – spytał zaciekawiony Voldemort.
- Lista rzeczy o jakich nie masz pojęcia starczy na niejedną księgą Tomuś, a mnie się nie chce ci wszystkiego streszczać – kpił Gellert.
Bella leżała rozciągnięta jak długa na podłodze, ponownie trafiona Crucio jak sądziła Harry'ego. Siła jego zaklęcia i pewność jego ręki zadziałały naprawdę podniecająco, leżała tak skołowana bólem jak i ciekawa pojedynku słownego. Widziała, że Potter wypadał lepiej, och co za potencjał. Gdyby była młodsza…
- Nie powinieneś był tutaj przychodzić Tom - powiedział Albus – ale pogadamy sobie jak nauczyciel z uczniem.
I właśnie Albus miał rzucić przygotowaną starannie, runiczną sieć, kiedy usłyszeli trzask aportacji. Długo rozważali czym go skrępować i nie znaleźli nic lepszego niż runiczna sieć, bo tylko taka mgła utrzymać potężnego czarnoksiężnika. Nie starczyło go skrępować, trzeba też pochłaniać magię by się nie uwolnił. Przygotowanie sieci wymagało nieco czasu, dlatego niekoniecznie była przydatna w walce. Dlatego właśnie Gellert go prowokował by Albus miał czas.
- To Sami-Wiecie-Kto łapać go! – krzyknął Korneliusz Knot do aurorów.
Gellert miał ochotę zabić ministra i już wyciągał rózdżkę. Albus zwrócił się ku Knotowi, co dało Voldemortowi czas by złapać Bellę i uciec. Grindelwald zaklął szpetnie, że przez tego imbecyla uciekł im przeciwnik. Albus także sprawiał wrażenie sfrustrowanego, ponieważ tak im przeszkodzono. Aurorzy stali jak ogłupiali, podobnie jak minister. Przeklęty Knot że też nie miał się kiedy napatoczyć, imbecyl jeden. Ale spojrzenie Albusa go powstrzymało. Morderstwo polityczne im nie pomoże, nawet jeśli to kretyn.
- To był Sami-Wiecie-Kto, złapał jakąś kobietę i uciekł – mówił minister – Albus? Potter? Co wy tutaj robiliście.
- Zakupy świąteczne – parsknął Gellert.
- Harry dość! Korneliuszu, sam widziałeś, że nie kłamałem. Przez rok ścigałeś nie tych ludzi co trzeba i czas nadrobić straty. Harry zaś musi wrócić do Hogwartu – powiedział Albus po czym mruknął „portus".
- Nie masz autoryzacji na ten świstoklik i jeszcze te zniszczenia! – jęczał minister patrząc to na Albusa to na pobojowisko.
- Korneliuszu dam ci cały potrzebny czas w wakacje, ale muszę wracać do moich uczniów – powiedział Albus łapiąc Gellerta, nim tamten przeklnie ministra.
Gellert z trudem powstrzymał prychnięcie. Ten kretyn w randze ministra płakał nad tandetną fontanną, kiedy przez niego uciekł Voldemort. Tylko na tym przeklętym zadupiu takim imbecyl mógł zostać ministrem. Musi się wyładować i jak Hermiona zacznie znowu nawijać o egzaminach, to zamieni się w chimerę i ją zagoni do łóżka. Na razie jednak muszą wrócić a on wziąć antidotum na wielosokowy, bo ma dość przebywania tutaj jako Potter.
Z pomocą świstoklika wrócił do Hogwartu. Zanim podszedł do Minerwy i reszty wypił antidotum na eliksir wielosokowy. Biegnąc za Bellą wziął niepotrzebnie kolejną dawkę i stąd teraz owo antidotum. To czego nie wiedział to, że antidotum usunie efekty każdego eliskiru w tym tego odmładzającego. Wciąż miał na sobie bojowe szaty, lecz był teraz starcem z ledwie paroma włosami na głowie. Spojrzał na swoje ręce i zaklął bowiem raczej tego wieczoru zapomni o miłosnych uniesieniach. I to wszystko przez Mordę. Powinien wypatroszyć jego i Knota szwajcarskim scyzorykiem.
Jego pojawienie się zauważyła Hermiona. Zanim zdążył rozważyć jak ukryć swój wiek, zaczęła ku niemu biec. Dostrzegł poruszenie na jej twarzy i tylko wyciągnął ku niej ręce w zapraszającym geście. Coś mu mówiło, że nie chodziło o egzaminy i nie dlatego jest tak okropnie poruszona.
- Och Gellercie tak dobrze, że jesteś – powiedziała tuląc się do niego – to okropne, nareszcie jesteś to okropne!
- Pokonanie śmierciożerców trwa, ale co się dzieje? – spytał zaniepokojony.
- Harry był niespokojny, McGonagall próbowała go uspokajać, ale to Snape musiał go oszałamiać. A teraz tak strasznie krzyczy, że nas pozabija.
- Prowadź – powiedział – cholera jasna!
Gellert chwycił jej dłoń pełen jak najgorszych przeczuć. Potter to zakała sztuki oklumencji a Morda właśnie przeżył paskudną niespodziankę. Jeśli zaatakuje umysł dzieciaka to mają problem. A gdyby ten dureń Knot nie wpadł tam jak panienka w tortu, sieć runiczna zrobiła by z niego charłaka.
Hermiona dość oględnie opowiedziała co miało miejsce z chłopcem, a Gellert kiwał ponuro głową. A nie działo się dobrze, ponieważ Harry był na przemian podniecony to rozwścieczony. Znała go dość by wiedzieć, że owe emocje nie należą do niego, bo zachował się tak … tak dziwnie. Razem z Minerwą mówiły do niego możliwie najłagodniej, starając uspokoić. Niewiele to jednak pomagało, a raczej pomagało na chwilę.
- Pani profesor co się dzieje z Harrym? – spytała ostrożnie – coś jest, bardzo, ale to bardzo nie tak.
- Grindelwald cię nie oświecił Granger? – parsknął Severus.
- Gellert mi wiele nie mówił – powiedziała – coś się dzieje? Pan wie!
- Posłuchaj Granger, on to lepiej wyjaśni, ale na razie powiem, że Potter ma mroczną wieź z Czarnym Panem – zaczął Severus – próbowaliśmy to powstrzymać oklumencją, ale ja nie jestem go w stanie uczyć, wiesz przecież, że to wymaga zaufania między nauczycielem a uczniem – dodał – a może oklumencja nigdy by nie działała. Mów do niego Granger, jesteście przyjaciółmi. Mów i zmuś go by pozostał przytomny.
I mówiła, ale to wiele nie pomagało. W pewnym momencie Severus poczuł ból w przedramieniu, gdzie miał Mroczny Znak. Zignorował wezwanie Voldemorta by pomagać Potterowi, synowi tak Jamesa jak i jego ukochanej Lily, świadom kary jaka go czeka. Ale Grindelwald kazał mu pilnować Pottera, a wolał nie drażnić potężnego czarnoksiężnika. Dlatego jak mógł pomagał Potterowi odpierać ataki mentalne, co niestety oznaczało konieczność oszałamiania i rzucania mrocznych zaklęć. Niszczył swoją przykrywkę, ale synek Lily był ważniejszy.
- Szlag – tyle powiedział Gellert widząc jak Harry miota się i wrzeszczy – Severusie co się dzieje? – spytał widząc grymas bólu na twarzy czarnowłosego.
- On mnie wzywał, ale musiałem pomóc synowi Lily a teraz … teraz... chce mnie ukarać – wysyczał z bólu Severus.
- Pokaż przedramię, za długo nosiłeś ten tandetny tatuaż a pokraka wie, że pomagasz Potterowi – wyjaśnił Gellert.
Kazał podnieść Severusowi rękaw szaty i zeskanował Czarną Różdżką Mroczny Znak. Nic nie powiedział, a jedynie szepnął coś co zabrzmiało „co może zaboleć" i jedną ręką złapał przedramię Severusa a drugą wykonał kilka skomplikowanych ruchów z pomocą Czarnej Różdżki. Severus krzywił się, lecz dopiero kiedy Gellert wykonał ruch dłonią jakby zrywał Mroczny Znak, syknął z bólu. Po tym geście jego przedramię było czyste jakby nigdy nie było tam ponoć niemożliwego do usunięcia symbolu.
- Jestem wolny – powiedział Severus głosem człowieka, któremu zdjęto ciężar z serca – dziękuję i … obiecuję zrobić cokolwiek rozkażesz, uwolniłeś mnie!
Severus jakby odmłodniał. Nie ma już niewolniczych kajdan, krępujących go przez te wszystkie lata. Popełnił wielki błąd za co cierpiał i służąc Albusowi, ale niewiele mu to pomagało. A oto Gellert Grindelwald, o którym krążyło wiele trwożnych plotek, uwolnił go i z tego, co zrozumiał już Severus jest znacznie lepszym panem niż Voldemort.
- Na razie wyjaśnił mi Severusie co tu miało miejsce.
I Severus opowiedział, że jego zdaniem Voldemort torturował wizjami Harry'ego Pottera, a teraz chyba próbuje go opętać. Tego pierwszego jest pewien, bo widział jak Voldemort tak dręczy ludzi i lubi tak doprowadzać ich do szaleństwa. To ostatnie to zgadywanie. Minerwa i Granger z nim rozmawiały, zagrzewały do mentalnej walki, ale Potter nie ma szans. Na niego spadła niemiła rola tego, co oszałamia Pottera, bo niewiele więcej może zrobić.
Hermiona jak oczarowana patrzyła jak ukochany z lekkością uwolnił Severusa. Nie lubiła nauczyciela, ale Gellert mówił, że jest niewolnikiem Voldemorta i dlatego był jaki był. Teraz mówił głosem człowieka uwolnionego ze strasznego więzienia. Brzmiał … radośnie o ile to możliwe w tej sytuacji.
- Pokonasz go, nie mam wątpliwości – powiedział Severus – co z Potterem?
- Jest pewien rytuał… groźny i musimy z tym poczekać na Albusa – wyjaśnił Gellert – dobrze zrobiłeś oszałamiając go.
Nie dane im było wykonać rytuału. Kiedy bowiem skończyli rozmawiać, Voldemort zdołał w końcu opętać Harry'ego. Gellert nakazał wszystkim się cofnąć, a sam złapał przerażoną Hermionę. Nie chciałby młoda kochanka widziała to wszystko, ale za późno by zdążyła wyjść.
Potter zaczął wić się a jego oczy zrobiły się czarne. Hermiona stanęła za Gellertem patrząc z przerażeniem na swego przyjaciela. Spojrzał z nienawiścią na Severusa, ale nie nienawiścią chłopca, ale kogoś starszego. Bo w tamtej chwili Voldemort naprawdę opętał Harry'ego, a ponieważ blizna była horkruksem odległość nie miała tutaj znaczenia.
Wściekły Voldemort teleportował się do Malfoy Manor z samą jedną Bellą. Nie mógł uwierzyć, że stracił ludzi i przepowiednię, że Potter i ten kochaś mugoli pozabijali jego ludzi jak jakiś mugoli. Ale Bella pokazała wspomnienia. Dlatego postanowił inaczej zaatakować Pottera, zdumiony jak słaby jest umysł super czarodzieja. Severus ignorował jego wezwanie i Voldemort zamierzał go za to zabić. Nie zdążył jednak oznajmić planów, kiedy poczuł, jak przestaje czuć Severusa, a przecież nikt, ale to nikt nie może usunąć Mrocznego Znaku.
- Harry! – pisnęła przerażona Minerwa.
- Pottera tu nie ma stara babo – powiedział okrutnie Voldemort ustami Harry'ego – jestem tylko ja, wielki, nieśmiertelny Lord Voldemort co posiada dowolny umysł.
- Posiadasz to fantazję pokrako – parsknął Gellert – wielki mi Lord co boi się śmierci i opętuje nastolatków. Słuchaj jakiej części ciała prócz nosa ci brakuje?
- Milcz ty… ty… łysy staruchu! – zawył Voldemort.
- Ależ oryginalne, serio Voldi mugole wymyślą lepsze przezwiska – kpił Gellert – poza tym ktoś kto nie ma nosa, i kto wie czego jeszcze, a do tego pysk jak rozjechana jaszczurka nie powinien nikomu robić uwag o wygląd.
- Zabiję cię – wył Voldemort.
Gellert nie przejął się, tylko unieruchomił Harry'ego. Czarnoksiężnik nie wiedział czy tak pomoże Potterowi, ale od czegoś należało zacząć. Dał znak Minerwie by zabrała Hermionę, lecz ta nie chciała zostawiać przyjaciela. W tej chwili przeklinał upór swej młodej kochanki, wiernej przyjacielowi i chcącej pomóc.
- Harry walcz z nim, masz siłę tylko musisz w to uwierzyć – krzyczała schowana za Gellertem.
- Zamknij się ty denerwująca, wredna szlamo – warknął Harry – Voldemort.
- Walcz, walcz z nim tak jak walczyli z nim twoi rodzice i inni... walcz dla nich i dla siebie – mówiła przez łzy.
Harry był zepchnięty w głąb swego umysłu, nie mając siły walczyć. Przeciwnik był za silny, a on był dodatkowo osłabiony poczuciem winy, że mógł narazić Hermionę oraz innych. Teraz słyszał jak wróg obrażał przyjaciółkę i jak przez mgłę słyszał jak mówiła o rodzicach. Wszystko go bolało, zaś ciało stało się jednym, wielkim bólem. I wtedy pomyślał o utraconych bliskich, a jego serce wypełniło uczucie. Kiedy ból się skończy, kiedy go zabiją, dołączy do rodziców i już nigdy nie będzie musiał wracać do Dursleyów.
I wtedy złowroga świadomość odeszła, tak jak dym rozwiewa się na wietrze. Nie wiedział co się działo, ale leżał na czymś twardym a drżał jakby leżał na lodzie. Spadł z sofy w gabinecie na podłogę i tam właśnie leżał, a nad nim stali nauczyciele i nieznajomy starzec. Odzyskał kontrolę nad ciałem ale nie rozumie co się dzieje.
- Harry! – powiedziała Hermiona – czy to ty?
- Tak to ja, co się dzieje? – spytał.
- Przegnałeś Voldemorta ze swego umysłu Harry – powiedział Albus podchodząc do niego bliżej – jak tego dokonałeś?
- Nie wiem dyrektorze – wyznał szczerze – Hermiona mi opowiedziała o rodzicach i pomyślałem, że jak ten ból się skończy to dołączę do nich i nie wrócę do Dursleyów. I wtedy on… znikł. On mnie torturował, ale …. Odszedł, czy wróci?
- Nie sądzę Harry by znowu próbował cię opętać – zapewniał Albus – nie ocaliła cię oklumencja, ale twoje serce. Lord Voldemort nie może znieść takiej ilości uczucia, gdyż okrutnie poranił swoją duszę. Ból jaki mu zadajesz, przypomina przypalenie rozpalonym do czerwoności żelazem.
- Ale dlaczego chciał mnie zwabić? I kim on jest? – wskazał na Gellerta.
- On musi wiedzieć Albusie – powiedział Gellert – gdybyśmy nie poszli do ministerstwa… on musi wiedzieć, nie obroni się przed nieznanym.
- Zgadzam się Albusie, za dużo zaszło by trzymać go z niepewności – poparła go Minerwa – to niebezpieczne.
- Minerwa ma rację – powiedział Severus – chłopak musi wiedzieć z czym ma do czynienia.
- Zaczynasz widzieć w nim coś więcej niż cień ojca? – spytał zdumiony Albus – co się oświeciło?
- On - wskazał na Gellerta – moja przykrywka jest spalona, nie poszedłem na wezwanie ratując Pottera, kiedy Morda go atakował i cóż, nie ma po nim śladu – powiedział Severus pokazując wolne przedramię.
- Usunąłem ten tandetny tatuaż jak ten przebieraniec zaczął torturować twojego nauczyciela – wyjaśnił Gellert – i nie martw się Albusie, mam swojego szpiega na dworze tej pokraki.
- Coś jeszcze muszę wiedzieć, a nie, panno Granger ma pani iść natychmiast do dormitorium!
- Ktoś musi pomóc Potterowi uporać się z prawdą – powiedział Gellert – a żadne z nas nie jest nastolatkiem. Nie podoba mi się to – zapewniał – i nie wtajemniczałbym Hermiony gdybym nie musiał, ale to wielki ciężar dla kogoś tak młodego.
- To prawda Albusie – szepnęła Minerwa – każde z nas pomoże jak tylko zdoła Harry'emu, ale pewne rzeczy zrozumie tylko rówieśnik, a poza tym Harry będzie najczęściej wśród uczniów i dobrze by ktoś z nich miał pojęcie z czym się mierzy. Wiesz co dzisiaj miało miejsce. Ktoś musi go pilnować.
- Wiem i macie rację, dobrze Harry. Proszę cię byś mnie wysłuchał a potem pytał. A na razie zacznę od przedstawienia mojego … sojusznika i dawnego przyjaciela.
- Kim pan jest? – spytał Harry.
- Dzisiaj Potter twoim sojusznikiem w walce z Mordą, poznałeś mnie jako Gellerta von Hammersmark ale to nie jest moje prawdziwe nazwisko. Naprawdę nazywam się Grindelwald a dzisiaj przekonałem śmierciożerców i Mordę, że jesteś inkarnacją Merlina – powiedział i opowiedział o walce.
- I oni to kupili? – spytał zaskoczony Harry – nie uznali, że ktoś się we mnie wielosokował? Serio uznali, że machnięciem łapy ciskam ludźmi o ścianę?
- Taa jesteś chłopcem z przepowiedni – kpił Gellert.
- Voldemort chciał cię zabić z powodu pewnej przepowiedni... – zaczął Albus.
Albus powiedział o przepowiedni, o tym jak za to Voldemort polował na jego rodziców. I dlatego przyszedł do nich. Jak podzielił swoją duszę i jeden z fragmentów utkwił z nim. Hermiona podbiegła do chłopca i przytuliła go pomagając mu w ten sposób, a on mocno się z nią wczepił.
Hermiona sprawiała wrażenie przerażonej, ale przede wszystkim teraz liczył się Harry. Dlatego nic nie mówiła, ale siedziała u boku swego pierwszego przyjaciela. Nie do końca rozumiała co właściwie miało miejsce, o co chodziło z tymi fragmentami duszy, ale brzmiało to groźnie. I do tego jeszcze ta przepowiednia.
Nigdy nie wierzyła z przepowiadanie przyszłości i to zanim Gellert jej powiedział, że to stek bzdur. Zapewniał, że wizje mało, kiedy mają sens i dlatego nie można się nimi kierować. Teraz z przerażeniem słuchała, że ktoś wygłosił przepowiednię i dlatego Harry jest sierotą. Niestety Voldemort wierzył w przepowiednię i sam nadał jej znaczenie. Nie wyobrażała sobie jaki to ciężar i chciała jedynie pomóc mu takowy dźwigać.
- Czyli muszę go zabić? – powiedział smutno Harry.
- Nie, przepowiednie to dym i lustra albo bredzenie pijaczki, wiem co mówię jestem jasnowidzem. Przyszłość NIE jest ustalona, chociaż Morda nadaje jej kształt. Znasz pojęcie samospełniającej się przepowiedni? Mogę się ciebie wielosokować w ciebie Potter i uciąć łeb tej pokrace, tej obrazie dla nacji czarodziejów! – powiedział Gellert.
- Za co go nienawidzisz Grindelwald, przecież jesteś czarnoksiężnikiem! – spytał Harry.
- No i co z tego? Nie jestem świrem mordującym kogo popadnie – odparł elegancko - Chciałem uwolnić czarodziej od konieczności krycia cię przed mugolami, by żadne więcej dziecko nie trafiło do takich Dursleyów. Na pewno zaś, nie obchodzi mnie tak zwana czysta krew, a ta pokraka… zabija czarodziejów i jest obrazą dla magii. No i oczywiście on i jego ludzie uważają Hermionę za kogoś gorszego, zapłacą mi za to.
- Ty załatwiłeś Umbridge – powiedział Harry w nagłym olśnieniu.
- Tak ja, za to, że miała czelność kazać pisać Hermionie tym swoim piórem. Nigdy bym nie skrzywdził magicznego dziecka, mam swoje zasady.
Hermiona czuła na siebie spojrzenie Harry'ego. Spadło na niego naprawdę dużo w ciągu krótkiego czasy, ale nieświadomość naprawdę może być groźna. Dlatego Harry musi wiedzieć w czym zgadzała się z Gellertem. Lecz czy chłopak zaakceptuje to, z kim jest? Miała poważne wątpliwości, naprawdę bardzo wielkie i nie chciała go stracić.
- Jesteś z ponad stuletnim czarnoksiężnikiem, czy wy… czy wy robicie to co Syriusz z Fleur? – spytał Harry.
- To normalna część związków – zaczęła Hermiona czerwieniąc się jak burak – i tak, wiem kim jest Gellert w oczach świata, ale dla mnie jest moim wymarzonym chłopakiem i kimś kogo kocham. Harry wiem, jak to wygląda, ale proszę spróbuj mnie zrozumieć.
- Nie wiem czy umiem, wybacz Hermiono, ale tutaj chodzi o ponad stuletniego czarnoksiężnika i… - zaczął Harry.
Gellert słuchał uważnie rozmowy. Był wściekły na Pottera za jego zachowanie. Ledwie Morda przestał go torturować a on co? Oni mu ratują dupę, tłumaczą co i jak a on strzela focha. Mógł tolerować głupotę złotego chłopca z przepowiedni, jeśli chodziło o naukę. Machnął ręką na to, że tracił czas na bzdury jak sport, kiedy nalegało uczyć się jak przeżyć wojnę. To już problem Albusa, ale najwyraźniej to on z Albusem wykonają mokrą robotę. Nie przeszkadza mu zabijanie bandy morderców. Teraz jednak widział jak warga Hermiony zaczęła drgać niebezpiecznie. Potter wyraźnie ma problemy z akceptacją ich związku, na czym cierpi młoda kobieta. Nie zamierza pozwolić by ranił Hermionę.
- Nie obchodzi mnie co o mnie myślisz Potter, ale nie pozwolę ci ranić Hermiony – wycedził Gellert – „nie wiesz czy umiesz" tyle dla ciebie znaczy przyjaźń? Ona była przy tobie w czasie, kiedy inni byli przeciw tobie, kiedy nawet Weasley cię zostawił. Pięknie się jej odwdzięczasz za lata przyjaźni i lojalności, ale już w trzeciej klasie pokazałeś, że miotła znaczy dla ciebie więcej niż przyjaźń!
- Gellercie – jęknęła Hermiona.
- Taka prawa – parsknął Gellert – jeśli doprowadzisz ją do łez, ten prostak Morda nie będzie twoim największym zmartwieniem!
- Prostak? – spytał zaskoczony Harry.
- Prostak to profanuje magię, och nie myśl, że mi przeszkadza, że to bękart charłaczki i mugola, ale je tego używanie ledwie paru zaklęć to prostactwo. Znam sposoby by ofiara cierpiała bez używania Cruciatusa, poznasz je, jeśli skrzywdzisz Hermionę. Nie jestem miłym człowiekiem Potter i nie przejmuję zasadami jak Albus, skrzywdź moją kobietę a pożałujesz. Rozumiemy się?
- Rozumiemy – powiedział Harry – muszę to wszystko przemyśleć, muszę to dla mnie dużo.
